W lecie z myślą o zimie
Po raz drugi w drodze powrotnej do domu zatrzymaliśmy w pięknym, górskim miasteczku po włoskiej stronie granicy. Po ośmiu godzinach jazdy uznałem, że nie ma sensu pchać się na drugą stronę Alp i do zmroku jechać aż za Wiedeń.
Zapłaciwszy więc za jazdę po autostradach Italii (trzydzieści osiem euro za trasę od Sieny do Trevisio to znacznie taniej niż za podróż po polskich nowych drogach) zjechaliśmy do Camporosso. To mała miejscowość, nad którą górują piękne zalesione szczyty a niemal na każdym widać wycięte szerokie pasy nartostrad.
Te trasy wydają się być wspaniałe. Wszędzie widać wyciągi. Na dole zaś (na górze podobno także) są gospody, w których i w lecie można zjeść, wypić i odpocząć po wędrówce.
W Camporosso co drugi dom to pensjonat. Są małe, kameralne liczące zapewne tylko – na szczęście – kolosów dla tysiąca gości. Postanowiłem więc namówić czy raczej zachęcić moich rodzinnych narciarzy, by zimowe wakacje tam właśnie spędzili. Zwłaszcza, że zaletą Camporosso jest prosty dojazd z Polski. Wystarczy bowiem wyjechać z kraju przez Cieszyn, by dalej już autostradami przelecieć przez Czechy (Brno) i Austrię (obok Wiednia, Grazu, Klagenfurtu, Villach) i jesteśmy na miejscu. Od granicy do celu jest kilkanaście kilometrów. Mając kilka godzin do kolacji przewędrowaliśmy całe Camporosso wzdłuż i wszerz. I jeszcze nam zostało trochę czasu na opalanie na pięknej łączce pod naszym hotelem.
Zajrzeliśmy więc do uroczego kościółka i na cmentarz. Była to swoista lekcja historii tej okolicy. Kościół był otwarty mogliśmy więc zajrzeć do wnętrza i podziwiać jego skromny wystrój a także bardzo piękny ołtarz. przed wejściem po obu stronach wiszą tablice ku czci poległych mieszkańców miejscowości w obu wojnach światowych. Te same nazwiska widniały także na rodzinnych grobach na cmentarzu. A były to nazwiska włoskie, niemieckie czy raczej austriackie i słoweńskie. W tej miejscowości, jak i w wielu innych pogranicznych, mieszkają od wieków ludzie różnych narodowości. Sądząc z wyglądu Camporosso żyją zgodnie i szczęśliwie. Wieczór spędzony w restauracji naszego hotelu potwierdził to wrażenie. Wokół nas siedzieli tubylcy odzywający się do nas po włosku ale z dziwnie twardym niemieckim akcentem, a między sobą mówiący w różnych (czasem trudnych do zidentyfikowania) dialektach czy językach.
To była fajna kolacja. Zwłaszcza, że na talerzach mieliśmy uwielbiana przez nas polentę i różne gulasze z dziczyzny. I tylko wino było z dość odległej Valpolicelli.
Nawet psy w Camporosso znajdą przyjazne miejsce
Komentarze
Dzień dobry.
I o to chodzi – o przyjazną, otwartą Europę bez granic. A to takie piękne miejsce do życia. Myśmy już się dosyć zbrojnie nawygłupiali; lepiej żebyśmy się wzajemnie od siebie uczyli gotować.
Idę obierać fasolkę, a potem podrepczę odebrać zamówione ozory dla Zjazdu. Wrzucę do zamrażarki, bo nasolę je dopiero w przyszłym tygodniu, a ugotuję w środę przedzjazdową i znowu zamrożę. Sosy zrobię już w Żabich – szary sos polski i sos musztardowy. Będa w sosie takim, lub innym ozory do wyboru.
Dzień dobry Blogu!
Akcent karyntyjski jest dziwnie twardo-niemiecki? To jakie są akcenty pruskie? 😉
Camporosso (Saifnitz, Cjamparos) należało do końca I wojny światowej do Karyntii czyli było w rękach austriackich, a zamieszkałe jest w większości przez ludność mówiącą dialektem słoweńskim i furlańskim (friulskim). Nazwa wywodzi się od słoweńskiego Żabnice 😉
Aktualna sytuacja „kadrowa” na naszym Błogu:
Irek – na wakacjach na roztoczu,
Danuśka – w objeździe po Wielkopolsce,
Cichal – już w kraju, ale jeszcze bez internetu,
Ewa – w drodze na Bałkany,
Zgaga – ma wizytę dzieci,
Żaba – wiadomo,
Eska – bez internetu i z rannym Leszkiem,
Haneczka – ryje w tym swoim muzeum, aż iskry lecą,
Sławek – na Wyspie łowi ryby,
Marek maluje (on ma okresy fotografowania, malowania, wystawiennicze i różne inne)
Antek – pewnie na wsi, we własnych krzakach
Nowy – pożegnał Synka i pewnie tęskni,
Orca – raz pisze, a raz wcale
i tak się Towarzystwo rozlazło po wszystkich kątach.
errata – Roztocze, oczywiście.
Nemo – też ma wizytę krajową,
Elap – Włochów wymiennych
i „na dyżurze” pozostało z 10 osób.
Układy narodowościowe na pograniczach bywaja skomplikowane, a obserwatorowi z zewnątrz nie zawsze łatwo rozgryźć rzeczywiste stosunki. Gdy nic szczególnego się nie dzieje, na ogół po pewnym czasie dochodzi do mieszania poprzez małżeństwa, rodza się przyjaźnie. Czasem wystarczy mała iskra, żeby wszystko zepsuć i wzbudzić nienawiść. Zwykle ktoś ma w tym jakiś cel określony. Iskra bardzo często jest fałszywa – plotka rozprzestrzeniana przez zainteresowanych. Przypominam Galicję przedwojenną, gdzie po wsiach stosunki polsko-ukraińskie układały się całkiem dobrze, coraz więcej dzieci miało rodziców po obu stronach. Co innego polityka państwa polskiego, która była tragiczna i musiała budzić niezadowolenie mniejszości. Ale sąsiedzi żyli na ogół dobrze. Najlepiej chyba na huculszczyźnie, chociaż z kolei polskiej ludności było tam mało. Ale była. Co sie działo później, nie będę opisywał. Jednak i na Wołyniu wielu Polaków uratowało się po ostrzeżeniu przyniesionym przez sąsiada Ukraińca.
Ciekawie układały się stosunki narodowościowe za socjalizmu. W miłości wewnątrzobozowej propaganda oficjalna często pobudzała nienawiść. W Polsce do Żydów i Ukraińców, na Węgrzech do Rumunów i Słowaków. Słowacy winni byli utraty Koszyc, Rumuni mieli „węgierski” Siedmiogród. Jeszcze obecnie są w Słowacji całe wsie czysto węgierskie, a na Węgrzech czysto słowackie. I na WQęgrzech i w Czechosłowacji z cicha podgrzewano nastroje antyromskie, które po transformacji stały się otwarte.
Mam nadzieję, że Schengen przyczyni się do pójścia w niepamięć plemiennych waśni. Mniejszościowi mieszkańcy pogranicznych wiosek nie mają już najmniejszycjh problemów z odwiedzaniem krewniaków za pobliską granicą, nie czują się osaczeni. Z drugiej strony w kryzysie bardzo szybko narastają nastroje nacjonalistyczne, a nawet szowinistyczne, z którymi nie da się walczyć racjonalnymi argumentami.
Wolałbym, żeby autostrady w Polsce były tańsze, ale chyba nie będą, albo będą nieco tańsze. Jednak są i tak znacznie tańsze od włoskich. 38 EUR za 340 km to około 40 gr za kilometr, to jest od 2 do 4 razy (w zależności od naszej autostrady) drożej niż w Polsce. Nieco większe niż w Polsce obciążenie w stosunku do zarobków.
Pyro
Siedze oblozona ksiazkami kucharskimi. Wlosi przyjezdzaja za tydzien a ja wymyslam menu, co chwile nanosze poprawki. Chcialabym zablysnac kulinarnie i brac udzial we wspolnych wypadach. Przez kilka dni mielismy corke i bylo podobnie, gotowanie i wypady. Beda na pewno pierogi a reszta ……. ? Kupilam dzisiaj niemieckie wegierki i upieklam tarte. Wegierki niemieckie sa inne niz te ktore mielismy u nas na dzialce. Zobaczymy za godz. jak wyszla tarta.
