Pięć przykazań Jiro
Zacznę właśnie od tych przykazań. Jest ich zaledwie pięć:
1 Traktować swoja pracę poważnie.
2 Ciągle rozwijać się.
3 Utrzymywać czystość.
4 Być lepszym liderem niż współpracownikiem.
5 Uważać pracę za pasję.
Przestrzegając wszystkie pięć reguł można – i to po latach – zostać najwybitniejszym w Japonii mistrzem sushi. A jest to równoznaczne z byciem najlepszym na świecie w tej kategorii. Jiro Ono taki właśnie poziom mistrzostwa osiągnął. I to wiele lat temu. Dziś, ten 85-latek nie obniża lotów, ani nie myśli o emeryturze. Dzień w dzień po 10 godzin ( a czasem i dłużej) lepi w sprawnych dłoniach małe arcydzieła z ryżu ozdobione krewetkami, tuńczykami lub innymi morskimi stworzeniami pływającymi wokół japońskich wysp.
Jiro Ono (pierwszy z lewej, obok starszego syna) jest właścicielem chyba najmniejszej restauracji na świecie. Może w niej bowiem naraz delektować się jego sushi zaledwie dziewięć osób. Miejsca rezerwowane są wiele tygodni wcześniej. A najtańszy zestaw sushi kosztuje (w przeliczeniu na złote)1200 zł. Górnego pułapu w zasadzie nie ma. Restauracja Sukibayashi Jiro mieści się w podziemiach obok stacji tokijskiego metra. Nie ma w niej miejsca na toaletę, która jest poza lokalem. Kuchnia jest ciasna. O standardzie restauracji świadczy więc lśniąca czystość i mistrzostwo Jiro. To właśnie sprawiło, że Sukibayashi szczyci się trzema gwiazdkami przyznanymi przez przewodnik restauracyjny Michelina.
Mistrzostwo Jiro i klimat panujący wokół jego lokalu zafascynował reżysera Davida Gelba. Ten zaś z kolei zainspirował jednego z najwybitniejszych kompozytorów muzyki filmowej Philipa Glassa, zaangażował także jednego z najbardziej znanych japońskich krytyków kulinarnych – Yamamoto i w tym trójkącie powstał niezwykły film o smaku, uporze, filozofii, dążeniu do doskonałości ale i sadyzmie wobec innych. Przede wszystkim wobec rodziny.
Film „Jiro śni o sushi” wszedł właśnie na polskie ekrany i polecam go wszystkim miłośnikom japońskiej sztuki kulinarnej. Choć nie tylko, bo dzieło Gelba nie jest zwykłym reportażem prezentującym niezwykłego człowieka, egzotyczny kraj, odmienne od znanych nam obyczaje, ale także – a może przede wszystkim – starca z charakterem wykutym jak z granitu, który nie waha się zabronić swym synom studiów, zmuszając ich do pójścia w jego ślady. W dodatku, jako, że nie ma najmniejszego zamiaru udać się na emeryturę, muszą oni – mimo upływu lat – być tłem dla mistrza.
I odradzam ten film widzom (nad)wrażliwym. Zgodnie bowiem z japońskim obyczajem i kulturą ryby czy ośmiornice są po prostu produktem kulinarnym. Krew płynie więc po ekranie wartko, a ryby zanim staną się filetami bywają przybite do kuchennego blatu za ogon.
Po seansie, wśród opinii pełnych zachwytu, usłyszałem i przysięgi, że nigdy więcej sushi nie znajdzie się na talerzu smakosza-wrażliwca.
Film niewątpliwie wart jest obejrzenia.
Komentarze
1200 zł za najtańsze sushi ?
Takie sushi portfel do cna Ci wysuszy 😉
Tym niemniej opcja bilet do kina za 20 zł + wytworna filiżanka zielonej herbaty na deser wchodzi w rachubę 🙂
Miłego dnia !
Te przykazania można odnieść nie tylko do pracy w restauracji. Są pieknie uniwersalne.
Dzień dobry,
Przedsmak filmu:
http://www.youtube.com/watch?v=M-aGPniFvS0
Mam nadzieję, że synowie pana Jiro Ono pokochali sushi równie mocno jak ich ojciec.
