Jestem szefem, bo mam nóż
Nóż w kuchni to bardzo ważne narzędzie. Chwaliłem się w ubiegłym roku świetnymi nożami firmy Fiskars, które mi służą z wielkim pożytkiem nadal. Potem dostałem w prezencie od stacji Kuchnia Plus nóż firmowany przez wybitnego francuskiego kucharza Paula Bocuse. Cudownie wyważony, przylegający do ręki i oczywiście ostry jak brzytwa. Teraz dostałem ten nóż:
To prezent od kucharskiego teamu Pascal Brodnicki i Karol Okrasa, którzy w atrakcyjny i zabawny sposób reklamują i mój ulubiony sklep czyli Lidla. Ten nóż (też Fiskars) to najwyższa jakość i najnowsza technika. Jest tak ostry, że mógłbym się nim ogolić (gdybym się golił oczywiście). I podobno nigdy nie będę go musiał ostrzyć. Wygląda na to, że to prawda. A kroi się nim zanim jeszcze mocniej dotknie się czy to mięsa, czy to chleba, czy miękkiego ciasta. Słowem radość dla każdego kucharza. A ja mając takie noże i od takich darczyńców poczułem się wreszcie szefem kuchni w naszym domu. Przy okazji szperania w internecie historyjek o nożach znalazłem bardzo ciekawy tekst zamieszczony w witrynie Muzeum w Wilanowie a napisany przez Joannę Paprocką-Gajek. Jest to artykuł o sztućcach. Tak ciekawy, że postanowiłem fragmenty tu przytoczyć: „Nóż stołowy wykształcił się dopiero w II poł. XVII w., chociaż jako narzędzie czy broń towarzyszył człowiekowi od czasów prehistorycznych. Początkowo był to kamień o ostrej krawędzi, następnie nóż myśliwski niezbędny człowiekowi podczas dzielenia zwierzyny i spożywania posiłków. Miał mocny uchwyt oraz ostro zakończony brzeszczot, na który nabijano porcje mięsa i wkładano je do ust. W nożach przeznaczonych wyłącznie do spożywania posiłków stalowe, niekiedy srebrne brzeszczoty noży oprawiano w dekoracyjne trzonki wykonane z metalu, drewna, kości słoniowej, kryształu górskiego, a nawet z korala i drogich kamieni. W roku 1669 Ludwik XIV zabronił używania przy stole ostro zakończonych noży, jako zbyt niebezpiecznych dla współbiesiadników. Nowy typ noża otrzymał więc tępo, na okrągło zakończony brzeszczot, wygięty lekko do tyłu, aby ułatwić wkładanie porcji jedzenia do ust, bez zbytniego wykrzywiania nadgarstka, a wąski brzeszczot noża poszerzono. (…)Unikalnym przykładem sztućców, a raczej ich oprawy z okresu średniowiecza jest pochodzący z XIII wieku zestaw Błogosławionej Kingi. Należy do niego łyżka wykonana z krwawnika, ametystowy trzonek do widelca (oba sztućce oprawione w złoto) oraz trzonek do noża z kości słoniowej zakończony mitologiczną postacią Centaura i skuwką, na której widnieje gotycki napis: Ave Maria gratia plena (Zdrowaś Mario, łaskiś pełna). Dekoracyjność tych przedmiotów wzmacniało łączenie czerpaka z trzonkiem, w formie płytki z przedstawieniami apostołów, rycerzy, a niekiedy herbów lub puttów. Na stołach w najbogatszych domach używano łyżek srebrnych, niekiedy złotych lub złoconych, dekorowanych masą perłową itp. Stanowiły one wyposażenie prywatne bogatego człowieka, oznakę osiągniętego dobrobytu, efektowną ozdobę stołu, a oprócz tego doskonałą lokatę kapitału. Łyżki wraz z nożami noszono ze sobą, w cholewie lub w specjalnych futerałach u pasa, ponieważ nawet w najbogatszych domach nie podawano ich do stołów. Co najmniej do XVI w. zestawu sztućców w dzisiejszym rozumieniu nie traktowano jako całość, na co wskazują nawet formy językowe. W języku angielskim flatware – to „płaskie” przybory stołowe (widelec, łyżka). Odrębnie są wyróżniane cutlery jako narzędzia posiadające krawędź tnącą. Nazwa sztućce pochodzi z języka włoskiego – stuccio. Oznacza ona zespół przyborów służących do nakładania i spożywania posiłków. W nazewnictwie polskim od średniowiecza określenie to było używane w odniesieniu do kompletu noży myśliwskich przeznaczonych do oprawiania zwierzyny bezpośrednio po jej ubiciu. Z końcem XVIII wieku w Polsce terminem sztućce określano zestaw łyżki i widelca. W ciągu XVIII w. zmienia się stopniowo wyposażenie stołu w sztućce. Zaopatrzenie domu w zastawę stołową w warstwach zamożnych i średniozamożnych stanowiło coraz dobitniej świadectwo osiągniętego standardu życiowego, a także wykładnik prestiżu oraz zamożności. Na przestrzeni XVIII w. zakończył się proces kształtowania się zasad oraz funkcji, kształtów i wielkości nakryć stołowych. Później zmieniają się nieznacznie w szczegółach. Natomiast w XIX wieku następuje wyraźne, niekiedy doprowadzone do granic absurdu rozmnożenie i wyspecjalizowanie asortymentu sztućców. Przedmioty różnią się od siebie nieznacznie, ale każdemu z nich jest przypisane inne przeznaczenie (np. łyżeczki ? jest ich kilkanaście rodzajów – do herbaty, jajek, lodów, do deserów, kompotu, cukru itd.). W praktyce trudno było zgromadzić wszystkie rodzaje nakryć. Nie sposób było również posiadać tak liczny asortyment ze względu na znaczny jego koszt. Niejednokrotnie zatem poszczególnych sztućców, jeżeli tylko było to możliwe, używano wymiennie. Ich nadmiar już w końcu XIX w. został poddany krytyce. L. Ćwierczakiewiczowa – wyrocznia w tych sprawach – pisała, że zastawa stołowa nie powinna być pozbawiona przyborów, ale i nadmiar ich psuje harmonię ogólną.
Komentarze
W Polsce pewnie już się zabrzeżdżyło. Nie ma to jak śniadanie z nożem.
Dzień dobry.
Reprezentacyjne zestawy sztućców zamożnego domu angielskiego z XIX w – to jest coś, co się może przyśnić – w charakterze nocnego koszmaru, jeśli trzeba je czyścić, polerować, zawinąć w sukno i schować. Minimum na 24 osoby (dwa tuziny) do zup, mięs i ryb, z podgrzewaczami do łyżek, z „karuzelami” do jajek gotowanych, z koziołkami do odkładania używanych przyborów, a do tego sztućce środka stołu do serwowania i dzielenia tego, co na półmiskach. Biorąc pod uwagę fatalną opinię kuchni angielskiej ( niezupełnie słuszną) wydaje się,że Anglicy większą wagę przywiązywali do tego, co na stole, niż do tego, co w wazach i na półmiskach.
Dzień dobry,
noże: http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/72015/c7c10774f9ccedd42dd69b0488bc6f42/
Sztućce: http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/122799/b2878488341233ce7783223b4a1ea3c7/
Do Placka uśmiecham się wirtualnie, ale mile. 🙂
Asiu,
pamiętam z głębokiego dzieciństwa pana z taką maszyną do ostrzenia noży i nożyczek. Z pobliskich domów schodziły się dzieci wysyłane przez mamy.
Słyszałam wypowiedź jakiegoś specjalisty od spraw kuchennych, że dobry nóż nie może kosztować mniej niż 200 zł. Zgadzam się z tą opinią, choć nie posiadam takiego sprzętu. Ale z kolei z moimi tępiacymi się często nożami i ostrzonymi w domu osełką czuję się bardziej bezpieczna . 😉
Czy ktoś ma zamiar przywieźć na zjazd trochę pasztetu ? Nie chcę robić nikomu konkurencji, ale jeśli nie ma chętnych, ja mogę przywieźć trochę swojego do spróbowania. Oprócz keksa rzecz jasna.
