Kanadyjska wizyta na Kurpiach
Chyba wspominałem, że spodziewamy się wizyty młodych torontańczyków. I wreszcie przyjechali. Wprawdzie głównym celem była sąsiednia wieś gdzie mają letni dom moi najbliżsi przyjaciele, a przy okazji rodzice Tomka, który skończył szkołę i dwa uniwersytety – w Montrealu i Toronto, ożenił się i rozmnożył już na kanadyjskiej ziemi, zostając tam na stałe.
W tym roku przywiózł dwóje z trójki swoich dzieci: córeczkę Mikę i synka Sachę. Te imiona to kompromis polsko-japoński. Mama jest bowiem z rodziny japońskich przybyszów na kanadyjską ziemię, która jak wiadomo chętnie przygarnia ludzi ze wszystkich stron świata. Żona Tomasza została z najmłodszą, kilkumiesięczną córką (o pięknym imieniu Noa co po japońsku znaczy „zrodzona z miłości”) w domu.
Przygotowywaliśmy się do tej wizyty pieczołowicie. Zasięgaliśmy też języka co młodzież wychowywana na zupełnie innej kuchni niż nasza jada. A równocześnie chcieliśmy sprawić przyjemność ich tacie, który do 10 roku życia mieszkał w Polsce i ma swoje ulubione dania.
W końcu stanęło na pieczonych warzywach, barszczu i trzech gatunkach pierogów. Na deser – szarlotka. Na wszelki wypadek trzymaliśmy w odwodzie ugotowany ryż.
Okazało się, że strzał był celny. 100 pierogów (mniej więcej po równo każdego rodzaju: z kurkami, mięsem drobiowym i z ziemniakami oraz serem czyli tzw. ruskie) zniknęło z półmisków w mig i niemal doszczętnie. Barszcz – mimo, że był dość pikantny, bo drgnęła mi ręka podczas używania pieprzniczki – podobnie. Ale najwięcej radości wywołała szarlotka.
Choć może cieszę się z sukcesu trochę na wyrost. Przed obiadem młodzież kanadyjska dość długo biegała po lesie a potem moczyła w basenie. Ruch zaś jak wiadomo pobudza apetyt na równi z widokiem zastawionego stołu.
Jak było, tak było ale my uważamy wizytę za nadzwyczaj udaną. I już czekamy aż podrośnie najmłodsza Noa i wszyscy pojawią się nad Narwią.
Fot. P. Adamczewski
Komentarze
Dzień dobry – pięknie, słonecznie, ciepło ale nie upalnie – „lato dopala się ślicznie”. Stanowczo odmawiam wałkowania ciasta na 100 pierogów. Zagnieść ciasto – proszę bardzo, zrobić farsze – także samo, lepić – chętnie, a wałkować nie; najcięższa robota. Dlatego i makaron domowy robię teraz rzadko. Taki posiłek, jaki zaprezentował Gospodarz w letniej scenerii leśnej posiadłości, to sama przyjemność. A ja dzisiaj nie wiem co zrobić na obiad; zobaczymy co Młoda nabędzie drogą kupna – w ostateczności wyciągnę rybę z zamrażalnika i usmażę po bożemu – w mące z solą, po uprzednim posypaniu estragonem, tymiankiem i szczyptą majeranku. Surówka do ryby dość wytrawna pasuje i jakoś się przeżyje.
Dzień dobry, jak te pierogi smakowicie wyglądają 🙂 Na pewno Danusi też się „oczy zaświeciły” na ich widok. 😀
Dzień dobry,
Mnie też się oczy zaświeciły 🙂
Chwała Gospodarzom, że propagują tradycyjną polską domową kuchnię. Ach, pierogi…
Żabo, dziękuję za przepis, wypróbuję już dzisiaj.
Przyjść na gotowy posiłek, w dodatku smaczny – to mi się podoba. Pierogów jednorazowo przygotowuję do 60 sztuk i pracy przy tym co niemiara. Do czynności wymienionych przez Pyrę należy dodać jeszcze gotowanie i sprzątanie kuchennego rozgardiaszu. Najlepiej byłoby gotować pierogi we dwoje. Ja bardzo długo nie potrafiłam tego robić, także dlatego że przywoziłam je po każdej wizycie u Mamy. Aż ruszyło mnie kulinarne sumienie, kiedy mały jeszcze wtedy syn prosił mnie, żebym ugotowała mu pierogi, a on mi w tym pomoże. Te pierwsze próby były bardzo nieudane, ciasto za luźne i za cienko rozwałkowane, a dziurki zalepione łatkami. Wygladały zabawnie, choć mnie wcale nie było do śmiechu. A dzień wcześniej traciłam humor, wiedząc jakie zmagania mnie czekają nazajutrz. Z czasem doszłam do wprawy, choć i tak pierogi Mamy były ideałem, do którego trochę mi brakuje.
