Skromnie jadał Pan Marszałek
Dziś Święto Niepodległości. Warto z tej okazji wspomnieć człowieka, któremu w dużej mierze to zawdzięczamy. Zajrzyjmy więc na stół i na talerze Marszałka.
„W latach dwudziestych życie towarzyskie elit rządzących krajem nie dostarczało jeszcze zbyt wielu tematów do plotek i barwnych anegdot – twierdzi Maja Łozińska. Za wzór stawiano surowy, żołnierski styl życia Józefa Piłsudskiego. Marszałek na przyjęciach i rautach pojawiał się zwykle na krótko, a w dodatku zupełnie nie był zainteresowany ich wyszukaną częścią kulinarną. „Zadawalała go najskromniejsza kuchnia, ale jadł tylko to co lubił” – pisała w swoich wspomnieniach Aleksandra Piłsudska. „Mimo to, że pochodził z Wileńszczyzny, nie znosił kołdunów i bigosu (…) zawsze bardzo lubił różne słodkie leguminy i domowe ciastka. Nasza wieloletnia służąca Adelcia, pochodząca według życzenia męża, tak jak wszyscy ordynansi ze święciańskiego powiatu Wileńszczyzny piekła doskonały kruchy placek z masą suszonych śliwek i zapiekaną pianką na wierzchu. Zawsze też były w domu litewskie sucharki zrobione ze specjalnych bułeczek, posypane cukrem i cynamonem. Herbatę pił często, bardzo mocną i słodką. Za kawą nie przepadał. Przy łóżku stał zawsze talerz z owocami i pudełko landrynek. Mocniejszego alkoholu prawie nigdy nie pił, ale bardzo lubił od czasu do czasu kieliszek dobrego węgrzyna”. Po przewrocie majowym państwo Piłsudscy jesienią i zimą w każdą pierwszą środę miesiąca urządzali herbatki w Belwederze dla bliskich znajomych, a także członków rządu, przedstawicieli kleru, zagranicznych ambasad i oficerów. Wszystkie koszty przyjęć zawsze pokrywali z własnej kieszeni. Piłsudska opowiadała, że pensja Naczelnika Państwa była tak skromna, że „po jednym obiedzie reprezentacyjnym nie starczało potem do końca miesiąca”. Wspominał o tym również generał Jan Jacyna, generalny adiutant Naczelnika: „W chwili objęcia przeze mnie stanowiska, budżet naczelnika państwa nie przekraczał kilkuset tysięcy marek miesięcznie, wtedy kiedy Prezes Rady Ministrów Paderewski, a następnie i jego zastępcy mieli do 10 miljonów miesięcznie na wydatki reprezentacyjne”. Jacynie również przysługiwał dodatek reprezentacyjny w wysokości 100 marek miesięcznie – para oficerskich rękawiczek kosztowała siedem razy tyle.”
Ale co to były za miliony?
Komentarze
Witam wszystkich bardzo serdecznie i świątecznie.
Z okazji naszego Święta Niepodległości – składam wszystkim najlepsze życzenia.
Serdecznie pozdrawiam wszystkich Blogowiczów w dniu Święta Niepodległości!
Kuda mi do Marszałka lecz jak i on jadam tylko to co lubię.
Dziś rocznica nam przypada
jedenasty listopada
a do tego
jedenastka w końcówce roku pańskiego
Pozdrowiątka od zwierzątka
Echidna
To chyba jednak inne uczucie miec milion w kieszeni, a nie zwykla stowe.
Dzien dobry wszystkim dobudzonym.
Moja nieodzalowanej pamieci tesciowa, zwykla byla jeszcze lata po wprowadzeniu PLN ceny wymieniac wylacznie w milionach. A te liczby trwaly przeciez tylko stosunkowo krotki czas i mialy to do tego, ze rosly z kwartalu na kwartal i dla nas, bedacych poza tym systemem, nie stanowily nigdy jakiegos odnosnika i do dzis nie wiem, co mozna bylo na koniec za taki milion kupic.
