Zupy na wiosenne przesilenie
Wiosna jest kapryśna, co widać za oknem. Raz upał przekraczający 30 st. C w cieniu a w kilka dni później nocne przymrozki całkowicie likwidujące mój zielnik. I pal diabli te parę złotych (że o pracy nie wspomnę), które muszę już po raz trzeci wydać na nowe sadzonki bazylii, tymianku oraz kolendry ale i mój organizm ulega rozregulowaniu. Kicham, pokasłuję i ogólnie opadam z sił. Nawet kilkukilometrowa wędrówka śladami szkód poczynionych przez bobry albo marsz do ostoi łosi, czyni ze mnie wrak człowieka.
Na szczęście mam na to wszystko lekarstwo: zupy. To znacznie lepsze niż różnego rodzaju pastylki, pseudosuplementy diety, które mają odmłodzić staruszka a nawet ożywić nieboszczyka. Nic lepszego nad gorącą, aromatyczną i esencjonalną zupę.
I taką właśnie wiosenną receptę na odzyskanie wigoru polecam wszystkim pokonanym przez pogodowe zmiany.
Smacznego!
Zupa fenkułowa (raczej dla dorosłych)
2 marchwie, kawałek selera, nieduża pietruszka i nieduży por, fenkuł, cebula, łyżka masła(najlepiej sklarowanego), pół szklanki wytrawnego białego wina, czerwona papryka, cukier, sól i pieprz do smaku, 3/4 szklanki gęstej śmietany 30 proc.
1.Marchew, pietruszkę, seler i pora obrać, pokroić w kawałki i ugotować w 4 – 5 szklankach wody. Ugotowany wywar przecedzić.
2.Paprykę opiec w nagrzanym do 200 st C piekarniku, włożyć do foliowego woreczka na kilka minut, po czym obrać ze skórki, usunąć pestki i pokroić miąższ w paseczki.
3.Cebulę bardzo drobno posiekać, fenkuł wraz z nacią pokroić w niewielką kostkę.
4.Na rozgrzanym maśle lekko zrumienić posiekaną cebulę i pokrojony fenkuł, zalać winem i bez przykrywki razem dusić, aby wino odparowało.
5.Fenkuł z cebulą dodać do wywaru i gotować , aż warzywa staną się zupełnie miękkie. Po lekkim przestudzeniu zupę zmiksować, doprawić solą, pieprzem i cukrem oraz śmietaną.
Podając zupę każdą porcje przybrać pokrojoną w paski papryką.
Zupa z porów po francusku
2 duże pory, kopiasta łyżka masła, 5 szklanek bulionu drobiowego z kostki, 4 ziemniaki, 4 parówki, łyżka oliwy z oliwek, 1/2 szklanki śmietany 12-proc., łyżeczka mąki, sól, pieprz, ew. do smaku przyprawa maggi, po łyżce siekanej zielonej pietruszki, bazylii, koperku i szczypiorku
1.Pory oczyścić usuwając uszkodzone liście, pokroić w krążki i poddusić na maśle, wlać gorący bulion, dodać obrane i pokrojone w kostkę ziemniaki. Gotować, aż ziemniaki będą prawie miękkie.
2.Parówki po zdjęciu osłonek pokroić w krążki, podsmażyć na oliwie i dodać do gotującej się zupy.
3.Kiedy ziemniaki są już miękkie dodać wymieszaną z mąką śmietanę, zagotować doprawiając przyprawą maggi, solą, pieprzem.
Podawać zupę posypaną mieszanką zielenin.
Zupa z pieczonej cukinii
Średnia cukinia, 3/4 szklanki pokrojonego w kostkę boczku wędzonego, łyżka oliwy, pęczek dymki, nieduży por, pomidor, 3 ziemniaki, średnia cebula, 2 ząbki czosnku,1/2 szklanki startego parmezanu, pół szklanki śmietany, łyżka porwanych listków bazylii, sól, pieprz, 2 kostki bulionu wołowego
1.Cukinię umyć i pokroić w plasterki, ułożyć na blasze wyłożonej papierem do wypieków, pokropić oliwą, posypać lekko solą i w nagrzanym do 180 st. C piekarniku piec 20 minut.
2.Pora oczyścić z uszkodzonych listków, białą i bardzo jasnozielona część pokroić w talarki, czosnek posiekać drobno, dymkę po oczyszczeniu posiekać, ziemniaki obrać i pokroić w kostkę. Pomidora polać wrzątkiem i zdjąć skórkę usunąć pestki, po czym pokroić miąższ w kostkę.
3.Boczek stopić na patelni, wyjąć skwarki, na tłuszcz wrzucić posiekaną dymkę ze szczypiorem, pokrojony por i rozdrobniony czosnek, smażyć wszystko razem 5 minut.
4.Na patelnie do smażących się warzyw wrzucić pokrojone ziemniaki i smażyć jeszcze 10 minut.
5.Do podsmażonych warzyw dodać pokrojony pomidor i cukinię, wlać 4 szklanki wody, dodać kostki bulionowe i gotować wszystko razem 15 minut.
6.Doprawić zupę śmietaną ,solą i pieprzem, jeszcze chwile gotować, po czym podawać posypaną bazylią i parmezanem.
I jak tam zdrowie oraz samopoczucie?
Komentarze
porowa i cukiniowa mi pasuje … zwłaszcza, że to nie zupy krem i czuje się w nich wszystkie smakowite kawałeczki … weekend ma być zimny to można przetestować …
Targi Książki w Warszawie ..
W upały, ulewy, siąpawice, poranne przymrozki i inne – być może ktoś z Państwa wybierze wirtu-przebieżkę po dobrze wydeptanych (ale majowo jak nowych) ścieżkach centralno-europejskich…
…W ramach pięciodniowego objazdu majówkowego odwiedziliśmy Cieszyn (z Czeskim), Opavę, wdrapaliśmy się trzeciomajowo na zaśnieżonego Pradziada, zaliczyliśmy pierwszorzędny renesansowy zameczek. Potem Praga, cały dzień przy super-pogodzie (dla mnie trzecia wizyta ale takie tarasy podhradczańskie można podziwiać tylko w maju!). Po niej Czeski Raj… no… rajski, po prostu! Harrachov, Szklarska (z nowym śniegiem na dodatek do starego… na Szrenicy i podobnych, nie w centrum, broń PB!)… i Książ, i Góra Św. Anny…
Tu przegląd linków ‚z wysokiego lotu ptaka’; w piątym komentarzu (oryg. pomieszczonym u Owczarka) bardziej detaliczne zachwyty; zupełne przejście do szczegółu – oczywiście pod obrazkami.
Jeśli ktoś z SzP przy okazji powspomina, zainspiruje się, porówna… oczywiście ze mną ucieszy*… albo zirytuje — praca ma nie będzie daremna 😉 😀
Co do kulinariów – oczywiście wrażenia były liczne, różnorodne i na ogół pozytywne. Zauważyliśmy, że w ‚ruchliwych’ miejscach Czesi usuwają z oferty swe sztandarowe elementy dziedzictwa kulinarnego 😉 (a pracochłonne czy ‚niepraktyczne’ gdy czas goni) na rzecz banału typu frytki… 🙁
…Lecz tak czy owak – spośród wszystkich śniadaniowych i restauracyjnie-przygodnych smakowitości – najmocniej zapamiętam soczyste ćwiartki b. dużych jabłek podawane mi naprzemiennie z krążkami kandyzowanego ananasa podczas jazdy autostradą z Wrocławia ku Górze Św Anny… 😎
_____
*4 dni minęły, sprawy miejskie napierają (i wypierają) a ja wciąż mam ten objazd pod powiekami przed snem i po przebudzeniu… 🙂
Dzień dobry.
Lubię zupy (w odróżnieniu od Młodszej). Te, podane dzisiaj przez Gospodarza wydają mi się interesujące i z pewnością którąś ugotuję. Nie fenkułową, bo anyżowy smaczek nie należy do moich ulubionych. W zasadzie wiosna kojarzy mi się z zupami : szparagową, pokrzywową, szczawiową, zupą z nowalijek typu juliene, chłodnikami z owoców jagodowych, lekko gorzkawa zupa z kalarepy (z liśćmi) to też okres maja i czerwca. Czy te bardzo lubiane i pełne mikroelementów zupy pomagają walczyć z syndromem wiosennego zmęczenia? Nie wiem, sprawiają jednak sporo satysfakcji na podniebieniu.
P.S.
A, jeszcze pod sam koniec kwietnia (w te dni bardzo upalne w dolinach) byłam na mocno zaśnieżonych (!) pagórach Beskidu Żywieckiego (W. Racza, Przegibek, Rysianka, Lipowska, Romanka, Krawców Wierch)… to tak do kompletu… 😳 😀
A capello – super spacerek. Masz Ty zdrowie, Dziewczyno!
Pyra słusznie i z racją wymieniła zupy wiosenne,bo teraz ich czas. Szparagowa przewidziana na najbliższy weekend.W przeciwieństwie do Jolinka gotuję głównie zupy kremy i te właśnie bardzo lubimy w naszej rodzinie.Cukiniowa w domowym repertuarze występowała do tej pory w wersji bez boczku.A propos szparagów-wczoraj na obiad zrobiłam po raz pierwszy szparagi pieczone z oliwą w piekarniku.
Rzeczywiście Gospodarzu,bardzo dobry patent 🙂
A obserwacje domowych czworonogów bywają pasjonujące.Nasz Piksel co noc mości się na kanapie,której w zasadzie miał nie używać 😉
W celu zapewnienia sobie wygodnej pozycji układa się na poduszkach występujących na onej kanapie w celach dekoracyjno-podplecowych. Doprowadził zatem do tego,że dwie poduszki zostały mu oficjalnie przyznane,a pozostałe przenoszone są na noc w inne miejsce,co by uniknąć ich nieustannego prania.
A cappello-jak zawsze super wyprawa 🙂
Pyro, kwietniowo-majówkowe spacerki zaplanowałam relaksowo (coby sobie krzywdy jakiej nie zrobić przed majową majówką (do której przygotowania, choć rozpoczęte stosunkowo późno, trwały już ‚za moimi plecami’ w najlepsze)… Obfitość śniegu – mokrego po południu, oraz liczne na ścieżkach śniego- i wiatrołomy, utrudniły nieco wędrówki, lecz nie przesadnie.