Wyruszam wkrótce do Gdyni, bo muszę kupić kilka rzeczy u mnie niedostępnych. Potrzebuję wanilii do krupniku i jakieś ryby do zupy rybnej zaplanowanej na jutro. Kawałki pstrąga mam, ale zupa musi być bardziej urozmaicona. A będąc na hali targowej, trudno oprzeć się owocom, więc zakupy zapowiadją się ciekawie.Pogoda dziś taka, jaką lubię – sporo chmur, troszkę wieje, nie za gorąco. Mogę przemierzać Gdynię.
Dzień dobry Blogu!
Po strasznej wieczornej burzy (błyskało i grzmiało nieprzerwanie, do tego sypnęło gradem) dzionek nastał nam znowu ciepły i błękitny, ale my wiemy, czym się takie dzionki w sierpniu kończą 🙄
Pierogi lubię jeść, nie lubię robić (sama), bo to niesprawiedliwe.
Najmilej wspominam pewną orgię pierogową w Międzygórzu, gdzie w produkcji brało udział 5 (pięć!) osób, a w jedzeniu – 8. Takie proporcje są znośne 😉
Najlepiej jest jak się w kuchni ma kilka miejsc pracy, w tym jeden wolnostojący stół, wokół którego możliwa jest rotacja lepiących, wałkujący ciasto ma osobne stanowisko, gotujący pierogi – też.
Tymczasem kończą się morele i zaczynają śliwki
Cichalu,
„…te tryki tak latają i pierdut…”
pierde (rumuński) = tracić, gubić, przegrywać
Po polsku można zrobić „pierdut” głową w mur, ciałem o ziemię (np. gdy się nie otworzy spadochron) etc.
Tryki = samce owcy
Tryki bez spadochronów 😉
Pewnie latają (biegają) po zagrodzie i walą łbem w co popadnie 😉
Asiu-zaświeciły się,oj zaświeciły 🙂
Na taki obiad przyjmę zawsze bardzo chętnie każde zaproszenie 😀
I to jeszcze trzy rodzaje pierogów! A jakie rodzaje Gospodarzu ?
My szykujemy się natomiast powolutku do mini zjazdu nadbużańskiego.Barbara z Piotrem też potwierdzili swoją obecność.Wszyscy przywożą w bagażnikach drobne co nieco 😉
Czeka nas zatem bardzo miłe spotkanie towarzyskie i jak sądzę,
smakowite biesiadowanie 😀
Krysiade-jeśli wróciłaś już z wakacji białowieszczańskich,to zajrzyj proszę do poczty !
Nemo-głosuję też za wieloosobową załogą do robienia pierogów !
Obejrzałam placek Nemo i natychmiast zgłodniałam nieco. Całe szczęście, że tam dalej są obrazki stworzeń, które mi odbierają apetyt – w sumie to równoważy pokusę.
Danuśko,
Gospodarz podał pierogi z kurkami, mięsem drobiowym i ruskie.
Ja bym zjadła ruskie, z kapustą i grzybami i z jagodami…
W garnku z gotującymi się pierogami tłuste żółte oka na wodzie. Czyżby gospodarz dodawał oliwy do gotowania albo gotował w rosole?
Nemo. Bardzo pięknie to wyjaśniłaś, aliści nie do końca (czym wprawiłaś mnie w absolutne zdumienie, bo przecie Ty wiesz WSZYSTKO)
„Pierdut” wywiodłaś z rumuńskiego, to tak jakbyś inne rumuńskie słowo „za, poza,po” (np ….masa – po południu) podała jako intymną część ciała:))
Tryk się zgadza, ale nie o ogrodzenie, tylko raczej o owieczkę, bo rozmowa dotyczyła wykotów…
Nadaje dalej cichal.
Z mojej strony to raczej „Dobry wieczór”. Taki dobry do końca to on nie jest – wieje, pada, przed 2-ma godzinami przeszła całkiem piękna nawałnica. I zimnawo „troszki”.
Nie spodziewaliśmy się gości lecz kulinarna telepacja zadziałała. Też pierogi. Co prawda jedynie z mięsem, ale za to równie wspaniałe jak Gospodarza. Ilościowo też nie zaszalałam – 30 – w sam raz dla naszej dwójki.
A skoro o pierogach mowa: KOBITY po raz kolejny zachwalam włoską maszynkę do wałkowania ciasta. Używam zamiast wałka, zarówno do produkcji klusek jak i pierogów. Zdecydowanie zastępuje fazę wałkowania. Szybko, bez wysiłku i na odpowiednią grubość ciasta. Dodatkowa zaleta – ach jak ja to lubię – nie trzeba zmywać. Po skończonym procesie wystarczy oczyścić z mąki, schować i po przysłowiowym „krzyku”.
Wydatek w granicach 150-180 złotych. Naprawdę praktyczny. Dostępne są również elektryczne lecz dość drogie i raczej zbędny wydatek na potrzeby domowego ogniska.
http://www.galeriakuchenna.pl/index.php?id3=10&id4=5&id5=1&pokaz=1&sid=5450db7a9b2b39329aface2f9824562c
Pozdrowiątka od zwierzątka
Echidna
Dzisiaj zjadłabym ruskie albo z kapustą 😀
Cichalu,
nie pisałam o waleniu w ogrodzenie, a raczej „w co popadnie” 😉
W jakim znaczeniu Stara Żaba używa poszczególnych wyrażeń, to już sprawa indywidualna.