Nadal szaro-buro, tylko chlodniej.
Zycze wesolego swietowania, a nie gry wylacznie na czarnych klawiszach.
pepegor
Marszalek, ach Marszalek! Marszalek na sucharkach! Za to na jakich z cukrem i cynamonem! Nawet w dobie kryzysu i podejrzanych milionow moza dzieki wymyslnej recepturze stworzyc przysmak.
Witam Blogu – Wszystkich i Każdego!
Dzisiaj zmieniam pozycję i zamiast w milczeniu, ale wiernie i uważnie czerpać z innych i od innych, chciałam spytać, czy ktoś wie, co się dzieje z Pyrą. Od wczoraj ani razu się nie odezwała.
Wymyśliłam,że w ramach radosnego świętowania pójdę zwiedzać
ul.11 Listopada.Dzisiaj przewidziane zwiedzanie z przewodnikiem
o godz.12.00,zbiórka róg Stalowej i 11 Listopada.
Może ktoś z Was też pozwiedza? Ja mam sentyment do tych rejonów,
bo tamtejszymi ulicami chodziłam do mojego liceum Władysława IV.
Nisiu-do befa burginiona makaronowe wstążki,a potem prosta sałata z winegretem i sery.Oczywista oczywistość,że wszystko w towarzystwie przyzwoitego czerwonego wina 🙂
O godz.11.11 wyrusza Bieg Niepodległości.
A w kinach bilety po 11 złociszy.
Też mnie niepokoi nieobecność Pyry 🙁
Dzisiaj Poznań obchodzi św.Marcina ;kulinarnie gęś z pyzami (tymi drożdżowymi) i rogale pod wezwaniem świętego.Pyra ma zatem podwójne święto.
Pyra przeprasza i prosi o cierpliwosc.
Na wskutek nieuchronnego postepu technicznego, po wymianie modemu, dekodera, wlacznie z operatorem jest odcieta od swiata i poza telefonia (co za szczescie) nie dziala u niej w tej chwili nic. Z tego co wywnioskowam, znosi to z fasonem.
A ja przy biurku, a przy mnie Uva Highlands i dobrze sie mamy.
Witam świątecznie 🙂
a skoro o milionach mowa, to pozwólcie, że i ja coś na ten temat dodam. Pozwolę sobie przypomnieć komu, między innymi, Polska zawdzięcza silną powojenną złotówkę.
Tą osobą był dziadek Włodka, ze strony matki, doktor ekonomii, Marian Głowacki. Z prawdziwą dumą przytaczam fragmenty naszego rodzinnego archiwum.
Doktor Marian Głowacki ekonomista, dyrektor Departamentu Akcyz i Monopoli Państwowych Ministerstwa Skarbu w rządzie Grabskiego, współautor i współorganizator reformy finansowej wprowadzającej złotówkę jako walutę obowiązującą w okresie międzywojnia. Była to reforma równie bolesna, co niezbędna. Wartość dolara wynosiła przed reformą ponad 10 milionów, będących wówczas w użyciu, marek polskich. Po reformie za jeden dolar płacono 5,18 złotego. Złotówka miała wartość franka szwajcarskiego. Grabski powołał Głowackiego na to stanowisko natychmiast po otrzymaniu nominacji od prezydenta RP. Obaj panowie znali się z działalności w Polskim Sejmie Dzielnicowym w zaborze pruskim, w którym to sejmie Głowacki przewodniczył Komisji Organizacyjnej. Głowacki działał też w czasie zaborów w tajnym Komitecie Obywatelskim. Był pomysłodawcą czterech monopoli: spirytusowego, tytoniowego, zapałczanego i soli, które pozwoliły w znacznej mierze podreperować budżet państwa. W czasie Powstania Wielkopolskiego powstańcy powierzyli mu pieczę nad ich kasą. Po odzyskaniu niepodległości był dyrektorem Warty w Poznaniu. Na prośbę swojego przyjaciela Grabskiego, zrezygnował z tej posady i przeniósł się z rodziną do Warszawy. Zmarł przedwcześnie, na niezwykle groźne w tamtych czasach, zapalenie płuc.
