Prawie każdy lubi chrupać
Nie wiem na czym to polega ale lubię potrawy, które chrupią. I nie tylko ja. Wiedzą o tym producenci, więc zarzucają swoją wędkę z chrupką przynętą a my ją łykamy i chrupiemy.
Ostatnio firma Knorr wypuściła na rynek mnóstwo sosów do sałat, które próbowałem i nie wzbudziły mojego zachwytu. Były jadalne. Nie żałowałem, że się wdałem te degustacje ale też nie powtarzałem prób ponownie. Zdecydowanie bardziej wolę sosy przyrządzane na bazie octu balsamicznego i oliwy z różnymi przyprawami robione własnoręcznie i dojrzewające pewien czas w domu.
Na koniec zrobiłem dwie próby z chrupką panierką ( w tym serową) do udek kurczaka. I to był dobry wybór. Udka zachowały soczystość a pokrywa zewnętrzna chrupała tak apetycznie, że sąsiedzi zza płotu domagali się poczęstunku.
Próby będą więc ponawiane. Mam też nadzieję, że tych chrupkości będzie jeszcze więcej gatunków. Jeśli nie to sam będę je modyfikował. Nadają się do tego np. ziarna sezamu, pokruszone orzechy a nawet ususzone dokładnie i pokruszone różne ciasteczka np. piernik. Tylko, że np. przy słodkiej panierce dodawałbym element ostrości, choćby pokruszone peperoncino. Tu można puścić wodze fantazji. Oczywiście nie do kresu wytrzymałości stołowników.
A chrupkie udka nadają się jak mało co na wszelkie pikniki i wyprawy do lasu czy w góry. Łatwo je zapakować i nie tracą smaku podawane na zimno.
Komentarze
Dzień dobry.
Cny Gospodarz jest człekiem łagodności pełnym – ja nie. Z całą odpowiedzialnością zapodaję, że sosy sałatkowe Knorr’a z torebeczek, są f a t a l n e. Jak na mój gust nie nadają się do jedzenia. Młoda się kiedyś pokusiła i kilka sztuk tego „specjału” do domu przywlokła. Po kilku próbach leży reszta w szufladzie i czeka na generalne porządki. A rozmaitości do panierek stosuję od lat, tylko trzeba pamiętać o kilku ograniczeniach : orzechy, wiórki kokosowe i migdały znoszą tłuszcz o znacznie niższej temperaturze, niż panierka bułką, chlebem itp – a jeżeli smaży się w niższej temperaturze, to dłużej, a wtedy zawartość patelni chłonie więcej frytury.
W czasie ostatniej wizyty Marialki zgadałyśmy się o słodkich przyprawach – a było tak: na stole stały ciasteczka, a m.in amaretto włoskie.I wtedy właśnie Marialka (z racji więzów rodzinnych i wielu pobytów w Italii doskonale znająca tamtą kuchnię) opowiedziała mi, że amaretto (słodkie, jak diabli przecież) bywa kruszone drobno i służy do posypywania po wierzchu mięs glazurowanych w ostatnim stadium opiekania. Można też posypywać nimi sałaty wyraziste (rukolę, endywię, cykorię) jeżeli w zestawie sałatkowym są np cytryny krojone w kosteczkę, albo dawać przekrojone na pół truskawki skropione lekko balsamico, posypane czarnym pieprzem i amaretto (!) Podobnie ze świeżymi figami.
Asiu, tak, Deker zaliczony, ale jakoś bez rewelacji 😉
Rewelacją poniekąd jest za to dacquoise od Sowy. Co do sosów torebczanych – zdecydowanie zgadzam się z Pyrą.
grysik kukurydziany tez jest niezly jesli idzie o „efekt chrupkosci”;
sosy staram sie robic sam, bo tak jest najlepiej, ale wiem, ze nie zawsze czlowiek ma czas na wlasnorecznie zrobiony n.p. majonez, do czego jednak szczerze zachecam.
W Poznaniu przeprowadzono konkurs dla amatorów na „ciacho kibica” Wygrał nader prosty przepis czytelniczki, a efekt konkursu od dziś do sprzedaży wprowadza kawiarnia „Ekspresowa” i część cukierni. Przepis rzeczywiście prosty – biszkopt przecięty na 2 warstwy, skropiony wodą z cytryną, pokryty zmiksowanymi truskawkami zmieszanymi z krzepnącą galaretką, zastudzone to, potem pokryte grubą warstwą bitej śmietany z żelatyną rozpuszczoną w odrobinie mleka, przykryty drugim blatem biszkoptowym, który zostaje pokryty resztą (ok 1/3) bitej śmietany. Dekoracja „piłkarska” Po zastudzeniu ciastka „narodowe” pocięte w porcyjne kostki. Rzeczywiście proste i nie pracochłonne.
Parafrazując hasło reklamowe: co Knorr, to niestrawność…
Ilość glutaminianu sodu i dodatków z tablicy Mendelejewa czyni te sosy, panierki, kostki po prostu trującymi.
Kto raz przeczyta etykietę, nigdy nie włoży tego do ust. I żadne peperoncino, sezam czy orzechy tego nie zmienią.
Po co pisać o Knorze na blogu dla smakoszy i przez Smakosza prowadzonym…? Czy tylko mi pachnie to promocją….? 🙁
Chesel – no, to pojechałaś po bandzie, krajanko. Gdzie Ty widzisz promocję?
To jest totalne obgadywanie producenta! I kto Ci karze na produkty tej firmy jeszcze panierki orzechowe dawać? Oj, coś z Tobą dzisiaj nie tak.
Już od rana drobne chrupanko na niekoniecznie
świąteczne me śniadanko.
Panierkę złotą zaś schrupiemy,gdy obiad wreszcie
głodni zjemy.
Kolacja to piękna dekoracja
i kolejna do chrupana jest atrakcja.
Wiadomo,lepsze radosne jest chrupanie
niźli nieznośne pod bokiem Twe chrapanie 😉
Ale chrupanie to nie zajęcie
na ważne jest zebranie.
Chrupanie gdzieś obok w kinie
czasem niestety Cię nie minie.
Zakupy jednak zróbmy,
chrupacze różne kupmy !
Chrupmy często,kolorowo-
marchewkowo,cykoriowo,
oby tylko nie czipsowo
ostrzegają,że niezdrowo !
knorr to gigant i oczywiscie 08/15
ale ma tez rzeczy dobre, a mianowicie to od czego przed bodajze stu laty zaczynal – kostki bulionowe;
@chesel:
czy mamy byc bardziej papiescy, niz sam papiez?
Będąc młodym turystą caravaningowym na rubieżach obozu przodującego i nawet poza nimi wraz z Ukochaną zaopatrywałem się w zupy i sosy Knorra. Nie z upodobania to wynikało lecz sknerstwa. Zupy rodzinnie zwane zupami z knura zjadaliśmy dla podtrzymania sił. Sosy, fixy i podobne świństwa dodawaliśmy jakoś tak. Najchętniej jadaliśmy schab pieczony i zawekowany w maśle. Żaden knur nie był do tego potrzebny i smakowało najlepiej. Ale pojemność lodówki była ograniczona i trzeba było uzupełniać jadłospis jakimiś rizottami, makaronami i innymi przysmakami, do których sie trochę pokrojonych suchych wędlin i serów dodawało, wreszcie pokrywało knurem. Nie wiem, czy na tym blogu wypada w ogóle pisać o czymś takim. Może Chesel ma rację, że to tutaj nie uchodzi.
Knorr nie zaczynał od kostek bulionowych. Te wprowadził dopiero w latach 1880-tych. W 1873 wprowadzili zupy, głównie grzybowe. Zaczynał od siekania cykorii sprzedawanej następnie producentom przedniej kway.
Dzień dobry,
specjalnie udałem się do kuchni i zobaczyłem:
Faktycznie, do surówek używam sosu z torebek rzeczonej tu firmy. Trochę wody, trochę oliwy, zamieszać to wszystko i gotowe. To nie jest gorsze od tego co sam namieszam. Aby nie być posądzony o kryptoreklamę dodam, że na półce w moim sklepie występuje jeszcze podobne od dwu, lub trzech konkurentów cytowanej powyżej firmy i nie zauważyłem żadnych różnic. Dlatego uważam, mój ostatni wybór za absolutnie przypadkowy. Może powinienem robić znowu sam ze względu na uczulenia u mojej LP, bo czytając na odwrotnej stronie to co drobnym druczkiem, marszczyły mi się lekko brwi.
A teraz uprzejme pytanie do wszystkich:
Mam w lodówce 3 paczki mozzarelli a? 125 g, które powinny być spożyte.
Nie czytałem tu niedawno o czymś zapiekanym w mozzarelli?
Macie może jakieś pomysły względem tego?
Pozdrawiam przy niezmiennie przyjaznej aurze,
pepegor
Knur zdecydowanie źle mi się kojarzy 😉
Knorr tak sobie. Próbowałam do czegoś tam – ale bardzo rzadko korzystałam. Kostki rosołowe kupuję w „Bałtyku”, firma „Kucharek”.
W każdej kuchni – bezcenne, chyba, że jesteśmy takimi purystami kuchennymi, że mamy zawsze odrobine rosołu pod ręką, i jak potrzeba nam do sosu czy czegoś tam, to używamy własnej produkcji.