Obiad się dogotowuje, a ja właśnie pokroiłam wszystkie 3-dniowe owoce domowe i robię ze dwa, trzy słoiki dżemu. W misce jest 6 brzoskwiń, 6 renklod, 3/4 pudełka malin, garść jagód winnych i połówka cytryny. Co z tego wyjdzie? Zobaczymy
Bardzo ładna ta miejscowość.
U mnie ciepło i pada – zdaje się, ze teraz poszło w drugą stronę, bo już czwarty dzień z rzędu pada.
A propos kuchni, przez jakiś czas ukazywały się artykuły o polskiej gastronomii, ja je czytałam, tu jest podany sznureczek do nich, w artykule poniżej. Dzisiaj podsumowanie tych dyskusji.
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114912,12306792,_POLSKA_OD_KUCHNI__Co_z_ta_gastronomia__Debata_na.html
Siedzę przepocony.
Od rana opróżniam strych, a teraz tam taki upał, że dam spokój na dziś.
Melancholia mnie dopadła, bo musze wyrzucać, wyrzucać, bo nie mogę tego zabrać na nowe mieszkanie. Teraz przez moje ręce szły materiały, co je przez lata zwolziliśmy z urlopów. Broszury, mapy, pocztowki, a i drobne przedmioty, pamiatki, moje dawne wyposażenie kreślarskie, co dzisiaj ma najwyżej wartość muzealną.
Ręce opadają i dziwne mam myśli.
dwa pierwsze zdjęcia – wygląda to jak Kazimierz n. Wisłą, trochę jak domy na wsi na Węgrzech. Europa Środkowa…
Witam, Pyro mrożone mięso toż, to woła o pomstę do nieba. Może, to Ci się przyda, sprawdzone osobiście.
http://www.mniammniam.com/Peklowanie_miesa_na_pyszne__domowe_szynki__schaby_i_karkowki-585a.html
Yurku – nie bój żaby. O mięsie nauczyłam się dużo przez długie życie. Gdyby te ozory szły do wędzenia – peklowałyby się 10 dni. Ponieważ będą gotowane do sosów (ew. do kanapek) wystarczą 3 dni i specjalny wywar do gotowania. Z podrobami nie ma żartów; są znacznie podatniejsze na rozkład, niż inne gatunki mięsa.
„polenta” – aż musiałem sprawdzić co to jest.
Jakby ktoś też nie wiedział, to jest mamałyga na kukurydzianej mące.
A okolica na zdjęciach przypomina trochę niższe partie Bieszczad.
pepegor – opadające ręce? Ano zdarza się, zdarza. Lecz te dziwne myśli…..
E.
Pyro Twoja racja, wtedy przypomina mi się dowcip:
– Powiedz, skarbie, dlaczego obcinasz te końcówki szynki, kiedy ją gotujesz?
– Och, Karol, nie zawracaj mi głowy, pojutrze święta, może byś tak okna pomył.
– Ale mnie, to bardzo nurtuje, po co je obcinasz?
– Nie wiem, po co, tak się robi i już. To jak będzie z tymi oknami?
– Umyję je, mamy jeszcze czas. Ale odpowiedź: ?tak się robi? mnie nie zadowala. Ja pytałem dlaczego tak się robi?
– Nie wiem, dlaczego? moja mama tak robiła, więc tak się robi. Najlepiej jej zapytaj.
– No, to dzwoń do ?Mamusi?.
– Chyba naprawdę zwariowałeś, święta…
– Dzwoń i zapytaj.
– Halo! Mama? Słuchaj, Karol się pyta, dlaczego obcinasz końcówki szynki przy gotowaniu.
– Co takiego? Daj mu lepiej coś do roboty w domu, wałkoń jeden. Nie mam czasu, święta idą.
– Ale on się uparł i chce wiedzieć, dlaczego?
– Za kogoś ty wyszła, córuś? Nie wiem, powiedz mu, że tak się robi i już.
– Ale on chce wiedzieć, ? dlaczego?
– To powiedz temu (?) Ach, to ty Karolku?
– Czy Mamusia mogłaby mi powiedzieć, dlaczego Mamusia obcina te cholerne końcówki?
– Nie wiem ?dlaczego??. Skoro moja mama tak robiła, to znaczy, że tak się to robi i nie zawracajcie mi więcej głowy, czasu nie mam.
– Anka, dzwoń do babci.
– Och, Karol, sam zadzwoń, ale teraz, to i ja jestem ciekawa.
– Halo! Dzień dobry Babciu, tu Karol, mąż Ani.
– Dzień dobry kochane dzieci, widzimy się na święta u mnie, prawda?
– Tak Babciu, ma pewno będziemy. Ale mamy dziś jedno pytanie: Dlaczego Babcia obcinała te końcówki szynki przy gotowaniu?
– Bo ja, kochane dzieci, miałam jeden mały garnek
Pepegorze,
Emeryt ujął to dosadnie, ale ma rację. Ileż różności niepotrzebnych zalega nasz dom, a my w ogóle nie pamiętamy, że coś takiego mamy. I dopiero przy takiej okazji jak przeprowadzka przypominamy sobie o nich. Widzę, że wpadasz ostatnio w melancholię. Nie ma co zanurzać się zbytnio we wspomnieniach. Ważne są dni, które jeszcze przed nami .. / jak śpiewał Marek Grechuta/. A takie zmiany jak Twoja przeprowadzka są w ostatecznym rachunku bardzo korzystne. Trzeba tylko przetrwać te niedogodności i zamieszanie. Znam to z własnego nie tak dawnego doświadczenia.
Emerycie,
dziękuję za miłe słowa.
Na ozorki bardzo się cieszę. Na blogu są wprawdzie wielcy przeciwnicy ozorków,nóżek i ogonków, ale muszą znieść te nasze mięsne skłonności, bo nie jest to blog wegetariański. 🙂 A Pyra dotrzymuje słowa.
Pyro,
a czy jest szansa na tort malinowy ? Ubiegłoroczny był znakomity. Tyle że pracy przy tym jest sporo…
Dziś kupiliśmy 3 spore pstrągi, które jutro mają być upieczone. U mnie w domu ja czyszczę ryby, więc i tym razem wykonałam tę brudną robotę. Ponieważ ryby są dość duże, podzieliłam je na kawałki. Przyprawy lepiej wnikną w mięso, a i pieczenie będzie szybsze.
A na okolicznych polach rozpoczęły się żniwa. Z daleka słychać odgłosy kombajnów. Tu żniwa są dość późno, jak to na północy.
O, mam wrażenie (raczej pewność) że Emeryt zrobił z Pyry naczelnego sępa Blogowiska. Niech mu się dobrze trawi własne sądy, ja do mimoz nie aspiruję. Przesyłka Nowego dotarła już do Błot. Pogadałam z Eską – podoba jej się prezent od Zjazdowiczów, z Leszka ręką trochę lepiej, a przygotowania do wesela w toku. Pogadałam i z Młodszą – dziś jechała do Rabki, a potem gdzieś tam do schroniska, deszcz pada ale dziewczyny zadowolone z wakacji w górach i w drodze. Usmażyłam dżem, wyszły dwa duże słoiki. Będzie miała Wnuczka czym smarować naleśniki. Ona to lubi.
A teraz coś rozrywkowego – GaPol zapowiada, że wyda jako bonus i dodatek poradnik egzorcysty. No, popatrz: samoobsługa nas czeka, jak kto nawiedzony. Niech demony, złe duchy i masoni z cyklistami drżą ze strachu.
Jem lody w Galaxy w Szczecinie, bo dopiero jutro będę miał internet a tu mam zupełnie przyzwoity i darmowy hot spot. Przelot miałem nieco długi. Samolot wystartował z dwugodzinnym opóźnieniem. Gdzieś woda ciekła a specjalisty od zakręcenia długo szukali. Do Genewy nadrobił, ale i tak połączenie nam uciekło. W rezultacie polecieliśmy do Zurichu i dopiero potem do Berlina. W Szczecinie zamiast w południe, byliśmy dopiero wieczorem. W szwajcarskich samolotach wszystkie napisy po niemiecku, francusku, włosku i w jakimś czwartym, nierozpoznanym języku. Zapewne Nemo będzie wiedziała. Ale dzięki tym wszystkim perturbacjom, fotografowałem Alpy nad chmurami. Piękne! Ale jeszcze piękniej będzie jak wyląduję w Żabich Błotach!
Kapitanie – wolisz nalewkę wytrawną, czy słodkości? Jaką dla Ciebie spakować?