Jego grób znajduje sie na Powązkach.
Wdowa z trójką dzieci przeniosła się do Szamotuł pod Poznaniem.
Jego starsza córka to matka Włodka. Syn, był tu już wspominany z racji pasji żeglarskich. Włodzimierz Głowacki, więzień Pawiaka i obozu koncentracyjnego w Sztutowie, tuż po wojnie na placówce w Berlinie z ramienia rządu Mikołajczyka, był znanym żeglarzem, instruktorem, działaczem i międzynarodowym sędzią żeglarskim, autorem historii żeglarstwa. Prawnik, ekonomista, dziennikarz. Założyciel i pierwszy redaktor naczelny miesięcznika „Morze”. Autor tekstów i melodii wielu piosenek żeglarskich. Flagowy żaglowiec Kapitan Głowacki nosi imię na jego cześć. Włodzimierz Głowacki, ku ogromnej konsternacji całej rodziny, przywiózł z Berlina, tuz po wojnie, niemiecką żonę. Mimo, że była ?piękna jak anioł? cała rodzina, znająca doskonale język niemiecki, rozmawiała z nią tylko po francusku, który to język nie był silną stroną pięknej Katarzyny.
Wujkiem rodzeństwa Głowackich był znany archeolog profesor Józef Kostrzewski, który zrekonstruował osadę w Biskupinie. Profesor był postacią niezwykłą. Przed wojną udowodnił, że Berlin był osadą Słowian Łużyckich. Hitlerowcy wkraczający do Polski mieli jego nazwisko na listach proskrypcyjnych. Ukrywał się przez całą wojnę. Po wojnie komunistyczne władze błagały go o to żeby ogromny, przydrożny krzyż, jaki stał w jego ogrodzie, przynajmniej przeniósł na tyły domu w Strzeszynku. Dziadek, bo tak do niego mówiliśmy, ani myślał słuchać. Żył według własnych reguł i tak samo odszedł. Kiedy odwiedziliśmy go na dwa miesiące przed śmiercią powiedział, że ma do skończenia korektę książki i do napisania artykuł. Potem może spokojnie umrzeć, bo zrobił już wszystko, co zamierzał. Tak też było. W listopadową niedzielę 1969 roku odprowadził swoją ulubioną cioteczną wnuczkę, siostrę Włodka, do torów, tylko ona dostępowała tego zaszczytu, i jak zwykle udał się na popołudniową drzemkę. Zasnął na zawsze.
Dzisiejsze święto będziemy celebrować z naszym wnukiem Kacprem praprawnukiem Mariana.
Po południu, jak co roku, weźmiemy udział w wieczornicy organizowanej przez przyjaciół. Kultywują oni tradycję śpiewów domowych. W ich wielkim domu spotyka się zwykle ponad czterdzieści osób w różnym wieku. Są śpiewy, chętne dzieci recytują, grają na instrumentach. Wspominamy tych, którzy trudzili się dla przyszłych pokoleń.
A potem jest wielka biesiada. Potrawy tradycyjne. Podobnie trunki.
Radosnego świętowania 🙂
Chodzi rzecz jasna o złotówkę z międzywojnia.