Z lat minionych wspominam czule Winiary i ich zupy z torebki, najlepsza bezapelacyjnie była zupa ogonowa, ile razy kogoś zapytam „w temacie”, natychmiast wymienia tę właśnie zupę.
Ale zupy z torebki stosowało się w sytuacjach, kiedy nie było innej możliwości, wiadomo.
Przyznam się, że nie przepadam za panierkami. To jest taki wypychacz – dopełniacz, panierki z natury są ciężkostrawne, bo chłoną tłuszcz, w którym są opiekane panierowane udka, kotlety itd. Mnie to-to zalega na żołądku, dlatego unikam i nie panieruję.
Ja bym udka kurczacze posmarowała jakimś ostrym sosem na bazie pomidorów (koncentrat), papryki, czosnku i ziół, tobasco, i tak pomazane rzuciła na ruszta. U nas jest solidny wybór gotowych sosów, ale można samemu przyrządzić i obyć się bez chemii, a smak będzie znakomity.
Udka rzucam na ruszta, a jak są już w połowie prawie-prawie, mazam tym sosem i opiekam dalej, aż dojdą zupełnie.
A na blogu kulinarnie można chyba obgadywać wszystko, wydaje mi się, dlaczego nie Knorra ? 😉
Plaster oberżyny uduszonej w oliwie, lekko odsączony (albo i nie), przykryty plastrem pomidora i plastrem kozy, pięknie zapieczony, jeszcze ewentualnie posypany parmezanem. Kozę można zastąpić mozzarellą. Praktycznie wszystkie zapiekanki z dużym udziałem pomidorów dobrze idą z mozzarellą. Tam, gdzie w sałatkach i innych surowiznach dobrze ma się feta, w zapiekankach pasuje mozzarella. To tak z naszego doświadczenia i samku, inni mogą to widziec inaczej.
Errata: smaku nie samku
Pepegorze,
przypomniała mi się z Grecji papryka, zapiekana z fetą i goudą. Feta była w środku papryki, a gouda na wierzchu, i to chyba bez niczego, chluśnięte oliwą, zapieczone. Nie był to obiad, a dodatek do, ale znakomity. Przyszło mi do głowy, że mozarella też by się chyba nadała?
https://picasaweb.google.com/115054190595906771868/Grecja2012#5737391642497214386
O, prawieśmy się ze Stanisławem łajza minęli 😉
łajza minęli w sam raz. Nie potrafię tego uzasadnić naukowo, ale takie mam wrażenie, że w zapiekance feta jakoś lepiej ma się w środku, jak w tej greckiej papryce, czyli nie jest wystawiona na bezpośredni „ogień”, który mozzarella znosi bardzo dobrze. Tak czy inaczej te sery, które jedzone zupełnie luzem nie robią największego wrażenia, zapiekankom (feta także sałatkom) wspaniale przydają smaku.
pepegorze zrób lazanię ze szpinakiem i z mozzarellą …
ja czytam składy wszystkich ulepszaczy i przyspieszaczy ..
do kawki zrobiłam sobie pyszną kanapkę … bułeczka posmarowana olejem kokosowym .. na to truskawki w plasterkach .. i posypane prażonym sezamem .. polecam …
Ania na cały dzień w pracy zabrała pudełko z mozzarellą w pasterkach, pomidorem – tak samo, oliwkami w połówkach, trochę kaparów, rozgnieciony ząbek czosnku, listki bazylii, sól, pieprz, oliwa. Latem dosyć często zastępuje nam taka sałatka posiłek (można dorzucić trochę ryby albo kostki szynki ale nie koniecznie).
Bardzo wam dziękuję za rady względem mozzarelli, ale na dziś zbyteczne.
Niby tylko lekko przeterminowane, ale próba smaku pokazała, że trzeba wyrzucić to wszystko i zapomniec o tym do końca – jak się już zapomniało przedtem.
Mam matjasy, co je włożyłem wczoraj do jogurtu z kefirem i z całą resztą.
Kartofle na blasze, a surówka gotowa.
I tyle.
Pyra, ja tylko wyraziłam swoje zadziwienie 🙂 Gospodarz udka opanierował, upiekł, pięknie opisał, więc chyba dobry PR produktom Knorr tworzy, prawda?
W sumie nic w tym złego, przecież nawet tego, jako czytelnicy chcemy – wiedzieć, co Pan Piotr w garnkach warzy 🙂 Ale zdziwiło mnie, że Knorra zachwala…
Wszelkie panierki na swoje nieszczęście bardzo lubię.Potem odkładają się w biodrach,czego już nie lubię 🙁 Trochę ratuje mnie fakt,że rodzina woli mięsa niepanierowane.Eksperymentowałam niegdyś z panierką z pokruszonych płatków kukurydzianych.Też wdzięcznie chrupie.
Kiedyś w przydrożnej restauracji jadłam panierowane w tradycyjny sposób szparagi.Pyszne były !
Pyszne były dla tych,co lubią panierki 🙂
Oj tam, oj tam…jakby nie było, Knorr jest w temacie kuchennym. Można się na ten temat wyrazić i niekniecznie musi to być zaraz pijar. Po prostu opinia. I zachęta do dyskusji na temat.
Ja zachwalam rosołki 🙂
Pepegorze,
to nie są matiasy, tylko majtasy 🙂
Wróciłam z trawników i z zakupów. Nabyłam świeżą makrelę wędzoną, którą za chwilę przerobię na sałatkę a’la Haneczka (ryba, cebula, kwaszony ogórek, koperek, pieprz, odrobina majonezu) nabyłam też najlepsze na świecie masło gostyńskie, warzywa na kolejną sałatkę warzywną, śmietankę, ładne kotlety schabowe na jutro i niedzielę (Ania zje wieczorem) i jedzenie radkowe na 2 dni. Wody już nie kupowałam, bo nie miałam ze sobą wielbłąda. Będę robiła dzban mrożonej herbaty.
Pyro pamiętaj, że w niedzielę sklepy nieczynne .. Zielone Światki są …
https://picasaweb.google.com/115740250755148488813/Urodziny77?authkey=Gv1sRgCK7o3t3iw53qDQ#slideshow/5746479460174239250
Dziękuję raz jeszcze za wczorajszą lawinę życzeń! Brak komputera utrudniał mi podziękowania a potem nie miałem kompletnie czasu. Mianowicie, dostałem nawspanialszy prezent wszechczasów. Ewa przyjechała! Niespodziewanie, bo miała wrócić od dzieci dopiero po moim wyjeździe na rejs. Musiałem zaimprowizować obiad. Była przystawka i deser a w środku coś tam, coś tam… i dalej też improwizowałem.
Tak, że rozumieją Państwo, czasu nijak nie miałem!
Żivot je cudo! Żyjcie chrupko i smacznie!
Jolinku bezcenny! Dziękuję za niedzielę! Całkiem zapomniałam!
Używam czosnkowo-ziołowego do sałat różnych i z różnymi dodatkami. U nas w kuchni zero ortodoksji. Większość robię własną ręką, ale zawsze mam w odwodzie gotowca na nagłą godzinę.
Byliśmy wczoraj z panem mężem na Nietykalnych. Późny seans, w domu o północy. Gadaliśmy zawzięcie prawie do drugiej w nocy i jeszcze trochę nam do ogadania zostało 🙂
haneczko … 🙂
cichalu to bardzo miłe urodziny miałeś … dobrych wiatrów … 😀
jutro robię gulasz z serc wg nemo .. do tego ciemny ryż .. i mizeria z rzodkiewkami ..
pewien znany czelista zaproszony zostal na kolacje, ” na salony”;
po pompatycznym, ale raczej miernym posilku poproszono go, aby cos zagral;
” bardzo mi przykro” – odpowiedzial muzyk – „ale instrument zostawilem w domu”
„ach, jaka szkoda, ale dlaczego?”
” nie mial dzisiaj apetytu”.
Dobry wieczór. 😀
Mam, nareszcie upolowałam białą gorczycę – oczywiście kupiłam zapas na długo. 😀 😉
Będąc w Niemczech (u kuzynki) po raz pierwszy jadłam sałatkę polaną sosem rzeczonej firmy i bardzo mi smakowało, natomiast po powrocie, kupiłam ten sam sos i całą sałatę z nim wyrzuciłam, to było nie do strawienia. Na tym zakończyły się moje eksperymenty z różnymi sosami, zupami, fix-ami, panierkami z torebki. Wolę sama zrobić, przynajmniej wiem na kogo wyrzekać, że schrzanione. 😉
Wróciłam z kolejnego spaceru; kwitną kaliny, dzika róża i biała koniczyna. Stary, dziki osiedlowy kot doprowadza mojego duraka do obłędu. Przechadza się 10 m przed psem, nawet kładzie się na ścieżce, a pies tańczy dance macabre. O mało mnie z nóg nie zwalił. My się zbliżamy, kotek chwilę roluje po ziemi, potem stawia wysoko ogon i odchodzi wiedząc, że to, co się tak wydziera, jest na sznurku
Pyro, 😆 😆 Skrobnij (proszę) za uszkiem mojego pupilka, dobrze ?
pewnego raz zaproszony zostal franciszek liszt na dwor do petrsburga;
jak to bylo tam w zwyczaju wpadali podczas koncertu adjutanci
i meldowali carowi cos waznego , a on udzielal im na to instrukcji;
w tej sytuacji liszt przerwal gre koncertu fortepianowego;
na pytanie zdziwionego cara, dlaczego nie kontynuuje, odpowiedzial liszt:
„gdy imperator wszelkiej rusi przemawia, pozostaje muzyce tylko milczenie”.
