Cieszę się drobiazgami
Zwłaszcza gdy są to drobiazgi przydatne a czasem nawet niezbędne. Mam tu na myśli drobne sprzęty wyposażenia kuchni. Kupuję je dość często, na ogół podczas podróży. Mają więc dla mnie podwójne znaczenie: są bardzo przydatne i ułatwiające pracę a jednocześnie przypominają podróż z której je przywiozłem.
Nie twierdzę, że należy ograniczać się tylko do tych najniezbędniejszych, bo w drobiazgach tkwi uroda i charakter domu. Trzeba pamiętać, że jest wiele rzeczy potrzebnych, bez których trudno się obejść, ponieważ ułatwiają, a czasem nawet umożliwiają przygotowanie pewnych potraw. Te doradzam kupować od razu, inne w miarę nabywania doświadczenia, dzięki czemu łatwiej ocenimy, czy na przykład uchwyt do gałki muszkatołowej lub
przyrząd do szpikowania mięsa (z prawej) zostaną od czasu do czasu użyte, czy też w kuchennej szufladzie zajmą miejsce rekwizytów bez zastosowania.
W każdej kuchni potrzebna jest łopatka do przewracania kotletów, duży widelec kuchenny, łyżka cedzakowa i wazowa; bywają zestawy kuchennych sztućców umieszczone na wygodnych wieszakach, dzięki czemu mają swoje ustalone miejsca i nie trzeba ich szukać, kiedy są potrzebne. W gospodarstwie przyda się trzepaczka do piany i ręczna tarka, nawet jeśli mamy odpowiednie sprzęty mechaniczne, oraz nieduży tłuczek do mięsa i wałek.
Doskonałym przyrządem naprawdę przydającym się w kuchni, zwłaszcza tej, gdzie gotuje się wiele potraw włoskich, jest miarka do spaghetti – dzięki niej zawsze ugotujemy tyle spaghetti, ile potrzeba, bez niepotrzebnego marnotrawstwa.
Jak ważne są w gospodarstwie odpowiednie noże (fot. 2 wyżej), wie niemal każdy, kto choćby raz spróbował posłużyć się tępym nożem. Nie warto oszczędzać na tym wydatku, tym bardziej że wystarczający komplet to dobry nóż do krojenia mięsa, nóż do chleba (zazwyczaj z ząbkami), nożyk oraz obieraczka do warzyw.
W skład niezbędnych kuchennych sprzętów powinny też wejść – w zależności od przyszłych kulinarnych planów – moździerz, forma do sufletów, w której można przyrządzać również zapiekanki, oraz płaska, okrągła foremka do tart i blaszka do pieczenia o wymiarach 25 x 35 cm, w której można upiec ciasto, ciastka, a także kurczaka lub szparagi.
Deski do krojenia są niezmiernie ważnym elementem kuchennego wyposażenia. Jest wprawdzie wielki wybór w naszych sklepach, jednak te najlepsze z drzewa oliwnego pojawiają się rzadko. Są one zarówno trwałe, jak i piękne, a dobrze konserwowane zachowują tę urodę na długo, drewno oliwki jest bowiem wspaniale ozdobione naturalnymi słojami o różnych barwach brązu i beżu. Po umyciu, przez pierwszy okres użytkowania, nasącza się taką deskę oliwą, dzięki czemu nabiera na trwałe swej intensywnej barwy. Doradzamy zakup przy pierwszej nadarzającej się okazji, czyli pobytu w którymś z krajów basenu Morza Śródziemnego. Idealne są także kupowane w IKEA cienkie podkładki do krojenia wykonane ze specjalnego tworzywa, elastyczne, a tak wytrzymałe, że trudno je przeciąć nożem. Posiekane warzywa (najlepsza w tym celu jest gilotyna) po zwinięciu podkładki w rodzaj rynny przesypuje się łatwo do naczynia, ich przechowywanie jest bezproblemowe, przypominają bowiem kawałek tektury, który wszędzie się zmieści.
Zamiast kupować od razu wszystko, co wyda nam się przydatne, warto zachować finansową rezerwę na dokonywanie zakupów kuchennych sprzętów sukcesywnie. Czas bowiem pokaże, czy wszystko, co nas zachwyca w sklepie, jest nam rzeczywiście potrzebne. Potraktujmy wyposażanie kuchni nie jak obowiązek, lecz jak przyjemność, która może potrwać, jak proces, który nie kończy się w krótkim czasie. U mnie nie kończy się nigdy. I niczego się nie pozbywam ale to dlatego, że mam dwie kuchnie: tę miejską i drugą – wiejską. I w każdej potrzebne są kuchenne drobiazgi.
Fot. Piotr Adamczewski
Komentarze
A mnie w kuchni brakuje dwóch drobiazgów, które niby są, a tak, jakby ich nie było. Jedno to urządzenia do krojenia cebuli w kosteczkę do śledzia, ile już sprawdziłem urządzeń, a to dół na miazgę, góra w całości. Drugie to urządzenie do miażdżenia czosnku, te, które są, zostawiają połowę czosnku w urządzeniu, a mycie tego jest koszmarem.
Kocham kuchenne drobiazgi. Są przydatniejsze od dużych maszyn. Noże, tłuczki, deski małe i duże (byle nie ze szkła – brrrr kiedy się skrobnie po czymś takim nożem). Przyrząd, którego dotąd nie mam, a potrzebny, to „julietka” do cięcia warzyw „na zapałkę” Co jeszcze chciałabym kupić? Kolejny egzemplarz sita na patelnię – one się szybko niszczą przy myciu. Kiedyś dostałam takie papierowe ze Szwajcarii od Blogowiczki, która już od lat u nas nie pisze. Było tam ok 20 arkuszy sit papierowych, które po smażeniu wątróbki, słoniny albo ryby po prostu wyrzucało się do kubła. Żadnego mycia, bardzo wygodne, w naszych sklepach nie spotkałyśmy. Przydała by się jeszcze duża siatka do studzenia ciast. Ta, którą mamy jest za mała – można na niej postawić sztywną formę z ciastem, to utrzyma, ale świeżego ciasta bez formy nie da rady, bo się łamie. Więcej pożądań kuchennych aktualnie nie mam
Gilotyna, znana tez jako mezzaluna wystepuje czaem w komplecie z deska, z wglebieniem na srodku, co skutecznie utrudnia siekanej zieleninie ucieczke.
Dla rodzin z dziecmi-niejadkami przydac sie tez moze forma do gotowania jaj
do miazdzenia czosnku polecam taka niewielka, drewniana „palke”, jak dawny tluczek do ziemniakow, tylko duzo mniejsza i zabkowana
duzo praktyczniejsza niz ta metalowa wyciskarka
Mnie także brakuje mechanizmu do siekania cebuli. Już dawno uznałam, że najlepszym urządzeniem do chirurgicznego pokrojenia cebuli w drobniutką kosteczkę i bez lania łez, jest domowy mężczyzna. Do dziabania czosnku w miarę sprawdza się stary to-p-o-r-n-y przeciskacz z wyjmowanym denkiem, łatwo wtedy wybrać resztki, ale jeśli nie mam hurtowych ilości do miażdżenia, najchętniej traktuję tradycyjnie nożem w kosteczkę i solę, a później płaskim rozcieram na miazgę.
A później bjk natychmiast myję ręce – co?
Torlinie, mycie rąk mnie nie brzydzi i zawsze myję po kuchennych (i innych) czynnościach 🙂
Od kilku lat poszukuję miarki do spaghetti. Gdzie można ją kupić?
Krysiade, tutaj i tutaj
Do krojenia cebuli moj Ukochany zaklada okulary do plywania. Widok niesamowity !
Krysiude, tutaj na przyklad
Elap, można i tak
Ups, nie wkleiło się miało być: Elap, można i tak
Ostatnia próba do Elap, jak można
przepraszam za kombinowanie, było inne rozszerzenie jpg.
domowa miarka do spaghetti Dla jednej osoby – 80 g. Pomnożyć przez liczbę osób.
Wprawni używają kciuka i palca wskazującego.
Można potrenować na sucho. Na wadze ustawić szklankę lub słoik, wytarować, brać dłonią garście spaghetti i sprawdzać dokładność miary wkładając porcje do szklanki na wadze.
Penne i inne drobne makarony mierzy się garściami po 20-25 gramów.
Uzupełnienie do wczorajszego: Ramen to także końcówka modlitwy pastafarian czyli wyznawców Latającego Potwora Spaghetti. W tej religii miarki do spaghetti nie są konieczne, ale bez durszlaka się nie obejdzie.
Częstą i złośliwą obrazą uczuć religijnych pastafarian jest łamanie makaronu spaghetti, by zmieścił się w garnku 🙄
Lubię kroić cebulę 😀 . Z kuchennych drobiazgów przydaje się takie małe sitko do krojenia warzyw i jajek na sałatkę:
http://www.smakizycia.pl/kuchnia/gadzety/krajalnica-do-kostki/
Bardzo ułatwia pracę.
O tak, durszlak jest niezbedny w domu. Nadaje sie do uzytku znakomicie w kuchni jak i w lazience. O zastosowaniu w wc dowiedzialem sie ostatnio u doktora. Radzil mi sikac przez durszlak celem odzyskania kamieni. Potrzebuje granity do analizy 🙄
🙂 🙂 🙂
Dzien dobry,
Do najdrobniejszego nawet krojenia cebuli potrzebny jest porzadny noz i obsluga noszaca szkla kontaktowe ;).
A propos nozy – kiedys na pewno uzbieram na wymarzone japonskie noze …
Bardzo przydatna w kuchni jest silikonowa podkładka zastępująca stolnicę. Łatwo się ją myje, a zwinięta w rulonik zajmuje mało miejsca.