Do objazdu zaś zdrowia nijakiego nie trza było – ot sama przyjemność… 😀
Danuśko, widząc Twój nick, przypomniałam sobie, że kilka dni temu, zabierając się do tytanicznej 🙄 roboty fotkowej, kliknęłam tu parę razy (ach te dystrakcje przed ‚zadaniem’! :)) i obejrzałam z przyjemnością Twój Gdańsk (moje ostatnie zwiedzanie – 1986! :)), Chorwację Małgosi, wystrzałowe wyczyny Alicji oraz dolnośląskie relacje Ewy…
…Tudzież przeczytałam refleksje YYC o podróżowaniu…
Relacja z wczorajszego wernisażu w Galerii Ostrołęka artysty z Gdańska Mieczysława Olszewskiego:
https://picasaweb.google.com/100318348417210807170/OlszewskiJpg#slideshow/5740994094000543362
Zawsze bardziej mnie cieszy wernisaż w Ostrołęce, spotkanie autorskie w małym miasteczku, koncerty kameralne w Kórniku i festiwal w Paradyżu, niż najwytworniejsze gale w stolicy i dużych miastach. Tam, na prowincji, ludzie znacznie autentyczniej przyjmują wydarzenia artystyczne. Są spragnieni kultury. Choćby nie było ich wielu, można liczyć na zaraźliwość akcji – choćby na drodze snobizmu środowiskowego. Snobizm w kulturze to naprawdę dobroczynna siła. Coś o tym wiem, w końcu „urobiłam sobie ręce po łokcie” organizując takie imprezy.
Brawo, Marku – niezłe środowisko wypracowaliście sobie.
@ogonek:
bon chance!
i nie zapomnij, na wszelki wypadek, ze dno jest po to,
aby sie od niego odbic.
Pół nocy we fleszach i nagłośnieniu do 100 db, a mokro przy tym, że hej!
Teraz powietrze czyściejsze, słoneczko i 20°C – tak to można.
Czekam natomiast i się niecierpliwię. Czekam na tych, z którymi jestem umówiony do Hamburga, aby wspólnemu przyjacielowi oddać ostatni hołd.
Mieli dawno być.
Oh, jak mnie to denerwuje!
A tak, to można i o zupach.
Zanotowałem przepisy do wypróbowania z uproszczeniami w domyśle. Już nieraz pisałem, że wrodzone skąpstwo nie pozwala mi rozpalać piekarnika na 180°, aby potem przez ileś minut rumienić cukinię średniej wielkości. To trzeba jakoś inaczej.
Lecę, bo są!
Pepegor,
to nie jest skąpstwo tylko postawa proekologiczna. 🙂 Ja też tak mam.
Mam spore luzy w lodówce, a tu niespodziewania zgromadziłyśmy nadmiar dobroci i to o bardzo ograniczonym terminie „zjadalności”. Zdarzyło się tak, bo wczoraj kupiłam kg wieprzowej wątroby – trochę dla Radka i reszta dla nas na dzisiejszy obiad. Są upały, surowa wątroba w lodówce od wczoraj (nie wiadomo od kiedy u rzeźnika) w żadnym razie nie nadaje się do zamrożenia. Dzisiaj Młoda nabyła 0,5 kg dużych, ładnych pieczarek – na kotlety panierowane, na dzisiaj – mamy więc smażoną wątrobę i kotlety z pieczarek. Każda ze składowych wystarczyłaby z osobna za obiad. Nie dosyć tego – jest w domu 1 kg szparagów – samych czubków. Kiedyś pani w sklepiku mówiła, że takie będą, to poprosiłam, żeby o mnie pamiętała. Były dzisiaj. W porządku – jutro jemy same szparagi do wypęku. Żeby wreszcie nasze szaleństwo przyklepać, dzisiaj skoro świt ugotowałam cały gar włoszczyzny, bo doszłam do wniosku, że przy upałach można się żywić samą sałatką jarzynową, ew. dokładając do niej a to parówkę, a to świeżą rybę wędzoną, a to jajko w majonezie. No i fajnie – sałatka musi być wyprodukowana, bo warzywa ugotowane. Widzicie to wszystko oczyma duszy Waszej?
„spragnieni kultury na prowincji”he,he, pierwsze wierze…
Dzień dobry Blogu!
Na dworze znowu lato, wieczorem wróci wiosna z deszczem i chłodem.
Uporałam się z górą kalafiorów, teraz chyba „ukalafioruję” się z porami 😉 Wyrwałam wszystkie, bo strzelają 🙄
Pyro,
z części (300 g )wątróbki zrobiłabym knedle (Leberknoedel) do zupy na chłodniejsze dni, resztę psu i na dzisiejszy obiad. Pieczarki na kolację, saute.
Wątrobę trzeba skrobać lub drobno zmielić, dodać jajko, ew. utartą cebulkę, sól, pieprz, majeranek i tyle bułki tartej, aby knedle nie rozpadały się podczas gotowania w bulionie (najpierw jeden na próbę). Bulion nie może bulgotać, tylko bardzo leciutko wrzeć.
Pyro-oczami duszy może widzimy i owszem,poza tymi czujemy już smak tej sałatki i pieczarkowych kotletów na podniebieniu.A czubki szparagów to już czysta ekstaza !
A na wątróbkę to wpadnie Alicja 😀
dzisiaj szczawiowa z jajem:
funt szczawiu
litr bulionu(wg upodobania)
4- 6 jaj
kwasna smietana, cytryna,pieprz, sol, cukier do smaku, lyzeczka osterj musztardy
bulion podgrzac
jajka ugotowac na twardo, jak ostygna, grubo pokroic
szczaw grubo posiekac i wrzucic do bulionu
i na bardzo slabym ogniu zagotowac,
dodac cytryne, smietane i przyprawy, dosmaczyc
podawac z jajkami serwowanymi osobno
do tego bagietka i kefir
smacznego!
Byku,
nie przesadzasz z tym funtem szczawiu? I jeszcze cytryna? 😯
Dwie dobre garści szczawiu plus garść młodej pokrzywy na litr zupy wystarczy w zupełności. Moim subiektywnym zdaniem 😉
Byłam w ogrodzie, przywiozłam rabarbar i kalafiory oraz jabłka z chłopskiej piwnicy. Po południu zajmę się produkcją ciasta na jutro. W ten weekend odbywa się w naszej okolicy konferencja wszystkich klubów speleo (dawniej, „za komuny” jak mawia mój Osobisty, był to Zjazd Delegatów, kluby delegowały uczestników na walnych zebraniach, a teraz jedzie kto chce) obramowana obchodami 60-lecia naszego klubu i sekcji berneńskiej także. Zapowiada się jakaś setka uczestników obrad i wycieczek do jaskiń, bunkrów i na okoliczne szczyty. Dziś wieczorem musimy porozwieszać drogowskazy, aby trafili na miejsce obrad. Jutro wieczorem uroczysta kolacja – mam pomagać kucharzom w serwowaniu.
No i te ciasta do bufetu…
Wróciłam do domu, a tu w skrzynce na listy zaproszenie od gminy na wykład pod hasłem „65+” 😯 Lokalny notariusz udziela informacji na temat „Spadek/testament”. Należy się zameldować, udział bezpłatny, koszty ponoszą lokalne gminy. Na zakończenie podwieczorek w domu starców.
Niestety, 30 maja nie będzie nas w domu 🙄
Od kilku lat nie byłem w Czechach. Ale na Słowacji nie zauważyłem wycofywania się z kulinarnego dziedzictwa. W każdym schroniksu tatrzańskim można było dostac gulasz z knedlami, a to dla mnie esencja tego dziedzictwa. Gdzieniegdzie jeszcze pierogi z bryndzą. Na ogół ciasto w tych pierogach było cieniusieńkie, czego nasza gastronomia z zasady nie potrafi.
Marku, chwała za wernisaż. Ale znając trochę dzieła pana Olszewskiego mam wrażenie, że jakaś cenzura chyba nad tym zaciążyła. Panie pokazane nadzwyczaj skromnie, jak na tego artystę. Żadnych szokujących póz ani wyolbrzymionych szczegółów. Czyżby sam artysta ograniczył się w tym, co pokazał?
@nemo:
nie , nie przesadzam; taka zupe szczawiowa robila i moja babka i matka;
twoj przepis jest pewnie poznanski;
jadlem ja tam pare razy te zupe i u ciotek i w stolowce studenckiej i za kazdym razem nie moglem sie nadziwic, co to za cienkusz mi serwuja…
Artysci jak zawsze bardzo orginalni czyli wszyscy jednakowi. Konski ogonek na szyji. Nie musi juz nawet taki malowac, wystarczy, ze ogonek wisi. Kiedys byla tu wystawa 13 miejscowych artystow. 11 mialo ogonek. Dwoch sie zakamuflowalo i trudniej ich bylo znalezc w tlumie – pomyslalem. Juz ich nawet polubilem, kiedy sie okazalo, ze nie mogli przyjsc 🙂
Bazant sobie definitywnie poszedl albo go cos zjadlo. Saren nie ma i sie boje, ze niedlugo wroca a jutro sadzenie krzakow i wina i malin. Pogoda cesarska czyli pelne slonce i po plusach dwudziestostopniowych. Basia nie moze sie nadziwic jak szybko wszystko sie zazielenilo. Eksplozja zieleni. Lato.
http://youtu.be/b14OeT1gNFo
Byku, 😆
Moja zupka to całkowicie mój wynalazek 😉 I wcale nie jest cienka, bo jest w niej jeszcze cebula i czosnek, śmietanka i jaja na twardo. No i te pokrzywy, znacznie zdrowsze niż szczaw. Ten ostatni nadaje tylko kwaskowaty smak, a kwas szczawiowy w nim i tak trzeba neutralizować śmietanką, twarogiem itp.
Jak mus to mus. Obrałam parę kilo jabłek i rozgotowałam z cynamonem. Na koniec dodałam cukru trzcinowego do smaku i teraz stygnie. Będzie do szarlotki. Może jeszcze dodam rodzynki i skórkę pomarańczową.
Zamiesiłam chleb.
Na kolację przybędą Młodzi. Chcą lasagne. Dawno nie robiłam.
Na dworze gorąco.
Ponieważ Nemo zrobiła absolutnie wszystko, a jeżeli nie, to jeszcze dorobi 😉 będę leniuchować: na obiad wczorajsze drugie 😎
Jutro, po meczu, grzebnę łapką: filety kurczacze, młode pyrki, zielone szparagi. Pojutrze grzebnę drugą: golonka z mieszaną kapustą. I to by było na tyle 😀
Moja zupa szczawiowa wcale nie jest cienka. Gotuję w 1l. wody skórkę od wędzonki albo kawałek żeberka z wędzonego boczku, posiekany szczaw zasmażam na maśle + jeszcze coś zielonego – pokrzywę albo lebiodę, przecieram do zupy, dodaję mały, posiekany czosnek, zaprawiam dobrą śmietaną z łyżką mąki, na każdy talerz kładę jajko na twardo w ćwiartkach. To lekka zupa ale nie cienkusz – jest esencjonalna.
Stanisławie,
już kiedyś tutaj zapłakałam nad tym, że w Czeskich restauracjach owszem, są knedlicki, ale z torebki ciasto robione 🙄
TO NIE TO SAMO!
I to se ne vrati 🙁
Haneczko,
przeceniasz mnie 😉
Wrócił Osobisty i od progu: Nie ma ciasta? 😯 🙁
Nie ma i już. Są sycylijskie ciasteczka migdałowe fiocchi di neve (płatki śniegu – naprawdą takie delikatne) od Teściowej, trzymane na szczególną okazję. Zjadł i jeszcze marudził 🙄
Inne ciasto będzie później, teraz przecieram sos beszamelowy przez sitko, bo grudki się porobiły 🙄
Sos już gotowy, ten drugi (bolognese) też, jeszcze utrę ser i podgotuję ciasto do lasagne, a potem pora podlewać w ogrodzie.