Pozdrawiam w Dniu Niepodległości a do tekstu Gospodarza pozwalam sobie dodać kilka słów o wspomnianym w nim innym naszym wspaniałym rodaku, I.Paderewskim.Ostatnie lata[edytuj]
Ignacy Jan Paderewski – Project Gutenberg eText 15604.png
W 1922 wyjechał ponownie do USA, gdzie powrócił do koncertowania. Za odbycie trasy koncertowej po Stanach udało mu się zarobić 500 tys. dolarów, sumę jak na owe czasy „astronomiczną”. Później zajął się także działalnością charytatywną (w 1932 na występ Paderewskiego w Madison Square Garden przybyła rekordowa liczba widzów ? 16 tys., a dochód z tego koncertu artysta przeznaczył na bezrobotnych amerykańskich muzyków). W tym czasie otrzymał wiele tytułów i odznaczeń, m.in. tytuł lordowski od brytyjskiego monarchy Jerzego V.
Po śmierci Piłsudskiego w 1935 Paderewski współtworzył tzw. Front Morges[4]. Organizacja ta, opozycyjnie nastawiona wobec polskiego reżimu autorytarnego, miała charakter centroprawicowy, a jednym z jej głównych założycieli był generał Władysław Sikorski. Front Morges domagał się demokratyzacji życia politycznego w kraju, ale również postulował wybór Paderewskiego na prezydenta Polski.
Po wybuchu II wojny światowej Paderewski wszedł w skład władz Polski na uchodźstwie. Został przewodniczącym Rady Narodowej Rzeczypospolitej Polskiej w Londynie, która stanowiła substytut Sejmu na emigracji. W 1940 wyjechał ponownie do USA, aby tam znów prowadzić działalność niepodległościową. W 1940, mimo podupadającego zdrowia, udał się raz jeszcze do USA, by działać na rzecz Polski. Spowodował między innymi uzyskanie przez rząd Sikorskiego kredytów na uzbrojenie polskich sił zbrojnych na Zachodzie. W czasie II wojny światowej jego nazwisko naziści niemieccy umieścili na liście wrogów III Rzeszy tzw. Czarnej Księdze.
Danuśko, poszłabym z Tobą na to zwiedzanie, oj poszła… Opiszesz 🙂
Nisiu, ja też, podobnie jak Danuśka, podaję najczęściej makaron (tagliatelle) a czasami puree z ziemniaków.
Echidno, pozdrowienia 🙂
No więc tagliatelle (zastanawiałam się, czy nie podać czegoś, co się mniej wije, ale dobrze, dam wstążki), puree mi się nie chce robić, zresztą nie lubię, bo za tłuste i konsystencją niebezpiecznie zbliża się do pianki, fuj. Co najwyżej proste, tłuczone pyry… ale makaronu nie trzeba obierać, więc wygrywa w castingu.
Wino mam, sery mam, tylko, cholerna dżuma, sałaty zapomniałam kupić. Zrobię jakąś mieszaninkę pomidorowo-cebulowo-paprykową z ledwie dostrzegalnym tchnieniem fenkuła…
Wina mam nawet dwa do wyboru, bo albo burgundzki pinocik z powodu burginią, a poza tym montepulciano z powodu, że w środku befa siedzi primitivo do Manduria, a więc włoskie do włoskiego.
Nie było mojej ulubionej gorgonzoli dolce, więc kupiłam coś, co się nazywa gorgonzola DOP. Wiecie może, co to ten DOP???
Blog obrani, Blog poradzi, Blog przenigdy cię nie zdradzi!
obroni…
Dzien dobry,
Zycze wszystkim refleksji i wypoczynku z okazji Swieta.
W Wielkiej Brytanii i krajach dawnej Wspolnoty Brytyjskiej obchodzimy dzisiaj Dzien Pamieci (Remembrance Day).
Uroczyste obchody w niedziele, ale minuta ciszy czcilismy dzisiaj pamiec poleglych w wojnach.
Wiekszosc ludzi ma tez wpiety w klape papierowy kwiat maku – tak Legion Brytyjski zbiera srodki na pomoc weteranom i ich rodzinom.
Wzruszajace.
Te literki to gwarancja wysokiej jakości. Produkt tak sygnowany jest pod kontrolą organizacji producenckiej a nazwa jest zastrzeżona. Swoje literki mają przecież i wina, i inne sery a także wędliny i mięsa.
