Wino dla Ozyrysa
Przed paroma laty, podczas urlopu nad Morzem Czerwonym, miałem okazję spróbować egipskiego wina. Próbę ograniczyłem do dwóch razy, łykając po kolei białe i czerwone. Oba wydały mi się wyjątkowo niedobre. Na szczęście w miejscowej restauracji były wina włoskie i francuskie. Te też miały pewną wadę: były piekielnie drogie. Ale za to piło się je z przyjemnością.
Niedawno znalazłem w Internecie tekst o historii egipskich win. Okazało się, że faraonom, a nawet bogu Ozyrysowi, smakowały one bardzo. Widać nie mam tak wydelikaconego podniebienia jak starożytny władca, że o bogu nie wspomnę.
W starożytnym Egipcie wino było jednym z głównych darów składanych w ofierze Ozyrysowi, bogu płodności i zmartwychwstania. Faraonowie, ziemskie wcielenia bogów, z równą ochotą przyjmowali je od swoich poddanych.
Starożytni wiedzieli, że winogrona potrzebują innej gleby niż zboża. Gdy czerwony muł osadzał się na polach, położone na kamiennych skarpach doliny Nilu winnice czekały na czas zbioru. Z reguły był to przełom lipca i sierpnia. Poddane stresowi wodnemu owoce mają więcej wigoru, głębiej się ukorzeniają i czerpią składniki mineralne z podłoża. Ze swoich winnic słynęła głównie zachodnia część delty Nilu, w pobliżu dzisiejszej Aleksandrii i jeziora Mariut. Jednak poświadczone są też zaawansowane uprawy winogron przeznaczonych na produkcję wina we wschodniej delcie, w Dolinie Nilu i Oazie Zachodniej. Miejsce uprawy miało duże znaczenie dla jakości wina – tak jest i dziś, gdy przed rozpoczęciem inwestycji szuka się najlepszego siedliska. Wina z wyżej cenionych regionów miały szanse trafić nawet na dwór króla.
Podstawowym sposobem prowadzenia winorośli były pergole – zarzucony już dziś niemal sposób na radzenie sobie z ostrym światłem słonecznym z pomocą szczelnego dachu z liści chroniącego grona przed przegrzaniem. Zachowały się malowidła naścienne w grobowcach urzędników i kapłanów, przedstawiające różnej wysokości pergole obwieszone granatowymi winogronami. Poza tym zadania, które trzeba wykonać w winnicy, pozostały niezmienione do dziś.
Przede wszystkim należało zacząć od odpowiedniego przycięcia gałęzi winorośli. Zajmowały się tym kozy, które objadały krzewy ze świeżych pędów po zebraniu dojrzałych gron. Przy okazji nawoziły też ziemię. Brak regularnych deszczy i celowy brak nawadniania winnic zmuszał winogrodników do podlewania krzewów ręcznie.
Wraz z początkiem wzrostu nowych pędów formowano je na rusztowaniach, tak by tworzyły wspomniane pergole. Wiosenne przymrozki były raczej ewenementem, dlatego podczas kwitnienia i owocowania pracownicy winnicy mogli bardziej martwić się rozbudzonym uprzednio apetytem kóz.
Moment dojrzewania gron kusił liczne gatunki ptaków. Na wielu malowidłach widać, że dzikie ptactwo było w tym okresie podstawową zwierzyną łowną.
Potem nadchodził najważniejszy w kalendarzu dzień. Zarządcy winnicy, tak jak dzisiejszy winemakerzy, kontrolowali codziennie dojrzałość gron i decydowali, kiedy rozpocząć zbiory. W winnicach zaczynał się ruch. Rolnicy kierowani byli wraz z całymi rodzinami do pomocy przy zbieraniu dojrzałych winogron. Warto zwrócić uwagę, że grona zrywano pod koniec dnia, gdy zelżał całodzienny upał. Pomagało to zapobiegać zbyt wczesnej fermentacji, nim owoce dotarły do miejsca przetwarzania.
