Słodko i jajecznie
Mięsa już stygną a ich zapach rozchodzi się po całym domu. Pora więc na słodkie wypieki. Czytam w „O ziemiańskim świętowaniu” (PWN):
„Równie istotne, jak przygotowywanie mięs i wędlin, było też pieczenie mazurków, bab i innych ciast. Na święta Wielkiejnocy szczególnie starano się, aby te wypieki były jak najlepsze. Maria Lewicka zapamiętała, że pieczenie mazurków (mazurek cygański fot. wyżej) zaczynało się u nich w poniedziałek po Niedzieli Palmowej. Także u Auleytnerów w Studziankach wielkie pieczenie miało miejsce na początku Wielkiego Tygodnia. Pieczono tam głównie duże ilości żółtych od szafranu placków z kruszonką, bab i mazurków w różnych odmianach. Izabela Drwęska wspominała pieczenie ciast w Rzeszynku, które odbywało się w Wielki Czwartek:
„Gdy zmęczone otwierałyśmy oczy, już przy piecu w naszym pokoju stała wielka dzieża z zarobionym ciastem, które miało „się ruszać”. W kuchni pachniało topionym masłem, wanilią, czekoladą. Matka dysponowała pracą. Piekło się blachy placka dla wszystkich rodzin. Ciasto rosło we wszystkich pokojach, od 4-tej rano huczał ogień w wielkim piecu piekarskim. Siedziałyśmy na wysokich krzesłach i łuskałyśmy migdały parzone, przebierałyśmy wielkie żółte rodzynki, małe sułtanki koryntki, krojono całe owoce. Matka w fartuchu, Józefka z czeladnej kuchni, kucharz Rybicki, klepali ciasto na baby podolskie, parzone, zwykłe drożdżowe, kładli placki królewskie i poznańskie na blachy. Zdejmowane z blach, kładziono placki na deski w spiżarni. Baby były wysokie, na święcone – lukrowane i ozdabiane. Rybicki piekł pod wieczór mazurki i torty. Dla mnie był najlepszy mazurek cygański, robiony na surowo z bakalii i orzechów, gruby z razowego chleba i migdałów, pomarańczowy, kajmakowy (fot. niżej), drożdżowy posypany rodzynkami”.(…)
Szczególnie wiele miejsca we wspomnieniach ziemiańskich poświęcono pie-czeniu bab. Nic dziwnego, albowiem wśród wielkanocnych ciast baby zajmowały wyjątkowe miejsce, a ich jak najlepsze upieczenie leżało na sercu każdej pani domu. Panie domu posiadały na baby własne przepisy, których pilnie strzegły. Czasem tajemnicę dobrego wypieku widziały też w odpowiednich formach do ciast. Formy do pieczenia bab mogły być różne, np. blaszane, gliniane lub kamienne. Baby, zwłaszcza w dawniejszych czasach, były sporządzane z dużej ilości jaj.
Mazurek z lukrem
„Kucharka, pani domu i wszystkie „domowe” kobiety zamykały się w kuchni na klucz. Mężczyznom wstęp był wzbroniony. Najbielszą mąkę pszenną przesiewano przez gęste sito, w donicach ucierano setki (!) żółtek z cukrem, rozpuszczano w wódce szafran (który nie tylko pięknie barwił ciasto, ale i użyczał mu korzennego aromatu), mielono migdały, przebierano rodzynki i tłuczono w moździerzach wonną wanilię, robiono z drożdży zaczyn. Nałożone do form babowych ciasto nakrywano lnianymi obrusami, gdyż „zaziębiona” baba nie rosła i miała zakalec. Uszczelniano więc, w obawie przed przeciągami, okna i drzwi kuchni. Odpowiednio wyrośnięte baby wsadzano ostrożnie do pieca piekarskiego. Wreszcie, gdy na drewnianej łopacie wyjmowano je z gorących czeluści piekarnika, nierzadko w kuchni rozlegały się dramatyczne okrzyki i płacz: zanadto przyrumieniona lub „usiadła” baba była kompromitacją. Wyjęte z pieca baby kładziono najostrożniej na puchowych pierzynach, by stygnąc nie zgniotły się. Rozmawiano szeptem, jako że i hałas mógł delikatnemu ciastu zaszkodzić. Wystudzone baby pięknie i obficie lukrowano. Najsłynniejsze i najdelikatniejsze były baby „puchowe” i „muślinowe”.