Kolacja chyba na 8. wieczorem.
Uff, na dworze oficjalnie +28 w cieniu.
A nie mówiłam 😆
Podoba mi się wizja Haneczki grzebiącej łapką w golonce.
Haneczka, a skórki lubisz???
YYC, ogonek, jak ogonek.
Pan artysta buty ma „fajne”.
A może w ostrołęckim tak się nisi, znaczy nosi?
Nisiu, wyłącznie 😆 Pan mąż też, ale mu nie wolno, a ja bardzo dbam o jego zdrowie 😎
Haneczko, czasem w supermarketach można je dostać luzem. Ugotowałam i podpiekłam… a potem już tylko grzebałam łapkami…
Dzien dobry,
Corsz mniej czasu na blogowanie I tak bedzie do konca maja.
A podczytujac tak bardzo chcialbym byc kiedys u Haneczki gdy grzebie jedna albo druga lapka, a tu nic tylko fabryka…
Do tego pogoda do wszystkiego tylko nie do pracy… No dobrze, nie narzekam.
Majowych przyjemnosci wszystkim zycze. 🙂
@nemo:
oczywiscie niedzwiedzi czosnek do tego!
przepraszam blogowiczow, kompletnie zapomnialem…
garsc wystarczy.
Basiu a capello – praca twa na pewno nie będzie daremna 🙂
instrukcje dla smutje:
kapitan ma zawsze racje.
Zupa z porow czyli vichyssoise jest jedna z moich ulubionych zup. Do tego swietna na cieplo (w zimie) i na zimno jako chlodnik (latem). Niestety nigdy sam nie probowalem jej ugotowac. Moze teraz majac przepis pod reka…. Poniewaz ostatnio spedzilem kilka dni w Nantes to znowu jestem w fazie kuchni francuskiej. Odwiedzilem tam szalenie ciekawa restauracje La Cigale, tutaj link: http://www.google.com/url?q=http://www.lacigale.com/&sa=U&ei=AEmtT7z8Asa38QP4x625Cg&ved=0CBIQFjAA&usg=AFQjCNFKoU49VAQd3nBGwtSoqtvy7-w93Q
ale duzo frajdy mialem w lokalu gdzie mozna by sie spodziewac polskiej kuchni z uwagi na nazwe: „Amour de Pommes de Terre”. Choc wzialem danie ‚amour de la mer’ czyli rozne langusty, ryby itd itp to oczywiscie podane to bylo z wielkim pieczonym kartoflem, a wszystko popite butelka lokalnego muscadet. A votre sante!
Nie wiedzialem, ze 8 maja jest we Francji swietem wiec nie mogac pracowac zwiedzalem miasto i dowiedzialem sie, ze to w Nantes wymyslono slynne herbatniki „Petit Beures” czyli tzw bure petity, a firma LU nadal je produkuje. Poza tym to miasto Juliusza Verne oraz wynalazcy stetoskopu Dr. Niezlapalemnazwiska.
Z kolei milosnikom Kanady, ktorych jest sporo na tym blogu, zwracam uwage, ze BBC w dn. 14 -25 maja bedzie mialo serie programow o Kanadzie („Canada Direct”) w celu wyjasnienia dlaczego wg. badan ONZ jest to kraj bardzo szczesliwych ludzi.
p.s.
szczawiowa z jajem:
wrzucam czasami i listek wehrmuthu, co teraz zaczyna swawolic…,
no i pare listkow truskawek
oczywiscie zrywam nie tylko swieze pedy pokrzywy, ale i pare innych ziol…
ale jakich, nie zdradze.
p.s. p.s.
podac przepis na szaszlyk z majowych chrzaszczy i koktajl z biedronek?
nigeria, poprzednie tysiaclecie:
niestety nie mozemy pana wpuscic na basen
dlaczego?
bo pana zastrzela.
ROMek nie przepracuj sie. Moze na bankiet w Ottawie ja sie za Ciebie wybiore? 🙂
pozegnalem sie z portalem „nasza klasa”;
r.i.p.
co obama jeszcze z rekawa wyciagnie @yyc?
ROMek
Stetoskop – dr René Laennec.
Zostało ukarane moje dobre serce. Znajoma dorabia sobie jako ankieterka i poprosiła o udział w badaniu, bo jej brakuje respondentów. W efekcie zeszło 50 minut. To ja się nie dziwię, że ludzie się migają od udziału. Godzina? Zgłupieli, czy co?
@pyra:
znaniecki to by CALY WNS na bruk wyrzucil;
chyba, ze zyje jeszcze kozyr-kowalski..
tego by zostawil.
Elap,
kopsnij do mnie z łaski swojej mailia, bo – wstyd powiedzieć – zgubiłam Twój adres mailowy 🙁
Alicjo,
elapanek@orangr.fr . Jezeli masz jakies pytania to sie pospiesz. 25 maja jade do Polski i wracam 15 czerwca. Czekam na Ciebie !
elapanek@orange.fr Pomylilam ostatnia litere.
Szczawiowa dla profanów:
– woda
– kostka rosołowa
– przecier szczawiowy ze słoika Urbanka albo Rolnika
– śmietana kesemka
– jajko na twardo
Bardzo dobra. Robi się dziesięć minut.
Profani robią tak jeszcze pomidorową i ogórkową. Zamiast jajka makaronik.
Ja bym proponowal susz jajeczny z Kalisza a do smaku dosolic sola przemyslowa. Mniamniam 🙂
O, przegapiłam wątróbkę u Danuśki 🙁
Z tego, co wieść gminna niesie, jajo na twardo jest potrzebne w zupie szczawiowej, żeby zneutralizować te tam szczawiany, czy cholera wie co. U mnie w domu była to zupa wiosenna, zazwyczaj raz-dwa razy robiona w sezonie. Uwielbiałam!
Tutaj nie mam ani szczawiu, ani pokrzyw 🙁
Nisiu,
przepis na pomidorówkę, którą to jedliśmy u Ciebie z Kapitanostwem, powinnaś sprzedawać, bo to jest mistrzostwo świata, a nie tak za darmo!
Ela,
napiszę wkrótce, czasu jest ho-ho! Dzięki za adres.
Nisiu, w tym przecierze szczawiowym jest pelno jakis nitek, ktore mi psuja cala przyjemnosc jedzenia.
Lermontow lubił burzę w noc majową, a ja musiałam wyłączyć komputery, tv i resztę elektroniki, bo waliło, jak na froncie. Już koniec burzy. Psiak dzisiaj był odważny i połowę zamieszania w aurze przesiedział na balkonie, powarkując do wtóru gromom. Teraz śpi i ja też pewnie pójdę spać/ Dobranoc.
W „Newsweeku” przeuroczy tekst Marcina Mellera o nowej dla niego roli taty – całość wzbogacona o hołd oddany Ojcu Marcina – Stefanowi M. Powolutku młodszy Meller urasta mi na najulubieńszego felietonistę młodego pokolenia.
@nisia:
bacznosc i tak jest( jak w szwajcarii)!
@alicjo:
maszeruj!
Pyro,
mnie tam tekst Marcina nie wzrusza, bo to każdy tata powinien mieć w sobie. Już pisałam tutaj, że Jerzor (żaden nowoczesny, bo dziecko już stare, minęło 32 lata…) od urodzenia Maćka czytał mu gazety w różnych językach, książki i takie tam, od czasu do czasu zwracając się do oseska. Ten był wniebowzięty i nie ryczał, bo ktoś nim się zajmował. Może dlatego został mu nawyk czytania.
Chodzenie na spacery, noszenie „na barana” i takie tam – to wręcz wpisane w rolę taty. Przewijanie, karmienie (butla „kaszki” z rana) też nie problem. Kaszka była przygotowana przeze mnie wieczorem, chłopaki budzili się ok 6 rano,
Juror zagrzewał butelkę kaszki i podawał Młodemu, który natychmiast po zjedzeniu zasypiał, a Jerz udawał się w teren, ja sobie spokojnie spałam do czasu. Tata odpowiedzialny, a nie nowoczesny.
Mój Tata też był odpowiedzialny i poświęcał nam tyle czasu, ile tylko mógł. Bardzo sobie cenię rozmowy przy stole, zazwyczaj niedzielne, a zwłaszcza kolacyjne. Mój Tata też był nowoczesnym tatą! A to było sto lat temu…
p.s. Ja miałam naprawdę wspaniałe dzieciństwo, ale wiem, że nie każdemu się zdarzyło.
YYC, wypchaj się z łaski swojej suszem jajecznym! To jest bardzo dobra zupa, kiedy nie masz czasu.
Elap, w niektórych firmach mają bez nitek, tylko ja nigdy nie pamiętam, w których.
Byku, aj-aj, ser (szwajcarski)!
Niezapomniana wersja rosyjska: ruki pa szwam, bolsze niczewo!
Pyro… ten smoczkousty playboy???
Ja mam czas ergo sie nie wypycham. Zostawiam to innym.
Ewo, 😀
Stanisławie, jest tak, jak pisze Alicja a w porywach gorzej — w wielu restauracjach (nawet tych reklamujących się tradycyjnym czeskim jedzeniem) gulaszu z knedliczkami po prostu nie ma… bądź wyszedł. Owszem weekend był przepiękny (nasz długi i to się czuło na każdym kroku, zwł. w Pradze; w poniedziałek 7-mego labę mieli zaś gospodarze) ale… Obserwację potwierdziły dwie koleżanki z pracy… potem ich znajomi. Coś musi być na rzeczy.
Co do Słowacji – mam regularnie-empiryczny kontakt z tym krajem (i mnóstwo rozmów z aktywnymi po każdym powrocie) — w ostatnich czterech latach spędziłam tam dobrze ponad miesiąc intensywnych dni (nigdy dłużej, niż 3-4 za jednym ‚wyskokiem’), w tym narciarskich, gdy doprawdy nie da się komfortowo funkcjonować bez ‚czegoś gorącego’*… Też jest różnie; gdy ‚braknie’ potraw regionalnych, natychmiast wchodzą makdo… Albo wcześniej… i dzieci przyzwyczajają się do frytek w dolinach i górach… 🙁
______
*latem można a nawet trzeba — mi w każdym razie doskonale robi w górach dzień owocowy, o czym już tu gawędziliśmy, bodaj 2 lata temu, po moich fotkach spod Gierlacha i Osterwy
dzień dobry ..
Pyro właśnie nadchodzi burza od Poznania .. mieliśmy zwiedzać Wilanów bo podobno jest pienie po odrestaurowaniu i pójść na wyścigi konne ale chyba trzeba przełożyć na następny weekend ..
pogoda więc taka, że porowa się przyda … szczaw sobie robię sama .. miele przez maszynkę od mięsa .. czasami dostaję od znajomych a czasami kupuję od kobiety z działki .. szczawiowa czysta z jednym trójkącikiem serka topionego i jajkiem to ulubiona wersja ..
