Dawne cukiernie i ich wyroby
Życie kawiarniane w Warszawie kwitnie. I to od ponad trzech wieków, mimo, że liczne zawieruchy wojenne wielokrotnie pustoszyły miasto. Są nawet takie lokale, które wszystkie zawirowania przetrwały ku radości swoich klientów.
Być może ta liczba mnoga to lekka przesada ale…
Pierwsza kawiarnia warszawska powstała prawdopodobnie w 1724 roku, a w 1780 roku cukierni i kawiarni było już dwadzieścia. Pierwsze lokale były oszczędnie urządzone: miały długie stoły na krzyżakach a przy nich ciężkie ławy. Po jakimś czasie pojawiły się czteroosobowe stoliki, kryte na ogół ceratą, a ławy zastąpiono krzesłami.
Przez długi czas bywalcami cukierni byli wyłącznie mężczyźni, kobiety ze względu na reputację nie miały tam wstępu. Damy zaczęły bywać w lokalach dopiero pod koniec XIX wieku, co wyszło kawiarniom i cukierniom na korzyść, szefowie zaczęli bowiem dbać o wygląd swoich lokali.
Pierwsza kawiarnia w ogrodzie powstała w drugiej połowie XVIII wieku, nosiła nazwę „Wiejskiej kawy” i była własnością wdowy po warszawskim kupcu, pani Nejbergowej. Początkowo mieściła się na Solcu, potem została przeniesiona na Wiejską. Dwa wieki temu było to daleko za miastem. W „Wiejskiej kawie” stoliki były ustawione pod drzewami, wśród kwiatów. Popularna była również kawiarnia w ogrodach na Foksal, ale potem teren wykupili arystokraci: Przeździeccy oraz Zamoyscy i wznieśli swoje pałacyki. Publiczność przeniosła się wówczas do cukierni Carluccia Palmoniego na placu Krasińskich. Ten lokal słynął przede wszystkim z pysznych lodów.
Historycy twierdzą, że pączki wynalazł cukiernik o nazwisku Czutowski, mający w połowie XVIII wieku pracownię przy ulicy Nowowiejskiej. Zrobiły one ogromną furorę i nawet cukiernie prowadzone przez Szwajcarów miały je w karcie. Są jednak głosy twierdzące, że pączki to wynalazek cukierników wiedeńskich.
Około 1827 roku powstała cukiernia Wawrzyńca Tosio u zbiegu Krakowskiego Przedmieścia z ulicą Kozią. Gdy odsłaniano postawiony obok pomnik Mickiewicza była tam cukiernia Botta, w czasach PRL kawiarnia nosiła nazwę „Telimena”. Niestety, nie ma już w tym miejscu kawiarni. Po 180 latach nieprzerwanego żywota cukierniczo-kawiarnianego historyczny lokal upadł. Teraz jest tu galeria plastyczna.
Do najsłynniejszych warszawskich cukierni należały lokale Szwajcarów i Włochów cukiernia Włocha Lessla, założona w 1727 roku. Początkowo mieściła się w drewnianej altanie w Ogrodzie Saskim, potem Lessl przeniósł ją na Królewską 10, gdzie wybudował sobie dom. Cukiernia mieściła sie w rotundzie od strony Ogrodu. Po pewnym czasie przejął ją następny słynny warszawski cukiernik, Józef Semadeni. Ostatnim właścicielem był Jan Jackowski. Kamienica dotrwała do wojny.
Znana była cukiernia szwajcara Loursa, założona w 1821 roku u zbiegu Miodowej i Kapitulnej na wprost kościoła kapucynów. Była to już elegancka cukiernia. Wewnątrz miała wielkie lustra, marmurowe stoły, zrobiona na modłę paryską. Na zewnątrz wzrok przyciągały eleganckie wystawy, którym często miejsce poświęcała warszawska prasa ze względu na niespotykane gdzie indziej dekoracje cukiernicze. Wielkie powodzenie sprzyjało rozwojowi i Lourse wkrótce otworzył następną cukiernię w gmachu Teatru Narodowego na placu Krasińskich. Poziom jego wyrobów i obsługa były na tak wysokim poziomie, że otrzymał ważny przywilej – prawo prowadzenia bufetów w teatrach miejskich.
W 1827 roku w pałacu Andrzeja Zamoyskiego otworzył cukiernię dawny subiekt Lessla, Jacek Szymański.
Rodzina Semadenich miała wiele cukierni, do nich należała też ta, w której do niedawna mieściła się kawiarnia Nowy Świat. Najsłynniejsza jednak mieściła się w gmachu Teatru Wielkiego.
W 1869 roku swoją cukiernię przy Nowym Świecie założył Antoni Blikle. Większość klientów stanowili tu aktorzy i pisarze. Cukiernia w czasie Powstania Warszawskiego spłonęła. Zaraz po wyzwoleniu Blikle otworzył lokal w Alejach Jerozolimskich 51 ale w 1948 roku wrócił na Nowy Świat. I trwa tu – rozrastając się – do dziś!
Na przełomie XIX i XX wieku znana była bardzo kawiarnia „Pod dzwonnicą”. Mieściła się na Krakowskim Przedmieściu obok dzwonnicy kościoła św. Anny w nieistniejącym już budynku tuz przy Nowym Zjeździe. Ciepły, niemal rodzinny nastrój przyciągał i studentów, i emerytów. Bywali tu też literaci i artyści.
Komentarze
Dzień dobry.
Naprawdę wiele zawdzięczamy Włochom i Szwajcarom. Ostatnio wychodziły liczne książki poświęcone kawiarniom a to w Warszawie, a to w Krakowie, czy Poznaniu, a to we Lwowie. Wszystkie szalenie interesujące dla kogoś, kto lubi historię codzienności (ta wielka historia jest zawsze gdzieś w tle, ale ludzie przecież żyją w codziennych, małych swoich sprawach). Małopolska korzystała też z doświadczeń wiedeńskich (via Praga czeska). Kiedyś wiele ciast i deserów sporządzano w domach, szczególnie w wiejskich dworach, oddalonych od miejskiej obfitości. Jednak to z miast, z profesjonalnych pracowni cukierniczych rozchodziły się szeroko wszelkie nowości, przepisy i smaki. Funkcjonowały potem w rodzinach jako „babeczki p. Koryckiej” albo „rolady p. Wolskiej” zależy która z pań w danym powiecie podała nowe ciasta jako pierwsza. Pisze o tym Wańkowicz w „Szczenięcych latach”, jak to ogromnie się zdziwił w warszawskiej cukierni kiedy podano mu babkę ponczową, funkcjonującą w jego domu jako babka p.X. Kiedy przegląda się stare, XIX-wieczne roczniki czasopism, uwagę zwracają reklamy delikatesów, cukierni itp zakładów w okresach przedświątecznych, oferujące ciasta, ciasteczka, desery, torty, czekoladki nie tylko do konsumpcji na miejscu ale i ” na wynos” na zaopatrzenie domów. Stopniowo nawet utarł się w miastach obyczaj, że po niedzielnej mszy wracano do domu z pudełkiem słodkości zakupionych w modnej cukierni, a przeznaczonych do świątecznej, popołudniowej kawy.
Dzień dobry Blogu!
Na dworze ciemno, wichura i deszcz. Naszła mnie ochota na usmażenie pączków.
Od 1724 roku do dzisiaj minęły PRAWIE trzy wieki 😉
Cukiernie fascynowały mnie, gdy byłam dzieckiem, bo robiły takie przepiękne torty z misternymi różami na wierzchu… Do czasu, aż spróbowałam takiego tortu 🙄 Co za margarynowo(ceresowo?)-cukrowa obrzydliwość 🙁
Może dawni cukiernicy używali masła, bo nie było jeszcze tak zaawansowanych technologii, ale teraz… 🙄
Królują tłuszcze cukiernicze z utwardzonych tłuszczów roślinnych oraz zwierzęcych z dodatkiem emulgatora i lecytyny. Wszelkie pieczywo cukiernicze, polewy, masy bazują na tym tłuszczu.
Jest jeszcze prawdziwy tłuszcz kakaowy, łatwy do rozpoznania po smaku i zapachu, ale bywa też „kakaowo-podobny” z oleju palmowego lub innego roślinnego, utwardzonego. Napotkać można w czekoladzie, polewach, masach cukierniczych. Na czekoladzie warto czytać skład na opakowaniu.
Nemo – to nie tylko kwestia nowych mód dietetycznych (cholesterol itp) ale i sprawa cen ma tu zasadnicze znaczenie. Przykład przerobiony i policzony przez Stara Żabę i Pyrę w tym ub.r. starannie: tort orzechowy Starej Żaby duży, przy wszystkich zachowanych parametrach, bez wliczania kosztów pracy i energii (a zakłady muszą to uwzględniać) otóż tortu takiego nie da się wykonać poniżej 80 zł. Natomiast tort czekoladowy Pyry wykonany bez masy maślanej ale z bitą śmietaną i niektórymi wynalazkami przy tej samej wielkości kosztuje ok 35 zł. Różnica istotna, prawda? Placek świąteczny p.Kalitowskiego podany przeze mnie w okresie przedświątecznym, a przetestowany przez Haneczkę z połowy proporcji, kosztował ok 60 zł.
Po prostu te stare przepisy mają prawie same zalety ale wadą podstawową jest cena – są kosztowne.
W świecie zachodnim pączki znane są jako Berliner (pastry), boule de Berlin, bola de Berlim (Portugalia), co wskazuje dość jednoznacznie, skąd pochodzą 😉
Według popularnej legendy berlińskie pączki wynalezione zostały w 1756 roku przez berlińskiego cukiernika, który bardzo chciał służyć jako kanonier u Fryderyka Wielkiego, ale uznano go za niezdolnego do służby. Pozostawiono go jednak przy regimencie w roli piekarza polowego. Któregoś dnia cukiernik wpadł na pomysł, aby z ciasta drożdżowego uformować „armatnie” kule, a z braku odpowiedniego pieca usmażyć je nad ogniskiem w rondlach napełnionych tłuszczem…
Tyle legenda 😉
Pyro,
to jest, moim zdaniem, tylko i wyłącznie kalkulacja. Ma być tanie w produkcji i się za szybko nie psuć.
Mody i diety wyrobów cukierniczych (z nielicznymi wyjątkami) nie dotyczą.
Oh, ja dzisiaj gotuję kapuśniak z kwaszonej kapusty na kawałku boczku wędzonego. Tym razem nie jest to specjalnie kosztowne danie, a jakie smaczne i zapychające przy fatalnej, późno – listopadowej pogodzie.
Jest jeszcze taka kalkulacja:
Tort Pyry: 32 złote 12 porcji
Tort taki jak trzeba: 80 złotych, 24 porcje
Rosjanie mawiali: „???????? ?? ???????”
Z prostej ciekawości policzyłam sobie koszt surowców do tortu Sachera, który sama piekę. Z polewą z prawdziwej czekolady kosztuje prawie 13 Fr. Wychodzi 12 dużych porcji. W cukierni sprzedają jedną porcję za 4-5 Fr. Jestem pewna, że cukiernik nie kupuje jaj od chłopa po 0,60 Fr. sztuka, ani masła i mąki oraz cukru w sklepach detalicznych. Ma swoje koszty i musi mieć dochód, ale jeśli jest uczciwy i chce mieć dobrą opinię, to się stara o jakość i margaryny nie użyje, ani bylejakiej czekolady. Pod warunkiem jeszcze, że ma konkurencję 😉
Schabowe, mam nastrój na walenie.
Jeżeli ma być dobre, musi kosztować. Nie ma zmiłuj.
Nemo, noszę lupę i czytam do skutku 😉
llllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllll
A ja zrobię na obiad pulchnego placuszka. Kasia mnie ubiegła w internecie .
Kasia jest cienka panienka i robi pulchne placuszki , tyle że pojedyncze.
Ja robię od kilku lat jednego dużego placuszka. Przepis taki sam jak u Kasi tylko ja robię placuszka na całą patelnię. Używam przy tym oleju z pestek winogron , bo jest bezzapachowy.
Ciasto wylewam na całą patelnię ( jak na naleśnik ) kładę pokrojone w plastry jabłka i w momencie gdy ciasto się zetnie polewam kolejną warstwą ciasta .. Jeszcze trochę aby spód się zrumienił i trzeba odwrócić na drugą stronę. Trzeba placek z patelni zsunąć na talerz a następnie w drugą mańkę z powrotem na patelnię
Gotowego placka posypuje się cukrem pudrem. Jak się komuś chce można z papieru zrobić wycinankę i z cynamonu na cukrze pudrze używając małego sitka zrobić wzorek.
http://www.makelifeeasier.pl/gotowanie/pulchne-placuszki-z-jablkami/
llllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllll
Haneczko, 😀
Przypomina mi się scena (z jakiegoś filmu?), gdzie z pewnego mieszkania codziennie w porze obiadowej rozlegały się odgłosy rozbijania kotletów, aby wzbudzić zazdrość u sąsiadów 😉
Ja mam jeszcze wczorajsze bitki w sosie, do tego będzie marchewka i makaron. Ale to dopiero za 2 godziny.
Wichura nie ustaje, ale trochę się jakby rozwidniło i chwilowo nie pada. Cały weekend ma być taki, a wiatr ma osiągnąć siłę orkanu 🙁
Jednak mody cukierniane bywają. Był okres kremówek, od kilkunastu lat mamy modę tiramisu. Zaczęła sie moda na rogale marcińskie nazywane różnie przy braku certyfikatów. W najlepszych cukierniach mamy też od paru lat rozwijająca się mode na ciastka typu francuskiego. W Paryżu ciastko z kremem w piekarni kosztuje od 1,5 do 10 EUR na ogół. Ale nie w tej samej. W jednej będziemy mieli od 1,5 do 4. w innej od 3 do 10. Nie mówię o jakichś super cukierniach oczywiście. Różnice w jakości zwykle odpowiadają różnicom w cenie. W smaku od razu czuje się inne surowce.
To, o czym pisze Pyra, to planowanie domowe. Zrobić tort maślany z dobrym koniakiem i odpowiednimi dodatkami, z odpowiednią ilością jaj, czy na bitej śmietanie. Ten drugi nie musi zawierać margaryny. Może mieć wszystkie składniki na poziomie, ale będzie tańszy, jak to Pyra wyliczyła.
W skali przemysłowej (bo przecież Sowa czy Tomasz Deker to już przemysł) nawet u tych najlepszych wyczuwa się różne emulgatory. A u tych gorszych to prawie sama chemia. Musy jakieś margarynowo-żelatynowe. Tego się nie da jeść. A pamietam doskonale torty oparte na bitej śmietanie w NRD. Były bardzo tanie i wcale nie smakowały byle czym. Pewnie były mniej trwałe.
W Warszawie zwykle nie opieramy się pokusie zajścia na ciastko do Słodko… kwaśno…
I jakoś nigdy nie nacięliśmy się. Z kolei do Bliklego od dawna nie próbujemy, bo parokrotnie nacięliśmy się i już nie ufamy. Nie mówię, że trafiliśmy na cos zupełnie niedobrego, ale powiedzmy przeciętnego, co zupełnie nie licowało z poziomem ceny. Być może od naszej ostatniej wizyty coś się zmieniło na plus, ale nie ryzykujemy.