Bardzo charakterystycznym atrybutem świąt Wielkiejnocy było i jest jajko – symbol miłości, płodności, siły, nowego życia i wiosny. Zdobione jajka, czyli pisanki, znane były już w starożytności, a na ziemiach polskich przynajmniej od X w. Tradycyjne pisanki wielkanocne robiono zarówno we dworach, jak i na wsiach. Zajmowały się tym głównie kobiety, młodzież oraz dzieci. Pisanki często były dziełami sztuki ludowej. Sposób zdobienia oraz czas, kiedy je wykonywano, zależały od tradycji panującej w danym domu czy okolicy. Jaja wielkanocne nosiły różne nazwy w zależności od sposobu wykonania: malowanki, kraszanki lub byczki to jaja farbowane na jeden kolor za pomocą gotowania albo moczenia w barwniku; skrobanki lub rysowanki to jaja farbowane na jeden kolor z wyskrobanym deseniem; pisanki to jaja z różnokolorowym deseniem (częściowo pokrywane woskiem i następnie gotowane w barwnikach). Mogły być też jajka, na które nalepiano w deseń „duszę” z bzu lub sitowia oraz wyklejano kolorowymi papierkami, złotkiem i gałgankami. Nazwa „pisanki” stosowana bywa też potocznie w odniesieniu do wszystkich barwionych jajek wielkanocnych. (…)W Łazku u Pajewskich jajka malowane były w łupinach cebuli i w farbie, którą Kurpie nazywają „brezelią”, oraz zdobione za pomocą wosku lub wydrapywania.
Pisanki służyły do ozdoby stołu wielkanocnego, do zabawy dla dzieci i jako prezenty, dlatego wykonywano ich bardzo wiele. W Polwicy u Jasieckich w końcu XIX w. pisanek potrzeba było „najmniej dwie kopy”. Ale bywało, że farbowano na różne kolory 30 kop jajek, tj. 1800 sztuk. Pisanki były najczęstszym podarunkiem wielkanocnym.”
I tyle wspomnień sprzed lat. A mazurki są tegoroczne!
Komentarze
Czyta się to świetnie, jaj kopami ucierać nie będziemy – brakuje do tego dziewek mocnych, a robotnych. Iwaszkiewicz wspomina też pieczenie bab w dworze swoich rodziców, sceny dramatyczne, gdy baba siadła i sceny romantyczne kiedy dziewki kołysały na poduchach baby, dopóki nie ostygły. Wspomina też „przestępstwa” swoje i innych młodzianów płci męskiej, którzy znienacka trzaskali drzwiami albo wydawali głośne okrzyki – co ani chybi mogło babom zaszkodzić. Gonieni też byli z okolic kuchennych ścierka albo i miotłą, co znacznie ubarwiało okres oczekiwania na święcone.
Ja dzisiaj też będę baba kuchenna – w produkcji nóżki na galaretę i pascha. Jest też do wykonania szereg drobnych, a uciążliwych robót domowych. Pięknie wygląda ogromny pęk biało-różowych tulipanów w dużym pokoju. Jest ich 30 – Młoda wczoraj trafiła na „hurtową sprzedaż z samochodu po złotówce za sztukę.
A u mnie dzisiaj zupa i drugie.
a u mnie dzisiaj od rana, poprzez obiad, podwieczorek, kolacje, az do rana, tylko woda. to dla duszy. natomiast dla ciala sport.
Dzień dobry! Jeszcze raz dziękuję 🙂
Dzisiaj tylko zupa – pomidorowa z ryżem 🙂
Sernik upiekę jutro.
Święcone z Poznania: http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/166871/415dc86af63e837f5a24bf77dfd60a8b/
Bardzo mi się ten tekst spodobał. Szczególnie, że moja Mama i Babcia nauczyły mnie takiego samego ‚szacunku’ do ciasta drożdżowego, co przytaczane tu sposoby na udane baby.
Kiedy piekę drożdżówkę wszystkie okna są zamknięte, nie otwieramy nawet lodówki. A ukochany siedzi na kanapie i ma zakaz poruszania się po mieszkaniu, żeby nie robił podmuchów powietrza. Nagrodą za to poświęcenie jest kawałek gorącej drożdżówki… 🙂
A ja dzisiaj robię pasztet z przepisu pana Piotra.
Wielka Sobota w Tomaszowicach i Modlnicy: http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/111009/415dc86af63e837f5a24bf77dfd60a8b/
http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/90981/415dc86af63e837f5a24bf77dfd60a8b/
wprawdzie już na święta chyba za późno ale może na inne okazje będzie jak znalazł … 🙂
http://smakchwili.blox.pl/2012/04/Ale-jaja-JAJA-MARYNOWANE.html
Trzyosobowe święta nie będą szczególnie kłopotliwe, więc dopiero dzisiaj idę po zakupy.
I to nie zaraz, bo od rana szaleją u mnie ogrodnicy, przycinają, sadzą stokrotki, naprawiają siurawkę (fontanna to nie jest ani kaskada…) oraz instalują stół.