Robotnicy znosili grona ułożone w małych koszach z liści palmowych w pobliże przygotowanych uprzednio pras i kadzi. Dokładną ich liczbę zapisywali w swoich rejestrach zarządcy winnic, zawsze widoczni na przedstawieniach z wyobrażeniami zbiorów. Zinwentaryzowane grona wysypywano do wielkich płytkich basenów, gdzie robotnicy ugniatali je stopami. Ugniatanie to bardzo rytmiczna czynność, często towarzyszyły mu śpiewy lub akompaniament muzyczny, który zmieniał pracę w taniec i zabawę.
Tak przygotowana miazga trafiała następnie do pras workowych. Wypełniony nią lniany worek był na obu końcach przytwierdzany do dwóch drągów, które obracano w odwrotnych kierunkach, ściskając w ten sposób pulpę, która dawała moszcz. Ten etap prac we współczesnej winnicy to dobry moment, aby wyodrębnić lepszy jakościowo moszcz z pierwszego tłoczenia. Moszcz trafiał następnie do wielkich amfor, gdzie fermentował. Na malowidłach kadzie te stoją ustawione rzędami w magazynach-piwnicach, otwarte, aby umożliwić ucieczkę CO2. Specjalni pracownicy dbali o temperaturę w tych pomieszczeniach, ochładzając naczynia wielkimi wachlarzami. Najprawdopodobniej wietrzyli oni też w ten sposób magazyn z nagromadzonego tam groźnego gazu.
Przy fermentacji korzystano z pracy dzikich drożdży, obecnych na skórkach winogron.
Zarządca winnicy sprawował opiekę nad fermentującymi, a potem dojrzewającymi winami. Regularnie oceniał ich jakość i stopień dojrzałości. To jego imię miało się znaleźć na amforze, więc w jego interesie było, by wino miało najwyższą jakość. Być może wyodrębniał on wina uzyskane z pierwszego tłoczenia lub mieszał moszcz z różnych parceli, tworząc kupaże. Dowodem na to mogą być jedynie oznaczenia na „etykietach”: „dobre”, „bardzo dobre”, „bardzo, bardzo dobre”. Ale mogła to być subiektywna ocena osiągniętego przypadkiem przez winiarza lepszego jakościowo wina.
Rolę etykiety pełniła na amforze pieczęć, na której zapisano, z jakiej i gdzie położonej winnicy pochodzi wino, słowo irp oznaczające wino, rocznik liczony latami panowania faraona, imię winiarza oraz oznaczenie jakości. Niekiedy na amforach znajdowane są dopiski robione tuszem, pochodzące zapewne od podczaszych z dworu faraona lub wysoko postawionych urzędników.
Komentarze
A ja piłem wino w oazie na Saharze i dla mnie było pełne słońca (i pieniędzy :D).
Żabo jest już wiosna. Możesz wynurzyć się z zimowego leża i kumkać. A my czyli Basia i ja, życzymy Ci dobrego roku i jeszcze lepszych następnych!
Dzisiaj wszystkie amfory z winem dla Żaby !!!
Żabie życzę licznych i radosnych powodów do koncertowego kumkania.
Oby tylko jeszcze nasza Jubilatka znajdowała więcej czasu dla blogowego towarzystwa,ale to już życzenia pewnie raczej dla nas…
Jolinku-tego narciarza na Waszym osiedlu dnia 8 KWIETNIA,to koniecznie odnotuj
w kalendarzu 🙂
Żaba już nakarmiła konie i mówi, że jak złoży komputer, to zakumka (przeniesie ustrojstwo z góry, na dół, na salony). Mało ma zwierzątek w domu i na pastwisku, więc ma zamiar przygarnąć doga. Ma kobieta zdrowie i cierpliwość. Niech się naszej Żabie darzy teraz, za rok i w następnych wiekach. Na razie produkuje galicyjskie ćwibaki, czyli placki, które wysuszone mogą leżeć latami nic nie tracąc ze swego smaku. Produkuje je na zapas, aby ci, którzy wyruszają na rajdy konne mieli prócz obroku końskiego, również obrok ludzki w jukach. Co ja mam powiedzieć? Żaba jest jedna, jedyna, niereformowalna….
Żabo – przyjmij serdeczności urodzinowe. 100 LAT !!!
Przyłączam się do życzeń Danuśki.
Żabo, wszystkiego najlepszego zawsze!
