Urwał nać…
…i ugotował! Przez wieki bowiem (a w Polsce przez pierwsze dziesięciolecia XX wieku także) ludzie uważali, że wszelka surowizna jest szkodliwa. Wręcz trująca. Dlatego też książki kucharskie zalecały gotowanie nawet natki pietruszki jeśli ktoś miał ochotę ją spożywać.
A piszę to pod wpływem lektury pierwszego tegorocznego numeru magazynu SMAK i arcyciekawego artykułu historycznego Kamila Antosiewicza „Warzywna awersja”. Przytoczę kilka zdań tego tekstu dla zachęty. A warto wydać aż 20 zł, by nacieszyć oko nadzwyczajną szatą graficzną pisma ( z numeru na numer ciekawszą) i przeczytać kilka kolejnych tekstów jak np. ten o fałszowaniu żywności Magdy Wójcik, czy historii polskich marek spożywczych Andrasza lub rozmowę z Gabrielem Kurczewskim o tokaju.
„Odrodzenie przyniosło z pewnością bujny rozkwit sztuk i nauk, jednak pod względem zdrowego odżywiania do XVII wieku w Europie panowało mentalne średniowiecze. – pisze Antosiewicz. „Jeśli nie zasypie się ich solą, obficie polewając octem, i nie zostawi w chłodnym miejscu na rok, warzywa i zielenina nie przedstawiają żadnej wartości odżywczej, sprzyjać będą natomiast wydzielaniu złych soków aż do uszkodzenia żołądka” – to jedna z powszechnych w XV wieku opinii na temat wpływu konsumpcji płodów rolnych, stanowiących podstawę dzisiejszej piramidy żywieniowej.
Poglądy te nie wzięły się znikąd. Po pierwsze, dietę wiązano z pozycją społeczną. Praca w polu lub zakładzie rzemieślniczym z punktu widzenia elit była ciężka i przyziemna, wymagała więc stosownego menu. Składać się miały na nie ziarna, rośliny korzeniowe i strączkowe, ewentualnie wieprzowina. Słowo „przyziemny” pojawia się tu nieprzypadkowo. Odkrycie na nowo filozofii starożytnej, w szczególności zaś arystotelesowskiej hierarchii żywiołów (od najniższego – ziemi – poprzez wodę, powietrze, na ogniu skończywszy) próbowano przenieść do kuchni. Ludzie z najniższych warstw społecznych, jak uważano, powinni odżywiać się produktami mającymi bezpośredni kontakt z ziemią lub w niej wyrastającymi. Wraz ze wzrostem statusu szła zmiana w diecie – stąd ryby, ptactwo, zwierzyna łowna i niekiedy owoce miały wyższy status niż chłopskie jadło.
Po drugie, ze względu na brak empirycznej wiedzy dotyczącej witamin i mikroelementów szukano po omacku argumentów pozwalających odróżnić produkty zdrowe od tych mniej zdrowych. Uważano na przykład, że zdrowsze i bardziej pożywne są produkty o konsystencji przypominającej… ludzkie ciało. Naturalnie zaliczało się do nich wszelkie mięso, zaś liściaste i zielone warzywa, takie jak sałata czy kapusta (ta ostatnia dodatkowo wywoływała wzdęcia) uznawano za bezwartościowe. Dieta bogata w mięso podkreślała także boski porządek rzeczy – podporządkowanie człowiekowi świata zwierząt. Gdy centrum kulinarnej i medycznej myśli stały się Włochy, które od XV wieku przyciągały najznamienitsze umysły, wiedza i kultura promieniowały z tego regionu na resztę kontynentu. Nic dziwnego, że teorie dotyczące roli warzyw i mięsa w diecie oraz kulinarne przewodniki pisane były z perspektywy badaczy zamieszkujących Półwysep Apeniński.

Musiały więc minąć całe wieki, by warzywa i wszelka surowizna znalazły uznanie kucharzy i smakoszy.
Fot. P. Adamczewski
Komentarze
W środę zaczyna się Wielki Post. Święta Wielkanocne są ruchome, wyznaczane w zależności od pozycji „ciał niebieskich”. Niezależnie od ewentualnych motywacji religijnych, coraz powszechniejsze jest przekonanie, że przedwiośnie, to dobry czas na oczyszczenie organizmu. Dieta warzywno – owocowa bardzo temu sprzyja.