Zapytaj Stanisława, co to jest „ryba faszerowana smażona”.
„Pierde” po rumuńsku nie jest słowem wulgarnym, tak samo ja „dupa”, więc spróbowałam (żartobliwie) skierować skojarzenia na „przyzwoity” grunt. Co Ty z tym zrobisz, to Twoja sprawa.
Nemo-słusznie z racją,gapa ze mnie 😳
Ja zrobiłabym talerz rozmaitości i skosztowała wszystkie po trochu 🙂
PS.
Cichalu,
to nie JA uważam, że wiem wszystko 😀
Zawsze gotuję i pierogi, i makarony z kroplą oliwy. Tak robiła moja babcia a potwierdziła słuszność tej metody przyjaciólka Włoszka, która uczyła nas języka i kuchni.
Każdemu wedle gustu.
Moi przyjaciele Włosi nigdy nie dodają oliwy do gotowania pasty.
Musiałam zebrać pomidory z balkonowego krzaka bo się łamał pod ciężarem. Wyszło ponad półtora kilograma.
Nemo, zdradź proszę, co jest na cieście pod śliwkami?
Na straganie pani sprzedawała dzisiaj mirabelki przywiezione z okolic Verdun. Po 4 euro kilogram, dość dorodne. Skusiłam się 🙂
Alino,
ciasto jest własnej roboty (mąka, masło, sól, woda), a na cieście cienka warstewka mielonych migdałów. Na to owoce, a na to 2 dl śmietanki zmiksowanej z 2 jajami i 4 łyżkami cukru. Ilość cukru zależy od kwaśności owoców.
Nemo, dziękuję. A więc to są migdałki 🙂 Robię podobnie jak Ty, tylko najpierw podpiekam owoce a krem dodaję jakiś kwadrans przed końcem pieczenia.
Dzień dobry,
nieco spóźnione serdeczności urodzinowe dla Ewy 🙂
Na temat pierogów to i mnie sie oczka świecą. I podobnie jak Pyra nie znoszę wałkowania. Dobry pomysł podrzuciła Echidna, dawno juz noszę sie z zamiarem kupna takiej maszynki do wałkowania, a teraz jak mam gotowy link do źródełka, to kto wie, może nawet formę do wykrawania pierożków sobie sprawię 🙂
Danuśko, avocado już zakupiłam, twarde jak kamienie, wsadziłam w papierową torbę w towarzystwie banana (tak robiono w Meksyku), jak nie zmiękną, to za karę do Somianki nie pojadą…
Barbaro 🙂
Że avocado do papierowej torby by dojrzało,to słyszałam,ale że w towarzystwie banana,tego nie już nie wiedziałam.
Ja z kolei właśnie dzisiaj wybieram się po składniki na moje danie-
niespodziankę….
Gospodarzu,
mam nadzieję, że na Kurpiach pogoda dopisuje, bo w Kanadzie, w moich okolicach, a więc prawie torontońskich – jak drut 🙂
Zainteresowałam się maszynką do ciasta – znalazłam na sieci sporą ilość z różnymi dodatkami. Ceny też zróżnicowane, od 62$ do 200$, zależy, co się wybierze. To jest bardzo kuszące – ja lubię lepić pierogi czy uszka, do mniej niż 200 nie zasiadam, chyba, że to są pierogi z owocami, wtedy robię na ilość osób, nie mrożę ich. Ale wałkowanie ciasta to zmora, a maszyna wywałkuje jak trza i do tego można sobie wybrać grubość. Zaznaczyłam sobie w zakładkach, jak wrócę, to zamówię. Wtedy może będę częściej robiła pierogi, które wszyscy chyba lubią. Nigdy nie robiłam z mięsem, bo za nimi nie przepadam. Ruskie, z kapustą i grzybami, z kaszą gryczaną i grzybami – to moje ulubione. Jerzor lubi też na słodko, z czereśniami lub jagodami. Ja też lubię z jagodami – ale polskimi, leśnymi jagodami, a w moich okolicach takich jagód nie ma.
Dzięki echidna, że przypomniałaś o maszynie – święta za pasem!
Macie pierogi 🙂
http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/c/cd/Ruskie.jpg
Jak na mój gust, trochę duże, ale zjadłabym z ochotą.
Cichal,
czy motywy na tym talerzu nie przypominają Ci motywów malowanych na chatach na naszych kanadyjskich Kaszubach? 😉
p.s.Ja też dodaję kroplę oliwy do gara, w którym gotuję pierogi czy makaron. Tak się u mnie w domu robiło, tak robił pewien Włoch z Rawenny, który u mnie w domu gotował spagetti i własnoręcznie robił sos do tego. Było to sto lat temu w połowie lat 70-tych, pojechaliśmy specjalnie na zakupy do Kłodzka, bo Włoch potrzebował kawałek polędwicy, odpowiednią oliwę i takie tam różne. Przepisu nie pamiętam, ale pamiętam tę polędwicę i oliwę.