Od świąt miałam trochę zamrożonej masy makowej i dziś upiekę z niej 2 średnie makowce. Ciasto drożdżowe już wyrasta. Następne będą dopiero na kolejne Boże Narodzenie.
Kuchenne przydasie to temat-rzeka. U nas gadżeciarzem jest Witek. Ma to po swojej Mamie. Za każdym razem, gdy wracamy od Niej z Wrocławia, wieziemy ze sobą różne cudeńka, czasami przedwojenne.
Pisałam i zżarło – bez od – por – ności i Pas – senta. Głodny ten Łotr?
Mój ulubiony gadżecik:
http://fabrykaform.pl/Silit_obcinacz_do_jajek_na_miekko_silit-p22322.html
W zasadzie niepotrzebny, ale jaki fajny! Bardzo go lubię.
Dziewczyny-Krystyny wczorajsze! Najlepszego dzisiaj i w każdy kolejny dzień!
„Nowoczesność w każdym domu” 🙂
http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/173828/acab9e36849928fd4819850d276d876b/
http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/173736:1/
Przybory kuchenne u Przypkowskich: http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/179369/acab9e36849928fd4819850d276d876b/
Drobiazgami tego nazwać nie można 🙂
A co złego w Pas-sencie? Przeca pisze obok? Bo od-por-ność i to-por-ny to już wiem, że nie lubi
Pełen spis wzorcowego wyposażenia kuchni w pocz XX w zawiera książka Disslowej „Jak gotować”. Wynika z niej niedwuznacz. nie, że my mamy 3 x tyle gadżetów, na 4 x mniejszej powierzchni Owszem – wszelkich form i foremek tamte panie miały więcej, ale np 6 ścierek lnianych przy ręcznym zmywaniu z 5 posiłków dla 6 osobowej rodziny? Mnóstwo produktów „spod klucza” – zamykanych i ściśle rozliczanych : kawa, herbata, cukier, cytrusy, importowane sery, przy rozrzutnym wydzielaniu mleka, masła, jaj, mięsa i pieczywa.
Krzychu,
To nie tyle o Pas-senta chodzi, co o a-s-s…
Żaroodp-o-r-nego też nie lubi.
Ewo, dziękuję. Nie wpadłem, że Łotr może być poliglotą. Ciekawe, czy na ” sacre bleu, jak zwykł przeklinać hrabia po francusku, albowiem świetnie znał ten język” zareaguje 😉
To ja wypróbuję go po naszemu: u nas dzisiaj, jak na marzec, nadupał.
Bejotko – on jest taki cnotliwy tylko po angielsku. Po polsku możesz dowolnie, ale poprawnościowo na męski organ musisz napisać „tenis” z literką „p” nie przejdzie.
Do czosnku najlepszy jesty tasak chinski i jak chinczycy wystarczy ciach walnac plaska czescia na desce i czosnek rozsmarowany jak ta lala. Nic na boki nie ucieka, sekunda moze dwie. Jak ktos nie ma sily to polozyc czosnek (mozna przekroic na mniejsze kawalki) na nim tasak i druga dlonia walnac z gory w tasak (w te plaska czesc oczysiwscie, inaczej zostaniemy bez dloni) i czosnek rozsmarowany na desce jak trzeba.
Do spaghetti mamy miarke bo dawali z winem ostatnio. Czesto dodaja rozne drobiazgi do butelki tego czy tamtego a ostatnio wlasnie miarke do spaghetti 🙂 Najczesciej wisza jakies „malpki”, korkociag, albo szklaneczka czy kubek.
Do niektorych owocow jak np,. mango przydaje mi sie noz do ryby. Taki dlugawy i cienki i gietki. Takie mango jak sie przekroi wzdluz to mozna nakroic w kostke i jesc, ale ostatnio kroje w 3 paski a te klade na desce i wlasnie tym nozem „filetuje”. Skorka zostaje na desce a owoc na talezyk i juz jedzac sie nie brudzimy. Sprawdza sie idealnie i owocu nie marnuje.
Noze wazne, fakt. Kiedys zabralem do Kraju 5 kilo bizona na steki. Zaprosilem pare osob, mialo byc 12 wyszlo 16 wiec steki sie zawezily nieco. Kolega mial „noze”. Takie z blaszki na czekolade. Tepe to jedno, ale one sie wyginaly jak pila na ktorej mozna zagrac symfonie „Patetyczna” 🙂 Inny polecial i przyniosl swoje „lepsze” noze i meczarnia trwala dalej. No ale w koncu jakos sie pokroilo miesko i steki wyszly OK 🙂
A nie, Pyro, nie nastawiam się na bycie wulgarną, ani też nie mam zamiaru tutaj pisywać o organach, tylko byłam ciekawa, czy to działa wybiórczo, czy też na każdą zbitkę, dającą w efekcie „wyraz”. Byłam prawie pewna, ze nie przejdzie, a tu – niespodzianka.
Widocznie kiepsko szukałam. Dziękuję za informacje. Już nabyłam.
Krysiude, proszę bardzo. Małżonka moja też twierdzi, że moja wyszukiwarka lepsza(mamy identyczne). Szukając tego samego zagadnienia osiągam pożądane rezultaty sprawniej niż Ona. W czymś muszę być w końcu lepszy, nie? 🙂
-9C, pochmurno, wietrznie i zimno jak licho 🙁
A wieczorem ma padać deszcz.
Taki obcinacz do jajek by się dzisiaj Jerzoru przydał, jajko na miękko mu się całkiem rozlazło 🙄
Z kuchennych rzeczy kupiłam parę dni temu dużą patelnię (26cm) z dwoma uchwytami, porządna francuska firma T-fal i jej się trzymam od lat. To nie taki znowu gadżet, tylko mus w kuchni, a mam w sumie 6 patelni w różnych rozmiarach, oraz w różnym stopniu zużycia. Ta ma być tylko do wyłącznego użytku przeze mnie.
Cenię sobie też wok, ale nie chiński tradycyjny, tylko duży wok pokryty teflonem, ze szklaną pokrywą. Jest to bardzo wszechstronny „gar”.
Bejotko – przez lata ze złości i z ciekawości testowaliśmy tego Łotra na różne okoliczności. Wyniki jak wyżej. Polskie najgorsze wulgaryzmy przejdą, a nazwisko Redaktora Daniela – za nic. Co dziwne : na jego blogu przechodzi bez problemu i parę u nas zakazanych słów też – to co robią informatycy Piotra? Już nawet kiedyś do nich napisaliśmy list, bez efektu, chociaż odpowiedzieli grzecznie o „silnej barierze”.
Samo zdrowie
Pyro,
bo „tenis” to też „mieżdunarodne” słowo 😉
Gadżetowego zawrotu głowy doznałam gdy kilka lat temu zdarzyło mi się przekroczyć progi wielkiego sklepu Kitchen Aid w Yumie. Oj, trudno było wyjść, a jeszcze trudniej nie kupić choć paru drobiazgów. Z tej wyprawy zostały mi świetne kuchenne nożyczki, dziwny przybór do wyłuskiwania awokado w plasterkach itp. drobiazgi. Nie mogę odżałować wyrzuconego razem z obierkami nożyka do jarzyn. Teraz mamy podobne sklepy i w Warszawie, nie tak wielkie, ale też świetnie wyposażone. Szkopuł, że kuchenne szafki nie są z gumy i więcej nie wchłoną 🙂
Skoro o kuchennych gadżetach dziś mowa- jak myślicie, czy za pomocą rękawa cukierniczego czy też plastikowego worka z uciętym rogiem można napełnić faszerowane kałamarnice ?
Łyżką niby można, ale trochę pracochłonne. Ma ktoś z Was jakieś pomysły?
Krzychu,
wczoraj właśnie widziałam to w którejś włoskiej tv – więc można jak najbardziej 🙂
Dzięki 🙂 odtworzyć smaku tych z Sokcho pewnie nie odtworzę, ale spróbować jeszcze raz trzeba
Sery kozie przywiozłam z Marwic, od pani Szczupakowej. Z bazylią, czosnkiem, czosnkiem niedźwiedzim i kozieradką. Był jeszcze z bazylią i suszonymi pomidorami, ale nie wzięłam. Wzięłam za to jeden łysy, znaczy bez ziół i jeden podwędzony.
Trochę rozdam, trochę zjem. Są pyszne.
Na jakimś filmie widziałam jak napełniano tuszki za pomocą trzonka łyżki do zupy, spinano i nakłuwano wykałaczką w kilku miejscach żeby uniknąć popękania. Wszystko chyba zależy od rodzaju nadzienia i cierpliwości gotującego 🙂
Zmachałam się. Niby sprzątanie po kocie należy do Jerzora, ale ja sprzątam dom. Odkurzać można bez przerwy, a koty się mnożą i fruwają po całym domu 👿
A jeszcze paniusia się jeży, że hałasuję i przerywam drzemkę 🙄
Królestwo za śledzia!
Ale dzisiaj przychodzi na obiad Roger, on mięsny, więc będą polędwiczki wieprzowe w sosie prawdziwkowym, ulubione Rogera, w restauracjach tego nie znajdzie. No chyba, że w jakiejś polskiej, w większej metropolii.
Wracam do zajęć, mietła już była, teraz ściera.
p.s.
Czy jest tu ktoś, kto lubi sprzatać?
Barbaro 🙂 na tym filmiku wlasnie tak sie te tuszki wypelnia, lyzka 🙂
Widzimy tez jak sprawnie pan kucharz kroi poszczegolne skladniki wspanialym nozem na drewnianej desce. Patelnia tez chyba dobra 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=bQiRg8i2EoI
Na mnie nie licz!!!
