Nowy Orlean w kieliszku
Karnawał w toku. Niemal co tydzień jakaś impreza: a to u nas, a to u przyjaciół. I wszędzie podają drinki. Czasem całkiem nieznane a dobre. Jak SoCo.
Historia drinka zwanego Southern Comfort liczy ponad 130 lat i zaczyna się w najbardziej kosmopolitycznym i wielokulturowym mieście Ameryki Północnej. W Nowym Orleanie irlandzki barman Martin Wilkes Heron, poszukując alternatywy dla ostrej whiskey, stworzył alkohol łączący w sobie tradycję z nowoczesnością.
Do najwyższej jakości whiskey Heron dodał aromatyczne i egzotyczne przyprawy: cynamon, wanilię, czekoladę oraz karmel. Tą wyjątkową mieszankę uzupełnił jeszcze egzotycznymi owocami – pomarańczami, słodkimi cytrynami, wiśniami i brzoskwiniami. To był cały Nowy Orlean w butelce.
A Nowy Orlean to światowa stolica jazzu i amerykańska stolica karnawału. Tu przenikają się kolory, smaki, zapachy tworząc niepowtarzalne kompozycje rozbudzające wszystkie zmysły.
Jednym z najpopularniejszych sposobów podawania Southern Comfort, zwanego przez jego miłośników SoCo, okazało się mieszanie trunku z kroplami świeżo wyciśniętej limonki. Tak zamawia się go w barach Nowego Orleanu a potem wszędzie tam, gdzie gości ten wyjątkowy alkohol. Połączenie SoCo z bardzo wyrazistym smakiem limonki, nadało tej miksturze jeszcze bardziej głęboki i ciekawy smak. Okazało się to tak popularnym zabiegiem, że następcy Martina Wilkesa Herona postanowili zrównoważyć w idealnych proporcjach te smaki i zamknąć je w butelce. W ten sposób powstał likier Southern Comfort Lime. Kompozycja doskonale wymieszana i gotowa do serwowania.
Prawdę mówiąc usiłowałem sam sporządzić tę miksturę. Najpierw więc parokrotnie wypróbowałem oryginał a potem sięgnąłem po butelkę burbona i pozostałe ingrediencje. Parokrotnie zmieniałem proporcje, zmieniałem ostrożnie też i skład. Nic z tego. Myślę, że tajemnica tkwi w Nowym Orleanie. Wniosek jest prosty: jeszcze mnie tam nie było, a teraz jest powód. I to podwójny. Drugi nazywa się tabasco. Wyspa która jest ojczyzna tego sosu jest niezbyt odległa od miasta SoCo. Zobaczymy więc co da się zrobić w tej kwestii.
Komentarze
Jestem za – za podróżą Gospodarza do ujścia Missisipi, za nowymi opowieściami, nowymi smakami (dla nas nowymi) i piekielnym sosem tabasco, którym lubię sobie dosmaczać to i owo.
W nocy spadło trochę śniegu, mój piesek jest przeziębiony – ma katar i kaszel, stale śpi. Biedactwo usiłował na spacerze podnosić naraz wszystkie 4 łapy, bo mu było zimno. Jamnior jest tak zbudowany, że już przy podniesieniu jednej z trudem utrzymuje postawę stojąc…efekt podnoszenia łapek był więc spektakularny.
Dzień dobry Blogu!
-13, pochmurno.
Czasy dodawania prawdziwej whiskey do SoCo dawno minęły. Tak naprawdę ten napój składa się z neutralnego alkoholu z dodatkiem aromatów whiskey, brzoskwiń, pomarańczy i przypraw oraz cukru i barwników. Prawdziwą whisky można jedynie napotkać w butelkach Special Reserve, gdzie SoCo zmieszany jest z 6-letnim burbonem.
Dzień dobry Wszystkim,
Gospodarz nie mógł mi większej przyjemności zrobić w poniedziałek rano, niż napisać o Sothern Comfort. Gdybym nie miał swoich ulubionych win Malbec, Cabernet Sauvignon lub Carmenere to z pewnością najczęściej sięgałbym po SoCo, chociaż ich oczywiście ze sobą porównać nie można.
Szklankę wypełniłbym jednak najpierw lodem, tak dużo jak się zmieści i dopiero wlałbym szlachetny SoCo, ale ten stary, bez dodatków. I gotowe. Nawet limonki bym nie dodał. Likier zawiera tylko 35%, nie jest więc mocny.
Czasami mieszam go z Ginger Ale (wycofanym z Polski nie wiem dlaczego) i też z dużą ilością lodu i wtedy dodaję limonkę.
Różnych kombinacji coctaili z domieszką SoCo jest mnóstwo, ale po co psuć co jest dobre?
Ostatnie zdanie wpisu brzmi tak, jakby Gospodarz wybierał się w te strony. Prawda to?
Miłego dnia wszystkim życzę, a sam spróbuję zasnąć 🙂
„Do najwyższej jakości whiskey Heron dodał aromatyczne i egzotyczne przyprawy…” – pisze zapewne producent SoCo w reklamowej broszurce 😉
Wynalazca” SoCo używał specjalnie skomponowanej mieszanki smaków brzoskwini, pomarańczy, wanilii, cukru i marokańskiego cynamonu, bo miał za zadanie „uprzyjemnić” ohydny smak bardzo podłej niekiedy whiskey z Kentucky i Tennesseee, spławianej w dół Mississippi.