Przed wojną w Wilnie i we Lwowie produkowano w gruncie rzeczy fabrycznie torty wysyłane drogą lotniczą nawet do Paryża. Znosiły transport i zachwycały konsumentów, a na pewno nie były sycone chemią. W Wilnie pilnowano, żeby w charakterze czekolady nie trafił tam tłuszcz zawierający mniej niż 80 procent masła kakaowego. Teraz w czekoladach niby dobrych firm skład budzi zdumienie. PR-owcy producenta pod pseudonimem poważnych niby naukowców rozpisują się o tym, jak ciężko pracują w laboratoriach nad składem, który przyniesie optymalny efekt samkowy. I właśnie stwiertdzili, że te emulgatory, konserwanty, barwniki i tłuszcze, od masła kokosowego do różnych jeszcze dziwniejszych, właśnie najlepszy smak zapewniają.
Niedawno jadłem w gościnie klasyczny biszkopt z kremem maślanym. Uświadomiłem sobie, jak dawno czegoś takiego nie próbowałem. Sam biszkopt próbuję robić z orzechów, migdałów, względnie z maku pół na pół z migdałami. A zwykły biszkopt odpowiednio wilgotny juz przed nasączaniem może smakować znakomicie. Ale jak się do tego zrobi krem z margaryny, klapa generalna.
Kresko, nie tak – torty i mój i Żaby były podobnej wielkości – 16 sporych kostek ciasta z każdego. Rzecz w tym, że prawdziwy łasuch mógł się skusić na drugi kawałek tortu Pyry (lekki, do śmietany użyłam fix-u żeby się nie rozleciała za szybko ale czekolada jak najuczciwsza – 30 dkg gorzkiej) natomiast tortu Żaby drugiego kawałka nie dało rady zjeść największe łakomstwo.
Gruba Kryśka pięknie rymuje, ale demagogię uprawia, do tego inteligentnie nicka wybrała, więc wydaje się niebezpieczna. Odwołam demagogię, jeżeli 24 porcje wynikają stąd, że są o połowę cieńsze niż z tortu Pyry.
Rosjanie wydają się narodem bardzo pytającym. Mnie się też już to zdarzyło. Chciałem coś zacytować z podobnym efektem
Pyro, mnie tam nie było. Ja bym wziął ze dwie dokładki. Po każdym goszczeniu nas poza domem muszę wysłuchiwać wurzutów Ukochanej na temat mojego nieprzyzwoitego zachowania, gdy jako jedyny brałem dokładki i jeszcze powtarzałem. Ale jestem słodkocholikiem i jak dobre, nie oprę się.
Odwołuj drogi Stanisławie, odwołuj….
Wiesz przecież, co Rosjanie mawiali.
Stanisław przypomniał mi codzienny deser w domu jednej z moich koleżanek z liceum. Uczyłyśmy się razem (ja zyskiwałam matematycznie, D. łacinę miała z głowy) w pewnym momencie wchodziła Mama D. i zapraszała na herbatę i „taki zwykły ćwibak”. Byłam za pierwszym razem ciekawa co to, bo nazwy nie znałam. Okazał się ów ćwibak biszkoptem ze średniej tortownicy, nie przekrawanym ale boki i wierzch miał posmarowany kremem masłanym a na nim gruba warstwa bakalii. Ilekroć byłam u D. tyle razy jadłam „zwykły ćwibak”. Dobry był.
http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/139132/13ad9eb14bf0fd018f50b28adf8da7ab/
Stanisławie,
pisząc o modach w cukiernictwie miałam na myśli składniki tych wyrobów, a nie pojawiające się trendy zmasowanej konsumpcji danego wyrobu. Moda na kremówki nie powinna mieć wpływu na ich skład, skoro papież umiłował całkiem konkretne o podobno znanej recepturze. Moda na pączki też jakoś nie mija.
Moda na ciastka typu francuskiego pojawiła się pewnie wraz z możliwością nabycia gotowego ciasta francuskiego prosto z fabryki. Gdybym ja nie mogła takiego ciasta nabyć, to na pewno o wiele rzadziej piekłabym moje ulubione ciasta z owocami. Wczoraj na podwieczorek zrobiłam porzeczkowe.
Moja babcia często piekła małe biszkopty, przekładane kakaowym kremem (maślanym). Taki mały torcik na niedzielę. I wcale nie zajmowało jej to dużo czasu.
A tu tort urodzinowy: http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/181224/247c6bfaef7096f7b21ef950d0e8ee86/
I tak bywało 🙂 : „Strajk okupacyjny kelnerów zatrudnionych w cukierniach Lardellego w Warszawie” – http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/137511/720045b1323a21a58745733fb058577c/
Wiecie, jak powstała pierwsza margaryna? W 1869 roku francuski chemik Hippolyte Mege-Mouries na polecenie Napoleona III wynalazł tani tłuszcz do smarowania chleba na zaopatrzenie armii (na karmieniu wojska oszczędzano od zawsze).
Chemik ten wymieszał mleko, wodę, łój z nerek i dodał zmielone krowie wymię. Całość nazwał beurre economique czyli oszczędnym masłem 😎
http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/137499/720045b1323a21a58745733fb058577c/
Nemo, a czy on sam to jadł? Bo armii chyba za bardzo nie posłużyło 🙄
Asiu-czekałam na Twój „serwis” fotograficzny,bo temat aż się prosił
o stare zdjęcia 🙂 Dzięki !
Mam słabość do tortów-musów z „Batidy” :
http://www.batida.pl/#/kategoria/135/musy
Dzięki Bogu,występują też w wersji mini,co ratuje moją talię 😉
Zdjęcia świetne. Odszczekuję populizm, Pyra wyjaśniła tak, że pasuje. Właściwie sam na to kiedyś wpadłem, ze bardzo ciężkie, pyszne torty jakoś wychodzą, bo sie mniej zjada.
Zwykły zwieback. Często nazywa się ćwibakiem po prostu keks, czyli ciasto drożdżowe z bakaliami. A przecież istotą ćwibaka są „zwei” i „backen”. Ciasto drożdżowe po upieczeniu się kroi na kromki, przekłada bakaliami i piecze ponownie uzyskując bakaliowe sucharki albo od razu piecze się ciasto z bakaliami, a potem kroi i zapieka. Ale w książkach kucharskich jako ćwibak spotyka się prawdziwy zweiback, keks i tort bakaliowy, o jakim była mowa pod nazwą „zwykłego ćwibaka”.
Dobrze mieć słabość do dobrych rzeczy. Ciastka i torty w stylu francuskim. U nas w tym stylu robi Tomasz Deker. Niedawno otworzył kolejną cukiernię w Operze Bałtyckiej.
Zwieback (cwibak) to w mojej okolicy są sucharki mniej lub bardziej dietetyczne (razowe lub nie, z cukrem i bez). Dobre dla rekonwalescentów, na pierwszy posiłek po operacji lub dłuższej głodówce. Dzieci to lubią, ja też. Czasem zjadam takie, zalane gorącym mlekiem… Pokruszone i wymieszane z masłem służą za podstawę sernika, także tortów niepieczonych, na bazie owoców, żelatyny i bitej śmietany.
Zapraszam 🙂 : http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/84279/720045b1323a21a58745733fb058577c/
Pączki, pączki, pączki 🙂 http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/151830/720045b1323a21a58745733fb058577c/
„Cukiernia Trojanowskiego przy ul. Miodowej po wybuchu bomby” 1905 r. http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/55216/720045b1323a21a58745733fb058577c/
Od kilkunastu minut mam nowego współlokatora. Na razie, póki się nim nie nacieszę, będę miała towarzystwo od stołu i łoża. Przedstawiam : Mariusz Urbanek „Broniewski; miłość, wódka, polityka”
Nawet nie wiem, jak dziękować.
Dzisiaj na słodycze mnie nie namówicie (Asiu 🙂 ).
Stanisławie, przy zjazdowej okazji, postaram się wesprzeć Cię z całych, łakomych sił 😀
Haneczko – na chruściki tez nie? 🙂 http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/151781/b209770ed4e95e66237f5a7cf3e7698e/
Haneczko,
nie wiadomo, czy wynalazcy margaryny jej smak przypadł do gustu, pewnie nie bardzo, bo patent sprzedał już po 2 latach. Może było mu przykro, że armia karmiona jego wynalazkiem już po roku poniosła klęskę pod Sedanem, a cesarz popadł w pruskie ręce 🙄
Tymczasem produkcja margaryny w Niemczech i Holandii ruszyła pełną parą, Anglicy też zaczęli mieszać smalec wieprzowy i tłuszcz wielorybi z olejem palmowym, arachidowym lub tłuszczem kokosowym i nazywać to „Butterine”…
Aby tym ersatzom nadać masłopodobną barwę, farbowano (masło niekiedy też) barwnikiem azowym zwanym żółć maślana, wynalezionym przez niderlandzkiego aptekarza i uznanym dużo później za rakotwórczy.
Teraz farbuje się kurkuminą.
Żądza zysku dawnych producentów margaryny była tak wielka, że nie wahali się czasem przed dodaniem gipsu, barytu lub talku jako taniego wypełniacza 🙄
llllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllll
Mówienie o słodkościach z samego rana jest niewychowawcze i wręcz nieludzkie,
Moim zdaniem powinno rozmawiać się o słodkościach po godzinie szesnastej.
Mogę dopuścić 15.30 …
Gospodarz nas potraktował jak potraktował i co z tego wyszło?
U mnie dwie blachy makowca siedzi w piekarniku i się grzeje.
Jeśli ktoś chce wpaść i spróbować to zapraszam za dwie i pół godziny.
Mailem smaku nie wysyłam.
llllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllll
Dla tych, którzy nie lubią słodkości (więcej zdjęć znajduje się pod główną fotografią) 🙂 http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/97376:1/e5e7f439f66994b2df13faa7766925e1/
Nemo – przecież nic się nie zmieniło. Czytam ja o tym, co jest w naszych, sprzedawanych jako „śmietana szczeciniecka” , „Smietana szefa kuchni”,innych takich – i okazuje się, że śmietana, owszem, w tym jest ale także żelatyna, guma arabska(!) i skrobia. A kupujemy, bo innej nie ma. Przecież nie będę latała do Eski raz w tygodniu po słoik śmietany (najlepszej na świecie).
Jeden cytat już Łotr zbanował (purytanin jeden) Może przejdzie drugi? Jest tam słówko, które sobie pozwalam zapożyczyć do końca świata i o jeden dzień dłużej:
„Okropna smutność i dodupizm
w tej Ziemi Świętej.
Pętasz się, Bracie, jak głupi
w móżdżek kopnięty”.
Asiu, dzisiaj jestem jak głaz 😉
Pyro, najwyżej raz na miesiąc. Śmietana Eski ma wyjątkowo długi termin ważności 🙂
Fajna anegdotka – też z Palestyny. Poeta jak zwykle , bez grosza i zadłużony po uszy, był nagabywany przez Ksienię klasztoru obsługującego Dom Polski, w którym mieszkał, o stosowny datek „co łaska” Siostrze było Inocenta, W.B. najpierw mruknął, że siostra winna zmienić imię na Ino-piastra, a po trzeciej próbie uzyskania datku znienacka huknął „U mnie awansowała siostra na Ino=funtę”
Pyro,
zmieniło się. Dodatki i wypełniacze są teraz bardziej wyrafinowane i mniej szkodliwe (mam nadzieję). Skrobia modyfikowana to jednak nie gips 😉
Naprawdę nie ma śmietany o nazwie „śmietana”? 😯
Zauważyłam już, że robiąc zakupy w Polsce, trzeba bardzo uważać na rozbudowane nazwy znanych od dawna produktów, bo się okazuje, że np. masło może być mało maślane 🙄
Masło e-xtra mazurskie, a w nim… olej słonecznikowy 😯
extra
Nemo – nie ma zwykłej, nie pasteryzowanej , nie UHT, którą mogłabyś ukwasić w domu. W sklepach jest UHT (może mieć i pół roku) albo „ukwaszona” a wtedy z dodatkami. I rób, co chcesz albo lataj do Eski czy kogoś innego na wsi, który ma jeszcze tradycyjnie udój i chce mu się odciągnąć śmietanę.
O i znowu śmieję się dzięki książce. Taka scenka (ponoć powtarzała się przy każdej okazji towarzyskiej) WB do Mieroszewskiego, z którym był bardzo zaprzyjaźniony :
„Krzyż Walecznych już masz?” I dumna odpowiedź Mieroszewskiego:
„Nie jestem poetą; mnie to nie obowiązuje.”
Zastanawiałem się czasami, co tak poetę inspirowało w Wiśle, która znana mi była z odcinków mało ciekawych, jak w Warszawie, Tczewie czy okolicach Gdańska. Ale samo ujście rzeki przy bardzo wysokim stanie wody jest całkiem ciekawe. Okolice Kazimierza oczywiście bez komentarza. Ale stykając się pierwszy raz z wiślanymi snami poety jeszcze Kazimierza nie znałem.
Pyro-są tacy,którzy kupują udział w krowie 🙂 aby mieć dostęp do prawdziwego mleka,a potem śmietany,czy masła :
http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,123404,8272794,Udzial_w_krowie.html
Stanisławie – wydaje się, że zauroczenie Wisłą miało bardzo intelektualno – sentymentalny wydźwięk. To dla WB archetyp „polskiej rzeki”. W Płocku, nad Wisłą się urodził, do Płocka jeździł całe życie często, Wisłą robił młodzieńcze wyprawy łodzią i kajakiem. Potem Warszawa to też Wisła i piosenki z Wisła i wierszyki z Wisła… To była „jego rzeka”. I chyba niewiele miała rzeczywista uroda (albo jej brak) do emocjonalnej więzi z Ojcowizną.
Płock wybrano na miasteczko Z. z Tataraku. Rzeczywiście wysoka skarpa nadaje urody, gdy patrzeć z przeciwnego brzegu. Część zdjęć kręcona w okolicach Grudziądza. Czy Broniewski z daleka traktował Wisłę symbolicznie czy też jakieś piękne wspomnienia się na to nakładały, nie byłbym pewien. Ale może Pyra ma rację. Często Polskę i Wisłę traktuje się niemal jak synonimy. Dla niektórych tym synonimem był Niemen. Dla innych był synonimem Litwy.
Jeśli wyczuję skrobię w śmietanie
ktoś chyba z miejsca dostanie lanie.
Kiedy wyczuję w niej żelatynę
gorszy już numer jemu wywinę.
Jeśli zaś kwaśna będzie chemicznie,
w pysk tak go wyrżnę, że i nie piśnie.
Można fraszką w producentów.
Epigramem w decydentów –
jeden z drugim nic nie straci
dopóki nabywca kupuje i płaci.
Można pisać rymowanki
Wymachiwać piąsteczkami
Przywoływać też gniew boski
Trzeba jednak liczyć zgłoski!
Ja rymować dziś nie mogę
Niech mi ktoś da zapomogę
Zapomogi to nie tu ??
Muszę iść do PZU ?
My tu zgłosek nie liczymy,
wierszykami się bawimy 🙂
Jako mieszkaniec Saskiej Kepy, przez trzydziesci lat gora, pamietam kawiarenke na Francuskiej, gdzie kelnerka najpiekniejsze oczy miala (dzis trattoria Rucola, czy cos takiego). Rzadko tam chodzilem, bo my, uczniaki z Prusa, chodzilismy do Sultana (rog Obroncow i Katowickiej).
Z obecna zona chodzilismy do (Kubusia? – nie pamietam) Puchatka na Walecznych. Malutka, troche na uboczu; przyszla zona nie lubila miejsc gdzie moglibysmy nadziac sie na rodzicow jakis znajomych. Nie wiem czy dlatego, ze nie chciala sie afiszowac z takim facetem jak ja? 😉
Do cukierni na ciastka na stojaco chodzilo sie do Grucowej (tu znowu nie pamietam czy nie Grutzowej?) na Francuskiej, przy Aptece Aleksandrowiczowej (rog Obroncow – dzis Apteka Francuska). Pozniej do budy przy Berezynskiej na rurki z bita smietana. Zona byla i jest okropnym lasuchem, ale przez niemal cale zycie udalo sie Jej utrzymac maturalna wage 48 kg. Teraz jakby troszke speczniala.
