Herbata chłodzi

Dość dawno temu byłem w Mongolii. W skwarne lato na mongolskich stepach trudno było wytrzymać a cienia ani, ani. W jurtach natomiast ciężki zaduch źle wyprawionych skór i potu. Wtedy to gospodarze poczęstowali mnie herbatą. Oczywiście gorącą i zagotowaną (nie parzoną lecz gotowaną!) w kotle, w którym poprzednio przygotowywano łeb barani. Na wierzchu czarki z herbatą pływały więc tłuste kola baraniego łoju. Widząc jak chętnie siorbią ten napój tubylcy – łyknąłem i ja. Natychmiast spociłem się jak mysz i… po krótkiej chwili zacząłem odczuwać chłód. I to było działanie herbacianego wrzątku.


W innych kręgach cywilizacyjnych ludzie też wykorzystują napar herbaciany jako napój chłodzący. Jest nawet tzw. herbata mrożona. O wynalezieniu tego specyfiku pisze herbaciany specjalista z firmy Dilmah tak:
Ta mrożona przygotowana z klasycznego naparu to u nas nowość, choć pomysł na nią narodził się ponad sto lat temu na targach handlowych w St. Louis. W jednym z pawilonów wystawowych promowano herbatę indyjską. Choć gospodarze usilnie zachęcali do degustacji, zachwalając walory regionów Darjeeling i Assam, zmęczeni upałem Amerykanie poszukiwali głównie napojów chłodzących. I wtedy Richard Blechyden wpadł na prosty, ale genialny pomysł. Napełnił butelki naparem i odwrócił do góry dnem, tak aby spływał on do szklanek przez zamrożone ołowiane rurki. Efekt był natychmiastowy – po „nowy” napój od razu ustawiły się długie kolejki. Dziś herbata mrożona jest bardzo popularna. Warto jednak zrobić ją sobie samodzielnie, przelewając napar do szklanki wypełnionej lodem – w ten sposób otrzymamy napój naturalny smaczny, zdrowy i niekaloryczny.

Nie starając się dorównać amerykańskiemu wynalazcy, chcąc osiągnąć podobny efekt, wrzucam do dobrego naparu z dobrej aromatycznej herbaty kilka kostek lodu. Też przynosi podobny skutek. Herbata chłodzi.