D.O.P. = Denominazione d’Origine Protetta, znaczy nie podróbka.
Dzień dobry Blogu!
Jotko,
bardzo ładnie wspomniałaś zasłużonych członków rodziny. Bawcie się dobrze, wszyscy, w to radosne święto! 😀
Ja skorzystałam dziś z 11 proc. zniżki i nabyłam sobie 2 trykotowe sweterki-bluzeczki 😉
Teraz przymierzam się do pieczenia ciasta – tortu Sachera. Jutro o świcie udajemy się w okolice Stuttgartu na 123. urodziny (dwojga przyjaciół 😉 ). Spodziewanych jest ponad 50 osób 😯
Nisiu, ja bym nie robiła sałatki bo sos winegret i czerwone wino to niezbyt dobre zestawienie, same sery powinny wystarczyć. A może już jesteście po obiedzie? Smacznych chwil przy stole 🙂
Tutaj też zbierane są datki dla weteranów i potrzebujących pomocy, symbolem jest chaber. Organizacja nazywa się Le Bleuet de France (La memoire se transmet, l’espoir se donne – Przekazujemy pamięć, dajemy nadzieję).
Nemo- to ładna feta się szykuje 🙂
Alino-zatem opisuję :
Zwiedzanie rozpoczęliśmy od kamienicy,w której mieszkał dobrze znany
Warszawiakom dziennikarz Wiech-Stefan Wiechecki.
Do pensji dziennikarza dorabiał prowadząc sklep spożywczy,który zresztą nadal funkcjonuje.W tym sklepie moja Mama chętnie swego czasu kupowała śmietanę.To była taka śmietana,co nożem kroić,jak od Eski 🙂
A tu przy okazji drobny fragment felietonu Wiecha :
Poszłem wczoraj z Azorem do tej całej wścieklizny,żeby go zaszczepić w ramach akcji. Jakżeśmy dotaskali się do Starostwa na Szmulkach, ogonek paniusieczek i starszych facetów z pieskamy ciągnął się od bramy, przez podwórko i po schodach na pierwsze piętro. Bo chociaż było po alfabecie, wszyscy, jak to u nasz, czekali do ostatniego dnia.
– Rasowy?
-Poczwórnie.
-To znaczy,że jak?
-Znaczy nogi jamnika, morda buldoka, uszy wyżła, ogon owczarka-
a razem,uważasz pan, mój pies.
”
Potem były opowieści o kolejnych przecznicach ul.11 Listopada:
Stalowa-bo przez 10 lat za czasów zaboru rosyjskiego była tu huta stali,
Konopacka-od hrabiego Konopackiego,bo założył ten fragment Pragi-
Nową Pragę,Środkowa-bo była niegdyś główną ulicą tej dzielnicy.
Szwedzka-od potopu szwedzkiego.
Na ul.11 Listopada są do dzisiaj budynki dawnych rosyjskich koszar,
w których do tej pory mają siedzibę różne wojskowe instytucje.
I jeszcze trochę ciekawostek,ale nie będę was zanudzać,bo większość
z Was nie zna tej ulicy.
Osobiście zakończyłam zwiedzanie w cukierni,gdzie kupiłam na świąteczny deser kruche babeczki ze śliwkami 🙂
Dzień dobry,
w Poznaniu dziś kulinarnie – przede wszystkim rogale marcińskie! 🙂
https://picasaweb.google.com/110943463575579253179/PoznanSwMarcin#5673753231827226626
Dzięki za wyjaśnienia i dobre rady. Moi goście mają teraz próbę, a przed koncertem wpadną się nawtykać. Zapcham ich srem DOP.
Witam przedpołudniowo.
Pogoda piękna na oko, temperaturowo 3C.
Wczoraj wieczorem dostałam cynk, że surfiści – kajtowcy jadą dzisiaj na Sandbank zakończyć sezon. W związku z czym wpadną na nocny popas około 20-tej. Co podać na kolację – jeszcze nie wiem.