Zauwazycie zabawny szczegol: sloik Papryki Konserwowej (nie zdazylam przeczytac nazwy producenta).
Ja na nikogo nie liczę 🙁
Tak tylko ogólnie zapytałam, a nuż to tylko ja nie znoszę sprzatania…
Osobiście znam dwie osoby, które lubią sprzątać, obydwaj (bo to faceci!) pedanci do bólu. O trzecim, koledze jednego z tych dwóch, słyszałam, że ma podobnie. Jerzor ma odwrotnie 👿
A może się ukrywa? 😯
Gotowanie to jednak o wiele przyjemniejsza sprawa. Żeby jeszcze tylko garów nie trzeba było myć 🙄
Alino, papryka jest z firmy Frubex.
Nie znam, nie próbowałam. Może ktoś zna tą firmę.
Alino, rzeczywiście zręcznie mu szło. Z tego rodzaju nadzieniem nie ma co liczyć na ułatwienia, łyżeczka i cierpliwość. Tej firmy od papryki tez nie znam 🙂
Z prac domowych NIENAWIDZĘ zmywania. Zmywarkę używam od 1980 roku. To jeden z najlepszych wynalazków. Następna pralka.
My i tak mamy lepiej niż nasze prababki, które ani pralki, ani zmywarki, że o innych cudach wspomagających nie wspomnę 🙂
Gdyby ktoś chciał sprzątać, to ja z przyjemnością gotowałabym na 2 rodziny. Znam blogową specjalistkę od sprzątania i obydwoje z mężem są siebie warci. 2 x w miesiącu przychodzi do nas p. Ola i po jej wyjściu w mieszkaniu jest błysk. Tak, to ja nie umiałam nawet w pełni sił. W moim przypadku był to wysiłek i ciężka praca, a w jej, jest taniec ze ścierką. Pewnie, że się napracuje, ale przyjemnie na nią popatrzeć. I na efekty też. To jest talent. Moja Ryba pod koniec studiów dorabiała w wakacje w stoisku gastronomicznym . Codziennie przed pracą i po pracy gruntownie szorowała tę przyczepę. Przychodziła co kilka dni żona szefa i mówiła, że brudno.. Ryba się broniła, że skąd, przecież myła te ściany…po czym p. Danusia brała ścierę, robiła kilkanaście energicznych ruchów i wychodziła. Biedne dziecko mówiło w domu : Mamuś! Nie wiem, jak ona to robi. Nie wiem, chociaż patrzę. Te ściany lśnią kiedy ona wychodzi, a ja się natyram, jak głupia i nic…
No więc ja też tego talentu nie mam chociaż brudas nie jestem.
Sprzątanie i prasowanie to nie jest coś, co tygrysy lubią najbardziej.
„Rejs” 🙂 http://repozytorium.fn.org.pl/?q=pl%2Fnode%2F6303
Wprawdzie nemo od dawna się tutaj nie pojawia, jednak chciałam jej podziękować za przepis na łopatkę pieczoną w winie, znalazłam w necie, wykorzystałam, pycha (chociaż u mnie była szynka)
Asiu, ale mi zrobiłaś frajdę! Takim statkiem (a może tym samym) płynąłem z W-wy do Gdańska. Druga połowa lat 50tych. Byłem wtedy studentem i muzykowałem prawie profesjonalnie. Zaangażowano nas by grać do tańca przodownikom pracy. którym taki rejs zafundowano. Zarobek był marny, ale uwczesne wrażenia były cenniejsze niż teraz z wycieczki na Polinezję.
Terri – dziękuj spokojnie.
Te młodzieńcze muzykowania wspominaliśmy dość często – np ASzysz wspominał występ w jakiejś mleczarni, w której zresztą grali za darmo. Honorarium stanowiła gorzałka z wieczora, a rano śmietana po czubek głowy. PaOLore też w takich klimatach koncertował , Pyra natomiast jeździła w latach licealnych na akcje „miasto – wsi” na pace ciężarówki. Za tańce, , recytacje itp nie płacili, ale karmili do wypęku.
Matematykiem Ci ja nie jestem, ale tym celebruję dzisiejsze Święto Liczby Pi.
Dedykuję wszystkim: 3,14159 26535 89793 23846 26433 83279 50288 41971 69399 37510 58209 74944 59230 78164 06286 20899 86280 34825 34211 70679 82148 08651 32823 06647 09384 46095 50582 23172 53594 08128 48111 74502 84102 70193 85211 05559 64462 29489…
Po skończonej pracy piję toast za Wędrowca na Szlaku, jak mawia Stara Żaba. Godnym, chłodnym Leżajskiem.
Robotę zakończyłam na wyprasowaniu dwóch obrusów i sterty serwetek obiadowych. Nie przepadam za prasowaniem, ale moja suszarka bębnowa załatwia wiele rzeczy wystarczy tylko wyjąć w odpowiednim momencie i powiesić szmatki na wieszakach.
Niestety, niektóre wymagają prasowania.
A więc zdrowie tego Wędrowca 🙂
Czym celebrujesz, Kapitanie?
No to da mi Danusia popalić za ówczesny…
A lejek, zwykły lejek, nikt o nim nie wspomniał.
Nie tylko nalać coś do czegoś, bez rozlewania można.
Do ucha „tego lejka” wsadzić. Cieńczym końcem. Słyszy się lepiej, nawet dalsze rozwinięcie liczby „Pi” usłyszeć można.
I pieniędzy na aparat słuchowy wydawać nie trzeba.
Alicjo. Nie mam nic „matematycznego” Czy może być chemiczny? Np H25OH + sok malinowy?
C2H5OH
mam dobry dzień!
Liczba Pi
Podziwu godna liczba Pi
trzy koma jeden cztery jeden.
Wszystkie jej dalsze cyfry też są początkowe
pięć dziewięć dwa, ponieważ nigdy się nie kończy.
Nie pozwala się objąć sześć pięć trzy pięć spojrzeniem,
osiem dziewięć obliczeniem,
siedem dziewięć wyobraźnią,
a nawet trzy dwa trzy osiem żartem, czyli porównaniem
cztery sześć do czegokolwiek
dwa sześć cztery trzy na świecie.
Najdłuższy ziemski wąż po kilkunastu metrach się urywa.
Podobnie, choć trochę później, czynią węże bajeczne.
Korowód cyfr składających się na liczbę Pi
nie zatrzymuje się na brzegu kartki,
potrafi ciągnąć się po stole, przez powietrze,
przez mur, liść, gniazdo ptasie, chmury, prosto w niebo,
przez całą nieba wzdętość i bezdenność.
O, jak krótki, wprost mysi, jest warkocz komety!
Jak wątły promień gwiazdy, że zakrzywia się w lada przestrzeni!
A tu dwa trzy piętnaście trzysta dziewiętnaście
mój numer telefonu twój numer koszuli
rok tysiąc dziewięćset siedemdziesiąty trzeci szóste piętro
ilość mieszkańców sześćdziesiąt pięć groszy
obwód w biodrach dwa palce szarada i szyfr,
w którym słowiczku mój a leć, a piej
oraz uprasza się zachować spokój,
a także ziemia i niebo przeminą,
ale nie liczba Pi, co to to nie,
ona wciąż swoje niezłe jeszcze pięć,
nie byle jakie osiem,
nie ostatnie siedem,
przynaglając, ach przynaglając gnuśną wieczność
do trwania.
No, toś się Nowy, poetycznie odsłonił…
Zdrowie Nieskończonej!
Alicjo,
czyzbys wrocila do nalogu…?
A Nowy chyba szaleju sie napil!
Ja dziekuje Nemo za przepisy na roznosci I za wszystko inne. Szkoda, ze Cie nie ma.
Spadam do lozka, po b. pracowitym dniu.
Bra.
Cichalu,
coś mi się po głowie tłucze, że Twój napitek nazywa się „Tata z Mamą” 🙂
dobry wieczor szariku 🙂 🙂 🙂
jestes coraz bardziej znosny 🙂 🙂 🙂
Pozdrawiam
To raczej Szymborska się napiła była czegoś w przeszłości…
Alicjo bingo! Masz pamięć do szlachetnych przepisów
Alicjo, ja bardzo, bardzo lubie sprzatac, prasowac, itp
chetnie robilabym to w zamian za gotowanie, no ale coz – pracowac trzeba i ani na jedno ani na drugie nie ma czasu
a jesli mam czas, to juz wole posprzatac, niz ugotowac 😉
i…tekstów!
Widzisz szaraku, łatwo pomylić Cię z szarikiem.
Tak Ci się też dostało ode mnie, w cale tak nie dawno, kiedy was pomyliłem. No, ale jak już różnice tak małe to – giters!
Najeździłem się dzisiaj autem a tam w radiu był temat: Nabywanie!
Mowa była o musu do kupowania, o kręćku w krzyżu przy kupowaniu i o odwyku z tego. Słuchaczka przy telefonie komunikowała, że nabywając rzecz nową zaraz typuje rzecz w gospodarstwie, którą przeznaczy do usunięcia w miejsce nabytku, a w wypadku noży np rozpowiadała się wylewnie, jak to dobry jest nowo nabyty nóż japoński, na którego miejsce wyrzuciła wszystkie które miała dotychczas i wyraziła przy tym nadzieję, że ten nóż będzie jej służyl przez następne 30-40 lat.
Ciekawe, co ona w kuchni potrafi?