Dziś, jeśli nie będzie padało, a na to się zanosi, chcemy wybrać się do lasu. Na rynku jest dużo kurek, inne grzyby pojawiają się z rzadka. Wolałabym te inne, ale mogą być i kurki. A pooddychać leśnym powietrzem też przyjemnie.
Używam już od jakiegoś czasu noża ceramicznego,który zresztą darzę sporą sympatią 🙂 Te noże podobno się nie tępią,ale odnoszę jakieś dziwne wrażenie,że kroił lepiej na początku swojej kariery w naszej kuchni.Ale to może niektóre jarzyny mają w dzisiejszych czasach co raz twardsze skórki 😉
Witaj Beato !
Syn kucharz w rodzinie? To dopiero fart 😀 Gratuluję !
Krystyno-też pamiętam to ostrzeżenie noży na podwórkach 🙂
Z dwójki wymienionych przez Gospodarza znanych kucharzy zdecydowanie wolę Karola Okrasę. W programach, w których występuje, zawsze ważniejsze są przygotowywane potrawy niż on sam. Nigdy nie popisuje się, bo i bez tego widać jego profesjonalizm. Często powołuje się na przepisy swojej babci. W reklamie Lidla został siłą rzeczy wspisany w określoną konwencję, ale to mu nie zaszkodzi. Natomiast jeśli chodzi o Pascala Brodnickiego, to odnoszę wrażenie, że głównym jego wyróżnikiem jest silny francuski akcent i także silna żywiołowość, dla mnie trochę irytująca.
Do noży mam stosunek ambiwalentny. Mam sporo różnych noży, ale głównie używam mającego prawie 30 lat noża z ohydną niebieską rączką. Ma podwójną fazę, co w moim przypadku jest bardzo ważne i doskonale leży w ręku. Co ciekawe jak przyjeżdżała do mnie Teściowa, też zawsze szukała tego noża. Niestety nie znalazłam jeszcze pasującego mi noża do chleba. Noże ząbkowane nie są symetryczne i osoby leworęczne jak ja podcinają chleb zamiast kroić prosto, dlatego mam krajalnicę 🙂
ta reklama przypomina mi chinski cyrk, ktory goscił niedawno w mojej okolicy;
przy czym fryzyry i makijaż obu panow maja cos rodzimego…tylko co?…
acha, już wiem, wiedźmin sie kłania…
Mam już teraz dwa noże ceramiczne – większy dostałam z pół roku temu od Nowego, mały, typu kozik kupiłam w tym miesiącu. To nieprawda, że się nie tępią – ten większy lepiej kroił na początku, niż teraz; mały był dotąd używany 2 razy. Mam noże, lubię noże, wolę większe i cięższe dobrze wyważone, niż lekkie. Na firmowy nóż mnie nie stać. Małgosia zwróciła uwagę na zmorę leworęcznych – wszystkie prawie narzędzia są wykonywane dla praworęcznych. Moja Ania nie może sobie nigdy dobrać nożyczek, noża kuchennego itp.Lena swego czasu całkiem zręcznie dziergała – Ania nie, bo nie było tego, który by ją mógł nauczyć robót na drutach dla mańkutów. O dziwo – ma najładniejsze pismo z całej rodziny i była bardzo dobra z kartografii i ręcznego sporządzania map.
Krystyno, nie rozumiesz misji TV. Pascal Brodnicki ma zdecydowanie więcej wdzięku osobistego, a występuje w programach oglądane przede wszystkim przez panie. Może jestem trochę złośliwy, ponieważ Ukochana i Córeczka za PB przepadają.
Nóż z takimi inskrypcjami ma swoją niewątpliwą wartość. Wśród noży Fiskars dostępnych w Polsce nie widzę podobnego. Są z niższych półek. Może są i podobne, ale nie udało mi się znaleźć.
Asia niezawodna, jak zwykle. Pamiętam takich panów z kółkami doskonale. Wyglądali identycznie jeszcze na początku lat 50-tych. Zaskoczyły mnie kompletnie sztućce z fabryki Fageta. Bardzo przypominają niektóre skandynawskie z obecnych kolekcji.
mamy teraz i kuchnie molekularna…
moze i w kuchni czas na lancet i laser?
lancet-skalpel!
Nie rozumiem zastrzeżeń do nadmiaru sztućców. Potraw są tysiące. Nie może jeden widelec i jeden nóż pasować do wszystkiego. To samo z łyżkami. Są potrawy, do których duża łyżka pasuje, a są takie, które wkłada się do ust porcyjkami malusieńkimi i tutaj maleńka łyżeczka, mniejsza od kawowej, jest niezbędna. A trzeba czymś przecinać pancerze skorupiaków i tak dalej. Każdy kandydat na dyplomatę po dwutygodniowym kursie u mistrza ceremonii powinien z grubsza poruszać się wśród sztućców bez większych problemów. O kieliszkach może nie myśleć, bo zawsze naleją mu do właściwego. Jednak są rauty na stojąco, więc powinien też przejść odpowiedni kurs, aby wiedzieć po kieliszku, który wziąć z tacy, jeżeli chce pić to, na co ma ochotę 🙂
…a obok makutry, mikroskop…
ostrze -gam, ze noz to nie zabawka;
a noz ostry jak brzytwa to raczej w rzezni,
bo w kuchni to, moim skromnym zdaniem, nieporozumienie…
Dzien dobry,
Subiektywnie, Victoria & Albert, najlepsze muzeum swiata:
http://collections.vam.ac.uk/wall-theme/category/88/?quality=2&listing_type=image&group_count=1494
Zgadywanie do czego sluzyly niektore przedmioty (bez zerkania na opis) rozrywka dla calej rodziny :).
Zabo,
Nie stoj jeszcze na schodkach, wczoraj wyslane, przed koncem przyszlego tygodnia nie dojdzie …
Jolly – gdzie dokładnie byłaś w Meksyku? 🙂
Danusia wita Beatę, ale nie widzę jej wpisu
Asiu, Beata zamieściła swój komentarz pod Kołdunami. Na samym końcu.
A na zarzut Alicji K., że zabrakło jej czegoś we wczorajszym wpisie mam jedna odpowiedź: ja nigdy nie piszę o „żarciu”! Podobnie chyba wszyscy pozostali.
O właśnie. Ja też oczy przecieram (niedawno wstałam) i nie widzę Beaty 🙄
Pytanie do Nowego – z czego są te Twoje noże, co to jeden, ten fioletowy, sprezentowałeś Ewie?
Ja mam niewyszukane sztućce, a noże ulubione – jeden mały, do obierania ziemniaków i innych marchewek, pietruszek, drugi do krajania tychże. Dużych noży rzadko używam i mam byle jakie. Co do ostrości – jak trzeba, to ostrzę je w miarę potrzeby zwykłą osełką 😉
Korekta: zabrakło ogonka.
Oczywiście „jedną odpowiedź”.
Alina K. to była, Gospodarzu 😉
Na szczęście z dodatkową literką, więc nie do pomylenia z innymi paniami na A.
Dziękuję, przeczytałam 🙂
Pozdrawiam Beatę i jej syna 🙂
Asiu,
Guadalajara/ Tlaquepaque i Dolores Hidalgo.
Osiem dni z roznicami czasu przez Houston.
Nie polecam nikomu :(.
Oczywiscie sluzbowo nie polecam, prywatnie, wakacyjnie-wypoczynkowo jak najbardziej.