Zaraz…na początek mogę moją zupę z dyni na ostro. Na drugie…co na drugie?
Pomocy!!! Tylko coś w miarę prostego, bo mam dosyć zajęty dzień
Na śniadanie tradycyjnie jajecznica z pieczarkami, bo podobno (według nich) robię najlepiej, niech im będzie, dla mnie tym lepiej.
Surfistów-kajtowców jest dwoje.
A to bez związku z powyższym:
https://picasaweb.google.com/115054190595906771868/November112011
U nas dzisiaj też dzień świąteczny. Jagusiu. Gratuluję paranteli! Książki Głowackiego są nie tylko ozdobą mojej bibloteki zeglarskiej ale i źródłem wiedzy.
Z tego wszystkiego połknąłem podwójną dawkę Oxycodone-Acetaminophenu, tak żem nieco naćpan jest. Wszystko odbieram na popielato. Niiech się święci!
Hmmmm…
Widać tak się świętuje Święto Niepodległości.
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114883,10629229,Regularna_wojna_demonstrantow_z_policja.html
U mnie żadne święto, typowy piątek, korci mnie, żeby zademonstrować, ale chwilowo nie mam pomysłu, przeciwko czemu. Tak ogólnie może, przeciwko?
Witam.
Wnuki wróciły do Polski po 8 latach. Przygotowanie do szkoły, tu cytat z blogu córki
„dzielnie nadrabiamy zaległości z polskiej szkoły, mamy dwa miesiące na przerobienie calego roku, ale idzie dobrze.
Leon pyta:
L: mamo co to są sudzki?
m: ?
L: tutaj piszą że Józef coś pił – jakieś sudzki, ale ja nie wiem co to są sudzki.”
U nas dzisiaj święto – ale bez wielkich fanfar, to miałam na myśli – i bez zamieszek. Dzień Weterana.
Nasz Kanadyjczyk, weteran obu wojen, zmarł parę miesięcy temu.
Ale popatrzcie, co ciekawego znalazłam, oto trzech ostatnich żyjących weteranów obu wojen, wśród nich Polak:
http://en.wikipedia.org/wiki/List_of_surviving_veterans_of_World_War_I
http://pl.wikipedia.org/wiki/J%C3%B3zef_Kowalski_%28weteran%29
Alino – U Ciebie pamięć podtrzymują chabry, a u mnie maki, uwiecznione w wierszu kanadyjskiego chirurga, Johna McCrae, uczestnika drugiej bitwy pod Ypres. Stracił tam swego najbliższego przyjaciela, a Boulogne-sur-Mer stało się Jego miejscem spoczynku.
Mak w klapie i pamięć w sercu to tak niewiele w Dniu Pamięci, a tyle dla mnie znaczą.
Na polach Flandrii falują maki
Pomiędzy krzyżami, za rzędem rząd
znaczące nasze miejsce; a w niebie
Skowronki śpiewają nieustraszenie
Ledwo słyszalne wśród huku dział dudniacym stąd.
To my, Polegli.
Zaledwie wczoraj
Żyliśmy, poranek czuliśmy, łunę zachodu widzieliśmy,
Kochaliśmy i nas kochano, a teraz leżymy
Na polach Flandrii.
Podejmij naszą walkę z wrogiem:
Pochodnie; weź ją i nieś wysoko.
Jeśli zapomnisz o nas, co legli,
To nie zaśniemy, choć maki rosną
Na polach Flandrii.
http://www.youtube.com/watch?v=NkKEynoTwp8
W Polsce dzisiejsze święto koncentruje się wyłącznie na odzyskaniu niepodległości. Niby słusznie, bo to wynika z jego nazwy i intencji jego ustanowienia, ale , moim zdaniem, dobrze byłoby podkreślić bardziej pamięć o uczestnikach I wojny światowej.