Tak Alicjo. 26 st. C, słonecznie, małe chmurki i lekki wiaterek. Wymarzona pogoda do pracy na werandzie.
Za każdym razem „zabierając się” za pierogi czy kluski z wdzięcznością wspominam naszego blogowego kolegę ASzysza. To On podpowiedział sposób na ułatwienie pracy w kuchni. Miałam co prawda obawy jak to z nowościami bywa lecz niepotrzebnie. Działa znakomicie. A wspomniana zaleta – o myciu mowa – to jednocześnie zalecenie i nakaz producenta: jej nie wolno myć!
E.
Też zrobiłam zakładkę i zażyczę sobie na prezent. Mogą się Dzieci zrzucić po 60 zł i pod choinkę położyć. Na obiad była góra fasolki szparagowej z bułeczką i masłem i bardzo dobre, sypkie ziemniaki. Obie zrezygnowałyśmy z posadzenia jajek na patelni, bo tej fasolki było multum, jeszcze została.
pepegor
22 sierpnia o godz. 23:39
no, akuratnie, stoi( jak h.. w zimnej wodzie” stare przyslowie wegierskie)
bo jak cos za dlugo stoi, to, hm, na kompost…
istota ducha jest ruch, a twierdzenie, iz jest mankutem uwazam odrobine na wyrost 😉
Ja teżposiadam maszynkę do makaronu i wałkowanie ciasta jest bajką. Wszystko idzie piorunem i cała zabawa trwa ok. godziny(80szt.), Najlepiej z jagodami. Makaron też tylko lekko skleić a potem wałkować kilka razy aż się dobrze wyrobi i kroić jak się komu podoba.
No proszę, gosia też sobie chwali. Wypróbowane i chwalone przez blogowiczów – musi być dobre 🙂
Wracam do zajęć, muszę dokończyć mycie okien. Na obiad najchętniej zrobiłabym szczawiową, ale skąd szczaw? Może barszcz zabielany, a najlepiej, żeby Za Rogiem była botwinka. Sprawdzę.
Alicjo-nie zapomniałam o artykule dla Ciebie na temat polskich pielgrzymek,ale zapomniałam o zabraniu „Polityki” dzisiaj do pracy 🙂 Zatem,co się odwlecze….
Dzisiaj poznałam nowy czasownik-wylaszczyć się ! Niewątpliwie od rzeczownika laska i powiedzenia „niezła laska”.Coś słabo nadążam za slangiem młodzieżowym.
Nie wiem, jak na Kurpiach, ale u mnie na ogródku w cieniu jest 33C.
Z przodu troszkę lepiej, bo wiaterek od jeziora.
Była botwinka, zakupiłam i zrobię ją na modłę chłodnika litewskiego. Nie było koperku, wstąpiłam do Helmuta. Jego też nie było, ale mam wstęp na ogródek, więc urwałam trochę koperku.
Uh…Danuśka, ja to widziałam w prasie, w gazetowym „plotku”.
Nie powiem, żeby mi przypadło do gustu, jakoś sztucznie brzmi.
O, i jeszcze jedno – już nie „laski”, a lachony!
Wyobrażasz sobie? 😯
Dobry wieczór. 🙂
Uściślam wczorajszy wpis Pyry – te 2,5 m-ca to nie był „dół”, tylko wyjazdy, przeprowadzka na cały lipiec, po powrocie sprzątanie i przyjazd Starszej z najlepszym Zięciem. 🙂 W międzyczasie tydzień tak niemiłosiernych upałów, że mi się nie chciało nawet łapą ruszyć. 👿 Nawet nie zdążyłam jeszcze przeczytać wszystkich lipcowych wpisów.
Wszystkim lipcowym i sierpniowym solenizantom ślę najserdeczniejsze życzenia zdrowia, dobrych, pięknych dni, i w ogóle smakowitego życia. 🙂
Dzisiaj mnie „napadł” pypeć na biszkopt z kremem malinowym. Przy okazji znalazłam przepis Haliczka z „rzucanym” biszkoptem – zaryzykowałam, rzuciłam i jest cudowny. Oczywiście zapomniałam wyjąć z lodówki masło i jeszcze muszę z godzinę poczekać aby zmiękło. 😀
Pierogi najbardziej lubię z nadzieniem szpinakowo-serowym (ser lazur).
Maszynerię o której pisała Echidna mam od 20 lat i jak do tej pory, to użyłam ją kilka razy do zrobienia większej ilości makaronu – nitki.
Zgago, to pierogów nie robisz? 😯
Alicjo, odkąd pisklęta wyfrunęły, to nie. Kilka lat mi zajęło gotowanie we właściwych, tzn. jednoosobowych proporcjach a pierogów w takich ilościach mi się nie chce. Zamrażalnik mam teraz załadowany owocami (osobiście zamrażanymi) i …… przepysznymi lodami kawowymi. 😆
Zgago, miło Cię czytać na nowo 🙂
Zgago,
u mnie też niezbyt tłoczno, ale myślę, że jak będę miała tę maszynę, to będę częściej robić pierogi. Bo jednak czego jak czego, ale wałkowania nie cierpię, dlatego robię pierogi ze dwa razy do roku w ilościach i zamrażam w porcjach.
