Ucztowanie na wygnaniu

Siedemdziesiąt niemal lat spędzili papieże na tzw. awiniońskim wygnaniu. Nie były to jednak lata pełne wyrzeczeń. Petrarka – także mieszkający w Awinionie – pisał do przyjaciela listy pełne oburzenia na rozpasanie dworu ale także  i samego papieża opływającego w dostatek i pokazującego się w strojach kapiących od złota. Podobne oburzenie wzbudzały również papieskie uczty.

Awiniońscy papieże nie oszczędzali też na jedzeniu – pisze Robert Hughes w „Rzymie”. Wyprawiali iście królewskie uczty, bardziej wystawne niż przyjęcia na dworach burgundzkich. W listopadzie 1324 roku papież Jan XXII wydał ucztę weselną z okazji ślubu wnuczki swej siostry, Jeanne de Trian, z młodym szlachcicem Guichardem de Poitiers. Nie wiadomo dokładnie, ilu zaproszono gości, wiemy natomiast, że podano im 4012 bochenków chleba, dziewięć wołów, 55 owiec, osiem wieprzy, cztery dziki, 200 kapłonów, 690 kurczaków, 580 kuropatw, 270 królików, 40 siewek, 37 kaczek, 50 gołębi, 292 „ptaszków”, cztery żurawie i, co może trochę rozczarować, zaledwie dwa bażanty. Zjedli też 3000 jajek, 2000 jabłek i gruszek oraz 340 funtów sera, wypijając jedenaście beczek wina.
Kiedy jednak gościem honorowym uczty był sam papież, stół wyglądał o wiele okazalej. W 1343 roku włoski kardynał Annibale di Ceccano wydał przyjęcie w Awinionie na cześć papieża Klemensa VI. Świadek naoczny pisał potem, że
„posiłek składał się z dziewięciu dań, a w każdym z nich były trzy potrawy. Wniesiono… coś w rodzaju zamku zawierającego wielkiego jelenia, dzika, koźlęta, zające i króliki. Po czwartym daniu kardynał podarował papieżowi płowego rumaka wartego czterysta florenów i dwa pierścienie, jeden z ogromnym szafirem, a drugi z równie wielkim topazem. Szesnastu kardynałów otrzymało po pierścieniu z drogimi kamieniami, nie zapomniano też o prałatach i świeckich szlachcicach.”
Muszę wyjaśnić, że słowo „danie” miało wówczas inne znaczeni niż obecnie. Chodziło wówczas o ustawienie na stole kilku lub nawet kilkunastu potraw, które – gdy zniknęły w żołądkach biesiadników – zastępowano kolejnym daniem też z kilkunastu potraw.
Po siódmym daniu w sali jadalnej odbył się turniej rycerski (walczono konno na kopie), a po nim podano deser: „Wniesiono dwa drzewa: jedno wyglądało na zrobione ze srebra i obwieszone było złotymi jabłkami, gruszkami, brzoskwiniami i winogronami. Drugie miało zieloną barwę liści wawrzynu i zdobiły je kandyzowane owoce w wielu kolorach”.
Kulminacja tych bachanalii odbyła się na dworze. Gości poprowadzono na drewniany most przez pobliską rzekę Sorgues, który zdawał się prowadzić do miejsca, gdzie spodziewano się dalszego ciągu zabawy. Kiedy jednak most zapełnił się mnichami, szlachcicami i innymi gośćmi, drewniana konstrukcja, będąca w rzeczywistości makietą, zarwała się i „prostoduszni biesiadnicy runęli do wody”. Był to jeden z owych prostackich figli, w których lubowali się ludzie średniowiecza.
Trzeba zapamiętać ten „niewinny żarcik papieski” i powtórzyć go budując chwiejną kładkę na rzeczce Prut, która  wpływa do Narwi w Kruczym Borku czyli w pobliżu mojej chałupy.