Przedwojenni celebryci? 🙂 http://www.repozytorium.fn.org.pl/?q=pl/node/4062
Gospoda Ludowa „Bristol”: http://www.repozytorium.fn.org.pl/?q=pl/node/7029
Alicjo, ja tak jak Magdalena 🙂 , ale po obejrzeniu faszerowania łyżką polecam szczerze rękaw cukierniczy – widziałam obie metody i nie ma porównania 🙂
Z gadżetów widziałam też młynek specjalny tylko do gałki muszkatołowej 😯 .
O, widzę, że Niunia dała popis… jak za dawnych czasów….
„A Nowy chyba szaleju sie napil!”
To jest dopiero komplement, może nawet Nobla dostanę….
Przez roztragnienie nie podałem nazwiska autorki, a tu proszę….
A tak na marginesie – nie wiem jak można się napić szaleju, wiem, że można się go najeść.
Ale to nic… i tak Niunia miodek na serce mi dzisiaj lała….
Asia,
ano właśnie, każda epoka ma swoich celebrytów 🙂
Jedno mi się nie podoba – że niby „poważni” dziennikarze, lub chcący za takich być uważani, są teraz celebrytami, pokazują się po różnych salonach, „bywają”, chwalą się ilością posiadanych par butów (panie), nowymi modelami drogich samochodów (panowie), nowymi modelami współpartnerów (panowie i panie), dają się fotografować, gdzie tylko się da, być, i bywać. Gwiazdorstwo.
Gdzie się podział profesjonalizm?
Tempora… 🙄
Nowy,
tak sobie pomyślałam, że przez roztargnienie, moja uwaga nie była pod Twoim adresem.
Alicja,
To, ze wiedzialas kto napisal jest dla mnie oczywista oczywistoscia. Chcialem o tym wspomniec w nastepnym komentarzu.
A w ogóle to może od początku…
Krysiade i Krystyna – dużo wczoraj o Was myślałem, słałem ciepłe życzenia, a w barze piłem Wasze zdrowie. Wiadomość spóźniona, ale prawdziwa! Przyjmijcie, proszę, zwłaszcza, że życzenia najszczersze pod słońcem… 🙂 🙂 🙂
Ostatnio przechodzę bardzo osobisty, wspomnieniowy okres – miejsce mojego niemal całego dzieciństwa, młodości, wszelkich zawirowań życiowych, miejsce które wielokrotnie opuszczałem by po dłuższym lub krótszym czasie, po rozstaniu z kolejną kobietą mojego życia (przeważnie nie żoną) odwiedzić i zamieszkać w nim ponownie przeszło w obce ręce. Okropnie trudno mi się z tym pogodzić, najdłuższy rozdział mojego życia został zamknięty (byłem tam zameldowany nieprzerwanie od 1954 roku!)
Kamienica to szczególna, niegdyś tętniąca życiem, wspaniałymi ludźmi (o Pani Jankowskiej już kiedyś wspominałem), pełna dzieciaków, niezapomniane podwórko, okoliczne domy w których znało się każdego. Sięgnąłem po „Mitologię wspomnień” Piotra Parandowskiego. Autor był bliskim kolegą mojego brata, bywał u nas często, pamiętam kilka szczegółów – np. gdy pozwalali mi popatrzeć jak grają w cymbergaja. Piotr wspomina atmosferę okolic, mieszkał tuż obok, na Zimorowicza 4, my na Raszyńskiej, pod 52. Jak miło z nim powrócić do tamtych lat….
Na ostatnim , trzecim piętrze naszej kamienicy mieszkał, między kolejnymi aresztowaniami, Jan Kelus ze swoją dziewczyną (dzisiaj może żoną, nie wiem) Kubą. Nie byłem z nimi blisko (bardzo żałuję), ale nigdy nie zapomnę, że dzięki takim ludziom mogę dzisiaj chociażby pisać na blogu, nie mówiąc o wolności Kraju, chociaż przy ostatnim spotkaniu Kelus powiedział mi, że nie o taką rzeczywistość walczył. Ostatnio widziałem go kilka lat temu – po SB-ckich przesłuchaniach i nocach na gołym betonie ledwo chodził, dzisiaj może w ogóle nie chodzi. Nie wiem. Zamieszkali w swoim domu na Mazurach.
Byłem ostatnim „starym” mieszkańcem kamienicy, od dzisiaj są tam sami nowi, ale nie „Nowi”.
Dobranoc 🙂
Dzień dobry, ale dzisiaj wieje. Na razie nie pada.
Nowy – Twoje okolice: http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/168268/06305c8b62ec9e5b13928f440d7d8718/
http://foto.karta.org.pl/fotokarta/Taran_0033.jpg.php
Krysiade!
A ja na odwrót, w ogóle zmywarki nie mam. Oczywiście, gdyby moja rodzina byłaby większa niż jednoosobowa, to pewnie bym miał, ale ja z młodości mam przyzwyczajenie natychmiastowego zmywania rzeczy właśnie użytej. U mnie nic nie leży i nie czeka na zmywanie, robię to na bieżąco. W zeszłym roku jedna z moich młodych osóbek w rodzinie miała – według niej – bardzo przykrą przygodę na żaglach. Otóż wypłynęła w pierwszy tak duży rejs w swoim życiu na trochę większej jednostce, mającej swoją kuchnię. Ale bez zmywarki. Do dzisiaj rodzina śmieje się z niej, że stała ze ścierką w ręku, jak przyszła jej pora na zmywanie, i nie wiedziała, co robić. W życiu nie zmyła nawet widelca.
Dzień dobry,
Tydzień temu w Tarnowskich Górach: http://www.eryniawtrasie.eu/11308
@Torlin – bo ułatwienia degenerują 😉
W zachodniej Polsce regularna wichura. Pierwszy raz od lat słyszę wiatr w dobrze izolowanym mieszkaniu, Żaba, Eska i cały środkowo – pomorski okręg energetyczny bez prądu – poszedł jakiś główny transformator. Żaba mówi, że to dobrze, bo prędko naprawią.
Przegadałyśmy godzinę o jednej z linii rodzinnych Żaby Copitersach (piszę fonetycznie, nie chce mi się sprawdzać pisowni). Opowieść jak z romansu awanturniczego -o niezmiernie bogatych Walonach, trudniących się i handlem korzeniami i handlem niewolnikami (XVII/XVIII w) z których dwóch braci w początkach XIX w przeniosło się wraz z Marią Teresą odwołaną do Wiednia z funkcji v-ce króla Niderlandów. A zabrali się za emigrację bo ponieśli wielkie straty finansowe (zatonęły dwa okręty) a za niewolników czekał kryminał zgodnie z Kodeksem Napoleona. I tak już zostało = zamożniejsza część rodu nadal mieszka w Belgii, banici przenieśli się do Galicji, gdzie z resztówki kupili klucz sanocki i 15 tys hektarów. Szybko się spolonizowali i jak to Polacy – w cztery pokolenia rozpirzyli cały majątek. Obydwie gałęzie rodu podtrzymują stosunki. W tym roku w czerwcu odbędzie się zjazd Copitersów. Policzyli się – razem z pociotkami jest ich ok 400 w 7 krajach. 25 przybędzie na zjazd połączony z pogrzebem prochów jednego z nich – pilota z Bitwy o Anglię, który wojnę przeżył, ale chciał spocząć w ojczystej ziemi. Dalej pojadą na cmentarz wojenny z I wojny i pokłonią się prochom dwóch braci poległych jednego dnia, a potem na Ukrainę do siedzib ostatnich przed II wojną. Gdyby granica była o 7 km bardziej na wschód, nie musieliby starać się o wizy.
Bogatą tę historię Żaba opowie na zjeździe łasuchów pod warunkiem, że Danuśka pomoże, bo cała ta awanturniczo rodzinna historia spisana jest po francusku. Jak było w Polsce, to już Żaba wie.
Stanowczo życzę sobie być degenerowaną!
😎
Co do Niuni, to nie sądzę, aby miała na myśli niepodanie autora tekstu przez Nowego. Moim zdaniem Niunia uznała, że Nowy sam to wszystko napisał, znaczy: bredzi.
A szaleju jednak można się napić. W wywarze. Sokrates wypił cykutę, czyli właśnie szalej. Ulubiona Wiki podaje zresztą, że mógł to być szczwół plamisty. Kocham te botaniczne nazwy! Ale narąbać się szczwołu brzmi dużo gorzej niż wypić cykutę…
Nisiu 🙂
Najadamy się cykaty, a opijamy cykutą.
Możemy się też najeść blekotu, lulka, czy tojadu. Co kto lubi.
Sama miałam przygodę z dyptamem, w górach ulubionej Rumunii.
Ale nie ja go dorwałam, lecz on mnie.
Bajarko, to ciekawe! Napisz, proszę. Bo mam dyptam w ogródku i zaczynam się bać, że on się na mnie RZUCI!
Można też pożywić się daturą, ulubionym przez wielu przerośniętym kwiatkiem – i dostać delirki, hehe.
Czy ktoś pamięta, czego Klaudiusz nalał staremu Hamletowi do ucha? Nie był to blekocik czasami?
Nisia,13,50
Dyptam wydziela olejki eteryczne w czasie upałów i dotknięcie rośliny powoduje naprawdę poważne oparzenie skóry. Ślady po oparzeniu pozostają nawet na kilka miesięcy. Trzeba bardzo uważać przy pieleniu wokół rośliny. Sama się tak załatwiłam w lipcu 2013r. Ślady mam do dziś.
A.S.