Może więc po wtorkowych ostatkach warto po nią sięgnąć. A przynajmniej mocno ograniczyć mięso 😉
Przy okazji polecam ciekawą i solidnie udokumentowaną książkę Hanny i Pawła Lisów „Kuchnia Słowian”, z której dowiadujemy się, jakie dziwności roślinne zjadali Słowianie: rozmaite rodzaje komosy (lebioda), z której gotowano polewki, barszcz – od tej rośliny poszła nazwa kwaskowatych zup, rozmaite gatunki pokrzywy, która znów wróciła do łask, jak i mniszek lekarski, liczne rodzaje rdestu, włośnicę, kotewka-orzech wodny. Poza tym oczywiście bardziej atrakcyjne smakowo i odżywczo i dla nas, współczesnych, owoce orzechy, grzyby.
Ponieważ wiosna, może zabawić się w Słowianina i zrobić trochę sałatek z pokrzywy i młodych liści mniszka? Dla pokrzepienia cery, włosów i pazurków.
O tej książce obszerna (179 komentarzy) dyskusja miała miejsce na naszym blogu już cztery lata temu. Ale dobre książki warto przypominać.
Zerknę w wolniejszej chwili.
Na fali przypominania „W salonie i w kuchni ” Elżbiety Kaweckiej (PIW 1989), o jarzynkach:
Przyrządzano również wiele marynat, do których ocet winny był przygotowywany w domu. Marynowano nie tylko grzyby, ale też ?na sposób angielski” cebulki, młodą kukurydzę, kalafiory, brokuły, melony, orzechy włoskie (niedojrzałe, w zielonych łupinach), nasiona nasturcji zastępujące zagraniczne kapary, a także sporo ?fruktów”. W szczególny sposób nadawano żywą, zieloną barwę marynowanym korniszonom, mianowicie do kamiennego garnka, w którym je przechowywano, wrzucano miedzianą monetę, i ta pod wpływem kwasu octowego pokrywała się grynszpanem, zabarwiając marynatę. Szkodliwość dla zdrowia tego procederu została wykryta przez lekarzy dopiero w połowie wieku. Jeszcze w latach sześćdziesiątych prasa ostrzegała gospodynie przed używaniem monet miedzianych do barwienia korniszonów.
Od dawna starano się przechowywać do zimy takie jarzyny, jak na przykład bardzo lubiane szparagi i młody zielony groszek. Ugotowane wkładano do naczyń z osoloną wodą, po czym powierzchnię płynu zalewano roztopionym łojem baranim, który tężejąc nie dopuszczał dopływu powietrza. Konserwy te jednak bardzo często się psuły. Prawdziwą pomoc gospodyniom przyniósł dopiero na początku XIX w. wynalazek Francuza N. F. Apperta, za który uzyskał on tytuł ?Dobroczyńcy ludzkości”. Zalecał on konserwować żywność w naczyniach szklanych zalepianych pęcherzem zwierzęcym lub korkowanych i lakowanych. Naczynia takie, wraz z zawartością, poddawano długotrwałemu gotowaniu, tak jak dziś postępujemy z weckami. Wówczas jednak nie znano jeszcze słoi i konserwy robiono w butelkach lub jakby karafkach, szerszych u dołu, a węższych u góry. Taki kształt naczyń bardzo komplikował pracę, trudno bowiem było coś do nich włożyć, a zwłaszcza trudno wyjąć.
To były czasy 🙂
🙂
Troche rocznicowo, czyli 80 lat temu urodzil sie BP JACEK KURON – 3 marzec 1934
Dla przypomnienia Panstwu: http://www.kuron.pl/osobie_cz3s.html
@Ozzy, Jacek Kuroń kojarzy się także kulinarnie, słynna zupa kuroniówka, więc jak najsłuszniej i tutaj przypominasz.
Jego wnukowie, Jan i Kuba na serio zajęli się kuchnią, próbka tutaj: http://www.kuron.com.pl/ i chyba z całkiem niezłym rezultatem, szczególnie podoba mi się idea, by nie marnować jedzenia.
Bejotko,
Przed wnukami był syn Maciej! Zastanawiam się na ile uzasadnione będzie twierdzenie, że to właśnie od niego zaczął się w Polsce kulinarny boom?
Ozzy,
miło, ze przypomniałeś Jacka Kuronia. Dziękuję. I on i jego rodzina są mi bardzo bliscy. Nie sądzę jednak żeby był zadowolony z poprzedzania jego nazwiska określeniami typu „BP”. To zdecydowanie nie ten typ człowieka 😉
Chyba lepiej wyrazić szacunek wobec niego w nieco inny sposób. Sorry, za te uwagę, ale znałam Jacka osobiście.