Byku współczuję zalania ..
Marek czy będzie jakaś wystawa Twoich prac z okazji okrągłych urodzin? ….
miało być pięknie ..
@jolinek:
ach, to nic, szczescie w nieszczesciu poszlo tylko po lazience i korytarzu,
raz mi ciotke na saskiej kepie zalalo na metr
to dopiero byla katastrofa!
ser topiony? a to ciekawa wariacja.
dzisiaj nic nie robie i tylko sie bycze
coffe black and cigarettes, kojak…
byku to nie jest źle … 🙂 .. i z zalaniem .. i z byczeniem …
pamiętam, że takie ciasto nawet ja piekłam swoim dzieciom .. chyba poproszę znajomą by mi zrobiła niespodziankę … 😉
http://wwwbdb2.blox.pl/2012/05/Babka-makowa.html
przegladam moje kontrakty i umowy o prace i stwierdzilem, ze spedzilem 2 lata (zawodowo) w kuchni;
przewaznie straszna harowka;
najgorsze bylo gotowanie dla weganow, he,he…
okropnie wybredni i nieufni w stosunku do miesozercow:
” es schmeckt irgendwie nach fleisch…”
„bitte?!”
” na ihr borschtsch”
„barszcz – be a er es zet c zet; na dann essen sie die litauische sommersuppe”
„ich habe mich gestern entschlossen keine eier mehr zu essen”
„gratuliere”
p.s.
„cos mi miesem smakuje”
” prosze!?”
” ten pana borsztsz”
„barszcz – be a er es zet ce zet; to niech pani wezmie chlodnik litewski”
” zdecydowalam sie wczoraj, ze nie bede wiecej jadla jajek”
„gratuluje”
a tu zupa z porów po Irlandzku … też dobra na dzisiaj … i łatwa do zrobienia …
http://robotkuchenny.blox.pl/2012/04/ZUPA-IRLANDZKA.html
Dzień dobry.
No, Dziewczyny – Nisia, Alicja – nie bądźcie jak te ciotki, co to na kanapie mają za złe. Zachwyt nad własnym oseskiem jest stanem przejściowym ale sprawiedliwość oddana Ojcu, nie zdarza się często. Młody M. jest nieźle rozpuszczony przez życiowe powodzenie, ale ja z nim kuchni nie dzielę; mnie to nie przeszkadza. Prócz felietonów w Newsweeku nie mam z nim innego kontaktu, a felietony mi się podobają.
Temperatura spadła drastycznie, zachmurzenie pełne i wieje. Tym razem zimni ogrodnicy wyjątkowo punktualni. Byle punktualnie po Andrzeju (16.05) sobie poszli.
Pyro, ja Smoczkoustego oglądam w telewizji, on ma taki program „Drugie śniadanie mistrzów”, gdzie zaprasza swoich znajomych aktorów albo rysowników, albo jeszcze kogoś i wymądrza się wraz z nimi dość nieznośnie.
Poza tym wcale nie jesteśmy kanapowe ciotki, tylko Słynne Żeglary Rufowo-Kabinowe.
A ja mam za złe tylko wtedy, kiedy jest co mieć za złe. Na przykład smoczkoustość wszystkowiedzącą. Ty też nie wszystkich lubisz, kochana!
orkiestra artura toskaniniego skladala sie ze stu muzykow i stu wrzodow zoladka.
nemo jak przeczytałam Twój opis dnia i ile roboty masz to pomyślałam, że pracujesz jak jakaś wyrobnica .. masz siłę kobieto .. podziwiam … ale nie mam wyrzutów sumienia, że ja wolniej jakoś popycham czas …
to się oddalam poleniuchować … 😉
Ja mam za złe?! 😯 Ja tylko mówię, że to nie takie nowoczesne znowu, być aktywnym ojcem. Młody nie jest rozpuszczony, a w kuchni radzi sobie całkiem nieźle – kiedyś (studiując) pracował przez ponad rok w kuchni, w knajpie, która zajmowała się również cateringiem. No i całkiem zgrabnie nauczył się gotować 😉
Idę dospać, bo dopiero piąta.
Ha, ja „Sniadania mistrzów” nie oglądam, bo mi zawsze umyka z pamięci, więc mnie nie drzaźni. Mówię serio – tylko te felietony, a one mi się podobają. Osoby jako takiej ani lubię, ani mniej, bo obca ci mi jest i tyle. A nie lubię wszystkich, to szczera prawda. Tu mi się p.Ziemkiewicz przypomina….
tak, @nemo to najlepsza promocja szwajcarii
Ha ha, Byku. Das-s ich nicht lache 🙂
Dzień dobry Blogu!
Ciemno, leje, rano burza z piorunami, Pankracy zawitał punktualnie 🙄
Wczorajsza kolacja
Mój kochany zięć powiedział, że to najlepsze lasagne, jakie kiedykolwiek jadł, a wegetariańskie dziecko powiedziało: Noo, skoro to mięso ze szczęśliwego zwierzątka… Noo, to ja tego… może też spróbuję? Hmmm… smakuje jak w dzieciństwie 😎
Nie nakłaniałam, ale wszystko zostało zjedzone 😉
Moje poszukiwania doskonałej kratki na następnym obrazku 😉
Cała rodzina już na konferencji (różne obowiązki), ja pojadę trochę później, za to będę aktywna do późnej nocy, włącznie ze sprzątaniem po kolacji. Osobisty rozwieszał drogowskazy już o 7 rano.
Placek z rabarbarem dedykuję Plackowi. On już będzie wiedział, dlaczego 😎 Chyba żeby wolał z kratką albo nawet oba 🙂
Nemo, z jakiego rodzaju ciasta robisz tą swoją idealną krateczkę? Może jakiś przepis podasz? Ja wiem, że to praktyka czyni mistrza, ale może zacznę próbować 😀
Małgosiu,
z tego samego, co spód. Kruche ciasto z mąki, masła, cukru pudru, cukru waniliowego, jajka i ciut kwaśnej śmietany. Proporcji Ci nie podam dokładnie, bo robię na wyczucie, aby się skleiło i dało rozwałkować. Mąki pół kilo, masła niecała kostka, cukru wedle uznania (ok 100 g), jedno jajko, szczypta soli, śmietany na wyczucie. Jak za miękkie, można dodać mąki. Ochłodzić przed wałkowaniem i wycinaniem paseczków.
Aha, do jabłek rozgotowanych z laską cynamonu i cukrem trzcinowym dodałam trochę świeżo tartego imbiru, soku z cytryny i smażonej skórki pomarańczowej.
Ja też nie oglądam, bo nie mam tv. I chyba nie mam czego żałować, wystarczy prasa 😉
Słynne Żeglary Rufowo-Kabinowe, wychodzi na to, że w tym roku obie bakisty nasze, bo będzie Krysia i Mirusia, a takich stu jak my cztery – to nie ma 🙂
Zawładniemy Łajbą! 😎
Dzięki, czyli kruche ciasto. Całe jajko, nie samo żółtko?
Małgosiu,
jajko całe, wtedy ciasto jest elastyczniejsze i daje się wałkować. Można dodać pół łyżeczki proszku do pieczenia. Reaguje z kwaśną śmietaną i ciasto po upieczeniu jest ciut pulchniejsze i bardzo delikatne. Moja siostra zawsze dodaje, ja nigdy, ale wczoraj dodałam. Teraz spróbowałam obrzynek i, nie chwalący się… 😉
Zadzwonił Osobisty i doniósł, że jest już 180 osób 😯
On tam robi za nadwornego fotografa i już zużył jeden akumulator do aparatu, potrzebuje ładowarki, a ta jest w domu.
Jak przestanie padać, to wsiądę na rower i pojadę.
To jest jakieś 5 km stąd.
Pyro,
ja także lubię felietony Marcina Mellera. A jeszcze bardziej Zbigniewa Hołdysa, może dlatego że prawie zawsze zgadzam się z nim. Natomiast jego wypowiedzi telewizyjne, a właściwie styl i intonacja , niespecjalnie mi odpowiadają. Wolę go w wersji pisanej.
A z tatusiami bywa bardzo różnie. Wśród znajomych synowej jest np. taki, który oświadczył matce swego kilkuletniego synka, że maluch ogranicza mu wolność i przeszkadza w rozwoju własnym. Drugi z kolei, odszedł od żony, a jednocześnie od ich synka niemowlaka. Dziecko jest dla niego balastem, którego się pozbył. To świeże historie. Pewnie nie takie częste, ale jednak są. Smutne to bardzo…
Piękny placek Nemo przypomniał mi o zamrożonym rabarbarze. Muszę go zapiec z kruszonką w miseczkach. Taka prosta odmiana crumble. A skoro to ciasto już się w Polsce rozpowszechniło/ jadłam je w kawiarni/, można by go nazwać krumblakiem.
A dziś na obiad będą placki po cygańsku. Danie odpowiednie na zimny dzień. Wczoraj było 30 st.C , a dziś 10 st. I wieje bardzo mocno.
Po uczcie szparagowej cz.I. Zostało jeszcze sporo w garnku. Już wiem skąd taka dostawa „samych czubków”. Same czubki to nie były, tylko krótko cięte szparagi – od 5-10 cm poniżej główki. Tych szparagów normalnej długości nikt by nie kupił, bo albo rosły krzywe, albo były to zrosty dwóch, a między nimi dziura. Przycinane tak krótko zyskiwały znacznie na jakości i delikatności, a plantator uratował część zbioru. Ja jestem zadowolona – co prawda nie wyglądałyby elegancko i dekoracyjnie na półmisku, natomiast na talerzu są b.dobre. Jako, że chodzimy i podżeramy sałatkę jarzynową (naprawdę podżeramy, zamiast na talerzyk i jak człowiek zjeść) żadna nie była głodna w porze obiadowej. Ciasta nie piekłam, bo Młoda kupiła kawał gotowca – pleśniaka z wiśniami, a jutro się zobaczy.
Coś dziś Marcin Meller zdominował blog . Ale ma prawo, bo sam jest smakoszem. Zwłaszcza kuchni gruzińskiej. i – co za zbieg okoliczności – za chwilę tu (czyli do mnie na wieś) przyjedzie by pochwalić się synkiem Gustawem. A sam Marcin 35 lat temu mieszkał z nami, bo własnie urodziły się bliźnięta czyli jego rodzeństwo. W jego wieku trudno było zrezygnować z pozycji ulubieńca rodziców.
Potem pierwsze kroki w zawodzie też stawiał pod moim okiem, bo przecież zaczynał w „Polityce”.
A teraz zaczął się całkiem nowy etap w jego życiu. Wyglada na to, że cieszy go myśl o wychowywaniu syna.
To miłe, że MM ma sympatyków nie tylko wśród rówieśników.
Slonce swieci. Piekny dzien. Dzisiaj zupa z porow bedzie (chyba). Reklama mojej prowincji. Calkiem ladna wiec daje sznureczek. Najlepiej na pelnym ekranie. Zrobiona przez Alberta Travel czyli agencje promujaca turyzm w Albercie. Mysle ze im sie udala.
