Nie ma chleba ale są ciastka

Mnóstwo jest nazw potraw z odwołaniem się do różnych miast czy krajów. Zabawne jest śledzenie pochodzenia tych nazw, które najczęściej z owymi miejscowościami czy państwami nie mają nic wspólnego. Najczęściej jako przykłady wymieniane są: śledź po japońsku (całkiem obcy Japończykom), fasolka po bretońsku (jak wyżej ale idzie o mieszkańców Bretanii) czy jajko po wiedeńsku. Od dziś do tego zestawu możemy zaliczyć jeszcze chleb, który zmienia nazwę na ciastko a miejsce pochodzenia przenosi się z Wiednia do Kopenhagi.

Wiedeński chleb – czytam w wielgachnej księdze o kulinariach Europy –  po duńsku wienerbrod, jest zupełnie nieznany w wiedeńskich kawiarniach i cu-kierniach, znane jest natomiast jego międzynarodowe określenie: danish pastry, duńskie ciastko. Ale nie wszystko, co nazywa się danish pastry, musi mieć coś wspólnego z prawdziwym kopenhaskim ciastem drożdżowo-maślanym. Przepis na nie opracowali ponoć w 1860 roku wiedeńscy czelad-nicy piekarscy, sprowadzeni do Danii w czasach, kiedy po zniesieniu cechów brakowało wyszkolonych piekarzy i cukierników.
Ciastka kopenhaskie – w skrócie zwane kopenhażanami – wypieka się z ciasta drożdżowego rozwałkowanego na cienki placek, na nim układa się wiórki zimnego masła, ciasto składa się w kopertę i znów rozwałkowuje. Czynność tę powtarza się wielokrotnie; podobnie postępuje się przy sporządzaniu ciasta francuskiego, które jednak nie zawiera drożdży. Najbardziej zbliżony do ciastka kopenhaskiego jest francuski croissant, ale jest w nim o wiele mniej masła. Cechą charakterystyczną kopenhażanek jest nadzienie. Może to być puszysta masa z masła roztartego z cukrem, masa migdałowa, marcepanowa albo makaronikowa, krem maślany, ale mogą być także konfitury, zmielone migdały, rodzynki, kandyzowane skórki owoców i czekoladowy krem.
Wienerbrodsdej, ciasto wiedeńskie – zwane też duńskim ciastem francuskim albo ciastem mieszanym – jest zwykle stosowane do wypieków cukierniczych, a także do wysokokalorycznego smorkage, ciasta drożdżowo-maślanego, przekładanego kremem utartym z masła i masy migdałowej, posypywanego rodzynkami i kandyzowanymi skórkami owoców, a po upieczeniu pokrywanego lukrem.
Wszystkie słodkie wypieki z ciasta drożdżowo–maślanego noszą bardzo stare, fantazyjne nazwy, które w Danii każdy zna: hanekam (koguci grze?bień), trekant (trójkąt), skrubbe (flądra, szczotka na kiju), chokoladebolle (czekoladowa bułeczka), wienerhorn (rożek wiedeński). Na urodzinowe przyjęcie piecze się kringle (precle) nadziewane masą makaronikową z rodzynkami i kandyzowanymi skórkami owoców, z wierzchu posypane cukrem i płatkami migdałowymi. Bardzo popularny jest też borgmesterstang (laska burmistrza), warkocz marcepanowy. Ciastka kopenhaskie je się w kawiarni i cukierni, w restauracji i stołówce, w biurze i w domu, a także pod gołym niebem, prosto z torebki. Pije się do nich kawę, herbatę albo kakao. Znawcy twierdzą, że duńskie ciastka można jeść jedynie między godziną jedenastą a dwunastą przed południem, ponieważ są wtedy najsmaczniejsze: jeszcze świeże, ciepłe i chrupiące.
Ciekawi mnie tylko dlaczego Duńczycy z takim uporem chrzczą swoje wyroby cukiernicze wiedeńskim imieniem, czy nie mogłyby one być kopenhaskie?