Przysmaki z Abruzzo
Od wczoraj podczytuję nowy (kwietniowo-majowy) numer „Czasu Wina”. Z okładki uśmiecha się do mnie Robert Makłowicz zapraszający do Dalmacji (jeszcze tam nigdy nie byłem) ale wewnątrz numeru ten sam smakosz narzeka na nadmiar gości zakłócających mu spokój więc się nie wybieram.
Drugi temat przykuwający uwagę to Abruzzo. Pismo przygotowało (jak zwykle solennie ale i atrakcyjnie) raport o tym regionie Italii. Mnie zainteresował szczególnie tekst Justyny Korn-Suchockiej dotyczący tamtejszej kuchni. Oto jego drobny fragment poprzedzony rozważaniami o makaronie przyrządzanym na przyrządzie zwanym chitarra (mam i opisywałem go na blogu):
„Zanim jednak na stole pojawi się makaron, musimy koniecznie spróbować tradycyjnych abruzyjskich przystawek. Jest nią na przykład wspomniana już papryka peperoncino, tym razem smażona w całości, oczywiście na dobrej oliwie. Na talerzu obok strąków papryki układa się smażone sardynki tej samej długości. Zarówno papryka, jak i ryba powinny być chrupkie i zaręczam, że są w tej postaci i zestawieniu zarówno piękne, jak i smaczne.
W wielu antipasti pojawia się cardo. Zielone łodygi pokrojone na kawałki przypominają nieco seler naciowy, ale jest to… zwyczajny oset, roślina popularna w kuchni południowych Włoch. Robi się z niego – w połączeniu z mięsnymi pulpetami – coś w rodzaj rosołu lub przyrządza w pomidorach z kawałkami mięsa. Rosół z ostu jest w okolicach Chieti daniem tradycyjnie podawanym na Boże Narodzenie!
Moje serce podbiły jednak delikatne pulpeciki z jaj i sera gotowane w sosie pomidorowym na ciepło: pallotte cacio e uova. Jadłam je w kilku miejscach w Abruzji i za każdym razem danie wyglądało trochę inaczej – czasami kulki były mniejsze, czasem większe. Zawsze jednak przepyszne.
Niby znane składniki i przepisy, ale nad brzegiem Adriatyku zyskują inny wymiar. Po każdym daniu w ruch szła więc scarpetta – kawałek chleba służący do czyszczenia talerza z resztek oliwy bądź sosów. Scarpetta to w wolnym tłumaczeniu ?mały but” (zwinięty ułomek chleba rzeczywiście trochę przypomina czubek bucika). Traktowanie talerza „z buta” jest oznaką ukontentowania – w przypadku dań rybnych, które kosztowałam w Abruzj i, nie było w tym krztyny kurtuazji. Rybom i owocom morza towarzyszyły białe wina – orzeźwiające mineralne pecorino i cococciola z Farnese Vini.
Od czasu do czasu w menu abruzyjskiej kuchni pojawia się również koźlina, oczywiście z kozich niedorostków. Na moje szczęście jadana rzadko i to głównie w okolicach świąt wielkanocnych. Za to pieczone żeberka jagnięce podawane są tu na każdym kroku. Mięso jest delikatne, ale tłuste, zatem najlepsze w towarzystwie większej ilości solidnego montepulciano d’abruzzo.
Do produkcji miejscowych wędlin, jak to w biednych regionach bywa, wykorzystuje się każdy skrawek mięsa oraz cymesy w rodzaju głowizny, ozorków czy flaczków, jak np. fegatazzo di ortona produkowanej z wątroby, płucek, śledziony, boczku i policzków wieprzowych, mocno przyprawionej solą, peperoncino oraz skórkami pomarańczy i czosnkiem. Dalej guanciale, czyli policzek wieprzowy przemywany winem i – mój faworyt – fegato dolce z wątroby i wieprzowych podrobów z miodem, kandyzowanymi owocami, orzechami pinii i pistacjami! Ten zaiste bożonarodzeniowy wyrób przypadł mi do gustu, gdyż wymyślne dodatki skutecznie niwelowały posmak wątróbki.”
Ten artykuł budzi we mnie same dobre wspomnienia. A towarzyszą mu teksty dotyczące także doskonałych abruzzyjskich win. Lektura będzie więc długa.
Komentarze
Przyznaję się bez bicia, że musiałem zajrzeć do Wiki, gdzie jest Abruzzo, bo nie wiedziałem.
u mnie tez zostaly pobudzone wspomnienia. a towarzysza mu trzy obrazki —>
towarzystwo stolowe wyglada na bardzo podekscytowane, mimo wszystko z körpersprache ( mowy cial ) wydedukowac mozna, ze stolownicy jednak nie o chlebie i nie o winie dyskutuja. sprawa jest znacznie wiekszej wagi.
wiecej tutaj —> https://picasaweb.google.com/118399121099696213754/DasAbendmahlVonLasPalmas#slideshow/5867343161915375634
Dyskutują, skąd Judasz miał pieniądze na ten bankiet 😉
Torlinie,
dzikie Abruzzo z wilkami i niedźwiedziami, za to bez linii wysokiego napięcia i bez… ścieżek.
No, prawie bez ścieżek, bo pasające się konie trochę wydeptują. Bez szlaków turystycznych. I bez turystów, jesienią…
Dzień dobry.
Jako, że ja kuchnię włoską przyswajam bardzo wybiórczo i nie podzielam zachwytu Gospodarza „po całości”, rejon ten kojarzy mi się niemal wyłącznie z winem montepulciano d’abruzzo. To lubię bardzo, a nauczyłam się doceniać jego zalety dzięki naszemu Gospodarzowi – przywiózł karton na I Zjazd łasuchów i zagustowałam. Potem zaś szukałyśmy w sklepach albo panny córki przywoziły w jesiennych, corocznych ekskursji.
Dzisiaj prosty obiad : omlet z szynką i zielonym groszkiem.
Z włoskiej kuchni będzie dzisiaj do makaronu pesto. Lubię te pastę również na kromce chleba. Jest słonecznie i ciepło, zakwitła czereśnia i zaczynają wschodzić konwalie, weselej na duszy 🙂
Nemo, powędrowałam Waszym włoskim szlakiem, zachwyciłam się „toskańską melancholią”.
Nemo, Ladne widoki !