Dużo później okazało się, że nie potrzeba nawet prawdziwej whiskey, aby napój przypadł konsumentom do gustu 🙂
Warto wspomnieć polskie wódki kolorowe z lat sześćdziesiątych? Wygląda na to, że produkt z tej samej półki. Może Pyra napisze?
Bardzo lubię smak Southern Comfort a po raz pierwszy piłam go w Afryce 🙂 Prosto z zamrażalnika. Taki dobrze schłodzony jest najlepszy, bez żadnych dodatków.
Do tego trunku posłuchajmy bluesa. SoCo był ulubionym napojem J.Joplin.
http://www.youtube.com/watch?v=A6bHt3d0qqg&feature=fvst
odpowiednik soco w polsce?
krupnik.
Trochę lodu dla żeglarzy i nie tylko 😉
Nemo, to wczorajsze zdjęcia?
Placku, pisałeś wczoraj o „Pałacyku”
Czy „Pałacyk”, o którym piszesz, to klub studencki we Wrocławiu. Bywałem tam na przełomie lat 50-tych i 60-tych. Niezapomniane jam-ses sions. Jeździliśmy tam ze Świdnicy warszawą M20. W niebyle jakim towarzystwie, bo z Katarzyną Gaertner lub/i z puzonistą orkiestry Wicharego – Bruno Buczkiem, później w Warsaw Stompers, wreszcie w Malmo. Teraz jako wokalistka jazzowa płyty nagrywa jego córka Vivien Buczek. Jedną w Polsce, 2 w Szwecji. Bruno może nie był ściśle czołową postacią polskiego jazzu, ale dla mnie fascynująca była jego żywiołowość. Orkiestra Wicharego to przede wszystkim dixi, tam żywiołowość jest najwazniejsza.
Prawda, że wtedy na świecie dixiland był już lekko pas_se, Parker, Davis i koledzy grali muzykę przyswajaną u nas przez Komedę i kolegów. Ale zespół Wicharego powstał bardzo wcześnie, już w 1954. Gdy zaczęły powstawać „prawdziwe” zespoły jazzowe, orkiestra Wicharego została wyklęta. Namysłowski za zhańbienie się graniem u Wicharego miał być wykluczony z Hot Klubu Hybrydy. Ale to było później, a dopuszczenie do słuchania zamkniętych jam ses sion z udziałem muzyków Wicharego i czołowych polskich jazzmanów było dla mnie wielkim świętem. Byłem jeszcze przed maturą, a te imprezy nie kończyły się przed 6-7 rano.
Małgosiu,
tak, to „plon” wczorajszej wycieczki nad Jezioro Genewskie. Okupiony palcami przymarzniętymi do aparatów. Już odtajały 😉
Wczorajszy dzień spędziliśmy w temperaturach od -10 do -16 (Gruyeres i przełęcz Jaun) przy porywistym wietrze nad Lemanem i w głębokim śniegu w powrotnej drodze przez góry. W nagrodę za dzielność nabyliśmy sobie bezów i śmietany double creme oraz sera gruyeres 😉
No wlasnie Nowy – po co psuc co jest dobre!
Dzien dobry wszystkim.
Dzien dobry, bo troche inny niz ostatnie dwa tygodnie, dzien bez mrozu mianowicie. Stres z porannym zapalaniem silnika na razie zakonczony.
Nawet te kolorowe, nawet te czyste z tamtych polek wtedy, ktore wzmienia Gruba Kryska, mogly byc pewne, ze niczym ich nie zbezczeszcze.
Stary to spor, jak o jajko czy kure: moze trunkowi zaszkodzic dodatkowy zastrzyk wodki? Nie.
Nalezy wodke mieszac czymkolwiek? Nigdy!
Nemo, to zjawisko znad Jeziora Genewskiego chyba jest cykliczne, bo kilka lat temu kolega przywiózł podobne zdjęcia stamtąd. Swoją drogą lód tworzy piękne kompozycje.
