Asceza nie zawsze wychodzi na zdrowie

Czytanie historii zakonów jest bardzo interesującym zajęciem. Czasem chce się zostać zakonnikiem i wieść spokojne kontemplacyjne życie a czasem wprost przeciwnie. Zajrzyjmy  wiec do klasztornego refektarza i popatrzmy co tam jest na stole.

„Patronem życia klasztornego jest święty Pachomiusz, współczesny Antoniemu mnich, ojciec cenobityzmu, założyciel 11 klasztorów liczących sobie w sumie ponad siedem tysięcy mnichów i zakonnic oraz twórca pierwszej reguły zakonnej – „Reguła Pachomiusza” to najstarsze z istniejących przepisów monastycznych. Chociaż szczególny nacisk w swoich naukach kładł na bezgraniczne posłuszeństwo mnichów wobec zakonu czy absolutną czystość (celibat), to posiłkom, które najbardziej nas interesują, również poświęcił nieco swojej uwagi. Na początku swego mnisiego żywota Pachomiusz został uczniem surowego eremity Palamona, który kazał mu pościć codziennie do wieczora (z wyjątkiem święta Paschy), jeść co drugi lub trzeci dzień w okresie zimy, bez oliwy, bez wina, bez gotowanych potraw. Siedem lat męczył pustelnik swojego ucznia ascetycznym żywotem, dopiero śmierć Palamona (ok. 323 r.) pozwoliła naszemu bohaterowi odetchnąć. Piętno, jakie „palamonowa” asceza wywarło na Pachomiuszu, pozostało z nim jednak do końca jego dni; aż do śmierci żywił się dziennie dwiema kromkami chleba i szczyptą soli. Mimo to, pomny wyrzeczeń, które mu Palamon zgotował, zrozumiał, że asceza, przynajmniej ta dotycząca menu, może mieć odwrotny skutek – potrafi zniechęcić przyszłych eremitów do mnisiego żywota lub uczynić z niego nieznośną rywalizację: często powstają między nimi waśnie, bo żyjąc swym chlebem nie znoszą uległości wobec innych. Mają zwyczaj współzawodniczyć w postach, a to. co powinno być tajemnicą, robią przedmiotem zwycięstwa. Pachomiuszowe „dość” bezmyślnej ascezie było przełomem w mnisim odżywianiu – na stole, poza  kawałkami chleba, pojawiła się ryba.
Zanim przejdziemy do rybnych rozkoszy, przypomnijmy niektórych największych zawodników w mnisiej dyscyplinie zwanej ascezą. Błogosławiony Jan z Lykopolis, mąż naprawdę święty i cnotliwy, twierdził, że nie powinno się napełniać żołądka tym, co jest pod ręką – bowiem ten, kto jest nasycony cierpi na zachcianki, jak ci, którzy żyją w luksusie.
Or, który wyglądał jak anioł, na początku jadł zioła i jakieś słodkie korzonki, wodę pil. gdy ją znalazł, by dojść wreszcie do jednego posiłku w tygodniu, a i to w postaci zasolonych jarzyn.
Eliasz, który osiadł na skalistej pustyni, nigdy nie schodząc do miejsc zamieszkałych, w starości jadł  trzy uncje chleba wieczorem i trzy oliwki. W młodości żył, jedząc jedynie raz na tydzień.
Jan. który przewyższał w cnotach wszystkich braci – stal przez trzy lata pod pewną skała i modlił się. Nigdy nie siadał, ani nie kładł się. I jadł tylko komunię.”
Czy taka asceza ma sens?