Czynne świętowanie dotyczy w zasadzie większych miejsowości. A że Warszawa wyróżnia się w taki sposób, to bardzo przykre. Takie uroczystości, jakie organizuje Jotka i jej znajomi, to raczej bardzo sympatyczny wyjątek możliwy w środowisku bardzo zintegrowanym. W małych miejsowościach – cisza i spokój. Mimo święta ” dozwolone ” są różne prace domowe i przydomowe. Ktoś nawet we wsi piłował rano drewno, ale krótko. W ramach przerwy w nicnierobieniu zajęłam się moimi kaktusami, które stały cały czas na balkonie i właściwie o nich zapomniałam. Dopiero zdjęcia Ryśka z parku kaktusów i nocne przymrozki przypomniały mi, że czas przenieść rośliny do domu. Z obowiązków kulinarnych dziś byłam zwolniona, bo grillowaniem karkówki zajął się mąż i bardzo dobrze sprawdza się w tej roli.
Dziś w Gdyni miałą miejsce Parada Niepodległości. Doszły mnie wieści, że nawiedził ją ksiądz Natanek/ dla niezorientowanych : to taki enfant terrible polskiego kościoła/ i chciał przewodzić paradzie, ale udaremniono te chwalebne próby.
Ponieważ rogale marcińskie są produktem regionalnym, w gdyńskich cukierniach występują rogale marcjańskie. Wypadałoby spróbować nawet tych nieoryginalnych, ale kiedy chodzę po mieście, nigdy nie mam ochoty na słodycze.
Wracając do kulinariów i wpisu Aliny (16:11),
otóż dawno temu zdumiało mnie, że w naszych restauracjach sałatę podaje się na samym poczatku (oczywiście wcześniej bagietka i masełko, żeby gość nie umarł z głodu, zanim podadzą danie główne).
Jeśli zamawiasz sałatę, dostaniesz ją na początku, żeby ci się to nie kłóciło z winem, i żebyś tego wina zamawiał(a) jak najwięcej.
Do dań warzywka są dobierane tak, że wino się z nimi nie kłóci – bez żadnego winegretu.
Typowy obiad – biesiada w restauracji to jakieś 3 godziny. Godzina przed (wtedy te bagietki i sałaty), godzina konkretnego jedzenia, no i deserowo-winna godzina.
https://picasaweb.google.com/Eska.ska/GesiarkaGliniana#5673798183285761154
Dzisiaj kulinarnie rozpieszczała nas córka… Dzicze żeberka, trzy rodzaje sałatek i szarlotka z bezą. Pyszności. Goście byli zachwyceni.
Żeberka duszone były w załączonym na zdjęciu garnku rzymski który w mojej kuchni znakomicie się sprawdza.
Łobróć to zdjęcie do góry nogami, Esko 😉
Nikt mi nie doradza, to chyba zrobię makaron i coś gulaszo-podobnego
O, dziwne, bo przed chwilą nie było do góry nogami 😉
Łobróciła 😉
Paskudnie zimno i bylejako jest teraz. Jak sobie pomyślę, że jutro surfiaści i kajtaści będą się pławić w jeziorze (to nie łódka wszakże!), to przechodzą mnie dreszcze, no ale każdy ma swoje zboczenia 🙄
Wyskoczyłam na chwile do sklepu – głupia, nie pomyślałam o fotoaparacie, a przecież było co sfotografować – po drodze jest Royal Canadian Legion – taki „dom weterana”, gdzie się nasi weterani spotykają.
Dzisiaj dwie flagi na dwóch masztach – kanadyjska, i jedna „weterańska”, z czerwonym makiem na białym polu.
Obie opuszczone do pół masztu na znak pamięci.
