Ekstrawagancje stołu
W wieku XV i XVI luksusowy stół był udziałem niewielu uprzywilejowanych, którzy objadali się aż do przesytu rzadkimi potrawami – pisze Fernand Braudel w swym fundamentalnym dziele o kulturze materialnej Europy. Tym, co zostało, żywiła się następnie służba, a resztki, nawet nadpsute, sprzedawano drobnym handlarzom. Ekstrawagancją było na przykład sprowadzanie do Paryża żółwi z Londynu; „daniem, które kosztuje [w 1782] z tysiąc dukatów, opycha się siedmiu czy ośmiu łakomczuchów”. Dzik z rusztu jest przy tym żółwiu czymś bardzo zwyczajnym. „Widziałem go na ruszcie” opowiada świadek „sam dzik św. Wawrzyńca nie mógł być większy. Nadziewa się go gęsią wątróbką, piecze na węglach, podlewa wyszukanym tłuszczem i najwyborniejszymi winami, po czym podaje się go w całości wraz z odciętym łbem…” Biesiadnicy próbują od niechcenia rozmaitych kąsków – oto rozrywki iście książęce. Spiżarnię króla i wysoko urodzonych dostawcy zapełniają tym, co na rynku najlepsze: mięsiwem zwierząt domowych, dziczyzną i rybami. Ubogim sprzedają gorsze kawałki po cenach wyższych, niż płacą bogacze, a przy tym towar jest często fałszowany. „W przeddzień Rewolucji rzeźnicy paryscy zaopatrywali bogate domy w najlepsze kawałki wołowiny, a ludowi sprzedawali gorsze, dorzucając jeszcze kości, ironicznie zwane uciechami.” Poślednie kawałki, resztki i odpadki, którymi żywią się ubodzy, sprzedaje się poza jatkami.
A oto przykłady wyszukanych potraw: na ślubie księżniczki Conti (1680) zjedzono jarząbków i ortolanów za 16 000 funtów. W owe żyjące w winnicach ptaki obfituje Cypr, skąd w XVI wieku eksportowano je do Wenecji, konserwowane w occie. Łowi się je też we Włoszech, Prowansji i Langwedocji. Dalej – „zielone” ostrygi. Albo młode ostrygi sprowadzane w październiku z Dieppe i Cancale. Albo truskawki lub ananasy, rosnące w inspektach w rejonie Paryża. Na użytek bogaczy sporządza się aż nazbyt wyszukane sosy ze wszelkimi przyprawami, jakie tylko można sobie wyobrazić: pieprzem, korzeniami, migdałami, ambrą, piżmem, wodą różaną… Najwyżej cenieni są w Paryżu kucharze langwedoccy, wynajmowani za cenę złota. Jeśli biedak chce liznąć tych delicji, musi wejść w konszachty ze służbą albo zaopatrzyć się w wersalskim „kramie”, gdzie sprzedaje się resztki z królewskiego stołu, którymi czwarta część miasta żywi się bez żenady: „Wchodzi tam ktoś z szablą u boku i kupuje łeb turbota albo łososia, kąsek rzadki i wyborny.” Lepiej byłoby może pójść do karczmy przy ulicy Huchette w Dzielnicy Łacińskiej albo na Quai de la Vallee (bulwar, gdzie sprzedaje się drób i dziczyznę) i tam kupić kapłona w soli, wyłowionego z zawieszonego na haku „wiecznego kotła”, gdzie gotował się razem z innymi, po czym zanieść go do domu i zjeść na gorąco „albo też o parę kroków dalej, podlewając go burgundem…”. Ale to już są fasony mieszczańskie! I niektóre dotrwały aż do naszych czasów. Na szczęście!
Komentarze
tekst na pewno dla Pyry .. mnie bardziej interesuje co teraz jemy … wczoraj na przykład się dowiedziałam z programu kuchni+, że do gotującej fasolki trzeba wrzucić dwa małe pomidorki pokrojone to fasola nie będzie pękać i zostanie pozbawiona tych wzdymających właściwości …
Paryża to zazdroszczę blogowym podróżnikom .. mogłabym właściwie pojechać tam w każdej chwili bo mam czas i środki ale czekam na wenę wewnętrzną by mieć radość z tego wyjazdu …
Dzień dobry.