Alberta powstala w 1905 roku a imie wziela od?
Dla ulatwienia podam, ze komkurencyjna nazwa dla prowincji byla As-siniboia. Teraz jest takie miasteczko w Saskatchewan.
Kopania dziur ciag dalszy dzisiaj. Kolega przywozi bzy. Moze sie zloto dokopie i zaczne kolejna goraczke? 🙂
http://www.youtube.com/watch_popup?v=ThFCg0tBDck
Tu kawalek z Calgary (malo ale zawsze cos) 🙂
http://www.youtube.com/watch_popup?v=ThFCg0tBDck
Chyba pokazuje sie to samo. No trudno. Nie udalo mi sie sprzedac mojego miasta. Kuszenie Krystyny – ciag dalszy nie wyszedl 🙂
U mnie urodzinowo dzisiaj – Synowa obchodzi, mój przyjaciel z Belgii obchodzi, no i Piękna Helena, moja dawna pracodawczyni.
Już obdzwoniłam Szanownych Jubilatów 🙂
Dzień dobry! Właśnie przed chwilą przeczytałam o kiszonych szparagach z Pakosławia w Wielkopolsce. Właścicielka gospodarstwa agroturystycznego „Wojciechówka” korzysta ze starego przepisu swojej babci, która wymyśliła aby nadmiar szparagów właśnie zakisić. Zalewa jest podobna do tej do ogórków, ale proporcje oczywiście są oczywiście tajemnicą 🙂 . Szparagi te zdobyły wiele wyróżnień. i są wpisane na Listę Produktów Tradycyjnych. Jestem ciekawa jak smakują. Czy ktoś z Was już je jadł? Dziadek pani Beaty był założycielem pierwszej w Wielkopolsce szkoły gotowania dla młodych gospodyń.
http://www.wojciechówka.pl/
Felietony p. M. M. też lubię i z zainteresowaniem przeczytałam książkę o Gruzji, którą napisał razem z żoną 🙂 .
A u nas problem.
Problem ma lat 12, jest żeńskiego rodzaju, przybył gdzieś z Francji i przebywa u córki. Właściwie jest gościem wnuczki, w ramach wymiany młodzieży szkolnej. A my niekumate po francusku.
Córka coś tam w szkole miała z tego, wnuczka też niby ma (dlatego wymiana na tej szynie) ale nic to wszystko nie pomaga. Gość po niemiecku ani słowa, a po angielsku też nie, a internacjonalnie to podobno nawet nie wie o co chodzi przy „OK?”. Nie wsposób wyciągnąć z niej czego sobie życzy, co lubi, na wszystkie propozycje, grzecznie dziękuje. Dziś rano mała ?eureka?: Wnuczka zażyczyła sobie na śniadanie „grzankę kubusia puchatka” (tak zięć o tym). Wyjaśnię na wszelki wypadek, to trochę czerstwa kromka chleba, przesiąknięta rozbełtanym jajkem (mniej więcej, ja dodaję trochę mleka) i usmażona na patelni. Zięć musiał podobno wielokrotnie powtarzać.
Skoro więcej nie trzeba do szczęścia?
Milej soboty jeszcze!
@pyra:
tak, boczek wedzony, genialne!
Sobota nieżle się kończy, bo zdecydowanie słonecznie, ze zdecydowanymi 15°C mimo „ogrodniczków” tak, że zdecydowałem dzisiaj ogrodniczyć. Wysadziłem papryczki (pomidory już są na zewnątrz ze dwa tygodnie) i wetknąłem w ziemię fasolę w takiej ilości, że na czas owocowania może zastąpić zapotrzebowanie obu naszych kuchni, a koperkiem sieknę jeszcze wszędzie tam, gdzie spulchniona ziemia. Bardzo lubię.
Kwiatkami sobie już nie zawracam głowy, tyle co przed domem jeszcze.
Trochę wiosny w deszczowy dzień:
https://picasaweb.google.com/104148098181914788065/Wiosennie#5741681145753020130
Och, Piotrze, sorry. Nie chciałam abssssolutnie zrobić Ci przykrości!
Alicja, całą prawą bakistę zamawiam dla siebie. Mira nie płynie w tym roku. A jeżeli, to dopiero z Lizbony.
@nisia:
jest taka niezla ksiazka „kapitanie, rufa w krzakach”,
kto to napisal niestety nie pamietam, ale polecam.
Pepegor otwórz po prostu lodówkę i niech pokaże palcem co chce jeść:, tak radzi Młodsza, która Francuzów miała na wymianie przez 10 lat.
Pepegor (18:12), młoda Francuzka lubi „pain perdu” 🙂
Zdjecia Nemo (12:17) obejrzałam na szczęście najedzona… ale ciast bym spróbowała 🙂
Ogółem z żywieniem Francuzów był kłopot w polskich rodzinach, bo oni jedzą w innym czasie, inaczej, niż my. Kilka lat trwało zanim Młoda dawała na zebraniu rodzicom – gospodarzom kartki z ogólnymi zaleceniami :
1 śniadanie – mleczna kawa, bułka albo bagietka, słone masło + dżemy , konfitury do wyboru.
2 śniadanie do szkoły, zamiast lunchu , który jedzą w szkolnej kafeterii o 11.30
– lekki posiłek w pudełku np kawałki kurczaka z majonezem, twarożek z ziołami itp
podwieczorek – ok 16.00 zawsze na słodko – francuskie grzanki, oładki, jabłka w cieście, coś takiego
obiado-kolacja od 19.00 – 20.00 – pełny, ciepły posiłek z zupą, sałatą, rybą, czy mięsem, zakończony deserem z sera, potem ciasta.
Typowa nasza kanapka – masło, żółty, ostry ser, pomidor , wywołuje protest. Po kilku dniach się to wreszcie dociera, a kiedy już im wszystko bardzo smakuje, to muszą wyjeżdżać.
U nas padało w nocy, teraz świeci słońce. Wieje zimny wiatr brr
Lubię wszystkie wiosenne kwiaty, które pokazała Ewa. A na widok lazanii i placków Nemo myślę intensywnie o teleportacji 🙂 . Na szczęście zaraz idę piec ciasto czekoladowe, a wczoraj zrobiłam pastę jajeczną. Na obiad była wiosenna odmiana bigosu (taka wariacja mojego taty) z młodej kapusty.
Jeszcze o jednej sprawie przypomniała mi Młodsza. Ona miała na wymianie zawsze Bretończyków (Vitre). Dzieciaki z małego, starego i urokliwego miasta i farm okolicznych. Okropnie łase na McDonalda. Duszę diabłu by sprzedały za tę specjalność (pewnie rodzice nie pozwalali). Kiedy ktoś z naszych nie mógł pozwolić żeby mu gość dobrowolnie z głodu umarł, wysyłał własną pociechę i gościa na hamburgera. O, wtedy była przyjaźń, jak drut.
Ja mialam podobne klopoty z mlodymi Niemcami i Anglikami. Kanapki znalazlam po ich wyjezdzie w koszu i pelno papierkow po Kit – Kat i Marsie. Podejrzewam, ze podobnie bylo z moja corka w Niemczech i Anglii. Byla kiedys na kolonii w Polsce i szczesliwa powiedziala mi, ze znalezli McDonalda i wszyscy poszli tam zjesc. Tak to z mlodymi dzieciakami.
Nisiu a skąd te wyrzuty sumienia? Nie ma powodu. Gdyby mnie bolało to bym dał znak. Albo zaryczał jak ten łoś Szekspira.
Piotrze – lata już „odgrażasz się” , że przyjedziesz do Poznania. Ja bajki tak lubię ogromnie”.
Nisiu,
myśmy się z Krysią poumawiały prawie-prawie, oddaję Jerzoru komputr, żeby dograł loty, zamówił nam Sławkowe polecane komnaty w Paryżu itd.
Też przebieram nóżkami!
Oglądam finał pucharu: Polonia Dortmund przeciwko Bawarii, pogromcy Realu i stoi 4:1, a dla Lewandowskiego dwa osobiste!
A jesli dot. Panow S.M i M.M. to niestety, bywa ze jablko czasami pada daleko od jabloni…..
Gdy natomiast o ojcowskie uczucia chodzi, to teraz ojcostwo, podobnie jak i macierzynstwo jest w pelni swiadome i juz sie chyba nie zdarza aby nie przezywac tego tak wlasnie. Swiadczy to chociazby powszechne uczestwnictwo tatusiow na porodowkach. Dawniej – nie do pomyslenia!
nie „to”, a „o tym” sorry
Piotrze, no to gucio jest czy cuś…
Byku, Czerniawski Czesław to napisał. Rufy w krzakach nie widziałam, ale Dar jeden pilot portowy wpakował bukszprytem w drzewo. Kapitan mówił mu, ze na wysokości Wałów Chrobrego statek się nie obróci, ale pilot chciał się popisać przed damą serca. No i skosili chłopcy wierzbkę.
Zrobiłam zupę rybną. Dostałam w Seamorze świeżego lina i świeżego łososia, miałam jeszcze zamrozone resztki łupacza. Teraz się zastanawiam, czy dosmaczyć ją pomidorami, ale chyba zaniecham. I będę moje dzieło jadła ze trzy dni.
Moja ostatnia zupa rybna, jedzona w Krakowie na Kazimierzu w zydowskiej restauracji. Nazwy knajpy nie pomne, ale…… to nie byla zupa, to byla amrozja! Z kilku rodzajow ryb, ale lososia chyba tam nie bylo. Do tego dosmaczek ostry i smietankowy – wg.upodobania. I to jest powod dla ktorego tam trzeba powracac.
errata jak zwykle „ambrozja”
Więc donoszę, że Clodine (albo jakoś tak, pochodząca z Ch…?, F) nie jadła, bo postanowiła akurat tu schudnąć. Nie jest gruba, ale trochę solidniejszej figury, tak „przy kości” i chyba dostała bidula kompleksów, bo nasza to jeszcze trzpiotka, chuda jak ta tyka. A to może w tym wieku wywołać wielkie turbulencje.
Nie wiem ile tam takich przypadków, ale podobno było ich więcej i już był o… ze strony francuskich opiekunów.
Jutro zobaczę, bo wybieramy się wszyscy do greckiej restauracji.
Moje dziecko zaczęło się uczyć języka rosyjskiego. Kaplica, bo ja nie mam zainstalowanych rosyjskich czcionek, ale dziecko jest ambitne:
„?????????? ???? ???? !
jeden dzień wcześniej!)”
🙂
O kurdę… rosyjskich czcionek nie wybija, a tekst był – „szczastliwaja mat’ dien’
(jutro u nas dzień matki, a młody się chciał popisać rosyjskim wcześniej)
?????????? ???? ???? !
Alicjo, Mlody jest kochany ale on nie wie,ze do nas nie po rosyjsku. I to w Dzien Matki!.
Niechby po chinsku napisali. Teraz chinski w modzie. Przykazalam uczyc sie mojemu wnukowi jako jezyk przyszlosci i niezbedny.