Emerycie, nie zrozumiałam. Ja mam wysłać komuś paczkę, czy może ktoś ma wysłać paczkę mnie?
Tak czy inaczej, cieszę się, że mnie miłujesz.
Nisiu – miłości nigdy za dużo. Odwiedzający nas od jakiegoś czasu Emeryt czeka na wolne widły w polskim piekle. Ma kwalifikacje.
„Studio opinii” zamieszcza ciekawy szkic prof. Aleksandra Lipatowa o kłopotach z rosyjską tożsamością i o systemie władzy w Rosji. Warto zajrzeć.
Krystyno – napisz do mnie maila, bo ja gdzieś posiałam Twój adres poczty elektronicznej, Pogadamy o torcie malinowym
Piękna nasza Wielkopolska cała !
Całej nie zjeździłyśmy,ale już drobny fragment Poznań-Gniezno-Biskupin spokojnie wypełnia cztery dni, szczególnie,jeśli mamy po drodze miłe,blogowe spotkania 😀
Że pałace,że drewniane kościółki,że katedry,że jeziora,
że pyry z gzikiem,że kukurydza co wyrosła tego roku nadzwyczaj okazale i te wiejskie wygrabione,co sobotę podwórka,to wszystko prawda.Ale nasza podróż nabierała rumieńców,kiedy towarzysko-blogowe spotkania dowodziły po raz kolejny,że NASZ BLOG
to potega jest i basta 😀
Pyro,Haneczko-dzięki za gościnę i caloksztalt !!!
Danuśko – nietrudno gościć takie świetne dwie kobiety. Córkę masz na 5+. Co za urocza panna i miła na dodatek.
Jagodo-wybacz,że nie wpadłyśmy,choćby na kawę,ale nie dało rady(w tej sprawie napisałam esemesa).
Zauroczona Wielkopolską już prawie zaplanowałam kolejną podróż po szlakach Waszej krainy.
A zatem co się odwlecze….
Pyro-z dziećmi,to tak bywa,że w domu zdarza się,że nieznośne i nie do wytrzymania,ale na zewnątrz nie wiedzieć czemu sprawiają miłe wrażenie 😉
No tak, rozklejam przy tym wyrzucaniu. Każdy kawałek z przed dziesięcioleci traktuję jako coś ze mnie, aczkolwiek wiem, że nie będę już potrzebował. Inni może by coś z tego zrobili. Miałbym dla Marka np., po tym jak zaprezentował odrestaurowanego świątka.
Marku, wybierasz się na Błota?
Pepe – najprawdopodobniej Marek przyjedzie z pp Adamczewskimi.
Kochani-będę jeszcze sprawozdawać.
Latorośl stwierdziła,że musimy to sobie wszystko w głowie poukładać,bo tyle się działo przez te ostatnie cztery dni,że nie da się tak łatwo w dwóch zdaniach streścić.Zatem idziemy układać nasze wrażenia i będziemy jeszcze nadawać.
Danuśka,
nie ma sprawy. Co się odwlecze, to nie uciecze 😉
Najwyraźniej Wielkopolska robi się turystycznie coraz bardziej atrakcyjna, ponieważ całe lato funkcjonujemy niczem zajazd na rozstajnych drogach 🙄
Ale lubimy to. Mamy rozplanowane weekendy do późnej jesieni. Albo my u kogoś, albo ktoś u nas. Wszystkich gości witamy zawsze bardzo serdecznie.
Czy Alicja odwiedziła zakątki związane z Musierowiczową? Jeżeli tak, to dom, w którym mieszkała i pisała i w którym umieściła akcję pierwszej powieści, z cyklu Jeżycjady, sąsiaduje z moim miejscem pracy. W następnym mieszkali dziadkowie Włodka, przed przeprowadzką do Warszawy.
Bardzo się cieszę, że jesteście zadowolone. Ja na boku, jako Wielkopolanka z importu, powiem, że mnie tutaj jest zbyt płasko 😉
Ale co zrobić? Tam dom twój, gdzie serce twoje 😆
Dobranoc 🙂
@emerytka:
przeżyłem listę maciarewicza , przeżyłem wildstajna, przeżyję i @pyry…
a, szczerze mowiac, od czasu mojego pierwszego i ostatniego zjazdu(1981)
interesuje mnie z list, już tylko ta płac 😉
na rydze!
Świątka i każdy staroć do konserwacji przyjmę 🙂
Wstałem o 6, zjadłem i idę pomalować.
Czekam na nowy wpis, a tu nic… Tak, czy owak wszystkim mówię dzieńdobry i idę do zajęć.
Dzień dobry Blogu!
Dziś święto w Polsce, a u mnie wielkie pranie i sprzątanie.
Goście ujechali o 7 rano, następni przybędą jutro po południu…
Ciepło i słonecznie, na weekend zapowiadają pogodę znad Sahary, +36 i więcej 😯 Dziś tylko +30.
Basi a cappelli na minione urodziny zawsze pięknych widoków 😀
Oraz urodzinowe Soczyste i słodkie dla Placka 🙂
Sprawozdawczość kulinarna
Poznań:
obiad u Pyry-doskonale skomponowany i doprawiony bałagan z patelni,a na deser puszysty mus czekoladowy
z bitą śmietaną i malinami.Palce lizać 🙂
Degustowane nalewki-tarninówka,bożonarodzeniowa i wytrawna wiśniówka.W sumie nie wiadomo,dla której złoty medal.Gościnny dom Pyry udało się opuścić na własnych nogach i bez utraty świadomości 😉
Kawa w „Cocorico” -w towarzystwie Inki i Lucjanana. Patio tonące w zieleni z kwitnącymi rododendronami !
http://www.cocorico.pl/galeria
Środa Wielkopolska:
lody w ogródku kawiarnianym na rynku.W środku odbywały się dwie imprezy:18 urodziny oraz wesele, chyba w sali na górze wesele.Ogródek pozostawał czynny dla pozostałych gości.
Gniezno:
obiad w restauracji „Adalbertus”- boski schabowy z kapustą zasmażaną oraz pieczony pieróg z warzywami.
kolacja u Haneczki-zrazy rzucające na kolana,w trakcie uwaga Latorośli-Mamo nie robisz takich dobrych 🙁
sałatka z fasolką i różnościami,małosolne Pani domu,
talerz wędlin ze sprawdzonych adresów,kiełbaski na gorąco(nie byłam w stanie),sery.Na deser placek ze śliwkami i nalewki w ilościach.Ło Matko-Haneczka zapasami nalewkowymi może obdzielić pół Gniezna,
a w ich produkcji osiągnęła perfekcję!!!
okolice Wrześni
obiad w przydrożnej „Karczmie Wiejskiej”-polędwiczki wieprzowe w sosie kurkowym oraz pieczeń wołowa z sosem maślano-czosnkowym.Bez zarzutu,na dodatek porcje,jak dla drwala.
Dzisiaj trzeba pomyśleć nad domowym jadłospisem mocno dietetycznym 🙂
Jagodo-nie odwiedziłyśmy zakątków związanych z Musierowiczową,natomiast trochę przez przypadek udało nam się zwiedzić okolice rynku z przewodnikiem.
Okazuje się,że w sezonie,co niedzielę o godz.12.15(po koziołkach)można wyruszyć na zwiedzanie Poznania pod fachową opieką.Grupa wyrusza spod ratusza,
a spacer trwa 90 minut.W soboty przewodnik oprowadza po angielsku.Po zwiedzaniu turyści wrzucają do kapelusza co łaska.Nasz przewodnik opowiedział nam na początek kawał o oszczędności mieszkańców stolicy Wielkopolski:
Poznaniak wyrusza na wakacje i wezwał taksówkę.
Ma ze sobą wielką walizkę,plecak i torbę.Upewnia się ile będzie kosztował kurs na dworze.Taksówkarz informuje,że 20 zł.Czy za bagaż płaci się dodatkowo?
Nie wyjaśnia taksówkarz,bagaż nic nie kosztuje.
A skoro tak,to spotykamy się na dworcu-ja jadę tramwajem,a pan wiezie tylko mój bagaż 😀
Danuśka,
czyli mamy przed sobą trasę Musierowiczową. I nie tylko!
Uwielbiam dowcipy o Poznaniakach. Na przykład ten: spotkali się koledzy z wojska, Poznaniak, Warszawiak i Krakowianin.