Stół wymyśliliśmy wspólnie z Głównym Ogrodnikiem, żeby hodować nowalijki, a nie schylać kręgosłupa do ziemi. Postanowiliśmy podnieść ziemię. Stół podzielono na dwie części – jedna z kratką i „ogrodzeniem” z deski, druga jest tak naprawdę skrzynką wyłożoną folią i napełnioną ziemią. Taka grządka malutka. Rzodkiewki i sałata powinny mieć się tam nieźle. Albo szczypiorek. Blat tej drugiej części będzie wybity blachą i staną na nim donice i korytka. W największej donicy zamierzam zapuścić pryszczatego ogórka.
No więc teraz muszę się czegoś dowiedzieć o hodowli nowalijek, bo nic o tym nie wiem…
Duży ten nadziemny ogród?
Hodowla nowalijek prosta…dobra ziemia, podlewać, zasiać według wskazówek na kopercie z nasionami. Ja swego czasu w donicach podłużnych hodowałam na balkonie rzodkiewkę i cienki szczypiorek, w donicy pietruchę na natkę i w szerszej – koperek.
Rzodkiewkę trzeba nieco przerwać, jak wzejdzie, żeby się miały gdzie wykształcić korzenie.
Wysiewałam też na talerzu, wyściełanym zmoczoną watą rzeżuchę. Tutaj nigdzie nie widziałam nasion 🙁
Powodzenia!
Pozdrowienia dla Głównego Ogrodnika 🙂
Dobry pomysl z tymi jajkami w occie, moze byc na „poswietach”, bo zostaje tego co roku sporo i cos z tym trzeba zrobic.
Zwykle robilismy w zalewie tylko solnej i z podobnymi dodatkami, ale tez z kminkiem, i nie lezaly tak dlugo, tydzien wystarczyl. W dawnych knajpach berlinskich tych jajek (Soleier), obok mielonych (Buletten) nie moglo zabraknac.
Jutro zobacze, czy mozna je jeszcze znalezc.
też tak pomyślałam pepegorku, że zostają ze świąt jaja na twardo to może je utrwalić na zaś … 😉
Nisiu super pomysł na nowalijki …
a ja już prawie gotowa na wyjazd .. jutro rano ruszamy … wielkanocne smakołyki i spa zapewnione w pakiecie wyjazdowym … 😉
Jolinku, mam nadzieję, że się sprawdzi.
Alicjo – nieduży. Jak stół na sześć osób. Zaraz po świętach rzucam się na ogrodnictwo stołowe.
Ogrodnika pozdrowię z przyjemnością, dzięki.
Ludzie kochane, czy u Was w ogródkach też róże tak ucierpiały??? Ogrodnik mówi, że przez ten głupi luty poprzemarzały nawet pod fliseliną.
Jolinku 🙂 : http://www.youtube.com/watch?v=VB0zEtyCjmM&feature=relmfu
http://www.youtube.com/watch?v=9R1ha1rjrWE&feature=relmfu
http://www.youtube.com/watch?v=NiJDq1EmSS0&feature=relmfu
Trochę zazdroszczę Jolinkowi tego wyjazdu światecznego. Taki wyjazd to dobra rzecz; może nie co roku, ale raz na jakiś czas jak najbardziej. Po drodze będziesz mogła wypatrywać bocianów i innych oznak wiosny. A dziś wreszcie/ bo już nie mogłam się doczekać/ zobaczyłam pierwszego bociana. Porządkował swoje gniazdo. To znaczy, że jest prawdziwa wiosna.
Co do ciasta drożdżowego, to rzeczywiście lepiej z nim uważać. Zawsze przykrywam je ściereczką, stawiam w spokojnym i ciepłym miejscu. Jeśli drożdże są odpowiednie,
to ciasto musi wyrosnać. Ale w te święta nie będzie nic drożdżowego.
Witam, jaja marynowane przepis gospodyni i gospodarza.
http://adamczewscy.pl/?p=2403
Bardzo ciekawy efekt uzyskać można dodając do zalewy sok z buraków.
Jeszcze ciekawszy kiedy nie obieramy jaj ze skorupek tylko delikatnie obtłukujemy. Efekt taki że będą marmurkowe.
Nisiu-zawsze myślałam,że tam na rubieżach,w dalekim Szczecinie macie klimat śródziemnomorski 🙂 i że żadne roślinki u Was nie marzną z powodu mrozów.A tu siurpryza !
Krystyno- Święta Wielkanocne zdarzało nam się spędzać już w bardzo różnych okolicznościach,w tym również wyjazdowych.Cóż,każde rozwiązanie ma swoje plusy dodatnie i minusy ujemne 😉 Myślę,że warto jednak sobie życie urozmaicać, chociaż znam osoby,które nie wyobrażają sobie absolutnie żadnych Świąt poza domem.