Bo jeśli nie, żyją w cieniu wielkiego ojca, bez wyboru własnej ścieżki.
podobno najlepsze lody w Krakowie .. ja wolę nasze …
http://www.gazetakrakowska.pl/artykul/429839,kawalek-prawdziwej-italii-na-slawkowskiej,id,t.html?cookie=1
Jolinku, o ilu ja już miejscach w Krk słyszałam w kontekście rzekomej lodowej najlepszości! — całej rodzinie nie starczyłoby palców do policzenia adresów!!!… 😀
A kalwarianie twierdzą, że ichnie (w rynku) są naj w całej Małopolsce albo i w Karpatach…
…co przypomina, że najlepsze lody (i niedrogie – to apropos wpisu ;)) jadłam miesiąc temu na Przegibku (Beskid Żywiecki, Worek Raczański) — najlepsze dlatego, że mogłam sobie na nie pozwolić (przerwę od mówienia i śpiewania mając) i najlepsze bo lampa, endorfiny, całodzienny marsz po śniegu i lodzie, antycypacje, beztroska i bezstres… itp. … ;D
P.S. Skoro już mi się zerknęło do Łasuchów (a Jolinek Sławkowską przywołała) – pochwalę się, że (przed)ostatnio zerknęłam w Sławkowie do słynnej a(A)usterii – najstarszej (prawdopodobnie) spośród istniejących polskich karczm. Zjeść by się tam wówczas nie dało nawet gdyby ktoś miał czas i ochotę* — wszystkie sale porezerwowano na przyjęcia komunijne… lecz ten wystrój, ta sień!… 🙂
______
*w takie niedzielne poranki majowe, jak AD 2012, piknik jest dla mnie opcją typu „numer jeden i długo, długo nic” 😀
„o! moj rozmarynie rozwijaj sie….”
prawdopodobnie chodzi o WIEDZE i UMIEJETNOSCI, panie @gospodarzu…
japonski etos pracy kladzie nacisk na nieustanna nauke,
a zasuwa sie tam do grobowej deski;
ot, taka filozofia…
Beethoven by się wkurzył.
a Bogumił by się (z)martwił…
.
.
.
/tym japońskim monopolem na/
Nie chwytam. O B. napisałam, bo trailer był zrobiony pod Siódmą.
Na stronie głównej „Polityki” można przeczytać artykuł, o którym niedawno wspominałam : Polscy superkucharze podbijają nasze podniebienia. Ziemia do gryzienia. Można się nim trochę zainspirować.
Bardzo dobre lody w Gdyni można zjeść w kawiarni ” Mariola”. Lodziarnia o tej nazwie wytwarza lody od 1966 r. i zawsze miały one wielkie powodzenie. Firma rozrasta się i ma już lokal m.in. przy ulicy Świętojańskiej, gdzie ostatnio właśnie te lody jadłam.
A wczoraj spotkałam mnie miła niespodzianka kulinarna, mianowicie dostałam młodą wiejską kurę. Oczywiście w stanie gotowym do gotowania rosołu. Na razie w kawałkach powędrowała do zamrażalnika.
Pa, do zobaczenia za dwa tygodnie . Wyruszam na wakacje.
Małgosiu-udanych wakacji 🙂
A gdzie się wybierasz ?
A slynne lody u Wlocha w Sopot to jeszcze istnieja? Kiedys bylo dwoch Wlochow. Ten blizej Mola to istnial jakies 10 lat temu jak bylem. Malaga byly moimi ulubionymi. No i Parasolnik niezapomniany widywany na Monciaku i w ogole. Choc tu lody sa calkiem dobre.
Sushi to sushi. Jesli taki krwawy ten film to pewnie sobie daruje. Po co sobie psuc radosc z sushi.
Wczoraj wieczorem szparagi zielone. Wyszly mi rewelacyjnie, ze tak skromnie to okresle. W sam raz soli i cukru szczypte. Oczyszczone i mieciutkie a jeszcze nieco „chrupkie” czyli nierozgotowane. Maselko z bulka. No brylant, no istny cud.