Ze szpinakiem to bym chętnie zrobiła z dodatkiem fety, bo mi się dobrze kojarzy szpinak z fetą. U mnie w domu robione też były pierogi z serem twarogiem na słodko, ale ja dawno wyrosłam ze słodkiego i nigdy u siebie w domu nie robiłam tych serowych. Podobnie jak naleśniki z serem – też nie, natomiast ze szpinakiem i fetą bardzo chętnie.
Alinko, dziękuję. 😀
Alicjo, jak wiesz ja jestem raczej po „słodkiej stronie”, wyjątkiem są pierogi, które mi zupełnie nie smakują na słodko. 😯
Krem zrobiony idę nasączać śmieszną malinówką i smarować, i lizać …. a może i siebie nasączę ? 😆
Ze szpinakiem i rybą wędzoną w kosteczkę pokrojoną też dobre. Pierogi z mięsem, to u mnie z mięsem surowym, a z gotowanym albo pieczonym, to pierogi pasztetowe. Ulubione mojej Młodszej są z kapustą, grzybami i z mięsem – trzy w jednym. Koniecznie potrzebuję tej maszynki, jak się okazało.
A
https://picasaweb.google.com/111628522190938769684/RoztoczeWciazSzumi# 🙂
Alicjo, a ‚ propos zamrażarki, to ja nie mam 🙁 ale w ramach rekompensaty za miesięczne pilnowanie, zaanektowałam Siostrzenicy jedną szufladę. Tam też jest zupełnie pełno. W tym roku ogarnął mnie amok i siedząc u Niej mroziłam, robiłam konfitury, galaretki. Jakieś stachanowskie fluidy u Niej się zalęgły. 😯
Lecę już, kończyć tort, bo nie będę miała jutro śniadania. 😉
Zgago,
Ty to możesz lody na obiad i torty na śniadanie, niejeden amator słodkości może Ci pozazdrościć 😉
Ja mam zamrażarkę w lodówce, ale osobno, takie lodówkowe dodatkowe pięterko i to dosyć spore. Temperatura jest też osobno ustawiana. Coraz częściej widuję takie lodówki z dużymi osobnymi zamrażarkami, z tym, że część zamrażarkowa na dole. I słusznie, do zamrażarki zaglądamy częściej, niz do lodówki.
Alicjo, 😉 😆
Lody znalazłam przez przypadek (oryginalne Movenpick) pod tytułem „Wiener Kaffee”, kupiłam i w ciągu jednego wtrząchnęłam 900 ml. 😳
To jest niebo w gębie. Uwielbiam lody kawowe a jedyna lodziarnia, gdzie je można było dostać już od zamknięta. 🙁
Tegoroczne lato mogę z czystym sumieniem nazwać; pysznym latem.
errata: w ciągu jednego dnia. 🙁
Nie przyznam się ile zjadłam tych 900 mililitrowych pudełek.
Do zamrażarki częściej niż do lodówki 🙄
Po lód do drinka?
Obejrzałam wszystkie Irkowe zdjęcia z Roztocza. Świetna zachęta do wyjazdu w ten rejon. Irku – czy to Ty jesteś na tym zdjęciu z szumem w tle? 😀
Zgago,
bo te lody to jest „The Art of Swiss Ice Cream” 😉
Moje ulubione to „Maple Walnut”, „Creme Brulee” i „Almond & Vanilla”…
Burzy nie było, pojechaliśmy na grzyby.
Sucho, pusto, kilka garści kurek (dużo stratowanych przez krowy), widoki ładne jak zwykle. W sobotę ma popadać, księżyc rośnie, to może coś będzie w przyszłym tygodniu.
http://www.youtube.com/watch?v=s4MLFZn_aeM&feature=related
Nemo, pierwsze co sprawdziłam, to gdzie były robione i już wiedziałam, że warto wyjąć portfel. 😉 Niestety u nas to był wyjątkowy „rzut”, podejrzewam, że dzięki Euro 2012. Źródełko już wyschło a w zamrażalniku jest tylko 1,5 pudełka. 😥 Ja się skupiłam na kawowych, bo ostatnie (dobre) kawowe jadłam w latach ’70.
@pepe:
a gdzie „postawisz” loriot´a?
Zgago,
a wiec milego dalszego ciagu, wszak lato sie jeszcze nie skonczylo i owocnego „ruszania lapa” by sprokurowac sniadaniowy tort i te inne…. Szkoda mi tylko Pyry, ze „swieci za ciebie oczami”.
Kawowe też lubię. U nas jest Espresso Croquant z sosem kawowym i karmelizowanymi kawałeczkami orzechów.