Nisiu, byłam kilka lat temu w Rumunii, jak co roku, w czerwcu, tym razem w górach Cozia. Piękne łagodne góry, południowe zbocza, upalny dzień, orgia zapachu ziół w południowym słońcu. NA sobie długie spodnie, lecz podkoszulek dość wydekoltowany i na cienkich ramiączkach, to istotne. Jak zwykle czołgałam się wśród wysokich traw, by zrobić zdjęcie temu, czy owemu, wtedy pięknej mieniącej się jak koliber odcieniami kobaltu i szmaragdu jaszczurce, która zresztą zwiała. Jak zwykle zważając zbytnio na przeszkody ocierałam się o rośliny. Zwierz schował się, powoli wyszliśmy na szczyt, zeszliśmy, by pod wieczór zanurzyć się w termalnych basenach niedaleko klasztoru. Jakoś mi było dziwnie i nieswojo w tych kąpielach, a ręka i dekolt piekły, bolały. Nic to, pewnie słońce przygrzało, twardym trza być. Wieczorem zaczęły pojawiać się bąble. Coraz większe, wypełnione czymś paskudnym i bolesne. Cała lewa strona ciała zaatakwana. Plus gorączka. Kolejnego dnia byłam już ciężko chora. Lekarz, antybiotyk, wcześniej miejscowa wiejska kobieta widząc mnie, od razu postawiła dobrą diagnozę i przyniosła jakąś czarną mastygę domowej produkcji, bym tym smarowała bąble – nie odważyłam się.
Po powrocie, już w Krk, lekarz skierował mnie na oddział medycyny tropikalnej 😉 Blizny mam do tej pory, lecz już niewielkie.
Dyptam parzy, szczególnie w słoneczne upalne dni, a ja okazałam się uczulona. Mam alergię na pyłki rozmaite, podobno to idzie często w parze, więc ostrzegam alergików – trzymajcie się z daleka od dyptamu w upalne letnie południa.
Nasz polski ogrodowy podobno jest o wiele łagodnieszy od dzikiego z cieplejszych rejonów.
tutaj obrazki we wpisie „Nie rusz Andziu tego kwiatka”
Bajarko. Ostatnie 2 godz. spędziłem na Twoim blogu. Transylwania znakomita! Byłem tam prawie pół wieku temu i znajduję, że nic się nie zmieniło. Może odrestaurowane polichromie. Pogratulowałem Ci wrażliwości i erudycji. Dziękuję!
Cichalu, dzięki serdeczne. Z tą erudycją to nie przesadzaj, a wrażliwość, cóż, czasem trzeba ją głęboko chować, by się chronić. Miło mi, że za tym werbalnym telegraficznym dystansem dostrzegasz to i owo. Teraz Transylwania jest już bardziej skomercjalizowana, Dracula w rozmaitych postaciach jest lepem na turystów, chyba, że zawędrujemy w wioski dalsze od przewodnikowych tras. Bukowina, Maramuresz i rumuńska Mołdawia to wciąż piękny, żywy skansen 🙂
Cichalu, obejrzałam Twoje zdjęcia, ciekawe i ładne, i bardzo sympatyczna, widać, ze szczęśliwa, Rodzina 🙂
Co to jest?!
Przepiękna Transylwania, piękne portrety ludzi i przyrody. Monastyry 2 lata temu pokazywali też Ewa i Witek. Każdy taki reportaż to sama przyjemność, egzotyka i uroda. Mam tylko wrażenie, że tym ludziom się trudno żyje – inaczej całe tłumy rumuńskich Cyganów nie szturmowałyby Europy
Bejotko – na zdjęciach widzę Ewę Cichalową, a opis twierdzi, że to było w Sarasocie. Cichala – z wyjątkiem ufraczonego „Tanga” nie widzę, widać trzymał aparat.
Pyro, myślę, że akurat rumuńscy Cyganie nie czują się tam źle (generalizując), czują, że to ich kraj. Mają swoje domy, swój tradycyjny styl życia i nikt nie stara się im narzucić innego. Są przeważnie pogodni, zajmują się swoim życiem, pracują, w przeciwieństwie do np. bułgarskich, czy słowackich pobratymców, którzy są tam wykluczeni, stanowią duży problem społeczny, mieszkają w „romskich osadach” i żyją z zasiłków.
Rumuńscy, jak i inni Cyganie wyjeżdżają, bo chcą lepszego życia, jak każdy, wielu Polaków też wyjechało zarobkowo. Celowo piszę „Cyganie”, a nie „Romowie”, bo sami wolą tę nazwę, co nieraz deklarowali – tu mówię o polskich Cyganach.
Śnieg z deszczem, w garncu – jak to w marcu.
To, co Bajarka opisuje, to podobne cierpienia osób uczulonych na toxidendron radicans, czyli nasz poison ivy (potoczna nazwa).
Roślina, którą przy okazji karczowania krzaków na Górce też wyrywałam temi gołemi ręcami, bo miałam inne plany. Zaraza kwitnie na początku czerwca, ma takie bazie wierzbowe, tyle że stojace, a nie wiszące.
Miesiąc byłam w bardzo dekoracyjnych pęcherzach, a jak się rozdrapało, to przenosiło się dalej zarazę. Ulgę dawał chłodny prysznic, żadne zalecane płyny czy maści.
Roślinka niewinna taka 🙄
Kiedy w Polsce zmienia się czas na letni? Bo ja już od tygodnia jestem godzinę do przodu, czyli tylko 5 godzin do tyłu.
Alicja – ostatni weekend marca.
Nowy – serdecznie dziękuję za pamięć i życzenia.
Torlinie – nie ma obowiązku posiadania zmywarki.
ewo – zmywarkę nabyłam będąc w takim wieku, że nie uległam degeneracji.
Alicjo, u nas to się też nazywa bluszcz trujący
Bajarko,
trochę mało wiadomości na ten temat podano w tej notatce. Przenosi się z pewnością i pyłek zachowuje się na ubraniu długi czas, trzeba porządnie wyprać szmaty.
Miałam załatwiony cały czerwiec, a nie 10 dni, od stóp do głów pokryta bąblami – był upał i zanim co, zdążyłam się w tym pyłku nieźle upaprać. Na drugi dzień skóra zaczęła swędzieć, na trzeci – pęcherze i zabawa przez miesiąc. Moi dwaj budrysi nie są na to uczuleni, wyrwali mi to na Górce i trochę za, ale w czerwcu muszę uważać, z której strony wieje wiatr. Jest to bardzo inwazyjna roślina i co roku pod koniec kwietnia sprawdzam, czy mi nie złazi z Górki, kłącza pod ziemią rozwijają się dość szybko. U mnie konwalie nie pozwalają się temu zielsku za bardzo rozwijać, same będąc agresywne, a są ich miliony na Górce.
To jest roślina pochodząca z Ameryki Pn., występuje też w Azji, ale niestety, przewleczono ją do Europy, czytałam, że w celach ogródkowych, bo tak ładnie czerwieni się jesienią. Najładniej czerwieni się na wrażliwej skórze 🙄
A swoją drogą – człowiek się włóczy tu i tam i tak jak mówisz – nie zastanawia się nad tym, że roślinka też może ukąsić. W Polsce unikałam pokrzywy i ostu – tu nie mam pokrzyw, za to mam to zielsko. Długie spodnie i rękawyw wyprawach do lasu należy jednak mieć, jeśli się przedziera przez jakieś krzaki, a nie drepta dróżką czy wydeptaną ścieżką.
Nowy,
dziękuję za miłe życzenia. 🙂
Podziękowania także dla Nisi. 🙂
Z daleka należy trzymać się także od barszczu Sosnowskiego, ale za ocean chyba jeszcze nie dotarł : http://www.dziennikzachodni.pl/artykul/956249,barszcz-sosnowskiego-co-to-jest-jak-rozpoznac-zdjecia,3,id,t,sg.html#galeria-material
Nisia 13:54
Duch:
(…) Raz po poludniu jak zwykle w ogrodzie
Bezpiecznie zasnal, wkradl sie stryj twoj z flaszka
Zawierajaca blekotowe krople*
I wlal mi w ucho ten zabojczy rozczyn (…)
Act I scena 5.
_______
* w oryginale „hebenon” – lulek czarny.
No, mówiłam, że blekocik.
Pozdrawiam wszystkich i przyłączam się do tych, którzy sprzątanie kochają inaczej.
Zagadka: Kto z Państwa wie, czym jest maklura, na którą wydałam 120 zł (za sztuk 3)? I jak się ma jej reklama do rzeczywistych skutków?
P.s. Z góry przepraszam tych, którzy mają pretensje do „niekulinarnych” wątków. Ja jednak potrzebuję informacji! (Wiem, co kupiłam, jednak nikt ze znajomych jej nie ma i jestem ciekawa, czy reklama mówi chociaż w połowie prawdę)
KasiaB.
a gdzie ta reklama?
Pyro,
to o ten wpis z Bukowiny chodziło. Wracaliśmy wtedy z Krymu.
http://www.eryniawtrasie.eu/5021
Nisiu, Krysiude,
Toż żartowałam! Można sobie ułatwiać życie, nie tracąc przy tym zasadniczych umiejętności 😉
Józef Czechowicz i Włodzimierz Pawlik: https://www.youtube.com/watch?v=BMOJzBnQAF4
https://www.youtube.com/watch?v=iWNrHBDIR3U
Ewa,
ja w sprawie wina śliwkowego. Warte grzechu? I czyjej produkcji?
Domyślam się, że japońskiej, skoro w japońskim przybytku.
Kasiu B – my to gwarzymy o wszystkim: o dzieciach, napitkach, jedzeniu, wnukach, flirtach i lekturach. Nie wiem o co pytasz, nie spotkałam się z taką nazwą.