Kiedy moja Stara byla nastoletnia dziewczynka polski przemysl spozywczy rzucil na rynek nowy rodzaj klusek. Nazywaly sie spagetti. Wydarzenie bylo na tyle doniosle. ze informowala o o tym Kronika Filmowa. Na zarejestrowanym filmie przykladna polska pani domu w przykladnej polskiej kuchni starannie lamala na mniejze kawalki spagetti wrzucajac je do garnka z gotujaca sie woda.
Ojciec mojej Starej sie usmial, bo wloska kuchnie znal z czasow studiow w Pizie, zanim go wywalil Mussolini, zas pasty wloskiej nie przestal wspominbac milosnie od tego czasu. No i wiedzial, ze pasty sie nie lamie.
Wiec pare dni pozniej w domu mojej Starej pojawily sie pierwsze polskie spagetti. Matka Starek zostala starannie poinstruowana jak je nalezy gotowac aby sie zmiescily w garnku w calosci, bez lamania. Byly one jednak straszliwym zawodem dla ojca Starej, ktory oglosil wowczas z rozdzierajacym serce smutkiem, ze jednak wloskie makarony nalezy jadac wylacznie we Wloszech, w Polsce one nie smakuja i ze widocznie ich smak zalezy od wody w ktorej sie spagetti gotuje. Nie przyszlo mu wowczas dp glowy, ze maka uzywana do robienia wloskich makaronow jest z gruntu inna niz ta, z ktorej robiono wtedu polski „makaron jajeczny”. Nazywa sie ta maka duro.
Podejrzewam, Pyro, ze „wybiorczo” lubisz wloska kchnie, bo nie mialas okazji zakosztowac jej we Wloszech.
Jest to faktycznie cos kompletnie innego niz kuchnia wloska w najlepszych nawet restauracjach w Polsce, Anglii czy nawet Ameryce, gdzie wloskie restauracxjhe sa najlepsze poza samymi Wlochami.
Nie ma takich ludzi, ktorzy wloskiej kuchni nie lubia. Jest to wciaz najlepsza kuchnia w Europie i niczeg sie z nia porownac nie da. Ci, ktorzy deklaruja, ze nie wszysto w tej kuchni lubia, zwyczajnie nie probowali jej takiej jaka powinna byc.
Moze to ma cos wspolnego z woda, a moze jednak z umiejetnosciami kucharskimi, tradycja, lekka reka wloskich kucharzy, produktami i klimatem w jakich produkowane sa ich surowce.
Nemo chodzi, wchodzi, schodzi po rozlicznych górach Europy, a ja to (z przyjemnością wielką) oglądam. I tak jest dobrze. Co prawda nie oddycham górskim powietrzem i nie mam okazji wymoczyć chorych kości w cieplicach i to jest moja strata. To musiał być jeszcze nie tak dawno strasznie biedny region.
Pyro,
to jest nadal biedny region (przy sile nabywczej EU (25)=100 mieszkańcy tego regionu mają średnio do dyspozycji 90) , zwłaszcza po tych ciężkich trzęsieniach ziemi, na dodatek nie bardzo „po drodze”, ale jest tam przepięknie. 1/3 Abruzji to parki narodowe, dużo nieskażonej przyrody, wspaniałe produkty rolnicze, sympatyczni ludzie…
W zimie długo utrzymuje się śnieg, można jeździć na nartach i wędrować na rakietach albo wiosną oglądać ukwiecone łąki…
Szkoda, że to tak daleko.
.
U mnie po obiedzie. Był ryż, marchewka z imbirem i sznycelki cielęce w sosie śmietankowym.
Evo, z poprzedniego wpisu – bar Argus z leszczowym rosołkiem znajduje się w Nowym Warpnie, to jeszcze spory kawałek od Szczecina na północ. Smacznego.
Polskie makarony wytwarzane są także z mąki pszennej durum, głównie importowanej i są bardzo smaczne. Pewnie nie wszystkie. Pszenica durum pochodzi głównie z importu, ale i w kraju zaczęto ja uprawiać. Prawie wszędzie można też kupić makarony włoskie. Są więc szanse na dobre spaghetti.
Skoro Gospodarz rozbiera wołu na czynniki pierwsze, to ja rozbiorę w ten sposób wypowiedź Nemo z dzisiejszego poranka.
Może w ten sposób uda mi się wyjaśnić, skąd biorą się moje emocje.
No to ziu.
Nemo:
Ojej, tyle uwagi mi tu poświęcono, a ja spałam w najlepsze 🙁
Ja: ojej, ojej.
Nemo:
Wędkarze a wydawnictwa? Nie wiedziałam, że to się wyklucza i książki piszą tylko teoretycy 🙁
Ja – nic takiego nie powiedziałam. Nemo dorabia sobie ideolo, a mnie gębę.
Nisiu,
zanim zmienisz nick na ?niektórzy? pokaż, z których moich komentarzy wywnioskowałaś, że zwracam się w ten sposób do Ciebie?
Ja – a to hipokryzja w czystej postaci. Nemo zazwyczaj odnosi się do czyichś wpisów bezosobowo – właśnie po to, żeby móc potem wyprzeć się własnych intencji.
Nemo:
Przykro mi bardzo, że kosztuję Cię tyle ?nerw? i że masz tak osobisty stosunek do moich komentarzy, a zwłaszcza że trwonisz na moją marną osobę aż tyle cennego czasu 🙁
Ja – też wiem, że źle robię, powinnam pracować, ale blog kusi, pisuje tu wielu miłych ludzi. A kiedy trafię na jakąś złośliwość Nemo, nie wytrzymuję, bo jestem furiatka. Nikogo natomiast nie atakuję pierwsza – ani jawnie, ani w stosowany przez Nemo zakamuflowany sposób.
Nemo:
Nadeptywanie na odciski nie jest moim ulubionym sportem i nie wyszukuję ich u innych osób. To one same głośno informują o tym w swoich reakcjach, niekiedy bardzo mnie zaskakując intensywnością.
Ja – hipokryzji ciąg dalszy. Nemo uwielbia nadeptywać na odciski i dziwić się, że ktoś zareagował. Potrafi przy tym tak dołożyć (w białych rękawiczkach), że ludzie boją się odpowiadać na subtelne ale paskudne zaczepki.
