Czego to ludzie nie wymyślą!
Różne śmieszne wydarzenia dzieją się także na rynku gastronomicznym. Na szczęście rynek ten jest oceniany przez smakoszy i szybko weryfikują oni niemądre pomysły omijając szerokim łukiem lokale, których właściciele chcą zarobić nie oferując nam w zamian nic dobrego.
Po tym zastrzeżeniu chcę opowiedzieć o nowym prześmiesznym lokaliku w Warszawie przy ulicy Chmielnej, w którym podawana jest herbata ale w zupełnie innej formie niż zwykle. Na razie znam owo cudo zza szyby. Opisuję więc samo zjawisko a o smaku wypowiem się za jakiś czas, gdy już spróbuję herbacianych bąbelków.
Ta moda przyszła do nas z zachodu, choć przecież sama herbata jest z dokładnie odwrotnego kierunku. Pierwszy na świecie bar Bubbleology został otwarty w zeszłym roku w sercu londyńskiego Soho. Od dnia premiery jest tłumnie oblegany przez osoby, które lubią eksperymentować z nowinkami kulinarnymi.
Początki bubble tea to lata osiemdziesiąte ubiegłego wieku. Dziś trudno uwierzyć, że swoją karierę zaczęła jako napój sprzedawany na straganie nocnego bazaru w Tajpej (obecnie istnieje ponad 8000 barów podających bubble tea na samym tylko Tajwanie). Wkrótce potem bubble tea stała się przebojem także w Nowym Jorku, Los Angeles, Kanadzie, Australii i całej Azji.
Bubble tea to drink przygotowywany na bazie naturalnej, czarnej lub zielonej, herbaty z dodatkiem aromatów owocowych lub mleka oraz umieszczonych na dnie tapioki. Perły tapioki przypominają w smaku żelowe misie; zawierają smak karmelu, a do tego także smak herbaty. Bubble tea można podawać na ciepło lub zimno w przezroczystych opakowaniach, dzięki czemu kulki tapioki są wyraźnie widoczne.
Bubble tea w warszawskim Bubbleology, podobnie jak w Londynie, podawana będzie w wielu wariacjach smakowych. Napoje na bazie owocowych dodatków przygotowane z zielonej lub czarnej herbaty będą występować w następujących smakach: mango, marakuja, truskawka, brzoskwinia, imbir, kumkwat, jabłko i liczi.
Bubbleology jest jedną z ulubionych marek na Tajwanie, a pierwszy lokal w Soho stał się atrakcją turystyczną dla Tajwańczyków odwiedzających Londyn i Europę. Założyciel Bubbleology, Assad Khan jest powszechnie znany w Wielkiej Brytanii, a sukces Bubbleology przyczynił się znacząco do wypromowania Tajwanu w Wielkiej Brytanii i innych krajach – tak twierdzą właściciele lokaliku w Warszawie.
Ciekawe jak mieszkańcy Warszawy zareagują na tajwańskie, herbaciane bąbelki? Zwłaszcza ci, którzy tak jak i ja, bardzo lubią herbatę. Na szczęście w pobliżu Bubbleology działa autentyczna herbaciarnia czyli T-bar.
Komentarze
Dzień dobry.
Jeżeli jest zapotrzebowanie? Komuś smakuje albo choćby bawi, to na zdrowie. Dla mnie jest to jeden z dowodów na czas dobrobytu (choćby względnego). Człowiek głodny nie bawi się jedzeniem; syty ma ten luksus.
Dzien dobry,
przebudzilem sie na chwile, zajrzalem na blog. Musze przyznac, ze nie spotkalem w niujorku takiej herbaciarni, moze latwiej zauwazam ciekawe bary do ktorych lubie wstapic i przez kilka chwil pocieszyc sie ich niepowtarzalna atosfera, niz herbaciarnie.
Poniedzialek – nowy tydzien, wiec moze nowe radosci, czego Wszystkim szczerze zycze. 🙂
Ide dospac, jak mowi Alicja.
Dzień dobry Blogu!
Pogoda przecudna, choć chłodno. Akuratnie na zjazdowy weekend była deszczowa i mglista, ale zjazd i tak był ze wszech miar udany, a w jaskiniach nie było za dużo wody i planowane wycieczki odbyły się w większości, poza dwoma do otworów zablokowanych zalegającym jeszcze dość obficie śniegiem.
Czego to ludzie nie wymyślą 🙂
Kubeczek bubble tea 200 ml = 300 do 500 kcal.
Ministerstwo zdrowia w Singapurze podaje, że przeciętnie 340 kcal tzn 17 procent dziennego zapotrzebowania na energię (2000 kcal). Jeden kubeczek!
Coca Cola 500 ml = 215 kcal
Maj 2011 – wielka afera na Tajwanie. Okazuje się, że chińskie ftalany DEHP używane do zmiękczania tworzyw są dodawane do wielu produktów spożywczych i to od dwóch dziesięcioleci. Znaleziono je między innymi w syropie truskawkowym, ulubionym dodatku do bubble tea.
Konsekwencje: Największa akcja odwoływania produktów z rynku w historii Tajwanu, wieloletnie kary więzienia dla producentów i dostawców, organizacje konsumenckie procesują się o odszkodowania rzędu setek milionów dolarów.