Beza na kolejną pavlową schnie w piecyku, a z Żółtek zrobiłam 1,5 l ajerkoniaku (6 żółtek, 30 dkg cukru + waniliowy, 0,5 l zgęszczonego mleka, 0,5 l spirytusu, 150 ml brandy) Osobiście uważam, że ten likier nadaje się tylko do polewania lodów z owocami i do zabielania malutkich filiżanek mocnej kawy, ale szalenie lubi go moja kochana Synowa; w końcu kwietnia ma urodziny połówkowe, a ja mam dla niej smaczny prezent.
KasiaB pytała o http://www.ogrodnick.pl/opisy/maclura_pomifera_opis.htm
Nie znam tej rośliny.
Może Nowy będzie wiedział o tej roślinie więcej. Rośnie w Stanach, więc pewnie ją zna.
Przydałaby się WandaTX, ona z Teksasu…
Asiu – już sobie wyguglałam, ale dziękuję; pewnie Żabie by się w dwóch miejscach przydała, a ja bym przy okazji dostała ze dwa owoce, żeby mi latające otwory przestały kąsać uczulone Dziecko.
Wróciłem z czytania ” Poematu o mieście Lublinie”. Czytali byli i obecny prezydent Lublina, Piotr Szczepanik oraz widownia teatru. krotka relacja foto
Dobry wieczor,
Kompletnie od Sasa,
Haneczko!
Przytul i pociesz prosze :(.
Jolly – Haneczka na emigracji wewnętrznej. W zastępstwie mogę:
1. pogłaskać,
2. poczochrać,
4, posłużyć chusteczką,
5. dać klapsa za mazgajstwo.
Do boju!!!
KasiaB.
to nie tak całkiem niekulinarnie, bo wyczytałam, że te „pomarańcze” nie są trujące, ale uważane za niejadalne ze względu na „chemiczny” smak. Po przemrożeniu przypominają w smaku ogórka.
Drzewa są odpo-rne na robaki i grzyby, ale podobno z tym odstraszaniem owadów to dyskusyjna sprawa, dowody są niewystarczające. EPA (amerykańska organizacja ochrony środowiska) lat temu 10 zabroniła jakiejś firmie w internetowej sieci reklamować te owoce jako środek na pestycydy.
Podobno są dosyć popularne w Ontario – jakoś mi nie wpadły w oko, będę zwracać uwagę.
*tfu! Co ja piszę!
Ma być – jako środek zastępujący pestycydy – za mało w owocach jest tego czegoś, co skutecznie walczyłoby z owadami, a nie środek na pestycydy 😳
wedlug szarika => maly drobiazg przydatny cichalowi
http://www.ear-fidelity.de/wp-content/uploads/2013/07/Ear-trumpet300.png
tylko nie nerwujsja cichal, szarik znakomicie to dopasowal, zupelnie bez sarkazmu.
wielu zna taka sytuacje, albo zostaje sie zle zrozumianym albo falszywie.
pepegor, jesli mnie z szarikiem pomyliles to moze sie jedynie szarik zloscic, dla mnie to zaszczyt 😉
Nowy, dobrze ze ten rozdzial zycia, z kamienica, masz juz za soba. Zaczniesz wreszcie wiecej patrzec do przodu, 😉 , czego oczywiscie zycze z calego serca 🙂
Coś pieczecie na niedzielę? Pyra wiem, Pavlową + ajerkoniak do popitki.
Ja właśnie zabieram się za Hamantasze na jutrzejsze spotkanie purimowe.
Alicjo,
Wino japońskie. Smaczne ale nie jakieś nadzwyczajne.
Polskie jest dobre śliwkowe. Piłem i polecam
http://sztukawina.pl/index.php?page=shop.product_details&flypage=flypage.tpl&product_id=518&category_id=68&option=com_virtuemart&Itemid=86&vmcchk=1&Itemid=86
Bejotko – ten ajerkoniak musi swoje odstać. Mój Hiniutek (Ojciec) uczył mnie, że świeża gorzałka to trucizna. No, niechby i przepalanka – najszybsza – dobra trzeciego dnia. Ajerkoniak też dosyć szybki – ok 10 dni. Nalewki owocowe – od 4 miesięcy do roku (przeciętnie 6 miesięcy). I ja tego raczej nie będę piła – chyba, że do lodów.
Bejotko – bardzo lubię wszelkie makowce, makowniki, rolady makowe i ciasteczka też. Uszy Hamana są z pewnością bardzo smaczne; może kiedyś zrobię.
Pyro, ja na mocnych alkoholach się nie znam, piję tylko wino, czasem piwo, z rzadka jakąś domową nalewkę, naparstek, więc nie wiedziałam, że musi się odstać.
Nowy – liczyłam, że przyjedziesz załatwiać zmianę adresu. Czekam cierpliwie rozumiejąc, że znowu zerwała się jedna nitka z poprzedniego życia.
Irku, wróciłeś z czytania… a jak było? Nie zamordowali poezji w tym zbiorowym recytowaniu? Do tej pory pamiętam „Siano pachnie snem”, w liceum to się recytowało. A teraz ładnie śpiewają Czechowicza.
Irku – dziękuję za fotorelację. Świetny pomysł ten „Czekoladowy poemat o mieście Lublinie” 🙂
Jesteście jedną z niewielu grup ludzi, na które zawsze można liczyć (bezinteresownie).
Rekalamę dostałam będąc z wizytą w Ogrodzie Botanicznym w Łodzi (zachęcała odstrazaniem robactwa). Jako ta uczulona na białko znajdujące się w ślinie komarzyc (tudzież kocich pcheł), która po ukłuciu nie ma bąbli, ale odczyn o wymiarach ok. 5 cm zrobię wszystko, aby chociaż trochę odstraszyć te straszliwe, latające potwory!
W ubiegłym roku posiałam trawę cytrynową – działa!
Kasiu – Młodsza użądlona przez osę albo 3 meszki musi być odczulana w szpitalu; grozi jej szok anafilaktyczny.
Pyro,
Wszystkie punkty do wykorzystania, ale Haneczka zrozumie rozterke kibica, zwlaszcza jak przyjaciolka Irlandka wpsdla z szampanem …
Kasia,
dobrze, że podpowiedziałaś mi z tą trawą, zainteresuję się, jak śnieg stopnieje i jeśli dostanę nasiona, to „użyźnię” tę, którą mam ową cytrynową. O ile się nada w moich warunkach.
Co do komarów – sprawdziłam na sobie, że odstrasza je zapach olejku do…kąpieli (!) „Skin so soft” firmy Avon, pewnie w Polsce jest do dostania. Ten olejek ma jeden plus, przyjemnie pachnie, w odróżnieniu od róznych chemikalii typu „OFF!” czy podobnych.
Lekko posmarować skórę (zwłaszcza odkrytą) i będą podfruwać, ale wycofują się. Możesz spróbować. Nie wiem, czy na meszki działa, ja unikam ogródka w maju na 10 dni mniej więcej, u nas one wtedy nastają, ale w miarę jak temperatura rośnie, to znikają, lubią chłodniejsze rejony.
Ja też mam uczulenie na komarzyce, ale nie wszystkie ugryzienia demonstrują się w sposób „drastycny”, jak mawia Owczarek Podhalański. Nie wiem, od czego to zależy. Ale jak już, to od nadgarstka do łokcia (zależy, gdzie ugryzie) pięęęęęęękna, czerwonawa i okropnie swędząco-boląca opuchlizna.
Od drobiazgów i gadżetów zeszło nam na alergie 🙂
Irek,
w Polsce spróbuję, nawet jak jest po słodkiej stronie. I jak nie zapomnę 🙄
Jolly – pomaga z reguły głębsza szklaneczka, albo rozpirzenie po mieszkaniu siaty z 200-ma piłeczkami do ping-ponga. Krzywdy nikomu nie zrobia, ty się wyładujesz, a zanim wszystkie pozbierasz, to ci przejdzie na mur. (Tak mówił Kurylewicz o swoim spokojnym pożyciu z W.Warską).
Dzień dobry
Asiu – dzięki wielkie. Pisząc o Raszyńskiej myślałem o Tobie, że z pewnością coś znajdziesz. Oczywiście się nie zawiodłem!!! Wciąż wynajdujesz coś z mojej historii, bardzo to miłe !!!! Dziękuję.
Nisiu – Co do Niuini jesteśmy bardzo zgodni. Może nieudolnie, ale to właśnie chciałem przekazać w swoim komentarzu. 🙂
Szarak – dzięki za dobre słowo. Z tym patrzeniem do przodu masz trochę racji, chociaż kamienicy na Raszyńskiej nigdy nie zapomnę i żałować nie przestanę. Toż jest to 60 lat mojego życia. Nie umiem patrzeć tylko do przodu, chociaż tak byłoby lepiej.
Wiesz, spotkałem kiedyś pewną Brazylijkę. Ona nie mogła się nadziwić, że my tak bardzo żyjemy przeszłością. Tłumaczyła mi kilka razy, zresztą słusznie – na to, co było, nie mamy wpływu, możemy natomiast kształtować nasze jutro. Ona po prostu żyła chwilą tak, jak my nie potrafimy. Poznał ją Cichal i Alicja. Już od drzwi wprowadzała atmosferę ulicy Rio de Janeiro w czasie karnawału. Nawet wodzirej Cichal ulegał tej atmosferze. Kulminacją dwóch spotkań był polonez – w pierwszej parze Brazylijka z Cichalem! Tańczą poloneza, nie rumbę! Tego się nie zapomni! Optymizm, zabawę i chęć życia możemy od ludzi Południa czerpać garściami. Przyda się nam.
To chyba wszystko.
Dobranoc 🙂
Dzien dobry!