…Lecz nie ma to jak naprawdę prawdziwa rozgrzewka… 😈 😀
(Z przedwalentynkowymi pozdrowieniami! 😎 )
Gruba Kryśko
Nie napiszę o kolorowych alkoholach z czasów PRL, bo niewiele o nich wiem. Ojciec mój pijał czystą (umiarkowanie) robił w domu nalewki albo „damskie wódki” przed przyjęciami rodzinnymi, a – o ile pamiętam – na organizowanych przez niego „zabawach ludowych”, zakładowych itp sprzedawano czystą i „tatę z mamą” czyli wódkę albo spirytus z sokiem wiśniowym. Do tego ze spirytusem dolewano wodę sodową pod bacznym okiem klientów). Męża miałam zupełnie nie alkoholowego chociaż nie zupełnego abstynenta; wódkę pijał zakrętką (1, ew 2 dziennie) lubił słodkie wina i notorycznie psuł szlachetne trunki sypiąc sobie cukier do kieliszka. W wojsku, gdzie długo pracowałam, pito sporo. Przede wszystkim czystą (nie plami munduru i honoru), okazjonalnie starkę i winiaki, koniaki czarnomorskie itp. Bufet nasz pełen był alkoholi demoludów i nie wszystkie znajdowały amatorów. Kiedy zaczęłam tam pracować, zobaczyłam litrową butelkę białego rumu „Mexico i „Hawana Club” – okazało się, że mają 2 kartony tego i nikt nie kupuje. Nauczyłam kolegów dyskretnie pić herbatę z rumem w dni odpraw (sala tak zimna, jak namiot) Resztę po butelce wyniosłam do domu – starczyło mi tego rumu na 9 lat. Bufetowe przyznawały, że byłam jedynym nabywcą. Panowie ze szkoleń i poligonów daleko, na wschodzie przywozili ciekawostki typu „zmijówka” raczej do demonstracji nie degustacji. Wszyscy znani mi wtedy panowie na samą myśl o „kolorowych” wódkach wstrząsali się ze zgrozy, a ja przyjęłam żelazną zasadę : jeden kieliszek białego wina na imprezie albo pół butelki bąbelków. Na balach i całonocnych zabawach, w czasie których podawano wielką kolację 1-2 kieliszki 25g białej wódki i tych miarek nigdy ani razu nie przekroczyłam. To co ja mogę powiedzieć o alkoholach PRL?
Małgosiu,
co parę lat nad Jeziorem Genewskim zdarza się taka konstelacja pogodowa: mróz i silny wiatr ze wschodu. Wtedy tworzą się takie zjawiska, czasem bardzo uciążliwe, zwłaszcza dla właścicieli żaglówek. Wczoraj widzieliśmy kilka łódek tonących lub już całkowicie pogrążonych w odmętach…
Za to dla turystów – malownicze sceny, a dla dzieciaków – fajna zabawa. Na promenadzie w Versoix, nie na molu w porcie jachtowym 🙄
krupnik
Dzień dobry,
widzę, że tydzień zaczął się alkoholowo 🙂
niektóre trunki lubią dodatki, inne nie.
mam wciąż rum ze Sri Lanki z absolutnie kiczowatą etykietką z palmą i pomarańczowym słońcem chylącym się nad morzem. Kupiłem go na lotnisku w Colombo i pomimo różnych „reserva”, „grand”, „selection”, „traditional”, itd., którym ów alkohol się szczyci, pić się go za bardzo nie dało. Trochę więc sobie postał, aż nadeszły mrozy, dodałem do raz do herbaty, również cejlońskiej swoją drogą, i nagle okazało się, że mój trunek zmienia się w okamgnieniu i teraz już pięknie uwodzi i czaruje.
A cappello,
jak kiedyś, dawno, dawno temu, skąpałam się w przerębli (wtedy mówiło się „przeręblu”), to nikt mnie morsem nie nazywał, tylko od razu wsadzono mnie do balii z gorącą wodą, jak stałam, w ubraniu, tylko łyżwy odkręcono… 🙄
Ubranie było już sztywne jak zbroja rycerska, mimo że staw był tuż za domem mojej cioci… 🙄
Nemo,
najdziwniejsze, że oni (ONI!), maszerując niezły kawałek od wiaty (gdzie zostawiają ubrania i buty) do tej… dziury w lodzie 😉 nie mieli wcale gęsiej skórki… 😮
…najaktywniejszy aktywny czuje się wtedy taki malutki… 😆
A dziś rano 88-letni ksiądz (ur. marzec 1924), którego podprowadzałam nieco ‚po zalodzonym’, opowiadał mi z ogniem w oczach, jak jeździł na łyżwach w jedynie-idealnych czasach czyli przed wojną… nie, nie na Zakrzówku, tamta dziura jeszcze długo miała być kamieniołomem…
Zanim wyjdę na mróz (już nie taki straszny, bo wyszło też słoneczko), pokażę Wam, jak wygląda zima przy -16°C
Niewątpliwie pięknie, choć trochę przerażająco.
Kąpiel ?w przeręblu? zaliczył też w styczniowym Bugu Osobisty Wędkarz.
Było to kilka lat temu,z wody udało mu się wydostać samodzielnie i dzięki Bogu,dosyć szybko.Towarzyszący kolega służył pomocą jedynie w pozbywaniu się całkowicie przemoczonych spodni i w poszukiwaniach czegokolwiek do przebrania.W ten to sposób panowie wrócili z wędkarskiej wyprawy nadzwyczaj prędko.A szkoda,bo miałam naonczas zaplanowaną spokojną,babską niedzielę 😉
Wczoraj występowaliśmy jedynie w roli obserwatorów,spacerowaliśmy po nadbużańskich okolicach i przyglądaliśmy się dosyć licznie wędkującym osobnikom,wyposażonym w stosowne wiertła i?napoje rozgrzewające.My natomiast dla rozgrzewki obejrzeliśmy wieczorem ?Bajaderę? w Teatrze Wielkim.Wielka klasyka,w klasycznej inscenizacji,to klasa sama w sobie,a zatem oklasków nie żałowano 🙂
Marokańskie zdjęcia niewątpliwie się kiedyś pojawią,jak tylko Latorośl,która była naszym nadwornym fotografem zapanuje nad:
swoim rozkładem dnia,moim rozkładem dnia,naszym aparatem fotograficznym oraz komputerem,chyba naszym wspólnym,ale nie wiem tego do końca?.