Jaja marynowane można tutaj dostać w wielu sklepach, ale zalewa nie jest urozmaicona dodatkiem ziela, liści laurowych i cebuli – ot, zwykła zalewa octowa. Jakoś nigdy mnie nie kusiły, ale te wyglądają pięknie, a jak jeszcze dodać sugestię yurka o soku z buraków i efekcie marmurkowym …:)
Z Meteory, z dziedzińca jednego z monasterów przywiozłam sobie kilkanaście liści z drzewa laurowego, a więcej dozbierałam z innych miejsc. Poza innymi rzeczami przywiozłam też główkę czosnku, bo czosnek grecki jest inny, nie taki ostry i soczysty. Spróbuję hodowli. U nas w sklepach jest czosnek z…Cin 😯
Chyba się skuszę, chociaż poświatecznie raczej.
Wysprzątałam chałupę i udam się Za Róg po jajka, bo tych w lodówce mam przymało.
Pogoda taka sobie, zimne 5C.
Jejku…”z Chin” miało być 🙄
Zalewę można wykorzystać z ogórków, buraczków, papryki. Najlepiej samemu pofantazjować. Podpowiedź;
Zalewa.
woda, ocet 10 %, sól, cukier,musztarda chrzanowa.
Przyprawy.
ziele angielskie, liść laurowy, gorczyca, curry.
@pepe: soleier to byl typowy eckneipen jak by to dzisiaj powiedziec…-event;
odpowiednik polskiej galarety(niemcy- od przegrania wojny 30-letniej – jedza z natury bardzo oszczednie), ale juz ich nie ma, jaj znaczy sie i zytniowki, ktora sie do tego pilo……
moze jakies knajpy „inn”(n.p. prenzelberg w berlinie) takie gadgety na barze i maja,
ale to, jak patefon i pickelhauba, nalezy do przeszlosci…
Dzień dobry mili Blogowicze,
Po powrocie do domu nie wiem od czego zacząć domowe prace bo troche się tego zebrało w czasie mojej nieobecności. Na szczęście, jak u Nisi, spedzamy Wielkanoc tylko we troje więc nie będzie wielkich przygotowań.
Jeszcze Was nie poczytałam a na razie chciałabym tą drogą podziękować warszawiankom i Nisi za spotkania, ktore są dla mnie bardzo cenne. Nieobecnej w Maglu Krysiade życzę powrotu do zdrowia i pozdrawiam.
Nisiu, dobry pomysł z tym ogrodowym stołem. Jaka to ulga dla kręgosłupa.
Jolinku, udanego pobytu w Kazimierzu 🙂
Jolinku – naciesz się rodziną, napatrz pięknego Kazimierza, opatul się żeby Ci ciepło było, no i Wesołych Świąt 🙂
Alinko – witaj z powrotem przy naszym blogowym stole. My też Ci bardzo dziękujemy, że wykroiłaś chwilkę na miłe pogaduszki 🙂
U mnie pachnie pasztetem, nie moje to dzieło, ja jestem odpowiedzialna za wypieki słodkie, niebawem podejmę to wyzwanie, ufff.
Można do przepisu dołożyć prażone ziarna słonecznika?
Pozdrawiam i smacznego życzę!
Plan na dzisiaj wykonany – pascha ocieka w lodówce, galareta sklarowana stoi w 2 miseczkach i jednym pojemniku i kiedy przestygnie zostanie wyniesiona na balkon. Jeszcze przed nocą ugotuję jajka na pisanki – do rana odpowiednio stężeją. Na balkonie stoi torba z sałatą, koperkiem, szczypiorkiem, ogórkami, a w lodówce czeka gorgonzola i czerwone winogrona, czyli jutrzejszy obiad. Mam nadzieję, że jutro ok 11.00 skończy się brudna robota w kuchni i zacznie się czas dekoracji, zdobień i szykowania święconego.
Alicjo,
dobry pomysł z rozmnożeniem tego greckiego czosnku. W Polsce oprócz czosnku z Chin, który bardzo wiele osób bojkotuje, bywa także czosnek hiszpański i oczywiście także polski, choć nie wszędzie. Ten chiński podobno nie daje się rozmnażać. Czytałam gdzieś, że czosnek przed posadzeniem dobrze jest przechować jakiś czas w lodówce. Sama nie mam doświadczenia z czosnkiem.
Barbara ma dobrze, bo wprowadziła podział zadań. U mnie ja za wszystko jestem odpowiedzialna. Pomocnikowi musiałabym za dużo tłumaczyć, ale on docenia moją pracę i nie szczędzi pochwał.
Wracając z wizyty u Ojca młoda wpadła do Biedronki po tanie wina (!) Przyniosła 3 butelki – właśnie kończymy czerwoną Reserwę z Hiszpanii. Zupełnie dobre – intensywnie owocowa nuta najpierw posmak słodyczy, a już za moment wytrawna cierpkość. Wymaga co najmniej pół godziny dotlenienia. Cena całe 13 złotych.