W „Baronie cygańskim” był taki śmieszny monolog – dokładnie to ja pamiętam tylko fragmencik, który mnie niezwykle bawił (miałam 15 lat i niezbyt wyrafinowane poczucie humoru) – akcentując uparcie pierwszą sylabę wesołek opowiadał:
„A na wojnę to chodzić nie lubię, bo tam są wielkie przeciągi.
I na koniu też jeździć nie lubię, a jak raz wsiadłem, to koń się skończył i spadłem.”
Kilka dni temu zdarzyło się Starej Żabie, że jej się skończył reprezentacyjny ogier arabski – Faust. Jechała otóż wcale żwawo, pogoda piękna i nagle Faust stanął, jak wmurowany. Koń stanął, ale ciało Starej Żaby jeszcze było w biegu – nie wiedziało o decyzji konia. No i koń stał, a Żaba leżała. Twierdzi, że nic się takiego nie stało, że tylko się ponaciągała.
@pyra:
gratuluje zelaznej konsekwencji w utrzymywaniu poziomu humoru
(tyle lat bez zmian! brawo!)
Żaba powinna kicać i kumkać, a nie ujeżdżać Fausta 😉
Którego nota bene pamiętam, a jakże.
Za tych, co na morzu!
I wracam do roboty.
Witajcie,
Doprowadzona do porządku przez Zgagę, posłusznie sprawozdaję:
http://www.eryniag.eu/2012/05/6020/ .
Na początek wylądowaliśmy w Koszycach.
Cichalu – spóźnione serdeczności 🙂
max reger tez slynal z niezlego apetytu;
po koncercie wpadal do swojej ulubionej knajpy w meiningen i wolal:
„garcon! przez nastepne dwie godziny prosze serwowac befsztyki!”
Ewa – pochwal W. Lubię z „wami jeździć”.
Byku – jakże mi wstyd, że nie dorastam poziomem, cóż robić : skleroza z prowincji.
„kompozytorzy i swinie maja to wspolnego,
ze tak naprawde, to dopiero po smierci wchodza w cene”.
max reger
@pyra:
alez, alez… mi to nie przeszkadza – po prostu stwierdzam fakt.
@pyra:
alez skadze… mi to nie przeszkadza – po prostu stwierdzam fakt.
Pyro – zrobione. Dziękujemy 🙂
Każdy stwierdza według siebie. Te fakty niby, znaczy się.
Ewo,
mnie się bardziej podobały te sznureczki z wędrówek, co to kiedyś wrzucałaś i otwierało mi się na cały ekran, a teraz jest jakoś mniejsze trochę 🙁
Jeszcze trochę pomajstruję przy tym, a nuż z widelcem…
Mnie to nie przeszkadza.
„Mnie”, a nie „mi” to przeszkadza.
Wytykanie komuś poglądów, braku poczucia humoru albo nie – nie uchodzi. Elegancja – Francja, czepił się byk psiego ogona.
Nie masz nic lepszego do roboty? Omijaj Pyrę, jak Cię drażni…
I zainstaluj sobie znaki diakrytyczne.
Alicjo,
dzięki za uwagę. Witek postara się pogrzebać w ustawieniach bloga i jakoś temu zaradzić. Tymczasem podsyłam tradycyjny sznureczek:
https://picasaweb.google.com/104148098181914788065/Koszyce?noredirect=1
Z galerii na blogu można bezpośrednio przejść na Picasę. Wystarczy kliknąć w zdjęcie (najlepiej pionowe). Zdjęcie powiększa się a obok po prawej pokazują się 4 ikony. Wystarczy kliknąć w drugą od góry (kwadrat ze strzałką) i już jesteśmy w Picasie.
Dzięki, Ewo.
Znacznie lepiej ogląda mi się w picasie. Cały ekran, te bajery 😉
I jak zwykle piękna wycieczka. Tyle miejsc do zobaczenia – i tak mało czasu 🙁
Doczytuję,
gulasz z serc Jolinku, coś co dobrze ograne, wydaje mi się.
Ja oglądam w każdym razie codziennie całe fragmenty serialów na polskich kanałach, a tam – tylko gulasz z serc. A za recept na zupę na lubczyku dziękuję i przypomniałaś mi przy tym, że jedna z cioć coś takiego chyba podawała. Dzieci pamiętają takie rzeczy. U niej pachnął latem cały dom lubczykiem.
Mój dom pachniał (?) jeszcze dziś rano, bo spakowałem wczoraj 15 torebek sporej porcji tego zielska. Będzie każda na dwa razy.
Haneczko,
tylko Wam pogratulować, że możecie potem tak do drugiej.
Ukłoń się Twojemu ode mnie!
Kretyni i idioci mają coś wspólnego..
Alicjo (14.17)
tych się dziś już nie moczy, one zaraz idą do obróbki.
Tak jakby, Kapitanie… 😉
Acha, Cichalu,
przespałem coś, bo ja jakieś 7 godzin do tyłu.
🙂 @pepegor
Kapitanie – Żaba ma takie fatalistyczne powiedzonko i I cóż Pan zrobisz? Nic Pan nie zrobisz.
E, tam, sensu nie ma gonić do tyłu.
Cichalu, ładne rzeczy dostałeś od wnuków, gratuluję.
Jak tam już będziesz w tym areale, to pomyśl coś zabrać na Żabie B.
Zobaczy się, może nas jeszcze szlag nie trafi
Alicja 21;88:
Czepił, sie czy nie czepił. Tego, czy tamtego – bez znaczenia.
Najważniejsze i najmniej mądre, że WYDAJE MU SIĘ, że jest… oryginalny.
Mnie ta oryginalność wk…, ale tak już reaguję na popsute „Caps Lock’i” i „Shifty”.
A może BYK chytry i szkoda mu dutków na nową klawiaturę?
Pepegoru,
na was dwóch siły nie ma 🙂
No chyba, żeby Jerzor przystąpił 🙄
Ewo – kusisz Słowacją 🙂 Świetna relacja. Pamiętam z dzieciństwa jakiś program dla dzieci kręcony w Koszycach 🙂
Bardzo sympatyczna wyprawa Ewo! Mam nadzieję, że nie zaliczyliście mniej miłego spotkania ze słowacką drogówka 😀
Asiu – bo ja lubię kusić 😉
Małgosiu – u nas w domu przyjęło się powiedzenie „jeździć po słowacku” . Zaraz po przekroczeniu granicy noga robi się jakby lżejsza, apteczka (słowacka!) jest w miarę regularnie odniawiana i cztery odblaskowe kubraczki mają swoje stałe miejsce w samochodzie. Metoda jak do tej pory skuteczna. 😉
Ewo – stare zdjęcia – jak to kiedyś wyglądało 🙂 http://fotokosice.eu/index.php/historicke-fotografie/centrum-mesta
Cztery kubraczki odblaskowe 😯 ???
O właśnie Alicjo!
Jerzor dotychczasów pod tym względem nie dawał pola.
Już myślałem, że on jakiś taki nie…
A kto to już wie?
Ewo, bardzo mi się podoba to kolorowe miasto. Już się cieszę na ciąg dalszy. 😆
Zgago, niech się przyczepię.
Walizy już pakowałaś przedwczoraj, a stale jeszcze jesteś?
A miało być 29 godzin. Dokąd ty się wybierasz? Wiem że do wnuczki, ale zawsze myślałem, ze to tylko Francja. 29 godzin to zwykle Australia chyba, że busikiem do F. Też potrzebowałem z Hanoweru do Lańcuta 19 godzin. Ale po co te dywagacje o dopuszczalnym bagażu?
Życzę w każdym razie, kojącego uścisku z wnuczęciem!
Wróciłam na memłon!
Mnóstwo pożytecznych informacji jedzeniowych! Wszystko jutro, bo padam pyskiem na twarz.
😆
No masz. Jak trzeba, to trza paść. Na memłon. Alboli co.
Pepe! Ja sem hotowy na wszecko, jenou s Tobou!
Pyro! Żałuję, żeśmy się nie spotkali 40 lat do tyłu. Ale wtedy, jak sądzę dostałbym po pysku od Heniutka!
A ja mam do Szanownego Aeropagu, szczególnie Pyry, rozważania rodzaju porządkowo-małżeńskiego. Otóż Ewa, po mojej trzeciej herbacie (przez 12 h) z rumem stwierdziła, że śmier.. pardon, zalatuję rumem!
Oczywiście mogłem ten „zapach” zneutralizować np tequilą albo kawą w ziarnkach, alibo pastą Colgate…Ale zapach ten był mi tak bliski, że nie sądziłem, by komuś przeszkadzał. Co robić droga redakcjo, co robić?
Przypomina mi się „Przyjaciółka” znaleziona w przedziale kolejowym dawno, dawno temu. Tamże, w dziale „Listy od czytelników” znalazłem pełne bólu (bulu) wyznanie: „Droga Redakcjo. Bardzo kocham moją młodą żonę, ale idzie wiosna i na ulice mojego miasteczka wylegną tłumy lekko odzianych młodych dziewcząt, których szatki będą uwypuklały ich wdzięki. Nie chciałbym zdradzać mojej małżonki, ale…”
Redakcja zaleciła uprawianie gier zespołowych oraz turnieje szachowe…
Drogi Aeropagu! czy mam zacząć grać w szchy?