Nemo:
Wtedy wiem, że niechcący trafiłam w czuły punkt, a w późniejszych konfliktach (na ogół niewspółmiernych do zagadnienia) ? na osobę pamiętliwą i mściwą 🙁
Ja: a otóż i zakłamanie do kwadratu. Nemo doskonale wiedziała, że będzie mi głupio, kiedy wymyślała sobie zabawę, o której mowa. Streszczę. Zaczynałam dopiero pisać na blogu, nie chciałam od razu wylatywać z nazwiskiem itd – kiedy akurat ktoś z kimś zaczął dialogować o powieściach Szwai. Padło sformułowanie, że książki fajne i że ta Szwaja wymyśla fajne tytuły. Nemo napisała wtedy coś w tym rodzaju: miło, ze jest z nami ktoś, kto pisze fajne książki i ma zabawne tytuły. No to odpowiedziałam, że owszem, Nemo mnie zdemaskowała, Szwaja to ja. Na to Nemo niewinnie: ależ Nisiu, ja nie miałam na myśli ciebie, tylko naszego Gospodarza. Wyglądało to, jakbym dopraszała się aplauzu, a Nemo ustawiła mnie do pionu (co ty myślisz, kobieto, że tylko ty umiesz pisać książki… itd.). Dość okropnie czułam się postawiona w takiej sytuacji.
Co do mojej mściwości, to nie sądzę, żebym naprawdę była mściwa. A pamiętliwa jestem tylko w przypadkach, kiedy mi się pamięć stymuluje nowymi świństwami. Nie mszczę się nigdy.
Nemo:
I jeszcze jedno.
Jak ktoś poda w wątpliwość jakąś moją opinię, to zamiast się obrazić i iść w zaparte, próbuję zajrzeć do dostępnych mi źródeł i zasadność tej krytyki zweryfikować.
Ja – Nemo szuka w źródłach nie tylko kiedy ją się krytykuje. Poluje na blogu – we wpisach Gospodarza i gości – na błędy, nawet najmniejsze, i z upodobaniem je poprawia, dając tym samym ludziom do zrozumienia, że są głupi, podczas kiedy ona jest mądra. To stara zabawa z piaskownicy, ale wciąż, jak widać, może przynosić radość.
Nemo:
Czemu mają służyć przymiotniki klasyfikujące typu ?wędkarze szwajcarscy? w sytuacji, gdy wspominam o wędkarzach ? nie wiem.
Podkreśleniu przekąsu?
Ja: dlaczego przekąsu, na Boga? Przecież Nemo mieszka w Szwajcarii.
Nemo:
Czy fakt, że mieszkam, gdzie mieszkam, budzi aż taką zawiść lub niechęć, że trzeba mi to od czasu do czasu wypomnieć?
Ja: nie widzę powodu ani do jednego, ani do drugiego. Szwajcaria nie jest dla mnie nieosiągalnym przedmiotem pożądania. Nie budzi też niechęci. Jest państwem, takim samym jak Niemcy, Francja czy Bułgaria. Kawałek Europy. Polska też jest kawałkiem Europy. Lubię Polskę. Szwajcarii nie znam.
Nemo:
Jeśli Sławek lub Pepegor napisze o wędkarzach, to też usłyszą ?nie wiem, co mówią wędkarze francuscy, niemieccy, amerykańscy itd.??
Ja: oczywiście, to logiczne. I nie ma w tym nic złego.
Nemo:
Może lepszym argumentem by było, że mój ojciec był zapalonym wędkarzem i znał się na rybach jak mało kto? 😉
Wolałam jednak sprawdzić w literaturze fachowej, i co mi to dało? 🙁
Tyle czasu zmarnowanego na polemikę bez sensu 🙄
Ja: to nie była polemika, tylko typowe wymądrzanie się Nemo, bo przecież moje kobitki-restauratorki nie wypowiadały się naukowo. Miały tego leszcza w rękach, nie podobał im się, więc nie ugotowały z niego zupy. Ugotowały z zamrożonego.
Nemo:
I czy nie prościej by było zamiast ?Goździk? wpisać do wyszukiwarki ?leszcz+tarło?? 😉
Ja: Termin tarła leszcza jest mi najzupełniej obojętny – cytowałam to, co mi mówią restauratorki (a im rybacy zalewowi).
Leszek Goździk był moim przyjacielem i nie lubię, kiedy używa się jego nazwiska w bezmyślnej złośliwości. Goździkowa jest piękną, mądrą kobietą i jest realna. Wpisałam go w wyszukiwarkę, żeby znaleźć dla Was jego zdjęcia. Lubię wspominać dobrych ludzi.
Na zakończenie: ten akt pieniactwa, który właśnie wykonałam, jest żałosny. Nie chciałam Was jednak zostawiać ze stworzonym przez Nemo moim wizerunkiem: głupiej, mściwej baby.
Z wczorajszej wypowiedzi Sławka wnioskuję, że taki obraz już funkcjonuje.
No to już nic na to nie poradzę.
Nisiu , niedawno postanowiłaś zostać łagodna staruszką 😉
Nisiu, z cala pewnoscia nie u mnie, dla mnie jestes wyjatkowo ciepla furiatka ( nie sprawdzilem w wiki ), ktora odpala jeszcze przed przekreceniem kluczyka w stacyjce, jesli tylko nie lamiesz spagetti przed wlozeniem do wrzatku bede Cie dalej uwielbial
leszcz
Nisiu! Bez przesadyzmu. Nikt tak Ciebie sobie nie wyobraża. Niestety WOW istnieje i nic na to nie poradzimy. Tak samo jak na istnienie np. rzepu…
ale maraton, @nisia, brakuje tylko wybuchow przed linia mety,
chociaz najchetniej wrocilbym do, bynajmniej nie bostonskiego, picia herbatki 😉
Nisiu,
mozesz spac spokojnie. Ty sie zachowujesz jak najbardziej normalnie, a ze masz lekkie pioro, to piszesz. Inni tylko konstatuja… A czytaja ten blog ludzie przytomni.
Trafnie napisalas wczoraj 🙂 !
A Nemo niech sie wyzywa na rozne sposoby. Czasem tak sobie mysle, ze kiedy sie sama wybiera 10km na sanki, to tylko po to, aby napisac o tym na blogu. I tak mniej wiecej ze wszystkim….
Jest prosty sposób na zachowanie równowagi emocjonalnej – przewijanie komentarzy nie lubianych osób. Na moje szczęście od dawna już tej techniki nie muszę stosować, ale w razie potrzeby, mam w zapasie.