Warszawiak mówi: skoczę po wódkę. Krakowiak: to ja po zagrychę. A Poznaniak: a ja po szwagra 😆
Kiedy przyjechałam do Poznania, wstyd powiedzieć jak dawno, ponad czterdzieści lat temu, różnice w zachowaniu były bardzo wyraźne. Ja przyjechałam ze zróżnicowanego kulturowo Dolnego Śląska. Nie było mi łatwo 🙁
Dzisiaj bardzo sobie cenię to miejsce na ziemi. Szczególnie Gminę, w której mieszkam. Właśnie zajęlismy III miejsce w Rankingu Samorządów „Rzeczpospolitej” 2012 w kategorii Najlepsza Gmina Wiejska. W ubiegłym roku byliśmy drudzy w kategorii: największe inwestycje w gminach do 50 tys. mieszkańców, na liscie Forbersa.
To się przekłada na jakość życia. Gmina liczy 22 tys. mieszkańców a dysponuje 30 tys. miejscami pracy 😯
W Gminie aktywnie pracuje ponad 30 organizacji pozarządowych. W tym UTW – na wsi! Najbardziej jestem dumna z projektu „Teatr w każdej wiosce”. W projekcie bierze udział ponad 2 tysiące dzieci! Wiadomo, że angażuje to również ich rodziny. Dzieciaki zdobywają nagrody krajowe i międzynarodowe. Mamy dwie młodzieżowe orkiestry dęte. Poranki muzyczne w przepięknym kościele neogotyckim. Wspaniale wyposażoną bibliotekę, od lipca w nowym budynku, z własnym programem kulturalno-edukacyjnym. Startuje budowa nowego domu kulturu, bo stary już trzeszczy w szwach przy tej ilości projektów. Ośrodek Sportu i Rekraacji kipi życiem. Każdego lata i w czasie ferii zimowych dzieciaki, młodzież i dorośli mają zarganizowane wyjazdowe warsztaty artystyczne i sportowe. Mamy dwie lokalne gazety. Rusza niebawem budowa term – mamy ciepłe wody lecznicze. Jezioro zostało kapitanie przygotowane i dla wędkarzy i dla plażowiczów, uprawiających sporty wodne. Jest stadnina koni z krytą halą, kryta pływalnia. W takiej gminie chce się mieszkać.
Kiedy czytam różne doniesienia o tym, jak w Polsce jest źle, to zastanawiam się, dlaczego dla równowagi, nie pisze się o takich gminach jak nasza. W naszej wiosce jest teren lęgowy żurawi.
Aaa, niecałe trzy lata temu prasa krajowa i serwisy radiowe informowały o skateparku w naszej gminie. Któregos dnia nastolatek zgłosił się w sekretariacie wójta na rozmowę. Sekretarka wyznaczyła mu termin. Chłopak przyszedł powiedzieć wójtowi, że młodzież nie ma miejsca do jeżdzenia na deskach. Wójt sprawę potraktował poważnie. Włączono projekt do planu zadań. I skatepark jest 🙂
Nikt tak nie opowiada dowcipów o sknerstwie Pyr, jak same Pyry poznańskie – to część naszego PR. Dyskretnie przemilczamy i osiągnięcia centusiów krakowskich i szczyty rabunku zakopiańczyków – szkockie cnoty należne Poznańczykom i finał. A Pyra na śmierć zapomniała o Cudzie nad Wisłą; dobrze, że kawałek chleba został w domu, pojemnik gulaszem wyciągnęłam z zamrażarki i jakoś przeżyję. Mam piękne, malinowe pomidory, od wczoraj resztkę ziemniaków tłuczonych i miskę fasolki – jedno się podgrzeje, drugie podsmaży, pomidory pokroi i jedzenie jak się patrzy; jeszcze i kogoś mogłabym podkarmić. Gorzej z deserem – są winogrona, lody i wedlowskie ptasie mleczko: gdyby ktoś, wpadł to od biedy coś się z tego wykombinuje. Tak to jest kiedy człowiek nie zagląda do kalendarza i pudła z obrazkami nie włącza.
Jeśli chodzi o mieszkańców Wielkopolski, to ja spotykałam się jedynie z opinią o ich gospodarności, a nie skąpstwie. A oszczędność to jeden z elementów gospodarności. Jagodzie zazdroszczę takiej wspaniałej gminy.
Danuśka pokazała, jak w krótkim czasie można zobaczyć tak wiele ciekawych miejsc i odwiedzić tylu miłych ludzi.
A dziś zgodnie z tytułowym hasłem ” W lecie z myślą o zimie” dokończyłam smażyć dżem brzoskwiniowy. Zdobyłam kolejne doświadczenie : brzoskwinie należy pokroić na bardzo małe kawałeczki, bo miąższ rozpada się bardzo powoli i smażenie trwa długo. No, chyba że komuś zależy właśnie na dużych kawałkach. Teraz dochodzi pod kocykiem.
Za oknem ponuro. Niebo zachmurzone. Mogłoby przynajmniej popadać.
Witajcie 🙂
U mnie świta, zdaje się, że dzisiaj będzie piękny, bezchmurny dzień. Co padało to padało, było to naprawdę potrzebne, trawa odżyła i inne chwasty też 🙂
O rany…Jerzor gotuje owsiankę a la Cichaleze na śniadanie…już któryś raz z rzędu 😯
Nie to, żeby ona była niedobra, tylko skąd taka zmiana obyczajów, zamiast jakichś tam płatków, owoców i nie wiadomo, czego jeszcze „zdrowotnego”? 😯
Podejrzewam, że to jest albo gospodarność (no, są płatki do wykorzystania!) , albo geny krakowskich centusiów 😉
lato 12
złotoczarna osa
zanurza się w czerwonożółtej gruszce
czarnobiałe jaskółki krzyżują chabrowe niebo
sommer 12
eine goldschwarze wespe
dringt in die rotgelbe birne
schwarzweisse schwalben durchkreuzen den kornblumenblauen himmel
Krystyno,rzeczywiście sporo udało nam się zobaczyć przez zaledwie 4 dni:pałace w Kórniku i Rogalinie, drewniane kościółki z Rogalinku i Uzarzewie,wiatraki i dwór w Koszutach,Poznań,Gniezno,Środę Wlkp oraz Biskupin,a z sympatycznych ciekawostek Muzeum Kolejki Wąskotorowej w Wenecji i skansen miniatur w Pobiedziskach.Odległości między tymi miejscowościami nie są duże,stąd powyższą trasę można wykonać zupełnie bez pośpiechu.Wszystkim polecam 🙂
Fotoreportaż w przygotowaniu.
A zapomniałam jeszcze Puszczykowie i :
http://www.fiedler.pl/muzeum,38.html
Dzień dobry 🙂
Wpadam, żeby zaraz wypaść, bo naród się garnie i ruch mamy wielki.
Danuśkę z Alą polecam wszystkim. Jeżeli komuś jest dobrze, będzie mu jeszcze lepiej. Jeżeli źle, zaraz poczuje, że jest po co żyć. Dziewczyny mają zaraźliwą energię, a Ala jest po prostu fantastyczna 😀 Żałujemy tylko, że tak krótko i że nie było kiedy pokazać gnieźnieńskich, zakątkowych ciekawostek.
Na czas ich wizyty Wielkopolska sprężyła się pogodowo. Dzisiaj chłodno, w domu czeka rosół 😎
Krystyno,
na to, że nasza Gmina jest naprawdę swietnym miejscem do życia, złożyło się wiele czynników. Sądzę, że pierwszym z nich byli mądrzy gospodarze. Jeden z nich potrafił powstrzymać „ambicje” mieszkańców, chcących przekształcenia gminy wiejskiej w miejską. Potrafił im wytłumaczyć, że będąc gminą wiejską mają wieksze szanse rozwojowe – inne opodatkowanie, etc..
Kolejnym jest usytuowanie przy trasie Berlin – Moskwa. A teraz jeszcze bardzo dogodny dojazd do autostrady. Dorota i Piotr mieli okazję to przetestować. Dobra lokalizacja i korzystne reguły gospodarcze przyciagnęły inwestorów. Przy czym ciekawe jest to, że na przykład zakład inwestora niemieckiego został już wykupiony przez inwestora polskiego. Przeznaczenie sporej ilości ziemi na działki budowlane ściagnęło do gminy nowotworzącą się klasę średnią z Poznania – około 20 kilometrów od centrum, dwupasmówką!