Okazuje się, że dzisiejsze konkursy kulinarne miały niezłych poprzedników. Z tymi dostawami na królewskie stoły bywało różnie. Bona skarżyła się nie na złą jakość warzyw, Marysieńka w listach do Sobieskiego utyskuje na jakość i ceny mięsiwa i na nierzetelność służby, a oficjele francuscy asystujący w podróży do króla polskiego Marii Ludwice Gonzaga byli przerażeni jadłem jakie im zgotowano na wystawnej w zamiarach uczcie , jaką wydało miasto Gdańsk. W rejestrach Wawelu zachowały się rachunki kuchenne dworu Jadwigi Andegaweńskiej i Jagiełły (oddzielne, bo prowadzili oddzielne stoły i kuchnie). Kupowano jarzyny – w tym sporo burków i grochu, miód dostarczali z lasów królewszczyzn borowi, dziczyznę pozyskiwano na wielkich łowach dworskich (łowy to nie tylko rozrywka) inne mięsa kupowano, jak również ryby i przyprawy. W kuchni Jadwigi bywał cukier, cytryny i bakalie, król preferował przyprawy korzenne
Dzień dobry,
Ciekawe z tą fasolą i pomidorami, spróbuję.
Chciałabym Wam polecić, kiedy tylko ukarze się na polskich ekranach, kolejny (po „Nietykalnych”) udany francuski film „Le prénom” („Imię”). Żart na temat wyboru imienia zmienia rodzinną kolację w koszmar. Dialogi są błyskotliwe, okrutne ale i zabawne.Jest to adaptacja sztuki teatralnej, która 2 lata temu cieszyła się dużym sukcesem.
Tutaj kolejny wolny dzień, maj w nie obfituje.
Miłej niedzieli 🙂
Ten film:
http://www.youtube.com/watch?v=FX2ukwKgWlo
Świąteczny poniedziałek to jak niedziela 🙂
Oj, Alinko – dni się Tobie pokićkały – niedziela była wczoraj. Jak już o imionach mowa, właśnie miałam napisać o zabawnej lekturze jaką uskuteczniałam wczoraj. Otóż wyciągnęłam z półki książczynę Henryki Łuszczyńskiej „Znaczenie imion” – wyd Sp.W.”Diana” z 1991, czyli sprzed 20 lat, ale gdyby nie notka wydawnicza przysięgłabym, że dziełko powstało w początkach XX w. Język, poglądy, wartości, zgoła nie dzisiejsze. Czytałam z wielkim rozbawieniem, bo nacisk na wczesne „dopasowanie” imienia do malucha sięga zalecenia, aby pani przy nadziei w trzecim miesiącu ciąży, w pozycji horyzontalnej dla odprężenia wymawiała głośno proponowane imiona do momentu, aż „poczuje” odzew – zgodę aniołka na imię! Pomyślałby kto, że to może przedruk znacznie wcześniejszego opracowania; nic z tych rzeczy. Autorka w niektórych przypadkach odnosi się do częstości nadawania imienia z lat 70 – 80 w USC Kraków. Dobór imion jest zadziwiający, jak na propozycje na przyszłość : np jest Anastazja, Amalia, Apolonia, jest i Kunegunda i Prakseda, Estera i Eufemia i wiele podobnych. U panów identycznie. Każdemu z imion przypisane są cechy charakteru i zachowań. Nikt się chyba nie zdziwi, że podstawiałam znane sobie osoby do podanych wzorów i to dopiero była zabawa. Najwięcej dostało się Dorocie, Danuśce i mojej śp. Janeczce
Alino-dzięki za zwrócenie uwagi na kolejny,ciekawy francuski film.
Jak tylko będzie w naszych kinach na pewno się wybiorę.