Coś Pyra ma wyjątkowe wzięcie u życzliwych ludzi dzisiaj – najpierw Emeryt, tera Miodzio. Nic, przeżyję do przyjazdu Zgagi, a potem weźmiemy się obie za łby pewnie. Jak myślisz, Zgago lodowa?
Zgago, popatrz
http://alma24.pl/produkt/117623884/lody-movenpick-wiener-kaffee;jsessionid=14fvrav8r81xa1exvscgxft2l
Ostatnio nie przepadam za lodami bo wszystkie są za słodkie. Może to tylko wrażenie, ale kiedyś tak słodkie chyba nie były.
Kon jaki jest kazdy widzi….
Nemo, o takich cudeńkach nawet nie mam co marzyć. 🙁
Miodzio, nie bardzo rozumiem, dlaczego Pyra za mnie świeci oczami ??? 😯
Errata:
„Kon jaki je kazdy widzi”.
Nie dziwie sie….
Małgosiu, Ty kusicielko ! 😆 😆 Akurat w zamrażalniku zrobiło mi się trochę miejsca (oczywiście po lodach). 😉
Miodzio, dobrze się czujesz ?
Zgago – w ulubionym sklepie Nisi, ale w Katowicach też są: http://www.e-piotripawel.pl/zakupykatowice/index/asortyment?sFraza=lody+movenpick&Szukaj= 😀
Te, które lubi Nemo (Creme Brulee) też są.
Asiu, słowik cudowny ! Mam nadzieję, że Irek pod tym drzewem, właśnie jego śpiewu słuchał. Słowiki ponoć w sierpniu już odlatują. 🙁
Zgago,
a wiec jesli chcesz doslownie…
Sa osoby, ktore nawet w nocy zagladaja na bloga i wpisuja co im…. i to jest mile. Tobie nie chce sie ruszyc lapa – jak to nazywasz. Wczoraj Pyra zaanonsowala Cie, ze napiszsz jutro – czyli dzisiaj. Napisalas laskawie j.w.
Moze ja jestem zbyt wymagajaca, ale tak w stosunku do innych jak i do siebie .
A Pyra niech niech dalej rozsyla „okolniki”. Ja to CZNIAM !
O, lody tańsze w Piotrze i Pawle!
Asiu, jeszcze wiosną sprawdzałam i „Piotra i Pawła” jeszcze w samych Katowicach nie było.
Jeśli chodzi o stale bywałe u nas lody, to masz rację. Nawet dla mnie są za słodkie a na dodatek okropnej jakości.
PiP to moj ulubiony dzielnicowy sklep. Uwielbiam i polecam ryby w galarecie. Te w plastikowych pojemnikach do zuzycia na biezaco ale szczegolnie te w slojach, jak np, sielawa!!!
Zgago – chyba śpiewają tylko w okresie lęgowym. Ale pomyślałam o słowikach, bo w Polsce chyba jest ich najwięcej w tamtym rejonie 🙂
U nas co roku wiosną taki oto ptaszek śpiewa w ogrodzie: http://www.youtube.com/watch?v=ANwggTNki2U
Małgosiu – w Almie jest za to większy wybór 🙂
Miodzio, cieszę się, że nie masz większych zmartwień.
Ptasie trele na dobranoc: http://www.youtube.com/watch?feature=endscreen&v=K3Y4q9TlP2s&NR=1
Asiu, myślałam, że ktoś nagrał szum autostradowy, ale nie. 🙁 U mnie słychać oprócz gruchania gołębi, krzyku srok, właśnie szum z pobliskiej autostrady (mimo ekranów dźwiękochłonnych).
Takie cudeńka, słyszę tylko jak jestem u psiapsiółki na wsi.
Dobrej nocy i pięknych snów życzę wszystkim. 😀
Asiu,
rozumiem… Jesli sie nie krepujesz to:
Good for you.
Dobranoc, Zgago i innym śpiochom też dobrej nocy 🙂
Asiu, ja bym chętnie zaprzyjaźniła się z Almą, ale u nas jest ona w jednej galerii, której wyjątkowo nie znoszę z powodu wyjątkowo dzikiego jazgotu od wejścia… Ale muszę rzucić okiem, może Alma też zaczęła rozwozić?
Fascynują mnie meandry umysłowości Miodzia. Innymi słowy: nic nie rozumiem z jej wywodów… Oprócz tego, że jednych lubi, a drugich nie, oczywiście, i chętnie daje temu wyraz. Nie ona jedna. Dla mnie to piaskownicą leci, niestety.
No proszę, dowożą! A kiedyś nie dowozili. Nowi u nas byli. Zestarzeli się, widać. Asiu, dzięki za podpowiedź! Chociaż i tak chyba będę wolała PiP , bo oni francuscy, a Alma włoska raczej. Ale co tam: niech zakwita tysiąc kwiatów.
Nisiu,
mam stuprocentowa pewnosc ze rozumiesz, co nie znaczy, ze nie cieszy mnie Twoje zainteresowanie moja skromna umyslowoscia.
Alma to badziewie… sorry! Nie masz czego zalowac.