@bjk
Jacek Kuron –
bez watpienia wybitny polityk, spolecznik i uczciwy Czlowiek
Ach, ta Jego mocna herbata i nieodlaczny papieros … 🙂
Bejotko,
w tej chwili panuje duża moda na różnego rodzaju diety warzywno – owocowe. Niektóre traktowane są zbyt ortodoksyjnie. Bywają wręcz niebezpieczne dla pacjentów.
Mam, niestety, okazję znać ludzi, którym zaszkodziła ortodoksja zwolenników tej diety:
http://ewadabrowska.pl/
Tak, wiem, że był Maciej, ale to taka oczywista oczywistość kulinarna, że nie wymieniałam. Co do „BP” tez to mnie zdziwiło w kontekście Jacka Kuronia, ale pominęłam milczeniem. Dla mnie podstawową i najważniejszą jego cechą była bezwzględna uczciwość. Ale weszłam na jego zupki, bo dlaczego nie, skoro gotujemy (się) 🙂
Jagodo, diet nie stosuję, aczkolwiek lubię owoce i warzywa i sporo przerabiam. Jem wszystko, lecz z umiarem. Poza słodyczami, za którymi nie przepadam, z małymi wyjątkami. I poza wieprzowiną. I poza wódką. I poza podrobami.
Tak generalnie wychodzi na to, że jadam dość koszernie.
@Jagoda et co
w moim srodowisku uzywa sie skrotu BP (blogoslawiona pamiec) a nie SP (swieta pamiec?)
kiedy sie poprzedza wspomnienie o niezyjacej osobie.
pozdrawiam
ozzy,
rozumiem, ale podejrzewam, że Jacek nie czuł by się z tym dobrze 😉
Również pozdrawiam 🙂
Bejotko,
czyli osiągnęłaś dietetyczny ideał, do którego mnie ciągle jeszcze daleko 😳
Gratuluję 😆
Jagodo, jakoś nie myślę za bardzo o ideałach, przynajmniej w tym przyziemnym zakresie 🙂 W Trujce (ortografodoksi, bez czerwonego ołóweczka poproszę) pani Dobroń opowiada o zdrowej diecie, generalnie to, co postuluje Gospodarz w dzisiejszym wpisie.
Skoro rocznicowo, to jutro mija 10 lat od śmierci Jeremiego Przybory http://www.youtube.com/watch?v=4fGCLIhF98c
Polecam bataty (pataty), pieczone z rozmarynem, niższy indeks glikemiczny niż ziemniaki.
Trujka – podoba mi się.
Drogie Damy – jeszcze co do wczoraj. Antonina, zwracając mi uwagę, nie dostrzegła w moim tekście żartu w postaci oksymoronu „wytworne żarcie”. Albo wytworne, albo żarcie. Nie było o co kruszyć kopii.
Co do „urwałnaci” – jest jeszcze jedno słynne „Ale urwał” – mało wytworne, ale jakże pełne spontanicznej i bezinteresownej radości. Pewnie znacie, ale na wszelki wypadek:
http://www.youtube.com/watch?v=BRnwM2xo_-A
Nie o naci, ale o młodej trawie jęczmienia wysuszonej i sproszkowanej dowiedziałam się niedawno. I o jej podobno wspaniałych właściwościach. Koleżanka dała mi w prezencie preparat o nazwie ” Barley grass – 100 % sproszkowanej młodej trawy jęczmienia „. Ja sama niezbyt orientuję się w takich zdrowych nowościach, ale postanowiłam wypróbować. W internecie jest sporo informacji o tym preparacie. Wyciąg w trawy młodego jęczmienia wykazuje działania antyoksydacyjne, hamuje stany zapalne, wzmacnia układ odpornościowy i działa dobroczynnie na układ krążenia. Pomyślałam, że taki preparat można przygotować samemu w domu, tylko trzeba mieć dostęp do zboża, ale ci, którzy mieszkają poza miastem, nie powinni mieć z tym kłopotu. W mojej najbliższej okolicy są jeszcze rolnicy obsiewający swoje pola.