Jakie to uspokajające, że sól przemysłowa nie szkodzi 😎
W Poznaniu, zamiłowany wędkarz (Danuśko!) wyłowił wczoraj w mikrym dopływie Warty na terenie przedmieścia (Struga Junikowska) 10- kg szczupaka, długiego na 107 cm. Szczęśliwy łowca wydostał go z pomocą przygodnego innego wędkarza – inaczej ryba by uciekła – dwa razy uciekała z podbieraka. Ten pan łowi od 37 lat i mówi, że tyle czasu na swoje trofeum czekał. Poprzednio, lata temu największy jego szczupak miał 6 kg. Na pytanie co z trofeum zrobi odpowiedział, że zaoferuje je restauratorom – próczłba – łby kolekcjonuje po konserwacji. Oj, żona tego pana, to święta kobita!
I jak tu wierzyć donosom prasowym? Jak Wilno leży na wschód od Ottawy, to ja jestem wnuczką premiera Tuska 🙄
„Szef polskiego rządu odwiedził tzw. Kaszuby Kanadyjskie, położony na wschód od Ottawy wiejski region w prowincji Ontario, gdzie pierwsi polscy imigranci przybyli w 1858 r. Pierwszym przystankiem na trasie było muzeum-skansen kultury kaszubskiej w Wilnie.”
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114884,11715249,Tusk_do_kanadyjskich_Kaszubow___Czuje_sie_tu_jak_u.html
A swoją drogą są to piękne tereny, tu i ówdzie można spotkać chaty z kaszubska malowane. Dawno tam nie byłam, chociaż to rzut beretem, jakieś 180 km stąd. Jeździliśmy w tamte okolice na grzyby,
Młody bywał na obozach harcerskich – tam jest stała baza harcerska, co roku latem obozy i tak dalej.
Chłe chłe chłe…zmieniam Nowego przy sterach 😉
Też zaraz pójdę dospać, tylko sprawdzę, czy Ziemia obraca się w odpowiednim kierunku, bo a nuż jednak to Wilno jest na wschód 😯
ja wprawdzie ostatnio piję herbatki ale ziołowe bo musiałam zmniejszyć dawkę kawy .. ogólnie nie herbaciara ze mnie więc raczej nie zagoszczę w modnym miejscu .. nemo mnie jeszcze dodatkowo odstraszyła ..
a u nas zapowiada się od soboty dwa tygodnie ciepełka .. lubię to .. robię przegląd letnich sukienek .. też to lubię …
P.S.A propos bubble tea – nigdy się z tym zjawiskiem nie spotkałam w Kanadzie. W Kanadzie (i Stanach) herbata w ogóle nie jest popularna, co dziwi moich znajomych nie z tego kontynentu, bo to niby potomkowie Albionu i tak dalej, a tam się pija herbatę. Może tam, ale tutaj króluje kawowy cieńkusz. Mówię o popularnych knajpach przydrożnych, biurach itp. Po pierwsze, drugie i piąte kawa w styropianowych kubkach, a herbata, nawet w restauracjach, najczęściej bywa serwowana jako kubeczek gorącej wody plus torebeczka liptonsa obok. Zgroza!
Zaznaczam, że nie we wszystkich restauracjach. Dla mnie jak herbata nie jest zaparzona w porcelanowym albo szklanym czajniczku, to nie jest herbata.
nemo a sprawozdanie zdjęciowe będzie z tego udanego weekendu? …
dzisiaj na obiad makaron pełnoziarnisty … szpinak z czosnkiem .. do tego wędzony pstrąg i posypany koperkiem .. na popitkę sok pomidorowy … wyjadam zapasy i wyjeść nie mogę bo komponuje w miarę zdrowe posiłki i wtedy produkty w mniejszych ilościach mieszam .. maj mi pewnie upłynie na opróżnianiu zamrażarki bo muszę ja rozmrozić i przygotować na mrożenie truskawek .. 😉
Jolinku,
przepraszam za odstraszenie, ale pociesz się, że pijąc kawę czy herbatę ze szklanki lub porcelanowej filiżanki masz ciekawsze wrażenia estetyczne, a o kaloryczności napoju decydujesz sama.
1 Kostka cukru = 20 kcal.
Jolinku,
jakieś obrazki spróbuję wcisnąć na picasę, ale chyba dopiero wieczorem.
The best bubble tea in Toronto
Zdziwił bym się, gdybym o takich „nowinkach” nie dowiadywał się podobnych rzeczy.
Nemo, a Ty o tych ftalatach tak z rękawa, albo dociekałaś sumienne, z okazji wpisu? Rozmiękczacze to był temat na początkowe osiemdziesiąte. Ale fakt, problem nie zniknął tylko dlatego, że przestano o nim mówić. A ta kaloryczność też godna wzmianki!
Męczyła mnie parę tygodni temu wnuczka pretensjami o to, że w mieście które jej przedstawiłem jako światowej sławy, w Dreżnie, nie ma gdzie dostać bubbletee. Nasza miejscowa przyjaciółka i przewodniczka była pod tym względem zupełnie bezradna. Nie tak w parę dni później w Berlinie. Zaopatrzone w odpowiednie środki poleciały we dwie, z Dagny tam gdzie było i jest, i nie musieliśmy ich pilnować.