Pepegorze, ja jadę autokarem a tam także jest limit. Poza tym usiłuję zapełnić tę walizę. 2 lata temu ledwie trochę wałówki mogłam zabrać (samolot), to teraz chcę to nadrobić. 😉 Francja jest dość duża a moje dziecię siedzi w południowo-zachodnim kąciku Fr. 😀
Wyjeżdżam w najbliższy piątek. 😆
Zdjęcia z Koszyc mnie interesują i nie.
Interesują mnie rzecz jasna jak wszystkie z tamtąd, gdzie jeszcze nie byłem, a że z zasady interesuję się czymś takim, nie mam powodów jakichkolwiek, aby tu cokolwiek kwestionoawć.
Wyjaśnię, że byłem tam jakieś 10 lat temu i pamiętam tylko katedrę, którą zwiedziliśmy. Rozpoznaję może to, czy owo.
Muszę przy tym wyjaśnić, że robiłem podróż dziecięcą mając ze sobą niespełna pięcioletnią wnuczkę Laurę i 12-letniego jej kuzyna Dawida.
Dla wnuczki Laury traktowałem to jak dłuższy spacer, dla z polskiego zadupia pochodzacego dwunastolatka jako ofertę, jako wypad na Świat. Nie ma chyba zastrzeżeń?
Byłem też w Koszycach, ale nie było szans aby dalej się wgłębić, ale gdyby zapytać, byłeś: byłem!
Co tu jeszcze dokumentować zdjęciami. Wtedy i tak nie wyglądało tak dobrze!
Dobranoc,
nie dam rady odrobić reszty.
Cichalu,
jakoś jeszcze trwam.
Zobaczymy.
Suuuuuuucho!
Cichal, ćwicz gambit królewski.
Donosze, ze test na osteoporozę mam zaliczony na +. W srode „zaliczylam glebę” z ukochanego Fausta, który nagle zastopował w pelnym kłusie. Nic mi, a co ciekawsze sama się na niego wdrapalam, głównie dzięki sile własnej osobowości 😀
Jutro stawiam pół litra, ku uciesze młodszych roczników 😀
http://www.youtube.com/watch?v=bch1_Ep5M1s
A ja myślę o podróży, odliczam dni. Akurat nie tam, do Kalifornii, byłam, widziałam, padało czasem 😉
http://www.youtube.com/watch?v=-pyC7WnvLT4&feature=related
@cichal:
swiete krowy i chamy tez…
ostrzegam:
uwazaj na szalupie zebys slomy w butach nie zamoczyl, bo wiatr zmienia kierunek…
Byku,
Ty już dawno slome w butach zamoczyles. Wielokrotnie. Może najpierw wysusz swoją, bo widzę, ze Ci wilgoć szkodzi.
Dobranoc Wszystkim. :).
@now:
dobranoc, 5 pancerny
Późne, nocne godziny stanowczo źle działają na socjalizację Byka. Powinien wcześniej chodzić spać, zanim narozrabia.
Nisiu – dobrze, że już wróciłaś na mymłon; fajną trasę miałaś – od ściany, do ściany.
Pepe – Zgaga wyjeżdża dopiero za kilka dni, a teraz ma typowy reisefieber. Nemo ma całkiem niezłą pogodę na ten krajowy urlop z przytupem.
A ja nie będę piekła jednak ciasteczek, bo Dziecko ( nadal przy poprawianiu matur i jutro też) zażyczyło sobie koktajl truskawkowy i śmietana pójdzie w szklanki, nie w ciasto. Mam koszyk truskawek i może jeszcze o serniku z owocami pomyślę?
dzień dobry …
Mamom i sobie życzę uśmiech przez cały rok ..
ewo ładnie tam .. bym chętnie zwiedziła osobiście …
ogarniam trochę chałupę i szykuje babeczki z makiem bo młodzież ma zawitać u mamy ..
miłego dnia …
Dzień dobry,
Trzeci dzień pięknej pogody, rozśpiewały się ptaki i pojawiły pierwsze kwiaty hortensji.
W duszy też zrobiło się pogodniej.
Jolinku, jak robisz te babeczki z makiem? Zostało mi jeszcze trochę maku.
Ewo, kolejne ciekawe zdjęcia, dzięki za podróż 🙂
Dzień dobry, także słonecznie, śpiewająco i pachnąco 🙂
Przyłączam sie do podziękowań dla Ewy za kolejną ciekawą wycieczkę, dobrze mamy -tyle okazji do podróżowania, zadziwień, zachwytów…
Nisiu – już się cieszę na Twoje opowieści…
Żabo – ciepłe myśli przesyłam, dzielna jesteś!
Barbaro, z ciekawością przeczytałam dzięki Tobie o nasturcjach i ich licznych zaletach.
Tym bardziej się cieszę, że wkrótce je posadzę (dostaję sadzonki od znajomej).
Francuska nazwa: capucines 🙂
Alino ja robię babeczki leniwe .. kupuje gotowe małe słodkie babeczki .. napełniam masą makowa z puszki .. wkładam migdała lub orzech laskowy dla ozdoby i smaku i posypuję wiórkami kokosowymi .. muszą trochę postać by ciasto przeszło smakiem maku ..
Jolinku, podoba mi sie to lenistwo a z ostatniej podróży przywiozłam puszkę gotowego maku więc jak znalazł, dzięki 🙂
Jedna z najprostszych i najładniejszych dekoracji stołu – mały, przezroczysty spodeczek pod szklankę pełen wody, a w nim 2 kwiaty nasturcji i ze 2 liście. Tak na jednym z kursów nauczycielskich zdobiła stoliki koleżanka z Łodzi. To było naprawdę ładne i ja sobie ten sposób dekoracji pożyczam.
Nasturcje – to takie małe, radosne słoneczka, kiedyś ozdabiałam nimi balkon, ale niestety, mszycom też się bardzo podbają…
Takie babeczki to świetna „kuchenna podpora” jakiś ciekawy wypełniacz zawsze sie w kuchni znajdzie, a i ozdoba w postaci orzeszka czy jakiego owocu i gotowe 🙂 z dzieciństwa pozostał smak babeczek z bitą śmietaną i poziomkami….
młoda wychodząc rano do pracy oznajmiła, że w kwiaciarni na dole jest dla mnie kwiat odłożony i mam go sobie zabrać, bo ona wraca zbyt późno. Byłam, wzięłam – mam doniczkę pełną białych gardenii. Wstawiłam w srebrną podstawę do ikebany i elegancją wielkiego świata mi zapachniało. Ha, tylko żeby mi nie zrzuciła kwiatów i pąków, bo jest to roślina – histeryczka przy zmianie położenia.
…to też dla Pyry 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=Wmfa2XznVic
…a jeśli chodzi o nasturcje, to rok w rok je mam, wielokolorowe, jestem bardzo przywiązana do tych kwiatów. Nie wymagają wiele, może być byle jaka ziemia i garstka jej, przetrwają susze, jak zapomni się podlać… i chyba nie mają pretensji, jak się je zje 😉
Co roku zbieram nasiona do koszyczka i mam na następny rok do doniczek i gdzie sie tam da wcisnąć. Uwielbiam te panienki.
http://bialczynski.wordpress.com/2010/02/24/w-kuchni-wiosna-zima-salatki-z-nasturcji-fiolkow-i-inne/
…i to kosmate do jedzenia, pyszne w sałatkach. Samo się rozsiewa. Listki albo zblanszować, albo lekko ręką przydusić (preferuje to drugie), bo kłujące troszkę. Kwiatki można wrzucić do naczynia, w którym zamraża sie kostki lodu – i zaskoczyć gości oryginalnymi kostkami w napojach 😉
A propos, można w ten sposób jagody, maliny, porzeczki itd. Efekt + smak – rewelacyjny!
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Fotki/Ogorecznik.jpg
Dla wszystkich mam – Wszystkiego Najlepszego!!!
http://www.youtube.com/watch?v=oIASjAZvZCA
http://www.youtube.com/watch?v=jrE_tQzzY1g
najpierw kilka klawiszy po polsku, bo nie przejdzie przez cenzure…
@pyrakollekiv:
sozialization?he,he, das ich nicht lache…
poznan i stany – skreslone.
Byku,
weź sobie daj siana… naprawdę nie masz co robić w wolnym czasie? Współczuję.
Zadziwia mnie, że ludzie, którzy nienawidzą komuszej pono „Polityki” wchodzą na internetowe strony tejże. Po co, pytam?
Jak nie znoszę, nie cierpię, to omijam szerokim łukiem. Proste jak świński ogon.
wlasnie czytam, ze na sezon letni szukaja kuchcikow na islandii,
(tudziez pomocnikow stajennych)
studentki/ci an garde!
p.s. Poznań i Stany (plus Kanada) pewnie nie przeżyjżą skreślenia 🙁
Kiermasz zdrowej żywności dzisiaj w ogrodach SGGW – od rana, ale jest jeszcze czas żeby sie wybrać, imprezy zaplanowane do wieczora. Dużo pyszności rozmaitych do spróbowania i zakupienia, a przy okazji sympatyczny spacer wśród zieleni 🙂
p.s.
ja tam
bym sie w mlodosci dal posiekac, aby pojechac do islandii i przy okazji zarobic,he,he…
przywiozlbym najnowsza plyte abby, focze pletwy i pol plecaka sztokfisza do domu,
ale by sie ucieszyli….