Zaczyna byc cieplo 🙂
Malgosiu baw sie wysmienicie i smacznie 🙂
Tutaj sznureczek do Jiro Sushi jesli ktos sam nie zajrzal, ktory byl podany obok sznureczka Aliny. Znany facet robiacy programy podrozniczo kulinarne (nie wiem czy znany w Europie)
Lepiej widac rozne rodzaje sushi. Ciekawostka. W pewnym momencie rozmawiaja o ryzu i pada stwiedzenie, ze ryz ma temperature pokojowa. Pamietam ktos tu kiedys filozofowal jaka ma byc temeratura ryzu i iles tam dziesiatych stopnia ponad czy ponizej.. he, he. Okazuje sie ze najlepszy mistrz sushi swiata serwuje ryz w temperaturze pokojowej 🙂
Inna ciekawostka. U Jiro je sie sushi tylko palcami. Nie dodaje sie sosow (soja) czy wasabi bo jest podane tak jak ma byc. Czesc ryz jest marynowana przez minute czy pare. Chyba skocze dzisiaj na sushi do mojego miejscowego Jiro Sushi 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=asH4jhr8E20&feature=related
Errata: Czesc ryb jest marynowana….. (nie ryz)
Kiedys dawalem juz zdjecia, ale mala powtorka z rozrywki. Moj Jiro ma na imie Mija i nie ma 3 gwiazdek ale ryz podaje we wlasciwej temperaturze 🙂
Ostanio co prawda chadzam do Kenzo (ryz podobnie) gdzie zawsze tloczno i wesolo. A ze znaja mnie tym bardziej przyjemnie i zawsze podadza cos ekstra na sprobowanie.
https://picasaweb.google.com/117780101072784579146/Sushi#slideshow/5413153676296853586
Przejrzałam odrobinę na 1 oko – żeby się przywitać i Małgosi W życzyć udanych wakacji. W międzyczasie Nemo minęła połowa, Cichal zaczyna rejs, a Zgaga „babciną” podróż. I tak będzie przez kwartał ci odlatują, ci zostają”
Do jutra.
yyc-o zasznureczkowanym przez Ciebie Anthonym Bourdain wspominał,zresztą chyba nie raz,nasz Gospodarz :
http://adamczewski.blog.polityka.pl/2011/03/21/ruchem-konika-szachowego-skakal-bourdain-po-swiecie/
A kiedy tak sobie czytałam o Twoich boskich zielonych szparagach,
to aż dreszcz emocji po plecach mi przeszedł,bo akurat na ogniu stały właśnie przed chwilą moje szparagi.A ten dreszcz mi przeszedł,
bo w duszy sobie życzyłam,by smakowały,jak u Ciebie 🙂
Ufff! Udało się!Już ugotowane,już nawet zjedzone,zjedzone do końca.Już ich nie ma,bo też wyszły cud miód malina:-D
Były pół na pół:pół z tylko z oliwą,a pół z masłem i bułką tartą.
Pyro-będziemy toastować za twoje oko.I prawe i lewe 🙂
Trzymaj się,będzie dobrze !
Danuska, no to nam sie szparagi udaly 🙂
Tego Bourdain’a nie pamietalem z blogu. Widzialem pare jego programow i na ogol mi sie bardzo podobaly. Kiedys gdzies po Ameryce Poludniowej sie krecil i bylo to bardzo przyjemne. Czasem sa tu znani, a nie w Europie, a czasem odwrotnie. Wiec na wszelki pisze kto on. To sushi trzeba oddac bardzo apetyczne wygladalo 🙂
Takie cos znalazlem czytajac o sushi:
http://homepage3.nifty.com/maryy/eng/samples.htm
yyc-oglądając Twój filmik miałam ochotę usiąść tam obok Antoniego i zajadać owo sushi wespół w zespół.Ale on pewnie zajadał gratis,
a ja musiałabym,jak nic owe circa about 300 dolarów wysupłać 😉
I potem na bilet powrotny do Warszawy,by mi zabrakło 🙁
Dzisiaj rozwiązywałam w domu zagadkę,rodem z Sherlocka Holmes’a.Latorośl zapowiedziała,że podczas mojej nieobecności wykona ciasto-niespodziankę.Ok,niech wykonuje.
Wracam ci ja z pracy i widzę po śladach,że działalność kulinarna
w kuchni miała miejsce.Nawet corpus delicti w postaci skorupek od jaj w śmietniku nie uszedł mej wzmożonej uwagi.