Też teraz dopiero przeczytałam wpis Beaty. Wcześniej nie zauważyłam. Witaj , Beato. Pudło od Nowego dla Zjazdu już nie stoi w moim korytarzu. Zabrała Inka do swojego samochodu. W przyszłym tygodniu zawiezie do Żabich Błot. Łańcuszek ludzi około zjazdowych nakręca się. Pewnie, Krystyno – zabierz pasztet. Mieliśmy już pasztet Piotra, Włodka, jeszcze jakieś dwa (Stanisława?). Co roku ktoś taki rarytas przygotowuje. Mogę ja za rok albo ktoś inny.
Ha! Stanisław mówi, że sztućców musi być wiele rodzajów. To ja na to, że samych widelczyków doliczyłam się tylu:
– zakąskowe,
– do ostryg,
– do oliwek,
– do cytryn,
– do owoców,
– do ciast kremowych
– do marynat
Jak widać siedem rodzajów małych widelczyków x najmarniej 12 sztuk; a nie wiem, czy to już wszystkie.
Beato,
wielkie łapy bywają bardzo precyzyjne 😉
Ja sama mam wielkie łapy, ale uszka do barszczu robię malutkie, że się sama pochwalę.
Jak była susza, to była – a teraz leje i leje. I dobrze, wreszcie zaczyna się trawa zielenić, była wyschnięta na wiór.
Dzisiaj będzie carpaccio z truskawek na deser, a nad obiadem głównym muszę się dopiero zastanowić.
Nóż, którym został obdarowany Gospodarz, należy chyba do najnowszej serii Fiskarsa Edge
http://polki.pl/kuchnia_nowosci_artykul,10029500.html
Fiskars robi też i mam takie, bardzo dobre nożyczki dla leworęcznych, o nożach nic niestety nie słyszałam.
Miły Panie Gospodarzu ,
Pan nie pisze o żarciu , ale inni uczestnicy tego bloga piszą o – „spotykaja się przy żarciu „”pożeraja ” „zżerają ” itd . wystarczy zaglądnąć do archiwum bloga. Pozdrawiam
Sylwia pojechala razem z Szantą na urlop.
Wciąż dojadam resztki po gościach, zadnej weny twórczej na coś nowego. Dzisiaj cukinia od pepegora faszerowaną dwubułczanem mięsa (jak mawiał złośliwie mój Tato na mamine sznycle mielone). Goście jedli i chwalili, ale to była jedna duża cukinia i druga mniejsza. Zostało dośc sporo. Jutro kurczak, pojutrze polędwiczki. Damy radę 😀
Nowi goście pojawią się w poniedziałek. 😀
A propos noży i precyzji – czy pamięta ktoś podwórkową, popularną w moich zamierzchych czasach grę „w noża”?
Na podwórzu rysowało się nożem spore koło, dzieliło na pół, dwóch przeciwników rzucało nożem.
Nóż musiał się wbić końcem w podłoże ( jak się nie wbił, to kolejka stracona) i odkrawało kawałek poletka przeciwnika. I tak na zmianę. Na końcu zostawały już malutkie kawałeczki poletek i wtedy zaczynała się prawdziwa gra i nerwy – trafić i jeszcze coś odkroić!
Wygrywał ten, którego poletko zostawało większe od przeciwnika.
Ogrywałam równo „Adamów”, czyli moich sąsiadów. Wymyślaliśmy też różne stopnie trudności, pamiętam rzucanie nożem „z ramienia” na przykład. Podwórko (wielkie!) mieliśmy zazwyczaj twarde, najlepiej grało się po deszczu. Nasze matki nigdy nie mogły się doliczyć tych niedużych, szpiczastych noży 🙄
Żabo,
mój Tata powiadał – czterochlebek mięsa 🙂
*większe od poletka przeciwnika
🙄
Alicjo-oczywiście pamięta !
U mnie na podwórku to była gra tylko dla chłopaków.
Zresztą i tak,bym się nie nadawała 🙁
Mam mizerną koordynację wzrokowo-ruchową, stąd wszelkie gry zręcznościowe nie są dla mnie. I dlatego m.in nie kończyłam kursu dla kierowców. Taki kierowca, t nieszczęście na drodze. Kiepsko łapię piłki, nie rzucam nożem ani niczym do celu (chyba, że chcę rozśmieszyć widownię) jestem złym strzelcem. Co robię dobrze? Rozwiązuję gry logiczne, łapię skojarzenia, jestem bardzo rytmiczna. W młodości cierpiałam srodze kiedy żadna „matka” nie chciała mnie w swojej drużynie przy grze w dwa ognie. Przeszło mi dopiero, kiedy okazało się, że doskonale tańczę ita kompetencja ma swój urok towarzyski.
Tez pamietam. Czasami udalo mi sie ograc chlopakow, ale to chyba przez przypadek. U mnie upal, 27 C w cieniu. Zazdroszcze Wam zjazdu. Ja w tym czasie bede miala Wlochow. Tak sie z nimi wymieniamy co roku.
Alicjo,
To są normalne stalowe noże, wymagające czestego ostrzenia. Lubię używać ostrych narzędzi, w tym ostrych noży, dlatego O nie dbam. Noże najczęściej ostrze jeden o drugi.
Dwubułczan albo czterochlebek,a to ci dopiero Tatuśkowie z poczuciem humoru 🙂
Ja ntomiast wczoraj do mielonych kotletów zamiast bułki dałam trochę kuskusu.Bardzo dobry patent,Latorośl chwaliła,że wyszły nadzwyczaj delikatne w smaku.
O, to ten patent trza zapamiętać, Danuśka, kuskus w „koplecikach” (moje dziecko tak mawiało) mielonych 🙂
Ja jeszcze nie jestem lotniczo skoordynowana, ale Jerzor coś tam szuka…czartery przestały do Berlina latać (tu Jerzor rzuca ciężkimi słowami), ale okazało się, że są loty do Wrocławia via Frankfurt bodajże.
Hamburg też Jerzoru coś nie odpowiada…oj, loty podrożały znacząco w ostatnich miesiącach! Było wygodnie lecieć do Berlina lub Hamburga i stamtąd samochodem na Pomorze – a potem na Dolny Śląsk.
J. coś kombinuje, ja zapowiedziałam, że najwyżej 1 przesiadka.
Powrót może być naokoło świata, nie zależy mi, bo prędzej czy później wyląduję we własnym łóżku, ale w tamtą stronę chcę być w miarę świeża. Gdzieś ok.28 sierpnia trzeba się będzie bujać…
Na torbie siedzę, na torbie znowu 🙂
Już kiedyś pisałam o innym, bezbułkowym patencie – twaróg. Wigotny, dokładnie rozgnieciony widelcem i dodany do masy mięsnej (stosuje się m.in w dietach ograniczających węglowodany) Smaczne.
byku, nieostre noze – to chyba nieporozumienie.
Nawet w jaknajprywatniejszej kuchni noz musi byc tym, do czego zostal przeznaczony. Zauwazysz najpozniej wtedy, gdy chcesz pokroic cebule na drobno. Ja nie potrzebuje zebatego noza, nawet najbardziej chrupka bulke przekroje bez zbytnich okruchow. Kiedy mam naostrzyc wiem wtedy, gdy kroje pomidor na plasterki.
Przypominam, moj najukochanszy noz ma ze sto lat i mial byc – i chyba tez byl jakis czas – sztuccem.
Pyro, Twoje mielone z twarozkiem zauwarzylem jako ciekawostke, nie odpowiadaja jednak moim wyobrazeniom o „mielonych”, wole w nich wyraznie wyczuwalne skladniki. Ostatnio czesto robie z owczym serem typu feta i posiekanymi oliwkami.