Obiad zaliczony; co prawda omlet miał być z szynką i groszkiem, aliści okazało się, że groszek był się skończył. Tak więc w rozbełtanych jajkach wylądowała szynka, ser tylżycki i pomidory. Też smakowało.
Panie Piotrze, proszę przyjąć wyrazy współczucia. Dużo dzięki Garlickiemu można się dowiedzieć o okresie międzywojennym i nie tylko.
Porównanie z Moczulskim rzeczywiście ryzykowne. Ale „Rewolucja bez rewolucji” jakoś się sprawdziła. Reszta za przeproszeniem badziewie.
Byku, ja niczego na komunę nie zwalam. Zwalam w zasadzie na polskie społeczeństwo, którego jestem członkiem, a ono jest, jakie jest. Wydaje polityków, księży i w ogóle wszystkich. Niektórzy są wybitni, a nawet święci, niektórzy jednak tacy sobie. Poziom przeciętny, jaki jest, każdy widzi. Połajanek z niepatriotyzmem i zdradą narodową nie przyjmuję, bo fakty są, jakie są, a i tak czuję się patriotą. Bardziej może patriota społeczeństwa zamieszkującego Polskę niż samego narodu i tutaj jestem w stanie stawić czoła połajankom.
Krystyno, dziękuję za Krokusy. Po co jechać aż na Polanę Chochołowską?
1. luty 2010
Alina pisze:
„Mamy tu na blogu kogos innego, kto oryginalnie i dowcipnie tytuluje swoje ksiazki i felietony, czy wiecie, kogo mam na mysli???”
Nisia odpowiada:
„Alino, masz rację, piszę książki i staram się wymyślać takie tytuły, żeby chciało się je wziąć do ręki (książki, nie tytuły).”
Następnego dnia pisze nemo:
Nisiu,
mnie od początku zadziwił staranny język Twoich komentarzy 😎 Teraz wiem, dlaczego 🙂 Nie mogę się pochwalić znajomością Twoich dzieł, bo współczesnej polskiej prozy nie czytuję od lat, ale cieszę się, że mogę na tym blogu posmakować choćby próbek Twojego „pióra” 🙂
Idylla trwa aż do lata i mojego „zamachu rowerowego” na gości z Niemiec, gdzie narzekam, że nie wiedziałam, iż będę miała do czynienia ze słabeuszami.
Nisia doczytuje nazajutrz i rzuca się na nemo:
„Nemo, słabeusze to obrzydlistwo, prawda? Myślę, że na mój widok ? a często z trudem poruszam się po równym ? zrobiłoby Ci się niedobrze.”
No i się zaczyna. Temperatura dyskusji rośnie, ciśnienie też.
Nemo przypomina gibonki i „łysolki”…
Animozja gotowa.
Kto chce, niech sobie doczyta.
Nisiu,
internet ma to do siebie, że wszystko można znaleźć.
Wiem już, że mnie nie cierpisz, jesteś pamiętliwa i mściwa, ale do tego przywykłam.
Nie znoszę jednak podłych insynuacji, a nade wszystko intryganckiego psucia mojego imienia na tym Blogu.
Jeśli nie podeprzesz Twoich wypowiedzi z godz. 13:50 stosownymi cytatami lub nie odwołasz Twoich kłamstw i kalumni, to będę Cię uważać za osobę podłą, nikczemną i niegodną jakiegokolwiek zaufania.
Oczywiście z mojej strony.
Inni niech sobie sami wyrobią opinię o Twojej prawdomówności.
Tylko się nie wykręcaj, że nie masz czasu grzebać w internecie. Ja przejrzałam pierwsze 3 miesiące od Twojego debiutu na Blogu i sugerowanych moich wypowiedzi na Twój temat nie znalazłam.
Dopiero teraz przeczytałem dzisiejsze i posmutniałem. Grzmiało i szumiało, ale chyba już emocje opadły. Wypijmy wszyscy po szklaneczce dobrego Montepulciano d’Abruzzo i ucałujmy się na zgodę. Prowincja piękna. Campo Imperatore to włoska stolica krokusów. Ale będą tam gdzieś za miesiąc.
Proponuję pogrzebać własne zagniewania w intencji bostońskich ofiar i ich rodzin.
Stanisławie,
ja potrafię rozdzielić moje emocje.
Nisiu,
no to ziu?
Nemo! Przecież jesteś rozsądna Kobieta. Daj spokój; przecież nie zawsze moje musi być na wierzchu. Tu też czasem temperamenty buzują.
Pyro,
co to znaczy „moje na wierzchu?”
Znaczy, OK, akceptuję podłe kłamstwa i piętrowe konstrukcje ustawiające mnie w świetle Nisiowych reflektorów?
Niech na wierzchu będzie zdanie Nisi, tej Nisi, która mi co chwilę zarzuca kłamstwa i krętactwa?
Proszę bardzo.
Ale wtedy nic tu po mnie.
Bawcie się dobrze w tej „piaskownicy”.
Tylko pamiętajcie, że jest w niej błoto, które oblepia i nie wystarczy się tylko ostrząsnąć 🙄
… otrząsnąć 🙄
Dzień dobry,
Żeby nie wiem jak silne emocje tu wystąpiły, to:
– zawsze bardzo chętnie poczytam komentarze Nemo, obejrzę jej świetne zdjęcia, ominę większość przepisów kulinarnych jakie tu cytuje, bo przekraczają moje możliwości, zwłaszcza czasowe.
– zwsze chętnie poczytam komentarze Nisi, obejrzę zdjęcia z jej oceanicznych wypraw, posłucham dołaczanej często muzyki, nie przestanę czytać jej książek.
Miłego dnia wszystkim życzę, wiosennych, ciepłych i pogodnych nastrojów. Dzisiaj tu słonecznie, nic nie jest w stanie zmienić mojego pozytywnego nastawienia do świata. 🙂
Do później 🙂
No to, Nowy, na zdrowie
Krystyna, czas, ktory opisuje, to poczatel lat szescdziesiatych ubieglego wieku. I mysle, ze wtedy wszystkie polskie makarony robiono z jednej maki, jak leci. Jedyna roznica miwdzy nimi to byla, jesli dobrze pamietam ze napisane bylo na opakowaniu albo „jajeczne”, alb „dwujajeczne”.
Nikt z nas wowczas nie wiedzial czy sa one dobre czy zle, jesli nie probowal innych. Moja Stara pierwsze wybitne makarny jaldla wlasnie zaraz po wyjedzie z kraju, we Wloszexh. Nie mialy one wiele wspolmegp z kluskami w ksztalcie spagetti sprzedawanymi z Polski.