Nie o naci, ale o młodej trawie jęczmienia wysuszonej i sproszkowanej dowiedziałam się niedawno. I o jej podobno wspaniałych właściwościach. Koleżanka dała mi w prezencie preparat o nazwie ” Barley g r a s s – 100 % sproszkowanej młodej trawy jęczmienia „. Ja sama niezbyt orientuję się w takich zdrowych nowościach, ale postanowiłam wypróbować. W internecie jest sporo informacji o tym preparacie. Wyciąg w trawy młodego jęczmienia wykazuje działania antyoksydacyjne, hamuje stany zapalne, wzmacnia układ odpornościowy i działa dobroczynnie na układ krążenia. Pomyślałam, że taki preparat można przygotować samemu w domu, tylko trzeba mieć dostęp do zboża, ale ci, którzy mieszkają poza miastem, nie powinni mieć z tym kłopotu. W mojej najbliższej okolicy są jeszcze rolnicy obsiewający swoje pola.
Nie o naci, ale o młodej trawie jęczmienia wysuszonej i sproszkowanej dowiedziałam się niedawno. I o jej podobno wspaniałych właściwościach. Koleżanka dała mi w prezencie preparat o nazwie ” Barley g r a s s – 100 % sproszkowanej młodej trawy jęczmienia „. Ja sama niezbyt orientuję się w takich zdrowych nowościach, ale postanowiłam wypróbować. W internecie jest sporo informacji o tym preparacie. Wyciąg z trawy młodego jęczmienia wykazuje działania antyoksydacyjne, hamuje stany zapalne, wzmacnia układ od p o r n o ś ciowy i działa dobroczynnie na układ krążenia. Pomyślałam, że taki preparat można przygotować samemu w domu, tylko trzeba mieć dostęp do zboża, ale ci, którzy mieszkają poza miastem, nie powinni mieć z tym kłopotu. W mojej najbliższej okolicy są jeszcze rolnicy obsiewający swoje pola.
-20C 😯 Słońce wstaje.
Przypominam – dzisiaj jest Międzynarodowy Dzień Pisarza, najlepszego dla Nisi, Gospodarza i Basi, którzy też napisali parę książek oraz wszystkich pisarzy, podczytujących nasz blog 🙂
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_0006.JPG
Wszystkie książki Nisi z dobroci serca pożyczyłam państwu Q. (są to jedyni ludzie, którzy książki pożyczone oddają!).
Dzieli nas rzut kuflem, 500km, więc z wizytami czekamy, kto sie pierwszy spod śniegu odkopie. Q. mieszkają nad jez. Huron, obecnie w całości zamarznięte. Moje jez. Ontario podobno się opiera jeszcze w niektórych punktach, ale pod nosem mam od dawna lód.
Hana,
witaj na blogu 🙂
Piszesz o słodkich ziemniakach, niech i ja dodam swoje. Otóż wspaniałe są frytki z tychże, w połączeniu z ostrym sosem na bazie majonezu i ostrej papryki – nie zdążyłam tego sosu rozpracować, bo fryty wycofano, nie były popularne podobno, czy raczej – nie stały się „z wejścia popularne”. Fryty (zawsze jadam w podróży) pojawiły się w jednej z sieci typu „fast food” przy stacji benzynowej (też sieciowej) trasy Kingston-Toronto, zawsze się tam zatrzymujemy na króciutki popas.
Dzięki Alicjo za miłe słowa. Zrobiłaś nam wielką frajdę, zwłaszcza tym zdjęciem swojej biblioteczki. Pracujemy dalej, by ją dopełnić.
Skoro dzisiaj Święto Pisarzy to oczywiście pozdrawiamy Naszych Pisarzy bardzo serdecznie i przypominamy hasło”Pisarze do piór,studenci do nauki,pasta do zębów” !
Krystyno-postaram się kiedyś nauczyć odróżniać daniele od saren 😉 ale co by nie mówić i jedne i drugie zwierzątka sympatyczne.
Jeszcze jutro nie planujemy podążać ku dietetycznym ideałom.Ostatki zawiodą nas niewątpliwie na jakieś faworkowe manowce 🙂
Gospodarzu,
książki stały na półce w kuchni, gdzie stać powinny na podorędziu, ale wyparła je stamtąd jakaś kuchenna maszyna.
Opółkowałam wreszcie moje biuro i przeniosłam je tutaj, w towarzystwo innych książek.