Pyro-Alinie się nic nie poplątało.We Francji dzisiaj jest święto i dzień wolny od pracy.Zatem nasi blogowi Francuzi mają dzisiaj kolejną „niedzielę” 🙂
Nisiu-overbooking nie jest jedynie praktyką LOT’u.To praktyka powszechnie stosowana przez wszystkie chyba linie lotnicze.Najczęściej nie ma z tego powodu problemów,ale czasem się jednak zdarzają i jest to ryzyko jest wkalkulowane w cały ten system.Właśnie na Ciebie i Twój powrotny lot do domu trafiło 🙁
Sprawozdanie weekendowe-odkryliśmy w naszych nadbużańskich okolicach piękne miejsce na ryby i na piknik.Pusto,cicho i CZYSTO,bo praktycznie nie ma tam żadnych wędkarzy ani turystów.W drodze powrotnej samochód utknął w potwornym błocie,jako że pomyliliśmy trochę drogę.Trzeba było wezwać kolegów do pomocy,a potem
myć cały samochód.Ale to nieważne,wszystko zakończyło się ogólno-koleżeńskim spotkaniem przy dobrej whisky 😉
Latorośl nabyła oprzyrządowanie i składniki do robienia sushi.Uraczyła nas swoją produkcją w niedzielny wieczór.To jeszcze nie była ta czysta poezja,jak w wykonaniu Krysiade(och,co była za uczta !),ale jest na dobrej drodze 🙂
Krysiade-serdeczności i daj znak życia !
W weekend ukazało się mnóstwo Waszych ciekawych zdjęć.
Ja oczywiście najbardzie się rozczuliłam oglądająć pierogi Brzucha
oraz te gryczane zamieszczone przez Alicję.
To chyba jakaś pierogowa obsesja 😀
Ciekawe co tam Pyra wyczytała ciekawego na temat mojego imienia….
Danusiu – mówisz i masz; cytuję dosłownie
„DANUTA – imię pochodzenia litewskiego. Osoba tym imieniem nazwana jest skrupulatna, wnikliwa, pracowita, o dużej kulturze osobistej. Lubi poznawać tajemnice życia, dlatego wiele czyta i studiuje. Ma wiele energii i temperamentu, który spożytkowuje na niwelowanie zmian w swoim życiu, sytuacji wynikłych na skutek dość częstego popadania w melancholijne zamyślenia. Do małżeństwa i rodziny, a także ciepła domowego, nie przywiązuje zbyt dużej wagi. Jest zwolenniczką różnych atrakcji miłosnych. A ponieważ nie raz próbuje wnikać w tajemnice wiary, popada w depresję psychiczną, której koniec znajduje w twórczości muzycznej.”
Pyro,
pochwaliłaś się książką, ja też chcę wiedzieć coś na swój temat 😉
Ja mam z kolei „Nazwiska Polaków” – skąd się wzięły i od jak dawna jest w zapiskach.
Mogę Ci, Alicjo, tę stertę komplementów przestukać, ale pewnie ktoś pomyśli, że to kolesiostwo… A niech tam
„ALICJA – jedni przypuszczają, że jest to imię greckie, drudzy, że pochodzenia germańskiego, albo nawet romańskiego.
Osoba o tym imieniu jest zaradna i twórcza, – może być nauczycielem, muzykiem, lub literatem. Jest bardzo oddana rodzinie, oszczędna w gospodarowaniu mieniem własnym, umie dobrze gotować wyszukane potrawy, które sama degustuje z wielkim apetytem. Umie także znaleźć się w towarzystwie różnego rodzaju, potrafi szybko przystosować się do sytuacji – ma duże poczucie humoru. Jest osobą lubianą.”
A Pyra teraz podrepcze do kuchni zająć się kurczaczymi wątróbkami, obieraniem i krojeniem jabłka do nich, bo cebula już się soli od pół godziny.
Ło Matko-zwolenniczka atrakcji miłosnych z depresja psychiczną
i twórczością muzyczną !
He,he.he-wcale się nie dziwię,że Pyra miała dobrą zabawę 😉
Danuśka, trudno Ci tę depresję pogodzić z atrakcjami miłosnymi ? 😉
Może stworzymy zespół muzyczny? Bo ja też mam coś z muzyką wspólnego. Jak już popadniesz w tę depresję i będziesz chciała widzieć jej koniec, daj znać 🙂
Ekstrawaganckie potrawy z egzotycznych składników musiały być drogie. Przypomniała mi się ” Uczta Babette”. To były czasy już po Rewolucji Francuskiej, ale Babette wydała na elegancką kolację dla ok. 10 osób / m.in. była też zupa żółwiowa/ całą wielką wygraną na loterii. Ona uważała, że było warto, bo przypomniała sobie dawne dobre czasy, kiedy byłą restauratorką w Paryżu.