Cukiernia Irena – chyba jako jedyna z tych starych, ktora ostala sie przy starej nazwie – byla nam nie po drodze.
Obok nas, na Katowickiej, mieszkala pani ktora robila najlepsze torty bezowe. Poniewaz ja nie moge zyc bez bez (tylko bez kalamburow, jak mawial Slonimski), kiedy mieszkalismy w Szwajcarii odbylem pielgrzymke do Meiringen, gdzie zaszlismy do Brunnera na bezy.
Poza tym, jestem zagorzalym wielbicielem Conan Doyla, wiec koniecznie poszlismy pod wodospad Reichenbach w ktorego odmetach zginal moj idol (jak wiadomo nie tak do konca).
PS Wydaje mi sie, ze w dyskusji o cenach tortow, pominieto najwazniejszy cenowo czynnik – robocizne. Porzadny tort – tak mi sie wydaje – to wyrob reczny i to decyduje o jego cenie, przynajmniej w wysoko uprzemyslowionych krajach.
PS2 Zwieback – nie przyszlo mi do glowy, ze to gotowane podobnie jak biscotti!, czyli biszkopciki. Mniam 🙂
Małgosiu-Latorośl upiekła kolejny chleb.Jest lepiej,ale jeszcze nie idealnie-opadł i trochę,jakby gliniasty.
Zjemy,bo on ci jest nasz ! Kolejne próby przed nami.
Przy okazji upiekła swoje mufinki czekoladowe,głównie oczywiście dla Ukochanego 😉 Mamuśka poczęstowana przy okazji,Ojczulek nieobecny,więc nie wie co traci.
lllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllll
Makowce były bardzo dobre, ale już wyszły 🙂
Pierwszy raz robiłem. Mak dwa razy przez maszynkę , bakalie dodać – nic trudnego. Ale zawsze miałem tremę w zakresie ciasta. Wydawało mi się , że nie sprostam wspomnieniom dawnych domowych makowców. Wiadomo , wiedza przekazywana z pokolenia na pokolenie , receptury na oko bez wagi i miary. Dzieża, lniane płótno, nie zaglądać, nie robić przeciągu…
A tu proszę pierwszy raz i smak, wygląd jak za dawnych czasów, po prostu makowiec polski własnoręczny.
Zasłużyłem na medal i kredki.
Zaraz dokonam dekoracji.
llllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllll
Pietrek,
oczywiście, że masz rację z tą robocizną, która jest droga. I jest taka zależność, że jak już ręcznie, to nie z byle czego 😉
Powiadasz, bezy u Brunnera? 🙂 Mniam!
Ja najbardziej lubię bezy z Gruyeres z podwójną śmietaną (creme double) też stamtąd.
Kresko, to poprosimy o zdjęcie Twojego dzieła makowego 🙂
Idealny duet
Pyro,
Nadzieja w Mlekomatach. Zaraz po świętach kupiliśmy sobie kilka litrów mleka i zrobiliśmy sobie twaróg. Dobry był 🙂 .
http://www.mlekomaty.org/
Na Mazowszu zero mlekomatów 🙁
Niezwykle rzadko chodziłam jako dziewczynka do cukierni i zawsze była to uroczysta okazja, kiedy Rodzice zabierali na ciastka i lody (za świadectwo np i ja potem moje dzieciaki też tak honorowałam aż po dyplom Bliźniaczek) Mieszkaliśmy na dość dalekim przedmieściu, a szkolę miałam na drugim końcu miasta też na przedmieściu. Teraz od tamtego miejsca, do np mieszkania naszej Grażyny jest jeszcze kilka kilometrów. W każdym razie tuż obok cukierni nie było, a kiedy już zaczęłam „bywać” to nie w głowie mi były cukierenki tylko modne kawiarnie gdzie przy czarnej kawie (i ew. modnych wtedy kremach sułtańskim, tureckim, makowym, cytrynowym) w gęstym dymie tytoniowym zmienialiśmy świat, teatr, literaturę, politykę i ostatniego wzdychacza, na nowego.
Pietrek – ogromnie sympatyczne są Twoje wspomnienia.
Gruba kresko – prosimy o dokumentację fotograficzną, zapachu też mailem nie wysyłasz?
Danuśka – Ty, to masz szczęście…
Małgosiu-nie jest tak źle.
Osobiście widziałam Mlekomat przed naszym ursynowskim Tesco,a czytałam,że zainstalowali też w Hali Mirowskiej.
Może w Twoich okolicach również jakiś utajniony znajdziesz ?
Pyro-szczęście w nieszczęściu,bo w biodra idzie…..
Ale cóż,plucha i wiatry okrutne.
Trzeba się smacznie odżywiać 😉
Witam o zmierzchu 🙂 śnieżek sypie…
Podobnie jak Danuśka uwielbiam torty-musy z Batidy. Kiedyś, gdy miałam ten raj w zasięgu ręki, wszelkie okazje uświetniane były tymi smakołykami. Nie dość, że przepyszne, to kuszące niebanalnymi formami, takimi mniam, mniam… Jeśli ktoś nie przepada za tortami, to polecam bajecznie kolorowe i równie pyszne makaroniki.
Może kiedyś otworzą nam filię gdzieś bliżej 🙂
llllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllll
Małgosiu
Jeśli nauczę się tej trudnej sztuki o której piszesz to zaraz to uczynię. A może powinienem założyć własnego bloga i podsyłać linki ze zdjęciami?
Muszę o tym pomyśleć. A z makowca pewnie bym nie zdążył sfotografować , wyszedł z domu jeszcze ciepły. Została piętka i troszkę okruszków. Maku też już nie mam 🙁
lllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllll
Haneczko,
Danuta się doczołgała – serdeczne dzięki!!! Ciekawość mnie rozpiera, ale najpierw do zajęć, które wrzeszczą o uwagę.
Skoro przy książkach, przeczytałam za jednym machnięciem książkę Nisi – mnie się podobała, jest to książka trochę inna, niz dotychczasowe. Podoba mi eię przeplatanie wątków, na statku przeczytałam tylko coś w rodzaju opisu osób dramatu i ciekawiło mnie, co będzie dalej, co wspólnego ma malutka bretońska wysepka Ile de Sein z Grodźcem i karkonoskim Zachełmiem.
Rozpoznałam też parę postaci, piosenek i takich różnych 😉
Dzięki Autorce za książkę, dedykację i to drugie, aż się 😳
p.s. Mordka powyżej użyta z braku mordki „zapłoniłam się”, ale nie ze wstydu 😉
Dzisiejszy temat nie dla mnie, bo słodkości mnie nie pociagają, chociaż raz na jakiś czas coś tam spróbuję.
Jako dziecko piekłam dużo w domu, zażerałam się cukierkami (dropsy, cukierki grylażowe!), a jako licealistka chadzałam okazjonalnie do cukierni, najchętniej na napoleonkę. Mieliśmy dwie cukiernie w Ząbkowicach Śl. – obie dobre, ale ulubiona była na Kościuszki, chociaż wystrój spartański dość. Na Dolnośląskiej był przyzwoity wystrój, stoliki oddzielone drewnianymi, niewysokimi przepierzeniami, co stwarzało nastrój przytulności. Mnie wtedy wszystko smakowało i mogłabym jeść cały dzień. Byle tylko było w kieszeni 2, a jeszcze lepiej 4 złote na ciacho 🙂
Zapłoniona Alicjo – załoga się zbiera… Krysia Kajesia właśnie zabukowała kabinę…
A poza tym w nerwach jestem: moje tulipany wystawiły już chyba ośmiocentymetrowe nosy. A jak przymrozi? Tfu, na psa urok, na koci ogonek!!!
Pierwiosnki kwitną w najlepsze od grudnia.
Hortensja pnąca ma pąki jak od Bliklego.
U mnie też dziś makowce. Zostało mi trochę gotowej masy od świąt. Tym razem zawinięte w papier rolady piekłam w blaszkach keksowych, więc są wyższe niż te pieczone obok siebie na dużej blasze. Ale ponieważ kruszą się, lepsze byłyby chyba te plaskate. No, ale smaczne są bardzo i bez żadnych sztucznych dodatków / chyba/.
Alicjo,
ja też czytam Danutę, ale bez szczególnych emocji. Koleżanka pożyczyła mi tę książkę, bo sama bym jej nie kupiła. Zastanawiam się tylko, dlaczego te wspomnienia tak są chwalone przez feministki. Czyta się dość szybko, ale za dużo jest tu powtórzeń.
Krystyno – prawdopodobnie dlatego, że jest to historia mozolnego „wybijania się na niepodległość” kobiety, co to „Matka – Polka” wręcz pokazowa. I ma wielkie poczucie własnej godności, nie związanej z funkcją polityczną męża, tylko jej własnych dokonań. A trzeba jednak zaznaczyć, że zaczynała jako jedno z wiejskich dzieci w wielodzietnej rodzinie, próbowała się powtórzenia takiego losu ustrzec i nie ustrzegła (chociaż już w Gdańsku, nie na wsi) Los jednak przyjmowała z godnością. Nie umiałabym się z nią zaprzyjaźnić ale wzbudza szacunek.
Alicjo, gdzie można kupić książki pisarki Nisi?
Pytam tu, pytam tam, nikt o pani Monice Sz. nie słyszał.
Ja tez koncze Danute, a nie zabralabym sie za te lekture gdyby nie Twoja Pyro poprzednia recenzja tej ksiazki. Bardzo, bardzo trafna + ten dzisiejszy komentarz. Moj odbior jest podobny i teraz moge ja „pozyczyc” bez bolu.
Alert – nie karmić trolla
Nie wiem skąd jesteś młoda pisarko, ale w Polsce na przykład tu:
http://aros.pl/autor/monika+szwaja/0
Młoda pisarko,
jeżeli mieszkasz w Stanach lub Kanadzie, służę adresem:
http://thepolishbookstore.com/?co=ca&gclid=COPIotyv360CFYMEQAod-Cuaow
Tam jest kilka tytułów książek Nisi, niektórych nakład wyczerpany.
Jest to księgarnia wysyłkowa na całą Amerykę Pn., ceny przystępne, koszty przesyłki niewielkie, a jak wydasz 100$ – to przesyłka darmowa.
Poza tym w większych miastach, gdzie są spore skupiska Polaków, są zwyczajne księgarnie i tam mozna kupić od ręki, ale u mnie dość daleko do polskich księgarni (Toronto lub Ottawa). Nowy wspominał, ze zajrzał do polskiej księgarni na Mannhattanie i tam się Nisia, a jakże, sprzedawała 😎
W polskich księgarniach niemożliwe, żeby nie słyszano o książkach Moniki Szwai. Chyba, ze księgarz właśnie wrócił z dłuuuuuuuugiej podróży międzyplanetarnej i nie wie, co na półkach ksiegarskich piszczy.
Do wynurzeń Wałęsowej podchodzę po babsku – ciekawsku, tzw. zdrowe podejście 🙂
To znaczy nie podchodzę jeszcze, bo odrabiam zajęcia domowe. Dziś na obiad pyszna kaszanka z Baltic deli, ziemniaki podsmażane (zostały z wczoraj) i zostana z wczoraj surówka z kapusty kiszonej.
Alicjo, Małgosiu,
Thenk ju!
Krysia Kajesia? No to się załoga zbiera 🙂
Ja mustruję się 07.07 z Saint Malo, dzień przed wyjściem w morze, do Paryża szukam lotu na3-4 lipca, żeby mieć trochę zapasu. Ale to jeszcze odległe czasy, rezerwowanie lotu.
U mnie przeciwnie wręcz. Wczoraj była straszliwa zadyma i zawierucha z poziomo padajacym sniegiem, dzisiaj błekit bez chmurki i…-13C w południe (rano było -10C).
Jaka taka zima.
Alicja – a Peloponez?
Początek kwietnia, Pyro, ale dat jeszcze nie ustaliliśmy, Jerzor przegląda loty. Lecimy razem, ale na rejs nie daje się namówić, to nie jego bajka. Nie wie, co traci 😎
Polska – tradycyjnie wrzesień, i skoro mamy juz ten cholerny gaz, lecim na Szczecin (Hamburg najsampierw) razem.
No i znowu pożółkłam jak cytryna )z zazdrości) o ten rejs.
llllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllll
Hura!!!
Zostałem blogerem! Po zalogowaniu zrobiłem pierwszy wpis. Na próbę. Będzie gdzie makowce wrzucać 🙂
http://nadzwyczajny.blogspot.com/
llllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllll
Pyro,
ja sama sobie zazdroszczę! Warto z tego i owego zrezygnować, żeby odbyć takowy, choćby krótki odcinek, bo całość trwa od 26.06 do 05-09, a to jest dla mnie nie do przeskoczenia czasowo i tak dalej. Ale 2 tygodnie – czemu nie 🙂
Kresko – oczywiście, że od razu poleciałam na ten blog, obejrzałam, wpisałam notkę, kazali się zalogować i – nie mogę przebrnąć przez procedury; każą się gdzieś logować, krzywych literek od metra, po 7 razy mnie cofają – nie będziesz miał wdzięcznej czytelniczki – komentatorki, bo to rozrywka nie na moją cierpliwość.
A ja myślałam ,że Gruba Kreska – to pani Kreska a to pan Kresek :))
i podobnie jak Pyra – nie przeszłam pomyślnie procedury odprawy na przejściu granicznym ,zatem zostaję na tej części lotniska.
A Panu Grubemu Kreskowi – życzę pomyślnych wiatrów w żagle internetowych blogów.
I tylko dziwię się ,że Młoda Pisarka naszej Nisi nie słyszała.
Młoda pisarka – nie bądź zazdrosna- być może o Tobie też kiedyś świat usłyszy. No…głowa do góry. 🙂
Łoj, ja też niekumata, albo co – ponawypisyawłam na nadzwyczajnym blogu – i psińco 🙁
errata*
*I tylko dziwię się ,że Młoda Pisarka o naszej Nisi nie słyszała 🙂
( literówka- tam wyżej zabrakło literki „o”)
Ja i tak wolę Misia, niż Grubą Kaśkę, pardą, Kryśkę
pardą …………,że tak powiem Alicjo a Gruba Kaśka to Gruba Kreska znaczy Kryśka ??…..znaczy się Kresek czy jak ..że tak powiem… pardą ??
(nie było mnie tu czas jakiś, to się trochę zakręciłam )
Uważaj Gruba Kresko by Cię ktoś nie sparodiował, tak jak to się zdarzyło Kasi, nie boisz się?
Znasz Make life harder? Dwóch chłopaków z Trójmiasta pisze, językiem niekoniecznie literackim, ciężko o modzie, gotowaniu i zakupach, są w kontrze do cukierka Kasi.
Język tam mało subtelny, ale już nie raz ześmiałem się do łez.
Ciekawym czy Haneczka przyrządziła dzisiaj coś z walenia, czy jednak poszła na łatwiznę, czyli w schabowe?
Kiedyś Ty Nemo widziała w Polsce Extra Mazurskie??
Pewnie dawno, dostali już bęcki za nadużycie, zakleili plastrem „e” i teraz to ono nazywa się Extra Mazurski, trzeba być czujnym jak ważka, tak by dopowiedział nasz korespondent z P.
http://www.i-jedynka.pl/images/produkty/2007121011_maslo%20mazurskie.jpg
Małgosiu, mlekomaty były, widziałem, w Centrach Handlowych Skorosze i Targówek. Ale może już padły?