Pogoda słoneczna ale nader chłodno. Znowu będę drżał o moje wysadzone flanze, bo o przymrozek nie trudno.
Green Tray
Princess st.
Kingston Ontario
Offering a variety of Chinese, Japanese, Korean and Taiwanese specialties plus dim sum and bubble tea.
Pepegorze,
moje rękawy są ze ftalatów (ftalanów po polsku) 😉
A tak poważnie, to mi się przy okazji przypomniało.
Nie chodzi o wrażenia estetyczne, a o smak.
Proponuję zaparzyć herbatę i rozlać ją do szklanki, porcelanowej filiżanki oraz do zwyczajnego kubka ceramicznego, a jeszcze , czemu nie, styropianowego. Ta sama herbata w czterech różnych naczyniach, a smakuje…jak ktos ciekawy, niech spróbuje przeprowadzić eksperyment.
A nemo proponuje po raz n-ty, żeby próbowała omijać mnie i moje wpisy. Będzie zdrowiej na blogu.
Clas-sic tea lounge for bubble tea Kingston
Jest w czym wybierać 😉
Alicjo,
co tak nerwowo? 😯
Nie spotkałaś się ze zjawiskiem, więc Ci tylko podsuwam możliwości spotkania.
Wrażenia estetyczne, smak…
Herbata może smakować z pogiętego blaszanego kubka, wyszczerbionej filiżanki fajansowej czy nawet plastikowego pojemnika, jeśli bardzo nam się chce pić, jest zimno, a podające tę herbatę ręce są życzliwe, choć niedomyte 🙂
Oj, żeby na blogu zawsze tylko tak iskrzyło, jak między Nemo, a Alicją – to by pokój wieczny zapanował. Ja tam lubię, jak się bywalcy z lekka podszczypują, nie lekceważą jeden, drugiego. Byle nie z nożem i w mordę (bo i tak bywa kiedy nagle odezwie się ktoś „niedoceniony”). Teraz Pyra idzie pozbyć się zimowej wełny na łepetynie. Biedny psiak posiedzi przed zakładem fryzjerskim na smyczy. Obiad dzisiaj będzie bardzo wiosenny i mało pracochłonny – omlet z niebieskim serem, świeżymi pomidorami i sałatą. Cała robota 5-6 minut razem ze smażeniem. Zawsze kiedy ma przyjść Marialka prosto z dyżuru w szpitalu muszę wymyślić coś wegetariańskiego, a ona ortodoksyjna nie jest – jajka je, chociaż niezbyt często.
Na pewno znajdą się chętni do próbowania bąbelkowej herbaty. Typuję tą samą grupę, która tłumnie oblega lokal serwujący suchy chleb i kiepskie wino, jak wyrafinowany posiłek 🙂
Wiele dziwnych lokali ma w Warszawie rację bytu ze względu na marketingowy szum.
Cenzura na tym blogu działa 🙂 wpisy pojawiaja się i znikają 🙂
Wieści o bąbelkowej herbacie podesłałam Latorośli,może młodzież będzie miała ochotę sprawdzić,jak smakuje taki herbaciany pomysł.
My w czasie weekendu sprawdzaliśmy natomiast,jak smakują czeburieki w wykonaniu naszego kolegi.Oj,naprawdę dzielny i pracowity z niego kucharz !W zasadzie specjalnością kolegi są litewskie kartacze-robi je dla nas od czasu do czasu.Spędza cały dzień w kuchni,bo zrobienie tego dania dla średnio tuzina osób to wielkie wyzwanie.Tym razem lepił cierpliwie owe tatarskie pierogi i smażył je dla nas na bieżąco,a przy stole siedziało w sobotni wieczór 10 osób.W ramach demokratycznego podziału małżeńskich obowiązków jego żona wykonała trzy rodzaje sałatek i ciasto na deser.Doprawdy powiadam Wam,zasłużyli oboje na kilka godziwych toastów 😀 Na jakieś kolejne spotkanie planuje kulebiaki !
Po uczcie dla ciała zaserwowaliśmy sobie ucztę dla ducha,nareszcie dotarliśmy do kina na „Nietykalnych”. To był sukces na miarę wieków !Rzadko zdarzają się filmy,które porywają i jednocześnie zrzucają z krzeseł ze śmiechu nas oboje i Osobistego Wędkarza (z rzadka kinomana) i mnie.A tak było z tym filmem.Ci którzy widzieli wiedzą o czym mówię,a tym którzy jeszcze nie oglądali bardzo polecam,co już kilka
sób na blogu czyniło.
Pyro-mój Wędkarz na rybach jeszcze w tym sezonie nie był.
Biedak czasu nie ma 🙁 Sama widzisz,a to pierogi chrupie,a to do kina mu każę chodzić 😉 a to robotę ma jakąś pilną.Sprzęt wędkarski czeka w pogotowiu,chyba w końcu się jakoś zorganizuje.Będę sprawozdawać.
kilka osób -oczywiście !
