Kolekcja w płynie

Nigdy niczego nie kolekcjonowałem. I zapewne z tego powodu nie potrafię zrozumieć tej pasji. Zwłaszcza gdy dotyczy ona wina. Mam wprawdzie kilkadziesiąt butelek wina i w domu i w chałupie na wsi ale utrzymując ten zbiór na stałym poziomie stale go zmieniam. Wypijam (na ogół z przyjaciółmi) to, co jakiś czas leżakuje i kupuję nowe butelki. Są jednak ludzie traktujący wino mniej użytkowo. Oto w „Czasie Wina” znalazłem artykuł „Kosztowny bakcyl”, jego autorką jest Agnieszka Pączka-Torrelli. To bardzo ciekawy tekst:

„Nie znam wartości mojej piwnicy – z rozbra­jającą szczerością mówi Michel Chasseuil, były inżynier lotnictwa, który w 1990 ro­ku odszedł z Dassault i całkowicie poświęcił się nowej pasji, która stała się dla niego religią par excellence. Michel kolekcjonuje unikatowe wina i rzadkie alkohole z całego świata. Jego piwnica uznawana jest za najpiękniejszą i największą pry­watną kolekcję na świecie. Zważywszy na to, że liczy ponad 37 tysięcy butelek, z których wartość niejednej sięga kilkudziesięciu tysięcy euro, za sza­leństwo poczytuje się jej właścicielowi, iż dotąd nie korzysta z osobistej ochrony.

Ci, którzy z Chasseuilem mieli do czynienia, twierdzą, że to człowiek niezwykle skromny i dys­kretny. Sam o sobie mówi, że nie jest majętny, a ko­lekcja do niego nie należy. – Zajmuję się nią jak kustosz zbiorami Luwru, nie zamierzam tych win sprzedawać ani konsumować – tłumaczy. – Zde­cydowałem, że staną się światowym dziedzictwem ludzkości – dodaje z uśmiechem.

Czego tu nie ma! Kolekcja Romanee-Conti, wszystkie roczniki od 1904 roku, kolekcja Petrus, od roku 1945, całe d’Yquem i Clos de Vougeot, w tym wyjątkowe butelki z roku komety – 1811. Kolekcje rzadkich lub nieistniejących już crus. Takie rarytasy jak węgierski Royal Tokay Essencia 1901 z herbem Habsburgów, do których butelka należała. Chateau Gruaud-Larose 1865 z zatopio­nego w 1872 roku w wodach Morza Poludniowo-chińskiego okrętu Maria-Teresa. I podobno jedyny znany dziś egzemplarz portugalskiego Quinta do Noval rocznik 1931.

Choć Chasseuil siedzi na górze pieniędzy, jego zbiory stanowią dla niego przede wszystkim wartość sentymentalną. – W 1985 roku na aukcji w Wersalu kupiłem dwie butelki Syracuse 1850, płacąc za obydwie trzy tysiące franków – opo­wiada. – Wartość każdej z nich szacowana jest obec­nie na 30 tysięcy euro, ale ja nie pozbyłbym się ich nawet za trzykrotność tej ceny! – zapewnia.

Kim są zatem kolekcjonerzy win? Czym tłuma­czyć ową determinację, gotowość do walki o coś w istocie tak ulotnego, jak kilka kieliszków płynu, i zapłaty zań ceny zupełnie oderwanej od rzeczy­wistości?

Blogujący miłośnik wina Jacques Berthomeau pisze na swej stronie: „Gdy na kanale informa­cyjnym zobaczyłem jegomościa, który oświad­czył, że ma zamiar przepuścić pokaźną sumkę na zakup butelki Chateau d’Yquem (…), mającej wzbogacić jego kolekcję, której to butelki, rzecz jasna, nigdy nie otworzy, ogarnęła mnie awersja podobna do tej, którą odczuwam przy okazji au­kcji obrazów Van Gogha, które lądują w sekret­nych sejfach egzotycznych rajów podatkowych. Dla mnie obraz istnieje po to, by go oglądać. Na ścianie prywatnej lub publicznej – to bez znacze­nia. Zamknięcie go oznacza jego śmierć. Potwarz dla artysty. To nieprzyzwoite. Co do naszych drogocennych butelek, jakkolwiek prestiżowe one są, istnieją po to, by je wypić, by czerpać z nich przyjemność, szczęście i radość ze wspólnego ich smakowania”.

Kolekcjonerów dla kolekcjonowania Berthomeau nazywa frajerami, którym należałoby tworzyć limitowane serie placebo, by w ten sposób chro­nić przed nimi prawdziwe trunki. Anthony Bar­ton właściciel deuxieme grand cru classe Chateau Leoville-Barton podczas oglądania jednej z takich zamkniętych kolekcji, radził właścicielowi: –  Suge­ruję, aby zainwestował pan jeszcze w korkociąg.”

Jestem podobnego zdania. Kolekcjonować można puste butelki a winem poczęstować spragnionych.