Ja tam się nie znam, Grażyno, ale lubię ludzi, którzy nie zmieniaja nicków ani „pci”, bo jak zmieniają, to wszystko mi się mięsza 🙄
Idę tę kaszankę, bo Jerzor telefonił, że pracował dzisiaj 10 godzin i wraca na memłon głodny jak zwierz.
Blogu niech będą dzięki!
Zimą lepiej krzątać się przy piekarniku niż siedzieć na chójce.
Ktoś, kogo kiedyś znałem…
Dziewczyny – po pierwsze primo Młoda Pisarka, to nie młoda pisarka tylko stary wróg Nisi, co to ją tutaj podszczypuje.
Po drugie primo – Kreska to Kreska, a Kryśka to Kryśka, a zakręciło się, Grażynko, już po Twoim powrocie.
Po trzecie primo mnie niczyje nicki nie przeszkadzają, jeżeli właściciel się przyzwoicie zachowuje (Młoda Pisarka niestety – nie i powinna odejść z naszego pokoju).
Delikatnie zaznaczam, że nadal obowiązuje regulamin forum Polityki i mnożenie sobie nicków bez ogłoszenia itd jest no, nieco nielegalne.
( pardą i mięsza se od Ciebie Alicjo biere, bo mnie siem to spodobało aż za bardzo i powem ci jedno Alicjo – jak w grę wchodzom uczucia to peć nie ma znaczenia- o !)
No to ja mówię już dobranoc.
http://www.youtube.com/watch?v=uMQ5zbJusQM
Chciałam pożyczyć Grubemu Kreskowi najlepszego na nowej drodze życia, ale i mnie cafło na bramce. No to tutaj życzę. Tylko zrób coś, GK, z tymi profilami, bo wejść do tego kotleta nie można.
Alicjo-Admiralicjo, a zauważyłaś Brest, który doszedł?
Wygląda na to, że znowu nie uda mi się przyjechać do Żabiego Błotka, bo wrócę z wuajaży dopiero 5 września. Smutkiem napełnia to moje serduszko.
I wszystko jasne Pyro. Dziękuję.
Antku i na Targówek i do Ursusa, odkąd zamknięte są tunele na Dźwigowej wstąpił do piekieł po drodze mu było 😉
Dobranoc!
GK – zrób coś z profilami.
Dobranoc
Antku,
pewnie dawno, ale mnie wystarczy raz naciąć i już nie zapomnę 👿
PaOlOre,
w piątkę na jednej gitarze, a potem się dziwią, że produkcja instrumentów zbytu nie ma 🙄
Ale grają fajnie 😀
Paolore, słysząc oryginał przełączam już program, już mnie bardzo zmęczył.
Ja dedykuję Grubej Kresce inny kawałek.
Tam jest taki akapit, rada, apel nawet, do prowadzących blogi.
Reszty nie bierz sobie do serca.
http://www.youtube.com/watch?v=wpkDFdLXLWM
……….Dla mnie też niezbyt łaskawy był dzień.
Dla mnie też za długa zima i zła…………..
No tak, Dźwigowa to pewien kłopot Małgosiu, ale od Ciebie na Targówek to ona jakoś nie przeszkadza, chyba że coś źle kojarzę.
A zresztą tam to za daleko!! 😉
Dobranoc!
lllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllll
Zmieniłem ustawienia , teraz każdy może zamieszczać komentarze. Proszę spróbować. Będę wdzięczny.
lllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllll
Nisiu,
zauważyłam. Ja bym chętnie do końca (5 września!), ale nie wyrobim 🙁
Dolecim za to na Szczecin, Pomorze, nasze Pomorze!
Alicjo,21.03
tak tlumaczyc gdze mozna kupic ksiazki Nisi w Ameryce Polnocnej mozna chyba tylko mnie. Bo przeciez nie Nowemu i nie Chichalom, z ktorymi pija sobie z dziobkow.
Wprawdzie nie jest to moja ulubiona autorka, ale jestes w „mylnym bledzie”.
Mloda Pisarka to nie ja. Powiem nawet, ze poczulam sie nieco urazona, bo zamiast rzeczywiscie wyjasnic te brzydka sprawe, strzelasz z nie nabitej broni.
Bardzo mi przykro.
Alicjo, ja też wymustrowuję się w Lizbonie, ale potem na sam koniec pryskam na kilka dni do Irlandii i tam w Dublinie czekam na Dar i zamknięcie regat. A potem z Darem wracam do Gdyni.
Ludzie kochane.
Młodzi tego nie docenią, ale ktoś wychowany w Peerelu, kiedy wyjazd do Złotych Piasków to była ho-ho, jaka zagranica… albo do Enerdówka na zakupy… Ależ mi się podoba ta wspólna Europa, paszport w szufladzie — a i to niekoniecznie potrzebny – żiwot je cudo!
Miodzio (21 stycznia o godz. 0:09),
osochozi, przepraszam, że przepraszam? Ja nic nie wiem na temat młodej pisarki, ani o Tobie, grzecznie tylko odpowiedziałam na pytanie.
A co do „męszania nicków”, to nie pod Twoim adresem bynajmniej. Naprawdę 🙄
Gruba Kresko,
jak już masz ten blog, to może się zaczerwienisz? 😉
Łatwiej Cię będzie namierzyć.
Fascynuje mnie takie pytanie: czy w okolicznościach towarzyskich nasze słodkie, małe Miodzio, stojąc koło mnie, powiedziałoby głośno do kogoś to, co powiedziało przed chwilą do Alicji, ukrywając się pod bezpieczną anonimowością?
Otóż sądzę, że nie powiedziałoby, żeby nie narazić się na posądzenie o złe wychowanie. Byłoby przecież widoczne w całej krasie, a może i wiedziano by, kim Miodzio jest?
W internecie można powiedzieć wszystko, nie narażając się na opinię gbura.
Zastanawiam się czasem, ile osób z tych, które całe miodowe i w uśmiechach czekają w kolejce po autograf, kilka godzin wcześniej wbijało mi szpile na takim czy innym internetowym forum.
Jestem odważniejsza niż Ty, Miodzio, i powiem Ci wprost: wisi mi, czy jestem Twoją ulubioną pisarką, czy nie.
Zwieback galicyjski – z pięć jaj, tyle ile ważą jaja mąki i cukru. Żadnych spulchniaczy i tłuszczu. Jaja rozetrzeć z cukrem w makutrze, dodać mąkę. Bakalie – sliwki suszone, skórka pomarańczowa, rodzynki, orzechy, migdały, co komu się podoba i co ma, obtoczyc w mące. Ciasto wlac do dwóch wąskich keksówek, posypać obficie bakaliami – wpadną do srodka, ale powinny się równo w cieście rozłożyć. Ciasto specjalnie nie rośnie w pieczeniu, jest twarde (kruche). Mozna przechowywać bez konca. U nas w domu było podstawowym ciastem na wycieczki górskie.
Nisiu, żal, że nie dojedziesz na Zjazd 🙁
No właśnie, Żabo, już zaczynam żałować, jak widzisz. Ale od lat chciałam zobaczyć Irlandię, więc skoro Tall Ships’ Races kończą się w Dublinie, to nie mogę nie wykorzystać okazji. Skoczę tam na kilka dni samolotowo, od niedawna mam tam kuzynka, on mnie powozi po wyspie. A potem na pokładzie ukochanego pływadła – jeszcze trochę czasu na morzu. Strasznie mi się pogłębia to uszkodzenie mózgu, które odpowiada za ciąg do dużej wody.
Ten cwibak, o którym piszesz, nosi też nazwę „tyle-ile”. Robiłam go na święta i wyszedł bardzo smaczny.
http://www.youtube.com/watch?v=WzibSiJv8hc
Podejrzewam, że wszystko przez tę muzykę. Zobaczyłam w ubiegłym roku Szkocję i zrozumiałam, czemu tam powstają takie piękne ballady.
http://www.youtube.com/watch?v=WgkGrm5516k
A jeszcze na dodatek płynęliśmy przez cieśninę Minch, o której chłopcy śpiewają. I widziałam z daleka wyspę Mingulay.
Teraz muszę zobaczyć, skąd wzięły się ballady o Carrickfergus, Spancil Hill i rybakach z Killybegs. I licznyje drugije, off course.
Wariant dla Żaby: off horse.
Mam nadzieję, ze Stanisławowstwo w tym roku zjadą. Obiecuję słodkości specjalnie dla Stanisława 🙂
Ponieważ, właśnie sprawdziłam, pierwszy weekend września w tym roku przypada na dwa pierwsze dni, czyli szkoła zaczyna się trzeciego, nauczycielki nie będą miały kłopotów z przyjazdem.
Jutro jadę oglądać, jako głos ekspercko-doradczy, krowy, te co wyglądają jak skrzyżowanie krowy z owcą. Potem pojadę bardziej na południe.
A, dzisiaj jadąc z Drawska Pomorskiego zobaczyłam na polu, zaraz przy drodze, z dziesięć, a może więcej jeleni. Były bardzo rogate i tłuste. I wyglądały też na zdecydowanie duże. Zwolniłam, a one z godnością sobie poszły.
Etta James przeniosła się na chmurke wyżej dopiero co…
Ja bardzo lubię blues, wspominam Ettę. A to taki przytulango blues.
http://www.youtube.com/watch?v=WzibSiJv8hc
I dobranocka.
Tak to, Nisiu, jest. Ciągle trzeba wybierać, ale w końcu na któryś z rzędu Zjazd dojedziesz. Off horse.
😀
Jawohl, Madame Żaba!
Stara Żabo,
ja wielce za! Bardzo by nam to pasowało, początek września!
W ramach przytulności:
Mała Ala jest zachwycona swoim nowym kucem, sporo wiekszym niż Paloma.Wszystkim, którzy ją pytają o niego, odpowiada jaki o jest wspaniały, jak mozna się do niego przytulać i jak lubi pieszczoty. Moja siostra, a jej babcia, w rozmowie ze mna wyrazila „pewne takie zaniepokojenie”, czy takie zwierzątko, wielokrotnie większe od Ali, jest na pewno bezpieczne. W odpowiedzi opowiedziałam jej, że w tej samej stajni są tez trzy ogromne konie fryzyjskie, których obecność nieco mnie zastanawiała, bo stajnia jest raczej o profilu ujezdżeniowym. Akurat wczoraj zobaczyłam jak właścicielka jednego (a moze wszystkich trzech?) starannie czysci go na korytarzu, a potem osiodłanego wprawadza do hali, gdzie na kucu jeżdziła Mała Ala. Różnica w wielkości obu koni była szokująca. W ruchach też, ale odwrotnie – kuc Ali mknął z niesłabnaca energią, a fryz pod swoją amazonka poruszał się, powiedzmy, majestatycznie. Zapytałam z ciekawości właścicielkę stajni, czy te fryzy są używane do zaprzęgu, czy w ogóle w jakimś specjalnym celu, bo tak pod siodłem, to jakoś tak mało efektownie to wygląda?
Odpowiedż mnie właściwie nie zaskoczyła: – one służą głównie jako przytulanki!
JESZCZE RAZ OGŁASZAM WSZEM WOBEC I KAŻDEMU Z OSOBNA:
VI ZJAZD W PIERWSZY WEEKEND WRZEŚNIA 2012
(JESZCZE PRZED KOŃCEM ŚWIATA)
Ja się skaleczę!
Ukochany zięć mial wpaść dzisiaj (znaczy wczoraj) wieczorem i pomalować to, co zeszlifował. Czekalam, mając nadzieję, ze po malowaniu zabierze swoją uroczą suczkę (bardzo lubi do mnie przybiegać, a jak przybiegnie to drapie ile sił w łapkach drzwi wejściowe, żeby ja wpuścić – wrrrr…). Niestety nie przyjechal, zadzwonił, ze bedzie jutro, za to wpadnie, pomaluje raz, wypadnie, a potem jeszcze raz wpadnie i drugi raz pomaluje. Hi, hi, wygra w ten sposób, bo mnie nie będzie. Czyli wrócę na pomalowane, nie wiem, czy sie cieszyć, czy martwić?
Z tym problemem, pełna wątpliwości, idę spać.
BRA!
Dzień dobry,
Podczytuje siedząc w starej tawernie w Sag Harbor, gdzie pewnie zaglądał Wierzynski popijając Cabernet S.
Miodzio, ja dodam tylko od siebie, ze to ca ja spijam, z kogo i z jakiej części jest tylko moja i tamtych osób sprawa. Liczyłem, ze z poprzednich, krótkich okresów wyciagnelas jakieś wnioski, ale wydaje mi się, ze się przeliczylem
Bardzo trudno pisać na tej małej maszynce. Przepraszam za literowki i błędy.
O, witaj Nowy! Cieszę się, ze pilnujesz światełka po tamtej stronie Kałuży!
Jakby co, to cichal Ci może dac namiary na mojego Skypa 🙂
To juz naprawdę BRA!
Zabo, sciskam lapki. 🙂
Ja się przy gazowatym kominku z książką na kanapce.
No… powoli się jakoś-tam przyzwyczajam.
Czytam Danutę W.
A jeszcze tak, dla luzu… 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=8mix3gmzPa0&ob=av3n
Szanowna, acz Droga Pyro,
Dzieki za mily komentarz. Prawda jest taka, ze piszemy wspomnienia dla siebie. Mala czarna w Puchatku na Walecznych, rog Dabrowki, jest wbita w moje wspomnienia mocniej niz …?
Coz mozna jeszcze powiedziec, albo dodac ponad piecdziesiat lat pozniej.?
Usciski
Nisiu,
jestem zaskoczona Twoja reakcja. To ze nie jestes moja ulubiona autorka nie swiadczy przeciez o miom braku wychowania czy grubianstwie.
Mam chyba prawo miec swoje gusta, a gdybym kiedys znalazla sie w Twoim towarzystwie, chetnie porozmawialabym z Toba na tematy literackie, chociazby z tej prostej przyczyny, ze skonczylam filologie polska na UMK w Toruniu i moze nawet przypadlabym Ci do gustu. To male nijakie Miodzio… !
Nie bylo moim zamiarem wpijanie „szpilek” w kogokolwiek.
Nowy,
znow nieporozumienie. Nie chodzilo o Ciebie. Z dziobkow pili sobie Panstwo Chichalowie z P. Monika.
Errata: wbijanie
….. i jeszcze; Nisiu to, za co podzwiam Cie najbardziej to PRACOWITOSC i pomysl na wlasne wydawnictwo.
Miodzio
21 stycznia o godz. 0:09
Alicjo,21.03
tak tlumaczyc gdze mozna kupic ksiazki Nisi w Ameryce Polnocnej mozna chyba tylko mnie. Bo przeciez nie Nowemu i nie Chichalom, z ktorymi pija sobie z dziobkow.
Wprawdzie nie jest to moja ulubiona autorka, ale jestes w ?mylnym bledzie?.
Mloda Pisarka to nie ja. Powiem nawet, ze poczulam sie nieco urazona, bo zamiast rzeczywiscie wyjasnic te brzydka sprawe, strzelasz z nie nabitej broni.
Bardzo mi przykro.