YYC,
dziękuję za kolejne śniadanie. 🙂 Wygląda naprawdę pięknie.
Nisiu,
historia lotniskowa nie do uwierzenia. A myślałam, że mnie już nic nie zdziwi.
Trochę żałuję, że nie wybrałaś tej zupy z młodej pokrzywy, bo napisałabyś o jej smaku. U mnie w pobliżu rośnie sobie sporo ładnych pokrzyw i tak sobie o nich myślę kulinarnie. Poszukam jakiegoś dobrego przepisu.
Po przeczytaniu najnowszej notatki mam pewien nie dosyt, Od dawien dawna wiadomo że ludzie lubili sie bawić nawet dziś lubimy robić wystawne przyjęcia i grille. Nasze stoły uginają się od wielkich półmisków z pysznościami. W tej kwestii nic się nie zmieniło od pradziejów, kiedy to człowiek wynalazł ogień i pierwsze zwierze opiekł.
Fragment o dzikach przypomniał mi Asterixa i Obelixa dwóch dzielnych Gallów których przygody na naszych ekranach są prezentowane od lat. Mianowicie ów Obelix potrafił zjeść 8 dzików i być głodnym dalej, ale nie o tym.
Panie Adamie mam pytanie do Pana jako jednego z moich mentorów kulinarnych
Gdzie można wyszukać jakieś dobre wiarygodne przepisy z dawnej kuchni z wieków (XIX,XVIII,XVII) oraz średniowiecznej?
na koniec
Jedno jest szkoda że z tych obyczajów które Pan opisał została kultura jedzenia zbita do narożnika poprzez dania z torebek i kartonów, a sztuka restauratorska polega na zakupach w „stonce” i podawaniu niskiej jakości potraw w królewskiej cenie. Smutne to jest że tak nisko upadała w porównaniu z tym co Pan opisał kultura gastronomiczna w Polsce.
Alicjo,jak wiesz,do popadania w depresję to ja znowu,aż taka chętnie
nie jestem.Ale jakby co,dam Ci oczywiście znać 😉
Krytyno-mnie ta zupa z pokrzyw też trochę intryguje.Może podobna
do szczawiowej ?Mój Ojciec wspominał,że jadał ją w dzieciństwie,
ale w tamtych czasach wynikało to z biedy,a nie z potrzeby urozmaicania menu.
Przepisy z dawnych wieków dziś są nie do użytku. Wychodzą z nich dania niestrawne i niesmaczne. Ale jeśli ktoś chce eksperymentować…
Kuchnia XIX wieku obficie reprezentowana jest w książce „Kuchnia polska na nowo odkryta”. Z dawniejszych czasów zaś w kolejnym wydaniu „Compendium ferculorum” opracowanym przez Jarosława Dumanowskiego. Jest też (wspólczesna i do użytku ale oparta na starych przepisach) „W staropolskiej kuchni” Marii Lemnis i Henryka Vitry.
A ja mam na imię Piotr i tylko dla utrudnienia nazwisko od Adama.
Właśnie otrzymałam maila o następującej treści :
”
Jeśli marzą Państwo o doskonałym połączeniu sportu i sztuki oraz uwielbiają dobrą kuchnię, to Teatr Kamienica będzie w czerwcu dla Państwa miejscem idealnym.Można otrzymać kibicowski szalik, przygotowaliśmy też piłkarskie menu -tylko u nas zjedzą Państwo takie potrawy jak „Kaczka na spalonym”.
”
Tak się właśnie zastanawiam,czy chciałabym zamówić taką kaczkę?
Ale ze mnie żaden kibic,to może dlatego „Kaczka na spalonym”wydaje mi
się mało atrakcyjna.Natomiast nasza Haneczka,kibic wytrawny i
z najwyższej półki to może taką kaczuchę by zamówiła bez chwili wahania ?
Krystyno-wybacz moją literówkę.Dzisiaj zresztą mam dzień literówek.
😳
Panie Piotrze nie wiem jak przeprosić za tą Gafę przepraszam strasznie, na usprawiedliwienie napisze że wcześniej czytałem komentarz o pewnym restauratorze warszawskim na TT i stąd mój błąd proszę o wybaczenie.