Pepegor,
cebula jak cebula, ale spróbuj pokroić nawet lekutko przytępionym nożem pomidora 🙄
Ja lubię plasterki cienkie i równe. W kuchni nóż musi być ostry, tylko do jedzenia nie potrzebujemy super-ostrych. Ale już do steków przydają się specjalne. W tym sznureczku są raczej z górnej półki, ja mam zwyczajne za przysłowiowe pięć złotych i też się sprawdzają, są ząbkowane jak należy.
https://www.google.ca/search?q=steak+knife&hl=en&prmd=imvns&tbm=isch&tbo=u&source=univ&sa=X&ei=PDwlULa7D4quqwH3voG4CQ&sqi=2&ved=0CFcQsAQ&biw=1578&bih=736
A propos mielonych, Gospodarz proponował kiedyś mielone z dodatkiem ogórka kiszonego. Sprawdziłam – i jak tylko mam ogórek kiszony pod ręką i mielone w planie, biorę ostry nóż, kroję ogórka lub dwa na drobną kosteczkę, wypijam sok, a pokrajanego ogórka dorzucam do masy kotletowej.
Pycha!
Jako znany gadżeciaż-nożownik już sobie zamówiłam takie Edge. Ludzie, jak ja lubię noże!
O, doczytuje i widze, ze uwarzylem, ze uwarzylem uwage.
A sprawdzalem dwa razy. Lepiej i tak juz nie bedzie.
Alicjo, z tych malych nozykow uzywam tylko tanioche. Jest oselka pod reka, to i ostrze.
A z powodu apropo donosze, ze w kartonach po zmarlej w zeszlym roku dawczyni, Twojego teraz kufla, znajdujemy cala mase najprzerozniejszych takich czesci stolowych, bez kompletu, o ktorych nawet pojecia nie man, do jakich okazji byly wykladane. Wszystko to pojdzie gdzies tam przed przeprowadzka. Miedzy tym tez jest i prawdziwe, lite srebro, nie wyrzucimy wiec tego na pewno, ale tombak?
Cholera, chyba zainstaluje sobie znowu ogonki mimo, ze bede musial chyba wymienic komputer.
Pepe – wrzuć obrazki, powiemy Ci co do czego służyło. Z tych najdziwniejszych możesz zrobić aukcję na Zjeździe (albo co)
Zrobiło się piekielnie zimno, zamknęłam okno i balkon. Popadało, a teraz duje.
Oj, nie użyje rozkoszy Danuśka w Pyrlandii – chyba, że przesiedzi w Termach Maltańskich w ciepłej wodzie, a potem skoczy do Pyry na nalewkę, herbatę i coś gorącego na ząb.
@pepe:
a gdzie ja tobie mowie, ze noze maja byc tepe?
podkreslam tylko, ze gotowanie to nie judo, a ksiazka kucharska to nie bushido,
chociaz wiem, takze dzieki tobie, ze to wolanie na puszczy…
sajonara
Oj,ostry temat dzisiaj 😉
Lubię patrzeć,jak zawodowi kucharze posługują się nożem siekając np.cebulę czy też inne warzywa.
Idzie im to błyskawicznie.Wszystko jest kwestią wyćwiczenia odpowiedniej techniki.
Wracam jeszcze do lepienia kołdunów czy też drobnych pierożków.W dzisiejszym dodatku”Co jest grane”
M.Nowak opowiada o chińskiej pierogarni „To tu”.
Mistrz Jun Zhu przygotowuje podobno CODZIENNIE i WŁASNORĘCZNIE od 800 do 1000 sztuk pierogów !!!
Są ich dwa rodzaje:jiaozi w kształcie niedużych półksiężyców i baozi -puchate kule w kształcie małych jabłuszek,a farsze różniaste.
Szapo basy dla zawodowców !
Pyro-oby nie lało non stop,damy radę !
A to że skoczę do Ciebie na nalewkę to,bez względu na pogodę,masz jak w banku 😀
Nie wyduldajcie tej nalewki do końca!
Idę do kuchni.
Alicjo-łatwo nie będzie,bo Pyra ma chyba kilka rodzajów nalewek 😉
tak, zawodowi kucharze…
obserwowalem raz w europejskim hotelu na wodzie(zwanym statkiem pasazerskim) jak filipinczycy przez 12 godzin siekali jarzyny, dobrze im to szlo i jeszcze przy tym spiewali do matki boskiej!
p.s.
w ciagu miesiaca zarabiali 12 razy mniej niz ich poprzednicy z europy,
ale mimo wszystko 12 razy wiecej niz na filipinach 😉
OK byku ´- to tylko tak na randzie z tym ostrym nożem. Przypomnialo mi się, jak chciałem ostatnio na Żabich Błotach pokroić cebulę. Sięgnąłem w końcu po własny scyzoryk.
No, udało się, wprowadziłem ogonki!
no, @pepe, zobacz, zobacz…
szczerze mowiac rapier i rozen, niewiele sie roznia…
ale mimo wszystko jestem zdania, ze miotacz ognia to lepiej na poligonie…
zaznaczam jednak, ze naleze do wymierajacej mniejszosci, a cielaki sa odmiennego zdania i tez uwielbiaja, jak wiekszosc wspolczesnych, taniec z szablami,
ale talerza umyc nie potrafia…
Pyro, u mnie już nic prawie nie działa, nie mowiąc o programie obrazkowym.
Inna sprawa, oglądałem kiedyś dawno już, w maleńkiej restauracji chińskiej, gdzie można było oglądać z pewnego miejsca kuchnię i kucharza, jak ten obierał kurczaka. Wszystko to co my robimy wyrafinowymi nożami i nożykami, on załatwiał tasakiem!
Polska z lotu ptaka: http://polska.pl/polska/51,125334,11496040.html?i=0&bo=1
Nisiu, Gadżeciaro ile tych noży zamówiłaś i jakie? 😀
Piękny kawałek świata nam się dostał.
Piękny, a wszystkiego na tych zdjęciach nie pokazali
pepe, bo ja ten ostry nóż trzymam w zupelnie nielogicznym miejscu.
A cebulę siekam, albo plasterkuje, na takim niemieckim urządzeniu.
Małgosiu-Gadżeciaro, zamówiłam nóż do chleba, bo nie mam (długa piła), taki nieduży uniwersalny (Deba), bo nie mam, obierak, bo mam fisia obierakowego i nóż szefa (dłuższy), bo szefa mam tylko ceramiczny i moim zdaniem on się psowa. Chyba się wyszczerbił albo co. Był ostrzejszy!
Ze starych zapasów mam Fiskarsa sztylet do filetowania (chyba półmetrowy, świetnie się spisuje), Santoku i obierak inny (ten fiś!). Mam też nożyce genialne do wszystkiego, nożyce do drobiu i oszczałki do oszczenia noży i nożyczek. A wszystko zaczęło się od tego, jak Gospodarz pokazał swoje pierwsze Fiskarsy! Miałam już wtedy narzędzia ogrodowe Fiskarsa i nie miałam pojęcia, że on kuchnię też obskakuje, a od tych sekatorów sympatia do firmy już mi się zdążyła wyrobić.
Przedtem miałam przepiękne noże Vinzera stalowe w bloku, ale oddałam dziecku na gospodarstwo.
Esce kompletnie siadl komputer, bez nowego się chyba nie obędzie.
Wujkowi Leszkowi obsuwający się przy wkładaniu do kosiarki (takiej typu kombajn, a nie do koszenia trawnika) silnik przygniótł przedramię do ściany. Skonczyło się na zszywaniy tętnicy, kości, o dziwo, całe. To było w poniedziałek, więc już wiadomo, ze będzie dobrze, tylko potrwa.
Eska donosi, że nie może trafić na Pyrę, co z kolei ja niniejszym donoszę.
Fiskarsa to ja mam szuflę do śniegu, stalową.
Nieważne narzędzia, noże, patelnie, garnki – ważne, żeby smakowało!
Kiełbaski na patykach, pieczone nad ogniskiem, ziemniaki z ogniska… do tego dobra kompanija.
Ja nie jestem gadżeciara. Ale doceniam gadżety, bo jak trzeba, to trza.