Tylko GDZIE JEST TO CIASTO ??? W lodówce nie ma,w piekarniku nie ma,na stole nie ma.W domu też nikogo nie ma,wszyscy poszli gdzieś w dal do swoich zajęć.Pomyślałam,że może zabrała dla Ukochanego,rodzicom nie pozostawiwszy ani okruszyny 🙁 🙁 🙁
Pogrążona w zadumie poszłam na balkon schować fotel przed deszczem.I co znalazłam? Ciasto! Stało sobie spokojnie na balkonowym stole,po prostu stygło.Szczerze mówiąc trochę dziwne w smaku,ale zjeść się daje.
Po szóste bym dodał, że praca jest pracą a i tak najważniejsze są chwile spędzone z rodziną i przyjaciółmi.
Sopocki Parasolnik stoi sobie w Sopocie w postaci rzeźby z brązu. http://polskierekordy.pl/rekord/pomnik-parasolnika
Czy lody od Włocha jeszcze istnieją ? Oto jest pytanie . Nie wiem. Na pewno są jeszcze różne budki z lodami w miejscach, gdzie istniały one w zamierzchłych czasach, czyli i w starym ustroju, i w minionym wieku. Ale jest teraz tyle różnych miejsc, gdzie można zjeść lody, że chyba nie ma już jakichś szczególnie sławnych. Może sopocianie są lepiej zorientowani. Ja zresztą wolę jeść lody na siedząco niż na chodząco.
Danusko, to samo sobie pomyslalem. On pewnie nie placi a jeszcze jemu placa…. i podrozuje sobie czyli dwie najwieksze radosci w zyciu. Tylko pozazdroscic 🙂
Kiedys ROMek zrobil polmisek chrustu i szczesliwy poszedl spac z mysla, ze rano rodzina po przebudzeniu zobaczy piekny polmisek z faworkami. Nie przewidzial, ze pies byl szybszy i po chrustach zostal tylko wylizany polmisek 🙂
No chyba, ze to bylo inaczej i ja znowuz jak to radio Tirana nadaje 🙂
Informacja niezbyt aktualna, bo z 2009 r. Sprawdzę ją przy okazji pobytu w Sopocie, ale chyba nieprędko, bo Sopot latem jest do zniesienia tylko dla mieszkańców i turystów. http://kawowy.blogspot.com/2009/05/na-lody-do-wocha.html
Danuśka,
widzę, że latorośl ciagle rozwija się kulinarnie. Może też eksperymentuje ze składnikami. Czyżby w Warszawie padało ? Na Wybrzeżu panuje susza i nawet nie wolno podlewać ogródków/przynajmniej w naszej gminie/. Wypatruję więc deszczu z utęsknieniem.
Krystyno, jeden Wloch (tak mowiono jak dzieckiem bedac spedzalem wakacje w Sopot) byl blisko mola kolo Alpagi (?). Nad nim zdaje sie byl SPATiF. Drugi na przeciwko ORBISU (na rogu byl, jesli dobrze pamietam) na przeciwko ulicy dochodzacej do Monciaka, a na ktorej to ulicy mieszkalismy przez pierwsze lata. Tyle lat temu to bylo a lody pamietam do dzis. Oba popularne wtedy miejsca i kolejki niezle ale w miare szybko szlo. Inne lody, ktore z Sopot pamietam to Calypso w takiech sreberkach z patyczkiem sie dostawalo i albo nim jadlo albo wbijalo w lod i lizalo na patyku 🙂 Wygladaly jak male kostki masla czy serka bialego.
Mama nas oczywiscie zabierala do Grand Hotelu na Melbe. To byly czasy. Jesli bylismy w czasie trwania festiwalu to i gwiazdy piosenki swiatowej dookola a na parkingu przed hotelem zachodnie samochody lsnily 🙂
YYC,
to Ty już jako dziecko prowadziłeś światowe życie, choć w skali krajowej. 🙂
A lody w sreberkach , czyli ” na patyku” nadal są do kupienia w sklepach spożywczych w dużym wyborze.
Na zdjęciu powyżej jest właśnie lodziarnia ” Milano” , czyli tego Włocha w pobliżu mola.