Z całą pewnością Panie Piotrze zakupie jedną z poleconych przez Pana książek, interesują mnie te przepisy z ciekawości jaka mnie przywiodła do kuchni . Czyli tworzenie proces kreacji potraw.
Troszkę odbiegnę od tematu kiedyś kupiłem ładnych parę lat temu nie pamiętam który to z tygodników był ale w środku był insert z Pana przepisami na przetwory z grzybów i nie tylko. Moja mama zrobiła na podstawie Pana przepisu kiszone rydze rewelacja, Dziękujemy z mamą za udostępnienie tego przepisu .
Pozdrawiam
DJ Gotuje
Nie ma za co przepraszać DJ. To częsta i zabawna omyłka. A wkładka z przepisami była przed laty w mojej macierzystej „Polityce”. Ukłony dla Mamy!
PS.
Wymienione książki można kupić albo w antykwariacie, albo przez internet na Allegro. W księgarniach chyba juz ich nie ma. Powodzenia.
Jeszcze raz Dziękuje
Mama prosiła abym przekazał Panu panie Piotrze że lekko zmodyfikowała przepis na kiszone rydze tak jak sie robi tutaj u nas w Pieninach. Pokruszyła liście i ręcznie ugniatała grzyby w słoju .
Pozdrawiam
DJ Gotuje
Dla cierpliwych (film trwa 7 mn) i spragnionych zupy z pokrzyw:
http://www.dailymotion.com/video/x581ci_video-soupe-d-ortie_lifestyle
Starsza pani o śpiewnym akcencie zaczyna od lekkiego przysmażenia cebuli dodaje pokrojone ziemniaki i umyte i wysuszone pokrzywy, podgrzewa, soli i zalewa gorącą wodą. Po pół godzinie dodaje listki selera i miksuje całość. Smacznego 🙂
Po około pół godzinie dodaje listki selera i całość miksuje. Smacznego 🙂
Mikser spłatał mi figla 🙂
Lecimy Dreamlinerem
http://www.airlinereporter.com/wp-content/uploads/2013/05/LOT_7878_PS-03_06111.jpg
Pechowe 10% musi poleciec czyms innym 🙂
Za ekstra pare groszy mamy „economy plus”:
http://www.airlinereporter.com/wp-content/uploads/2012/05/ek.jpg
Za jeszcze pare groszy mamy „business clas-s”. W ramach tych groszy kuchnia jak marzenie. Chef’owie najlepszych krakowskich restauracji gotuja na pokladzie (warszawscy dla economy plus). Karta dan jak w Buckingham Palace. Tak, tak sprzedalem im swoj patent na jaja kosmiczne. Teraz kazdy moze je miec na sniadanie na trasie Chicago-Warszawa da sie lubic.
http://www.airlinereporter.com/wp-content/uploads/2012/05/LOT-2.jpg
Dla oszczednych economy bez plusa. Jedzenie z Biedronki. Tutaj umieszczamy te 10% co nie poleci. Moze nastepnym samolotem sie uda. A moze nie.
http://www.airlinereporter.com/wp-content/uploads/2013/05/LOT-3.jpg
Ewentualnie wszyscy poleca bo juz budujemy nastepnego Dreamlinera, ktory bedzie zabieral wszystkich na poklad bez wyjatku. Kiedys budowalismy nowy kraj a teraz marzenia. No chyba, ze jak z ta blondynka co leciala do Chicago w pierwszej klasie a miala bilet do economy. Znacie? Stewardesa prosi, zeby sie przesiadla a ta, ze nie i koniec. Szefowa stewardes kaze sie przesiadac bo bilet w economy a blondynka, ze sie nigdzie nie przesiadzie, mowy nie ma. Wreszcie kapitan szepcze do ucha cos blondynce. Ta wstaje i sie przesiada do economy (to tam gdzie jedzenie z Biedronki). Pyta zaloga kapitana co on jej powiedzial? A Kapitan: tylko tyle, ze pierwsza klasa do Chicago nie leci.
http://www.airlinereporter.com/wp-content/uploads/2013/05/PLL-LOT-S.A-.fot_.-Mariusz-Adamski-1.jpg
Prosze zwrocic uwage, ze w tym nowym Dreamlinerze sa zaklejone okna piolta. To dlatego, ze kpt. Wrona ich nie potrzebuje. Podwozia tez nie bedzie. Zbedny gadzet 🙂
Dla smakoszy jednak proponuje:
http://www.youtube.com/watch?v=xd0cOyPeJlQ
Adamie Piotrowski 😉
Faktycznie, nie pierwszy raz!