Tu w Anglii mpzna dostac rozne makarony, zazwyczaj niezle – na codzien. Ale jak goscie przychodza to Stara kupuje wylacznie te ktore sa Made in Italy. Znanych filrm komercyjnych badz malych nieznanych nikomu producentow, ktore inaczej zupelnie wygladaja i sa znaczaco drozsze od fabrycznych (np. kluski najbardziej znanego tutejszego kuchacra Wlocha, pana Carluccio, ktory ma tez siec malutkich restauracji i jego kluski dla niego robi jakis zaprzyjazniony wloski producent U Carluccia pasta giardiniera jest rewelacyjna. To sa spaghetti z lekko osmazponymi delikatnymi jak chmurka kulkami z parmezanu, cukinii i szpinaku. A w dodatku czesc zarobku pana Carluccia z kazdej porcji pasty giardiniery jest przekazywana na jakas organizacje dobroczyna w Afryce).
Niestety wiec wybitne pasty wyrabiane sa tylko we Wloszech i absolitnie nie chce byc inaczej….
jak Pyre kocham, wiem, ze Spielberg i Bendjelloul nie funkcjonuja w tym samym rejestrze, ale wiem, ze potrzebuje Jednej I Drugiej,
klania sie nisko,
leszczysko
Jasna cholera! Nemo! wcale nie chcę żebyś wylazła z tej piaskownicy. Ja tylko proszę żeby z blogu nie robić polskiego piekła. Możecie się spotkać za stodołą i okładać kłonicami. Odwołałam się zaś do Twojego rozsądku, którego raczej jestem pewna. W Nisi buzują emocje. I cóż Pan zrobisz? Nic Pan nie zrobisz (Żaba)
Jasna cholera! Ja też chcę mieć prawo do emocji 😎
Co ja, robot jestem, czy co?
Mam 335 sadzonek pomidorów 😯
Tak, Miodziu, posadziłam je tylko po to, aby móc o tym napisać na Blogu. I tak mnie więcej ze wszystkim 😉
Ja tez wczoraj dostalem za niewinnosc od Nisi, ktora udawala starannie , ze nie rozumie roznicy miedzy lobbyingiem, czyli platna praca dla okreslonego pracodawcy w okreslonym przemysle, a tym jak opisuje swoje ulubione miejsc zbiorowego zywienia.
I co? I nic. Nawet jej nie zaproponowalem, ze wytlumacze czym sie rozni lobbying od kryptoreklamy, a kryporeklama od opisywania ulubionych miejsc do jedzenia. Bo przeciez wie! Ale miala wieka potrzebe aby komus przywalic, wiec jej sie akurat stary Kot napatoczyl i tak jej wyszlo… Trudno, bywa. Sam czasami musze przywalic, bo nie wytrzymam…
To nie sa sprawy ZASADNICZE. Staszek ma racje z tymi ofiarami z Bostonu.
A Modzia nalezy holubic. Ono jest jedyne w swoim rodzaju. Malo kto tak smiesznie dowala.
Choćbyście się zasypały wyżej uszu cytatami i kontrcytatami, niczego to nie zmieni. Niczego sobie nie wyjaśnicie i niczyje nie będzie na wierzchu. Nie ma między Wami komunikacji, nie dogadacie się.
Ale jeśli musicie to ciągnąć, przejdźcie może na łącza prywatne. Ciężkie spory lepiej załatwiać bez udziału publiczności. Nie dlatego, że publiczności przykro, tylko że wtedy jest większa szansa na dojście do minimalnego choćby porozumienia.
Obie Was cenię i podziwiam, i chciałabym się znaleźć z Wami w jednym miejscu i czasie w realu. Mocno wierzę, że myślący i czujący ludzie, stając twarzą w twarz, są w stanie przyjąć pakt o nieagresji albo nieingerencji. W ostateczności, o omijaniu się szerokim łukiem dla wzajemnego dobra.
Toteż hołubię 😉
Kocie,
jak Ty przywalasz, to nie musisz się uciekać do kłamstw i insynuacji.
Poza tym Koty chyba nie miewają manii prześladowczej 😉
Haneczko,
dziękuję, że próbujesz mediować, ale oszczerstwa padły publicznie, mogłyby więc też publicznie zostać udowodnione lub odwołane.
Jeśli Nisia woli prywatnie, to możesz jej przekazać mój adres.
Przeprosin nie oczekuję.
Kocie, Koteczku, Mruczusiu ukochany – wczoraj to akurat Pyra Ci dowaliła, a Nisia teraz dostaje za niewinność. W przyrodzie nic nie ginie.
Nemo, taka głupia (mediacyjnie) to ja już nie jestem… 😉
http://www.youtube.com/watch?v=dGahR4yGKGw
Precz smutki, niech zginą,
Wspomnienia niechaj płyną,
Obsiądźmy ogień wkoło
Z piosenką wesołą.
Uśmiechnij się jasno
Wnet wszystkie troski zgasną,
Podajmy sobie ręce
W piosence, w piosence.
Bo w naszej ferajnie przyjęte jest
Zabawić się fajnie i śpiewać też.
I zawsze mamy chęć na szał,
Byleby śpiew wesoło brzmiał…
Pyra mi nie dowalila, tylko Nisia, nie wymieiajac Kota z imienia: http://adamczewski.blog.polityka.pl/2013/04/15/wol-rozebrany-na-czynniki-pierwsze/#comment-396264
No wiec Kot oczekuje jednak ze Dziennikarka ( a w dodatku Pisarka) musi odrozniac lobbying od opisywania ulubionych knajp, tak jak Dziennikarz odroznia lobbying od dziennikarstwa.
Moje uwagi nie byly szpila wymierzona w Gospodarza. Sprzciwilem sie jedynie mieszaniu i zacieraniu pojec dosc zasadniczycxh. Dziennikarz (tym slowem przedstawiony we wpisie) nie moze byc jednoczesnie rzecznkiem producentow wolowiny (co tez zostalo bardzo wyraznie stwierdzone we wpisie Gospdoarza) . Albo rzecznik albo dziennikarz. Ale moze byc lobbysta i kucharzem jednoczesnie. Nie ma sprawy.