Alicjo, trawa cytrynowa to raczej azjatyckie klimaty, u Ciebie moze miec za krotki okres wegetacyjny.
Co do SSS z Avonu, to jak najbardziej, moi koledzy z Nowej Fundlandii tez polecali, podbieraja zonom i corkom, sprawdza sie i w Polsce.
Uzywali co prawda emulsji do nawilzania, a nie olejku, ale moze ze wzgledu na pozostajacy potem na skorze tlusty film woleli cos, co sie wchlania?
Na komary, meszki, kleszcze i inne paskudztwa najlepszy jest środek Mugga, przetestowałam ich na sobie wiele, bo też mam uczulenie na te latające potworki. Mugga dla ludzi pachnie dość obojętnie, a powoduje, że na spryskanych miejscach nie siądzię żaden owad.
Na dworze dość paskudnie, wieje i pada
Śmietana już na bezie, w lodówce i za godzinę położę na niej owoce. Pies już nakarmiony – kiedy robi się zimno, pies ma większy apetyt; od rana lizał pustą miskę, więc w końcu ugotowałam te skrzydełka, zjadł łakomie i z pewnością nad wieczorem znów będzie głodny. Trudno – niech je kulki.
Teraz pójdę piec wołowinę, która natarta tą słynną musztardą, oliwą i sokiem cytrynowym od wczoraj kruszeje w lodówce. Będzie na dwa dni, bo na jeden obiad dla 2 osób pieczeń z pewnością nie wyjdzie; jak tu piec 30 dkg mięsa? Do tego będzie ryż zasmażany i mieszanka sałat z rzodkiewkami. Młodszej udało się kupić (za jubilerską cenę) zwyczajne, „letnie” pomidory. Z wielką przyjemnością jadłyśmy na śniadanie kromuchy z masłem, serem tylżyckim i pomidorami.
-10C, melonowy turmalin na wschodzie, będzie słoneczny dzień.
Krzychu,
mikroklimat Wielkich Jezior (zwłaszcza w moich rejonach) być może jest akuratny dla trawy cytrynowej. Zimy mamy co prawda ostre, a zwłaszcza tegoroczna daje popalić, ale lata mamy bardzo wilgotne i gorące. Jak już nastanie lato, wszystko rośnie dosłownie w oczach.
Ja tu nawet figi hoduję – co prawda w donicach (zimują w piwnicy), ale zawsze to. Zobaczę z tą trawą, bo skoro można znaleźć oferty sprzedaży nasion, to coś na rzeczy jest. Choćby nawet donicami z trawą obstawić patio 🙂
Na razie zima trwa, zdążę się w temacie zorientować.
A jeśli chodzi o SSS, to akurat mam dużą butlę tego olejku do kąpieli, dlatego go używam.
bjk,
u nas nie ma tego Mugga, sprawdzałam. Jak będę w Polsce, to sobie zrobię zapas. U mnie jest raj dla komarów, niestety 🙄
Alicjo, może jest pod innymi nazwami, to chodzi o środek DEET zawarty w preparacie, podaję link, tam są też inne nazwy stosowane http://www.mugga.pl/ („Na zachodzie znany jako MyggA Natural, w Niemczech jako JAICO, w Anglii Mosqito Milk”).
Kupowanie przez internet chyba Ci się nie opłaci, bo koszt przesyłki byłby większy, niż preparatu.
Alicjo,
Wychodzi na to, że w Stanach też jest to dostępne.
http://www.mugga.pl/mugga-na-swiecie
Wystarczy pójść do apteki lub drogerii i zapytać o preparat zawierający DEET
Co można używać, a czego lepiej nie
DEET został dobrze przetestowany w Wietnamie i okazał się być w zasadzie jedynym naprawdę skutecznym repellentem.
Dokładnie tak jak napisała Bajarka godzinę wcześniej.
Jesień. Nie ma komarów.
Donice wokół patio na pewno zdałyby egzamin.
W podróży poślubnej mieliśmy trawę cytrynową w kubkach z wodą, żeby za szybko nie zwiędła poustawianą pod oknami-nie miały szyb, te okna 😉
Sprawdziła się znakomicie, a po wyschnięciu, ugotowana z imbirem i doslodzona cukrem, robiła za ice tea.
Bajarko
Jak się udały Hamantasze ?
Czy masz jakiś sprawdzony przepis ?
Kuzynko Magdo bardzo dobre przepisy kuchni żydowskiej są w książce Barbary Adamczewskiej „Kuchnia żydowska wg Rebeki Wolf” Robiła wg niej kilka potraw i deserów, sprawdza się ta pozycja w 100%. Co myślą Żydzi o adaptacji gojki? Nie wiem
Zima. Tym bardziej ni ma 🙂
Komarów, a zwłaszcza komarzyc.
No to dobry pomysł mam z tymi donicami na patio. Zaeksperymentuję. Trawa ogródkowa jest przycinana dość krótko, a przecież trawa cytrynowa ma zastosowanie w kuchni azjatyckiej i szkoda byłoby ją ścinać.
Ewo,
jak będę w Stanach i nie zapomnę ( 🙄 ), to się rozejrzę.
Zajęcia czegoś ode mnie chcą, spadam na razie.
Kuzynko Magdo! (jak to ładnie z wiktoriańska brzmi).
Te uszy Hamana są całkowicie moje autorskie, wariacja na temat tradycyjnych. Ci, którzy próbowali, a z niejednego pieca hamantasze jedli, twierdzili, że nie ustępują tradycyjnym i twierdzili, że smakują. Robię niesłodkie ciasto piwne (mąka, masło, piwo), po „dojrzeniu” w lodówce wałkuję, wycinam krążki, nakładam słodką masę z maku, bakalii, miodu i migdałów, ewentualnie z orzechów, albo z migdałów. Piekę. Posypują pudrem lub lukruję.
Kolejną łatwą potrawą purimową jest makagigi, ale to już zrobi ktoś inny. Jeśli robię, to wg starego przepisu Rebeki Wolf „Tradycyjna polska kuchnia koszerna”).
Bajarko dziękuję
Lubię proste przepisy.
Widzę,że nie dodajesz jajka do ciasta.
Pyro nie mam jeszcze tej książki .Pewnie warto zdobyć.
Tak, bez jajek. To ciasto jest niesłychanie proste i niezawodne, a efekt przerasta spodziewania, nieco podobne do francuskiego, lecz wg mnie lepsze.
2 szklanki mąki, 1 typowa kostka masła (200g), 1/2 szklanki piwa. Wyrobić, dać na 2 h lub więcej do lodówki.
Można z niego robić ciasta słodkie i wytrawne, pieczone pierożki z czym się chce, bardzo lubię paluszki z grubą solą i z kminkiem.
Piecze się na złoto w temp. 170-180 stopni, mocno rosną.
Banalnie proste, zwykle robię z 2 lub 3 porcji składników.
Pyszne z konfiturą z róży, jak i z farszem z prawdziwków.
To pewnie piwo tak spulchnia ciasto.
Na pewno wypróbuję .
http://natemat.pl/95165,amerykanskie-swieto-rozpusty-na-mistrzostwach-w-jedzeniu-skrzydelek-na-czas-purytanska-ameryka-pokazuje-dzikie-oblicze
Przerażające! Nie podejmuję się skomentować!
Bjk, bez drożdży, bez sody?
Czy można upiec w keksówce? Nie znosze wałkowania i wycinania.
Dzien dobry,
W temacie komarow polecam naturalny produkt (rosline) o nazwie „catnip”. Google mowi, ze po polsku to jest kocimiętka.
Kocimiętka i olej (essential oil) zawarty w tej roslinie o nazwie „citronella” bardzo skutecznie odpedzaja komary. Rownie skuteczny jest „essential oil” z lawendy. Krzaki lawendy wokol domu lub doniczki z kocimiętka zrobia swoje w odpoedzaniu komarow.
„Park ranger” imieniem Josh, ktory opowiada ciekawe historie o gorach „Olympic Mountains” udowodnil, ze najbardziej niebezpiecznym stworzeniem w gorach nie jest niedzwiedz ani „cougar” tylko komar.
Tu jest czesc jego opowiadania, ktora zaczyna sie od komarow.
https://www.youtube.com/watch?v=SkQAN69de8g
Jeszcze jedna ciekawostka. USPS (United States Postal Service) wydal znaczki upamietniajace Jimi Hendrixa. Jimi Hendrix to „Seattle native”.
Znaczki ukazaly sie w sprzedazy w miniony czwartek. Wartosc nominalna .49c
Na kazdej planszy jest 16 znaczkow. Na odwrocie planszy jest rysunek przedstawiajacy Hendrixa.
Od kilku lat na znaczkach zamiast cyfry przedstawiajacej wartosc nominalna jest wydrukowane slowo „Forever”. Tak jest rowniez na tym znaczku. „Forever” oznacza, ze wartosc nominala rowna sie kosztom przesylki w danym okresie. Kiedy koszty przesylki wzrastaja, nie trzeba kupowac nowych znaczkow. Znaczki z napisem „Forever” obowiazuja przez caly czas bez wzgledu na podwyzke kosztow.