Nie samym Miszkolcem człowiek żyje
http://www.eryniag.eu/2012/05/6294/
Stolowalismy sie u Pani Ani (tyle tylko pamietam) na tylach ORBISU. Na pierwszym pietrze. Nie latwo sie tam bylo dostac bo byla znana i popularna. Stolowali sie u niej aktorzy kabaretu Wagabunda podczas pobytu w Trojmiescie. Pamietam kiedys ktos otworzyl klatke z papuzkami i papuzki fru plecialy. Jedna w koncu siadla na talerzu Kobieli. Kobiela z nia gadal jakis czas. Nie pamietam szczegolow ale wiem, ze smiechu bylo co nie miara. W ogole bylo to fajne miejsce bo poza pysznym jedzeniem to i towarzystwo pamietam bylo bardzo udane. Czesto z plazy szlismy do Grandu na obiad. Na dole bez przebierania sie byla wielka sala (czesciowo chyba na zewnatrz). Zupe przynosili w kubkach z ktorych dopiero nalewali do talerzy. Kto to jeszcze pamieta? Pamietam, ze czesto jako dodatek do glownego dania byl „bukiet z jarzyn” 🙂
Ale ta melba popoludniem po plazy na gorze w kawiarni w srebrnych kielichach byla przebojem. Czasem obiad (kolacja) na werandzie i wypatrywanie swiatel Helu 🙂
No dobra dosyc tych wspomnien….
Ten patyk sie wbijalo przez sreberko, ktore potem uwaznie rozpakowywalo i sciagalo 🙂
Wtedy tylko calypso pamietam z Trojmiasta, pozniej byly juz wszedzie.
Inny obrazek to kolejka z Gdanska do Gdyni Glownej Osobowej czy dalej do Wejherowa. Takie zolto-niebieskie wagoniki tylko w Trojmiescie widzialem wtedy. Wypady do Juraty i Jastarni albo na sam Hel. Parowa lokomotywa i zolnierzyki w lesie. Niezapomniana biala flota i „Panna Wodna” przerobiona z poniemieckiego scigacza. Moj ulubiony stateczek. Najwieksze wtedy „Mazowsze”, ktore sie kolysalo zawsze za mocno. A w Gdyni u nabrzeza niszczyciel „Burza” a pozniej „Blyskawica” (czy odwrotnie). No i Batory na ktoym bylismy chyba dwa razy. Pozniej stal jako hotel ale to juz byl ten nowszy nie blizniak „Pilsudzkiego” „Znaczy Kapitana”. „Dar Mlodziezy” jesli byl to byl super atrakcja. Wycieczki po porcie i te male prywatne sklepiki jak prywatne Pewexy 🙂
@pyra:
jeszcze raz przepraszam, nie wiedzialem, ze tak cie rabne…
na pocieszenie masz szesciu pancernych i nie jedna alicje…
zdrowia!
Smazalnie czy szaszlykarnie (takie wielgachne rozny) kojarza mi sie z pozniejszym okresem licealnym czy studenckim.
No nic to juz rzeczywiscie tyle.. 🙂
Dlatego Sopot mam w sercu po Kaliszu a przed Wroclawiem w ktorym sie urodzilem no i troche mieszkalem.
Dar Modzieży zwodowano w 1982 roku. Jeżeli wcześniej – to był to Dar Pomorza, który zakończył pływanie w ’81 roku. Teraz jest to muzeum. Też piękny statek…
Suszi sama często robiłam, teraz jakos poszło w zapomnienie. Jest do tego specjalny ryż, mniejszy i okrągławy, dobrze sie lepi. Resztę składników – różnie, trawę morska do zawijania można kupić w dziale międzynarodowym tych wielkich sklepów spożywczych w Polsce.
Robiłam wegetariańskie (jajko na twardo, słupek ogórka, selera naciowego, słupek awokado, trochę ikry rybnej, jak była spod ręką, a z ryb najczęściej świeżego łososia. Różne mieszanki, co było pod ręką. Poeksperymentowałam, dobre było, ale teraz z lenistwa dryp-dryp do jednej z japońskich restauracji 😉
I dodam, ze bez wasabi to dla mnie suszi niezbyt suszone – ja lubie ostre! Soi natomiast ledwie-ledwie. http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Food-strona-Alicji/Sushi.jpg
Te takie sushi jak Alicjowe zawsze mi przypominają pokrojonego w kawałki węgorza napchanego czymś dziwnym.