Nowi mieszkańcy wnieśli w posagu energię, standardy i aspiracje kulturowe. Co przekładało się na gotowość aktywnosci społecznej i obywatelskiej. Dla przykładu: UTW zostało praktycznie założone przez „naszą ulicę”.
W tym miesiącu mija kadencja obecnego Zarządu UTW. Ku zaskoczeniu wielu osób, stanowczo odmówiłam wejścia do nowowybieranego Zarządu. Uznałam, że zostały stworzone na tyle skuteczne mechanizmy i procedury, że spokojnie może to poprowadzic ktoś inny. to się powinno „samo kręcic”. Prezesurę objęła moja przyjaciółka/sąsiadka. Ja jestem w odwodzie gotowa do pomocy. Ale liczę na to, że nie będę potrzebna. A wtedy uznam, że udało mi się stworzyć to, czego nie udało się stworzyć żadnemu z rządów „nowej” Polski. A co jest odpowiednikiem „służb cywilnych” niezależnych od aktualnie rządzącej partii 😉
Nie ukrywam, że gdybyn zarabiała tyle ile zarabia prezes Lato, to nie kwapiłabym się do oddania prezesury. Ale ja dopłacałam do tego, co robiłam 😉
Danuśka,
przekaż proszę Alicji, że my pamiętamy o zobowiazaniach , jakie wobec niej zaciągnęliśmy, korzystając z odstąpionej nam sypialni. Pamiętamy o obietnicy pokazania jej Poznania bohaterów książek Małgorzaty Musierowiczowej. A poza tym ciągle jeszcze nie poznana jest Wielkopolska Południowa 🙂
Alicjo,
myślę, że ta owsianka Jerzora mieści się w działaniach prozdrowotnych. Lubię płatki owsiane albo wielozbożowe, lecz nie gotowane a zalane mlekiem lub jogurtem z dodatkiem owoców, np. tych czerwonożółtych gruszek.
A spore stadko jaskółek przecinało przed południem szre niebo. Najadły się i odleciały.
Nawiązując do tekstu Gospodarza – to oczywiste jak turystyka wpływa na rozwój małych miejscowości. Tak gdzie nie ma turystów panuje zastój. Odwiedziłam ostatnio kilka małych miasteczek na Warmii i Mazurach. Niektóre są bardzo zadbane, inne mniej, choć wszystkie są bardzo malownicze. Ale kupić zimną coca- colę w upalny dzień to raczej rzecz niemożliwa. Nam się to nie udało. Są sklepiki małe i większe, ale w lodówkach stoi zimne piwo, czyli to na co sa klienci. Nie ma też choć jednej miłej kawiarenki, gdzie można by zjeść ciastko i wypić w miarę przyzwoita kawę. Jest na uboczu lodziarnia, ale w takiej np. bardzo ładnej Ornecie aż prosi się o kawiarnię czy cukiernię przy zabytkowym rynku. Podobno przy wyjeździe w miasta jest hotel z restauracją, no ale ja chciałam wypić kawę przy rynku, patrząc na piękny ratusz. Nic z tego . Myślę, że wynika to z faktu, że taka kawiarnia po prostu nie zarobiłaby na siebie. Turyści przejeżdżają przez miasto tylko latem, a miejscowi nie mają pieniędzy na kawiarniane rozrywki. Mimo to warto zagladać do takich miasteczek i wsi, bo mają swoisty urok.
Krystyno,
przecież się podśmiechuję…prozdrowotny (Jerzor) to on zawsze był i jest, w przeciwieństwie do mnie, w końcu to, co naprawdę smakuje, jest szkodliwe dla zdrowia 😯
Chciałam tylko pod adresem Cichala zapodać o tej owsiance 😉
Marek 07.53
Jako staroć zgłaszam się do konserwacji. Wprawdzie daleko mi do świątka, ale co to za różnica dla fachowca?
Przyjmujesz zlecenie?
Niech mi ktoś, proszę, wytłumaczy jak krowie na rowie: dlaczego w krainach słynących z – powiedzmy – przeciwieństwa rozrzutności, to znaczy w Pyrlandii i w Szkocji spotkałam największe na świecie porcje na talerzach???
I dodajmy, ze w obu przypadkach jedzonko znakomite… Te czopsy z jagnięcia na Hebrydach, mamuńciu! Albo perliczka z pyzami i modrą kapustą wiadomo gdzie…
Nisiu – to proste. Jednym z pierwszych przysłów, jakie poznaje dzieciak w Pyrlandii jest: „Co nie dasz piekarzowi, musisz dać lekarzowi” – co oznacza w skrócie, że na jedzeniu oszczędzać się nie opłaca. Inną sprawą jest przekonanie, że jedzenia nie można marnować – wykorzystane musi być wszystko, co w domu, ogrodzie itp Kiepskie gotowanie też uchodzi za marnotrawstwo. Z drugiej strony goście najczęściej dostają to samo, co i tak jedliby gospodarze, tylko staranniej podane. Nie ma zasady „zastaw się…”
Potwierdzam… kotlet z jagnięciny był jak dłoń drwala, na kotlecie haggies, sałaty wielkie talerze, sosiki…
https://picasaweb.google.com/115054190595906771868/KulinariaDarMOdziezy#5699092994997686706
Idę do kuchni!
A propos wytłumaczenia…na jedzeniu się nie oszczędza?
Łajza minęli z Pyrą – mnie zajęło trochę czasu, bo szukałam stosownych zdjęć. Ale prawda – na jedzeniu sie nie oszczędza, a kiepskie gotowanie to marnowanie.
Alicja – tzn nie opłaca się jeść byle czego, zrobionego byle jak, kupować jedzenia ostatniej kategorii dla zaoszczędzenia paru groszy, bo leczenie bywa dużo droższe. Nie mówi się tego oczywiście w kontekście sytuacji przymusowej, jakiejś nędzy zupełnej, tylko spraw codziennych.
Dalej nie mam internetu. Dzisiaj święto i ksiądz proboszcz handlowania zabronili. Siedzę w „Okocimiu” (przy okocimskim) na Deptaku Bogusława. To takie sympatyczne corso w Szczecinie.
Alicjo! Się cieszę kiedy młodzież bierze dobre od dziadka Cichala. A owsianka to samo dobre!
Pyro. Pytasz jaka nalewka, hmmm. Kiedyś chciałem podziękować za przysługę pewnemu gaździe z Murzasichla. Pytam, panie Jasiek, wino czy wódka? I piwo tyz, odpowiedział gazda!
I popatrz, Cichalu, jaka ta Pyra inteligentna – aliuzju paniała.
Czytam literaturę o Wielkopolsce,w którą na drogę wyposażyła mnie Haneczka.Wyszło na to,że w Pyrlandii można spędzić,co najmniej cały miesiąc na zwiedzaniu,
a i tak człowiek wszystkiego nie zobaczy.
A teraz zagadka,bo dzisiaj środa konkursowa 🙂
Kto lub co nosi te piękne imiona :
Augusta,Bellinda,Colette,Ewelina,Nicola,Roksana,
Rumba,Viviana,Zuzanna ?
Nagrodą,jak sądzę,powinno być zaproszenie do poznańskiego „Pyra Baru” 😉
Pyro.Jaka tam znowu aluzja. Sprawozdawam z życia…
Dzień dobry, 🙂
Na Roztoczu opady ciągłe od trzech dni. 50 l/ m2/dobę
Na szczęście w restauracjach pełna karta win:
” Wino białe wytrawne 6 zł
Wino białe półsłodkie 6 zł
Wino białe słodkie 6 zł
Martini 7 zł
Wino czerwone wytrawne 6 zł
Wino czerwone półsłodkie 6 zł
Wino czerwone słodkie 6 zł”
Danuśka, a nie są to kobyłki???
Alicja, wymięszałaś! To co jadłyśmy w Greenock, to był stek sirloin, jagnięcinę dawali na Hebrydach! Już tam nie dotarłaś. A żałuj, chłe, chłe…
Pyro, znam jeszcze takie powiedzątko: niech się brzuch rozpruje, a dar boży niech się nie zmarnuje…
Z tym stekiem to zresztą było śmiesznie, bo nie znałam wtedy pojęcia sirloin, a że byłyśmy nastawione na regionalne szkockie żarcie, wydało mi się, że to jakaś ichnia specjalność, zwłaszcza że figurował w towarzystwie haggisa. Kiedy wróciłam, sprawdziłam w źródłach naukowych i okazało się, że…
http://pl.foodlexicon.org/s0000430.php
Tak więc on po prostu MUSIAŁ być wielgachny…
Co nie zmienia faktu, ze wszystkiego było dużo. I smaczne.