Znaczki z Jimi Hendrixem:
https://picasaweb.google.com/112949968625505040842/JimiHendrixStamps?authkey=Gv1sRgCNG2pP3xu6T7mAE#
Była pavlowa i się skończyła. Zapowiedziałam, że następną zrobię dopiero z gruntowymi truskawkami. Mąż wnuczki od progu uprzedził, że u Babci byli na obiedzie, teraz do prababci na podwieczorek, potem zaraz do domu, bo dzieci już zmęczone. Nabrałam na swój talerzyk kęs na jeden widelczyk i stwierdzam, że ten deser nie dla mnie; nie lubię deserów zbyt słodkich ale cieszę się, że ta moja przezroczysta Wnuczka, rąbała to, jak Pstrowski normę fedrunku. Pieczeń obiadowa nie była nadzwyczajna moim zdaniem ten dość cienki (ok 8 cm) płat mięsa został skrojony z uda wołowego. Młodsza się cieszyła, że taniej (23 zł/kg) ja bym tego nie kupiła jako mięso ekstra. No nic, nauczy się.
Cichalu, bez drożdży, bez sody. Tylko trzy składniki. Piwo powoduje rośnięcie. W keksówce chyba nie, bo to ciasto jest, jak między francuskim, a kruchym, więc na masywne, grube się nie nadaje. Jest idealne na wszelkie ciasteczka, pierożki, paluszki itp.
Link… no, okropne z rozmaitych powodów, masz rację. Wielki temu moi dwaj koledzy założyli się, który zje więcej pączków, a były to pączki od Michałka z Krupniczej w Krakowie, kto zna, ten wie, że tam są pyszne i z różą. Też było to przerażające, chociaż nie aż tak. W ogóle wszelkie konkursy na największego obżartucha są okropne, to jakby zrobić konkurs, który malarz zużyje więcej farby. Pomijając aspekty zdrowotne i etyczne.
Orco, niestety kocimiętka nie skutkuje. Wypróbowałam przez kilka lat, donice z nią stały wzdłuż schodów i miały za zadanie odpędzać komary. Niestety, komary o tym nie wiedziały.
Z kocimiętki ucieszyłaby się Mrusia 😉
Jeśli chodzi o citronellę, kiedyś kupiliśmy takie wiadereczka z woskiem nasączonym citronellą – rodzaj świecy. Pachniało, ale kto miał być pogryziony (do Jerzora lgną komarzyce!), był pogryziony. Lawenda – dobry pomysł, ale na mój klimat jedynie jako roslina jednoroczna lub w doniczce. Raz wysiałam, zimy oczywiście nie przetrwała.
Zanotuję te Uszy Hanamana wg. bajaderki w /Przepisach (można?), bo proste i wytrawne.
bjk,
Szkoda, ze to u Ciebie nie dziala. Kiedy zapomne zabrac w gory olej citronella, nasze komary od razu o tym wiedza. 🙂
Przypomnialas mi historie o orkach, ktora tu kiedys opisalam. Zgodnie z przepisami lodzie musza utrzymywac odleglosc od wielorybow minimum 200 metrow. Orki do dzisiaj o tym nie wiedza I podplywaja blisko do lodzi, a czasami przeplywaja pod lodzia. 🙂
Alicja,
Kiedy kupujesz swieczki o zapachu citronella sprawdz czy to jest sztuczny zapach, czy prawdziwy olej (essential oil) zmieszany z woskiem.
Alicjo, pewnie, że można. Ciasto jest tylko z trzech składników, a pole do manewrów dalszych ogromne, to najłatwiejsze i najbardziej niezawodne z ciast, nawet dziecko może je zrobić (i robiło).
Orco, pewnie to zależy od komarów. Za to koty mają uciechę.
Będę miała to na uwadze, Orca.
Ło rany…dopiero teraz przeczytałam artykuł, do którego sznureczek podał Cichal. Skrzydełka są do obgryzania, ciekawam, czy ktoś te precyzje sprawdza 😉
Nie mówię, żeby *bardzo* dokładnie obgryzać, ale w miarę przyzwoicie.
O ile się nie mylę, w Teksasie popularny jest konkurs zajadania jalapeno papryczek.
Lina okrętowa mi wyszła, ale jeszcze nie miałam czasu nauczyć się obróbki skrawaniem 😉
https://www.google.ca/search?q=hot+chicken+wings&client=firefox-a&hs=CHy&rls=org.mozilla:en-US:official&channel=fflb&tbm=isch&tbo=u&source=univ&sa=X&ei=WQMmU8OTOYTCyAHzzoGgDA&ved=0CCkQsAQ&biw=1126&bih=605#channel=fflb&q=jalapeno+peppers+contest+%2B+texas&rls=org.mozilla:en-US:official&tbm=isch&facrc=_&imgdii=_&imgrc=Wxn1BJYAIE4ZUM%253A%3BVYY5WXFRuAakiM%3Bhttp%253A%252F%252Famericancityandcounty.com%252Fsite-files%252Famericancityandcounty.com%252Ffiles%252Fimagecache%252Fgalleryformatter_slide_penton%252Fgallery_images%252FJalapeno-Pepper-Eating-Contest-forweb.jpg%3Bhttp%253A%252F%252Famericancityandcounty.com%252Feconomic-development%252F6th-annual-real-texas-festival%3B468%3B312
Alicja, przechrzciłaś Bajarkę na Bajaderkę.
Nawet bardziej kulinarnie wyszło.
To ciasto można w mikserze?
Ja już zostanę przy Bejotce. I tak, BJK nie zmieniając nicku będzie w trzech odsłonach, czyli triada nie-boska. Pytanie do tej naszej potrójnej : jak długo te ciastka zachowują świeżość? Czy jeżeli zrobię paszteciki w czwartek, to bdą dobre przy sobotniej kolacji?
Nisiu, nie robiłam tego mikserem, ale myślę, że tak, a robotem na pewno.
Jeśli ktoś z Was je zrobi, ciekawa jestem opinii.
Zwijcie mnie, jak Wam w duszy gra 🙂
Pyro, one są długo świeże, do tygodnia. Możesz też zrobić ciasto dwa dni wcześniej, trzymać w lodówce, a upiec przed podaniem, paszteciki najlepsze są prosto z pieca. Można też je zamrażać.
O psiakość, przepraszam bjk – ale kulinarnie mi wyszło niechcąco!
Ja jadłam te ciastka kiedyś-kiedyś, z kminkiem i z solą. Gdzie – nie pomnę, ale jestem pewna, że jadłam.
Nisia,
piwo Ci się chyba spieni w mikserze 😉
Bajaderko, masz na myśli taki z ostrym nożem, malakser?
Ostatnio przy beleczym wypada mi ramię ze stawu i pan rehabilitant nie pozwala mi ani gnieść ciasta, ani wałkować… No fakt, nie po to się ze mną męczy, zebym ja mu psuła wyniki.
Nisiu, tak, z ostrym nożem. Myślę, że dobrze będzie najpierw rozsiekać masło w kawałkach z mąką, a piwko wlać na końcu. Z wałkowaniem kłopot… dobre są takie ciężkie wałki, same się toczą i własnym ciężarem wałkują, a poza tym ochładzają ciasto, co w takich z masłem jest korzystne.
Link mi nie wszedł http://czerwonamaszyna.pl/stalowy-walek-do-ciasta-cuisipro-wypelniany-woda,9559,p.html?gclid=CLHw6cj5l70CFcuWtAodjgEAAA
http://www.youtube.com/watch?v=2K5XwvxB8-U
Fajny wałek. Od takiego wyleciałoby mi na pewno…
Ostatnio wyleciało mi samo, w nocy, pewnie nie podobało mu się ułożenie na podusi. Poprzednio jak łapałam za tyłek, znaczy za ogon, Rumika zwiewającego z poduszką.
To byłoby też niezłe…i są w różnych kolorach, ten akurat niezbyt ciekawy:
http://agk.istore.pl/pl/walek-do-ciasta-nieprzywierajacy-marmurowy.html
O, ten jest w moim kolorystycznym guście:
http://agk.istore.pl/pl/walek-do-ciasta-nieprzywierajacy-kamienny.html
Oh, Nisia 🙂 Lubię Otsa, niedawno słuchałam sporo.
http://www.youtube.com/watch?v=ifIKyNDqd-U
Te kamienne chyba fajniejsze od stalowych i cena też, nie znałam ich.
Podobną rolę spełniają wałki marmurowe. Kuchnia nie jest z gumy. Pisałam już, że i Teresa – teściowa i Tosia – szwagierka Ryby są po gasrtronomiku i znają mnóstwo zawodowych „knyfów”. Jednym z nich jest masło do kruchego ciasta : dobrze schłodzić i zetrzeć na tarce o największych otworach wprost na mąkę. To bardzo ułatwia pracę – zadnego siekania, tylko wymieszanie + płyn (np śmietana, woda, piwo) Zagniatania się nieuniknie (zagonić rehabilitanta albo Dziecko). Do walkowania tudzież to samo.
Bajaderko, pyszny ten afrykański Greczyn! Nie znałam. Wspaniały ma ten głos, taki bardzo południowy, północne tenory nie są tak dźwięczne (choć bywają niemniej piekne).
No to skoro Otsa lubisz i tego młodziana, to musi Ci się spodobać ten duet (u Bergonziego uczył się Mario F.):
http://www.youtube.com/watch?v=6vWzSJQYVJQ
Dla mnie nie ma lepszych wykonawców tego duetu.
Pyro, to już łatwiej byłoby pana rehabilitanta. No i ciasto byłoby dobrze wyrobione, bo ma krzepę w rączkach.
Wszystkie rybki śpią w jeziorze? To ja też idę spać, ale jezioro zamarznięte, na noc zapowiedzieli -20C.
Księżyc, że tylko w mordę mu dać…
Dobranoc!
Nisiu, piękny duet.
A za tym panem!nie przepadam, chociaż wiele moich koleżanek owszem. Coś mnie w nim drażni. Ale tę piosenkę czemuś lubię.
Zaraz Gospodarz da nowy wpis, więc może Obecni wybaczą odejście na koniec tego od tematyki bloga.