Z pospiesznego rankingu na Ozyrysów – a właściwie ich kapłanów – najwspanialszy:
http://www.youtube.com/watch?v=lNuzwPg8pGU
Najserdeczniejsze życzenia dla Żaby.
Żabo wszystkiego najlepszego! Sto Lat!
Dzien dobry,
czyzby wiosna? Dlaczego zatem wieczorem ujemne temperatury? (o godz.7.00 AM -5C)
Nic o winie. Nie pije.
Żabo , najlepsze życzenia urodzinowe. TWOJE ZDROWIE żubrówką 😀
Piłem egipskie wino o nazwie „Obelisque”. Dało się pić, ale nie zachwycało. W gruncie rzeczy też nie było bardzo tanie.
Ostatnio piłem wino w sobotę. W zasadzie degustowaliśmy, ale lano do kieliszków ilości, które wykluczały plucie do wiaderka, które wykorzystywaliśmy wyłącznie do zlewania wody po kolejnych przepłukaniach kieliszków. Powstał problem. Mieliśmy wracać do domu piechotą – 7 km. Na czworakach ciężko. Ostatecznie zdecydowaliśmy się pominąć dwa wina i wypróbowaliśmy tylko po 4. Potem dokonaliśmy zakupu 6 butelek od degustowanego producenta chilijskiego, Botalcury, jednak nie w proponowanym zestawie. Potwierdzam, że wina po 36 złotych są naprawdę dobre. Szczególnie cabernet sauvignon o bardzo zdecydowanym charakterze i silnym bukiecie harmonizującym ze smakiem. Bardzo długie, trochę szorstkie. Rocznik 2011, szorstkość zrozumiała. Merlot dobry, ale bardziej klasyczny. Typowy dla merlota śliwkowy bukiet i nuty smakowe. Jeszcze merlot z camernerem. Miał być szczególnie ciekawy, ale nam czysty merlot smakował lepiej pomimo większej szorstkości tanin. Mam nadzieję, że po leżakowaniu będzie jeszcze lepszy.
Wreszcie syrah z malbekiem. Bardzo grzeczne wino, gładkie i chyba bardziej przypominające wina z Doliny Rodanu niż z Nowego Świata, co nam bardzo odpowiada.
Zakup zabrał trochę czasu i potem spróbowałem jeszcze caberneta tańszego. Okazał się całkiem zabawnym winem – mocne nuty owocowe młodego wina (ten sam rocznik co droższy cabernet) ale brak jakichkolwiek cech odpychających, tak częstych w tańszych winach.
Wina odbieram dzisiaj wracając z pracy. Nosić taki kawał nie mieliśmy ochoty.
Klub 6 win z kilkoma sklepami stacjonarnymi (w tym w Sopocie i Gdyni) należy do Agory. Zaangażowany jest w to jakoś Marek Kondrat. Dotychczas nie zamawiałem tam niczego, bo w każdym zestawie znajdowałem coś, co mi nie pasowało. W sklepie stacjonarnym można kupować pojedyncze butelki, więc mogę sam sobie zestawiać. W sobotę zestawialiśmy z Ukochaną.
Żabo – Wszystkiego Najlepszego!!!
http://www.youtube.com/watch?v=NhnSFQVI_Oc
Żabo,
Niesłabnącego apetytu na prawdziwe życie!!!
Do tego potrzebne jest zdrowie – życzę Ci go jak najwięcej!!!
Potrzebna energia – tej masz mnóstwo – tak trzymać!!!!
Potrzebne inne drobiazgi – miej je zawsze w odpowiednich ilościach!!!!
STO LAT!!!!!
Jak zwykle toast będzie późną tutaj porą.
Żabo, wszystkiego najlepszego urodzinowo, zdrowia i samych radości.
Koleżanki Warszawianki, dziękuję Wam serdecznie za spotkanie. Było jak zwykle miło i ciekawie. Jolinku i Krysiade, pozdrawiam i życzę zdrowia z nadzieją, że następnym razem znajdziemy się w komplecie.
Najserdeczniejsze serdeczności i uściski Stara Żabo, niestarzejąca się nic a nic! Jerzor całuje łapki 🙂
Eh,te wina,bywają gładkie i grzeczne,
szorstkie lub wręcz niekoniecznie.
Aksamitne i zrównoważone,
i takie elegancko wykończone.