Do „Kuchni polskiej na nowo odkrytej” (ja mam chyba pierwsze wydanie, z 2005 r.) zagladam czasami choćby po to, by poczytać.
Nie jest ta kuchnia aż taka ciężka i niestrawna, można tam znaleźć wiele lekkich przepisów. Dla „naprzykładu”, otworzyłam na pierwszej lepszej stronie:
„Zupa ze szpinaku ze skowronkami.
6 skowronków zalać bulionem i zagotować smak. Szpinak ugotować, przetrzeć przez sito i juz nie gotować. Skowronki dodać do zupy.
„Kuchmistrz nowy dla osób osłabionych” Jana Syttlera, 1837
Mnie by serce pękło, zajadać się skowronkami 😯 , ale ciężkie to chyba one nie są?
http://www.youtube.com/watch?v=jEG12LTUxPE
Tam jest sporo ciekawych przepisów i dobrze się tę książkę czyta.
Przekażę Alicjo komplementy gdzie należy czyli do autorki. Skowronków też nie dręczę i nie jadam, choć ich tu na wsi zatrzęsienie. Cieszę się, że za kwartał spotkamy się i wymienimy uwagi o innych ładnych ptaszkach.
A ja tu nie mam skowronków 😯
Ale bardzo dobrze pamiętam je z Polski, latające wysoko i charakterystycznie świergolące, wysoko, wysoko pod niebem.
Nawet sobie znalazłam sznureczek:
http://www.youtube.com/watch?v=gF0Ky46Ltp4
Powoli odliczam dni do pierwszego skoku za Wielką Wodę, no i koniec sierpnia – wiadomo 🙂
Witajcie,
Wspominków ciąg dalszy: dotarliśmy do Miszkolca: http://www.eryniag.eu/2012/05/6258/
Sznureczek: https://picasaweb.google.com/104148098181914788065/Miszkolc#slideshow/5747211635242310194
Mam oczy królika – wyłączam maszynę. Może do jutra mi przejdzie? Zakropiłam
YYC,
podziwiałam Twoje pomidory w wiszącej doniczce. Dobry pomysł. Może jeszcze uda mi się gdzieś kupić takie sadzonki, a jeśli nie , to koniecznie w przyszłym roku. Pochwal się nimi , kiedy dojrzeją.
Ewo,
wydawałoby się , że gdzie jak gdzie, ale na Węgrzech takie sztandarowe potrawy jak zupa gulaszowa i naleśniki Gundela powinny być doskonałe. Ponieważ czasami gotuję zupę gulaszową, wiem, ile trzeba starania, żeby dobrze ją doprawić. Ale i u nas bigos bigosowi nierówny.
Takie klimaty jak te w Miszkolcu bardzo mi odpowiadają.
Przy okazji wspomnę Ci o naszych potyczkach z kretem, który całkiem niedawno dał znak, że żyje i ma się dobrze. Kupiliśmy takie piszczące urządzenie, które wkłada się w kreci kanał. Ponoć bardzo skuteczne i to na sporą odległość. Dźwięk słychać tylko z bliskiej odległości, więc ludziom nie przeszkadza. Koszt ok. 30 zł plus 2 baterie R20 -ok. 15 zł/alkaliczne/. Mam nadzieję, że wydatek się opłaci.
O godz. 20.20, czyli wkrótce w I progranie TVP pokazana będzie sztuka Juliusza Machulskiego ” Next -Ex”. Z zapowiedzi wynika, że może być bardzo ciekawa. Idę oglądać.
Ewo – dziękuję, jeszcze tam nie byłam. 🙂 Zupa gulaszowa z kociołka, która jadłam w csardzie koło Godolo, była naprawdę smaczna i dobrze doprawiona.
Krystyno,
mamy kilka takich urządzeń, ale u nas średnio się sprawdzają.
