Na bazarze w dzień targowy…

Liczni goście – co łączy się z częstszym niż zwykle pieczeniem ciast oraz tortów – spowodowali szybkie zużycie całego zapasu jaj przywiezionych ze wsi. Liczne miejskie obowiązki zaś uniemożliwiły kolejna wyprawę nad Narew. Braki musiałem więc uzupełnić zakupami na bazarze. Nie wyobrażam sobie ciasta z jaj fermowych.
Wizyty na bazarach to zresztą spora przyjemność. O znalezieniu kiosku z drobiem, w którym można za niewielka opłatą poprosić o wyluzowanie kurczaka czy nawet większego ptaka już pisałem. O świetnie oprawionych i zamrożonych szyjkach gęsich gotowych do faszerowania także. Dziś więc będzie o jajach.
Stoisk z jajami pod Halą Mirowską jest mnóstwo. Wielce zróżnicowane są także i ceny. Można tu kupić jajko już za 50 groszy. Tyle tylko, że będzie ono maleńkie. Jeśli niewiele większe ale leży pod kartką z dwukrotnie większą ceną, to wyczytać można, że zniosła je kura zielononóżka. Od pewnego czasu jaja tej rasy kur uznane są wśród snobistycznych (czytaj ekologicznych) bywalców targowisk za wyjątkowy rarytas. Największe jaja (nawet dwukrotnie większe od tych po pół złotego) kosztują nawet 1 zł i 20 groszy. Reklamowane są jako te od tzw. kur wolnochodzących i karmionych ziarnem. Kupiłem więc dwie paczki tych gigantów licząc, że na najbliższe spotkanie towarzyskie będzie ich dość. Potem zaś uzupełnię zapasy spiżarniane już od znajomych kur mieszkających tuż za moim płotem. Nie dość, że są tańsze, to i najsmaczniejsze w świecie.
Jaja od zaprzyjaźnionych kur  Fot. P. Adamczewski

Po przyjeździe do domu zabrałem się do roboty. I miałem niespodziankę. Z dwudziestu jaj przywiezionych z bazaru dwa, po rozbiciu,  były mętne. Więc je wyrzuciłem. Pozostałym zacząłem przyglądać się uważnie i podejrzliwie. No i wypatrzyłem. Niektóre (dokładniej biorąc aż cztery sztuki) miały zmyte pieczątki, którymi opatrywane są jaja fermowe. Co prawda pachniały świeżo i miały zarówno białko jak i żółtko o właściwej konsystencji ale niewątpliwie nie zniosły ich kury biegające po podwórku a ich dieta zawierała niewątpliwie więcej chemii niż ziarna lub okruchów chleba.
I to była nauczka: robiąc zakupy na bazarze trzeba dokładnie przyglądać się towarowi. A przecież tak niedawno czytałem w książce „Smaki dwudziestolecia” (Maja Łozińska – PWN) o bazarowych szwindlach i sztuczkach: „Klienci bazarów i targowisk często padali ofiarą oszustów fałszujących sprzedawaną żywność starymi, „domowymi” metodami. Śniętym rybom, aby wyglądały na świeże, malowano skrzela na czerwono, konina udawała znacznie droższą wołowinę, do masła dodawano surowe tarte kartofle i dla koloru nieco soku z marchwi, do mleka dolewano wody, a chude mleko i śmietankę zagęszczano mąką lub zmieloną kredą, a także zaprawiano sodą, aby nie kwaśniały. Doświadczone gospodynie nie dawały się złapać na te wszystkie prymitywne sztuczki, a nowicjuszki w prowadzeniu domowej kuchni szybko uczyły się na błędach. Pomoc znajdowały też w gospodarskich poradnikach, które podsuwały sposoby na uratowanie zepsutych produktów. Najczęściej „regenerowano” zepsute masło: „na 1 kg zjełczałego masła dodać 5dkg węglanu potasu, wymieszać, zanurzyć w świeżym mleku na kilka godzin. Wyjąwszy z mleka, wygnieść masło w zimnej wodzie, kilkakrotnie zmienianej, a otrzymamy masło niczem się nie różniące od zupełnie świeżego i nadające się do podania na stół”. Nie wiadomo tylko, ile razy można było bezpiecznie przeprowadzić taką operację… Bywały też domy, gdzie nie przejmowano się jakością używanych w kuchni produktów. Irena Krzywicka wspominała torturę niedzielnych obiadów u teścia, Ludwika Krzywickiego: „Już w przedpokoju witał mnie zapach zjełczałego tłuszczu! (…) Masło do gotowania kupowało się raz do roku (tak!), topiło się je i jadło aż do następnego lata. A lodówek jeszcze nie znano. Tłuszcz więc gorzkniał, śmierdział, co nie przeszkadzało, by na nim gotować. W niedziele na obiad były zawsze wołowe kotlety, smażone na tym okropieństwie. Dziw, że się wszyscy nie potruli”.”
U mnie – tego jestem pewien – nikt się nie struje. A na targowiskach będę kupował z natężoną uwagą. I nie dam się oszwabić!