Toć już Kolumb wiedział, że Indie leżą na zachód od Europy, skoro ziemia jest okrągła. To samo dotyczy Wilna i Ottawy. Zamiast jechać 180 km na zachód można polecieć (tu wyboru środka transportu chyba nie ma) na wschód.
Bubble tea to coś, co można spróbować albo się od tego uchylić. Wolałbym jednak nie nazywać tego herbatą, jak nie nazywam herbatą naparów herbacianych z silnymi domieszkami zapachowymi i smakowymi. Wyjątek robię dla lekkich dodatków cytusowych w earl grey i lady gray, choć mieszam je z innymi herbatami, które musza w mieszance wyraźnie przeważać. Zgadzam się z Nemo, że w pewnych sytuacjach herbata z blaszanego kubka może smakować znakomicie, ale normalnie dobra herbata ujawnia swoje walory najlepiej tylko z porcelany i to możliwie najcieńszej. Przy wielu napojach naczynie jest ważne. Dla mnie np. smak najlepszego piwa pitego bezpośrednio z puszki jest wysoce niezadowalający. Z pasykowej szklanki jest lepszy ale dalece nie taki, jaki być powinien. O winie nie będę się rozpisywał, bo Gospodarz robił to nieraz.
Alicja i A Capella pisały w piątek o gastronomii czeskiej i słowackiej. Napełniamnie smutkiem to, co pisały. Będę w Czechach za dwa i pół tygodnia i ostrzyłem sobie zęby na knedliczki. Perspektywa knedliczków z proszku jest równie miła jak puree z proszku, które niegdyś wpychano nam w restauracjach niższej kategorii. Mam znajomych, którzy bitą śmietanę robią tylko z proszku. Uważają, że niczym nie różni się od prawdziwej. Inna rzecz, że prawdziwa to też pojęcie względne biorąc pod uwagę skład tego, czym nas niektórzy wytwórcy raczą. Ale przy tym Stole nie ma nawet co dyskutować o proszkowych specjałach.
PS Herbatą pozostaje dla mnie także napar marokański z dodatkiem pęczka świeżej mięty. Może mało w tym logiki ale tak mi się przyjęło.
O bąbelkowej herbacie nigdy przedtem nie słyszałam ale ja mieszkam na prowincji, to pewnie dlatego 🙂 Nie pociąga mnie taka herbata a dodatki wręcz odstraszają.
Danuśko, „Nietykalni” tak, wielokrotnie tak 🙂
Jestem co najmniej o pół kilograma lżejsza. Teraz siedzę przed klawiaturą z maślanką naturalną w ręce i zbieram siły do ogarnięcia mieszkania. Haneczka zawsze suponuje, że u niej nabrudziła Aurora – może kocica, może i jamnik. Musiał być strasznie aktywny, tylko leniwy – kubki ze śniadania nie pomyte, szklanki od napojów nie pomyte, podłogi w piasku i koty kurzu po kątach. Jednym słowem flejtuch, nie pies!
Stanisławie-względem herbaty marokańskiej też oddaję głos za 🙂
W Polsce pełnia sezonu komunijnego.W majowe niedziele w restauracjach tlok,trwają komunijne przyjęcia.Niektórzy wynajmują sale bankietowe,bo tak najwygodniej,jeśli się okazuje,że trzeba podjąć 80 (OSIEMDZIESIĄT)osób najbliższych krewnych i znajomych królika.
Taką imprezę zorganizował właśnie nasz znajomy.Teraz robi bilans zysków i strat.O tempora,o mores !!!
Stanisławie,
w sobotni wieczór brałam udział w wytworzeniu tortowego „ciastka” długości 6 metrów. Na ciasto złożył się biszkopt, warstwa gotowanego kremu waniliowego, warstwa truskawek, warstwa kremu, znowu biszkopt, warstwa bitej śmietany, pokruszone bezy, śmietana i dekoracja z bitej śmietany z czekoladą mająca imitować nacieki jaskiniowe 😉 Na koniec 60 świeczek.
Śmietana (bodajże 10 litrów świeżutkiej kremówki) była ubijana sukcesywnie w kuchni. Ktoś z organizatorów nie zrozumiał dobrze apelu (przed zjazdem) o przyniesienie „syfonów” do śmietany i przyniósł śmietanę w dozownikach ze sklepu. Do użytku jednak nie trafiła (przy tym torcie), może ją ktoś potem zabrał, bo bywają amatorzy tego paskudztwa 😉
Zebrani goście z fascynacją oglądali błyskawiczne powstawanie deseru i uwijających się „cukierników”, potem odśpiewali Happy Birthday w trzech językach i… ciasto zjedli 😉 Ostatni metr trafił na noc do lodówki i został wchłonięty przy śniadaniu.
Niektórzy starsi uczestnicy wspominali z łezką w oku ogromny kilkupiętrowy i kilkudziesięciokilowy tort lodowy serwowany z podobnej okazji (zjazd i jubileusz) 30 lat temu przez nasz klub. Ja pamiętam pęcherze na dłoniach od krojenia, spory kawałek tego tortu w naszym zamrażalniku i wielki kawał, który odjechał do zamrażarki Instytutu Geologii w Bernie. Tort zorganizował kolega pracujący w wytwórni lodów, a przywiózł go samochodem pełnym pojemników suchego lodu.