Zaglądam do nich z rzadka (ach, ten internet i blog!), ale wszystkie zostały przeczytane i przejrzane. Najbardziej sponiewierana jest „Kuchnia erotyczna” Tadeusza Olszańskiego (ukłony dla Autora), bo mam ją od lat (wyd.pierwsze) i ośmieliłam się nabazgrać w niej to i owo, kropla wina też się tu i ówdzie rozlała na karty 🙄
Internet internetem, ja uważam, że książka w jej pradawnej formie pozostanie. Bo że pisarze będą pisać, to nie ulega wątpliwości 🙂
http://i.imgur.com/LtiGZxA.jpg
Basi i Piotrowi, Nisi, Owczarkowi, Dorocie z Sąsiedztwa, Danielowi P., p. Olszańskiemu, p.Bendykowi i innym Autorom ulubionego mojego tygodnika – wszystkiego najlepszego, a nade wszystko wdzięcznej uwagi czytelników.
W okolicach rodzinno – towarzyskich też mamy święto; serdecznie z nami zaprzyjaźniona p. Ola dostała dotację na założenie kilku osobowej spółdzielni socjalnej dla opieki nad seniorami. Mądra i pracowita Kobieta.
Tak a propos… 😉
http://www.youtube.com/watch?v=GFAlK-Mcjw8
Przepraszam za moją namolność z poprzednim komentarzem, ale wysyłany dwa razy został pochłonięty przez internetową otchłań. Uznałam, że to przez ” od p o r n o ść „, ale okazuje się, że ten dotychczas podejrzany wyraz jednak przechodzi.
Danuśka,
widziałam z bliska i sarny i daniele, więc je odróżniam. Natomiast nikomu nie życzę bliskich spotkań z dziką zwierzyną i wszelką inną, zwłaszcza na drodze. Usłyszałam właśnie w radiu wiadomość o tragicznym wypadku koło Bytowa – jeleń zderzył się z jadącym samochodem tak nieszczęśliwie, że nie zatrzymał się na masce, ale jego głowa zderzyła się z głową pasażerki. Skutek, niestety, śmiertelny. Tego typu wydarzenia są rzadkie, ale jednak się zdarzają.
Wiadomość niekoniecznie dla pisarzy, raczej dla poetów , a poetą może zostać każdy, zwłaszcza, że wymagane są rymy częstochowskie. Temat – szeroko pojęta wolność. http://www.europejskipoetawolnosci.pl/
errata : zwrotu ” zwłaszcza że” nie rozdzielamy przecinkiem.
Z cyklu moje spotkania z przyrodą:
http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/pelny/31726144b5b6616f.html
średnia jakość daniela, bo nie było czasu bawić się z aparatem
a tutaj z poprzedniej zimy, podchodziły pod płot:
http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/pelny/9ce8ad0b0fbc35ce.html
Czytam tutaj o święcie Pisarzy. Niech pióro lekko Wam się prowadzi 🙂 (ciekawe, kto jeszcze pisze piórem, no, ale to może lepiej brzmi, niż by klawisze nie stawiały oporu)
I jeszcze dla Was bukiecik z moich okolic.
http://images53.fotosik.pl/269/1ed01320924b6c55.jpg
Ohoho, jaki duży bukiecik!!!
Przepiękny. I tełko w porządeczku bardzo.
Dzięki za dobre słowo, Kochani.
Idę się pochlastać, a Ty, bjk, będziesz mnie miał(a) na sumieniu!
Oto jak wyglądają moje łąki i lasy oraz pagóry (godz.11:30 dzisiaj) przy temperaturze -15C, bo sie była wzniosła lekko łaskawie od rana. Owszem, niebo wygląda bardzo porządnie. Reszta „ssie”, jak mawia mój przyjaciel.
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_2363.JPG
Alicjo, moja łąka jest z czerwca, nie z teraz. Teraz jest szarawo, jak na zdjęciach w blogu. Więc na razie się nie chlastaj, poczekaj z tym do wiosny, jeśli nic się nie zmieni do lata, to ewentualnie wtedy i to na własną odpowiedzialność ;).
Bjk jest kobietą.
Ludziom pióra, piór giętkich i chyżych 🙂
Bejotko,
czy wolno zapytać, dlaczego nie jadasz podrobów? Czy jest to sprawa indywidualnych upodobań czy też kryją się za tym tak zwane „naukowe” powody?
Ja uwielbiam żołądki drobiowe. Lubię tez wątrobę. Płuca średnio a nerki wcale.
Jagodo, pytać wolno o wszystko, najwyżej można nie odpowiedzieć. Oczywiście Ci odpowiem, ale to będzie bardzo niepolityczna odpowiedź, szczególnie w tym miejscu i szczególnie w świetle Twojego wyznania (za wielkie słowo), że je lubisz. Zatem tzw. sorki, ale pytasz i oczekujesz szczerości.