Przypomniałam sobie.
W czasie zimy stulecia, jeszcze za Gomułki, byłam na semestralnej praktyce. Razem było nas 8 dziewcząt (to było ze 42-3 lata temu!), mieszkałyśmy same w kubistycznym dworku na folwarku. W sąsiedniej wsi był sklep i koleżnki jakoś, przez umyślnego?, nabywały tam czystą z czerwoną kartką, chyba niczego innego nie było, którą wieczorami popijałyśmy na rozgrzewkę. Nad tą czystą zdybała nas moja Mama i kamieniejąc ze zgrozy wyksztusiła: dziewczęta nie pijcie czystej! Róbcie krupnik! No, to robiłyśmy ten krupnik, ale taki do szybkiego spożycia, a nie jak Krystyny, który musi odstać 😀
Żabo,
a innych noży to tam jeszcze gdzie nie trzymasz?
Bo wiesz, dziś czyta się o takich różnych sprawach!
Pożywiaj się Dobra Moja moim kabaczkiem i niech Ci na zdrowie wyjdzie, a od dodatkowej roboty odciąży .
Kochana, wybieram się do Ciebie z Laurą już na środę 29 – będzie można?
Będzie może ktoś, kto Laurę podprowadzi do konika?
Przynajmniej w ten czas, gdy nie będzie największego ruchu.
Oczywiście zapraszam wcześniej, cichal już będzie, Laurę na konia wsadzimy, instruktora w osobie Agnieszki zapewnię.
Noży to chyba więcej nie chowam, jedynie broń strzelającą trzymam na schodach 😀
Jak ja się cieszę na ten Zjazd!!!!!!!!!
Czyli od kiedy przyjmujesz gości, Żabo?
Miłego dnia 😆
GDZIE SĄ WSZYSCY???
🙄
Są, tylko zaglądają po cichu.
Wczorajsze grzybobranie wypadło bardzo mizernie. Nazbieraliśmy trochę kurek, wystarczy na obiad dla 2 osób, oczywiście z dodatkiem np. makaronu z boczkiem i serem. Taki obiad planuję na niedzielę, bo dziś wieczorem będziemy już w domu.
Niektórzy dopiero wstali…
Muszę się zagonić do zajęć, bo dzisiaj goście, obiad mam już wymyślony, a nawet deser – chyba Jolinek polecała kiedyś zmiksowane mrożone owoce z bananami? No to wypróbuję dzisiaj.
Pogoda dopisuje, upał zelżał, więc będzie ogródkowo.
Oj, jak mi się nie chce odkurzać!
Wszyscy to nie wiem, ale Pyra szykowała się na przyjęcie Danuśki z Alą. To znaczy przyjęcie w domu, nie przyjęcie w formie bankietu. Ponieważ nie wiem kiedy wpadną, na wszelki wypadek przygotowałam kolację i jutrzejsze śniadanie. Wszystko gotowe i czeka tylko ostatniego szlifu. Przyjdą goście, to się zagrzeje, zasmaży, wymiesza, poda itd.
Dziecko i pies dotarli do Żywca i Korbielowej zupełnie mokrzy ; Młodsza wykrzykiwała w telefon, że jest super.
Pyro powiedz Młodszej, że podzielam jej zachwyt nad Korbielowem…w „centrum”jest super karczma gdzie o ile gustuje serwują pyszną golonkę, mniam…Gorce są super, Lubań, Pilsko,okolica piękna…twierdzę w kontekście Zakopanego w którym byłam przed chwilą i są niemiłosiernie zatłoczone, Gubałówka to jeden wielki odpust, na Giewont kolejka…gdzie w Tatrach trzeba uciec aby odpocząć od całego tego zgiełku, jedyny plus to ten że nikt się nie dziwował na „zachowania” mojego autystycznego syna który ma swój świat, Boże ile jest nietolerancji w naszym narodzie to tylko ja wiem…jeżli odbiegasz czymkolwiek wizualnie od normy jesteś narażony-a na kąśliwość, pozdrawiam
Marzena – dawno Ciebie nie było. Młoda od ćwierćwiecza łazi turystycznie po górach – ostatnio wreszcie sama albo z koleżanką. Poprzednio zawsze zbiorowo – mówi, że już z tego wyrosła. Do Zakopca, to chodzi się na lody i na piwo; wytrzymać tam nie sposób. Ona w Tatry na Ornak, w Beskidy turystycznie, w Sudety też O tolerancji jeszcze długo będziemy mówić.
Marzeno,
mnie się wydaje, że młodsze pokolenie mniej się dziwuje, bo dużo więcej pisze się o tych rzeczach, o ludziach niepełnosprawnych fizycznie jak i umysłowo.
Kiedyś (takie mam wrażenie) to wszystko zamiatano pod dywan, ludzie byli cacy, a jak się jaki autystyk nadarzył, to wyśmiewano go od głuptaków bez żenady. To samo z ludźmi niepełnosprawnymi, a było przecież sporo po polio – „kulasy” i tak dalej. Zawsze będą tacy, którzy będą dokuczać i wyśmiewać, ale wydaje mi się, że jest coraz lepiej. Sama piszesz, że plus, że się nikt nie dziwował, co na pewno oszczędziło Ci dodatkowego stresu.
Ja mam wielką ochotę pojechać w *ej, góry, nase góry*, i nawet będę blisko, bo na południe od Krakowa…ale wolę omijać te kolorowe jarmarki. Zakopianka jest zawsze zapchana, nie wiem, czy kiedykolwiek w Tatrach sezon turystyczny się kończy? Chyba nigdy.
Idę zajrzeć do garów.
O, a jeszcze się poskarżę na Jerzora – no więc zaprosił gości na wielce precyzyjną „między 15 a 16”. Jedna para zwykle się spóźnia o mniej więcej godzinę, a druga odwrotnie, przychodzą godzinę przed. Trzeba było każdemu podać odpowiednią godzinę (jednym – godzinę później, drugim – godzinę wcześniej) i byłaby nadzieja, że przybędą równo i na czas 🙄
Nie lubię, jak goście się spóźniają lub przychodzą za wcześnie. Tych pierwszych nawet bardziej nie lubię. Jakieś tam kilkanaście minut nie robi różnicy, ale godzina już robi.
Najzabawniejsza jest Pyra, kiedy plecie o tolerancji.
To tak, jak ja bym plótł o trzeźwości i niechęci do alkoholu.
Fakt, bywa, że w pewnym wieku nie wie się, co pisze.
Alicjo, młodzież jest tak samo nietolerancyjna jaki i seniorzy, no nie wiem, ręce mi opadają… pewnie to kwestia charakteru a nie wieku,mam wrażenie, że to że D.jest ładny i ubrany na czasie czyni go obiektem drwin, bo w większości ludzie myślą że jest pod wpływem używek, ha ha a on po prostu cieszy się i inaczej postrzega świat, stwierdziłam że w Zakopocu nikt się nie przyglądał bo taki był tłum 🙂 ale te docinki ranią mi strasznie duszę, wiem ze ludzie są nieświadomi do końca jego autyzmu ale matka odbiera to osobiście, ty jest filmik z udzałem aktora Bartłomieja Topy który wcielił się w osobę autystyczn ą , mój syn jest o wiele spokojniejszy i czasami ludzie nie łapią o co chodzi ale widać rzuca się w oczy:(
http://www.youtube.com/watch?v=2vhqJrEE5_g
Pyro, jestem i czytam, ale nie komntuję 🙂
„Nie lubię, jak goście się spóźniają lub przychodzą za wcześnie. Tych pierwszych nawet bardziej nie lubię. Jakieś tam kilkanaście minut nie robi różnicy, ale godzina już robi.”
Nikt tego nie lubi! Ale jest też i powiedzenie: jacy gospodarze, tacy goście.
Szacunek na linii gospodarze-goście, działa obustronnie.