Oczywiście pozamieniało cudzysłowy na znaki zapytania !
Danuśka
13 lutego o godz. 13:06
znowu te „ciemne siły”,
pewnie nie byłaś u spowiedzi…
Dzien dobry,
Krupnik lepszy niz SoCo.
Alino, Janis Joplin zazyczyla sobie od producentow Southern Comfort futra (nie pamietam z czego), bo stwierdzila, ze jest tak czesto fotografowana z butelka tego trunku, ze firma ma darmowa reklame.
Jolly R. 🙂
Leonard Cohen napisał dla niej tę piosenkę
http://www.youtube.com/watch?v=pGfgMYfdBFc
Byku-masz świętą rację,nie byłam 🙂
Ale „ciemne siły” czasem udaje mi się przechytrzyć !
Danuśka
13 lutego o godz. 15:51
tak! 🙂
przez pol roku mialem zablokowana strone internetowa,
az zdarzyl sie(po 666 emilach) cud –
znowu funkcjonuje!
Witam Szampaństwo.
Jerzor już poszedł do pracy, więc mogę pisać. Przy nim nie należy wspominać o Southern Comfort. Bardzo lekko mu się to kiedyś piło na pewnej imprezie, bo on lubi słodkie.
Kompocik taki, soczek, powiadał. No i ja miałam zajęcie całą noc, ratując życie umierającemu od nadmiaru słodkości. Teraz na samo wspomnienie dostaje gęsiej skórki. Akurat ta butelka zawierała w sobie napój 50%, czyli największy, jaki można znaleźć, kupiliśmy tę butelkę w Stanach, bo w lokalnych sklepach nie ma nic powyżej 40%.
Byku – racja, kojarzy mi się krupnik.
Ja z kolei wspominam Ratafię gęsioskórkowo. Było to przed maturą, zamiast na pochód pierwszomajowy grupa paru osób się urwała (ryzykując obniżone zachowanie i Bóg wie, jakie konsekwencje). Po drodze zakupili pół litra jarzębiaku na winiaku oraz rzeczoną Ratafię i przyszli do mnie, bo miałam chatę wolną, mieszkałam na tzw. stancji. Na zagryzkę były tylko korniszony, nic więcej, nawet kromki chleba. Do tego wielkiego litra było nas chyba 6 osób, a może nawet jedna wiecej.
Ratafia (słodki ulepek), jarzębiak i korniszony…pozostawiam wyobraźni, co było dalej.
U nas wszystkie łodzie na zimowanie są wyciągane z wody i zimuja na specjalnych stelażach (czy jak to nazwać). Podejrzewam, że w cieplejszych krajach nie zwraca się na to uwagi, a tutaj regulują to przepisy, nie masz prawa zostawić łódki w wodzie na zimę. Jest to też sprawa ubezpieczenia – jak zaniedbasz, to tracisz…
Stanisławie,
kto mieszkał/studiował we Wrocławiu nie ominął „Pałacyku”, nie było takiej możliwości 😉
A wracając do alkoholi, mój Tata robił znakomity krupnik, bazując na spirytusie, miodzie i przyprawach korzennych, i jak nie pijam słodkiego, krupnik Taty, podgrzany i podawany na gorąco w malutkich filiżankach do kawy – z przyjemnością. Najbardziej pamiętam specjalnie przyprawiony, podany z rana przed południem, w niedzielę po naszym ślubie.
Babcia Janina rządziła w kuchni i wszystkiego było ze trzy razy za dużo 🙄
Nemo! Żeglarski horror! Piękne zdjecia.
Dla ocieplenia parę „wielgich ptoków” (wg. Pepegora). Czaple nad oceanem, żurawie na podmiejskim osiedlu i wreszcie czapla w Wenecji (Venice – miasto na zachodnim brzegu Florydy)
https://picasaweb.google.com/115740250755148488813/Ptaki?authkey=Gv1sRgCKn849-p-8j-lgE#slideshow/5708640133803808610
I na koniec pytanie. Co zrobić, żeby kremówka dolewana do zupy pomidorowej nie zwarzyła się? Dolewam jaknawolniej i jak najcieniej i…psinco! Warzy się!
@cichal:
wez chochle zupy do miseczki, dodaj i roztrzep w niej smietane
i dopiero wtedy wlej to do garnka…
Słodkie i za dużo? Było kiedyś. Pyra miała jakieś 10 lat, były imieniny rodzinne i Tato zrobił swoją słynną przepalankę, czyli karmelówkę jako napitek deserowy przy kawie. Goście poszli, w niektórych kieliszkach sporo zostało, bo słodkie to jedno, a mocne to drugie. Tato poszedł odprowadzić gości, Mama zabrała się do zmywania, a ja pomagałam – zbierałam ze stołu i co raz jęzorem w te słodkości. Przyłapana po pierwsze dostała solidnego klapsa po łapie, po drugie musiała wypić pełniusieńki kieliszek tego słodkiego i po trzecie dostała karę (już nie pamiętam jaką) Dlatego wśród moich pożądań kulinarnych z dzieciństwa, znalazła się karmelówka przy piklingach i rolmopsach. No, jakbym wyglądała, gdybym próbowała to zjeść i wypić?
