Kto nas powołał do życia?

Stawiając to pytanie mam na myśli nas Polaków. Coraz częściej bowiem historycy prezentują nowe hipotezy zaprzeczające bajdom o Piaście Kołodzieju, Polanach i  słowiańskim władcy Mieszku, który miał swych pobratymców zmobilizować do przeciwstawienia się germańskiej ekspansji i do utworzenia silnej organizacji wojskowej oraz państwowej.
Czytanie książek historycznych zawsze sprawiało mi przyjemność, zwłaszcza gdy historia polityczna łączyła się z historią obyczajów i – co oczywiste -stołu. Z radością i nadzieją na nowe odkrycia siadłem więc do lektury dzieła Zdzisława Skroka „Czy wikingowie stworzyli Polskę?” (Iskry 2013). Autor to archeolog i popularyzator nauki. A książka – moim zdaniem – powinna pobudzić dyskusję o naszym państwowym i narodowym rodowodzie.
Zaczyna Skrok od silnego uderzenia: ” Państwo polskie rzeczywiście powstało w wyniku militarnego przewrotu, ale czynnik sprawczy i decydujący nie był pochodzenia miejscowego, lecz zewnętrznego. Byli nim skandynawscy Waregowie, którzy przybyli z Rusi Kijowskiej w pierwszych dziesięcioleciach X wieku, wspierani w drugiej połowie tegoż stuleciach przez wikingów z Pomorza, w szczególności z Wolina. Wizyty Skandynawów na naszych ziemiach po zasiedleniu ich przez Słowian zdarzały się wielokrotnie, poczynając od VI wieku; pozostawiły swe uchwytne dla archeologów ślady, ale zapłon inicjujący powstanie państwa nastąpił dopiero w wieku X. W tym czasie Skandynawowie tworzyli najbardziej twórczą i dynamiczną populację w Europie. Byli niedościgłymi żeglarzami, konstruktorami okrętów, wojownikami, również twórcami lub inicjatorami powstawania państw. Działali w całej Europie, szczególnie w rejonach położonych na morskich wybrzeżach i nad wielkimi rzekami, od Irlandii po Sycylię, od Nowogrodu po Konstantynopol. Byłoby dziwne, gdyby nie zawitali na nasze ziemie. Do ujścia Odry i Wisły ze swej ojczyzny mieli najbliżej. Bez trudu też Prypecią i Bugiem mogli dopływać na nasze ziemie z Kijowa, gdzie już pod koniec IX wieku założyli swe państwo. Moim zdaniem stamtąd przybyła największa ich fala i bezpośrednio przyczyniła się do powstania Polski, nie zbudowała jej, tylko stała się jej zaczynem, twórczą inspiracją. Ziemie, na które przybyli, nie były bezludne. Ich mieszkańcy, którzy pojawili się tam kilka stuleci wcześniej, żyli w gminnych, opolnych wspólnotach i nie stworzyli większej wspólnoty państwowej, potrafili jednak bronić się w swych grodach. Waregowie byli specjalistami od podbojów, grody kolejno zdobywali, palili i równali z ziemią. Ludność sprzedawali w niewolę albo zmuszali do uległości. Archeolodzy, odnajdujący ślady tej wielkiej pożogi świadczącej o unicestwieniu dawnych porządków w Wielkopolsce i na Kujawach (wcześniej nastąpiło to na Mazowszu), ustalili, że nastąpiło to w latach trzydziestych X wieku.
2. Okoliczność ta nie tylko nie powinna psuć nam dobrego nastroju i odbierać poczucia dumy z tego, że jesteśmy Polakami. Wręcz przeciw?nie, może być źródłem zadowolenia i satysfakcji. (…) Normanowie byli wówczas mistrzami w inicjowaniu organizacji politycznych łączących w silne organizmy lokalne wspólnoty i udowadniali to na szerokim świecie, a wiele państw istniejących do dziś zawdzięcza im swe powstanie i nie tai ich zasług. Czynili to oczywiście z powodu własnych korzyści, bo wszędzie obejmowali rolę przywódczą. Ale z drugiej strony szybko asymilowali się z ludnością tubylczą, tworząc jednolitą grupę etniczną żyjącą w granicach państwa, które było ich darem. Słowianie zaś byli w tym czasie wszecheuropejski-mi mistrzami w trudnej sztuce przetrwania, w okrutnym surviwalu, jaki zafundowała im w Europie epoka walki „wszystkich ze wszystkimi”, w okresie wędrówek ludów i niszczycielskich najazdów azjatyckich koczowników na początku średniowiecza. Obok sztuki mimikry i adaptowania rzeczy prostych, ale użytecznych, ich siła przetrwania polegała również i na tym, że szybko uczyli się umiejętności nieodzownych do dalszego trwania w dynamicznie zmieniającym się świecie. Uczyli się od wszystkich, którzy mieli coś wartościowego do zaoferowania. (…) W dużej mierze więc to, że jesteśmy dziś Polakami, a historia naszej państwowości przekracza tysiąclecie, zawdzięczamy tamtemu właśnie sprzężeniu Waregów i Słowian, reakcji potrzeby i jej zaspokojenia, z której po stuleciach wyłoniła się nowa, jednolita już jakość.”
Na niemal czterystu stronach autor odkrywa przed zdumionym czytelnikiem całkiem nowe i nieznane horyzonty. Uzasadnia też przekonująco dlaczego zarówno za czasów Bolesława Krzywoustego jak i w epoce PRL władcom nie było na rękę opublikowanie prawdziwej historii.
Kto zechce ten będzie mógł sam się przekonać jak to było naprawdę. Ciekawi zaś nie będą żałować. Już sama historia nadwiślańskiego portu Truso jest wystarczającą nagrodą za wysiłek niełatwej lektury.
Na koniec dwa zdania kulinarne: na warszawskim Bródnie archeolodzy odkryli – i to przed laty – kilka skrzyń (komór) do przechowywania zboża. W obiektach tych można było ziarno gromadzić i trzymać w dobrym stanie przez długi czas. Lecz skrzynie te są wymysłem i konstrukcją przetransponowana nad Wisłę przez Wikingów.  A lepiej to czy gorzej, że zmienia się opowieść o naszym rodowodzie? Odpowiedź jest prosta: nikt chyba sobie nie wyobraża, by króla czy nawet pomniejszego wodza skandynawskiego mogły jak słowiańskiego poczciwego Popiela zjeść myszy!