Węgorza nie tykam! Zresztą, nie wszystkie są zwinięte w morskie zielsko. Zajrzałam na poniższą stronę i dobrze, że jestem po obiedzie!
Zupy z rybr fugu nie serwują w moich japońskich restauracjach. To by były dopiero emocje 😉
http://www.sushimag.com/
A poza tym u mnie trzydziestostopniowa sauna w cieniu, ledwie dycham. Zimno – źle. Upał – źle 🙄
Pozdrawiam pieknie z Wysp Dziewiczych (VI) dokladnie z San Thomas. Nie mozemy plynac na polnoc bo na wysokosci Florydy szaleje tropikalny sztorm „Beryl”. Jak sie przemiesci, to zrobi nam miejsce. Juz nieco za cieplo, za goraco. Amerykanie mowia, ze o tym czasie juz dzentelmeni tu nie przebywaja. Widocznie nie jestem…
Przepraszam za paskudna forme, ale pisze nie na swoim komputerze i nie chce instalowac polskich diakrytykow, a to takie proste!
Ooo, Cichalino, jakbyś zapłynął na Anegadę, to każ sobie ugrilować lobsterka w tej knajpie na plaży od południa wyspy!!!
A w ogóle pomachaj łapką BVI (Wy jesteście tylko na amerykańskich?) od czterech dzielnych żeglarek rumowych…
dzień dobry ..
lody i podróże .. znaczy sezon ogórkowy się rozgaszcza … 🙂
Krystyno-tak,spadł u nas wczoraj mały deszcz z dużej chmury.
A Latorośl rzeczywiście eksperymentuje kulinarnie i czasem odnosi sukcesy,ale wpadki też się zdarzają.
Cóż,na Wyspy Dziewicze z nad Wisły daleko,oj daleko !
Upały też jakoś oddaliły się na inne kontynenty.
Mnie rannym świtem wygonił spod kordełki katar zupełnie niedziewiczy,bo już od miesiąca zadomowiony.
Pyłki majowe szaleją 🙁
Żaden grilowany lobsterek na obiad się nie szykuje.Będzie tuńczyk
z puszki w sałatce i pierogi z truskawkami.Miły,letni obiadek.
Pierogi z pierogarni poleconej mi ostatnio przez koleżankę.Jadłam
u niej w gościnie.Naprawdę znakomite,lepione przez doświadczone, ukraińskie ręce.
Pozdrawiam i życzę wszystkim udanego dnia 😀
Jolinku-ranno-świtowe pomachanko 🙂
Właśnie przemknął pod moimi oknami osiedlowy sąsiad.
Biega codziennie,figura licealisty,ma chyba ok 65-67 lat.
Danuśka wstawanie wczesne przez katar to przykrość … są teraz leki na alergie .. nie stosujesz? … odmachanko … 🙂 … ja jakoś nie mam presji na bieganie chociaż mam gdzie .. ale ćwiczę rano dla dobra kręgosłupa .. niestety do figury licealistki brakuje mi – 10 kg .. ale się tym tak bardzo nie zamartwiam bo ciągle mam jakiś cel do zdobycia … 😉
Echh wczoraj nie miałem dostępu do internetu a tu mój ukochany po za polskim klimat kulinarny. Jestem zakochany w kuchni Japońskiej. Choruje bo nie stac mnie na wyjazd do Japonii a chciałbym zwiedzić Kyoto, Edo (dawna nazwa stolicy Japonii Tokyo). Może mnie dziś pamięć zawodzić ale mam nadzieje że dobrze pamiętam jest Kyoto gdzie chciałbym sobie kupić oryginalne noże do kuchni Japońskie ze stali damasceńskiej. W ogóle marzy mi się spróbować ryby Fugu ale nie hodowlanej a tej morskiej. Ach Panie Piotrze rozmarzyłem się. Na film o Jiro niestety będę musiał poczekać na dvd może wtedy będzie mnie stać kupić bo na razie to ciemno widzę przyszłość. Moja kuchnia trzyma mnie przy życiu