@stani:
tak, masz racje, abba to szwecja, wybacz, litentia poetica…
byku – jesteś z siebie zapewne bardzo zadowolony, nie ma to jak bezstresowe wychowanie, prawda?
@ali:
wrecz przeciwnie, dziewczyno, wybieram sie do ciebie na salamandry!
i to juz w przyszlym roku!
basiu, bardzo mi przykro , ze z cejrowskim musialas zbierac butelki…
byku, daruj sobie…
Do mnie zapraszam wszystkich. Byka zdecydowanie nie zapraszam. Na odwyrtkę wręcz.
Biedny byk…widać susząc słomę (Nowy copyright) zaplątał się doszczętnie.
Cichal pisze, ze wybiera sie do Puerto Rico. Jest tam miasto o nazwie San Jaun.
W mojej czesci swiata sa wyspy o nazwie San Juan. Sa tam wyspy o nazwie Shaw Island, Lopez Island, Orcas Island i wyspa nazwana tak samo, jak cala grupa wysp – San Juan Island.
Zainteresowani moga obejrzec te wyspy w zalaczonym video. Obok wszystkich wysp i wysepek mozna zobaczyc wulkan Mount Baker.
https://www.youtube.com/watch?v=OzWDtGVlpo0
Na wyspach San Juan sa znane winnice. Wino produkowane na jednej z winnic nazywa sie Mona Vino. Nazwa Mona wziela sie od wielblada, ktory zamieszkal w sasiedztwie jednej z winnic. Wielblad imieniem Mona byl wiele lat temu zaadoptowany z zoo w Seattle przez mieszkancow San Juan Island.
Nie widzialam, jak Mona podrozowala z Seattle do San Juan Island. Na pewno nie samolotem, ani na nartach wodnych. Mona najprawdopodobniej doplynela do San Juan Island promem pasazerskim. Dolny poziom tych promow jest wysoki i dostosowany do wysokich pojazdow.
Mona zyje szczesliwie na wolnosci na San Juan Island, otoczona winnicami i pieknymi widokami. Ocean po zachodniej stronie wyspy nazywa sie Haro Strait, potocznie nazywany Orcas Highway. Nazwa wziela sie od tego, ze nasze orki i orki migrujace z Alaski lubia plywac przez Haro Strait.
Osobno podam link to winnicy na San Juan Island, WA, gdzie jest produkowane Mona Vino.
To tyle wiadomosci na temat San Juan Islands. Zycze przyjemnego weekendu.
Test ze znajomsoci San Juan Islands bedzie we wtorek. W poniedzialek u nas jest swieto.
Winnice na San Juan Island i Mona Vino
http://www.sanjuanvineyards.com/component/content/article/40-our-wines/131-2011-mona-vino-blanc
Orki bawiace sie w Haro Strait. W glebi widac gory Olympic Mountains i wyspe San Juan Island.
https://www.youtube.com/watch?v=ItF-0CDMI54
Pepegorze 🙂 jeszcze możemy 😉 Dygnę panu mężowi jak tylko go zobaczę 🙂
W robocie teraz Szczyt Sezonu, łomatko 😎
@ali:
nowych faszystow nie potrzebuje wystarcza mi ci za rogiem…
Orco, wracam do poprzednich wspomnień. Oczywiście braliśmy drogę 101 ale dopiero od San Francisko. Potem była chyba 68 a napewno droga nr 1. Nadoceaniczna, aż do Los Angeles. Potem w poprzek Stanów i od Florydy tamtejszą droga nr 1(też nad oceanem) na północ do NYC. Zrobiliśmy ok 10.000 mil. 28 stanów przez niespełna miesiąc. Było to 18 lat temu i były inne ceny. Całość, razem z kilkuset odbitkami, kosztowała nas 1600 dol.
Teraz istotnie ląduję na Purto Rico w San Juan. Potem autobusem do Fajardo (Playa de Fajardo) następnie promem na Culebrę. Tam już tylko paręset metrów do mariny gdzie stoi łódka. Potem 1460 nM. (czyli niecałe 3000km) do NYC. Jak się uda to będą 2 tyg.
Cichal,
Przyjemnego pobytu w Puerto Rico. Na pewno bedziecie mieli duzo milych wspomnien.
Orco. Dziękuje. Obyś była dobrym prorokiem. Pozdrów swoje imienniczki w Pacyfiku.
http://www.youtube.com/watch?v=IYnXI3v04tI&feature=related
jestem przekonany, ze na zimno podawane udka smakowac moga wysmienicie jedynie nekrofilowi
Tenis +, nożna +, cieszę się.
ogonek, nie wiem co napisać.
jak na niewiedzacego to i tak yureczku sporo naklepales 😆
dalej szukam wiatrow. u mnie skonczyly sie wczoraj i jest mi bardzo smutno z tego powodu. a dulo przez ostatnie trzy dni wysmienicie 😆
A pamięta ktoś, jak sto lat temu jechało się 200 km. z groszem do Babci, mikrusem (był taki samochód) i na tę wędrówkę zabierało się pieczonego kuraka? Ja pamiętam. I smakowało to jak *djabli*, jakby Pan Lulek napisał. Dodając zapach okoliczności przyrody (sosny) i tak dalej – do dzisiaj to pamiętam.
Na codzień – niekoniecznie. Od święta, na wycieczkę – jak najbardziej 🙂
… albo w przedziale dla palacych, w pociagu diabelskiej klasy, odwijal takiego golasa z papieru sniadaniowego wspolpasazer i oczy moje ujrzaly cos zielonego co oczywiscie wlasciciel ochlapa nazywal dumnie kurczakiem. a fuj, a fuj, a fuj przez lewe ramie
Zapółkowanam! Tylko na jednej scianie, reszta poniewiera sie po katach. Ale ładne półki, powiedzcie sami 😉
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_1875.JPG
Oj, ogonek…malkontent z Waszeci przeokropny…nie lepiej się cieszyć byle czym?
http://www.youtube.com/watch?v=Fz-66NvXMgA
Jest sernik na zimno z truskawkami, koktajl i słabująca Młodsza. Wróciła z roboty 20 minut temu z paskudnym, całodziennym rozstrojem żołądka. Podejrzane są dwie sałatki, przy czym ja stanowczo zaprzeczam jakoby była to moja pasta z makreli – ryba świeża, ogórek z własnego słoika i pół cebuli tudzież łycha majonezu – ja też jadłam i nic mi nie zaszkodziło Tam nie miało prawa nic zaszkodzić.
Pyro,
dzięki za podpowiedź. Też mam wędzoną makrelę i zrobie pastę do chleba według przepisu mojej MAMY.
Jajko na twardo, cebula, kiszony ogórek (drobniuteńko pokrojony), łycha twarogu swojskiego, ostrej musztardy, majonezu tyle, ile komu pasuje, dyżurne.
Nie mam łychy twarogu swojskiego ani żadnego innego 🙁
U nas w domu wszelkiego typu pasty do chleba, pokombinowane z czego się dało, miały wielkie wzięcie!
Alicjo! Jak Ci wysłać łyyychę twarogu wiejskiego (ze wsi Tarrytown)?
Chyba się nie da, Cichalu 😉
Wyjaśniło się – to nie rozstrój żołądka, tylko grypa jelitowa. Sałatki obie niewinne. Teraz ją trzęsie i bolą mięśnie. A tu jutro do pracy na 12 godzin. Nie ma lekko. Najgorzej, że to-to leków nie chce łykać.
a tak a propos… to trzeba mi wielkiej wody 😉
Już się nie mogę doczekać!!!
http://www.youtube.com/watch?v=1kQwREgf3Z4
Jolinku,
wczoraj przyznałem się, że nie widzę sprawy używać gotowca. Nie pierwszy raz to, jak coś takiego podobnego ujawniłem. Zawsze jednak miałem wrażenie, że niechcący opuściłem o kawałek własne gacie.
Ale Twoje wyznanie o tych tam leniwych, a do tego mak gotowiec i kawałek dobrej wiary, że to wszystko się tam jakoś w tej lodówce… W każdym razie na koniec wszystko ma być dobrze?
Wybacz, ale z niektórych klubów ludzie już za znacznie mniejsze przewinienia byli wyrzucani.
Co innego byk.
Tak się rozpędził, że na zakręcie się nie wyrabia.
Byku, poczułeś żelazną łapę Komandora, jak wspomniełeś niedawno. To co teraz robisz, jak mi się wydaje, to tylko zaproszenie dla niego.
Orco – dziękuję za orki 🙂 . Na pewno nie raz widziałaś je na żywo. Wyobraziłam sobie Monę na nartach wodnych 🙂
Jak można gotowce używać Panie Piotrze 🙁 Ja wiem brak czasu ale chyba nie przepisów na chrupiącego kuraka. Ja używam tylko kostek bulionowych raz zrobiłem sobie kebaba z powodu choroby i żałowałem, żałowałem i więcej sie nie skuszę na gotowca. Wole te pieniądze przeznaczyć na dobre przyprawy i zioła do kuchni. Obecnie w ogródku rosną powoli zioła, nie wiem jakie bo to moja Mama prowadzi ogródek i pisze jako Pyskówka o jedzeniu na swoim blogu, którego rebloguje na swoim serwisie.