Nisiu – te tam „dziewczątka” to mogą być pyrowe odmiany.
Irku – ta „karta win” jako żywo przypomina sklepy spożywcze PRL, gdzie sprzedawano dwa sery – biały i żółty.
Pyro, od dziś masz u mnie na drugie Belinda!!!
Pyra wygrała,gratulacje !
Wiadomo,bo kto w końcu ma znać się na pyrach 🙂
To są odmiany ziemniaków.Producent tych różnych kartofelków-firma „Europlant”była obecna na Festiwalu Smaku,jaki odbywał się w Poznaniu w ostatni weekend.
Pyro-podczas mojej następnej podróży do Poznania zapraszam Cię do „Pyra Baru” 😀
Pyro,
w sklepach PRL było tak: / autor A. Mleczko/
– pół litra proszę;
– to samo;
– dwa razy;
– jeszcze dwa razy;
– 20 dkg sera;
– panowie, spokój, trzeba uszanować cudzoziemców”
Właśnie pomyślałam, jak właściciel tej Irkowej knajpki mądrze uśrednił ceny – wszystko, jak leci ok 42 złote za butelkę, tylko Martini wycenił w granicach 50 złotych. Niezłe przebicie przy popularnych winach bułgarskich, włoskich i tańszych winach słowackich.
Bellinda,proszę :
„Łączy w sobie doskonały smak z wysokim plonem
Ze względu na szybki przyrost bulw i stabilną jakość miąższu wcześnie osiąga przydatność handlową.
-doskonały sałatkowy smak
-żółty miąższ
-dobre przechowywanie
-zalecana do pakowania „
Danuśko, a ja szukam mączystych, rozsypujących się, dobrych na frytki, placki i do odsmażania… kolor obojętny.
Masz takie?
Niiu – w wolnej Polsce ziemniaki zmieniły płeć. Swego czasu kupowałam „leniny” i „anzelmy”.
No i patrz: Lenin w plasterkach, odsmażany – całkiem apetycznie brzmi.
Albo puree z Lenina.
… jak się zwał – tak się zwał, dobre było, ale jagnięcinę też gdzieś jadłam w tamtej podróży, tylko nie pamietam, gdzie.
Pamięć mam dobrą – krótką 😉
Faktem jest, że nie dałyśmy rady temu na talerzach 🙄
U nas znowu guronco i słonecznie, no i parówa 🙁
Komu zbędne celsjusze, koooomu?
Haneczka dobrze gotuje, ale specjalnie smakowały mi u niej ziemniaki; nawet mi kiedyś specjalnie kupiła i do Poznania przywiozła. Takie chłopi u niej przywożą na targ. Są to odmiany „kartofle” ew. „ziemniaki” i smakują, jak kiedyś pyry miały obowiązek smakować. W sklepach ich nie uświadczyć – nie wiadomo dlaczego, a Nisia nie musiałaby nam tłumaczyć, czego szuka.
To nie byly „leniny”, to byly „Lenino”
Nisiu, poluj na tego:
http://fr.wikipedia.org/wiki/Bintje
holenderskie zdrobnienie od Benedykta, pytaj po prostu o Benka, cala Belgia robi z tego frytki i pureé, do salat niechetnie,
jeszce dwa dni i spadam na Ocean, meczyc makrele i inne uklejki,
pozdrawiam
Nisiu,
na placki,puree,frytki typ C mączysty i tu pięć odmian: Lady Florina,Cekin,Tajfun,Bondeville,Czapla. Charakteryzują się podwyższoną zawartością skrobi.
Ale gdzie kupić tego nie wiem 🙁
Europlant sprzedaje tylko sadzeniaki w opakowaniach
5kg lub 1 tonowych !
https://picasaweb.google.com/115054190595906771868/Portugalia2012#5776223570459449362
O tu:
http://www.kfd.pl/ziemniak-82469.html
sporo o ziemniakach i co to jest typ C 🙂
Dzęki Nemo już prawie za rok uczczę urodziny A cappelli wyborną szarlotką lub calvadosem. Czas pokaże czym. Z tą skrobią to potwarz, a z Belgią święta prawda 🙂
Ryby śpiewają na Uklejce – pamiętam, pamiętam.
sto lat sto lat
Frytki, ktoS powiedział? Najlepszy przepis na frytki podała kilka lat temu Helena – wg.Chestona Blumenthala, jeśli się nie mylę.
To wymaga trochę roboty, mrożenia, smażenia, znowu i znowu mrożenia, ale frytki tak zrobione są PYSZNE! I to jest mniej więcej zgodne z tematem „W lecie z myślą o zimie” – bo komu chciałoby się smażyć frytki latem!
Frytki wg. Heleny robię zimą, kiedy jest wielki mróz – wystawiam tacę z usmażonymi lekuchno frytkami (minuta-dwie) na zewnątrz, mrożą się szybko, znowu smażę, wystawiam…i tak ze trzy razy!
To są pyszne frytki. Dodam, że w Grecji ( nie wszędzie, ale…)frytki posypuje się suszonym oregano, bardzo mi to smakowało.
Poza tym…frytki są niezdrowe!!! 😉
Ale kto by się tym przejmował, przecież nie jemy ich codziennie.
Tajemnica długowieczności – frytki i salsa. Tajemnico – przepraszam za zdradę, wymknęłaś mi się jak ceramiczny nóż w hucie żelaznej rudy.
Tajemnica długowieczności – frytki i salsa. Tajemnico – przepraszam za zdradę, wymknęłaś mi się jak ceramiczny nóż w hucie żelaznej rudy. Typ C mógłby się nazywać Camporosso, w skrócie rossa.
Miodzio – może one i były Lenino, ale sprzedawczynie reagowały na „leniny” – z małej literki pisane.
Wyciągnęłam sobie z półki Kadena Bandrowskiego „Generał Barcz” i po raz kolejny stwierdzam, że jeden, jedyny Kaden miał taką odwagę przejechać się po wojnie, „odzyskiwaczach”, elicie i armii jako takiej. To by już w żadnym wypadku nie przeszło po II wojnie. Nie tylko w Polsce, ale zgoła nigdzie. Mimo całej fali literatury rozliczeniowej. Przecież w ćwierć wieku po wojnie biedna Pyra musiała uparcie tłumaczyć gen.Zychowi, że „”Król Ubu” wystawiony w Teatrze Polskim, naprawdę nie wymaga interwencji Dowództwa za szyderstwo z munduru. Ciężko było.
Dzien dobry Wszystkim,
Ja tez mam dzisiaj swieto – odbieram pracowite, zwariowane weekendy, chociaz godzinowo i tak jestem stratny ze ho, ho. Panuje tu jedna regula – im kto ma wiecej pieniedzy, tym niechetniej placi. Od tej reguly nie ma wyjatkow, lub sa bardzo rzadkie. Wszystko trzeba wyrywac jak psu z gardla, jak sie kiedys mawialo. Ale nic, najwazniejsze, ze do konca sezonu jeszcze tylko 2 tygodnie.
Przez te dni duzo fajnych i bliskich mi tematow przmknelo mimo, np. grillowanie – uwielbiam, grilluje caly rok, niezaleznie od pogody, nawet bardzo lubie grillowanie w zimie. Uznaje tylko tradycyjny wegiel, zadne wynalazki typu grill gazowy lub elektryczny. Nie i koniec. Ja musze czuc zapach dymu, z jaskiniowca mi to zostalo.
Przy okazji musze sie znowu pochwalic – zarobilem pierwsze pieniadze kucharzac, a wlasciwie grillujac! A bylo tak: obiad – przyjecie na 22 osoby, swietna kucharka, obsluga, kelnerki, pomywaczki itd. Dzwoni do mnie kucharka -„przyjdz do kuchni, najszybciej jak mozesz, please, please, please!” Ide. Kucharka jest mloda, wysoka, urodziwa i urokliwa dziewczyna z malym, figlarnym tatuazem na szyji i pieknym usmiechem. Roztopicielka kazdego faceta.
– Sluchaj, mowi, obiad ma byc niedlugo gotowy, a ja jestem bardzo spozniona, nie zdaze. Oni mnie wyrzuca, a ja jestem tak zakochana, ze nie wiem, co robie. Ja tylko o nim mysle! Czy mozesz przygotowac mieso na grillu, please, please, please!?