Ja w każdym razie, dzisiaj lepiej po rusku niż kiedykolwiek – co wcale niczego jeszcze nie oznacza.
Raz miałem z tego poprawkę.
Miodzio,
a pamiętam jeszcze dowcipy o chińskim i chińczykach!
A teraz zwracam sie do Pyry. Wspol-blogowiczko droga, jak czytam co Ty serwujesz swojej mlodej corce i w jakich ilosciach, przed ktora jeszcze wszystko, to wlos mi sie na glowie jezy.
My sobie juz mozemy „odkrecic wentyl” i zjesc to czy owo, ale Ona ma przed soba zycie, ktore pewnie chcialaby sobie ulozyc. Nie znam i nie widzialam Twojej corki, ale gdyby moja byla tak odzywiana, to pewnie dzieci by dzis nie miala.
Nb, wczoraj było też jeszcze Joanny, mamy ewentualnie?
Dziś natomiast dzień naszych Mam, tu przynajmniej.
Jakimkolwiek matkom życzę wszystkiego najlepszego!
Pepe, a ja sie boje, ze nie masz racji i trzeba sie tego chinskiego uczyc. Tak ze zwyczajnej przezornosci. Alicjii Mlody okazal sie bardziej przewidujacy…
Pepegor, a co to znaczy „jakimkolwiek” ! Po polsku to byloby „bylejakim”…. Ale
znajac Cie, rozumiemy, ze „wszystkim” po zachodniej stronie Atlantyku . Dziekujemy!!!
Lepiej Adonaj niż ajajaj.
Nie mogę sobie teraz przypomnieć skąd to znam.
Z jakiegoś filmu o emigracji żydowskiej we Francji.
Istotnie Miodzio, lepiej by bylo: wszelakim matkom.
Pepegor, nie trzeba sie zbytnio wysilac, aby napiszac „wszystkim matkom”.
Czasem prostota jest najpewniejsza i uniwersalna.
W tej prostocie nie wyszlo mi „napisac” zamiast napiszac. Ale tak to jest kiedy nie bylo sie za „pan brat z klawiatura” Ale… kto by o tej porze sie wysilal?
Czysta prawda Miodzio z tą prostotą, ale u mnie funkcjonuje to inaczej.
Tak już mam.
U mnie funkcjonuje teraz tylko, że oglądam film z Goldie Hawn, bo tak, już dawno bym spał.
Ewentualnie do jutra!
……..Pepegor, ewentualnie….
Pepe, nie daj się. Chrzanić prostotę, czasem wyszukane formy są miłe uszom. Pisz co Ci serce dyktuje, jak dotąd. Mogę być matką jakąkolwiek i mogę być wszelaką, ale na nasz, tutejszy dzień matki domagam się kolejnych serdecznych życzeń! Swoją drogą, Wy tam macie wcześniej?
Po rosyjsku też może być. Bardzo lubię rosyjski.
Moja zupa rybna wyszła znakomicie. Zwłaszcza jak na debiut w tym zakresie!
na lisciu brzozy lza,
kapie powoli,
serce jej,
czuje,
ale nie boli.
ustami ktore,
dotyka,
gwiazd,
oddechem.
jej..
@pepe:
ale z ciebie cysorz; podlotki z francji, napastnicy z polski…
@nisia:
dziekuje;
kto sie marynistyka intresuje powinien po te ksiazke siegnac , niezle jak na amatora, raczej zbeletryzowane pamietniki, ale oczywiscie dla wiekszosci malo interesujace,
bo nie o zaglach, ktore wiadomo w polsce najwazniejsze
(zaraz po wspinaniu sie na mount everest i robieniu rozrob pod sejmem) .
A mnie Młody zaimponował, że sam z siebie zapałał chęcią nauczenia się języka, który nie jest popularny i na pewno ze względu na alfabet niełatwy. Język to nie wróg, to wartość dodana.
Dlaczego mu się zachciało uczyć rosyjskiego? Bo ma znajomych Rosjan w pracy, którzy między sobą rozmawiają po rosyjsku czasami i Maciek mówi – przecież ja prawie wszystko rozumiem! Więc i nauka powinna być łatwa. Niestety, zderzył się z alfabetem, ale wcale go to nie zniechęciło. Widać geny po tacie – poliglocie 😉
A jeśli chodzi o chiński, to całkiem nieźle sobie radzi, od ponad 12 lat mając za partnerkę życiową Chinkę.
U nas Dzień Matki jest świętem „ruchomym” i zawsze wypada w drugą niedzielę maja. U mnie w głowie – zawsze 26 maja.
dzień dobry …
wszystkim Mamom co świętują radości z dzieci i nie tylko … 🙂
„Miodzio
13 maja o godz. 0:05
Alicjo, Mlody jest kochany ale on nie wie,ze do nas nie po rosyjsku. I to w Dzien Matki!.”
Miodzio,
do mnie może jak najbardziej, po jakiemu by nie chciał. Szowinizm jest mi obcy i tak nauczyłam Młodego. Zresztą, w wielonarodowym kraju było to nadzwyczaj łatwe wychowywanie.
Nasz Pan Premier jest w Kanadzie .. a Brzucho debiutuje dzisiaj w kuchni+ …
a ja wczoraj zrobiłam porową po Irladzku ale zamiast kiełbasy dodałam wędzonego łososia i koperku sporo .. smakowało mi … zazdroszczę tym co mają ogródki a w nich świeży koper .. zapach świeżego koperku to dla mnie uczta dla zmysłów …
Pyro, nasze podróże po kraju są w rękach wydawców. Poznań był w ub. roku w planach ale wypadł z nieznanych nam powodów. Teraz nowe książki będą jesienią a wydawca jest naszym przyjacielem i to od dawna, więc może go namówimy a on zachęci poznańskich księgarzy i wreszcie wylądujemy pod Ratuszem z Koziołkami.
Piotrze – Poznań wiecznie z jakiś planów wypada i potem Pyrowianie mają kompleks „niechcianego dziecka”
Miodzio = pomyłka; ani Młodsza, ani Starsza specjalnie żarte nie są, dlatego te moja zamrażanie i odmrażanie. Ponadto niemal nie jadamy ziemniaków, ryżu, kasz (malutko albo i rzadko). Nasz typowy obiad to mięso – ryby + sałaty albo inne tego typu potrawy. Tyle, że to co jest, jest świeże i dobrze zrobione (mam nadzieję). Ponadto Młodsza jest dobrze w wieku średnim i kompleksów raczej nie hoduje.
Problem niewielki to ma w tej chwili Ryba z Matrosem. Zmienili w ub tygodniu samochód – kupili nissana combi, nie nowy (2000r) ale w idealnym stanie, bo przez 12 lat był to samochód „niedzielny”. Właściciel zmarł, wdowa sprzedała. Matros w piątek przyprowadził nabytek i postawił na podwórku. Syneczek sąsiada wrócił z przejażdżki rowerowej i rower postawił przy samochodzie. W nocy była burza i wiatr – rower przewrócił się na samochód, a wiatr nim nieźle musiał majtać, bo piękny , granatowy lakier nissana jest porysowany na przestrzeni prawie metra i to w niejednym miejscu. Ryba z wrażenia zadzwoniła do domu, Matros już wiedział, ale jeszcze nie widział. Sama jestem ciekawa jak tę sprawę rozwiążą.
Pepe – mamy dwie Joanny i chyba obydwie sierpniowe (chociaż być może t afrykańska – czerwcowa. Majowej nie mamy „na składzie”).
Dziędobry.
Mój koperek w korytku nastolnym już wyłazi na światło dzienne. Stół-grządka sprawdza się ładnie.
U nas wczoraj i dzisiaj kiermasz ogrodowy na Wałach, ale któż, ach któż, zaniesie kulawą Nisię? Otóż nikt nie zaniesie, a tam kocioł i nie można blisko zaparkować. Odpuszczam. W dodatku zimno i chandrzasto.
Odgrzewam rybną, może pomoże.
Byku, Czerniawski był dziennikarzem zawodowym. Kiedyś go czytywałam. Nie moja grupa krwi. A propos grupa, była u nas kiedyś grupa marynistów, do których jakoś nie miałam nabożeństwa.
Borchardt był genialny za to.
10 stopniowe (w C ) dzień dobry. 😉 Chociaż życzę cieplejszych dni. 😀
Mam w tym miesiącu sporo na łbie, dlatego na wszelki wypadek podam majowe powody do toastów. 😉 😀
13 ? urodziny Wodzimierza Pressa, Dzigita z zalogi „Rudego”
15 ? rocznica ślubu Yurka
16 ? imieniny andrzeja.jerzego
18 ? urodziny Marka Kulikowskiego
19 ? urodziny Gospodarza Blogu
24 ? urodziny Cichala i rocznica powstania Sąsiedniego Blogu
25 ? imieniny Asi z Nakła
Wszystkim zaoceanicznym Mamom życzę nieustającej radości z Dzieci. 😀
Mój nastrój a dzisiaj:
http://www.youtube.com/watch?v=Lz58MGqZAqY
Na dzisiaj, oczywiście.
Okropnie fałszuje ta publiczność.
Tu nie fałszowali, bo nie umieli: http://www.youtube.com/watch?v=nCPvJ82xaUk&feature=relmfu
Rany Julek i Mańka też, ale okazji do toastów!!! 😯
Dżigit na kurpiowskim Zjeździe w rękę mnie pocałował, co do dzisiaj w sercu noszę i w pamięci!
Gospodarzu – proszę przekazać moje najlepsze życzenia Grigorijowi 🙂
Na zawsze pozostanie w mym sercu jako amant klasy najwyższej i moja pierwsza miłość filmowa!
Zgago,
serdeczne dzięki 🙂
Alicjo, załatwione!
Idę dospać – z Koryckim i Żukowską w uchu, ale piochna* zapamiętana z występu w Myśliborzu, dokładnie „widzę” całą scenerię.
Mewy, białe mewy….
*copyright Monika Szwaja
Borchardt to jest moja wielka miłość i nie znam nikogo, kto by mógł tego, co to „znaczy za duży! Znaczy za silny!” pozdrowić. Drugi z literatów w niebieskie paski, którego pokochałam za ciepły uśmiech, to Wasilewski, a z zupełnie innego powodu starszego Meissnera i Rolskiego. W końcu „Dziekuję Ci, Kapitanie” i „Torpeda w celu” towarzyszyły mi przez ładny kawał życia.
Do wtóru
http://youtu.be/mKuVtqAdsBU
„Dziękuję ci, kapitanie” to Fiedler, za którym nie przepadałam z powodu rozlazłego stylu. „Torpedy” Romanowskiego nie czytałam. Janusza Meissnera bardzo lubię, chociaż wolę jego opowieści lotnicze, bo morskie są jednak z drugiej ręki (to jego brat Tadeusz był kapitanem, zresztą znakomitym). Właśnie lotnicze Meissnera i morskie Borchardta nie mają sobie równych.