Ja dziś wykańczam kartoflankę a jutro będzie żurek 🙂
Nie mogłam się oprzeć…
http://www.youtube.com/watch?v=ENvAmLuj5ko
Orco – znalazłam Monę dla Ciebie 🙂 : http://www.youtube.com/watch?v=4IQumjUf0Qo
Dobranoc
@DL 25 22:16:
mialem wujka aptekarza;
a bez znakow diakrytycznych pisze(real) w internecie od 1983 i tak pozostanie do zas…smierci;
ciekawe, ze jak czatuje fonetycznie po rosyjsku to mi sie nikt ogonkow
(oczywiscie, wszedzie sie jaki troll znajdzie…) nie czepia;
ta apoteoza diakrytyzmu przypomina slynne kaczynskiego:
na kazdego mamy hak; wielu obcokrajowcow to do nauki jezyka polskiego zniecheca;
gwiezdne wojny trwaja, a ja jestem na tym froncie, skromnie mowiac, 30 lat…
vive le republique, vive la france, vive la merde!*)
……………………………………………………………………..
*) dla niezorientowanych, tak nazywa sie na zachod od odry duo merkel- hollande
Jak tę panią widzę, to mi się niedobrze robi. Dobrze, że ona nie żre, …co widać, słychać (zwłaszcza! w jej rogramach)…i tak dalej, według słów znanej piosenki („jestem z miasta”).
http://wyborcza.pl/magazyn/1,126715,11800819,Magda_Gessler__zremy__nie_jemy.html?utm_source=HP&utm_medium=AutopromoHP&utm_content=cukierek1&utm_campaign=wyborcza
A frytki, sprawdzone w moim domu dobrych parę razy, są tylko według takiego przepisu. I warte każdej godziny i nakładu pracy.
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Przepisy/12.WARZYWNIE/Frytki_Kr%f3lewskie_Heleny.html
Asia,
Widze, ze Mona bez problemu mogla poplynac z Seattle do San Juan Island na nartach wodnych. 🙂 Nie wiedzialam, jak Mona mogla trzymac line przymocowana do lodzi. Mona trzyma line w zebach. Jest to prostsze niz myslalam.
Jesli chodzi o nasze orki to przepisy zabraniaja podplywac lodzia do orek na odleglosc mniejsza niz 200 metrow. Orki o tym nie wiedza i z zainteresowaniem podplywaja do lodzi. Na wczesniej zalaczonym filmie o orkach w Haro Strait, ten przystojny orka-chlopiec na poczatku filmu plynal w kierunku naszej lodzi. Kiedy byl juz blisko, zanurzyl sie, przeplynal pod lodzia i zadowolony wynurzyl sie z drugiej strony lodzi.
Dorosly chlopiec – orka ma prosta pletwe grzbietowa. Widac to wyraznie na filmie. Dorosla dziewczynka – orka ma lekko zaokraglona pletwe. Tak, jak na tym zdjeciu.
http://www.flickr.com/photos/janvantwillert/15044192/
Piękne są te wodne stworzenia, bo przecież i rekiny mają urodę nieprzeciętną i delfiny. Byle im człowiek zostawił bezpieczną przestrzeń do życia. Zawsze z upodobaniem oglądam te filmy i fotografie. Jest w nich harmonia, wdzięk i siła.
dzień dobry …
pepegorku nie będę się bronić ale nie wszystko z puszki jest be … np. pomidory z puszki są lepsze niż ze sklepu świeże i używają ich Włosi bardzo często … czytam etykietki i kupuję bez konserwantów .. zresztą słynny Jamie Oliwier mówi, że to nic strasznego jak się czasami używa kupionych gotowców zwłaszcza w nagłych wypadkach .. nawet on używa gotowego ciasta francuskiego w swojej domowej kuchni ..
wczoraj byłam super-mamą i było bardzo miło bo wszystkie dzieci miałam przez cały dzień na własność .. 🙂
Orca pomachanko .. 🙂
byku potrafisz być taki sympatyczny .. po co Ci te wygłupy? .. czy wiesz, że złe wysłane zawsze wraca do wysyłacza … bardzo proszę o grzeczne zachowanie … 🙂
O, Pyra już na nogach 🙂
A ja pętam się po domu już od szóstej.
Alicjo,
starałam się nie uprzedzać do p. Gessler, ale te jej wypowiedzi w zacytowanym artykule świadczą o silnym poczuciu własnej wyjatkowości i pogardliwym stosunku do innych. Nie bywam zbyt często w restauracjach, ale jeśli już tam jestem, spotykam ludzi jedzących z wiekszym lub mniejszym smakiem, ale nie ” żrących”. A wszelkie generalizacje są z gruntu fałszywe.
Domowy twaróg jadłam wczoraj. Był pyszny i nie dlatego, że sama go zrobiłam/ bo to każdy potrafi/, tylko że był z wiejskiego mleka prosto od krowy. Synowa dostała je od sąsiadki, a ta też od kogoś. Mleko zsiadło się, a że u nas ostatnio powiało chłodem, na zsiadłe nie było ochotników. Zrobiłam więc twaróg. A serwatkę oczywiście także wypiłam.
Pyruniu, nic nie wiemy o stolcu Młodszej i bardzo się martwimy.
Wyzdrowanka życzymy
Byk ty to mam jaja…
Na twardo ma się rozumieć. W internecie siedzisz od 1983 ( !!! ) to nie dziwota. Mogły się zagrzać, ugotować i stwardnieć. Od tych bajtów, megaherców i pixeli.
Wiedz, że promieniowanie źle wpływa nie tylko na ogonki na szare komórki również.
Proszę poczytaj , może coś sobie przypomnisz 🙂
http://de.wikipedia.org/wiki/Internet
Misz-masz .
A nie mówiłem, że nie należy pisać w stanie wzburzenia nerwowego?
jezu,nastepny wikipedysta!
@marek:
nie nie d.. ale glowa, baranie,
od 1985 mam(z malymi przerwami z powodow technicznych) komputer „tylko dla siebie”;
(wtedy apple II pojemnoscc 56 kb,he,he…))
Ciąg dalszy wycieczki:
http://www.eryniag.eu/2012/05/6203/
Sznureczek do zdjęć:
https://picasaweb.google.com/104148098181914788065/Boldogkovaralja#
Dzien dobry,
Nie zaszkodzi popatrzeć na klasyczną panierkę (Francuzi nazywają ją „po angielsku” 🙂 ) i dodać coś chrupiącego…
http://www.youtube.com/watch?v=KEwAwwKJztI
Wydaje mi się, że ani Pyra ani byk nie potrzebują dodatkowych komentarzy.
Znakomity domowy twaróg (nie z mleka prosto od krowy, bo takiej krowy na podorędziu nie ma) robi Ewa Cichalowa.
A ja jestem za leniwa…kupuję w „Baltic Deli”.
O, znowu pojawiła się na blogu zatroskana osoba…a jak u Ciebie z tymi sprawami, pszczółko?
Alino,
ja zredukowałam panierkę o mąkę. Jajko i bułka tarta. „Lżejsza” wychodzi i nikt się nie zorientował, że kombinuję 😉
Mnie się wydaje, że nawet jest lepsza bez tej mąki.
Krystyno,
no właśnie. Żeby zaistnieć medialnie, wszystkie chwyty są dozwolone. Ale wiele z nich – niestrawne.
Pytanie – co znaczy słowo „hejtuje”?
Slużę:
http://dojrzewamy.pl/pyt/393549/co-to-znaczy-hejtowac
Dzięki, Ewa.
Nigdy nie zrozumiem, jak można tak zaśmiecać ojczyznę – polszczyznę, no ale ja jestem starej daty.
Lat temu kilka pani Jolanta Kwaśniewska w wywiadzie dla „Polityki” zadziwiła mnie wyrażeniem, że „dostaje pałeru”. Dla mnie to nie jest ani po polsku, ani po angielsku. Podobnie z „hejtingiem”. FUJ!
A propos polszczyzny. Wczoraj kupilem sobie do czytania w samolocie poniedzialkowa „Angore”, w ktorej byl wywiad z prof. Miodkiem na temat polszczyzny dziennikarzy sportowych. Dla tych co nie czytali podaje dwa urocze cytaty. W czasie zawodow hippicznych komentator stwierdzil: „Wszystko teraz w rekach konia”. Kiedy hokeisci Cracovii (jak wiadomo w koszulkach w paski), zremisowali z owczesnym mistrzem Unia Oswecim, naglowek w gazecie byl: „Dzielna postawa pasiakow w Oswiecimiu”.
Milo byc w domu i zajadac pieknie wygladajace, czyli napchane chemia jedzenie pln-amerykanskie. Na szczescie jest maj wiec beda i swieze produkty lokalne, a dzieci posadzimy mi w ogrodku rozne pomidary, truskawki itp. Z podrznych wspomnien zostana mi dary morza w Nantes, typowe londynskie curry, wiedenski Tafelspitz i rozne bratwursty, debrecinery, frankfurtery i inne miejsko-brzmiace kielbaski, a wszystko zakonczone bogatym polskim bufetem, ktory jest serwowany w kazdy piatek w restauracji „Strauss” w hoetelu „Polonia Palace” w Warszawie. Wiem, ze to brzmi jak reklama, ale przyjemnie bylo zjesc i krem ze szparagow, galantyne z kurczaka, wedzone ryby, kaczke itd itp. Trzy tygodnie podrozy i znowu trzeba sie odchudzac.