Marzeno,
na pewno jesteś wyczulona na reakcję ludzi, ja nie wiem, jak bym się zachowywała w takiej sytuacji. Mieszkam w kraju, gdzie tolerancja dla każdej „nienormalności” jest normą, a odchył od tej normy jest piętnowany. Nie ma społeczeństw idealnych, tutaj też nie jest idealnie, ale ludzie przywykli, że jeden jest taki, drugi siaki. Tu by się nikt nie odważył na jakieś publiczne śmichy-chichy, za prywatne zdanie nie gwaratnuję, bo nie wiem.
Ja ciągle „wierzę w człowieka” i mam nadzieję, że filmiki podobne do tych (byle więcej!) Bartłomieja Topy zrobią swoje.
Wielu ludzi ma w rodzinie kogoś niepełnosprawnego, do licha. I co – będą ich trzymać w szafie?! Życzę pogody ducha i nie poddawaj się, a na głupie uwagi…bo ja wiem, może szeroki uśmiech?
Idę zerknąć na mięcho, czy dochodzi.
Dobry wieczór na blogu.
Owszem i ja zagladałem ze dwa razy, lecz zajęty byłem rożnymi sprawami i teraz dopiero się odprężam.
Marzeno, też skłonny jestem podzielić zdanie Alicji, że jednak zmienia się na lepsze. Myślę, że właśnie dla tego, że tacy ludzie pokazują się publicznie i konfrontują ogół swoją innością zmusza do zastanowienia, wzbudza może ciekawość i powoduje, że ludzie (młodzi!) sięgają po informacje.
Alicjo, wypróbuję radę z uśmiechem 🙂
Sprawa odnoszenia się do niepełnosprawnych jest bardziej skomplikowana. To nie tylko brak tolerancji dla inności, czy brak wiedzy. To ma często głębokie korzenie kulturowe, tkwiące w naszych atawizmach. Nie chcemy się głośno do tego [przyznać, ale kultury nasze (europejskie) wyrosły (nie działa mi backspace) na podłożu wielu przesądów. Grecy wierzyli, że ślepota jest przekleństwem Zeusa. Ludzi ułomnych eliminowano ze wspólnot politycznych; Rzymianie tolerowali kalectwo tylko u weteranów wojennych itd. Tylko w dawnej Rosji istniała kategoria tzw „bożych ludzi”- szaleńców, ślepców, niemych, którzy swobodnie snuli się po kraju – od wsi, do wsi i nikt ich nie krzywdził – karmili ich, pozwalali przenocować ale zatrzymać nikt nie chciał. Naznaczeni przez Boga! Nie na darmo w bajkach występuje triada : dwóch braci mądrych i bogatych i trzeci brat – głupi ale szlachetny i dobry, gnębiony przez tych „normalnych”. Tak się składa, że w bloku, w którym mieszkam, 7 mieszkań zasiedlonych jest przez b.pracowników jakiejś spółdzielni inwalidów. To są osoby lekko upośledzone, w naprawę nieznacznym stopniu. Mieszkają już wiele lat i najczęściej nie przysparzają nikomu kłopotu, ale nadal stanowią obiekt plotek i obserwacji i idzę, że u sąsiadów powodują lęki. Szczególnie 2 schizofreniczki (miewają epizody choroby i trzeba je leczyć wtedy w szpitalu). Nikt krzywdy nie zrobi, grubym słowem nie rzuci, ale babcie natychmiast birą dzieci mocno a rękę, kiedy osoby te przechodzą. Owszem, uśmiechają się i na pozdrowienia odpowiadają, drobne zakupy zrobią ale progu nie przekroczą. To siedzi w ludziach bardzo głęboko i nie ma podstaw racjonalnych. Tak jest….i
Właśnie przeczytałam bardzo interesujący artykuł w Gazecie Olsztyńskiej na temat autyzmu. Okazało sie, że ja także nie wiedziałam o wielu sprawach związanych z tą chorobą. http://gazetaolsztynska.pl/117878,Mam-autyzm-dlatego-krzycze.html
Myślałam, że można będzie przeczytać cały tekst. Szkoda 🙁 Ja czytałam ten artykuł w papierowym wydaniu gazety.
Mam głębokie przekonanie, że społeczeństwa wielokulturowe mają o wiele większą tolerancję do „inności”, bo tu każdy jest skądś tam i w jakis sposób inny, kolor skóry, kultura i tak dalej. W tą inność wpisują się osoby niepełnosprawne. Tutaj te osoby otacza się szczególną opieką i nikogo nie dziwią te „dziwne” zachowania. Dzieci z syndromem Downa chodzą do zwykłych szkół, nie muszą być prymusami przecież, ale chodzi o to, żeby żyły w „normalnym” środowisku, integrowały się, a nie były skazane na specjalne szkoły.
Goście ante portas…
Nerwowy dziś dzień był. Do południa miał być szwagier, by naprawić odbiór polskich kanałów, bo LP się denerwuje, bo nie może oglądać ulubionych seriali. Szwagier nawalił, nic nowego, był około czwartej. Nic też nie zdziałał, chyba będzie trzeba kable sprawdzić. To wszystko na parę dni? Myślę o innym rozwiązaniu.
Marzenko,
wzruszylas mnie swoja opowiescia o synku. Najlepiej nie zrwacac uwagi albo wlasnie zbywac poblazliwym usmiechem…
Moja 12 letnia wnuczka ma Zespol Downa i znam te wszystkie bole z autopsji. Na szczescie urodzila sie w Stanach, gdzie od urodzenia byla otoczona troska i wszechstronna pomoca ze strony panstwowej opieki. Teraz jest uczennica 6 klasy w normalnej szkole. Ulomnosc jest oczywiscie widoczna dla kazdego, ale nikomu z nas nie przyszloby do glowy by zwracac uwage na ludzkie reakcje. Inna sprawa, ze tutaj /jak zauwazyla Alicja/ tolerancja dla „innosci” jest duzo wieksza. Jedno co moge radzic, nie przejmowac sie. Mozesz byc dumna, ze zostalas wyrozniona, by swietnie sie spisywac jako wspaniala Matka trudnego dziecka. W Polsce tez juz widac duze, duze zmiany jesli chodzi o tolerancje. Powiem wiecej, mam wrazenie ze ludzie zaczynaja mniec za punkt honoru zachowywac sie zgodnie ze swiatowymi kanonami.
Pozdrawiam Cie serdecznie.
O! Widze ze juz Alicja uzupelnila mnie zanim urodzilam swoj wpis…
Tak jest w istocie.!
A moze inni Panstwo maja jakies swoje doswiadczenia w tym trudnym temacie?
Miodzio 🙂 odnoszę wrażenie, że ludzie są bardziej tolerancyjni dla dzieci, natomiast jeżeli chodzi o dorosłych to już nie odnoszą się z taką sympatią, wręcz są zirytowani że niepełnosprawny w tym wieku jeszcze nie jest odpowiednio „wytresowany”…i przystosowny.
Słyszę że mieszkańcy pewnych domów nie życzą sobie w sąsiedztwie hospicjum, domu opiek społecznej bo to zabuża ich doskonały świat, zastanawiam się wtedy czy nikt z nich nie miał w rodzinie osoby chorej, starej, niepełnosprawnej? skąd przybyli tacy ludzie?przecież to część naszej ziemskiej egzystencji.
Danuska dzisiaj nie dotarła. Nic to – może wpadnie jutro. Idę zabezpieczyć żarełko – w lodówce chować nie będę, bo zimno w mieszkaniu, może dotrze na śniadanie/
W Korbielowie tylko 5 stopni na plusie. W Tatrach spodziewają się śniegu i tak ma być cały tydzień. Żegnam się z Blogowiskiem do jutra.
Marzenko,
kazdego to dotknie. Jesli nie dzisiaj to jutro, chociaz nie jest to moim poboznym zyczeniem. Zawsze myslalam, ze nieszczescia to nie moja dzialka. Nabralam pokory.