To jest jednak bardzo wazne aby te rzeczy w Polsce podkreslac – gdyz dzienniakrstwo cieszy sie w tym kraju tak malym szacunkiem i zaufaniem, tak sie kojarzy z dziwkarstwem (jak to zauwazyl wczoraj Staszek), ze jesli nie bedziemy sie sami pilnowac, to ten proces utraty zaufania bedzie sie jednie poglebial.
To jest BARDZO wazne, jesli chcemy miec w Polsce dobre standardy dziennikarstwa..
Dzięki za życzliwość.
Nemo, rządź. Rządź wśród fal jak Brytania.
Ahoj.
Kocie… czy naprawdę nie można mieć innego zdania niż Ty? Czym Ci dowaliłam? Tym innym zdaniem? Powiedziałam po prostu, jak ja to widzę.
Jeju, teraz do wczoraj. Kocie, myślę, że chodziło Ci nie o Gospodarza. A Nisia chyba Ci nie dowaliła pisząc, że dziennikarz to zawód, a k… to charakter. Więc takie k… zdarzają się w obu zawodach i jeszcze w wielu innych. Z tym się całkowicie zgadzam i Ty chyba też. Pan Piotr wziął do siebie, Ty do siebie, a ja, wydaje mi się, potrafię myśleć i nie widzę, żeby w tym wpisie Nisi było coś do Ciebie. Jakaś różnica zdań może, ale dowalenie, to gruba przesada. Aha, żeby nie było o kłamstwie, to wyjaśniam, że nie cytowałem Nisi, tylko streściłem, co zrozumiałem.
Oczywiscie, ze mozna miec inne zdanie, ale musimy o tym samym rozmawiac aby ustalic roznice miedy nami. Ale ja mowilem o lobbyingu, Ty zas o opisywaniu ulubionyck knajpek czy kryptoreklamie. W przypadku lobbyingu nie ma zadnej „krypto”. Jest reklama za pieniadze reklamodawcy z otwarta przylbica. I to – w moich ksiazkach – nie nazywa sie dziennikarstwem.
I dlaczeg my sie z Toba o to spieramy? Ty tego nie wiesz, Nisiu?
No przeciez, ze wiesz.
Nie ma znaczenia, czy ja to wiem, czy nie. Mogę na przykład być głupią gęsią i nie wiedzieć niczego. Niemniej wypowiadałam tylko własne zdanie, nie DOWALAJĄC Ci w żaden żywy sposób.
Odchodzę do mego ogrodu i spróbuję jednak być tą łagodną staruszką.
https://picasaweb.google.com/108203851877165737961/20100513OgrodMajowy
Miodzio –> ponownie gratuluje 🙂 :D)
i w logicznym rozumowaniu i w argumentowaniu jestes juz tylko o milimetry oddalona tych od niektorych, ktorzy wraz z polowa szczecina zachwycaja sie barem w nowym warpnie.
cwicz dalej, wiem ze dasz rade. stac cie na znacznie wiecej. twoje zdrowie po x kolejny.
🙂 :D)
Nie widzę powodu by znęcać się nad niewinnymi prostytutkami i obrzucać je epitetami. Przecież nie udają, że są dziennikarzami czy politykami.
Nisia się piekli, Nemo jest złośliwa, Kot Mordechaj się mądrzy, ale daleko Im do mnie. Amatorszczyzna 🙂
Nisiu – Pomyliłaś się, a ja przez ten cały czas wiedziałem, że to Alina tak się wyraziła. Od tego czasu mam Ją na oku 🙂
Nemo – Jeśli natychmiast nie pogodzisz się z Nisią, nadal nie będziesz podła i nikczemna, ale nie tracę nadziei, że ten moment nadejdzie.
Gdyby polska wołowina miała takich miłośników jak leszcz z Warpna, to bym chyba do reszty oszalał 🙂
OK, Nisiu. Przyjmuje na wiare, ze nie bylo Twoja intencja dowalenie mi, tylko tak wyszlo, albo ja to tak odebralem. 😈 Stary Kot ma tez prawo do pewnej nadwrazliwosci. Ale poki nie jest kopany pod stolem, jest Kotem zgodliwym i niedrapliwym bez prowokacji.
Gdyby żył skończyłby dzisiaj 124 lata: https://www.youtube.com/watch?v=jUmnObEIork
Ot, doczytalem.
Pozdrawiam, w miare przyjaznie.
tylko się cieszyć, że zdrowie dopisuje …
http://www.rp.pl/artykul/2,1000415-Alina-Janowska-ma-juz-90-lat.html
Obejrzałem wszystkie zdjęcia Nemo, ale część jest ze Sieny, a to ja wiem, że leży ona w Toskanii. Śliczne.
W całej awanturze nie chcę brać udziału, mnie to lotto, ale z jednym zdaniem Nisi nie mogę się zgodzić: „Szwajcaria (…) jest państwem, takim samym jak Niemcy, Francja czy Bułgaria”. Takim samym w sensie administracyjnym, to może masz rację, ma granice, rząd, walutę i siły zbrojne. Ale taka sama jak Niemcy i Szwajcaria to ona nie jest.
kiedyś tam pół dnia się szwendałam po okolicach Sienny bo nasz kierowca źle zjechał z autostrady i opłotkami dojechał do celu … ja byłam bardzo zadowolona bo zobaczyłam okolice wiejskie i sielskie ale pół autokaru dostało choroby lokomocyjnej z uwagi na jazdę po wąskich górskich drogach .. po tej podróży kawa w bocznej uliczce od rynku w Siennie smakowała wybornie …
hejki tez, ludzie bierzcie mnie za durnia, ktorym zreszta jestem, do tego bez ogonkow,
czy z pewnoscia mowilismy o kulinariach, ladnie sie duplo
calkiem przyjaznie
leszcz
zaczynasz sie Slawku powtarzac jak ta tutaj—>https://lh5.googleusercontent.com/-tI4pUFI8ilc/UW2PLxrg8uI/AAAAAAAAGlY/Pn6UAH2Jp3U/s720/P1000432.JPG
https://lh5.googleusercontent.com/-tI4pUFI8ilc/UW2PLxrg8uI/AAAAAAAAGlY/Pn6UAH2Jp3U/s720/P1000432.JPG
U mnie Farnese z Abruzzo królowało długi czas, aż mi się odmieniło na Chile i Argentynę, jakiś czas temu.