Dziewczyny,
Te naleśniki nie były złe w smaku, tylko lekko dziwił ten wyraźny smak kiełoów…
O gulaszu napiszę w następnej odsłonie 😉
Krystyno, nie omieszkam. Nareszcie cieplo robi sie w nocy wiec mamy nadzieje grozba nocnych przymrozkow przeminela i pomidorki beda sobie wisialy 24 godziny. Juz sie nie mozemy doczekac pierwszych zbiorow 🙂
W jednej doniczce doliczylem ponad 50 owocow w drudiej mniej ale ma duzo kwiatkow wiec mamy nadzieje na dobry zbior.
W tym tygodniu sadzenie reszty ziolek i fasolki szparagowej i salaty plus kwiatow w donicach na ganku. I koniec robot polnych. W lasku inna sprawa bo Basia zdecydowala nieco go podgolic. No, tak dookola domku, zeby oczu galezie nie wykluly. Siokorowy Lasek zieloniutki jak arbuz a bazancie krzaki (widac na zdjeciu z pomidorem) zielone i sie wlasnie zolca malymi kwiatkami. Maliny posadzone (sarny nieco podskubaly ale chyba beda OK), dzikie wino tez i ostanie krzaczki pod plot zakoncza roboty. W sam raz na Euro 2012.
Wzialem sie tez za przesadzania malych swierkow i krzakow co sobie powylazily tu i tam a ja im zmieniam miejsce zamieszkania. I to chyba wszystko z frontu robot polowych w tej pieciolatce. Od przyszlego roku tylko dbanie o to co zostalo zrobione 🙂
Miejsce na ognisko wybrane. Bedzie trzeba zaprosic harcerzy i harcerki na jakies kielbaski i podchody w lesie 🙂
Tyle drzewa dookola, ze mnie korci zbudowanie indianskiego tipi. Tylko skad ja wezme te bawole skory?
Zupy gulaszowe to pamietam najlepiej z restauracji „Budapeszt” w Warszawie i „Peszt” w Lodzi (albo odwrotnie) starymi czasy i u „Sabaly” dwa lata temu. Wszystkie mi bardzo smakowaly a przede wszystkim ladnie w tych kociolkach podane 🙂
Tutaj najlepsza gulaszowa jadlem w klubie austryjackim.
Te papryki to dla mnie, Ewa 😎
Poszłam na ogródek, już nie pamiętam po co, a skończyło się na wyrywaniu melisy. To cholerstwo jest tak inwazyjne, że opanować się nie da. Parę dni ciepła i deszczu – i rozrosła się wszędzie 🙄
Ja jej nie żałuję, ale niech nie włazi mi tam, gdzie jej nie posiali 👿
Z ogródka zniknął mi tymianek zwyczajny, ostał się tylko cytrynowy (znakomity do ryby zwłaszcza). Na szczęście przetrwał na rabatce przed domem, będę musiała trochę przenieść do ogródka.
Do beczki zamiast tradycyjnie bazylię, w tym roku wsadziłam nasturcje. Bazylia do donic. No, lato w pełni!
Teraz tylko wymysleć należy jakis fortel na porzeczki…zielone już są, ale czy ja doczekam się czerwonych, zanim mi jakieś prosię zeżre?! Nowy, pożycz ten winchester!
Alicjo,
Jeżeli Zgaga zgodzi się pośredniczyć we wrześniu, to nie problemu 😉
Godollo, Asiu? Trzeba będzie tam kiedyś pojechać. W Budapeszcie też mnie jeszcze nie widzieli… 😉
Godollo z letnią rezydencją Franciszka Józefa i Sissi: http://www.godollo.hu/
Wcześniej zgubiłam jedno „l” 🙂
dzień dobry …
poranek śliczny .. ptaki się drą … jak dobrze mieszkać 100 m od parku i pola w wielkim mieście … 🙂
witaj przy stole DJ Gotuje … 🙂
Krystyno ostatnio bardzo polubiłam teatr w TV … a wczorajsza sztuka zabawna i dobrze zagrana …
@asia:
podpadlas dziewczyno…
z punktu widzenia wielce waznych wegrow
(tutaj nie roznia sie niczym od prawdziwie polskich polakow, czy niesamowicie niemieckich niemcow etc.)
: trudno wybaczalne.