Matko Bosko ( z córką)!
Skąd Ty Marzeno masz TAKIE dowiadczenia?
Żyję, mieszkam w niewielkim miasteczku w Polsce.
Ludzie są różni, ale takiego pesymizmu, jak u Ciebie, jeszcze nie widziałem… a żyję na tym świecie trochę.
Żyję, i mam porównanie: i z Kanadą, i z Holandią, i z Niemcami, i z Hiszpanią…i chciałbym Ciebie zapytać: co Ty pieprzysz???
A może otaczasz się po prostu „tolerancyjmi” ludźmi?
Takimi jak Pyra, dla ktorej zarelko jest w tym temacie najwazniejsze!
Errata: „tolerancyjnymi’ – oczywiście.
Przepraszam, ale jestem podminowany „pseudotolerancyjnością” Pyry i głupkowatm współczuciem części Państwa.
Marzeno, trzymam za Ciebie i Twoje dziecko kciuki.
No cóż…Trunkowy zgodnie z ksywką, a Miodzio chciała dobrze
ale wyszło jak zwykle.
Ja tam się nie znam, ale nie ma czegoś takiego jak „pseudotolerancyjność”, Trunkowy. Albo się jest tolerancyjnym, albo nie. Ja jestem tolerancyjna, nawet trunkowych (też lubię wypić w dobrym towarzystwie), ale jak poszukasz moich wpisów do tyłu, to też pewnie znajdziesz na mnie „haka”.
Co ja akurat mam w głębokim poważaniu – bo życie jest jedno i nie należy go sobie uprzykrzać nawzajem, czyż nie?
cichal – ja z Tobą.
Jakby kto udawał, ze nie wie, że Żabie są zawsze dla gości – od gości zależy, czy chcą przyjechać, czy nie.
to a propos rannego zapytania
Jejku…. już tam sercem i duszą jestem!
http://www.youtube.com/watch?v=3XJZivWrkrg
Dzień dobry.
Dzisiaj słonecznie i chłodno. Rośliny balkonowe bardzo ucierpiały, natomiast w domu storczyki kwitną, jak szalone, różowy cyklamen przekwita pomaleńku ale mnóstwo pączków pokazało się na gardenii inne kwitnące także wchodzą w drugi okres kwitnienia – już nie taki obfity, jak w czerwcu ale jednak.
Jestem rozśmieszona od samego rana, bo w Wyborczej pl. przeczytałam o donosach do skarbówki, SANEPidu i policji na Podkarpaciu (do samej skarbówki ponad 1000 anonimów). Jak na matecznik Polaka – katolika niezły poziom troski o min.Rostowskiego. Co ciekawsze – niespełna 20% tych donosów jest zasadnych, reszta to pomówienia. Czego oczekują „życzliwi” od policji? M.In. tego, że uciszy kury, „które za głośno pieją”, a ktoś tam właśnie przeprowadził się na wieś w poszukiwaniu ciszy i spokoju.
Witam z Kórnika !
Wczoraj spenetrowałyśmy z Latoroślą południowe rubieże Poznania-pałac w Kórniku i Rogalinie,drewniany kościółek w Rogalinku wraz ze spacerem wzdłuż Warty,wiatraki i dwór w Koszutach, a na kawę pojechałyśmy na rynek do Środy Wielkopolskiej.Obiad Rogalinie w „Dwóch pokojach z kuchnią”-znakomite roladki z kurczaka ze szpinakiem oraz warkocze z polędwiczek wieprzowych. Sympatyczne, domowe wnętrze i bardzo miła obsługa.
Za chwilę śniadanie w naszym kórnickim hotelu i ruszamy do Poznania 🙂
Pyro-odezwę się porą popołudniową.
Miłego dnia wszystkim 😀
Marzeno,
pozdrawiam serdecznie 🙂
Co do uśmiechu, to na dwoje babka wróżyła. Może się okazać strzałem w dziesiątkę albo strzałem w kolano. Wszystko zależy od tego jak zostanie on odebrany przez adresata. Czy jako przejaw serdeczności czy jako przejaw arogancji. Nie ma się wpływu na to, jak ludzie interpretują nasze przekazy.
To, że istnieje większe przyzwolenie na nietypowe zachowania dzieci niż dorosłych, jest dość oczywiste, Wszyscy oczekujemy od dorosłych, że zdążyli się już nauczyć właściwych form zachowania.
Co możesz zrobić żeby zmniejszyć poziom przeżywanej frustracji, przykrości? Jest mało prawdopodobne, że teraz, zaraz zmienisz innych ludzi. Nie zmienisz. Stosunek do osób niepełnosprawnych zmienił się na przestrzeni ostatnich czterdziestu lat w sposób radykalny. Ale to jest długi proces. Długa droga przed nami. I skoro nie można zmienić innych, warto zastanowić się nad zmianą włsnego stosunku do ich zachowania. Na to każdy z nas ma wpływ.
Chyba najważniejsze jest znalezienie odpowiedzi na pytanie: dlaczego niektórzy ludzie zachowują się w ten sposób?
Oni nie rozumieją Twojego dziecka. Ty chcesz żeby je rozumieli. Spróbuj zacząć od drugiego końca. Od zrozumienia ich.
Lęk przed odmiennością ma głębokie ukorzenienie, nie kulturowe, ale ewolucyjne, biologiczne. Kulturowe są próby racjonalizowania tego lęku.
Ewolucja jest bardzo racjonalna, ekonomiczna. Nie funduje niczego niepotrzebnego. Toteż i lęk przed odmiennością miał głębokie uzasadnienie. Służył przetrwaniu.
W 1972, po długich i szeroko zakrojonych badaniach, Ekman podał listę podstawowych emocji: gniew, zaskoczenie, niesmak, strach, szczęście. Tylko jedna z tych emocji jest emocją pozytywną. Natura tak to skonsruowała, żeby człowiek pierwotny był dostatecznie wyczulony na sygnały zagrożenia. Żeby je szybko wyłapywał i reagował na nie.
To, co nazywamy kulturą, to zaledwie cieniutka warstewka na naszej zwierzęcej „naturze”. Cieńka warstwa panierki na solidnym kotlecie. Łatwo zeskrobać, nawet przez nieuwagę.
Oczywiście, fizycznie już dawno zeszliśmy z drzewa i wyszli z jaskini. Mentalnie wielu z nas nadal tam przebywa. W sytuacjach trudnych wiekszość z nas w sposób nieświadomy szuka tam schronienia.
Pytanie, dlaczego niektórzy bardziej? Mówi Barbara Skarga: …najczęściej ci, którzy mają rozchwianą tożsamość, którym trudno jest zbudować swoją osobowość. To ludzie w gruncie rzeczy słabi, jakby pozbawieni mocy bycia sobą….
Trudno od takich ludzi wymagać zapanowania nad atawistycznymi lękami, zrozumienia cudzego problemu. Ale zrozumienie ich problemu może przynieść uspokojenie. Sprawić, że ich zachowania nie będą już tak raniące.
To trudne, ale da się zrobić 🙂
Żabo bardzowczesnoporanna i niezawodna, pozdrawiam, jak zwykle serdecznie 😆
Danuśka,
w „Dwóch pokojach z kuchnią” nie miało prawa być inaczej. To miejsce jest dziełem córki moich przyjaciół, dyplomowanej socjolożki, i jej koleżanki 😆
Jagodo-no proszę,jak dobrze trafiłyśmy 🙂
Może wpadniemy do Ciebie na poniedziałkową poranną kawę ?
Dam znać ! A teraz już zamykam komputer i lecimy zwiedzać piękny Poznań !
Danuśka,
you are welcome 😆
Cichale i Ewo, nie wiem jak Was zawiadomic ale nie wpadne na Tegel, przerabiam w dalszym ciagu zapalenie pluc i bedzie to dla mnie za duze przedsiewziecie.