Krystyno, nawet się specjalnie nie napracowałam nad tym podziałem zadań. Mąż zawsze miał smykałkę do kucharzenia odświętnego, bardzo wybiórczo, czyli konkretne mięsiwo, ryby. W tym zakresie rzeczywiście on jest szefem kuchni, ja kuchcikiem. Do ciast już talentów nie posiada, a przynajmniej się nie przyznaje 🙂
Alina i Alicja już wróciły w domowe pielesze,a Jolinek szykuje się do świątecznej podróży.Jednym słowem mamy nieustanny ruch w interesie.Jolinku-udanej podróży i ciekawych Świąt !
Liczymy na sprawozdanie turystyczno-kulinarne 🙂
Sw Mikolaj przyslal wczoraj paczke a w niej champagne i foie gras. Dzisiaj kolazanka z pracy przyniosla torbe pelna dziczyzny a wiec: pieczen sarnia, stekow z tuzin wszelkiego rodzaju, mielone i gulasz. Wszystkiego takie dwie standardowe torby plastikowe. Ale bedzie wyzerka.
ROMek ma byc w maju i sie bedzie mozna zrewanzowac za szampana i foie gras. 🙂 Pieczen z sarny zrobie z prawdziwymi grzybami albo podsypana szafranem. Zobaczy sie.
Poza tym przygotowania do Wielkanocy. Ma byc razem 16 osob. Indyk zapelni glownie stol ale oczywiscie i inne inszosci tradycyjnie na wielkanocnym stole bede. Poki co spadlo duzo sniegu ale ma sie wypogodzic i do niedzieli slonce (juz swieci) moze wytopi wszystko. Bazanty chodza poki co po polu. Dzisiaj na sniegu widzilem slady kojota mam nadzieje, ze nie trafil na bazanty. Szedl wzdloz drogi czyli krzakow. przeszedl nasze pola i lasy i miedzy domy wszedl. Nie widac bylo odskoku w krzaki wiec jest nadzieja.
Nisiu(14:00), na mojej działce róże też bardzo ucierpiały, bałam się, że
już nic z nich nie będzie, ostatnio jednak zauważyłam na niektórych pędach żywe pączki, mam więc nadzieję, że odżyją.Wiem z doświadczenia, że warto poczekać, jeżeli bryła korzeniowa nie przemarzła, róże wypuszczą też nowe pędy.
Jolinku – udanego wyjazdu. Ja po arz kolejny przysięgam, że za rok świąt żadnych nie robię. Wyjeżdżam.
Nie wiem jak z rozami, ale. Tutaj w zimie wieje chinook czyli taki halny. Zwlaszcza na wiosne roslinki glupieja i w Calgary wiele roslin, ktore znosza mroz ale nie wytrzymuja cieplego wiatru, nie rosnie. Otoz najlepszym sposobem na to jak sie okazuje jest zalanie roslinek przed mrozami solidnie (bardzo solidnie) woda. Zamarza ziemia wokol korzeni i wtedy roslina nawet jak wieje cieplutki wiatr nie pusci za wczesnie pakow i spokojnie dotrwa do czasu kiedy jej czas :-). Tak nas poinstruowalo paru znajomych i pani w ogrodnictwie. W Calgary chinook potrafi zmieniac temp o 20-30 stopni i wiac po pare a nie rzadko parenascie dni (rekord 90 dni, zimy nie bylo). Kiedy dzien juz dluzszy roslinki zaczynaja sie budzic a tu nagle chinook cichnie i wraca zima. Snieg, mrozy etc. Wszystko szlag trafia. Przez to nie rosna tutaj rosliny ktore rosna duzo dalej na polnoc ale gdzie nie wieje chinook. Stad szukanie metod jak temu zaradzic i zalewanie pozna jesienia (wczesna zima) korzeni. Ponoc utrzymuje sie taka permafrost do wiosny (teraz) i chinook moze roslinkom skoczyc :-). Ciekawe czy w Polsce by dzialalo? W zeszlym roku siostrze Basi wymrozilo wszystkie morele a maja sadzik taki sobie ladny w ogrodzie.
Dzien dobry z City.
Pieknie, wiosennie, pracowac sie nie chce, widok ladnych dziewczyn poprawia krazenie, upewnia, ze w zylach wciaz krew plynie, a nie zupa pomidorowa.
Jolinku, udanego wyjazdu I pozdrow Kazimierz ode mnie.
Alinko milo Cie widziec tutaj znowu.
Wracajac wstapie na brooklyn po swiateczne zakupy
Sprawozdanie będzie – ślamazarnie mi idzie selekcjonowanie zdjęć, za dużo tego było. W Atenach pod Akropolem Jerzor wypuścił z ręki mój nowiutki fotoaparat, z otwartym obiektywem 😯
Kiedy okazało się, że obiektyw się nie chowa, bo się był skrzywił, rzuciłam odpowiednim słowem dla ukojenia nerw, po czym zamilkłam ze zgrozy. Chciałam wziąć w podróż na wszelki wypadek stary aparat, przecież też nie ma co dźwigać, ale Jerzor powiedział – a zostaw tego dziada!