Odpowiedź brzmi trywialnie: brzydzę się.
Teraz proszę mnie nie przekonywać, że nie mam racji, bo są pyszne etc. Uznajcie, że mam taki defekt. Są tacy, co na widok myszy wskakują na krzesło, inni boją się ciem, bywają i ci, którzy nie lubią widoku krwi, a ja nie jem podrobów.
Ale można spokojnie je pałaszować w moim towarzystwie. Jest OK do momentu, w którym ktoś usiłuje mnie zmusić do „spróbowania”.
Bejotko,
nie zamierzam Cię do niczego przekonywać 😎
Ja się brzydzę czerniną i też nikt mnie na nią nie namówi 👿
Byłam po prostu ciekawa czy kierujesz się jakimiś innymi motywami poza lubieniem, bo wtedy próbowałabym, być może, poddać rewizji własne lubienie 😉
Toast za „robotników literatury” (A.Ważyk) wzniosę dzisiaj dereniówką klasy lux – z pełną świadomością, że to nastojka ostatnia, bo Pepegor się zbuntował i oświadczył, że zjazdy – tak, derenia zbierać ani myśli. A było to jedyne, znane nam źródło derenia, nie licząc Irka, Irek ma swój w ogrodzie. U Haneczki też rośnie ale derenie w zachodniej Polsce owocuję skąpo, fanaberyjnie albo i wcale. Ten u Starej Żaby ma po kilka owocków. I z czego robić dereniówkę?
Jeszcze raz dziękujemy za wszystkie życzenia.I oczywiście za łąki ukwiecone. Mimo upływu czasu pracujemy nadal. Jeszcze (chyba) w marcu ukaże się kolejna książka o erotyczno-kulinarnym tytule zaczerpniętym z blogu czyli „Jak smakuje pępek Wenus”. Na jesieni zaś następna. Potem – wakacje!
Nagle zrobiło się bardzo chłodno, wieje lodowaty wiatr, a my już przywykliśmy do miłej temperatury.
A mnie „ostatkowo” zainspirowała Nisia – będą jutro golonki pieczone w piwie na kolację (Młodsza pracuje do wieczora) z gotowaną kwaszoną kapustą i chrzanem – czyli takie, jak dla Cichalów gotowałam, albo dla Sławka z Misiem. Zamówiłam w sklepiku całą, tylną surową i zrobię po swojemu. W środę, jak proponuje Jagoda, będzie sałatka z sera mozzarella z pomidorami, świeżą bazylią, oliwkami i wszystkim co trzeba, a do końca tygodnia w planie jeszcze rybka pieczona w soli, naleśniki z farszem z twarogu i czarnych oliwek na ostro i zupa – krem z porów z grzankami. Trzeba te golonki zrównoważyć. W niedzielę dzień „gościowy” i trzeba upiec ciasto, a na obiad sztufada wołowa z cykorią. Tym sposobem zaplanowałam obiady do niedzieli włącznie
Drogie Damy to też oksymoron?
Po 14 godzinach (zastanowienia) od wytwornego żarcia ja też potrafiłabym być błyskotliwa. 🙂
bjk, a czym Cię struł program 3PR?
To pytanie oczywiście z półki : kulinaria.
Antonino, damy nie mogą być tanie.
Trujka podtruwa od ładnych paru lat, ale słucham z sentymentu, jeszcze czasem Kaczkowski bywa… ale już prym wiodą młodzi połykacze słów, by było kulinarnie. Bo ja stara straszliwie jestem i pamiętam tę starą, dobrą Trójeczkę.
Damy drogie, tanie to mogą być dranie.
Przyznam Ci bajarko, ja też pamiętam dawne świetne czasy.
Trójka truła kilka lat temu,za poprzedniej RP, ja nie dawałam rady, śmieszna bywała jeszcze dawniej gdy chciała gonić radia komercyjne, żałosna była nawet. Teraz to jest przyzwoite radio, posłuchaj dla odmiany tego z Krakowa, albo tego na zet, mózg się spłaszcza.
Ale może ja byłam szczepiona innymi medykamentami, moja odporność jest inna, Trójka mnie nie truje.
Antonino, nie martw się. Nie wszyscy muszą być błyskotliwi, naprawdę.
Z podróbkami ja mam tak jak Jagoda mniej więcej: wybiórczo. Płucka nigdy, ale jakby mi kto dobrze zrobił nerki, to z radością. Grasicy u Kręglickich w Piątej Ćwiartce nie śmiałam zaryzykować. Jagodo, a Ty? Dobre wątróbki mogą być arcydziełem.