Może to się do czegoś przyda
http://www.sciaga.pl/slowniki-tematyczne/3483/rozbior-zdania-pojedynczego-czyli-pelna-analiza-gramatyczno-logiczna-skladniowa/
Na dzisiejszy wieczór wypożyczyłem sobie znowu „Buena Vista Social Club” i znowu wrażenia! Kto chce, niech otwiera:
http://www.youtube.com/watch?v=G-60J_HcPoI&feature=related
Na dzisiejszy wieczór wypożyczyłem sobie znowu „Buena Vista Social Club” i znowu wrażenia! Kto chce, niech otwiera:
http://www.youtube.com/watch?v=G-60J_HcPoI&feature=related
Na dzisiejszy wieczór wypożyczyłem sobie znowu „Buena Vista Social Club” i znowu wrażenia! Kto chce, niech otwiera:
http://www.youtube.com/watch?v=G-60J_HcPoI&feature=related
Bywało, że jakiś wpis ukazywał się podwójnie, ale trzy razy? Nowy rekord Nowego! Przepraszam. 🙂
Panie i panienki : aż trzy osoby są w mylnym błędzie, bo szybciej zaczynają ripostę, niż doczytają zdanie do końca.
Absolutnie moja uwaga o Młodej Pisarce nie tyczyła Miodzia. Miodzio u nas pisuje – raz się z ogółem zgadza, raz nie ale pisuje pod własnym, przez siebie wybranym i ogłoszonym nickiem. Natomiast ktoś, kto występuje jako Młpda Pisarka, nie uczestniczy w Blogu, wchodzi tu wyłącznie, żeby spostponować po raz kolejny Nisię; dlatego napisałam, że jest to stary wróg Nisi w nowej masce.
Ludzie, życie jest naprawdę niełatwe (patrz: dodupizm Broniewskiego) i nie dokładajmy do powyższego kolejnych kamyków własną ręką
Jest nadzieja, że nawiedzi mnie dzisiaj, wieczorem Pani na Żabich Błotach. Nie wiem, czy zechce coś zjeść, czy ją wcześniej Inka wypcha do wypęku. W porze kolacyjnej będzie łosoś w migdałach ew. chinszczyzna na ostro – słodkawo. Placek też upiekę – zwykły, piaskowy z wiśniową konfiturą. To pierwszy raz, kiedy zajedzie, bo zwykle z Warszawy czy do Warszawy leci przez Gniezno i robi 2 godzinny popas u Haneczki.
Kresko – ludzie bywali i oblatani. Pyra pokornie prosi o instruktaż typu „dziad krowie na rowie po literce”. Weszłam dzisiaj na blog GK i nie widzę okienka na wpis komentarza i w ogóle co mam tam zrobić na stronie głównej. Bo rozumiem, że liczne bramki, które mnie wczoraj zablokowały, zostały usunięte. Proszę o korepetycje.
Szanowny Panie Gruby Kresku !(21:43)
Znam ansambl , który śpiewa, gra i tańczy do kotleta. Może też za dodatkowym niewielkim honorarium dopisać się do tegoż kotleta.
Pyro, myślisz, że ciasto piaskowe nadaje się, żeby z niego upiec placek
w ozdobnej foremce, takiej z obrazkiem? Przyjdzie dziś do mnie wnuczka i chciałabym upiec jej ciasto w foremce „Hello Kitty”, którą niedawno dla niej kupiłam,to taka „płaskorzeźba” niezbyt skomplikowana. Foremka jest głęboka na ok. 5 cm.
I jeszcze zanim udam się do zajęć i zakończę na blogu monodram pt „Pyra w dezabilu”
Dzisiaj Dzień Babci, jutro Dziadka, czyli dużej części Blogowiska – oby się nam Wnuki na zdrowych, silnych, mądrych i dobrych ludzi chowały.
Ewo z P., „serduszkowa” Ewo – pewnie, że tak, bo ciasto piaskowe jako luźne wypełnia dobrze wszystkie „kreski” wzoru. Nie wiem tylko jak będzie po upieczeniu. Ja kiedyś kupiłam formę w kształcie serca i prawie z niej nie korzystam – to serce wychodzi niekształtne i dość bylejakie
Pyro, dziękuję!
Dzień dobry Blogu!
Szaro, buro i ponuro na dworze, a na Blogu… poloniści 🙄
Fachowcom od rozbioru zdania polecam pogłówkowanie najpierw nad sensem tej wypowiedzi:
„Damy zaczęły bywać w lokalach dopiero pod koniec XIX wieku, co wyszło kawiarniom i cukierniom na korzyść…”
Co wyszło na korzyść lokalom – że damy zaczęły bywać, czy że tak późno? 😉
A potem zabierzcie się za kolejne polonistyczne (i nie) wypowiedzi i spróbujcie odczytać je tak, jak ten pierwszy cytat. Z minimalną choćby dozą dobrej woli.
Popędliwość i pochopność sądów prowadzi czasem na takie manowce, że trudno się potem wycofać ze słów rzuconych w stanie emocjonalnego poruszenia i dumy podrażnienia 🙄
I nie karmcie trolli.
zgadza sie Nemo to co piszesz, tylko w ramach uzupelnienia dodam,
ze odwozone byly do cukierni fiatem, w ktorym biegi zmieniano batem, a kierowcom fiatow paliwo wychodzilo z cholew
nic sie nie zmienilo do dzis, bo niby dlaczego? 😆
Bardzo proszę (najchętniej Pyrę) o wyjaśnienie, w którym momencie pisanie zmienia się w uczestnictwo blogowe?
Równie dobrze byłoby wiedzieć, czy należy spelnić jakieś szczególne warunki, aby zostać zakwalikowanym do grona uczestników.
Karmcie ptaki
Gruba Kryśko, narazasz sie. panienki blogowe wezma sie razem do roboty popchaja walec, i …
Czyżbyś ogonku pisał o tym walcu?
http://adamczewski.blog.polityka.pl/2011/06/20/radio-pachnace-winem/#comment-279299
Bardzo lubię walca!
Niedzielna szarlotka !!
1,5 kostki masła
6 jaj
1 szklanka mąki ziemniaczanej
1,5 szklanki mąki pszennej
1,5 szklanki cukru
2 łyżeczki proszku do pieczenia
2 budynie
6 bardzo dużych jabłek
Masło utrzeć z cukrem i żółtkami dodać mąkę, proszek do pieczenia i ubite ba sztywno białka.
Dwie trzecie ciasta wyłożyć na blachę i położyć na wierzchu połowę utartych w grube słupki jabłka .Zlać gorącym budyniem ugotowanym zgodnie z przepisem na opakowaniu.Na budyniu położyć drugą część utartych jabłek.Przykryć resztą ciasta. Piec około 40 minut w temperaturze 180 stopni.
dzisiaj, przed 75 laty, o 9:35 telewizja angielska BBC,
nadała pierwsza w historii audycję kuchurską;
trwala ona 15 min., a tematem był: omlet.
ba*=na
zlać*= zalać
ja natomiast lubie tango. bo do tanga, trzeba dwojga. salsa ma tez sporo ciekawego 😆
http://www.youtube.com/watch?v=fFjCvnIhd0Y&feature=related
Grażyno, jaka blaszka jest potrzebna do tej szarlotki?
Małgosiu- standardowa blaszka prostokątna (średniej wielkości).
Blaszkę trzeba wysmarować tłuszczem albo wyłożyć papierem do pieczenia.
Na wierzchu ciasta – po ostygnięciu (jeżeli domownicy nie zeżrą na gorąco)- można dać polewę czekoladową albo cytrynową ( cukier puder+ sok z cytryny)
Nowy
na blogu poslugujemy sie skrotami myslowymi. Nie ma tutaj ani miejsca, ani czasu na ukladanie okraglych zdan i pisanie elaboratow. Czasem z takiego slowotoku wychodza niezle lapsusy, zwlaszcza jesli cos wyjmie sie z kontekstu.
Tutaj nawet fonetycznie mozna jak zapewne zauwazyles. Pewnie ma byc smiesznie…
Ale Ty przeciez zawsze musisz sie popisac i do Ciebie musi nalezec ostatnie zdanie.
Witam Szampaństwo!
-10C i spadło ze 2 cm. śniegu. Zima.
Dzisiaj mam ochotę na eksperymenty kulinarne, zabiorę się za łososia według przepisu, który niedawno podała Danuśka. Kusi mnie i już, łososia zawsze przyrządzam najprościej, dyżurne i mąka, smażenie, lub ewentualnie z grilla, teraz spróbuję nawydziwiać. Zapodam rezultaty.
Chodzą za mną gołąbki według Tereski Pomorskiej, mam wszystkie składniki, chyba jutro się za to wezmę.
Dlaczego ja myślę o jedzeniu o siódmej rano?! A, kromuchę jakąś przydałoby się wtrząchnąć!
Miodziu,
dlaczego uważasz, że nie ma tutaj miejsca i czasu na układanie zdań, a jest miejsce i czas na słowotok? 😯 Dokąd się tak spieszysz? Blog nie zając 😉
Alicjo
golabki z gryczana i tartymi ziemniakami robilam niedawno po raz pierwszy.
Dodalam tez przysmazonej wedzonej sloninki. Wyszly wyborne! Sloninke przywiozlam z Polski – udalo mi sie przemycic zapakowana prozniowo. Czy mozemy gdzies tutaj dostac ten rarytas? Moze masz taka wiedze?
Nemo
rozumiem, ze to pytanie retoryczne.
Obiecuje, ze bede sie starala !
Grażyno,
przekazałam sznureczek Jerzoru 😉
Przyszedł mi do głowy pomysł na sałatkę do tego ososia. Też będzie to eksperyment. Idę zrobić jakąś kromuchę, zanim zacznę kombinować, co na deser 🙄
Miodziu,
no pewnie, że retoryczne 😀
U mnie już po obiedzie (bavette, sos pomidorowy, parmezan, sałata z cykorii „Głowa cukru” (Zuckerhut).
Przejaśnia się, trzeba by trochę wyjść na powietrze. A potem wykombinować coś na podwieczorek. Zrobię chyba apple crumble na musie z papierówek. Mało roboty i dobre na gorąco, w sam raz na tę pogodę,
Miodzio,
ja robiłam zwyczajnie, ale kusiło mnie, żeby te gołąbki w towarzystwie chudego boczku, albo jakoś tak zagotować, zapiec.
Nie wiem, gdzie tutaj można kupić słoninę, pewnie trzeba popytać w polskich sklepach, u mnie na pewno nie
ma, sklepik jest mały i wszystko, co jest, wyrzucone jest na półki i za szkiełko chłodziarki.
Podejrzewam, że w większych metropoliach jest taka możliwość.
Witam,
widzę, że dzisiaj dzień eksperymentów kulinarnych. U mnie też, po raz pierwszy upichciłam karmelizowaną cebulę (czerwoną). Nie napracowałam sie przy tym, a wyszło pysznie, rodzina chwali 😀
Skoro tematem są cukiernie, popatrzcie na przygotowanie czekoladowego ciasta przez pana Laloux ( Danuśko, znów ten śpiewny akcent 🙂 ).
http://www.wat.tv/video/recette-cuisine-gateau-chocolat-13n9w_2hjwz_.html
W dolnym lewym rogu ekranu pokazywane są ilości. Do czekolady i masła dodaje trochę wody, żeby ułatwić połaczenie z pozostałymi składnikami. Zmielone migdały podgrzewa lekko w piekarniku, żeby były bardziej aromatyczne. Ciasto wygląda apetycznie, pawda?
Po obiedzie. Były smażone wątróbki z cebulką i jabłkami , a za jarzynę służyła kwaszona kapusta. Została jeszcze i na jutro. Watróbki (nie pedagogicznie) jadłam do spółki z psem. Siedział przy mnie, skubany, jak wyrzeźbiona w czarnym drewnie figurka i przeczekiwał nabieranie jabłka i kapusty – bo wiadomo: to dla Pani. Kiedy w ruch szedł nóż (czyli Pani będzie coś smakowitego kroić)psi nosek trącał mnie porozumiewawczo w łydkę. W końcu mówię „Nie ma. Zjedliśmy. Idź do Ani” nie ruszył się ale kiedy zabrałam talerz i sztućce do mycia, natychmiast poszedł do koszyka. Nie ma nic, jeżeli Pani myje swój talerz. I dlaczego Pani mówi, że pies jest głupi? Pies swój rozumek ma; mieszka ten rozumek w brzuszku jamniczym.
Barbaro,
dawaj tę czerwoną cebulę karmelizowaną, przy okazji zapodaj, z czym ją podawać?
Alicjo-bracia Francuzi karmelizowaną cebulę podają np.do
fła grasów.Z braku powyższych można do wątróbek drobiowych albo do białego mięsa.
Do czego podała i jak przygotowała rzeczoną cebulę Barbara zapewne za chwilę się dowiemy.
Alino-przepis podrzucam mojej Latorośli-specjalistce od czekoladowych deserów 🙂 A wygląda rzeczywiście smakowicie.Dobrze,że kanadyjski akcent podał na koniec wino,bo czekałam i czekałam,aż w końcu powie więcej niż pół zdania 😉
Dzisiaj czekają na nas specjalności gruzińskie.Biesiada w siedmioosobowym składzie przewidziana wieczorem.
Aparat już przyszykowałam,aby czasem nie zapomnieć zabrać 🙂
A tyle razy przyrzekałam sobie, że nie dam się sprowokować…
Miodzio, to że nie lubisz moich książek nie świadczy o niczym. Każdy może lubić albo nie, to jest, powiedziałabym, emocjonalnie obojętne.
O – powiedzmy – niedelikatności – świadczy to, że bez potrzeby mnie o tym informujesz. Wiem, że mówiłaś do kogoś innego, ale głośno i tak żebym słyszała.
Tyle co do czytania ze zrozumieniem.
A teraz spróbuję ćwiczyć silną wolę i zamknę się na własny temat, bo to jednak trochę głupio.
PS – jednak!
Poza tym nie napisałam „nijakie Miodzio”.
Napisałam „słodkie Miodzio”.
Miód słodki jest z natury.
Polonistyka.
Fła grasy to ja sobie może w tym roku we Francyji zafunduję, a co! Wątróbkę kurczaczą uwielbiam, toteż chętnie spróbuje w towarzystwie czerwonej cebuli karmelizowanej.
Zjadłam kromuchę (polski chleb żytni) ze znakomitą szynką z Baltic Deli, do tego buraczki z chrzanem tutejsze 😯
Owszem, zadziwionam, bo po raz pierwszy widzę to na półkach sklepu kanadyjskiego, produkcja też tutejsza.
Ukradli nam patent!!!
zainteresowanym karmelizowaną cebulą podrzucam linkę do fajnej dziewczyny. Tam dokładny przepis, łącznie z fotografowanymi etapami wykonania, a także propozycjami wykorzystania: http://www.beawkuchni.com/2012/01/karmelizowana-cebula.html
Z ilości 60 dag cebuli wyszły mi dwa słoiczki po dżemie, z czego jeden naprawdę wyszedł razem z moim dzieckiem 🙂 Jeszcze ciepłe próbowałam z serem podwędzanym, na małej, pełnoziarnistej kromeczce, pycha!
Alino, jak ja lubię te francuskie ciasta czekoladowe. Czasem robię, największą ich wadą jest, że zbyt szybko znikają!
Danuśka 😀
Dzien dobry,
Wstalem, prawie dziesiata, tak lubie.
Nemo,
Wczoraj niejaki Nowy pisze:
21 stycznia o godz. 1:47
„Dzień dobry,
Podczytuje siedząc w starej tawernie w Sag Harbor, gdzie pewnie zaglądał Wierzynski popijając Cabernet S.”
I nie wiem czy to Nowy podczytuje siedzac i popijajac Cabernet, czy to Wierzynski wpadal popijajac tenze. I skad Nowy wie, co Wierzynski popijal? 😉
A teraz zaczynam korzystac z nastroju sobotnio – niedzielnego nie uczstniczac w zadnych dalszych potyczkach slownych.