No i co teraz, pytam w duchu, bo wolałam nic nie mówić. Peryklis to taki człowiek, że łatwo nie odpuści, toteż majstrował przy tym aparacie, majstrował, aż w końcu wcisnął ten obiektyw. Spróbowaliśmy – wysunął się i schował bez problemu. Zdjęcia też OK. Na szczęście!
Nie wiem czy czegoś nie przegapiłem, ale Alina już się zgłosiła po wojażach po Warszawie, a ja nie przypominam sobie, abym zdjęć oglądał z minizjazdu.
Danuśko, technika nadal bryka?
Na żadną odsiecz się nie zanosi aż do powrotu pociechy?
A jakiegoś życzliwego sąsiada, co to się na wszystkim zna to Ty nie masz?
Takie rzeczy!
Mróz w lutym wydusił i u mnie niektóre róże, i już posadziłem następne. Załatwił chyba ostatecznie też moją figę, co się ledwo pozbierała po zimie z przed dwu lat. Tak, ten mróz w lutym nawet nie był taki silny, ale po po tak ciepłej zimie wiele roślin za bardzo się już wychyliło.
A Kazimierz ładny, dziękuję Asiu. Zazdraszczać Jolinkowi nie muszę, bo zaniedługo mogę w każdej chwili, a Laura domaga się co raz bardziej widzenia z pokrewieństwem.
Na razie wieczór piłkarski – moi walczą o awans do półfinału.
Nisiu, ogródek na parapecie to stały mój numer.
Chociaż ostatnio nowalijki zostały wyparte przez
amarylisy ogrodowe
Niewykluczone, że poniedziałek wielkanocny w Kazimierzu. Przepiękna wiosna już w wąwozach. 🙂
I kazimierski śmigus – dyngus
http://www.youtube.com/watch?v=A3VpuVxLFWQ
Irek,
Ty tez pozdrow Kazimierz, jedno z najbardziej ulubionych mooch miejsc.
Przecież mówiłam, że do Grecji nie ma po co jechać, bo tam kamień na kamieniu nie stoi…
Ale niebo to oni mają!
http://alicja.homelinux.com/news/img_1068.jpg
Wracam do zdjęć, jestem dopiero w Mykenach 🙄
Od strony kuchni Myken – garów trochę mieli, to zaledwie znikoma część:
http://alicja.homelinux.com/news/img_1097.jpg
Alicjo – wapienie oślepiają bielą, a ceramika wytwornością linii.
Biżutki dla pań 🙂
http://alicja.homelinux.com/news/img_1130.jpg
Też tylko „na smak”, bo jest tego więcej.
Dla panów też jest trochę róznych zabawek 😉
http://alicja.homelinux.com/news/img_1123.jpg
Pyro,
żebyś wiedziała, oślepnąć można, bo i słońce jest mocne jak licho, okulary z filtrem, ale jak kto niezwyczajny, to daje po patrzałkach.
Tam już piękna, kwiecista wiosna, a u mnie szaro, jeden krokus, forsycja nieśmiało…będzie za 2-3 dni.
Wszędzie pytałam, czy wolno fotografować o owszem, w pomieszczeniach wolno prawie wszędzie, ale bez lampy, więc zdjęcia są, jakie są.
Łukasz napisał: „Łukasz
5 kwietnia o godz. 19:22
Pozdrawiam i smacznego życzę!”
Pozdrawiam i też życzę smacznego 🙂
A wcześniej Anita zadała pytanie:
„Anita
5 kwietnia o godz. 19:21
Można do przepisu dołożyć prażone ziarna słonecznika?”
Anito – o jaki przepis pytasz?
A w Bydgoszczy mamy prawie Londyn 🙂 . Nad Brdą, pomiędzy spichrzami a bankiem BRE stanął diabelski młyn. 7 kwietnia rozpocznie się pierwszy w Polsce „Europejski Festiwal Rozrywki”. A oprócz tego będzie można spróbować smakołyków przywiezionych przez kupców z Austrii, Węgier, Litwy i Niemiec. Na straganach kupimy austriackie sery, wędliny z Wileńszczyzny czy wypiekany według średniowiecznych tradycji litewski chleb. Nie zabraknie także polskich przysmaków jak oscypki, a pragnienie pomoże ugasić doskonałe piwo i grzaniec.
http://bydgoszcz.gazeta.pl/bydgoszcz/1,48722,11479294,Rybi_Rynek_zamieni_sie_w_centrum_rozrywki__Bedzie.html
Tak też Alicjo mówiłem wczoraj o tym oszędzaniu Greków, jak pisałaś o kamieniach, co na sobie już nie stoją.