Chyba nie bylbym soba, gdybym takiego argumentu nie zrozumial, nie mogla podac lepszego. Za minute ogromny gazowy grill juz sie grzal, a ja zapomnialem, ze w kucharzeniu moje doswiadczenie jest skromne niezwykle, bliskie zeru.
Mieso to tzw. brisk steak – bardzo dlugie, niezbyt grube kawalki swietnej wolowiny. Polewam wszystko czym sie da, znalezionymi sosami, kucharka podsuwa mi cos swojego, co sama przygotowala. Za kilka minut zapach traktowanego ogniem miesa rozszedl sie po okolicy, zapach, ktorego sie nie zapomina. Kilka chwil na kazda strone, pozniej znowu powrot i znowu. Mieso przybiera smakowita barwe, jest prawie gotowe. Po przekrojeniu nozem widac barwe, soczystosc. Bylo tego duzo – na 22 osoby plus my. Ale mi to wyszlo! Nie moglem uwierzyc! Kucharka cala dziekujaca, pochwaly gosci, nawet to bylo mile.
Ciesze sie, ze przeslane przeze mnie drobiazgi sa juz w Zabich Blotach, moze pomoga mi spelnic moje zyczenie, zebym chociaz w ten sposob byl z Wami na Zjezdzie.
PS przepraszam, ze tak nagle wtracilem cos, co juz przeszlo, ale Nowy jest rowniez od odnawiania starych tematow. 🙂
Sławuś, za takie rady dam Ci w ucho przy najbliższym spotkaniu!!!
Belgijskie frytki śnią mi się po nocach (żarłam w Antwerpii jak maszyna w ilościach przemysłowych), ale gdzie ja tego Benka dostanę, gdzie???
Danusiu, Twoje rady prawie równie praktyczne jak Sławka. W sklepach nie mają pojęcia, co to jest typ C (już kiedyś przerobiłam tę lekcję). Ostatnio – o cudzie, pojawiły się nazwy odmian na woreczkach, ale czy to B czy D, to już ani-ani. I guzik mnie obchodzi czy taka Gracja albo Denar są wczesne czy późne. Ja chcę wiedzieć, czy mają dużo skrobi, czy mało!
Swoją drogą, Pyro – nic nie mówiłaś…
http://pl.wikipedia.org/w/index.php?title=Plik:Pyra_Monument_Poznan.jpg&filetimestamp=20100318172838
Sławuś, a może zresztą nie dam Ci w ucho… To z powodu soli z St Malo… właśnie jej używam (szkoda że nie do posypania frytek z Benka).
Jak to fajnie, żeście tam zajechali!
Przed chwilą zrobiłam zakupy na kolejny tydzień. Oczywiście, nie ruszając się z miejsca. Jutro piękny młodzian przywlecze mi te wszystkie wody mineralne, słoje i flaszki, i inne ciężary.
Hehe, ależ mi się to podoba!!!
*H
…a nie Chester 🙄
Nowy,
Ty udajesz, że nie potrafisz gotować i krygujesz się, a my z Cichalami z autopsji wiemy lepiej 😉
POTRAFISZ!
Sprzedawczynie mej młodości na nic nie reagowały. Może także były zakochane, ale gdyby gdyby tak do zieleniarni wpadli Lenin z Kadenem, po listki, co wtedy?
Nowy – Gryluj i wydzieraj 🙂
Nisiu – toż wystarczy na mnie raz spojrzeć, a już wiadomo, żem kobieta MONUMENTALNA. Nie chwaląc się też, jak Alicja robię czasem belgijskie frytki królewskie wg przepisu Heleny. Tylko u mnie bez mrozu – bo skąd?- muszę tacki upychać w zamrażalniku. Roboty od metra, ale 2 osoby napchać można. Na więcej osób nie zrobię, nie mam warunków. Ależ to smaczne!
Pyro, potwierdzam, potwierdzam! Puchate w środku, chrupiace z wierzchu, a w ogóle to znakomite!
Też mogłabym do zamrażalnika, ale żeby nie robić za często, wymyśliłam, że jak są mrozy ok.-15C albo niżej.
A, podobno frytki są niezdrowe, bardzo, bardzo! Powtórzę za tym, co pilnuje zdrowotności, a potem wtrzącha, co się da 🙄
(wszystko, co pyszne, jest niezdrowe!)
Placku 🙂
Alicjo, kiedy fruniecie do Kraju, pewnie juz nadawalas, ale mi umknelo.
Cichale – Wam to dobrze! Czy bedziecie w Warszawie? Jesli tak, to dajcie znac.
Usciski dla Ewy, juz zbieram winko na Wasze i Jerzorow jesienno-zimowe odwiedziny, bo wierze, ze to nastapi.
Ja niestety lubię wszystko, co niezdrowe. Smalec ze skwarkami przede wszystkim, tym się zajadałam w dzieciństwie i wczesnej młodości, chleb ze śmietaną (najwyższej próby, czyli tłustości, masło prawie) i z cukrem.
To drugie mi już dawno odeszło (słodkie), ale chleb ze smalcem z „Bałtyku” jak najbardziej, boczek i te rzeczy. Jajka ze cztery na śniadanie – a co!
Czasem tak mam – i słucham, czego domaga się mój żołądek. Od razu dorzucam, że lecąc za Ocean mam kapkę inaczej, bo żołądek wymaga chwilę czasu na przystosowanie się do nowych pór jedzenia i w ogóle, trzeba dać trochę czasu.
Kaowiec dyżurny w ramach obowiązków
http://youtu.be/SwSs8RWp4Bo
Nie wiem co się stało z Kocimiętką, przecież to za wcześnie na formę zimowego uśpienia. 😉
Nowy,
28.08 lecimy, wracamy 17 września.
Cichaly w Polsce będą – ale co Ty na rejs z Kpt.Markiem po jez.Ontario i zakończenie sezonu żeglarskiego? Druga połowa września wskazana jak najbardziej, ewentualnie początek października…i nasze 30 lat w Kanadzie!
Przemyśl to, czasu jest sporo.
I idziemy za ciosem
http://youtu.be/TNdy0ea6gc4
Alicjo,
Tylko termin do uzgodnienia. Zapisuj mnie na wstepna liste uczestnikow.
Dobry wieczór Blogu!
Łyska się i pogrzmiewa, trochę nawet popadało i to akuratnie o 21, jak zapowiadali w radiu 😯 Zdążyłam wysuszyć na dworze 6 ładunków pralki, gorąco było nawet w cieniu (+33), a w Bazylei nawet ponoć +35, ale to jeszcze nic, bo na weekend ma być +38 😯
Placku,
jak na calvadosa albo szarlotkę, to dokładam 😉
Nemo – dięki Irkowi i jego trawce, wyszła mi świetna żubrówka – sok z tyh jabłek znakomicie by uzupełnił szklanki. Lód jest, żubrówka jest – soku nie ma.
Muszę wymienić klawiaturę, część liter nie odbija; kiedy się zagapię i nie powtórzę litery – mam rezultat jak wyżej.
Nemo,
a skoro jestes tak skrupulatna, to lyskalo sie kresowiakom.W poprawnej polszczyznie sie „blyska”.
Moje kartofle nazywają się Agata, Stella, Charlotte etc. Bintje nie uprawia się w ogrodach, bo nie udają się bez wielkiego chemicznego wsparcia, takie wrażliwe na wszelkie zarazy 🙁
Dziś wykopałam Lady Felicję i Cherie (czerwone) Przy okazji wysłałam na tamten świat co najmniej tuzin pędraków. Niektóre bulwy wyżarte są od środka jak wydmuszki 🙄
Pyro,
Przed wyjazdem na Roztocze zrobiłem żubrokosy i zlałem. Przywiozę na zjazd.
Miodziu,
u mnie się łyska.
„Łyska się, a nie grzmi. To małanka ariechi pali. Na leszczynę nie liczcie w tym roku…”
Znasz tę sztukę?
Mojemu znajomemu kresowiakowi też łyska
„Chodzi mi o to, aby język giętki
Powiedział wszystko, co pomyśli głowa:
A czasem był jak piorun jasny, prędki,
A czasem smutny jako pieśń stepowa,
A czasem jako skarga nimfy miętki,
A czasem piękny jak aniołów mowa…
Aby przeleciał wszystko ducha skrzydłem.
Strofa być winna taktem, nie wędzidłem.
Z niej wszystko dobyć, zamglić ją tęsknotą,
Potem z niej łyskać błyskawicą cichą…”
Cherie przed kolacją
Nemo – apetyczne w złotych kropelkach oliwy. Nie mam takich ziemniaków….