Miodzio,
Slonine mozesz kupic w polskim „Deli” w Copiague (Great Neck Road), to nie jest daleko od Ciebie.
Witam.
http://www.youtube.com/watch?v=DG13qK15xQY&feature=related
BK.
Myslimy tak samo, yurek,
http://www.youtube.com/watch?v=yxP__4gSjjA&feature=related
Alicja, takiego fuagrasa jak w Krakowie, w Ancorze, to nie wiem, czy Francuzy Ci zrobią!
Swoją drogą kulinarnie to może być przyjemny rejs.
Nowy,
czytałam z nadzieją, że obaj coś popijali 😉
Crumble w piecu, na dworze nadal szaro i się ściemnia, ale spacer nad rzeką odbyliśmy. Na placu przed ratuszem natrafiliśmy na grupy kolorowych przebierańców z głośną muzyką (same dęte i perkusyjne), cały korowód młodych i starszych, mnóstwo poprzebieranych i uszminkowanych dzieci – lokalny karnawał 🙂 Rozweseleni ludzie przyglądali się i podrygiwali do rytmicznej muzyki, sypało się konfetti i jeszcze dostaliśmy po cukierku 😉
Piosenka o moich imiennikach.
http://www.youtube.com/watch?v=0wBtQRHuU0k
Była jeszcze piosenka o Jerzym Kirasie 😉
O, przeczytałam wiadomości 🙁
Nikt mi nie chce zdradzić jakie warunki trzeba spełnić, aby ze zwykłego piszącego stać się uczestnikiem tego blogu.
Czytam więc regulamin. Bardzo interesujący – polecam wszystkim poczytać raz na jakiś czas dla przypomnienia – ale odpowiedzi na nurtujące mnie pytanie nie znajduję.
Może choć Pan Piotr Adamczewski, autor tego blogu zechce odpowiedzieć? Coś przecież musi się za tym uczestnictwem kryć!
Gruba Kryśko,
mnie nie pytaj. Ja tu tylko pisuję 🙄
Ojej…znowu cos mi tu usprawnil usprawniacz, podczas gdy ja spokojnie spalam. Nie dosc, ze sobie czcionki odpowiedniej ustawic nie moge, to jeszcze pare innych rzeczy trzaslo.
Zrobilam zdjecia zimy na Gorce – tyz nie da rady wrzucic, bo zdjecia sie nie laduja. L z kreseczka, „a” z tym-tam.
Z wiadomosci przeczytalam to:
http://www.plotek.pl/plotek/56,79592,11006627,Tak_Jerzy_Stuhr_mowi_o_chorobie.html
Nie wiem, co myslicie na ten temat. Mysle, ze znane, popularne osoby mowiace o walce o zycie sa potrzebne, zeby zagrzewac innych do boju i nie poddawac sie. Ten Jerz sie nie podda!
Krysiu …, siadasz przy biesiadnym stole, czekasz na regulamin czy na to co będzie do napisania? Mam się czuć nieformalny jako nie obeznany z regulaminem, Krysiu odpuść reg, siadaj i baw się z biesiadnikami!!!
Twój fan.
Lo (L z kreseczka),
to ja predzej we Francyji tego fla grasa, niz w Krakowie, przynajmniej w tym roku.
Barbaro,
dzieki za sznureczek – mam wielki worek czerwonej cebuli, wiec sprobuje.
Ja po prostu rozsiadłam się wygodnie przy stole i jest mi ogólnie dobrze, miło i zacisznie.
Rybę sfiletowałam i pokroiłam na steki, chińszczyznę rozmroziłam, wodę silnie zbąbelkowaną kupiłam (Dziecko przytargało) placek wystygł, a teraz obsycha – a Żaba w niewiadomym bajorku gdzieś kumka. Cholery można dostać z tymi pracowitymi kobietami, co?
http://youtu.be/pDEWCgUknQA
Spozylismy suszi , ktore Jerzor byl nabyl droga kupna w sklepie. Popilismy winem. Ososia tez nabyl wiadoma droga, ale to na obiad.
Nie zasiadl byl do mojego komputra, by ponaprawiac to, co ulepszyl, bo ma jeszcze troche roboty.
Czytajac Danute W. …
Ja jakos tak na odwyrtke mialam, chcialam sie wyrwac w swiat, ale nigdy mi nie przyszlo do glowy rzucic „nigdy tu nie wroce!”.
Naprzeciwko wrecz, i do tej pory. Zabrzmialo to bardzo ostro, ale ona uciekala od czegos, a ja nie.
Ide doczytywac, zakropiwszy ososia cytryna zdziebko, niech se tam lekutko dochodzi.
Czytam tego Broniewskiego i wzdycham z ulgą, że ja kogoś takiego na swojej ścieżce nie spotkałam. Zakochałabym się natychmiast na śmierć i życie, tylko życia bym przy takim człowieku nie miała. Szlachciura z przyzwyczajeń, bycia, fantazji kawalerskiej głoszący rewolucję (Watt „rewolucjonizuje w poezji, konserwuje się w Whisky”)surowy i kostyczny krytyk (o Tuwimie „Dzieli go tylko krok od wielkości ale to krok olbrzymi: od człowieka, do człowieczeństwa”) swego czasu protektor L.Szenwalda, zaprzyjaźniony z nim całe życie, kiedy po wojnie przedstawiono go wdowie, huknął ze zdziwieniem „Znałem wszystkie d..y Lucka ale tej nie było”. Ufff
test: treść
O, jestem w domu!
Czytam o Jarockiej i jest mi smutno. Bylam pewna ze jest tutaj. Widywalam ja dosc czesto z okazji roznych polonijnych wydarzen. Ale jak widac czas jest taki ulotny…
A Jerzy Stuhr, moj uwielbiany przez lata…. jakze mi przykro !
Duzo mowi o swojej chorobie, ale to chyba aby zakrzyczec. Wiem z doswiadczenia, ze kiedy mialam niebotyczna traume musialam o tym mowic i mowic. Chyba po to aby nie zwariowac.
Ale o to, to juz musimy zapytac Jotki, ktora niestety gdzies sie zapodziala -trywialnie mowiac.
A Macieja Stuhra poprostu kocham. Udal sie chlopak !
No comment?
Jotko
jestes tam?
Miodzio?
Dziegcio?
Żaba była i wybyła. Kolacji nie jadła, popiła wody z bąbelkami, opchnęła kawałek rogala marcińskiego i poleciała. Trzymajcie kciuki – ponoć drogi u nich obmarznięte, a tam 127 zakrętów (Wałcz – Połczyn) Tym sposobem ryba nie zjedzona do kolacji, będzie spożytkowana do jutrzejszego obiadu. Dostałam w prezencie słoik śmietany od Eski.
Biesiada gruzińska zakończona 🙁
Uczestnicy:
Basie dwie (Barbara i małżonka Gospodarza)
Małgosia jedna,jedyna,
kuzynka Magda,
Gospodarz nasz miłościwie panujący,
oraz pisząca te słowa.
Krysiade złożona chorobę niestety nie dojechała,a Jolinek na zimowych wakacjach.
Na stole pojawiły się :chaczapuri,tolmy (gołąbki w liściach winogron),lulakebaby.Wszystko świeżo przyrządzone i smakowite.Popijaliśmy oczywiście gruzińskie czerwone wino.
Miejsce ciekawe-na piętrze gruzińska restauracja,a na parterze sprzedają wina….mołdawskie,chociaż może gruzińskie też? Nie sprawdziliśmy tego dokładnie.
Szyld głosi,że mołdawskie.Przy okazji sprawdzę to jednak dokładnie,bo knajpka położona rzut beretem ode mnie.
Pyro.
mam takie calkiem przyziemne pytanie. Czy ta smietana Eski nie robi sie gorzka na skutek mnozenia sie bakteri po jakims czasie. Czy moze Ona ja jednak jakos pasteryzuje ?
A swoja droga, to nie ladne, ze poswieca Wam tak malo czasu. Bo przeciez czekalas..!
Warto sprawdzać dokładnie 😉 co się pisze,by się nie powtarzać.To pewnikiem,to gruzińskie wino….
Errata: bakterii !!!!
juz sie boje ze dostane po klawiaturze
Doczłapałam, obiecałam, zawiodłam.
Bułeczki suwnięte w przyszłość. Dzisiaj mam domową sobotę. Odgruzowywałam, bawiłam się cedzeniem nalewek (w tym wyjątkowo wymagającej tarninówki) i mniej bawiłam różnymi takimi. W międzyczasie odwaliłam tenis, biegałam sprinty, skakałam, dostawałam ręcznego zawału, teraz bilardzę i żubrzę.
Na obiad golonka pieczona do błogiego skutku, z obowiązkową kapustą i chrzanem.
Anteczku, schabowy to bardzo wyrafinowany kotlet, czyli klops, jak uparcie mówi pan mąż 😯 Lubię walić z sensem 🙂
Kto nie poswieca Wam czasu pomimo przygotowan?
Oczywiscie chodzi do Zabe.
Miodzio, śmietana Eski nie wie, co to bakterie.
Reszta jest Żabą, gdy Ją poznasz, będziesz wiedziała, co się święci 😉
Ja też właśnie dotarłam do domu. Do opisu Danusi dodam, że jak zwykle było baaaardzo sympatycznie i szkoda, że tak krótko. Na minus restauracji trzeba zapisać, że to co widnieje w internetowym menu jako dania na zamówienie, trzeba zamawiać dzień wcześniej! 🙁
Wiecie co Dziewczyny? Do Warszawy sentymentu jakoś nie mam, ale do Was – wielki. Bardzo Wam zazdroszczę możliwości bycia wzespół 🙂
Chętnie byśmy Ciebie Haneczko dokooptowały do warszawskiej grupy. Zapraszamy!
tak się grzebałam, że niezawodna Danuśka i Małgosia ubiegły mnie, choć pewnie byłam w domu pierwsza. Pozostaje mi tylko podpisać sie pod ich słowami i wyrazić żal, że kolejny, przemiły minizjazd blogowy przeszedł do historii. Dodam jedynie, że nie pochłonęłyśmy deseru, co nam sie jeszcze nigdy w tradycjach zjazdowych nie przytrafiło! Ale takie też są zwyczaje gruzińskie, odbijemy sobie przy innej okazji 😀
…coś mi się ten ogonek przy e w „się” zgubił i to nie raz, przepraszam!
Haneczko 😀
Też zawiszczę koleżankom – warszawiankom.
Miodzio – Żaba nie przyjeżdża z wizytą; przyjeżdża w interesach (do Pyrlandii po raz pierwszy” a do Gniezna – po trasie. Dobrze, jak godzinkę wygospodaruje na spotkanie. A śmietana Eski? Bakterie? Zjazd był w początkach września, a ja resztki śmietany Eski wyskrobywałam do jakiegoś ciasta kruchego w połowie grudnia. Nie śmierdziała, nie spleśniała, tylko stwardniała na masło. Lać tej śmietany się nie daje nawet dosyć świeżej i używana jest w charakterze masła do chleba, sosów, ryb itd. Nie gorzknieje jeżeli dobrze ukwaszona i przechowywana w lodówce, w zakręconym słoiku.
Powiem Wam w sekrecie,że już nam się z lekka zarysował pomysł na kolejne spotkanie.
Może więc zorganizujemy jakiś program towarzysko-turystyczny pod indywidualne zamówienie i zrobimy mini zjazd wielkopolsko-mazowiecki 🙂
No, w piekarniku dochodzą ososie według przepisu Danuśki. Moja modyfikacja – dodałam ząbków czosnku dwa do tej okładziny, podzieliłam ososia na dwie części, jedna ze śmietaną, druga bez.
Zrobiłam też sałatkę, bardzo mój autorski pomysł, i nie wiecie, z czego, nic nie mówię na wyprzódki, bo jakby co…to sie nie przyznam! Ehm…za późno. Przyznam się. Wszystko mam zapisane i zapodam zainteresowanym.
Kominek huczy, Jerzor chrapie, mam 20 minut dla siebie.
Alicja – ale masz fajnie, korzystaj…
Danuśko, pomysł mi się podoba, bardzo!
A za moim oknem wielki śnieg…
…myślę o Żabie, czy zdążyła uciec przed tym śniegiem, a może tam nie pada?
To już prędzej śnieg ucieknie przed Żabą.
Żabo, ahoj!
Co zrobiłaś ze śniegiem???
Gadam z Żabą, uciekła, jedzie i żyje, jest za Piłą.
Żaba by chciała, żeby trochę przymroziło – tak -2, -3 stopnie i żeby co rusz nie tajało, bo konie kopytami mieszą błoto na podwórku i przyjdzie jej chyba garncarstwo uprawiać.
Jak jest za Piłą, to się zaraz zacznie ta zakrętowa karuzela.
Osoś wyszedł znakomicie, jedna i druga wersja (bez śmietany). Miałam nadzieję, że zostanie na jutro, ale wzięło i wcięło 🙄
http://alicja.dyns.cx/news/Osos.JPG
To teraz zapodam przepis na sałatkę, którą kombinowałam, poczytawszy o warzywku.
Jarmuż przemrożony, potem pokrojony, do tego grapefruit i sok z onego, a maliny były pod ręką, dekoracyjne takie i jak najbardziej pasujące.
p.s.
Kartoszki miały być parisienne, czerwone, ale Jerzoru się pomięszało, a w końcu chozi o to, żeby smakowało, skonkludował.
Alicjo – świetnie wygląda. Ja jem jutro ososia (co to go miała Żaba zjeść) jest sporo ale już pokrojony.
Idę spać. Jako napój toastowy i nasenny służy mi dzisiaj wino owocowe, które był sprokurował Lucjan, mąż Inki. A udała mu się rzadka sztuka : zrobił wino owocowe (wiśnie, maliny, dzika róża) półwytrawne. Niezwykle trudno jest uzyskać wino owocowe mało słodkie, które by nie miało kwasu fermentacyjnego. Udało się – b.zimne, jest pyszne. Ma ok 14-15 %
Zapachem kawy,
co nozdza przenika,
unoszac wyobraznie,
gdzies.
Lykam i czuje,
ten swiat co gdzies znika,
mowiac spotkamy sie gdzies.
dojechałam o 01:40
BRA!
Przejechałam dzisiaj ze 100 km więcej niż do Warszawy.
Przegalopowałam przez dzisiejsze komentarze.
Ja się skaleczę!
Cóż, Stara Żaba jaka jest każdy widzi, i co pan zrobisz? Nic pan nie zrobisz!
Nisiu, masz słuszną rację – śnieg się zzupił (od zupy) i dało się przejechać mimo wielkich obaw mojego drugiego dziecka z pierwszego małżeństwa, które to nawet dzwoniło, akurat byłam z Inką i Lucjanem u Pyry, donosząc, że wielkie ilości tego białego lecą z nieba na nasze drogi i jej sie samochód ślizga, i co to będzie, ach, co to bedzie? Wytłumaczyłam niebodze, ze jak tyle pojeździ, co mamusia, to byle zawieja jej nie przestraszy, ona ma prawo jazdy od jesieni 🙂
Jedynie na „5 jezior” był nieco przymarznięty, ale za to trzymał sie na drzewach – bajkowo było!
Nowy, pal swiatełko, ja już gaszę!
P.S. Byłam na obiedzie w „Pasibrzuchu” – doniosę dokładniej później co nieco 😀
Ja się skaleczę!
Nici ze spania, psy podniosły alarm. Pług jeździ! A po kiego, jak rano już wszystko spłynie?
Zabo, jestem.