Powinienem pisac wolniej i uwazniej aby unikac literowek w moich wpisach, ale mysle, ze kazdy kto przeczyta powyzsze teksty zignoruje bledy. Zwalam wszystko na „jet lag” czyli roznice czasu i zmeczenie po-podrozne.
Już mniejsza o to gdy polszczyznę zaśmiecają zwykli Polacy, ale gdy słyszę/czytam takie „kwiatki” w wykonaniu dziennikarzy, recenzentów, polityków, aktorów i tzw. ludzi kultury, to nóż mi się w kieszeni otwiera. Cytat na dziś: słynna powieść „Pan piękny” autorstwa Guya de Moupas.santa http://kultura.gazeta.pl/kultura/1,114438,11804930,Na_co_do_kina__Niezli__Faceci_w_czerni__i_nie_taki.html
Wyraz : Ladowanie ( po byczemu )…
Byku czy wiesz co napisałem?
W 1977 roku widziałem komputer Odra.
W Trybunie Ludu 🙂
🙂
http://www.youtube.com/watch?v=PfHuVEDjdnc
Brzucho zrobił dzisiaj takie pierogi …
http://www.kuchniaplus.pl/kuchnia_przepis_0-0-8348_pierogi-gryczano-pszenne-z-cukinia-i-wedzonym-serem-z-wizajn.html
ja bym je zjadła z sosem szpinakowym .. ostatnio mam na szpinak fazę …
Ewa,
ten Czartoryski wpisuje się chyba w opinię o szlachcie i tych tam magnatach. Setting jak najbardziej. Ręce opadają.
Bardzo fajny filmik Stefana, pokochał Polskę miłością dozgonną i chyba jako obserwator z zewnątrz dobrze podsumował tak zwaną duszę Polaka. Dobrze ją też wyczuł!
Ja w ogóle lubię kaszę gryczaną, a pierogi też robiłam. Ugotowana kasza gryczana, cebula zasmażona z prawdziwkowym paprochem plus troszkę pieczarek, dyżurne…PYCHA!
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Food-strona-Alicji/Pierogi_rozne/Pierogi_z_kasza_gryczana.jpg
http://www.vice.com/en_ca/the-vice-guide-to-travel/from-poland-with-love-episode-2-new
Mała rzecz, a cieszy 🙂
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_1877.JPG
Wracam do półkowania. Ulubieni autorzy w podgrupach 🙂
A co tu taka makiem zasiana cisza? 😯
p.s.Część tych na półkach to dzięki przyjaciołom blogowym 🙂
Coś mi się widzi, że fotoaparat rzucony na bruk pod Akropolem nadaje się do wymiany. Łostrości to ci on nie ma żadnej. No cóż…
Specjalnie dla Krystyny 🙂
Goscie z kosmosu wyladowali na zielonych talerzach. Dowodca byl jednooki bandyta. Jajo-roboty skierowaly sie w strone stolu w pokoju stolowym gdzie bez wiekszych ceregieli poddaly sie nozom i widelcom. Mamy nadzieje bez intergalaktycznych konsekwencji 🙂
https://picasaweb.google.com/117780101072784579146/NieZTejPlanety?authkey=Gv1sRgCPjQ0KGVy-yTPA#slideshow/5747274835993535378
Przepis na kosmiczne jaja: Jajka, grzankl, sos hollandaise i troche wyobrazni 🙂
Przepis wlasny, jaja kurze
Wszystko z grila. Zabawa nowa zabawka sie rozkreca. Kielbaski, miesa, steki, warzywa i ziemniaki i deser z grilowanego ananasa (plastry posypane cukrem z trzciny i cynamonem i na ruszt).
Tutaj kolacja piatkowa
https://picasaweb.google.com/117780101072784579146/EverythingSGrill?authkey=Gv1sRgCL__ifm4oNqveQ#slideshow/5747275502548877810
Podniebne pomidory. Dzisiaj kosmicznie. Male jak wisnie i wiszace. Pomidorki kopernikanskie (znaczy patrza w gwiazdy). Milo dyndaja na wietrze. Obsypaly sie owocem i tylko czekac trudno na pierwszego 🙂
Na noc zabieramy do domu bo pogody jakies dziwne i zimnawo noca, choc dzisiaj rosso di sera bel tempo si spera:
https://picasaweb.google.com/117780101072784579146/PodniebnePomidory?authkey=Gv1sRgCPveqpjB7K-N8gE#slideshow/5747275868784943410
Za dziala laserowe robily kosmicznym jajom smazone szparagi. Podgotowane z sola i cukrem (wiecej niz normalnie), zeby sie skarmelizowaly nieco w smazeniu 🙂
Ewo – znowu kusisz 🙂 A ja lubię Węgry. Morelowa palinka… 🙂
U nas odbywał się dzisiaj Jarmark Świętego Wawrzyńca. Panie z różnych KGW z okolicy rywalizowały w konkursie kulinarnym.
Grały kapele, a na końcu zespół „Niespodzianka Pana Janka” 🙂 Nowocześnie i ludowo: http://www.npj.art.pl/
http://www.myspace.com/niespodziankapanajanka
Alinko, no to wiem jak zapanierzyc cieniutka rybe i zrobic rulonik. Koniec meczarni 🙂
Barbaro, jakies meksykanskie sugestie na grilowanie? Grilowana jalapeno ? No moze cos bardziej skomplikowanego? 🙂
Romku
osobiscie pisze znacznie wolniej i uwazniej by unikac literowek w czytanych wpisach, i nie mysle, ze kazdy toto przeczyta.
ha ha hahaa
zignoruje bledy, nawet wlasne
i nie zwalam na nikogo innego, bo to tak samo jak piecdziesiat tysiecy nowych istnien na ziemi, aczkolwiek nie ma to nic wspolnego jet lagiem, czyli z tym, czym mozesz sie jedynie tutaj pachwalic
ha ha haaaha
Asiu,
a to jeszcze nie koniec 😉
marek
w 77siodmym tez widzialem odre kiedy popatrzalem na jej wschodni brzeg z zachodniej strony,
ha ha haaha
ewo
naturalnie ze to nie koniec, nikt inny procz mnie nie moze wiecej naklepac o ogonkach
ha ha haaha
no moze jeszcze byk, wkoncu to on ma dluzszy ogon 😆
ha haha haaaacha
Ewo – wspaniale, że możemy zabrać się z Wami na te wyprawy (wirtualnie). Tylko degustacje odpadają 🙂 A smakowicie opisujecie Wasze doznania kulinarne.
robie wampa i
cipa tym
ktorzy sa ze mna na pan brat,
a za tem
pa,
pa,
papa ….
Asiu – Twoja imienniczka ma bardzo ciepły głos, a jest to dosyć rzadkie u sopranów.
Z Ewą i Witkiem podróżuję regularnie. Do tego biura podró zy można mieć zaufanie.
Trochę koloru z majowego ogrodu (dla chętnych 🙂 ): https://picasaweb.google.com/104670639946022251378/RozszalaYSieKolory?authkey=Gv1sRgCKux3rGSzryiwwE#slideshow/5747309890080455442
Piękne te majowe kolory 🙂
🙂
Obejrzałam kanadyjskie zdjęcia YYC i jak zwykle zrobiłam się głodna 🙂
Trochę odpoczęłam. Nie do końca i od razu Wam powiem, komu zawdzięczam schetanie totalne: moim dotąd ulubionym liniom lotniczym…
Czy ktoś z Was wiedział (ja nie!), że LOT sprzedaje na każdy lot o 10% biletów więcej niż jest miejsc w samolocie?
Pożegnałam się w piątek z kolegą, oboje stwierdziliśmy zgodnie, że traska udała się wyjątkowo, po czym przy odprawie dowiedziałam się, że może polecę, a może raczej nie, bo LOT ma OVERBOOKING. Znaczy, te nietaktowne 10% też przylazło i chce do samolotu. Zgrzytnęłam zębami i poprosiłam, żeby się zdecydowali, wezmą mnie czy nie, bo mogę jeszcze kupić bilet na samolot OLT Expres. A nie, powiedzieli, dopiero przy BOARDINGU czyli za godzinę z kawałkiem. Chciałam wyjść do kolegi, który szlachetnie został na stendbaju (a propos polszczyzny, Alicja!), ale przez tę bramkę od bezpieczeństwa mnie nie puścili, a do wyjścia było daleko. Jam ostatnio słaba jak kurczę, bo mi zdrowie nawala, miesiąc żarcia antybiotyku nie pomaga ani tydzień w trasie. Doszłam do połowy i wróciłam z coraz większą pianą na pysku. W międzyczasie LOT-owi przybyły kolejne jaja, bo okazało się, że mają mniejszy samolot na ten rejs niż planowali. Pan przy bramce wygłosił przez megafony wzruszający apel, szukając frajera, który własnowolnie zrezygnuje z lotu. W piątek wieczorem! Chętnych nie było. Wreszcie dowiedziałam się ostatecznie, że nie polecę, więc wykonałam szybki telefon do czekającego kolegi, który natychmiast popędził do okienka OLT po drugiej stronie lotniskowych barykad. Przy załatwianiu zwrotu forsy za bilet (spacer przez pół lotniska) kocioł był straszny, więc poprosiłam tylko, żeby mi przynieśli bagaż. Mowy nie ma, musi pani sama odebrać. Spacer przez całe lotnisko w tę i nazad. Słuchajcie, żebym ja miała gorszego kardiologa, to by mnie trafił szlag, a tak tylko mnie nogi upiornie rozbolały. Propozycja, żeby odprawiony już bagaż poleciał do Szczecina, gdzie odbiorę go za dwie godziny – mowy nie ma, procedury!