Z obcych „Okrutne morze” Monsarrata. No i „HMS Ulisses” McLeana, ale przyznam, że tego nie miałam siły czytać. W sumie sporo było dobrych książek o morzu.
Wzruszyłam się w Greenock w zeszłym roku, kiedy razem z Alicją patrzyłyśmy na ujście Clyde, skąd w czasie wojny wypływały konwoje na Atlantyk. Jeden angielski szantymen, Ken Stephen z zespołu Solent Breezes, napisał genialną piosenkę „Atlantic conveyor”, ale nigdzie na zadnej tubce jej nie ma, ani tekstu nie mogę znaleźć…
No, znowu pokręciłam nazwiska. Skleroza. Z lotniczych lubię B.Arzta. Mam związaną z nim pewną nieprzyjemną historię – nie, nie z nim; z jego pogrzebem. I też raczej już to przemilczę (tu mi się przypomniał autentyczny Rolski – ten z dyw. 303, potem był dowódcą skrzydła). Jakie to „ludowe wojsko” było, takie było, ale na pogrzebie słynnych polskich lotników – tych co wrócili do kraju i tych co zostali na Wyspach – zawsze po 56r była delegacja honorowa i wieniec od „d-cy i kolegów”. Tu, w kraju po cichuteńku tworzono lipne etaty przy sztabach – doradców albo rzeczoznawców w komisjach wypadków. Były miejsca w wojskowych szpitalach i sanatoriach. Nie trzeba było do tego rozkazów ani rewolucji. O tym się nie mówiło. Tak było.
Brzucho zrobił suflet z serem pleśniowym pięknościowy … aż mi ślinka pociekła ..
A ja bardzo proszę Szanowny Gospodarzu o przekazanie pozdrowień dla p. Marcina i gratulacji z powodu Gucia dla całej rodziny. Pamiętam jego całą karierę i artykuły z Polityki, najbardziej ten o marihuanie i podobnych używkach 🙂 p. Marcin będzie pewnie wiedział który. Bardzo żałuję, że zdecydował się na Playboya, bo mało tam pisze. Może gościnnie dla Polityki ? 🙂 Pozdrawiam serdecznie.
Przez przypadek znalazlam sie dzisiaj na manifestacyjnym pikniku. Manifestanci mieli do wyboru : mule + frytki, ostrygi, cr?pes i galettes oraz kanapki. Do picia: wino biale i czerwone, cidre, piwo i rozne soki. Swiecilo slonce, wial lekki wiaterek, chorek spiewal marynarskie piosenki. Wszyscy byli w wysmienitych humorach. Po apelu poproszono nas abysmy zeszli na plaze i beda nam robic zdjecia z ULM. To tak aby pokazac, ze bylo nas bardzo duzo. Organizatorzy liczyli na 10 tysiecy, ale moim zdaniem bylo nas 5 tysiecy.
Zgago – imieniny mam w sierpniu 🙂 . Ale jak ktoś będzie chciał wznieść toast w maju to się nie pogniewam 🙂
Dzisiaj byłam na targach ogrodniczych. Rośliny piękne, ale dosyć drogie.
Elap – czego dotyczyła ta manifestacja? U nas niestety manifestacje nie przekształcają się w pikniki z tak dobrym jedzeniem 🙂 .
Jolinku, żałuję, że nie widziałam tej audycji z Brzuchem. Może jeszcze raz poleci Ci ślinka 🙂 , oglądając tę poniżej. Ser inny ale zasada przygotowania jest, przypuszczam, podobna.
http://www.marmiton.org/pratique/techniques-culinaires-video-cuisine_souffle-au-fromage.aspx
Lubię czytać, co przygotowujecie do jedzenia bo czesto brakuje mi pomysłów. Upiekłam dzisiaj szarlotkę ale wygląda dużo mniej atrakcyjnie niż ta nemo. Ale najważniejsze, że jest smaczna.
W sieci jest niestety tylko to: http://www.kuchniaplus.pl/kuchnia_wideo_1019_przez-dziurke-od-sera_play.html
Ooooo…pan Taksówkarz obwoził nas po Greenock i pokazywał nam rzeczy WAŻNE! Zaraz poszperam po foto…
No, jak wlazłam na foto, to mi się nasunęło tyle, że hej. Czujecie to?
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_7465.JPG
Asiu, dziękuję:-) To sympatyczna postać.
Asiu, nie zawsze jest tak wesolo. Widzialam grozniejsze manifestacje. Firma amerykanska chce wydobywac piasek z zatoki w Lannion. Cala ta operacja ma wplynac negatywnie na srodowisko morskie. Oni szantazuja miejscami pracy.
Zaraz mi przejdzie, ale muszę powspominać sobie Greenock…
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_7495.JPG
Przypadkiem trafiłam w sieci na tego stylistę 🙂 :
U mnie był dzisiaj obiad „składkowy” tzn poskładany z różnych, niewykorzystanych w ostatnich dniach produktów. Podstawą były dwa steki wieprzowe z szynki – przewidziane na dzisiaj. W praniu okazało się, że mięso nie daje się rozbić. Cóż było robić – zarumieniłam na tłuszczu, sól, pieprz, majeranek, podlałam wodą i pół godziny dusiłam na malutkim ogniu. Potem dorzuciłam średnią cebulę w półplasterkach i 2 małe ząbki czosnku. To się dusiło ok 15 minut i wrzuciłam pieczarki pokrojone w cienkie plastry – znowu sól i pieprz (15 minut) w końcu plastry 2 (słownie: dwóch) małych ziemniaków, pozostałych z wczorajszego obiadu – 5 ostatnich minut na płycie. Było smacznie i aromatycznie – trochę za mało soli, za to pieprznie bardzo.
Link: http://www.adamcpearson.com/#a=0&at=0&mi=2&pt=1&pi=10000&s=0&p=0
Elap,
czy oni (Amerykanie) nie mają wystarczająco dużo piasku w Zatoce Meksykańskiej na przykład?! Se niech wydobywają swój!
Alino,
Brzucho w tm programie robił taki suflet:
http://www.kuchniaplus.pl/kuchnia_przepis_0-0-8304_suflet-z-frontiera-blue-jersey-i-zielonym-groszkiem.html
Możesz porównać czy jest podobny do francuskich 🙂
Duże firmy amerykańskie często nie dbają o środowisko. A władze regionalne wyraziły na to zgodę?
A to są dzieła św. pamięci Pana Leszka:
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_7510.JPG
Zatokę Meksykańską już zanieczyścili 🙁
Asiu,
żadne, duże czy małe firmy amerykańskie nie dbają o niczyje interesy, tylko swoje. Po nich choćby potop.
Małgosiu, dzięki 🙂 Nie to samo ale chyba wart spróbowania.
Elap, mam nadzieję, że Wasz protest będzie wzięty pod uwagę.
Elap – już jest to zdjęcie 🙂 http://www.letelegramme.com/local/cotes-d-armor/lannion-paimpol/ville/index_ville.php
Na tej samej stronie jest też video z Waszej manifestacji (z lotu ptaka)
I tutaj: http://www.ouest-france.fr/actu/actuLocale_-Trebeurden.-Environ-3-000-personnes-manifestent-contre-l-extraction-de-sable_40805-2076713——22113-aud_actu.Htm
Asiu, przepraszam za pomyłkę. Nie masz czasami urodzin 25.V. ? Zastanawiam się skąd mi się w prywatnym kalendarzu znalazł się zapis 25.V. 😯 Zwykle wpisuję do niego święta blogowiczów, które nie były w kalendarzach Alicji lub Echidny a o których informacje padały we wpisach.
Dzięki marynistycznym wspominkom, obejrzałam sobie (po wielu latach) film „ORP Orzeł” – dla mnie (po tylu latach) nie stracił nic ze swego uroku.
Zgago – 21 sierpnia 🙂
Asiu, znaczy się, masz urodziny i imieniny w tym samym dniu. 😀
Co informacja to mniej manifestantow. Glowe dam, ze wedlug policji bylo tylko 1000 osob ! Fajnie sie bawilismy, podpisalam jakis protest, zjadlam gofra i spotkalam troche znajomych.
Alicjo masz racje, Amerykanie mysla tylko o swoim zysku. A srodowisko ? To nie ich sprawa.
Zgago, nie dopisałam, że w sierpniu to imieniny – przepraszam 🙂
Asiu, dziękuję i już poprawiam. 😀
Skorygowane dni majowych toastów :
13 – urodziny Wodzimierza Pressa, Dzigita z zalogi „Rudego”
15 – rocznica ślubu Yurka
16 – imieniny andrzeja.jerzego
18 – urodziny Marka Kulikowskiego
19 – urodziny Gospodarza Blogu
24 – urodziny Cichala i rocznica powstania Sąsiedniego Blogu
😆 😆
Wiadomość dla Dużego M: niestety pozdrowienia przeczytałem już po wyjeździe Gucia z roedzicami. Pozdrowienia przekażę więc telefonicznie. A Gucio cały czas spał więc jego oczy musieliśmy podziwiać na zdjęciu. Rodzice zachwyceni – co normalne. A mama Gucia w cudnej formie i tylko wydaje się jeszcze szczuplejsza niż przed.
Kochane teoretyczki! Byliśmy w tym roku nad Zatoką Meksykańska ponad 2 miesiące. Miejscowosci od Sarasoty do Fort Maeyrs. Woda jak kryształ. Piasek miejscami jak jasna mąka kukurydziana (kulinarnie)
Ja od dziecka jestem wychowana (a starszawa jestem), że nie można zaśmiecać Matki Ziemi. Papiery do papierów (makulatura!), resztki kulinarne do kompostu (dawniej – do jadełka dla świnki), a plastiki… tego nikt nie zwalczy, niestety.
Dlatego chodzę na zakupy z własną torbą 🙂
Od jakiegoś czasu (może wspominałam o tym) za te torby trzeba płacić jakieś tam centy. Mnie nie mobilizowała ta opłata, po prostu zdrowy (myślę) rozsądek.
Posuwam się na ławie przy stole i witam alicję, imienniczkę 🙂
alicja
13 maja o godz. 4:35 alicja
na lisciu brzozy lza,
kapie powoli,
serce jej,
czuje,
ale nie boli.
ustami ktore,
dotyka,
gwiazd,
oddechem.
jej..
Bezlitosna Zgago! Przypominasz mi, że za 10 dni będą dwie siekierki…
Nic to, nie czuję się „starszawy”. Pomagają mi w tym i Ewa i Przyjacioły, takie jak np AlicjoJerzory i Nowy!
Kapitanie Cichalu, jakie „siekierki”, najwyżej 2 krzesełka. 😆 😆 Duch się liczy a duchem, to Ty i 2 łabędzie zmożesz – miedzy innymi dzięki p. Ewie i przyjaciołom. 😆 😆
Witam. Zgago na pewno 05.15?
Yurku, tak jest w kalendarzu na 2010 rok, ja tylko zebrałam wszystkie zapiski na 3 kalendarzach w jedno.
Dzien dobry,
Widze, ze dla wiekszosci niedzela mija leniwie i sennie.