Co do cardo – znane i popularne w…Argentynie! Podobno hiszpańscy zdobywcy Pd. Ameryki przywieźli ten oset z Hiszpanii. Nie jadłam, bo jakoś nie było okazji, ale słyszałam o tym od naszego gospodarza z Ayelen Hotel pod Aconcaguą, bo o jedzeniu też się zgadało, a jakże.
„Scarpetta” 🙂
Skarpeta po prostu 🙂
Jasny gwint! Zaplanowałam sobie roboty polowe, bo co trzeba to trza, z opóźnieniem niejakim się do tych robót zabrałam, bo Leniwa to jest moje trzecie imię. Nadeszły czarne chmury i lunęło!
No i dobrze, deszcze na wiosnę potrzebne. Jutro ma być słońce.
Nisi ogród bajkowy, u mnie raczej dziki i mało bogaty w kwiaty. Miałam wiele pomysłów, kiedy tutaj przeprowadziliśmy się lata temu, ale realia skorygowały mój program. Mieszkasz prawie w lesie – dostosuj się.
Tu rządzą wiewióry i nic im pan nie zrobisz, poprzestawiają ci cebulki tulipanów i innych takich, zaniosą do sąsiadów, przyniosą od nich trochę, pomięszanie z poplątaniem. Machnęłam ręką dawno temu, ogarniam tylko na wiosnę, a potem od czasu do czasu.
Skończyłam pracę w ogrodzie (dzięki, Nisiu, za energetyczne pobudzenie 😉 ), zjadłam kolację (szparagi) i zanim pójdę spać, to jeszcze coś powiem.
Pisałam tu już kiedyś:
Mam wrażenie, że moje komentarze czytane są z różnym nastawieniem przez różnych ludzi, a jak się chce psa uderzyć, to kij zawsze się znajdzie 😎
Podgarniając ziemniaki (Laura i Monalisa) myślałam sobie:
Dlaczego nie można kogoś po prostu nie lubić?
Wiem, że sporo osób irytuję i rozumiem to, bo mnie samej nieraz jest trudno ze sobą wytrzymać.
Ale tworzyć całą karkołomną fabułę z uciekaniem się do kłamstwa i oszczerstwa, aby czytelnikom logicznie uzasadnić swoją nienawiść?
Przyszła mi do głowy taka wizja, że Nisia…
In her secret life jest szlachetną heroiną prześladowaną przez wrednego wampira nemo, tak przebiegłego, że krew wypije, a dziurki nie zostawi.
Nie dosyć, że sama z nim walczy, to jeszcze musi ostrzec innych i im uzmysłowić, z kim mają do czynienia, bo jeszcze go przypadkiem polubią 🙄
Na takiego wroga nie wybiera się byle kogo 😎
Prawda, że jak w serialu? 😉
Czy mam się czuć nobilitowana?
A propos Goździkowej, to mnie się kojarzy pani zachwalająca jakieś leki, ale chyba nie lekarka, ani aptekarka 😉
Nie wiedziałam, że jest w Polsce jeden prawdziwy Goździk i ja szargam jego nazwisko 🙁
A co do tarła, to wydało mi się, że kogoś może zainteresować jego rzeczywisty termin.
Wcale nie adresowałam tej informacji do Nisi, ale ona i tak mi nie uwierzy, hipokrytce jednej 🙄
Leszcze żerują przez cały rok, ale najchętniej jesienią 😉
Najlepsze kasztany zaś… 😀
Przy kolacji Osobisty snuł coraz bardziej krwiożercze wizje, jak walczyć z nornicami, które pożarły nam wszystkie skorzonery, a teraz po kolei konsumują cebulki ledwo rozkwitłych tulipanów 🙄
Podobno są samopały gwarantujące natychmiastową śmierć zwierza z odrzutem do 30 cm w głąb nory 😯 Kosztują 50 euro 🙁
Inne pułapki są podobno mniej skuteczne, za to tańsze…
U siostry naszego Geologa widzieliśmy nieletnie dzieci z pasją kontrolujące pułapki rurowe i z satysfakcją niosące kotu półżywą mysz w potrzasku.
Teraz rozumiem ich instynkt myśliwski. W nas się też obudził 😎
O rany… 🙄
Wielki problem jest z tymi nornicami. Okazuje się, że zima i duża ilość śniegu wcale im nie przeszkodziła w perfidnej działalności. Trawnik z tyłu domu jest zryty i podziurawiony. Żadnej bestii nie widziałam, ale i tak bym jej własnoręcznie nie uśmierciła. W ubiegłym roku kupiliśmy odstraszacz dźwiękowy. Był bardzo skuteczny. Teraz włożyłam nowe baterie i nie dalej odstrasza. Ciekawe, że nie zjadły cebulek krokusów posadzonych jesienią, za to ubiegłej zimy i wiosny pożarły wszystkie tulipany, oszczędzając jednak trawnik.
Placku, to niech już zostanę w Twojej pamięci jako podła i nikczemna. Trudno.
Żeby ustrzec cebulki przed żarłokami sadźcie je plastikowych doniczkach z dziurkami. Pracy mniej przy wykopywaniu, wilgoć dłużej się trzyma i tańsze od armat. Z lenistwa to stosowałem co by się mniej narobić. Dodatkowo urz. dźwiękowe do odstraszania gryzoni niech sobie ucztują tam, gdzie tego nie ma.
Ja się przyzwyczaiłam – nie da się wytępić, trzeba polubić. Tu się po prostu NIE DA uprawiać ogródka bez rzezi niewiniątek z lasu i stosowania chemii, a ja akurat nie chcę tak, mimo że miewam krwiożercze instynkty 👿
Nie chce mi się zakładać siatek na porzeczki, bo szpaki i chipmunki zawsze znajdą drogę do nich. Podzielimy się, o ile zdążę na czas 😉
Założyłam nawet nie siatkę, tylko plastik na już-dojrzewające-jutro porzeczki, a rano nie było nic (klepałam na blogu). Ptaszki zdobyły wejściem od dolnej flanki 🙄
Co im będę żałować, niech ta, jak mawia Owczarek Podhalański z Sąsiedztwa.
http://www.youtube.com/watch?v=I70YmAKpo2c
What’s your problem, people? Na nornice najleopszy jest Kot w domu. Za odpowiednie wynagrodzenie w postaci bazanta zapewnnia ekologiczn deratyzacje w domnu i zagrodzie.