Jeżyną,śliwką lub czarną porzeczką
pachnące albo posmakiem beczki
podniebienie łechczące.
Z posmakiem długim i satysfakcjonującym,
albo krągłym i zupełnie wystarczającym.
Już Izyda i Ozyrys pili wino ze smakiem,
ja też je dziś podam,tak zwyczajnie,
z duszonym w ziołach kurczakiem.
Alino-to my Ci dziękujemy i ściskamy Cię bardzo mocno 🙂
Niespodziewanie zrobił mi się dzień potwornie pracowity. Jedno miałam zaplanowane – na obiad szare kluski ze skwarkami i kapusta kwaszona. Nie lubię trzeć ziemniaków i nie lubię ziemniaków utartych w maszynach. Cierp ciało, jak się chciało. Za chwilę pójdę dokończyć tarcie, słonina i boczek już w kosteczkach czekają na patelni na smażenie, kapusta gotowa. W międzyczasie podrzucono mi klucz do suszarni – ergo – przepierka w pralce, część pościeli wymieniona. Jeszcze było mało, a coś trzeba z tym nieudanym plackiem migdałowym. Podumałam, wyciągnęłam francuskie ciasto, wyszło mi9 12 dużych, podwójnych trójkątów. Upiekłam, posypałam pudrem. No, to teraz zapalę i pójdę koczyć te upiorne tarte pyry.
Wyjatkowo miłe przebudzenie! Toż to Żabi dzień! Dziękujemy Ci za to, że jesteś! Zazdrościmy dogowi, który przygarniany jest! Zdarowia żełajem!
Ostatnio wino piłam wczoraj. Od dawna jesteśmy „sprzedani” chilijskim winom, a ostatnio leje się tylko i wyłącznie Mendoza. Mój sklep Za Rogiem ma ograniczony wybór i nie ma tego wina, które piłam w winiarni w Melipal koło Mendozy. A tam wiadomo, leje się głównie malbec. Dzisiaj toast z wiadomej okazji wzniesiemy właśnie winem z Mendozy („Santa Rosa from Mendoza”, jak znam Jerzora, zakupi po drodze).
U mnie +6C, ale wygląda ponuro, bo zieleni ani-ani, jak w ostatnich dniach listopada. Tylko na Górce, osłoniętej od wiatru i po słonecznej stronie, robi się ciekawie, wychodzą żonkile, śnieżyczki w pełnej krasie, ale przyrodzie tutaj jak zwykle niespieszno. W pełnej gotowości, owszem, ale wiosnę prawdziwą zobaczymy za mniej więcej miesiąc. Albo i później, kto wie 🙄
Alicjo, Jerzorze, smacznego i na zdrowie
To będzie zdrowie Starej Żaby 🙂
Faktycznie wspolczesne wina egipskie sa raczej marne, choc i tak duzo lepsze niz przed laty. Kilkanascie lat temu niektore winnice w Delcie, zdaje sie, ze Gianaclis, zostaly kupione przez Wlochow i czasem mozna znalezc calkiem znosne `Omar Khayyam` i. t.p. W czasach rzymskich, zwlaszcza w 1 wieku n.e. sporo eksportowano do Rzymu, czesto w charakterystycznych amforach (np. tzw Drexel 2) z zachodniej Delty i z Oazy Fajum.
Wszystkie media zachłystują się życiem i śmiercią M.Thatcher. Zastanawiam się, czy koniecznie trzeba umrzeć żeby zaczęto o człowieku dobrze mówić…?
Post Scriptum
Jesli calkowita wladze w Egipcie przejmie Bractwo Muzulmanskie to nawet te slabe wina chyba znikna. Pamietam sprzed lat egipska whisky w butelkach jak `Johnny Walker`, tyle ze o nazwie `Johnny Darkie`, byl to straszliwy bimber w kolorze herbaty.
Pytanie zasadnicze : co zyskały kraje arabskie na swojej rewolucji (już dwuletniej)?
Chyba tylko cofnięcie się cywilizacyjne o jakieś sto lat.
Romku – a przy okazji kolejne gratulacje dla naszych archeologów kopiących w Nubii.