Nowy,
wracając do Twojego wczorajszego wpisu (doczytałam),
ja jestem zimny drań – co ma być zjedzone, jest zjedzone i nie mam żadnych sentymentów. Ten lobster z akwarium sklepowego był przeznaczony do zjedzenia i już. Co prawda kupiłam już ugotowane i zamrożone, ten nie trafił na mój talerz, ale na czyjś z pewnością trafił. I do sklepu przychodzą ludzie, którzy sobie wybierają takie żywe z akwarium.
Dawno temu łowiłam ryby, które potem sama w łeb obuchem sporego noża i na patelnię, karmiłam kury, z których w niedzielę gotowało się rosół, nie wziął się on z kostki… i tak dalej. W Naturze obowiązuje zasada – zjesz ty, albo ciebie zjedzą!
Można nie lubić mięsa, ryb czy czego tam, ale dorabianie do tego ideologii typu „nie jem mięsa, bo te biedne zwierzątka…” itd. – to czysta hipokryzja. Nie jem, bo czegoś nie lubię, tyle.
Moi fachmani od półkowania książkowego zadzwonili. Jedzą sobie wczesny lunch chłopaki, zakupiwszy odpowiednie materiały.
A ja tu skoro świt się zerwałam, czekając na nich 🙄
schwytane po drodze:
„poranna kawa powinna być gorąca jak pocałunki młodej dziewczyny
i gorzka, jak przekleństwa jej matki.”
arabskie
Alino, dziekuje za pana C.
Podobno on o faktach spiewa :).
Cichalu – nie lej śmietany do gorącej zupy lecz lekko przestudzoną odrobinę zupy do śmietany. Po zamieszaniu możesz wszystko wlać do garnka z gorącą zupą.
Byku. Dziękuję za radę. Tak właśnie robię i w innych zupach czy koktajlach to pracuje, ale w obecnej pomidorowej nie chce!
W podziękowaniu wysyłam bukiet z palm.https://picasaweb.google.com/115740250755148488813/Palmy?authkey=Gv1sRgCNzC66ap6KiC6QE#
https://picasaweb.google.com/115740250755148488813/Palmy?authkey=Gv1sRgCNzC66ap6KiC6QE#
no to marna ta smietana chyba…
Byku! Wybacz staremu!
palm.https://picasaweb.google.com/115740250755148488813/Palmy?authkey=Gv1sRgCNzC66ap6KiC6QE#
Dlaczego nie na czerwono? Kto pomoże?
https://picasaweb.google.com/115740250755148488813/Palmy?authkey=Gv1sRgCNzC66ap6KiC6QE#
Cichalu, piękne zdjęcia ptaków. Jakie one majestatyczne 🙂
Cichalu,
żeby było na czerwono, musisz trzymać dystans – zostawić miejsce między sznureczkiem a tekstem, który napisałeś.
Przyszli fachowcy i na razie strugają w piwnicy.
@cichal:
merci;
wole takie od męczeńskiej ^:-J
^:-J
widzisz, cichal, mnie tez nie zawsze wychodzi…
chcialem wrzucic emotikon. ale mi sie nie udalo
Technika pokonana!
Alicjo – dla Ciebie!
https://picasaweb.google.com/115740250755148488813/Roze?authkey=Gv1sRgCK2rzaH8q_vSzAE#
Piotrze! Też dziękuję. Długo to trwało, ale chciałem skomponowac bukiet odpowiedni. Ten jest muzyczno-latynoski!
https://picasaweb.google.com/115740250755148488813/DropBox#5708664537377900882
Ogród – busz. Tylko podlewam, ale nie wiem jak często. Liczę na Nowego i Nemo
https://picasaweb.google.com/115740250755148488813/Ogrod02?authkey=Gv1sRgCPCYhJ2Xt531cw#slideshow/5708695400453033954
Dziwne – były mrozy; w domu ciepło, w drugiej części dnia wypijałyśmy nawet sporo wody. Od wczoraj mrozy zelżały, w domu niby ciepło, talerze z szafki wyciąga się lodowate, trzeba zakładać sweter i obydwie pijemy herbatę z kapitanem Morganem. Jest dojmujące uczucie chłodu bez racjonalnej przyczyny.
http://youtu.be/PG6R4Yi4wlo
Pyro, czy ten kapitan to przypadkiem nie przyleciał skądyś? U mnie wyszedł parę dni temu i nie podał celu podróży. Na szczęście zostawil innego sailora, ale resztki. Twoje zdrowie herbatką w towarzystwie nowych Żabinych kuzynek!
https://picasaweb.google.com/115740250755148488813/Sailor?authkey=Gv1sRgCOOlnM_cj4jhTw#
Cichalu – przyleciał, przebył Atlantyk i pomniejsze morza i w towarzystwie niejakiego Nowego zawitał do mnie. Nowy pojechał, a ja się zaopiekowałam sierotką.
Ty to masz, ale dobre serduszko! Ja chyba też. Byliśmy na zbiorach cytrusów (samemu się zrywa) i przygarnąłem żabkę wielkiej urody. Okazała się być kolejną kuzynką Żaby. Też arystokratka. Poznałem po koronkowym żabociku.