Dzisiaj caly dzien w domu, snieg sypal od rana, pierwszy tej zimy i jak zwykle w takich sytuacjach paraliz zycia. Nie wychodzilem z domu, nie liczac wypadu do pobliskiego sklepu, ale nareszcie moglem wiecej czasu poswiecic na czytanie – lektura byl znowu Coetzee, tym razem „Zywoty zwierzat”. Rozwazania nad naszymi prawami do braci mniejszych, ich odczuwaniem i spojrzeniem na swiat itd. Ksiazka, ktora z czystym sumieniem moze czytac chyba tylko Krysiade, nie ja, ale ktora mimo wszystko przykuwa i oddalic sie nie daje.
Dobranoc. 🙂
Bardzo mila wiadomosc – brawo dla AR!!!
Pół do ósmej, a tu zaledwie szarzeje. Żadnego śniegu nie uświadczyć. Ponoć teraz zima i już się do wiosny zbkiżamy. Nie wierzę: nie ma zimy – nie ma i lata.
Dalej nie umiem się wpisać u Grubej Kreski.
Ha…u mnie jeszcze światełko się pali, bo czytam wspomnienia Danuty W. Jedno mi się rzuciło w oko po przeczytaniu kilkudziesięciu stron. „Mąż to, mąż tamto…”, ani razu nie wypowiada jego imienia i nie nazywa go inaczej.
Bardzo sucho (jak na mój gust) – mąż.
Haneczko, nie nazywaj Jurka „panem mężem”, bo a nuż z widelcem tak Ci zostanie 😉
U mnie na zewnątrz -16C, właśnie zerknęłam na termometr.
Chyba się udam pod kordełkę… Dobranoc!
„bilardzę i żubrzę” – Haneczko, to jest piękne 😆
Pyro-na zimowe krajobrazy możesz wpaść do stolicy.
Rano jeszcze nas trochę przysypało.
Nie muszę dzisiaj rano wychodzić z psem.Latorośl na nogach od 7.00 rano! Była na spacerze z psem,którego ma pod opieką przez najbliższy tydzień,a więc przy okazji
i z naszym.W pakiecie z czworonogiem ma pod opieką zaprzyjaźnione mieszkanie,a w nim dobrze zaopatrzoną lodówkę i zalecenie,by czerpać z niej garściami.
Zatem czerpie.Ja lecę sprawdzić w mojej opcje śniadaniowe
Zgago-brak nam Ciebie !!!
Alex 🙂 bardzo ładnie o tej kawie (1.45)
Wczoraj część mini zjazdu piła gruzińską,z tygielka.
Ło Matko-znowu się powtarzam.
Rano x 3 ! Tym razem nie mogę zwalić na wino 🙁
Właśnie, gdzie Zgaga?
Dzień dobry Blogowisko, życzę wszystkim miłej niedzieli. 😀
Żabo, ten cwibak, którego przepis podałaś, różni się tylko ściśle podaną gramaturą i nazwą, od tego, który na każdy wyjazd robił nam Tata – w naszej rodzinie, nazywał się „chlebem biskupim” (może w Jego „świętej” książce kucharskiej była taka nazwa).
Gdyby nie to, że cała rodzina uwielbiała ciasta, ciasteczka, to można by sprawdzić, czy jest zjadliwy po tygodniu a tak znikał po 2 dniach. 😉
Pyro, ja oprócz wieloosobowego towarzystwa, „zazdraszczam” warszawiankom (i warszawiakom) bliskości Centrum Kopernika. 😀
Wczoraj sobie przygotowałam mak do makowca – myślałam, że zrobię całą porcję, ale czytałam po nocy i ….. maku ostała się jeno połowa. 🙁 Idę szybko robić ciasto, bo niedługo nie będzie nawet na ćwierć przepisu. 😉
Mini-fotoreportaż z mini-zjazdu gruzińskiego :
https://picasaweb.google.com/109990791430941218162/20120122?authkey=Gv1sRgCM-DmLKc6YrDEg&feat=email#5700375942318301602
Dziewczyny – coście zrobiły Miłościwie Nam Panującemu, że wygląda nieco przestraszony? Jak to miło zobaczyć lubiane i sympatyczne osoby choćby w okienku z obrazkami.
Zgago – dobrze, że już wylazłaś z norki.
Dzisiaj raczej niewiele będę się udzielała blogowo, bo mam zajęcie, po południu przyjdą wnuki, czeka cd Broniewskiego i inne takie.
Danuśka!
Dziękuję za reportaż. Zazdroszczę.że nie mogłam być z Wami przy tym gruzińskim stole.
Pyro-siła złego na jednego !
Pięć bab i On jeden,ale dał radę 😀
llllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllll
Bigos prawie ugotowany. Kupiłem kilka dni temu dużą główkę kapusty, 2 kilo kapusty kwaszonej 1,5 kilo łopatki , kilo kiełbasy, dwie puszki całych pomidorów kartonik przecieru pomidorowego.
Coś mnie skusiło żeby do przesmażonej pokrojonej w kostkę łopatki dodać na koniec aceto balsamico z Modeny. Zgłupiał chłop czy co… Bigos polski a on włoskie wynalazki do bigosu. Dodałem spróbowałem i rewelacja.
Pewnie zasługa bardzo dobrej kapusty . Aceto wyczuwalne w bigosie jako wyrafinowana mgiełka.
Chce ktoś ?
Mogę się podzielić. Garnek 11 litrów pełny po przykrywkę.
Chyba mam to po babci: mniej nie potrafię 🙂
lllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllll
Próba zaczerwienienia się.
llllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllll
Kresko – powiedz, jak mam się do Ciebie wprowadzić na blog. Bigos mi też zawsze wychodzi hurtowo ale balsamico? Raczej nie.
Pyro najpierw trzeba kliknąć w wyraz komentarz, wtedy pojawi się okienko do wpisania komentarza potem :
1. Wpisz tekst do ramki.
2. Nacisnij Select profile…
3. Nacisnij Name/URL
4. Ukaze sie ramka Name – wpisz w niej swoj nick.
5. Nacisnij Continue.
6. Nacisnij Post Comment.
Gruba Kresko-Ty może za dużo nie kombinuj i po prostu zostań z nami…
Wszelkie eksperymenty lubię,sama w permanentnym eksperymencie polsko-francuskim od ponad 25 lat 😉
Chociaż muszę przyznać,że francuska część tego eksperymentu jest dosyć ortodoksyjna i nie lubi,kiedy dopisuje się jakieś nowe nuty do tradycyjnych,kulinarnych melodii z nad Loary i Sekwany 🙂
Zgago, niegdyś niechcący zrobiłam próbę trwałości tego cwibaka. Otóż moja Mama przysłała mi razem z ciastami wielkanocnymi (Mama piekła na całą rodzinę) dwa takie, zapakowane w pergamin. W odróżnieniu od keksów, do których dodaje się masło, te – wiesz jakie są, można adwersarzowi głowę rozbić celnym walnięciem – znane były jako „Keks Babci Misi”. Ponieważ nie było to ciasto typowo wielkanocne, a raczej na wycieczki, więc wsadziłam je do blaszanego pudła na chleb. Pudło zaś stoi głęboko na półce w spiżarni, za kolejnym pudłem. O keksach zpomniałam i zupełnie przypadkiem po DWÓCH latach trafiłam na nie. Okazało się, ze nic nie straciły na wyglądzie, smaku i jakości. Zostały pożarte do ostatniej okruszynki
Nóż odwrotnie
biegną lokaje do hrabiego,
bo drzwi przecięły na wpół
nowego oddzwiernego…
„od lat juz uczę was i uczę,
te część przynoście,
gdzie są klucze!”.
zapytano radio jerewan,
czy jest jaki sposób na trolle?
odpowiedź: polubić.
@pyra:
zagadka:
jak poznański prokurator wojskowy strzela sobie w nos,
to w jaką cześć ciała powinien sobie strzelić poznański kucharz?
Usłyszałam, że dziś jest Międzynarodowy Dzień Śniegu / !/ i już wiadomo , dlaczego napadało u nas tyle śniegu. Padało od wczorajszego wieczora do rana. Trochę bez sensu, bo temperatura wynosi ok. + 2 st.C i kapie z dachów. No i władze gminne czy sołeckie zapomniały zupełnie o odśnieżaniu.
Żabo,
bardzo się cieszę, że ogłosiłaś termin kolejnego zjazdu. Choć i bez tego wiele osób już myślami wybiegało do września. Ja na pewno. I wypytam wówczas Eskę o to, jak robi swoją śmietanę i czy możliwe jest dokonanie tego w zwykłych warunach domowych. U nas można kupić prawdziwe wiejskie mleko, z czego nie korzystam, bo niewiele go piję, ale śmietana to zupełnie co innego.
Alicjo,
kiedy czytałam książkę Danuty W., uderzyło mnie to samo co Ciebie. Nigdy nie pisze o mężu po imieniu/ tak będzie do końca/, tylko mąż albo nawet samo W. Dziwne. I moim zdaniem świadczy o chłodzie emocjonalnym panującym w tym związku albo też o nieokazywaniu uczuć.
Wczoraj zupełnie niespodziewanie wybralismy się do cyrku. Właściwie zostalismy tam wysłani, bo syn wręczył nam bilety. Z takich rozrywek zupełnie już wyrosłam, ale po pierwsze był to kanadyjski/ ponoć słynny/ Cirque du Soleil, a po drugie miałam okazję zobaczyć halę sportowo- widowiskową Ergo Atena na granicy Sopotu i Gdańska. W nowoczesnym cyrku naturalnie nie ma już zwierząt/ na szczęście/, nadal są akrobaci i klauni. Jest też zespół muzyczny i śpiewaczka. Owszem, wszystko bardzo efektowne, ale raczej dla młodych widzów.
Stwierdziłam, że ten rok rozpoczęłam bardzo kulturalnie i rozrywkowo: trzy razy byłam w kinie/ ” Sherlock Holmes”, ” W ciemności” i dziś ” Rzeź” Polańskiego/ raz w teatrze/ za tydzień drugi raz/, jedno spotkanie towarzyskie u mnie w domu/ czyli tzw. domówka 😉 / i cyrk. To całkiem nieźle.
Krystyno,
zbierzesz śmietanę, pod spodem będziesz miała kwaśne mleko – możesz lekko podgrzać i po jakimś czasie „wytrąci” Ci się ser. Trzeba to zebrać i w worek płócienny, żeby się serwatka odcedziła do końca, a ser zbił w sobie, potem jeszcze deseczkę na to i przycisnąć czymś ciężkim, do całkowitego odcedzenia serwatki.
Serwatka na zimno z odrobiną koperku jest znakomita i bardzo zdrowa. Znając siebie, zanim co – wypiłabym kwaśne mleko 😉
Witam Szampaństwo, o poranku było -16C 🙄
STYCZEŃ…prawda…
Alicja
22 stycznia o godz. 16:25
najlepsza jest skarpeta!
p,s,
albo onuca, ale dobrze przechodzona,he,he…
Wracając do łososia w imbirze i miodzie – doszliśmy do wniosku, że jest to alternatywa całkiem kusząca, bo ten klasycznie smażony po jakimś czasie się znudzi.
Lubie łososia wędzonego jako dodatek do kanapek, a „zamierzam się zmierzyć” z gravlaxem.
Zima z okna u Bonnie:
http://alicja.dyns.cx/news/IMG_8836.JPG
Re Gruba Kreska i bigos i aceto balsamico.
Ja zawsze uzywam butelki czerwonego wina przy gotowaniu bigosu: szklanka do potrawy, reszta do kucharza 🙂
PS Pani W. mogla pisac „malzonek”. To byloby jeszcze fajniej.
Dzień dobry,
Teksty Alexa (1:45) też mi trafiają de serca.
Alex, dziel się z nami częściej Twoimi strofami.
Tutaj szaro i wilgotno, ani śladu zimy.
Re Alicja i gravlax.
Znajoma pani weterynarz ze Szwecji zaleca lososia uprzednio mrozonego z uwagi na jakies pasozyty, ktore owego mrozenia nie lubia.
Byku,
u mnie był płócienny worek, szyty w trójkąt. Skarpety były wełniane, ręcznie dziergane i zupełnie nie nadające się do serowych poczynań. A onuce były w ogóle proste, nogi można było nimi owinąć, ale ser odcedzać…w żaden sposób ” 🙄
To zła rada 😉
Czy przepis Danuśki na łososia jest w blogowych zapiskach? Chętnie bym spróbowała.
Pietrek,
ja też butelkę czerwonego do bigosu, bigos to bardzo lubi, a ja jeszcze bardziej 😉
Osoś na gravlax niekoniecznie musi być całkowicie zamrożony na kość, ale wszyscy zalecają, żeby był przynajmniej podmrożony nieco, łatwiej go wtedy kroić w cieniutkie płateczki. Pasożyty szlag trafi w międzyczasie 🙂
@alice:
okej, okej, szutki stroit´
Co to jest adres URL? Co się tam wpisuje?
Pojmuję, że szutkujesz 🙂
Krystyno,
nie wpisałam jeszcze przepisu na ososia, bo MĄŻ tak mi ostatnio pousprawniał ustrojstwo, że sam się w tym pogubił i wziął był zgłupł. Chwilowo nie ma czasu, ale jak go znam, zabierze się za, bo mu spokoju nie da. Nie, bynajmniej nie ja, tylko że miał coś ustawić i nie wyszło, jak miało wyjść 🙄
Przepis na ososia mam zilustrowany foto krok po kroku, zaraz to pozbieram, może uda mi się wrzucić.
Pyro,
jesli masz własną stronę, to wpisujesz adres (owo URL). A jak nie masz, lub nie chcesz podać adresu dla publiki – nie wpisujesz nic.
Jestem dumna i blada – tylko 3 dni (trzy) zajęło mi poznanie tajemnicy odwiedzin w kawalerskiej garsonierze blogowej./ Może jeszcze się czegoś nauczę!.
https://picasaweb.google.com/115054190595906771868/Osos#5700493496576243602
Pyro, ja się uczę razem z Tobą. 😉
Alicjo, piszą mi, że nie ma takiej strony. 😯
Mimo, że zrobiłam z 3/4 przepisu, to „makowczyk” urósł kobylasty. Jutro zawożę połowę Siostrzenicy. Jest pyszny – choć dziwnie mało maku w nim – nawet nie „siadł” o 0,5 cm. 😉
Pokpiwam sama z siebie, że muszę mozolnie opanowywać mądrości dostępne dla mojej Wnuczki (jak wiadomo nie jest to Dziewczę mocarzem intelektu i nie ma takich ambicji). Z drugiej strony w ciągu kilkudziesięciu lat swego życia przeżyłam prawdziwą rewolucję technologiczną i to nie tylko w ostatnich latach. Jeszcze mój Ojciec lubił mieć dobre wieczne pióro ale notatki pisał stalówką lub kopiowym ołówkiem. Ok. 50-tki kupił sobie maszynę do pisania i stukał dwoma palcami. Był nieufny wobec wind – owszem, w pracy jeździł ale był windziarz; potem u mnie w bloku sam musiał wybierać guziczki. A ja potem kroczek dalej – do klawiatury włącznie ale swobody w poruszaniu się po tej nowości nie mam. Mam za to determinację żeby do GK na kotlety.
Zgago,
dobrze, żeś mi przypomniała – zapomniałam upublicznić 🙄
Szklana muzyka -:)
http://www.youtube.com/watch?v=r7imjb7Xpns
…pamięć mam znakomitą, czyli krótką.
Zerknęłam za okno, zima trzyma, kominek sprawuje się świetnie,
wracam na kanapkę do lektury. Wciąga, bo jak mówię – jestem po babsku ciekawa.