Zabawiłem się w ten sposób, że sparazowałem komika, co przed wielu laty ogłosił, że nie napisze tego roku ani jednej kartki świątecznej po tym jak się dowiedział, ile państwo musi dopłacać do każdej kartki. JZałgałem, że czytałem o dopłatach greckich do każdego turysty. Po prawdzie czegoś takiego nie czytałem, czytałem jednak w ostatnim czasie o Grecji tak kuriozalne rzeczy, że domniemany wynik statystycznej dopłaty do każdego turysty wydaje się prawdopodobny, bo tam chyba wszystko subwencjonowano.
Jasne, że tam czekają na każdy nasz cent. Pogadam wiec jeszcze raz z Laurą, czy może nie zmienimy namierzonego celu i zamiast Korsyki, wybierzemy którąś z greckich wysp.
Ryzyko siedzenia gdzieś na lotnisku, albo w jakims porcie z opowodu strajku, trzeba by jednak wkalkulować.
A nadzieja o półfinale prysnęła jak bańka…
Asiu – kup ten chleb i choćby kawałeczek wędliny litewskiej – warto.
Pepe – największe wrażenie wywarł na mnie ten grecki policjant, który przez 20 lat brał zasiłki na 16-ro dzieci i nawet kłócił się o podwyżki; tymczasem nie był żonaty i nie miał żadnych dzieci.
Sery z Austrii też mogą być ciekawe.
Wcześniej komentarze napisali: Łukasz i Anita. Anita pyta czy do przepisu można dodać ziarna słonecznika, ale nie wiem jakiego przepisu dotyczy pytanie?
Nulla in mundo pax sincera
sine felle; pura et vera,
dulcis Jesu, est in te.
Inter poenas et tormenta
vivit anima contenta,
casti amoris sola spe.
Makowce wyszły mi jak nigdy, wybitnie ❗ Nie wiem, dzięki czemu, bo zmieniłam i mąkę, i mak 🙄
Keks, jak zwykle, znakomity.
Jutro zjeżdża paczka Młodego i możliwe, że będę dopiekać kolejny 😉
Jolly, przyniosłam z biblioteki Bułyczowa. Młody zaraz dorwał i bardzo mu się podoba 😀
http://www.youtube.com/watch?v=Tw-ArzPl0bg&feature=related
Haneczko – gratuluję wybitnych makowców i znakomitego keksu!!! 🙂
A jak innym smakuje to można piec z przyjemnością następne 🙂
Pepegorze,
turystyka to jedyny „przemysł” w Grecji, ktrego Grecy nie chcą zawalić, bo jednak masy ciągną do Grecji. Myśmy byli poza sezonem, więc było przyjemnie, ale w połowie kwietnia zaczyna się sezon w kurortach, na wyspach i tak dalej. My mieliśmy nietypową wycieczkę, bo indywidualną i zostawiliśmy tam sporo pieniędzy – wypożyczyliśmy samochód i zjeździliśmy kawał Grecji przy cenach benzyny średnio 1.80 euro.
Owszem, byliśmy u przyjaciół dwa dni na początku, ale potem już na własną rękę, intensywnie i gdzie tylko mogliśmy.
I wiadomo, jedzenie w restauracjach (wszędzie dobre!), często pustych – bo jeszcze nie sezon, no i po części kryzys.
Grecy sami mówią, że Grecja padła między innymi dlatego, że im się nie chce pracować, nigdy nie chciało. To typowi południowcy, słyszę – lubią leżeć pod drzewkiem, popijać ouzo, wino i palić papieroski.
Jednak starożytni Grecy i Rzymianie to i owo zbudowali 😉
Bo mieli bat nad sobą – słyszę, natomiast leżeli bykiem i popijali wino nieliczni. Ano, możliwe…
No, ale przecież taką cywilizację zbudowali, powiadam.
Dobranoc http://www.youtube.com/watch?v=UY8zK4R9oE8
Uprzejmie donoszę, że ciężko objuczonym samochodem (mazurki, półfabrykat tortu, kiełbasy, szynki parzone i surowe, jajka kurze, kacae, gęsie i strusie, i tp spyżą) dojechałam do Warszawy. W Łomiankach nie było korka! W Toruniu i owszem, ale za mały, żeby się wyspać, nawet zdrzemnąć nie dało rady.
Teraz pod kordełkę marsz!
Wszyscy kucharzą i pieką, a ja się obijam 🙄
Pyro,
właśnie – dobrze jest czasem wyjechać w gości! My przez parę dobrych lat wyjeżdżaliśmy do starych przyjaciół do Fredericton i tam świętowaliśmy ze sporą grupą Polaków. Teraz tam już chyba nikt ze znajomych nie został, rozjechali się.