Nisiu – w Szczecinie wożą, tylko nie wiem czy do wszystkich dzielnic? Zgaga już poszła spać, ale mam nadzieję, że przyśnią jej się ptasie trele, a nie szum autostrady: http://www.youtube.com/watch?v=8DeIChWBv74
Dobranoc
Wybaczcie, ale mecz we Wrocławiu nie pozostawiał wiele możliwości do śledzenia blogu.
Dla niewiedzących: Śląsk Wrocław ? Hannover 96, 3:5!
byku, Loriot* miał to, co było i u Przybory – humor nie ubliżający nikomu – tu więcej podobieństw jednak już nie ma, bo Przybora był niepowtarzalny. Obaj trzymali się nb z dala od polityki.
Niezupełnie jednak, bo wtedy w Polsce wszystko było polityczne, nawet wyszukane maniery Starszych Panów, które tak denerwowały Gomułkę.
*) to tylko dla wtajemniczonych, bo Loriot był szerszej publice znany najwyżej jako cartoonista, którego jeszcze znałem z Polski, ale byk nawiązuje chyba do produkcji telewizyjnych z 70 ? 80 lat (nie, nie powiem „ubiegłego wieku” ? sam już jestem ubiegły!)
Humor mimo to, naprawdę przedni!
glowny temat sezonu ogorkowego w niemczech?
obrzezanie (a grecja tonie lol).
Niestety, Zgaga z Pyrą wezmą się za łby beze mnie 🙁 ale obiecuję, że w zjazdową sobotę wezmę za łeb jedną i drugą 😀
Ach te idiotyczne ogonki (to nie na Berlin skierowne), zamiast normalnych znaków interpunkcyjnych.
A tak się starałem!
Ja Ci pomogę, Haneczko 😉
Też nie kocham wałkowania, mimo że mam bardzo dobrą stolnicę, ale kiepski wałek. Doskomały wałek ma moja Mama, ale na razie nie mam co na niego liczyć i oby jak najdłużej nie. Teraz używa go opiekująca się Mamą p. Maryjka, która robi pierogi w tempie ekspresowym.
Chciałam w USA nabyć taką maszynkę do makaronu, ale byłam już tak obładowana, że sobie odpuściłam. Teraz chętnie kupię 😀
Alicjo, Ciebie też wezmę 😆 Mocarnam :llol:
Nim powiem dobranoc, nawiążę jeszcze do tematu wpisowego i pierogów.
Zaopatrywałem się w te w pobliskim polskim sklepie, ale jakość tak spadła, że dam sobie z nimi spokój.
Mam na zbyciu dwie sadzonki pigwy. Gdyby ktoś ze zjazdowiczów był chętny, niech da głos, przywiozę 🙂
A, weźcie się za te łby!
Dpbranoc.
Haneczko, gdybym mogła je przemycić…
A w łeb to też Ci dam – co to ja, ułomek?!
Ja też zaopatruję się w pierogi w polskim sklepie, nawet dzisiaj Jerzor zakupił, ale z tą jakościa jest różnie. Po dzisiejszych mam, za przeproszeniem Zgagi – zgagę 🙁
Za kwaśny ser dodano do ruskich, może już nie nadawał się do sprzedaży i poszedł w ruskie?
Owe pierogi lepia różne zespoły, raz są lepsze, raz gorsze, ale na ogół dobre. Nie ma to jednak, jak swoje 😎
Dlatego zapisane – po przyjeździe nabywam maszynę!
Asiu, już robię zakupki, bo mi się PiP prawie zjedli…
Na dobranoc
http://youtu.be/GNi1jwgZkwc
@pepe:
nie da sie porownac?
hm..sprobuje:
loriot to hannover 96, a przybora – cracovia.
No wiedziałam, że przed wyłączeniem i tak zajrzę.
Haneczko, skąd pomysł, że się z Pyrą mamy „brać za łby” ??? 😯
W życiu ! Nie ma najmniejszego powodu – bardzo lubię naszą Pyrę. 😀
Asiu, po wysłuchaniu tylu treli o niczym innym nie będę śnić. 😆
Zgago, a za co ją weźmiesz, gdy zobaczysz 😉 Ja Ciebie za łeb i nie ma zmiłuj, gotuj się 😆
Dzień dobry wszystkim,
Podczytuje Was na swojej małej maszynce. Widzę, ze dzisiaj znowu powiało teoria wiekiego Noblisty. Co jakiś czas wraca jak bumerang. Niestety.
Stety, stety … To ku Twojej uciesze…
I tak dlugo myslales co napisac….
….i sprawdza się rownież stare, polskie porzekadlo… :).
Szkoda wielka, ale nie jestem osoba zapiekla, pamietliwa i obce jest mi „skakanie sobe do oczu”, ktore jest nikczemne . Nie stane wiec w szranki. Sorry!
Dobranoc Wszystkim!