Ciekawość – pierwszy stopień do wiedzy 😉
Gdy Broniewski był już bardzo pijany, seplenił. Łokoń, lądra, uraczki. Wiadomo, poeta, a jego wrażliwe i emocjonalne podejście do żon przyjaciół to wręcz piękna esencja 🙂
Przyznaję się – słowo „mąż” zupełnie mnie nie razi, lubię także słowo „żona” 🙂
A ja wolę „pana męża” od „mojego męża” 😉
Tak mi trudno źle o Broniewskim… Ja znałam takich ludzi, co to do partyzantki w wieku 15 lat (np Ojciec Inki) albo na front 16 latkiem, chleba i kaszy nie zawsze dostali, samogonu albo spritu bombę codziennie; bo to pomagało przetrwać. A potem nieśli w sobie tę wojnę do śmierci, chorzy na wojnę, zatruci wojną. Nie wszyscy pozornie – tata Inki nie pił, nie lubił. Nie doczekał półwiecza, zmarł na zawał. Jasiu R. – znakomity aktor, baryton operetki poznańskiej, kolega gen.Jaruzelskiego z tego samego plutonu zwiadu 5 pułku, z tego samego namiotu – nie wyszedł na scenę bez pół litra. Pijaniutki wtaczał się po schodach i śpiewał porywająco „Piosenkę Freda” w „My fair Lady”. Zmarł dość późno, wyniszczony głodówką – nie mógł jeść, tylko pił. A przy tym najmilszy, najlepszy, bardzo kulturalny pan. Nie znoszę pijaków, a Jasia kochałam, jak każdy, kto go znał. Więc kiedy myślę o Broniewskim, pamiętam takich, jak on. A On jeszcze pisał i to jak.
Alino, a propos Twoich kieliszków – choć to na pozór mało oczywiste – pamiętasz Wielką Improwizację?
…”Ja, mistrz, wyciągam dłonie
i kładę je na szklanych harmoniki kręgach”…
Mechaniczna wersja kieliszków:
http://www.youtube.com/watch?v=_XPfoFZYso8&feature=related
Sylwia Chutnik w temacie pani DW http://www.polityka.pl/spoleczenstwo/felietony/1523361,1,kawiarnia-literacka.read
lllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllll
Nie jedliście?
No to poczytajcie:
http://nadzwyczajny.blogspot.com/2012/01/woowina-z-kobe.html
lllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllll
Konrad na szklanych gwiazdach grał, a harmonika to właśnie te mechaniczne kieliszki 🙂
Jeszcze jedno – Nie znam poziomu inteligencji wnuczki Pyry, a zdanie o nim babci wnuczki znam. To ogromna różnica. Być może wnuczka jest genialna. Piszę te słowa z myślą o wnuczce, bo nawet jeśli nie potrafi czytać, ktoś mógłby jej powiedzieć, że się z Pyrą zgadzam 🙂
lllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllll
Wołowina z Kobe
Za górami, za lasami nie tak dawno temu jadłem kotleta. Ach, cóż to był za kotlet!
Był to najdroższy kotlet świata. Był dużo droższy niż osławione amerykańskie hamburgery w płatkach 24 karatowego złota.
O wołowinie z Kobe napisano już tysiące artykułów. Ale nie wszyscy, którzy o niej pisali mogli sobie na nią pozwolić. Ja mimo , że nie mogłem sobie pozwolić to jadłem 🙂 . Nawet kucharza w ekskluzywnej restauracji nie był stać. Wołowinę przyrządzał po raz pierwszy…
Do przyrządzenia najdroższego „kotleta” posłużyły cztery piękne kawałki roastbeffa . czyli wołowej międzyżebrówki. Pół kilo każdy.
Kilogram takiego mięsa kosztuje w Japonii około 450 funtów. W Polsce jest do kupienia pochodzący z Australii lub USA 4-5 kilowy kawałek za 2000 zł Dlaczego aż tyle ?
Bo to najcenniejsza część krów Wagyu rasy Tajjima-uchi Tajima-gyu ,
Bydło tych ras pierwotnie było wykorzystywane przy uprawie ryżu jako zwierzęta pociągowe.
Obecnie to najbardziej dochodowa część hodowli bydła w prefekturze Hyogo.
Karmione jest wyłącznie suchą karmą składającego się ze zboża, siana oraz piwa. Ja też gdy chcę się zrelaksować to piję piwo. Niestety tak jak u nich, u mnie też tu i ówdzie odkłada się marmurkowy tłuszczyk. Mogę się pochwalić , że wyglądam jak rzymski senator, z marmuru oczywiście. Poza tym tak jak one słucham Bacha …
Tylko mnie masować nikt nie chce 🙂
Sukces marketingowy sprawił, że bydło Wagyu hodowane jest na całym świecie. W Europie głównymi hodowcami są Hiszpanie i Irlandczycy .
Hiszpańskie krowy podobno preferują czerwone wino.
Wołowina którą jadłem usmażona została wyłącznie z dodatkiem soli i pieprzu. Nic więcej. „Kotlet” był nadzwyczajny, niezwykle delikatny z maślanym posmakiem.
Dodatkiem były ziemniaki pod serową kołderką. Palce lizać.
lllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllll
Łosoś w cieńkie plasterki krojony?
Nie, po stokroć nie!
Dlatego nabywam łososia na stacji benzynowej (nawet gorzej, bo na stacji LPG) 🙂
Zjazdowicze wiedzą o co (i jakiego) chodzi 🙂 🙂
P.S. Nisia ma też wspaniałe źródła i to zaraz koło domu, hi, hi…
Nisiu, dzięki Twojemu skojarzeniu obejrzałam i wysłuchałam wspaniałego Holoubka, dziękuję.
Haneczko, wielkie dzięki za link. Już przebieram nogami, żeby Psiapsiółka skończyła czytać tę książkę. Jak na razie limit zakupu książek mi się wyczerpał, bo inaczej już bym ją czytała.
Od nowego roku inwestuję w bajki, kołysanki itp. 😉 😀
Jak nie skopiuję, to na pewno łyknie 🙁
Pamiętam te byki z „Mondo Cano”.
Były masowane i pojone piwem z butelki prosto do pyska
Zgago, mogę Ci wysłać moją 🙂
Zgago,
Trzymam kciuki za te „bajki, kołysanki, itp” 🙂 .
Haneczko, dziękuję, ale Psiapsiółka mieszka 2 dzielnice ode mnie i wczoraj „straszyła”, że niebawem skończy. 😀
Ewo, piękne dzięki, trzymaj dalej. 😆
Dobry wieczór Blogu!
Gravlaksa kroi się w cienkie plasterki tuż przed konsumpcją, a wtedy żadnych bakterii w nim nie ma, bo wyzdychały od tego cukru, soli i koperku 😉
Mnie także nie razi, gdy jakaś kobieta opowiadając o swoim życiu o swoim mężu mówi „mój mąż”. Opowiada przecież o sobie, a dla słuchacza czy też czytelnika jej mąż jest „jej mężem”, a nie Lechem, Zdzichem czy Kotkiem. Przecież wiedzą, kogo mają przed sobą (Danutę Wałęsową, a nie „żonę Wałęsy”).
Tutejsze kobiety też tak mówią. Te ze starszej generacji mówią „On”, w Polsce czasem „Mój”. Mam znajomych, gdzie dzieci o swoich rodzicach mówią „Helga” i „Thomas”. Też się jakoś przyzwyczaiłam 😉
Dzień był wietrzny, pochmurny i deszczowy. Dojazd do trasy biegowej zablokowany przez śnieg i powalone drzewa, do trasy saneczkowej – przez unieruchomioną kolejkę linową 🙁 Pozostał tylko długi spacer do jeziora i z powrotem. Pod wieczór wiatr rozwiał chmury, zrobiło się wiosennie i błękitnie, jeziorem pędziły białe grzywacze, a nad wodą polatywało stadko mew i lokalne kaczki… Przewietrzyliśmy się całkiem zdrowo 🙂
W drodze powrotnej zebraliśmy w ogrodzie brukselkę, była na kolację z ziemniakami puree i duszoną jagnięciną, do tego Montepulciano d’Abruzzo.
Ja Waga, nie Byk. Masowanie owszem, kark mam ostatnio okropnie sztywny. Poję się samodzielnie 😉
No tak, mnie deszcz z wiatrem zatrzymał w domu, a Nemo wypędził 😆
Haneczko, jak tam Twoje nogi po tych 10 km. klasycznym ? 😉 😀
Nemo, u mnie znowu tylko gdzieniegdzie leżą placki śniegu, wśród kałuż. A wczoraj było jeszcze tak pięknie, biało.
Placku – moja Wnusia czytać umie. Numer „Twojego imperium” starcza jej na tydzień lektury. A że jest to moja jedyna wnuczka, na dodatek wielce urodziwa i pozbawiona złych skłonności, ze spokojem mogę oceniać jej ambicje życiowe (harlekiny – oddaje bo za długie i takie „ciężkie”). Moją ksywą rodzinną dla Wnusi jest Barbie.
Obrzydliwa, śnieżna breja po deszczu padającym większość część dnia.
Na obiad była jagnięcina pieczona w czerwonym winie i buraczki.
Odpadły, Zgago 😆 Zwłaszcza, że byłam już po tenisie i w trakcie bardzo gruntownego sprzątania kuchni 🙄
Haneczko, te kuchenne forhendy i bekhendy mogą wykończyć. 😉 😀
„Badania nad alkoholem wykazały, że:
Wódka z lodem = atakuje nerki !
Rum z lodem = atakuje wątrobę !
Gin z lodem = atakuje mozg !
Whisky z lodem = atakuje serce!
Wygląda na to, ze ten cholerny lód szkodzi na wszystko!”
Mnie też nie razi „mąż”. Ale jak występuje w co trzecim-czwartym zdaniu, to mi się zaczyna mnożyć mężami przed oczyma 🙄
Alicjo – J.Kwaśniewska, którą lubię o swoim ślubnym nie mówiła inaczej, niż „małżonek” – z szacunku do urzędu. Mnie to niemożebnie śmieszyło. Zauważ, że p.Danuta ze swoim rozprawia się bez znieczulenia ale stoi za nim murem. Podziela jego poglądy, fobie i sympatie. Ona się rozprawia, bo żona ale reszcie wara. To je ważne, co je moje.
Nawiasem mówiąc, bardzo ciekawe te wspomnienia. Autorka często podkreśla, że nie pamięta wielu szczegółów i rozmów – nie dziwię się, jak się ma tyle zajęć, nie ma czasu na prowadzenie dziennika. Zresztą pewnie nie myślała o tym, że kiedyś zechce to wszystko uporządkować i wydać drukiem, a było o czym pisać!
Doczytałam dopiero do połowy, spora książka.
Pyro,
zauważyłam. Często sie z nim nie zgadza, ale w razie czego jest solidarna i pilnuje stada. Widać, że twarda kobieta i nie da się zjeść w kaszy. Podoba mi się taki charakter.
Tak myślałam, że Ci się spodoba Alicjo 🙂
Alicjo, tylko wódka z wodą nie szkodzi, na 100 g wódki kropelka wody.
Wracam do cukierni – tak mnie naszło wieczorkiem. Czy ktoś, gdzieś spotkał prawdziwą stefankę z czekoladą? Nie licząc w dzieciństwie ukochanych ptysi (w Poznaniu – wieczniki, a w słownictwie młodej Pyry – śmietniki, bo ze śmietaną) więc prócz śmietników, najbardziej kochałam stefankę z pracowni kawiarni „Ludwiżanka”. Potem jeszcze trafiałam gdzieniegdzie na to ciastko ale żadne się nie umywało do tamtych.
Mąż czy małżonek , sprawdziłam czy nie zmieniły się zasady,które pamiętałam.
Nadal nie używa się „małżonek” dla określenia swojego męża i odpowiednio „małżonka” dla żony.
http://niekalecz.blox.pl/2010/03/Malzonek-malzonka-wspolmalzonek.html
Małżonka nie cierpię jeszcze bardziej niż mojego męża 👿
Tak, Gostuś, tak właśnie. Dlatego ten „małżonek” p.JK był taki zabawny. Mnie tylko jeszcze brakowało formuły „mój prawowity MAŁŻONEK” byłoby jeszcze bardziej napuszone. Ale kobietę rozumiem – to na zasadzie : dla mnie Olek, dla Was Mój Małżonek.
Jak wiecie mam dłuuugi staż w świętym stanie małżeńskim za sobą. Jarek, było na codzień; Mój Pan i Władca – uj, z przekąsem i mało sympatycznie. Kiedy zaczynałam mówić b.grzecznie, b.poprawnie i cichutko, to było bardzo niedobrze i każdy komu życie miłe schodził mi z drogi. Mąż nie zawsze miał instynkt samozachowawczy na swoim miejscu i wtedy – Andrew i Katriną do spółki to zefirek niewinny.
Jeżeli już robię przed snem małżeński rachunek sumienia to myślę, że Jarek powinien być zadowolony – był jedyną (prócz Ojca) osobą na świecie, która potrafiła doprowadzić mnie do furii. Zapytajcie znajomych – jestem osobą dosyć zgodną i niezbyt trudną w codzienności, chociaż i dosyć osobną, ale wybuchy, furia, bunt? Zarezerwowane dla osób specjalnych.
Ma się rozumieć Pyro. Furia tylko dla najbliższych. Dalsi i tak nic z tego nie zrozumieją 😉
Alicjo,
a ja mam troche inne zdanie na temat Pani Dw.
Mam wrazenie, ze byla osoba bezrefleksyjna. Co drugie zdanie – nie pamietam. To ludzie z Jej otoczenia pamietaja wiecej, a przeciez jej zycie toczylo sie w oku cyklonu.
Nie rozgladala sie na boki, z klapami na oczach prula do przodu. Marzenie o zamozpojsciu sie ziscilo, czego prosta konsekwencja sa dzieci /do wypeku – ze zacytuje Pyre/ i stad tez to delektowanie sie slowem „maz”.
Moze, gdyby pisala to Pani Chutnik, odbior bylby inny. Pan redaktor zostawil nam chyba za duze pole manewru.
Ja to bym sie chociaz troche ogrzala w tych promieniach….
Nowy,
dzieki za podpowiedz. Do Copiaque pojade niebawem. Sloninka jest mi potrzebna do szpinaku i tych znakomitych golabkow „Pomorskich”.
Jesli chcesz posle Ci ksiazke o Danucie. Bezzwrotnie. Media Mail kosztuje grosze. Nie to co w Polsce.
What is media mail?
Grazynko,
Media Mail to wysylanie ksiazek, dokumentow i tp.
Placi sie na poczcie symboliczne pieniadze, ale trzeba zaznaczyc „Media Mail”.
W Polsce to chyba nie funkcjonuje, bo ja za przesylka zaplacilam tyle samo ile kosztowala ksiazka /sic/ ! Pomimo, ze nadawca zaznaczyl na kopercie Media Mail.
Dziękuję Miodzio 🙂
W Polsce nie ma takiej opcji- nic mi przynajmniej o tym nie wiadomo.
Dobranoc.
Chociaż wiesz co Miodzio…coś mi się przypomniało – kiedyś wysyłało się dokumenty taniej niż inną korespondencję . Koperta musiała mieć obcięty narożnik a na zewnątrz napis „DRUKI”. Ale to było „kiedyś” gdy wysyłałam jakieś druki. Teraz nie wiem jak to jest,ale w przyszłym tygodniu zapytam na poczcie – jak nie zapomnę.
Tak Grazynko,
napewno w Polsce to funkcjonuje, moze juz nie druki i nie obciety rozek, ale napewno jest jakas mozliwosc. Jesli to zglebisz, to b. prosze – daj znac.
Spij dobrze.