Pierwszy bociek w Ustroniu się zameldował dzisiaj…a tam śniegu a śniegu w gnieździe 😯
http://www.bociany.edu.pl/
Cichalu – koniecznie przeczytaj w „Studio opinii” publikowany rozdział wspoomnień Karaszkiewicza „Pogromca łupieżu”, warto
Pyro,
ja z drugiej strony Wielkiej Kałuży, to inaczej postrzegam Margaret Thatcher, bo właściwie nigdy nie oglądałam jej oczyma mediów polskich.
Była kontrowersyjnym politykiem (a który nie jest?), mnie się podobała jej niezłomna postawa w dążeniu do celu, a określenie „Żelazna Dama” pasuje do niej znakomicie.
Zawsze też wydawała mi się politykiem, który nie kombinuje i nie ukrywa swoich intencji, może się mylę, ale zawsze tak ją postrzegałam.
Po tej stronie Wielkiej Wody była doceniana, choć…no właśnie, kontrowersyjna i w mediach mówiono o niej tak i siak, zależało, „co tam PANI, w polityce”.
Lada chwila wszystkie telewizje przypomną z całą pewnością ten film:
http://www.filmweb.pl/video/trailer/nr+3+%28polski%29-27153
Meryl Streep,jak zwykle znakomita,a film na pewno wart obejrzenia.
W czasie pobytu w Warszawie miałam okazję obejrzeć nowy film R.Bugajskiego „Układ zamknięty”. Zrobił na mnie wielkie wrażenie i z racji tematu (oparty na prawdziwej historii) i interpretacji. Polecam.
http://wnas.pl/artykuly/807-bardzo-dobry-zwiastun-filmu-uklad-zamkniety
Pyro. Karaszkiewicz, jak kawałek mojego żywota. Tylko knajpy inne, bo w Krakowie. Podpisałbym się pod tym, ale nie ten talent…
A ja jeszcze o innym filmie,bo pewno lada chwila wszystkie telewizje go przypomną:
http://www.filmweb.pl/video/trailer/nr+3+%28polski%29-27153
Meryl Streep,jak zwykle znakomita,a film na pewno wart obejrzenia.
Mój komentarz czekał i czekał na moderację,zatem z lekka zmieniłam i zamieszczam raz jeszcze.
Cichalu – on o swoim talencie to samo. Kochane chłopaki oba cwaj.
Żabo – Zdrowia i radości 🙂
Wielki Duńczyk i Mały Konik
Żabo, szczęśliwych Błot 😀
Żabo-Twoje zdrowie 🙂
Żabo – zdrowia i pomyślności 🙂
Żabo dużo zdrowia i Żabiej radości z Błot! Twoje Zdrowie!
Żabo,
dołączam się do wszystkich życzeń i ściskam Cię mocno.
Przypuszczam, że w Żabich Błotach też było dziś czuć i słychać wiosnę, bo widać to jeszcze nie bardzo. Drogi są już dość suche, ale po bokach leżą wielkie zwały śniegu, a pola jeszcze całkiem białe. Powietrze jednak pachnie wiosennie, a ptaki pięknie śpiewają.
Ciekawa jestem, jak smakuje ten ćwibak, choć nie przypuszczam, żeby miał jakiś nadzwyczajny smak.
Pyro,
mnie ziemniaki tarte maszyną bardzo smakują dlatego, że nie muszę ich trzeć ręcznie. Nie cierpiałam tej pracy. Fakt- nie są one utarte tak drobno, jak na zwykłej ręcznej tarce, ale w usmażonych plackach nie wyczuwam różnicy.
Żabo, Twoje zdrowie!
Życzę owocnych działań.
Danuśka,
Twoje komentarze czekały na moderację, bo zmieniłaś sobie nick.
Filmu o pani Thatcher nie widziałam i chętnie bym go zobaczyłam. Zarzucano twórcom filmu, moim zdaniem słusznie, że pokazali także ostatnie lata jej życia, kiedy choroba pozbawiła ją zupełnie pamięci. A przecież ona wtedy jeszcze żyła.
Natomiast na ” Układ zamknięty ” nie wybieram się, bo znam jego treść i obawiam się, że po jego obejrzeniu ciśnienie niebezpiecznie by mi podskoczyło ze złości.
Dobry wieczor,
Zabo, najlepszego!