Wszyscy jedli do woli, ale nie było siły zjeść ten tort do końca.
I tak się przechodzi do historii 😉
Danuśka to pysznie było .. a pomysł by dzieciom wysłać link z bąbelkową herbatą podłapałam …
film „Nietykalni” zachwyca i młodych i starszych .. ja dopiero w przyszłym tygodniu idę ..
chlapię śmietaną (dużą chochlą) 😉
Trochę więcej kulinariów bufet, sałata na wstępie, ale bez dania głównego (Berner Platte – gotowana kiszona kapusta, gotowana suszona fasolka szparagowa, szynka, boczek, kiełbasa, ziemniaki) i deseru (krem z moszczu jabłkowego) bo fotograf był głodny 🙄 😉
Nazrywałam dziś rano sporo kwiatów mniszka z zamiarem zrobienia miodku mniszkowego. I mam zajęcie, bo wyskubanie żółtych płatków to żmudna robota. W rękawiczkach niewygodnie, a płatki zażółcają palce. Najwyżej nie wykorzystam wszystkich kwiatów. Taką pracę przyjemnie byłoby wykonywać w miłym towarzystwie, przy rozmowie. Muszę wracać do pracy, bo sama się nie zrobi.
Nemo, ślinka leci na wszystko.
Krystyno, niektórzy robią miód mniszkowy zostawiając całe główki, nie tylko płatki. Byle gorzkiej łodygi nie było. Ale każdy ma swój przepis, na pewno z samych płatków musi być lepszy.
Krystyna trafia w sedno z tymi żółtymi płatkami i towarzystwem – stąd moja nostalgia za dużą rodziną, wspólnym przygotowywaniem świąt albo wspólnym drylowaniem wiśni na konfitury, darcie pierza już sobie darujmy… Czy na pewno to, cośmy sobie z dumą wywalczyli jest lepsze dla dawnych wielopokoleniowych rodzin, od domów, po których pałętały się stare babcie (jakże przydatne przy pilnowaniu dzieci – nie mówię że zawsze, ale w potrzebie), albo ciotki-rezydentki (dzisiaj miałyby własną kasę) – zawsze gotowe do pogadania i udzielenia zbawiennych rad. Czule wspominam hordy takich cioć i wujków, bez krępacji i bez zapowiadania (ale z odpowiednią ilością wałówki) zjeżdżających z nagła na jakąś Wigilię – bo Helenka z dziećmi sama, to się na pewno ucieszy… Helenka czyli moja mama się cieszyła, wujków układano do snu gdzie się dało – jeden kiedyś musiał zająć wannę, dzieciaki sypiały na zestawionych fotelach, ale było mnóstwo radości. Jestem wielbicielką internetu i nieograniczonych niemal możliwości komunikacji, ale tamten rodzaj komunikacji międzyludzkiej, bardzo bezpośredni i serdeczny, miał zupełnie inne wartości. Czasem (często…) mi żal, że zaginął w pomroce dziejów.
Wiem, oczywiście, że są wyjątki, ale trynd ogólny to raczej nastawienie na siebie, własną karierę, własne życie. I tak człowiek staje się samotną wyspą.
Krystyno-u nas kwiaty mniszka już przekwitły i zamieniły się w dmuchawce.Żadna tego rodzaju robota mnie zatem nie czeka,ufff 🙂
Nemo-dla takich spotkań warto zapisać się do klubu speleologów 😉
W Helwecji oczywiście !
Głupia pomyłka nie wiem skąd.
Powinno być „lepsze OD wielopokoleniowych rodzin”!
Dzien dobry,
Nemo,
nadaliscie nowe znaczenie ciastu (wielo)metrowiec :)>
Chesel,
Jak Londyn?
zupelnie nie wiem, o czym mozna w takim lokalu z obrazkow rozmawiac? co innego w takim ogrodku piwnym. to zupelnie inna bajka, mozna i trzeba rozmawiac o wszystkim. przy piwie potrzeba rozmowy wzrasta proporcjonalnie do czasu spedzonego, a scislej rzecz ujmujac, od ilosci spozytego zlocistego plynu. roznorodnosc tematow jest tez nieograniczona, od wiatow zaczynajac poprzez sobotnie fale na naszym morzu by zatrzymac sie dluzej przy kobietach, ktore sie bardzo skromnie ubieraja 😆 pomimo panujacych obecnie nie najwyzszych temperatur. wiem co pisze, ostatni weekend spedzilem za dnia na wodzie a wieczorami w meskim gronie i jestem bardzo i to bardzo na biezaco 😆
Taki posiłek jest możliwy tylko przy współpracy wielu par rąk. I chwała za to. Współpraca przy przygotowaniach łączy (patrz Nisia, powyżej)
Nisiu – człowiek długo nie może być samotną wyspą. Psychologicznie to się kłóci z pojęciem „człowiek, istota społeczna”. Fatalnie to teraz wygląda – moje dzieci nie znają dzieci moich kuzynów, rodziny się zacieśniają, ginie poczucie jedności ludzi „jednej krwi” – jak się to skończy? Nie wiadomo.