🙂
😯
Haneczko,
to ja chyba skrócę włosy, bo miałabyś ułatwione zadanie z tym łbem 😉
Nowy, czniaj szranki 😆
Nasz gościnny pokój czeka ma Ciebie -:) Z atrakcjami uzupełnionymi od czasu pobytu Danuśki z Alą 😀
Alicjo, nie skracaj. Lubię wyzwania 😉
Łomatko, dobranoc 🙂
Haneczko,
Dobranoc. 🙂
Alicjo, skróć! Będziesz jeszcze piększa!
😆
Zakupy w Almie na kolejny tydzień zrobione. Powalili mnie ilością serów, którą biją PiP na głowę! Nawet jakiś bretoński półśmierdziuch się znalazł. Kupiłam z miłości do Bretanii, hehe.
Dobranoc!
PS – jestem wielbicielką stylu Miodzio. Łagodna ta Osoba dołożyła wszystkim, którym chciała, a potem oświadczyła, że skakanie do oczu jest nikczemne, więc ona w szranki nie stanie – i poszła spać.
O nieśmiertelni Jane Austen, Thackerayu, Dickensie i inni złośliwi Anglosasi! Wasz duch będzie żył wiecznie!
Haneczko,
jakie wyzwanie?! Toż to by było ułatwienie właśnie, wyobrażasz sobie, jak złapałabyś mnie za te dość długie kudły i zawinęła mną młynka, a potem pirzgnęła pod, dajmy na to, mur stadniny?! Jeszcze by się zawalił i miałybyśmy bana na wstęp do Żabich 😯
Nisiu,
ja z Tobą w temacie P.S.
Wstyd mi się było przyznać wcześniej, że nie kumam 🙄
Czyszczę lodówkę, zostało parę dni do wyjazdu. W ten sposób został wykorzystany czysty rosół zamrożony jako baza pod botwinkę.
Jeszcze tam jakieś świństwo zostało – i to by było na tyle. Rany, cztery dni zostały!!!
Rano muszę wcześnie wstać i pojechac do sąsiedniego powiatu w sprawach baranich. Wracając zawadzę o kilka sklepów, bo mam zamówienia ze stolicy. Potem odbiorę zamrożone mięcho i zawiozę je tam, skąd odbiorę wystudzonego upieczonego prosiaka wagi ciężkiej. Prosie – w brytfannie odpowiedniej wielkości i z pokrywą – zostanie obłożone lodem (w butelkach po wodzie, fajny patent), ułożone na siedzeniu i owinięte śpiworem, i tak sobie pojedzie za Warszawę. Szwagier ma siedemdziesiąte urodziny i to ma być danie-niespodzianka. Kasza gryczana i kurki będą dodane na miejscu. Wezmę tez sos z pieczenia w dużym słoju i skwarki z boczku. Wiozę też sztućce i talerze w znacznej ilości. Kieliszki, miseczki, bulionówki itp będą jednorazowe, cała impreza w ogrodzie – będzie padać? Wina zapewniają mój brat z bratową, pewnie będzie czerwone wytrawne i szampan. Szwagier przedkłada wódeczkę 🙂 Poza tym ma być barszcz i chłodnik, a raczej pomidorowe gaspacho, sałatki ze trzy (ja mam zrobić z surowych kalafiorów na specjalne życzenie publiczności w liczbie: moja siostra). Na deser tort (Anka ma znajomą cukiernię, ma być udekorowany motywem rybackim, znaczy jeziorko, łódka, wędkarz i pewnie ryba?) i sałatka owocowa w odpowiednio dużym arbuzie.
Cichal zostaje z odpowiednią porcją urozmaiconego jedzenia, Agnieszka umówiła się z nim na spacery konne (w tym czasie Sylwia bedzie pilnować dzieci). A ja powinnam wrócić w poniedziałek.
BRA!
Miodzio, wruszasz mnie, jesteś taka słodka…
Żabo droga, jak widzę, zdecydowanie preferujesz wielkie formaty. Ja bym jeszcze do tego wszystkiego – jako doświadczona oprawczyni (muzyczna i dźwiękowa) dołożyła Cwałowanie Walkirii. Kochana, widzisz to i słyszysz duszy oczyma i uszyma? Ty z Prosięciem, gigantyczny tort, kurki, skwarki, setki naczyń, tysiące sztućców – i wielka orkiestra cwałuje wokół na swoich trąbach i puzonach, na czele tuba i kontrafagot… AAAAAAAAAAAA!!!
Uwielbiam duże i potężne… Może mi się przyśni?
Dobranoc.
dzień dobry …
Zgago jak dobrze, że jesteś …. 🙂
Irku miło poznać … 🙂
pierogi robiłam kiedyś i też hurtowo bo znikały migiem zanim był obiad lub kolacja .. teraz dostaje pierogi domowe od teściowej córci .. a ja jak mam jakiś farsz to w naleśniki …
Nisiu mój syn bardzo chwali Almę za obsługę .. kiedyś przysłali inne masło niż zamówili to w ciągu 1/2 godziny przywieźli właściwe i jakiś prezencik ..
biszkopt dla Zgagi ….
http://kamila19851.blox.pl/2012/08/Prosty-biszkopt-z-galaretka-i-jablkami.html