Nalezy tylko pamietac, ze sprawnie poluje tylko Kot dobrze najedzony
Znosilismy z Bratem za mlodu cale tabuny tych podstepnych szkodnukow. Trzeba bylo widziec mine Starej!
W koncu sie wyprowadzily gdzies do sasiadow.
Alez dzisiaj drama a nawet komedia dell arte.
16.11 … nieskalana odchodzi ze skalanej blotem piaskownicy
16.38 … juz oczyszczona powraca (lekko niewyspana porannym czuwaniem). Korekta blyskawiczna jak na korektorke przystalo. Jak woda w wino tak bloto w piasek sie przemienilo. Klakierzy nawet nie zdazyli napisac do redakcji blagajac o powrot. Nie bedac msciwa ani pamietliwa zamaist czas tracic na bezsensowne gadki szmatki wraca do ulubionego zajecia sprawdzania kto co napisal 5 lat temu (Gospodarz 6 bo kierownik). W tym czasie gminny animator kultury puszczajac latawce (i pszczoly) na plazy zapoznaje nas ze swoimi przemysleniami na temat swoich mysli. Frytka pokrzykuje :” odpieprzcie sie od kapitana” (kulinarnie, a co). Kot Jot (23) zdemaskuje kolejna panienke przebrana za dziennikarza Trybuny Ludu i podzieli wolu na oczach samego Jamie’go a artysta ze spalonego teatru nie czekajac choc czekanie trudno przecenic zachlysnie sie ledwie sprawdzona trafnoscia celnych rzetelnych komentarzy a wszystko razem poplynie utartym nurtem nurtujacych rozmow o potrzebach fizjologicznych blogowych lasuchow. A propos, a co do.. polubic sie nie da, po prostu sie nie da. Bedac byle kim mnie nie wybrano, choc tak chcialem 🙂
Czytam z zainteresowaniem i czekam na kolejne odslony 🙂
Chyba krzyżówka kota z kretem.
Nemo, muszę Cię przeprosić – z powodu zapewne starczej sklerozy przypisałam Ci historyjkę z Aliną.
Co nie zmienia faktu, że po wielekroć starałaś się zrobić ze mnie kretynkę.
W tamtej sprawie jednak miałaś rację, a ja jej nie miałam. Przepraszam za to.
Dobry wieczor,
Przy okazji szkodnikow, sloniocy trzeba :)!
Czy szanowni Blogowicze mieli do czynienia ze slimakami i pomurnikami (chyba) w ogrodzie? Z nornicami i myszami problemu nie ma – jesli dzieki kotce, to bestyjka extra krewetek dostanie :).
Mordko, kot nie wykopie nornicy spod śniegu, a tu białego dużo, nie tak, jak u Ciebie. Gdy białe zniknie, wyłania się często obraz nędzy i rozpaczy. Znajomy doliczył się 41 krecich kopców na czymś, co jesienią było trawnikiem 🙁
Ślimaki ktoś brał na piwo, nie pamiętam kto 😳
A co to jest pomurnik, oprócz ptaka?
Ja, haneczko!
Piwo wychlały i swoje zrobiły. Albo najpierw swoje zrobiły, a potem popiły piwem 👿
A ja sobie od gęby odjęłam ulubiony latem napój 👿 👿 👿
Dlatego teraz niech sobie każdy zwierz skubie, co chce z mojego ogródka
ooops…ja nie jestem pomurnikiem, ja jestem ta od piwa i walki ze ślimakami 😉
Zakopywanie sloika wypelnionego piwem w ziemi jest starym agielskim zywczajem ogrodniczym praktykowanym do dzis, choc istnieja takie specjalne niebieskie granulki na slimaki.
Wykopywaniem nornic spod sniegu doskonale zajmuja sie lisy, ktore maja idealny sluch i wszystko slysza, Lisy moge pozyczyc z sasiednego ogrodu. Jest ich akurat wecej niz potrzebujemy.
Alicjo, może było za słabe 🙄
Lisy do wsi wchodzą, ale nie po nornice 👿
Haneczko,
ja byle jakiego piwa nie pijam 🙄 Żywcam sobie od gęby odjęła dla tego tałatajstwa, co mi szkodę czyniło na grządkach 👿
Kocie,
zakopywałam dość płytkie miski (tak mi powiedziano – słoik byłby lepszy jednak!), jak wychlały piwo, to *se* poszły w siną dal 🙄
A potem jeszcze ptaki i inna zwierzyna z lasu, bardzo szybko machnęłam ręką na marzenia, że będę miała warzywniaczek malutki, chyba po trzech latach. Zlikwidowałam grządki, uprawiałam pomidory i ogórki na tyczkach, na tych moich hektarach. I zasadziłam porzeczki oraz maliny pod płotem.
Do tej pory uprawiam pomidory, ale w donicach, kilka krzaków. Ogórki w skrzynce, którą ustawiam na rozstawianej drabinie malarskiej. Żadna produkcja, ot, zerwać sobie ogóreczka, kiedy będzie akuratny.
I zioła w pół-beczce ogrodowej, takiej na kwiaty.
raz leszcz rozsierdził sie pstrąga,
ze ten w kwartecie gra, a drąga
pod reką nie znajdując wali
na odlew płetwą i po fali.
zakotłowało sie w akwarium:
flądra – uciekam do solarium!
sum oponuje – drogie panie,
wszak nie wypada jak piranie…
a korzystajac z z zamieszania
zabulgotały tez okonki,
ze najwazniejsze są ogonki.
co na to powie akwarysta?
byc moze uzna, ze nieczysta,
stała sie sprawa, no i mimochodem,
z akwarium spusci całą wode.
byku 😀
„na”
Nisiu – Mam fotograficzną pamięć i jestem pewien, że nigdy i nikomu podłości i nikczemności nie zarzucałem. Słowo honoru 🙂
Ja też pamięć mam dobrą, czyli krótką, a swoją drogą fotograficzną momentami 😎
Ostrzegam,
jestem podła, nikczemna, zawistna, zazdrosna, więcej wad wytkniętych mi nie pamiętam, albo nie zauważyłam. Mnie się zdarza nie zauważać 🙄
Idę do wyrka z Lemem i Mrożkiem. Te dwa waryjaty napisali do siebie tyle listów, że głowa boli, wyszła z tego drukowana kobyła (tak się kiedyś mówiło o GRUBEJ książce) na 700 stron z groszem. Czyta się z przyjemnością 🙂
Branoc na noc.
granice liryki:
rachunek od lekarza.