Zdjęcie ma też na koronkach w towarzystwie grapefruita, pomarańczy i cytryny, która jest od niej większa. Nie od żaby, tylko od pomarańczy
https://picasaweb.google.com/115740250755148488813/KuzZaby?authkey=Gv1sRgCMvR_dnN6YfB4gE#
Idę ci ja idę piechota do lata…
Panowie w piwnicy robią jakieś straszne rzeczy, odgłosy dochodzą mnie tutaj. Tną dechy na te półki. Zrobiłam herbatkę, wyrażono cichą nadzieje, że może z prądem, po góralsku, ale jak się zakręciłam za jakimś prądem, sprostowali, że żartowali. I najedzeni, bo lunch zjedli 3 godziny temu. No to niech pracują.
Cichalu,
ten busz spokojnie sobie pożyje, bo wszystkie rośliny przystosowane do klimatu. Czasem siknij, niech się przynapiją trochę 😉
Tylko nie po liściach w pełnym słońcu 🙄
…i dzięki za różę 🙂
Cichalu – toż ta żaba, to chyba z dworu Ludwików (albo z dobrego domu uciech).
Żaba, jak to polska szlachcianka, święcie przekonana o wysoce należnym miejscu swego gniazda, musi się tej w koronkach przyjrzeć: swoja ona, czy przebieraniec, przygarnąć do herbu, czy pogonić – obaczymy.
Alina – chcialabym Tobie podziekowac za przepis na camembert pieczony z miodem i rozmarynem. Byl bardzo smaczny.
Mimo, ze objedlismy sie tym smakolykiem z wielka przyjemnoscia nie jestem pewna, czy zrobilam to tak, jak powinno to sie robic. Moje pytania sa nastepujace:
– czy camembert jest przyrzadzany w calosci (dysk o srednicy okolo 15 cm), czy nalezy go pokroic w paski i wtedy smazyc na oliwie i potem piec w piekarniku
– czy rozmaryn jest swiezy, czy suszony
Jeszcze raz dziekuje za wysmienity sposob podawania tego smacznego sera.
Piotrze – mam pytanie. Jak przyrządzić jabłka pod suma? Mam dzisiaj gości.
Jeśli Was nie zamęczam. to jeszcze. Siedzę przed otwartymi drzwiami (w nocy było zimno i ogrzewam domek zewnętrznie) a tu na progu staje wiewiórka! Podniosłem aparat, ale się spłoszyła. Po chwili pozwoliła się sportretować.
Nad głową coś szura. Na palmie dwa szopy pracze! Też nie sprzeciwiały się sesji zdjęciowej. Widocznie w okolicy same Pyry, dobrzy ludzie, żyjątka się nie boja.
https://picasaweb.google.com/115740250755148488813/Racoony?authkey=Gv1sRgCPmozeO5qvmx-gE#slideshow/5708720150676095090
Jeszcze się nie wpisałem, a nic już nie rozumiem, z wyjątkiem tego, że Stanisław dojeżdżał do „Pałacyku” Warszawą M20. Być może byłem jedynym tam pieszym 🙂
Wydawało mi się, że w nocy przeczytałem, iż wczoraj było o alkoholu, a teraz już tego nie widzę. Wiem, że starzeję się na potęgę, ale zaczynam się obawiać, że to coś bardziej poważnego 🙂
Nowy nie podał wieku staruszki co bardzo mnie niepokoi. Staruszkowatość to rzecz względna. Może staruszka czekała na obiad przez cały dzień, a barmanka nie pokazała jej białych ząbków, ale pierwsza zaczęła krzyczeć? 🙂
Dlaczego tyle osób znęca się nad niewinną lemonką? Lemonka w SoCo, lemonka w piwie, z golonką lemonka.
Heron=Czaplowaty. Cichal wspomniał coś o heronach. Przypadek czy znak na niebie, że „coś” nadchodzi? Tyle pytań, a tak mało czasu. Może staruszka cierpi na syndrom krzyczenia? Mnie to by za flirtowanie z barmanką arman na limonkę wyrzucił. Nowy jest w czepku urodzony, Stanisław także. Skąd nagle wyskoczył powód tabasco? 🙂
Zjedz bo cię zjedzą to prawo dżungli, a my jezdeźmy kurtularne, a zatem, może, perhaps Nowy miał na myśli torturę biedactwa przed śmiercią, ale twierdzenie, iż ostrygi oczu nie mają jest niezgodne z rzeczywistością. Niektóre mają ich tuzin. Poza tym nie jestem pewien czy homary i ostrygi tak bardzo różnią się pragnieniem bycia zjedzonym. Najgorsze jest to, że nikt ich nie pyta czy życzą sobie pokropienia sokiem limonki.
Tylko społeczny dialog może nas uratować. Ślimaki także mają oczy, a po utracie sałaty giną. Bakteria też człowiek, homar już nie żył, o oczach mogę sobie z Alicją porozmawiać później. To tylko moje zdanie i gorący apel – nie czyńmy sobie przykrości, bo po to mamy Gospodarza 🙂
A cappello – Witaj curyk 🙂
Ależ dziś dużo ciekawych zdjęć. Właściwie już od wczoraj.