Krystyno – można po prostu płatki obcinać z główek nożyczkami, tylko trzeba mieć ich dużo.
Nisiu, Pyro, żal wielki za życiem rodzinnym wielopokoleniowym i wielogałęziowym. W sedno trafia Pyra. Jak prowadzić życie rodzinne, gdy gałęzie rodziny się nie znają. W pewnym momencie chyba i małe mieszkania sie przyczyniły do zaniku wielkich zjazdów. Ale pamietam, że krótko po wojnie rodziny osiedlały się stadnie. Potem jednak różne powody sprawiały, że jedni, potem drudzy gdzieś się przenosili. W mojej rodzinie bliskie więzy trwały do przełomu lat 50-tych i 60-tych. Nie tylko wzajemne odwiedzanie się tygodniami. Także wspólne wakacje. Do tej samej miejscowości letniskowaj zjeżdżali wszyscy z całej Polski. Ponad 30 osób bywało. I to se ne vrati, jak pisze Alicja.
Nisiu-i dlatego naszym Dziewczynom podczas ostatniego zjazdu u Żaby tak dobrze szło szykowanie wespół w zespół owoców derenia pod dereniówkę.Wspólna,żmudna praca,ale z pogaduchami 🙂
Że już nie wspomnę o zasługach Pepegora w zbieraniu tych drobnych kuleczek.
Nas sezon pierwszokomunijny w tym roku nie dotyczy. Ale przyglądamy się. Podobno najmodniejszy prezent z tej okazji to w tym roku jeżyk pigmejski. Nie znam się za bardzo na jeżykach, ale i tak ten prezent jest dla mnie strawniejszy od quada obowiązkowego dla chłopców w ostatnich latach. Przynajmniej na wsi, gdzie mamy domek.
Dzień dobry, ukazała się nowa ciekawa książka: „W miasteczku długowieczności. Rok przy włoskim stole”.
Fragment recenzji: „Il paese della longevit?. Miasteczko długowieczności. Campodimele. To właśnie tu, u podnóży gór Aurunci, w samym sercu Włoch średnia długość życia wynosi dziewięćdziesiąt pięć lat. Tracy Lawson trafiła na informacje o tym miejscu, szukając materiałów o naturalnych sposobach zachowania długowieczności. Postanowiła sama sprawdzić, cóż niezwykłego kryje się w tamtejszym trybie życia, klimacie i diecie, że miejscowi zachowują sprawność, witalność i radość do późnego wieku. W miasteczku długowieczności. Rok przy włoskim stole to dwanaście miesięcy z życia Camopdimele. Kalendarz prowadzący przez zmieniające się pory roku, które przynoszą bogactwo warzyw, owoców, ryb i grzybów. Barwni bohaterowie zapraszają autorkę do swoich domów i dzielą się z nią sekretami swej wspaniałej kuchni, która podąża za niezmiennym rytmem natury i tradycji. To fantastyczna książka kulinarna, a zarazem inspirująca opowieść o miejscu, w którym praca i prostota przynoszą długie i szczęśliwe życie.”
http://czarne.com.pl/?a=3459
Od lutego lansują bubble tea również w Helwecji. Najpierwej podobno w Bernie
6,50 Fr za szklaneczkę 🙄 Najlepiej smakuje nastolatkom, mówią sprzedawcy.
Jak na razie tylko 5 procent 11-latek w Szwajcarii ma nadwagę, w porównaniu do Portugalii (20 proc.) czy USA (30 proc.) Tak wynika z raportu WHO HBSC (Health Behaviour in School-aged Children)
No to na zdrowie.
Danuśka,
a myśmy cierpliwie przez pół wieczoru nakłuwały te Pepegorowe jagódki, pamiętasz? No 🙂
Mamy zasługi 🙂
Nemo,
nie podtykaj mi, ja niczego Ci nie podtykam. I nie diagnozuj mnie, ja Ciebie nie diagnozuję. Googlać umiem, swoje miasto znam.
Herbatę zamawiam w knajpach jak muszę i nie mam innego wyjścia. Nikt mi nie zaparzy herbaty tak, jak lubię. I wierzę, że każdy tak ma, czy to o herbatę, czy o kawę chodzi, albo placki ziemniaczane.
Każdy ma swój rytuał. I dobrze.
Alicja, ja Ci zaparzę. W białym kubku, bele jaką herbatę z papierka – z tego stolika, co stoi w samym rogu pentry – zobaczysz, jak będzie Ci smakować!
Dzień dobry 🙂
Dopieszczam córaska. Dzisiaj knedle serowe z żywymi truskawkami, śmietaną i cukrem. Na deser rogaliki z powidłami 🙂
Nemo, podziwiam ucztę jaskiniowców 😀
Jolly, jak tam Odsas?
A w ogóle przez Ciebie, Admiralicjo, zaczyna mnie też lekutko nosić. Stale coś Ci się przypomina, to i mnie też.
Kawa o 10.00!