To już nie takie święta – dla synowej mało ważne, chociaż lubiła tu przyjeżdżać, podobnie jak „czerwoną zupę” lubiła „białą zupę” z jajkiem, ale generalnie – wcale nie przywiązuje do tego wagi. No to i mnie też przeszło staranie się o to, żeby było. Czerwona zupę i uszka nadal trzymam jako „mus” na Wigilię.
A wypieki to nie ja – to było w dzieciństwie, wtedy lubiłam i lubiłam piec. Od lat juz nie pieke i nikt by mnie nie zmusił.
Łukasz i Anita chyba pierwszy raz zasiedli przy stole?
Posuwam się i robie miejsce 🙂
Żabo,
Ty to masz zdrowie!
…chciałam napisać – Ty to masz końskie zdrowie, Żabo 😉
Ja jakoś nie piekę ani nie gotuję. Byłam w sklepiku pod tytułem Real (dopiero późnym popołudniem, kiedy ogrodnicy poszli) i miałam dobrą wolę, ale nie było ani wątróbki do pasztetu, ani nóżek do galarety. Zastępczo kupiłam cztery duże donice z bambusa, leciuteńkie, a także mnóstwo nasion: rzodkiewki, szczypiorek, sałaty różne, pomidorki cherry, cukinia, ogórki pryszczate na zaś, marchewkę, pietruszkę, bazylię, melisę, tymianek i coś tam jeszcze z maciejką na czele. Sypnę ją tu i tam, niech pachnie. Po świętach zamieniam się w Miczurina.
Dobranoc!
Gdzie Ty to pomieścisz, kobieto?! Na tym podniesionym „stole dla 6 osób”? Dobrze, że Ci nie wpadło do głowy zasadzić ziemniaki 🙄
Pomidorki cherry dobrze się hoduje w donicach takich trochę większych (jak wiaderko).
Zioła – w dużych donicach jak najbardziej, a melisę koniecznie, bo ta cholera jest okropnie inwazyjna i trzeba ją odseparować od reszty „stołu”. Donicę (czy skrzynkę) z melisą na zimę do garażu – i na przyszły rok jak znalazł, odrośnie.
Ogórki wsadzałam do ziemi, puszczałam je w górę po tyczkach (one same się puszczają 🙄 ), a jak już nie miały gdzie, to podwiązywałam sznurek i na daszek drewutni lazły.
Raz postawiłam skrzynkę z kilkoma ogórkami na drabinie malarskiej, ale to utrudnienie, bo trzeba je często podlewać, wdrapywać się na tę drabinę. Ale wyglądały nieźle i schodziły w dół 😉
Ciekawe, co na te pomysły Rumik…
dzień dobry …
Kochani radosnych, rodzinnych i smacznych Świat Wam życzę … 🙂
za życzenia bardzo dziękuję … 🙂 … niestety ale pogoda znowu nam nie dopisze na tym rodzinnym wyjeździe .. 🙁 …
nowych blogowiczów pozdrawiam …
Dzien dobry,
Jolinku – jeszcze raz, niezapomnianych wrazen ze swiat w Kazimierzu.
Wrocilem dosyc pozno, ale zachecony wczorajszym wpisem Pepegora, pojawiam sie znowu. Pepegor – dzieki.
Pomimo, ze podczytuje Blog caly czas, jakos nie moge wbic sie w nasza polska, wielkanocna tradycje i atmosfere swiat. Czesciowa przyczyna jest zapewne to, ze na co dzien nie obcuje z zadnymi Polakami. Dzisiaj caly dzien znowu spedzilem w towarzystwie Brazylijki, Meksykanki i Amerykanki. W samochodzie mialem tylko dziewczyne z Brazylii i Meksyku. Trzy osoby, cztery jezyki – angielski, hiszpanski, portugalski, i moj, polski.
Dziewczynami, nie po raz pierwszy, jestem zachwycony, a wlasciwie ich radoscia zycia. To trudno opowiedziec, ale ci ludzie ciesza sie z tego ze zyja, z tego co maja, potrafia sie godzinami smiac, bawic, a przede wszystkim nie byc skwaszonym nie wiadomo czym , bez powodu. One po prostu zyja.
Moze to za wczesnie, ale na zblizajace sie Swieta chyba bede zyczyl Wszystkim Blogowiczom takiej radosci z tego tylko, ze sie jest, istnieje, widzi slonce i piekno swiata.
Wesolych Swiat!!!!
Praca dopadła w Wielki Piatek.
Mykeny działają na wyobraźnię. Ile literatury opartej o historię rodu Atrydów.
Wszystkim przy stole życzę pięknej atmosfery, smacznego jadła, słonecznej pogody i w ogóle radości w czasie obchodzonych przez siebie Świąt Wielkanocnych lub Pesach, ewentualnie jednych i drugich. To samo życzę tym, którzy nie obchodzą niczego, ale lubia przesiadywac przy stole w miłym dla siebie towarzystwie.