YYC – dziękuję za piękne widoki. Mam bardzo podobny widok z okna. Tylko sarny tej zimy rzadko widuję. Wydawać by się mogło, że zachody słońca są już opatrz ppone do znudzenia, a jednak nie. Takich płomiennych i monumentalnych jeszcze nie widziałam.
SoCo nie miałam okazji pić, za to krupnik jak najbardziej i to własnego wyrobu. Doskonały na zimowe mrozy.
Ale zupa pomidorowa Cichala ze zwarzoną śmietaną zupełnie mi się nie podoba. Cichal otrzymał już dobre rady, zwłaszcza tę od Gospodarza. Dodam tylko, że śmietana powinna być świeża, czyli użyta tuż po otwarciu pojemnika. Taka, która stoi jakiś czas po otwarciu, grozi kłopotami. No i śmietany nie wlewamy do wrzącej zupy. Też zdarzały mi się śmietanowe wpadki, więc wiem, jaka to przykrość. 🙂
powinno być : zachody słońca są już opatrzone.
Dziękuję Krystyno – i w podzięce mam dla Ciebie różę niedostającą zapewne Twojej urodzie, ale starałem się
https://picasaweb.google.com/115740250755148488813/Roze1?authkey=Gv1sRgCMCg-rTu_uq9qgE#
Cichal dzisiaj poleciał różami 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=1eognO_wNkA
Lecę różami dalej już bez prywaty, tylko pro publico bono.
Ogród różany Ringling Muzeum w Sarasocie (pięć wielkoformatowych Rubens ów w jednej sali!!!) Nie będę Państwa męczył. Jutro dam szczegóły.
https://picasaweb.google.com/115740250755148488813/Roze?authkey=Gv1sRgCK2rzaH8q_vSzAE#slideshow/5708663400481014290
Krystyno, wlasnie taki plominno piekielny byl wczoraj wschod i dlatego wylecialem w pizamie robic zdjecia. Chyba mi sie podwojnie wrzucilo do picasy.
Nisiu, w znajomym sklepie monopolowym kiedys spytalem czy nie zamowiliby Pusser’s rumi chlopcy powiedziel,i ze jesli jest to sprowadza. Tutaj mozna alkohol tylko przez prowincjonalny urzad (ALGC, Alberta Gaming and Liquor Commission ) zamawiac. Przyszlo to ja pognalem i mam..))) 3 butelki na poczatek.
Mnie wlasciwie geograficznie sa bliskie i tropiki i kolo polarne. Pogodowo lubie i mokre ciezkie upaly jak i suche mrozne zimy. Jak spadnie do minus 30C to sie ubieram odpowiednio i w pole. Najlepsze spacery. Z drugiej strony jak sie trafi byc w tropikach to sie ciesze z tego mokrego upalu gdzie koszula w sekund 3 jest mokra. Suchy upal tez lubie. Pamietam w Alice Springs (Australia) wychodzac z samolotu buchnelo 40 stopniowym upalem to jak by czlowiek piekarnik wielki otworzyl. W Kings Canyon zrobilem 6 godzinna trase a termometr wskazywal +43*C w cieniu (mam na video tak mnie to cieszylo) Po 3 godzinach wskoczenie do malego jeziorka (stawu) na koncu canyonu bylo niesamowita frajda. Potem nastepne trzy goddziny marszu przez kamienna pustynie. I zimna woda z coolera na parkingu, zbawienie..))
Czasem mecza rozne male muszki, etc czego na bardziej polnocy nie ma. Za to sa komary.
Podroz nad Morze Arktyczne jednak byla rownie przyjemna. Dorsze, halibuty, kraby i homary wspaniale, Jagniece kotleciki rownierz pychota z dobrym piwem, choc piwa malo pijam. Zwierza dookola duzo a na jednym z campingow bobry harcowaly od wczesnego rana zbierajac i transportujac galezie z okolicznych drzew. Pol dnia je podpatrywalem zamiast jechac dalej. Popijajac whiskey…))) National Geographic na zywo.
Oops, sie rozpilame nad miare
Lodowy park Nemo, zachody i wschody słońca w Albercie u YYC i ogrody Florydy, a ja siedzę na własnej siądźce, napawam się i herbatę sączę (teraz już tylko z cytryną). Pięknie jest.
Niechętnie, ale cofnę po części (cafnę napisałby Wiech) co napisałem do południa, że spożywam alkohole wyłącznie w stanie czystym. Zupełnie zapomniałem o jednej kategorii – o rumie mianowicie. Przyznam, że mam zawsze w barku, ale zapasy przychodzi mi tylko uzupełniać zimą i używam (y) tylko jako dodatek do herbaty, albo pijamy pod postacią grogu. Wiem, że istnieją i takie rumy, które można pić prawie tak jak cognac (meyers np., Cichal też wie, bo gadaliśmy na ten temat), ale na ogół są to rzeczy, które w stanie czystym po prostu tylko jeszcze poniewierają i zmysły – i stoją w opozycji do jakiegokolwiek gustu. O niedawno tu wspomnianym austriackim, 80 procentowym Stroh-Rumie nawet nie chcę wspomnieć w tym samym zdaniu, bo to najwyżej mostek do przedpołudniowo wspomnianych półek w sklepach monopolowych w gomułkowskich czasach. O ile wtedy naprawdę wierzyłem, że „czystą” (niektórą przynajmniej) wytwarza się syntetycznie z węgla, aby oszczędzać kartofle, to kosztując pierwszy raz Stroh byłem przekonany, że niestety, na zachwalonym zachodzie niektórzy też tą drogą idą. Okazuje się natomiast, że tu nikt by taką technologią nie poszedł, bo syntetyczna produkcja zawsze była by droższa, od zwykłej okowity nawet na cukrze trzcinowym, a robionej „po bożemu”.