Pyro,
ja też mam je dopiero pierwszy raz. W sklepach takich nie ma. Najlepiej smakują wła.nie tak upieczone ze skórką.
Mam także Blaue (niebieskie) z St. Gallen, ale te są późniejsze, jeszcze mają zielone łodygi. Jak wykopię, to pokażę.
i do tego narodowo, z rozmarynem, ale w koncu to swieto, wiec, nie dosc, ze ladnie, to jeszcze wyszlo hurra!
plus amarantowo 🙂
smaczne musialo byc
Sławku, 😀
no, musiało, nie miało wyboru 😉
Idę spać, bo jestem na nogach od 5:45, a moi goście już dawno w domu, 1200 km w niecałych 13 h 😯
Dobranoc!
A wiecie, polskie amaranty mają zupełnie trywialną historię. W założeniu to miała być czerwień, ale sukna mundurowe w XIX w tkano i farbowano na Kielecczyźnie, a tam woda żelazista i z czerwieni wyszedł amarant. Potem wszyscy przywykli, potem pokochali, a potem doszli do wniosku, że tak miało być. Nie miało, ale wyszło.
Cóż mogę tu jeszcze o kartoflach dodać.
U nas niezmienną popularnością cieszy się gatunek linda. Parę lat temu jakieś konsorcjum ogłosiło, że wycofuje ten gatunek z rynku, a to z prostej tej przyczyny, że jest właścicielem patentu na niego. To parę lat temu już było, gdy temat tego rodzaju patentów nie był jeszcze powszechnie znany. Okazało się, że prawdziwi producenci, tzn. rolnicy nie mogą go po wyznaczonym terminie uprawiać, nawet gdyby chcieli – a chcieli, bo produkt szedł dobrze. Na obecną chwilę stanęło na tym, że właściciel patentu odpuścił i na razie można jeszcze dalej.
Linda to nie kartofel jakiego szuka Nisia. Sam mam problemy znaleźć takich kartofli gdy chcę – a nie potrzebuję często. A moje zapotrzebowanie na frytki zaspokajam poza domem. Z doświadczenia z wnuczką Laurą wiem, że najlepsze frytki ma Mc´Donalds. Chyba dla tego, że ruch wielki i olej częściej zmieniany, i towar świeższy.
Nb, gdzieś tam się pętała frytownica po piwnicy – zabrać z sobą na Błota?
Chyba nie, Pepe. Zrobić frytki na 20 osób? Wszyscy jedzą potrawy z chlebem i są zawsze pierogi odsmażane. Kto się będzie bawił z frytkami?
Kobiety Lodowe, tych frytek wcale nie trzeba zamrażać. Wystarczy, ze porządnie ostygną. Robiłam. Efekt doskonały.
Ktoś, kto pojedzie lasami mógłby kupić 2 pudełka kurek, yo ugotuję gar tej znakomitej zupy a’la flaczki. Nie każdemu kurki szkodzą, a gorąca, aromatyczna zupa w misce, czy kubku może być kolejną atrakcją.
Nisiu – jesienią wypróbuję Twój sposób/
To już sobie pójdę poleżeć na dowolnie wybranym boku – dobranoc.
Nisiu,
nie trzeba, ale ja Ci gwaratnuję, że jest różniaca między a między 🙂
Prawie przeoczyliśmy, ale dzisiaj u mnie jest jeszcze dzisiaj…
Gdyby dożyła, toby miała dzisiaj 100 lat!
http://pl.wikipedia.org/wiki/Julia_Child
ZDROWIE Julii!
No dobra…jest w zaświatach, ale ucieszy się!
„Nawet psy w Camporosso znajdą przyjazne miejsce”
– Mój beagle na pewno by się ucieszył… Nie odchodzi od miski dopóki nie zje wszystkiego, razem z zapachem po jedzeniu 🙂
Odmiana „Lenino” jest bardzo późna i ma potężne łęty. Jak nie używano tyle chemii do defoliacji, to przed wykopkami trzeba było te łęty skosić.
Najlepsze jadalne ziemniaki, już od lat nie uprawiane, to były „Almy”. Długie spłaszczone bulwy, biały miąsz.
Odmiany wycofuje się z hodowli nie tylko zpowodu patentu, ale ze względu na choroby. Nowy może więcej na ten temat 😀 , bo to jego działka 😀
Mam cos około doby hotelowej przerwy miedzy gośćmi. Pojechała Mała Ala z bratem i rodzicami a jutro zjeżdża mój brat, bratowa i bratowej siostra. Pojutrze mam odebrać cichala w Świdwinie.
Strasznie miłe te pobyty gości, bo taki czas relaksowy, goście zrelaksowani i to się i mi udziela.
Wczorajszy tort na Jadzi urodzinki wyszedł mi kompletnie niechcący. Miał być biszkoptowo bezowy, ale beza była zamówiona ciągnaca się, a wyszła krucha! Jadzia koniecznie chciała taki sam tort jaki miała Dagny. Dorotol miała pomysl na tort i ja miałam zrobić placek bezowy, ale miał byc miękki w środku. Oczywiście za robienie go zabrałam się zwyczajowo w okolicach północy, bo to już w chałupie spokój, po kuchni nikt sie nie kręci. Dorotol zakupiła ingrediencje do tortu, ale zapomniała o jajkach i cukrze. Bylo juz za późno nawet na zakupy w nocnych sklepach, w Połczynie teraz zamykaja sie przed północą. Znalazłam trochę białek w lodówce i parę jajek, ale cukru było jak na lekarstwo. W koncu zrobiłam syrop z cukru i syropu klonowego. Masa na bezy wyszła piękna, brązowa. Wsadziłam ją w dwie totownice i suszyłam bez konca w piekarniku. Za nic nie chciała schnąć, nie było twardej skorupki. Rano się poddałam i dałam dorotolowi miękkie placki bezowe (oksymoron). Ona stwierdziła, ze właśnie o cos takiego jej chodziło. Poprzekładała placki biszkoptowe i te miękkie bezowe masą śmietankowo-mascarpone, i surowymi malinami, i w koncu wyszedł jej bardzo smaczny tort, tylko bardzo słodki. Teraz moja wnuczka właśnie taki sobie zamarzyła.
Syropu klonowego miałam już bardzo mało, kupiłam więc brązowy cukier licząc, że porządne bezy wymagają cukru najwyższej jakości, więc może wyjdą znowu gumiaste. Niestety, ubiłam pianę, zaparzyłam syropem, wstawiłam do piekarnika i prawie natychmiast miałam twardą skorupkę, a nieco później suchy kompletnie twardy placek. W koncu zlepiłam tort ? na dole i na górze placki biszkoptowe, w środku dwie warstwy bezowe, całość zlepiona masą z pół kilograma mascarpone z połową litra ubitej śmietanki z małym dodatkiem zagęstnika i każda warstwa posypana malinami. Tej masy starczyło tylko na przełożenie, do posmarowania wierzchu i boków ubiłam jeszcze pół litra śmietanki, bez cukru. Boki obsypałam słodką tartą bułką z kakaem (?) a wierzch posypałam różnokolorową galaretką. Dziecko na widok tortu szczerze stwierdziło, ze miał być inny, ale świeczki dmuchało.
Natomiast w smaku był naprawdę dobry, bezy wyszły kruchutkie, w połączeniu z niesłodką masą i malinami – to było to! Goście szybko się z nim uporali.
Ale się pochwaliłam!
BRA!
P.S. Inka mi wyjasniła, że wszelkie wypieki robione z fruktozą zamiast sacharozy (=glukoza + fruktoza) sa lekko gumiaste.
O szóstej mam nakarmić konie, więc chyba jeszcze nieco podrzemię, bo już mi się nic nie chce, pranie się wyprało i wysuszyło, jeszcze tylko jedna porcja do suszenia i można ścielić od nowa.
Pepe, frytkownicy jeszcze nie mamy
dzień dobry …
Danuśka jak błyskawica przemknęłaś z Alą przez krainę pyr .. no i podziwiam ile smacznych straw było … 🙂
podobno od dziś ma być cieplej i niech tak się stanie …
Dzień dobry,
rozpadało się. Rozpadało się, bo wczoraj podlewałem. Niech tam!
Pyro, jak przywiozę frytkownicę to nie po to, aby zaraz obierać kartofle na 20 osób i robić frytki. Jak znajdę to załaduję i przywiozę, by oddać w dobre ręce.
Nam to niepotrzebne.
Idę na strych.