Tutaj Dzien Matki – obchodzony sympatycznie, zyczenia sklada sie nie tylko swoim matkom, ale wszystkim kobietom bedacym matkami.
Pogoda cud – cieplo i slonce, jakby pozna wiosna zaczela sobie przypominac o tym skrawku ziemi.
Ja dzisiaj jezdzilem do City przywiesc dwoje starszych ludzi, malzenstwo ze stazem przekraczajacym moj wiek, a mam lat niemalo. Kobieta 94 lata, maz 96, ale jeszcze pracuje! Na komputerze!
Jak to czesto sie u starych ludzi zdarza, przepraszaja, ze zyja. Kobieta zaczela przepraszac, ze zabieraja mi czas, ze ja dla nich poswiecam niedziele (jakbym robil to za darmo!), ale oni juz nie moga jezdzic samochodem po Nowym Jorku (tutaj poruszaja sie doskonale) i tak im przykro itd…
Siedzacy obok mnie 96-letni maz owrocil nieco glowe
„Ty mow za siebie…, to ty nie mozesz” i jakby mocniej scisnal trzymana w reku laske. Spojrzalem na nich, przeciez tych dwoje staruszkow zyc bez siebie nie moga, a gdyby ktos zadal temu mezczyznie znane pytanie :
„Pan to musi chyba kochac swoja zone?”
odpowiedzia bylby wyraz jego twarzy
„Oj musze, musze…” 🙂
Tutaj jeszcze srodek dnia – komu zostalo troche niedzieli niech wykorzysta na przyjemnosci 🙂
errata; ” z 3 kalendarzy „. 🙁
Nowy – faceci 🙄
„Znaczy kapitan” to chyba ze trzy pokolenia Polaków na pamięć znają. Liczne anegdoty są od dawna własnością „pospolitą” (Jak Rzecz Pospolita). A ja sobie dzisiaj przypominałam anegdoty zamieszczone w marynarsko – lotniczej literaturze. I czegoż to się Pyra po raz kolejny dowiedziała?
Od Meissnera o tym, jak to d-ca pułku, do którego miał pierwszy przydział służbowy, przyjął na prywatnej rozmowie nieopierzonego porucznika litrową flaszą bimbru i kilkoma ogórkami kiszonymi, a biedny porucznik po raz trzeci sięgający po ogórka, dostał klapsa po ręce i cierpką uwagę szlagona _ Tak ja żesz Pana Porucznika na wódkę prosił, nie na Obiad! I jeszcze o strasznym nietakcie służb zaopatrzenia w Królestwie, które pilotom latającym nad Kanałem albo Morzem Północnym potrafiły dać kanapkę a sardynką! O zgrozo! a 1200 m niżej sardynki już czekały… Te kanapki były ze złością wyrzucane do morza.
Arzt jest autorem znakomitego powiedzenia o stopniowaniu planów : zamiar – marzenie – pobożne życzenie. Trzeba dodać, że marzenia się czasem spełniały (jak karta szła).
Któryś z tych dwóch pilotów przytacza też anegdotkę, jak to deputowany wniósł całkiem poważną interpelację o kłusownictwie seksualnym Polaków, w angielskich sypialniach. Odpowiadał podsekretarz stanu z jakiegoś militarnego ministerstwa. Sens wypowiedzi był taki, że poddani JKM winni być wdzięczni polskim sojusznikom za wyręczanie ich w trudnych obowiązkach. Poddani mogą się w całości skupić na wojennym wysiłku.
Z kolei Polacy wymyślili dowcip, o przewagach Angoli w sypialniach: otóż oficer skończył kolejkę lotów i przyjeżdża na urlop do domu. Żony nie zastaje, kobieta rodzi ich pierwsze dziecko, jest w szpitalu. Mąż jedzie i spotyka uśmiechniętą pielęgniarkę – Gratuluję Panie Kapitanie! Ma Pan bliźnięta – dwóch wspaniałych synków. Kapitan się nieco zacukał, coś liczył na palcach, wreszcie pyta – Czy Pani jest pewna, że jest ich tylko dwóch? Powinno chyba być trzech… Niewiastę zastopowało – Nie cieszy się Pan? I dlaczego trzech?” – A, bo proszę Pani. Myśmy z żoną noc poślubną powtarzali jeszcze dwukrotnie (jeśli rozumie Pani, co chcę powiedzieć) Tak więc wydaje mi się, ża doprawdy powinno ich być trzech”.
Nowy – wspaniała opowieść 🙂 Tyle lat razem
Nowy uwielbiam takie starsze pary ..
Alino ślinka leci ale sama sufletu nie robię …
Zgago jesteś the best .. pilnujesz byśmy tu bez Ciebie pamiętali co trzeba ..
Zgago, niech tak zostanie.
http://grooveshark.com/#!/artist/~/2125
„Jak żywiono więźniów Berezy Kartuskiej?”: http://ciekawostkihistoryczne.pl/2011/06/18/jak-zywiono-wiezniow-berezy-kartuskiej/
Asiu – znałam jednego „bereźniaka”. Na szczęście dostał tylko 5 miesięcy – za co? Za próbę przedostania się do Hiszpanii. W Hamburgu Niemcy go wygarnęli spod pociągu. Nasi musieli go odebrać – no i Bereza (bo recydywa – pierwszy raz drapnęli go Belgowie i odsiedział 2 miesiące we Wronkach. Mądrala był ten mój Hiniutek, a taki głupi!
Moja babcia opowiadała nam o tym wesołym miasteczku (teraz takiego w Polsce nie ma). Jako dziewczynka pojechała z rodzicami na Powszechną Wystawę Krajową do Poznania (1929 r.). „Poznańska kolejka mogła śmiało konkurować z największymi amerykańskimi rollercoasterami. Jej tor miał zadziwiającą długość dwóch kilometrów (nawet dzisiaj mało która kolejka jest tak długa!) a jej zamontowanie kosztowało 100 000 ówczesnych złotych. W przeliczeniu na naszą dzisiejszą walutę byłby to mniej więcej milion złotych”. http://ciekawostkihistoryczne.pl/2011/09/03/disneyland-w-polsce-mielismy-juz-cos-lepszego/
Pyro – ale chyba Twój tata był jeszcze kawalerem, że takie pomysły przychodziły mu do głowy? 🙂
To teraz wiesz jak go tam karmiono.
Dobry wieczor!
Zgago, ty to chyba wiedzma ( dobra ) jednak jestes :). 25.05 to moje urodziny!
Niestety, wrocilismy wlasnie od lekarza, Odsas ma szkarlatyne :(. Dostal antybiotyk po raz pierwszy w swoim zyciu.
Proszę trzymać kciuki za Luśkę, moją szkolną koleżankę.
Jolly,
szkarlatyna to taka odra 😉
Odsas lekutkim spacerkiem przejdzie!
Jestem zarugbiona po wręby. Posnania dostała baty i słusznie, bo Arka była we wszystkim lepsza. Podobało nam się bardzo i wszystko, oprócz kilku dziwczących kibolków 👿 Oni nie dziwczyli agresywnie, tylko nie umieli inaczej wyrażać emocji 👿 Mam serdeczną nadzieję, że Krystyna tego nie doświadczyła. Z Poznania wracaliśmy pędem do domu, żeby zdążyć na Wyspowe półfinały sztuk dwa. Pierwszy na spokojnie, drugi w nerwach (Tygrysy!). Od piątku kolejna porcja 🙄 Córasek pod ręką to skarb.
Golonki pożarte na raz, a miały być na dwa. Jutro, dietetycznie, knedle z truskawkami 😀
Szkarlatyna leciutko, tylko pilnować, żeby powikłań nie załapał, bo są paskudne. Odsas, trzymaj się!
Asiu – raz przed ślubem, raz po. Ta moja Janeczka to była „romantyczna dziewczyna” – taki mądry, taki uczony, a jaki odważny!
Nie odważny tylko głupi – jak kogoś wysyłała partia taka, czy inna, miał dokumenty, kontakty itd, a tu – cholera – solista szlachetny poszedł władzy ludu bronić.
Jolly, miałam szkarlatynę i dałam radę. Odsas też da, zwłaszcza że antybiotyków jeszcze na oczy nie widział. Z pomocą blogu wyautuje zarazę. Trzymam!
Pyro, do kompletu anegdot. Messner uczył swoją żonę jeźdźić samochodem. Było to na starym, krakowskim lotnisku w Czyżynach. W pewnym momencie denerwowana żona zatrzymała samochód i krzyknęła „ja chyba nigdy tego nie opanuję!”- Na to Meissner „spokojne kochanie, nie takich idiotów latać nauczyłem…”
Siostra miała szkarlatynę i usilnie próbowała mnie nią zarazić, ale się nie dałam 😀
Dla młodego rugbisty: http://www.youtube.com/watch?v=g5s-ElIADvM 🙂
@nisia:
co jest wzniejsze:
dziob czy rufa?
@szcza-wiowa:
grüsse an @xyz
Cichalu – z tych ‚świętych narodowych” poznałam bezpośrednio dwóch : Króla i Skalskiego. Król był rzadko całkiem trzeźwy i ordynus, a Skalski pełen godności dygnitarz. Oni jakoś po latach wszyscy lądowali w Krakówku, nawet Król, Pyra przecież. Meissnerowie, wiadomo, Krakusy z urodzenia, a reszta? Ale niedługo już mieszkali w okolicy Balic.
Pyro, degustuję (Ewa to nazywa inaczej) tequilę, bo nie wiem jaką zabrać dla Ciebie. Za dwa tygodnie będę na Puerto Rico i na Culebra. Może tam coś się wyczaji specjalnego. Co by nie było, to zdrowie Twoje i Blogu (Bloga?)
Pyro – jeszcze to: „Jak wyglądał zwyczajny dzień w Berezie Kartuskiej?”
http://ciekawostkihistoryczne.pl/2011/07/26/jak-wygladal-zwyczajny-dzien-w-berezie-kartuskiej/
szympansy lepsze od studentow,
twierdza naukowcy z uniwersytetu w newcastle,
dobrze, ze koniec swiata(patrz: wyborowa) odroczony.
@asia:
a moze by tak link do krypty wawwelskiej?
Dziekuje za wsparcie, Odsas choruje rzadko, wiec nieprzyzwyczajona jestem.
Asiu, piosenke pokaze jutro.
Haneczko, przekaz Coraskowi prosze ze po ostatnim turnieju Odsas spotkal Tima Stimpsona.
Byku, ta część statku, na której aktualnie przebywam.
Oczywiście jest to pytanie z serii wielkanocno-bożonarodzeniowych…
Nisiu – masz mnie do towarzystwa. Niezupełnie to samo ale tak samo. Jutro mnie odwiedzi moja blogowa lekarka- ona ma na mnie magiczny wpływ. Może pomoże?
Dobrej nocy!
Pyro,
pozdrowienia dla Marialki! Uściśki także zarówno.
dzień dobry …
Jolly a to pech, że szkarlatyna od razu … ale medycyna poszła do przodu .. głaskanko dla Odaska ..