Krystyno-nie mialam wcale zamiaru zmieniac mojego nicka,ale usiadlam do nowego komputera i walcze z nowa klawiatura.Wychodza rozne siurpryzy 🙁
Na opanowanie nowej techniki nie mam jednak za wiele czasu,jutro wyruszam po slonce.W przelocie i przez chwile pozdrowie Ozyrysa 🙂
Sprawozdanie z podrozy jak zawsze po powrocie.
Danusiu, miłej podróży, pięknych widoków i dobrej zabawy!
Danuśka – opij się tego słońca, zabierz na zapas, bo u nas nigdy nic nie wiadomo. Dobrze, że wypoczniesz, źle, że Ciebie nie będzie. Zbieraj widoki, potrawy, napitki i wszystko potem opowiesz.
Jedna sprawa nie daje mi dzisiaj spokoju: czy myśmy przypadkiem nie zgubili w tym roku urodzin Pepegora? Coś mi się telepie po czerepie, że to był koniec marca. Miała zapisane Zgaga, bo w kalendarzu nie ma. Tyle, że Zgagi też nie ma. Koniec marca to był Wielki Tydzień, czyli pieczenie, zakupy itp. Jeżeli zgubiliśmy Pepe, to nic innego, tylko trzeba będzie na przeprosiny czcić go ze trzy dni pod rząd chyba.
Danuśka – ależ czas leci, dopiero było nasze spotkanie, Alina już w domu, a Ty jutro nas opuszczasz. Zawrót głowy… Życzę wspaniałych wrażeń i szczęśliwej podróży 🙂
Przyjemnej podróży Danuśce i naszemu ulubionemu Żabojadowi – chyba razem jedziecie? Słońca! Ale radzę kremy ochronne, jeśli chcecie uniknąć naszych nieprzyjemności, skóra schodząca płatami, i to nie było leżenie na plaży 🙄
Tymczasem my wznosimy Żabine zdrowie po raz pierwszy, tym razem shiraz z Chile 🙂 Sto lat!
No właśnie, Pepe…
w ewidencji urodzinowej Pepegora nie widzę, tylko w imieninowej.
A Pepe obchodzi właśnie urodziny. Muszę jutro dorwać Zgagę.
Pepe! Nawet jeśli to nie dzisiaj, to ŻYJ WIECZNIE! Obyśmy jeszcze nie raz obalili kusztyczek! Zdrowia druhu! Zdrowia, bo to najważniejsze!
Zdrowie Pepegora!
Idę dolać do kusztyczków 🙂
O i zdrowie Barbary, która miała święto w tym samym czasie co nasi Gospodarze!
To oczywiście i zdrowie Barbary (dlaczego nie podała do kalendarza?) Ululamy się dzisiaj , tyle okazji do toastów. Ja tam mogę, bo łykam antybiotyk i wnoszę wodą mineralną, gazowaną. Mogę za 10 osób toastować.
Pyro, mnie powiedzial tutaj zaprzyjazniony lekarz, ze antybiotyk popijany winem duzo lepiej sie przyswaja./Sic/
Trochę tego, co wiemy…moja babcia zawsze serwowała gotowaną marchewkę z odrobiną masła i nie sądzę, żeby czytała uczone artykuły na ten temat. To teraz nauka udowadnia, że nasze babcie i prababcie miały rację 😉
http://zdrowie.gazeta.pl/Zdrowie/56,101460,11419210,Co_jesc_razem__a_co_osobno___czyli_najlepsze_i_najgorsze.html
Miodzio,
ja to samo usłyszałam od zaprzyźnionej lekarki (dawno temu w Polsce) – oficjalnie żaden lekarz chyba tego nie powie. Oczywiście chodzi o rozsądne ilości, szklaneczka, cuś koło tego.
Alicjo, ale szklaneczka nie winna być za małą…
Tyż prowda, Kapitanie 😉
dzień dobry …
no to zaległe życzenia wszystkim co już obchodzili a się nie ujawnili … zdrówka i słonka … 🙂
Alino zdrowie pomału wraca i liczę, że na następnym spotkaniu się uściskamy … 🙂
Danuśka przywieź walizę słońca dla przyjaciół blogowych .. słoneczkujcie sobie radośnie … 🙂