Miałam kiedyś przygodę literacko-kulinarną. Byłam na wczasach w mojej ukochanej Przesiece i na początku turnusu wypożyczyłam z biblioteki „Czarodziejską górę”. Pogoda była ładna, więc czytałam ją całe dwa tygodnie. W ostatnim dniu, kiedy ją oddałam, na obiad były PŁUCKA.
Nigdy!!!
Pyruniu, musisz zjeść golonkę za moje zdrowie, bo u mnie się przesuwa na bliżej nieokreślone popoście. Jakiś wirusik złapał mnie za gardło, kicham i prycham, nie czuję co jem… Wszystko przez wypuszczanie psów na dwór o siódmej rano – w nocnej koszuli.
Dam se aspirynę – zamiast. Fuuuuu.
Radio? Polecam publiczną Dwójeczkę!
Tak, Dwójeczki słucham chętnie na przemian z Trujką. O, napisałam coś do tych płuc(ek) i nie weszło. Nic to, nie było takie znów drogocenne.
Nisiu! Zrobię Ci cynaderki, że Cię zatchnie…
Cichal,
ja się zapisuję na cynaderki!!!
Trójkę wspominam bardzo ciepło, a zwłaszcza Marka Niedźwieckiego. Na lotnisku we Wrocławiu kupiłam jego „Nie wierzę w życie pozaradiowe”, przypomniał mi lata starej Trójki, muzykę, którą wtedy się grało i słuchało…
Po lekturze napisałam do Autora, bardzo sympatycznie odpisał. Ponieważ jestem ekshibicjonistką, podesłałam Autorowi to zdjęcie:
http://alicja.homelinux.com/news/Zapraszamy_do…JPG
Cichalino mio! Cudnie!
A tu coś dla starych nastolatków:
http://www.youtube.com/watch?v=SWpkrdJRaaY&list=PL7B64C0AC7DE05636
A jeszcze bardziej ta:
http://www.youtube.com/watch?v=hYjIsXVsR2c&list=PL7B64C0AC7DE05636
Zanim co, big-bit narodził sie na Wyspach, w Liverpool (mnóstwo wątróbki! (liver=wątroba)
Ja uwielbiam kurczaczą)
http://www.youtube.com/watch?v=3q7KXWzA2fQ
Nisiu, Skarbie – a Ty myślisz, że moja ubiegłotygodniowa zaraza to skąd? To otwieranie od rana drzwi balkonowych żeby psina widziała świat, a potem spacerek wokół trawników z gołym czerepem (moim), a w przejściu pod blokiem stale wieje, no i wywiało widać resztki rozumu. Właśnie mija 6 lat od czasu kiedy tu, na blogu namawiał mnie kolega Andrzej Jerzy na wzięcie szczeniaka – jamnika, bo biedak był bity, a teraz jego ratowniczka, pani redaktor z radia musi go zostawiać na 12 godzin samiutkiego. Wzięłam go na swoje szczęście nieszczęsne 1 kwietnia. Jest cudowny i okropny – jak to ukochany facet.
Trójce sprzed trzydziestu lub więcej lat zawdzięczam odkrycie Jarka Nohavicy, który zachwycił mnie swą pogodą, skromnością, połączeniem ciepła i liryzmu z autoironicznym humorem i refleksyjnością, tak był (i jest) inny od śmiertelnie poważnych popularnych ówcześnie smutasów zwanych wtedy bardami – których skądinąd też dosyć lubiłam i słuchałam, ale często z lekką irytacją.
http://www.youtube.com/watch?v=jYVNbSR1c1I
bjk – witaj w klubie. Dotąd skład miłośników Nohavicy to Asia, Młodsza Pyra i Pyra. Kilka razy urządziłyśmy sobie wieczór piosenek autora „Gwiazdy”
Jarek nie ma w sobie nic z gwiazdorstwa (doceniam cudzysłów), prywatnie jest równie uroczym, skromnym, dowcipnym i refleksyjnym człowiekiem, jak w piosenkach. Nawet bardziej. Ciekawa jestem, czy są tutaj też zwolenniczki Aleksandra R.?
http://www.youtube.com/watch?v=81rB9s6y-k8
Wybrałam tę celowo. Warto spojrzeć na tę wygwieżdżoną jak noc sierpniowa publiczność.
A przecież piosenka jest przeciw wojnie.