Strohrum to dla mnie dowód, że przez bylejakość ze wszystkiego można wykreować horror.
Nie gadaj Pepe, nie gadaj; miałeś kiedyś w barku polski wyrób rumo-podobny Seniorita? Jest tajemnicą dlaczego przemysł polski, który produkował doskonałe niektóre gorzałki, wyprodukował coś, co nadawało się najwyżej na przyprawę w cukiernictwie (na dodatek nader oszczędnie, bo diabelstwo miała przenikliwy „rumowy” zapach) Podobno w ostatnich latach poprawiła się ta panienka ale ja nie ryzykuję.
Za podpuszczeniem Pyry wypiłam właśnie herbatę z kropelką Havana Club przywiezionego z Hawany 😀
Małgosiu – uważam z dawnego sentymentu Hawanę za doskonały rum i jest dla mnie jakoś tam wzorcem; podobno jest w dwóch odmianach ale ja miałam dostęp tylko do białego, ciemnego nie używałam, więc nie znam. Mexico też biały.
Nie Pyro, nie miałem – ale, ja nie przez wszystko przechodziłem.
Z tego co pamiętam, do pieczenia matka używała gotowych aromatów rumowych.
A horrory takie jak z ratafią, co sama w sobie była tylko kolorową wódką, miałem ja w czasie wyjazdu na obóz w 1963 w pociągu, gdy nagle pojawiły się wina typu malaga i lacrima.
Życzę ponadto dobrej nocy i sprawnego wstawania!
Pyro, ten jest ciemny.
Alicjo, jak tam Twój regał?
Dobranoc.
MałgosiuW,
powolutku, powolutku, panowie coś tam w piwnicy zmontowali, jutro wchodzą tutaj. Wygląda to całkiem-całkiem… jak już stanie, to oczywiscie przekażę fotki 🙂
Alicjo, to czekam i trzymam kciuki!
Dobranoc!
Regularny alkoholizm panuje na Blogu!!!
Siedzą w ogrodach, wąchają róże, patrzą w rozmarzeniu na zachód słońca i cały czas coś popijają. Tak na pewno wyobraziłby sobie nas ktoś z zewnątrz, gdyby poczytał tylko dzisiejsze wpisy.
Trzy butelki Pussera.
Dostałam dziś pocztą od czytelniczki flaszkę nalewki truskawkowej. Chyba trochę się będę bała ją otworzyć. Nie jestem specjalnie nalewkowa, a już zwłaszcza truskawkowa.
Ja mysle, ze Pan Bog stworzyl czlowieka zeby dystylowal. Dlatego zeszlismy z drzew. Bo jak pic na drzewie? Coz wiecej mozna robic, zeby nic nie robic jesli nie pic? Na suchoty nie umrzemy. Nerki wyplukane, watroba zajeta nie ma czasu chorowac. Im wiecej rumu w czlowieku tym wiecej zycia. Kazda szklaneczka whiskey przedluza zycie o dwa i pol dnia jak wykazaly badania naukowe. Kazda minuta spedzona na bieganiu to stracona minuta. Kazdy kieliszek wina daje nam ekstra 4 godziny zycia jak wykazuja badania naukowe. Kazda szklanka wody to szklanka stracona. Woda tylko do mycia, piwo do picia. Ot co. Sport ma tylko wtedy sens jesli po zakoczeniu cwiczen idziemy odpoczac do pubu. „Power walking” nalezy zamienic na „pub walking”. Statystyki pokazuja, ze na nartach mozna zlamac noge 134 razy czesciej niz w pubie (kto dzisiaj dyzuruje na Googlu niech sprawdzi). Na nartach wodnych mozna sie utopic. A w pubie? No dobra wracam do zajec…..
Lubię jak mi kto klarownie wytłumaczy, o co chodzi.
Dobranoc!
dzień dobry …
mróz trochę odpuszcza i ja też trochę już odtajałam po przeczytaniu komentarzy na blogu ..
Zgago cieszę się z Tobą na te bajeczki .. 🙂
Krystyno pomyślności i radości na cały rok z okazji urodzin .. 🙂
Krysiude trzymam kciuki za Twoje zdrowie …
Danuśka pomysł przedni na wakacje w Maroku w środku srogiej zimy .. 🙂
pozdrawiam wszystkich ciepło … 😀
Nisiu gratuluję sprzedaży ostatniej książki … 🙂
Byłam ostatnio na filmie Żelazna dama” .. trochę się zawiodłam koncepcją na ten film ale dla Meryl Streep warto iść …
poza tym zdrowie moje wraca pomału do normy i do wiosny już blisko to nie jest źle … 😉