Zobaczymy się z Marialką w czwartkowe popołudnie – dzisiaj nam się nie ułożyło. Nawet dobrze – dzisiaj w domu jest trochę zamieszania, sprzątania, prasowania, a w czwartek będzie święty spokój, bo nawet pies wyjeżdża na wycieczkę klasową na Uznam – Wolin
Haneczko,
Odsas nieco cwaniaczy- rozpieszczania sie domaga, nazywa siebie ‚biednym, chorym dzieckiem’, domaga sie ulubionych potraw (zupa porowa, placki ziemniaczane, pierogi), menu ulozyl na kilka dni, z czego wnioskuje ze antybiotyk dziala i mu lepiej :).
Asiu książka widzi mi się do czytania w letnie wieczory .. no ale cena dosyć „gruba” …
haneczko córcia pewnie wniebowzięta .. 🙂
Jolly to synek smakosz .. takie „chore” dziecko to dla mamy nic strasznego …
Jolinku,
Odsasa pierwsze zdanie w mamusi jezyku bylo ‚dobre bo polskie’. Biedak ma problemy z przelykaniem, migdaly ogromne i w dodatku pierwszy mleczak na wylocie.
Jolly .. 🙂
dzisiaj godz. 20.20 Teatr Telewizji w TVP1 … między innymi Janusz Gajos, Danuta Szaflarska ..”Daily Soup” .. sztuka z tego roku ..
w berlinie spotykasz buble dosyc czesto w glownych punktach miasta;
w ciagu bodajze roku, powstala prawdziwa siec tych, jakby to je nazwac,
herbaciarni(!?);
prowadza je glownie mlodzi azjaci, ktorych tutaj nie brakuje;
niedaleko hali targowej, gdzie czesto robie zakupy, jest taki lokal od ca. pol roku;
przechodzilem tam z kope razy, ale jeszcze nie widzialem zeby tam ktos cos kupowal,he,he…
@nisia:
rufa!rufa! bo tam ster, a czasami nawet sruba…
Jolinku – cena jest rzeczywiście dosyć wysoka, w Matrasie jest promocja i książka jest trochę tańsza – 36,71 zł. W bibliotekach pewnie jej jeszcze nie ma.
Ta herbata na pewno smakowała: http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/178943/125e58ef2be25d9fdd15892a700cd19b/
I ta też: http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/95586/125e58ef2be25d9fdd15892a700cd19b/
http://www.youtube.com/watch?v=kz97rQGU_jo
W Księgarni Warszawa jest jeszcze taniej i można odebrać osobiście na Placu na Rozdrożu
http://www.ksiegarniawarszawa.pl/modules.php?name=Sklep&plik=lista&nazwa=opis&nr_katal=9788375363746&hthost=1&store_id=2
katastrofa tytanika to byl szerg bledow;
ostatni: zamiast manewru wymijania, powinna byla byc „cala wstecz” i dziobem mozliwie w srodek lodowca;
prawie na pewno paru pasazerow trzeciej klasy by zginelo, a w pierwszej wielu polamalo kosci,
ale moze nawet stalby sie „cud” i dziob statku wytrzymal by to uderzenie,
jednakze statek definitywnie by nie zatonal.
Kawa o 10-tej, racja!
I nie zapominajmy o pokolacyjnej kawie o 19-tej 🙂
No i herbata w tak zwanym międzyczasie – TAM smakuje nawet z kubasów, tych oto pod sufitem:
https://picasaweb.google.com/115054190595906771868/Lipiec2011SzczecinGreenock#5632772810387198354
Serwis do kawowy w salonie oficerskim jest na wysokim poziomie, przyznaj, Nisiu!
Na dzień dzisiejszy żeberka plus wiadoma sałata.
A poza tym ściągam z niedawno zainstalowanych półek książki, bo kupiłam lakier bezbarwny, żeby je pomalować i jako tako zabezpieczyć surowe drewno przed kurzem. Kurzyć się będzie, ale o wiele prościej ten kurz usuwać z polakierowanej powierzchni.
Przyszedł Maciuś-Złota Rączka, obejrzał sufit w pokoju Na Górce, w środę przyjdzie zreperować. Podobno nie taka wielka robota, jak nam się wydawało, pół dnia – i po bólu.
I to by było na tyle remontów w tym roku, wymian, zmian, chociaż przydałoby się zamalować plamy na suficie. Niech „se” poczekają do przyszłego roku i dojrzeją.
Spędziłam wieczór w towarzystwie Gajosa i jakoś mniej mi ciąży wdowieństwo. Sztuka to potęga. Powzruszałam się kruchością Danuty Szaflarskiej – dzisiaj trudno uwierzyć, że była to jedna z najpiękniejszych aktorek polskich. Jednak profesjonalnie jest naprawdę niezwykłą osobowością. Narracja jako taka niezbyt do mnie przemawiała – ot, trochę tak reagowałam, jak ci chłopi, którym ojciec Wańkowicza bilety w miejskim teatrze wykupił i z Kałużyc podróż do Kijowa, do teatru opłacił. Pytani potem o wrażenia, odpowiadali „Ot i cóż, Jasny Panie – siedzieli jacyś cudzy w pokoju i o swoich sprawach rozprawiali”.