Baaaa, Nohavica! 😆
Wielką miłością mojej, nieustającej 😉 , młodości jest Maciej Zembaty 😎
Uwielbiam jego Imogenę. Niestety, niedostępna na tubce 🙁
Ballada o Imogenie
Zaraz już zacznę – zacznę już za chwilę
Straszną balladę o pewnej dziewczynie
Która, niestety, już od urodzenia
Nosiła dźwięczne imię – Imogena.
Zawsze chodziła ubrana na biało
Cała na biało – nic nie wystawało
Poza tym trzeba dodać, że panienka
Fizycznie była nieźle rozwinięta
Dokładnie nie wiem – tak bez centymetra –
Miała w ramionach gdzieś półtora metra
Wzrostu pół metra, duże czarne oczy
I bardzo długi cieniutki warkoczyk
Każdy jej schodził z drogi i to szybko
Ona duszyczkę miała romantyczną
Ale duszyczki nikt w niej nie dostrzegał
Nad czym bolała nieraz Imogena.
I tak to trwało, aż wreszcie się stał
W końcu się biedne dziewczę zakochało
A ony był łajdak – starszy mężczyzna
Przy tym żonaty i w dodatku
Ignac bardzo brutalnie obszedł się z dziewczęciem
Zaraz jak tylko spostrzegł co się święci
Nawet powiedział jej ten straszny człowiek
– Ja, Imogeno, niestety nie mogę…
Z tego wszystkiego jeszcze bardziej zbrzydła
Przeżyć nie mogła, że ją Ignac wygnał
Odtąd wyłącznie już o zemście marzy
I bardzo często patrzy w kalendarzyk
Pod koniec stycznia, po krótkiej modlitwie
Na starym pasku wyostrzyła brzytwę
Ucięła sobie sama własną głowę
Żaden by tego nie zrobił fachowiec
W pobliskim sklepie wyprosiła skrzynkę
Włożyła głowę – zrobiła przesyłkę
Na Pocztę Główną ledwo to zaniosła
Potem umarła – ale paczka doszła.
Doszła… Ze sznurkiem szarpie się Ignacy
Wreszcie otworzył, stanął tak i patrzy…
– Nie spodziewałem się, że ta dziewczyna
Będzie pamiętać o mych imieninach!
ostatnia zwrotka też powinna być kursywą 😉
😉
Maciej Zembaty: W prosektorium
W prosektorium najprzyjemniej jest nad ranem
Gdy szarzeje za oknami pierwszy świt
W oświetleniu tym korzystnie
Wyglądają starsze panie
A i panom nie brakuje wtedy nic
Oczywiście kiedy całkiem się rozjaśni
Pewne braki wyjdą na jaw tu i tam
Lecz na razie póki wszystko
Widać jeszcze niewyraźnie
Triumfuje dumne piękno ludzkich ciał
W prosektorium najweselej jest nad ranem
Później także tam wesoło , ale mniej
Świeży uśmiech opromienia
Tak poważne kiedyś twarze
A niektórzy szczerze szczerzą ząbki swe
Tylko jeden – ten co leży pierwszy z brzegu
Nie uśmiecha się bo głowy nie ma już
Lecz udziela mu się nastrój
Wytwarzany przez kolegów
W martwym ciele nadal mieszka zdrowy duch
W prosektorium najzabawniej jest nad ranem
Czasem spadnie coś ze stołu – czasem ktoś
Po czymś takim następuje
Ożywienie zrozumiałe
Krótkotrwałe bo dzień wstaje jak na złość
Jasny dzień ma swoje różne jasne strony
Lecz ja jednak mimo wszystko twierdzę, że
W prosektorium najprzyjemniej
Moim zdaniem jest nad ranem
Zresztą sami przekonacie o tym się
Masz tu, Jagodo:
http://www.dailymotion.com/video/x8x4o6_maciej-zembaty-ballada-o-imogenie_music
On mnie (mnie i już 😉 ) każe coś aktualizować. Robię co każe i dalej nic 👿
Nie wiem co, więc nie mogę pomóc, u mnie z automatu się otwiera. Najpierw jest pól minuty reklamy, a później Zembaty śpiewa I., filmik o tyle ciekawy, ze to właściwie przekrój wizualny przez całe życie estradowe MZ.
Muszę się poradzić jakiegoś speca
@Jagoda
nie szukaj speca tylko pojedź na tygodniowy turnus do autoryzowanego ośrodka z dieta warzywno owocową 🙂