Ostatecznie wymęczona do ostateczności wsiadłam nie do wysłużonego LOTowskiego ATR-a, tylko do dużego OLT-owskiego Airbusa, leciałam nie półtorej godziny, a 45 minut…
Kurczę – nie czepiam się awarii, wypadków losowych, zrozumiem nawet że ktoś się pomylił i z tego powodu nie polecę – ale zakładanie przez linię lotniczą, że w każdym locie mogą kogoś zrobić w konia jest dla mnie obrzydliwe, chamskie i nie do przyjęcia.
I tak sobie myślę, że LOTem będę latać w ostateczności. A tak ich lubiłam!
CDN…
Specjalnie wywaliłam z siebie resztki złości, żeby teraz już bez obciążeń…
RZUCIĆ SIĘ CICHALOWI NA SZYJĘ!!!
Heeeeeeeeej, ziup!
Cichalku, rośnij duży i zadowolony z życia! Niech Ci wieje gdzie chcesz i w co chcesz, a rum niech wokoło chlupie dużymi falami.
Szanta i Rumik merdają Wujciowi z należną atencją.
😆
A teraz należne sprawozdanie kulinarne.
Chesel niech lepiej nie czyta, bo zamierzam promować!!!
Poniedziałek, obiad: w Sopocie w bocznej uliczce restauracja Toscana. Jak sama nazwa wskazuje – włoska. Miło! Fantastycznie dobry związek białego martini z prosecco, limonką i lisciem mięty. Turbot z pieca słabszy znacznie. Towarzystwo jadło makarony i raczej chwaliło.
Kolacja w Gdyni: rybka na kutrze GDY-50 zacumowanym za rufą Daru Młodzieży (aktualnie w drodze). Kuter zwany również BAREM POMORZA, polecam stuprocentowo. Po prostu smażona ryba, ale świeża, pyszna, zrobiona jak należy. Warto słuchać pana za barem – polecał po prostu dorsza i miał rację.
Wtorek śniadanie hotelowe w hotelu Gdynia – żaden cud. W przelocie chciałam zobaczyć z bliska sopocki Grand, więc stanęliśmy na kawę. Przeogromna stodoła z małym barem (może gdzieś schowali większy). Kawa w porządku, a krucha tarta z delikatnym kremem i malinami – rewelacyjna. Za jedną tartę, dwie kawy i wodę bulnęliśmy wesolutko 70 złotych i pojechaliśmy dalej. Za tyleż samo zjedliśmy w Elblągu Pod Aniołami dwuosobową kolację składającą się wytwornie z golonki i piwa. Tym razem też słuchaliśmy kelnera, pana Darka, sympatycznego łysego młodego człowieka. Warto zaprzyjaźniać się z obsługą restauracji! Golonki były wspaniałe, z chrzanem, ćwikłą i musztardą jak należy.
Śniadanie w środę jakoś mnie nie zainteresowało… Ruszyliśmy do Olsztyna, więc po niezbędne informacje zadzwoniliśmy do Andrzejka Koryckiego, który tamtędy często przejeżdża w drodze na Mazury, a pasjami chłopak nie lubi jadać w makdonaldach. Kazał nam jechać trzy kilometry za Ostródę w stronę Warszawy i pożywić się w Młynie pod Mariaszkiem. Chesel, nie czytaj!!! W rzeczonym młynie nad Drwęcą przepływającą niemal przez podwyrek (można się w niej utopić, jeśli się kto rozpędzi przy parkowaniu) znaleźliśmy istny Raj Łasucha oraz Slowfoodowca. Już własnej roboty chleb z takimż smalcem i „Żyletą warmińską” czyli ogórkami przedziwnie na słodko-ostro przyrządzonymi wprowadził nas w zachwyt. Żurek był bardzo dobry – wahałam się nad zupą z młodych pokrzyw, ale tego żurku mi się chciało… Kolega jadł smażonego sandacza (w menu były też sielawy, ale akurat nie nałowili), ja opychałam się pierożkami, z których te z kaczką były boskie. No więc rozumiecie, że odbywszy spotkanie w Olsztynie, pojechaliśmy na nocleg do Ostródy… bliżej młyna. W ostródzkim hotelu Platinum, gdzie przyjechaliśmy dość późno, pani w recepcji chciała dla nas zatrzymywać personel kuchni, ale zdążyliśmy rzutem na taśmę przed 22.00. Chyba już zaczynałam być zmęczona, bo nie pamiętam, co nam dali, ale ogólne wrażenie bardzo pozytywne – miło się mieszka w nowym, czyściutkim i sympatycznym hotelu, gdzie też dobrze karmią.
Mariaszkowy obiad znowu się udał, spróbowałam warmińskich przecieraków z twarogiem. Lubię! To takie kluchy jak poznańskie szare. Ponieważ jechaliśmy potem do zaprzyjaźnionej osoby, nabyliśmy zapasów troszkę (koszyczek Czerwonego Kapturka kupilismy po drodze – piękny, rychtyk taki mieliśmy do drewna 50 lat temu) – a więc chleb, smalec, „żyletę”, dżemiki różne i ciastka (oni tam robią genialne kruche rożki z konfiturą różaną i ciasteczka z dżemem malinowym) i ruszyliśmy nad Biebrzę. Niestety, żaden łoś na nas nie wylazł, a mielismy nadzieję… W piątek śniadanie zaprzyjaźnione na tarasie, w drodze frytki w makdonaldzie, a potem to już tylko przepychanki, więc dam spokój.
Generalnie: trasy po stronie wschodniej bywają bardzo przyjemne kulinarnie. Pod innymi względami też, ale to przecież Blog Smakoszy!
To, o czym pisze Nisia jest nie do pojęcia. Nie do pojęcia jest dla mnie firma, która sama działa na swój niekorzystny obraz. Na co oni liczą? To, że Nisia przy okazji natyrała się, jak górnik na szychcie, to jedno, ale gdyby to był pasażer typu Pyra, który z pewnością nie poleci przez pół lotniska, to jak? Zostałabym na tej bramce do końca swoich dni? A mówili, że jak nie będzie monopolistów, to klient będzie górą. Ha, chyba górą śmieci.
Ja z LOT-em też mam takie-tam wspominkowe przyjemności. Wrrrrrrrr….! Zamiast we Wrocławiu wylądowałam w Krakowie (oj, była mgła!), a potem – no trudno, niech se pani pociągiem z Krakowa do Wrocławia, a potem nas poprosi o zwrot za bilet PKP. Mgła to mgła, wypadek losowy, ale ten zwrot 🙄
Jak sobie przypomnę, to też mnie szlag prawie trafia, tyle biegania i załatwiania. Mogłam rzucić tym o bruk, bo nie wart funta kłaków, ale ja jestem uparta, choćby po to, żeby zaznaczyć, że nie można lekceważyć klienta.
Dyrekcja postawiła koniaczek czepliwej klientce 😉
Mnie też uprzejmy pan powiedział – na moje pytanie, czy da się zwrot pieniędzy załatwić korespondencyjnie (bo nie mam czasu ani ochoty stać w ogonie) – że owszem, mogę UBIEGAĆ się o zwrot pieniędzy. Powtórzyłam słowo UBIEGAĆ
Idę spać. Dobranoc.
Mnie też uprzejmy pan powiedział – na moje pytanie, czy da się zwrot pieniędzy załatwić korespondencyjnie (bo nie mam czasu ani ochoty stać w ogonie) – że owszem, mogę UBIEGAĆ się o zwrot pieniędzy. Powtórzyłam słowo UBIEGAĆ z największym jadem, na jaki było mnie stać i pan się cuknął. EGZEKWOWAĆ – poprawił się. Powiedziałam mu, że mu współczuję, bo w imieniu bezczelnej firmy świeci oczami i robi z siebie… poprosił, żebym nie kończyła.
O, wleciał mi kawałek nienapisanego do końca!
Ja tam spokojnie (nieprawda, przebieram nóżkami!) odliczam dni…do Paryża! A potem wiadomo, pod żaglami 🙂
Kochani, to nie tylko LOT robi takie numery. Rok temu przeżyłam to na lotnisku w Dar es Salam z KLM-em. Tylko nie było innego lotu w odwodzie, a w perspektywie kilkudniowe czekanie!!!! Są to wredne praktyki wszystkich linii lotniczych 🙁
Alicja:
Ja tam spokojnie (nieprawda, przebieram nóżkami!) odliczam dni?do Paryża! A potem wiadomo, pod żaglami
No 🙂
dzień dobry ..
Nisiu współczuwam ..ja wprawdzie sprawniejsz trochę ale lotniska działają na mnie jak płachta na byka ….
zdjęcia zobaczyłam wszystkie … 🙂