Pyro Pani Danuta jest teraz też piękna .. sztukę dla niej obejrzałam .. trudno się ogląda koszmary meczące innych jeśli już człowiek uporał się ze swoimi ..
A mnie się wydaje, że pani Szaflarska nadal jest piękna. I jest wspaniałą aktorką. Ostatnio zagrała w filmie „Pokłosie” Pasikowskiego. Krystyno – widziałaś ten film w Gdyni?
Jolinku 🙂
Małgosia znalazła księgarnię, w której książka „W miasteczku długowieczności” kosztuje 32 zł
Asiu a tak widzę .. Małgosiu dziękuję … 🙂
Pyro,
Danuta Szaflarska jak bardzo starsza pani w filmie „Pora umierać” jest po prostu wspaniała.
http://www.youtube.com/watch?v=CMmty_a59KE
takie fajne śledziki znalazłam .. mam grzybki marynowane to zrobię jutro …
http://dlacorkiisynowej.blox.pl/2012/05/Sledzik-babuni.html
smacznych snów …
I jest piękna, mimo upływu lat, zgadzam się z Asią.
Moim zdaniem, pani Szaflarskiej czas nic a nic nie zaszkodził, jest nadal piękną, uroczą kobietą i wspaniałą aktorką.
Masz rację Alicjo, w „Pora umierać” pani Szaflarska zagrała wspaniale.
charytatywnie na huśtawce http://www.youtube.com/watch?v=4dNImXv4WIs
Przecież to powiedziałam – aktorką jest prześwietną. I nie ujmuję Jej urody – wzruszam się człowieczą kruchością.
Jolinku – kupuję te śledzie, przepis wygląda obiecująco.
Byku, ale Dar ma też ster strumieniowy w części dziobowej, hehe.
Alicja, ach, ach. Rozumiem, że w piątek mam wyściskać wszystkich jak leci ze szczególnym uwzględnieniem Ścisłego Kierownictwa. Będą celowali na 10-tą rano, masakra, ale chyba polecę na Wały, zrobić im zdjęcie jak wchodzą do portu.
Nisiu,
jak najbardziej. Wyściskać okrutnie mocno.
A dlaczego oni takim świtem bladem?! Miłosierdzia nie mają, czy co?! Przecież to będzie w porze porannej pośniadaniowej kawy 🙄
Krystyno (14:17), w Śląskim Parku Etnograficznym sprzedawano w niedzielę już rocznik 2012 miodu pszczelego z mniszka! 😀 — Pani zza lady powiedziała, iż Wędrowna Pasieka przewozi* ule w miejsca, gdzie jest coś do zebrania… – i mają… i drogo wołają… 😉
____
*nocą przewozi bo inaczej by się pszczołom natychmiast rozregulowały ich dżipiesiki 😀
Pisalam przy innej okazji, ze linia lotnicza Alaska Airlines jest ekskluzywnym dostawca slynnego lososia z Alaski Copper River Salmon. Poniewaz za kilka dni lososie z Copper River na Alasce rozpoczna swoja coroczna migracje, w sklepach w calym kraju beda do nabycia te wysmienite lososie dzieki dostawom Alaska Airlines.
Losos z Copper River zawiera duzo tluszczu, a mieso jest niezwykle delikatne. Cena za funt, kilogram, czy jak kto chce, jest bardzo wysoka. Rok temu cena na poczatku sezonu byla $50.00 za funt.
Glowne biuro Alaska Airlines miesci sie w Seattle. Alaska lata samolotami Boeing 737.
737, ktorym sa rozwozone lososie, nazywa sie potocznie „salmon-thirty-salmon” i wyglada w ten sposob:
http://www.seattlepi.com/business/boeing/article/Check-out-Alaska-Airlines-new-3557121.php#photo-2079142
Orca – zlituj się! Za 450 g ryby $50? A cóż to ona? Brylantami sadzona?
Pyra,
Cena stabilizuje sie po kilku dniach. Czasami trzeba posmakowac, aby docenic.
Przypomina mie sie, ze w sezonie, biale trufle sa sprowadzane z Wloch do nabycia na rynku w Seattle o nazwie Pike Place Market. Cena za funt „slownie” – trzy tysiace dolarow.
Zarowno losos z Copper River, jak i biale trufle sprowadzane z Wloch sprzedane sa natychmiast.
Pyra – przyznaj sie, ze to Ty wszystko wykupujesz. 🙂
Orca – do łososia mogłabym się przyznać, gdyby było mnie stać (takiego od Indian, jak pokazywałaś pieczone nad ogniem) Za trufle bym nie dała; wolę rydze i kurki. Taki mam proletariacki gust.
@nisia:
no to chlup…
Ide spac. Zycze lososiowych i truflowych snow.
Miłych snów, Orca
dzień dobry …
Krystyna to sama robi za pszczółkę .. w domu sobie siedzi i robi ten miód … ale pracuje jak pszczółka ..
To miałam na myśli (czyli w aluzji), Jolinku! 😀
Nie ma takiej marki jak Bubbleology na Tajwanie, więc trudno aby była ulubioną, polecam mniej tendencyjen źródła informacji.
Bubble Tea zostało wymyślone w Taichungu, a nie w Tajpej.