Jeżeli wszystko dobrze pójdzie, to na przełomie marca i kwietnia przyszłego roku, Igor przestanie być jedynakiem. Właśnie była Wnuczka z mężem i ogłosili nowinę. Uczucia mam mocno mieszane, bo z jednej strony cieszę się z dzieciaczka, z drugiej martwię ich niestabilną sytuacją finansową. To nie jest tak, że oni cierpią niedostatek – po prostu raz mają pieniądze i to sporo, a raz nie mają żadnych przez 2-3 miesiące. Nie potrafią (jak dotąd) tworzyć rezerw na gorszy czas. Może kiedy wreszcie wykończą całe mieszkanie będą mądrzej gospodarować.
Kulinarnie…Lizbona 2012 🙂
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_3374.JPG
Następnego ranka….
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_3421.JPG
A propos,
wczoraj zaserwowałam ten deser, co to mówiłam. Dwa banany plus mieszane mrożone owoce. Zaprotestowano, że lodów to oni nie…ale się zdziwili 😉
Bardzo polecam i dziękuję za podpowiedź. PYSZNE i zdrowe jak cholera!
Oczywiście wszystko zmiksowane zuzamen do kupy tuż przed podaniem, zapomniałam dodać 🙄
U nas leje 🙁
Witajcie z doskoku. Ostatni etap przygotowań wakacyjnych: pranie, prasowanie, pakowanie a we wtorek po pracy ruszamy na Bałkany 🙂 . Chyba znowu zabraknie nam czasu na zobaczenie tych wszystkich miejsc, które chcielibyśmy zwiedzić.
Z Fiskarsa mam sekator, ale po kilku latach użytkowania coś jakby stępiał.
Ewo – szerokich dróg, czekam na fotoreportaże.
https://picasaweb.google.com/115740250755148488813/Zaba02?authkey=Gv1sRgCK_Umqyk_Y7b-AE#5775765790575242178
To jest żaba a la Ludwik XIV z badziewną kuzynką. Się nie mogą doczekać Żabich Błot. My też. Za parę godzin leciem!
Cichal,
nie zapomnij o stosownej parasolce dla Żaby 😉
Nie dla Żaby, tylko dla żaby:) Jest spakowana.
Alicja zaniedbała w opisie dodać, że lizbońska świnka była świnką żeglarską – nie w mieście, tylko na takim stoisku tuż przy statkach tolszipowych. Sailor-Pig, aktualnie z dużą nadżerką.
Biedna świnka 😥
http://pl.wikipedia.org/wiki/Nad%C5%BCerka
sailory ją tak pokancerowały 🙄
😯
Co mają żeglarze do nadżerki?
p.s.Ja zaniedbuję wiele rzeczy, na wszystko czasu nie wystarczy.
Alicjo: żeglarze ją nadżarli. Tę świnię. Stoisko było 20 m od statków. Jagoda zamąciła definicją, jakże nieadekwatną w danym momencie!
„z dużą nadżerką” czy mocno nadżarta? 🙄 😉
Łe tam – zanim nadżarli te żeglarze świnkę, musiała się upiec jako tako 😉
Przeglądam te 2000+ zdjęć z Lizbony i jeszcze nie uporządkowałam cholerstwa. Ludzie! Kiedys miał człowiek 4 rolki po 32 klatki, a teraz…szkoda gadać 🙄
Lezie i klika jak głupi. A potem co? No właśnie.
Właśnie pożegnałam „delegację warszawską”. Przywiozła mi Inka z Lucjanem Danusię z Alą. Są zadowolone z pobytu – były na Salonie Smaku, były w Puszczykowie, były na wycieczce po mieście z przewodnikiem. Jutro jeszcze koncert na organach Radegasta, Katedra ze Złotą Kaplicą i droga na Gniezno otwarta. Już tak bardzo nie zazdroszczę koleżankom – warszawiankom. Ala ma mnóstwo uroku. Fajne mamy Dzieciaki.
Cosik mnie naszło na kapustę i grzyby, a miałam akurat napoczęty kubełek z kapuchą – okazało się, że na dnie jest trochę samego soku – mogę więc sobie zrobić moją ulubioną słupską polewkę kacówkę: kwas z kapusty i wywar z grzybów. Jest to pyszne! Oni to lekutko zasmażali, żeby nie było za wodniste.
Bieda tylko, ze nie mam kaca i zasadnicza cechy polewki się zmarnują…
Moje fajne dziecko siedzi właśnie na półwyspie Synaj, przed nosem ma górę Synaj (Mojżesz nieobecny, ale duch się unosi), w dodatku wybiera się z kolesiami do Jerozolimy. Tylko proszę mnie nie straszyć, dobrze? Sama wiem.
Kto to coś mówił o plażach Egiptu? Jakiś polityk?
Najlepsze, że dziecko pojechało niejako na zastępstwo, bo ktoś z grupki wykruszył się w ostatniej chwili, no i Wawa się „poświęcił”. Hej, kto pamięta FWP, pojmie urok sytuacji.
Tylko żeby nie było, ze się wyśmiewam z FWP – korzystałam namiętnie co roku.
Korzystałam jako dziecię i młodzież. Potem nauczyciele mieli swoje ośrodki, Jarka zakład miał ośrodek w Dziwnowie, a potem to już SNDW (sezonowy, nieetatowy dom wypoczynkowy). Wszystkie wspominam z ogromnym sentymentem.
Nisiu,
czy Twoja piwniczka może tak już ograbiona, że na porządnego kaca Cię nie stać?
Bunkrujesz może na przyjazd Cichala?
Jak by nie było, tydzień z głowy.
Wczoraj zaprosiłem sąsiada na zakwit krolowej nocy, bo ją ma zabrać odemnie, bo na nowym mieszkaniu nie będę miał miejsca dla niej. On zapomniał, a królowa otworzyła kwiaty dopiero o 7 rano ? nie doczekalibyśmy się więc.
Czasem mam wrażenie, że nic już nie jest tak jak dawniej. Zrobiłem i quiche, i ciasto na wiśniach z nalewki i mam kłopot, bo muszę sam zjeść, bo moja pojechała z przyjaciółką na tydzień do Gdańska.
W tygodniu byliśmy z Laurą na grzybach w pobliskich górach. Dla statystyki donoszę, że nic. Sierpień tu nie jest miesiącem na grzyby.
Jak sobie jeszcze co przypomnę, to sprawozdam.
Ryba z Matrosem byli wczoraj na grzybach w lasach wokół Borne Sulinowa i przez 2 godziny zebrali spory koszyk kurek. Były tylko korki, za to dużo.
http://youtu.be/SWV6VBG-md0
My już na lotnisku. Jutro Genewa a potem Berlin a poteeem, Żabie Błotaaaa!
Ewo, Cichalu – wysokiego nieba i odezwijcie się z Kraju
Stare tango p. Krukowskiego
http://youtu.be/SWV6VBG-md0
Przepraszam, może teraz?
http://youtu.be/so7E3s1B-34
I jesz chttp://youtu.be/NcjwwGcpYiM ze coś miłego wieczorem ciemnym
Gapa jeszcze raz przeprasza
http://youtu.be/NcjwwGcpYiM
zostałam sama?
http://youtu.be/XD059jkt6bs
To ja żegnam puste krzesła przy stole i też idę pod kołderkę.
O, ja jeszcze wysiaduję różewiczowsko… 😉
Podczytuję to i owo. Przyjemnego lotu, Cichaly! Wkrótce podążymy za Wami, ale nieco inną drogą. Spotkamy sie wiadomo, w jakim błocku 😉
dzień dobry …
dobrych lotów i dobrych podróży podróżującym …
kurek podobno sporo jest …. zobaczę na bazarku jaki wysyp …
noża nie mam ale sama sobie jestem szefową … 😉