Dzisiaj obiad świąteczny. Zupa ogórkowa „Cud” copyright Ewa. Potem krewetki w sosie ananasowym ze wstążeczkami. Lekarz zabronił, ale z okazji święta, pół łyczka Chablis
Oj tam oj tam, Cichal…nie takie rzeczy lekarze zabraniają! Wszystko, co lubimy, podobno niedobre dla naszego zdrowia 🙄
Uprasza się o podanie przepisu na krewetki w sosie ananasowym.
Alcjo, jak zjemy i nikt z nas nie zejdzie oraz jak zapamiętam…
Jak znam życie, przeżyjecie 🙂
U nas już po schabowych, Jerzor pojechał po jakieś tam wiktuały i napitki, ja się napijam czerwonym dla lepsiejszego trawienia, no i gotuje zupę z dyni.
Doszłam do wniosku, że o takiej porze goście dostana zupę jako danie gorące, a potem – co na stole. Goście dali znać chwilę temu, żeby żadnych takich-tam, oni przyjadą po obiedzie.
Ale na zupę są skazani, tak łatwo to nie ma!
o, zdjęcie kręci się jak głupie aż pokrywka z garnka spadła i szafki się powychylały.
Alicjo. Zeszkliłem cebulę. Ciachnąłem dwa płaty ananasa, wycisnąłem parę ząbków plus dyżurne, dmuchnięcie rozmarynu, tymianku i „wędzonej” papryki. Na końcu zalane słodką śmietanką ze szczyptą mąki. Zagotować. Obok na maśle krótko krewetki i hotoweee! Durny nie zrobiłem zdjęcia. Na jasnobrązowych kluchach (whole wheat) kremowy sos i różowe robale. Dla dekoracji czerwone pomidory. I pierwsze krople (dosłownie) alkoholu po miesięcznym suszeniu!
Kawał histori Jotko, co opisałaś o Twojej rodzinie jest imponujące, dla mnie przynajmniej , tylko zazdrościć można, przy nienaruszonej przyjaźni.
Na innym blogu napisałem, że o rok starszy brat mojej matki tak sobie wyobrażał życie króla, że temu podawano jednego kartofla, a reszta, to były karminadle.
A to tylko dla tego, że w związku z ostatnim wystąpieniem senatora Kutza, ktoś puścił link na jego film o stosunkach panujących tam, zkąd akurat pochodzę (Perła korony).
Ona była najmłodszą z jedenaściorga rodzeństwa, a ojciec jej zginął śmiercią górniczą (1918), kiedy ona nie skończyła jeszcze pięciu lat.
Przepraszam, tak mi jakoś dzisiaj jest.
skąd, może, albo jeszcze inaczej?
Raczej „skąd”, pepegorze, pytasz – nie błądzisz 😉
Ja lubię Kazimierza Kutza. On jasno i wyraźnie mówi, oso mu chozi.
Można się nie zgadzać, ale zawsze warto porozmawiać.
Muszę polecieć do tyłu, bo wreszcie mam czas do leniwienia się.
W kominku ogień się pali.
To już chyba ostatni raz,
zanim nam założą gaz.
(się rymnęło…http://www.youtube.com/watch?v=mAmxCl-YAdUa)
Co ja się naupraszałam Jerzozwierza, żeby rozpalił 🙄
W końcu sama to zrobiłam 👿
No to jak już zrobiłam, to nagle – to ja się tym zajmę. Cholera!!!
Będzie mi szkoda kominka, niech tam sobie będzie ten wkład gazowy, ale…TO NIE JE TO!!!
Idę popłakać, łza mi się z prawego oka, otarłam ją prawym palcem, zapomniałam, że jalapeno dopiero co krajałam 🙄
O to się mi szło, znowu zlały mi si sznureczki 🙄
http://www.youtube.com/watch?v=mAmxCl-YAdU
ę
5577 – taki kod, wszystko się dzisiaj układa.
Bylem w Poznaniu i rogale jadłem – i to jakie! Przez samą Pyrę upieczone, bardzo dobre, bardzo.
Wstąpiłem niby na chwilkę, a znacznie przekroczyłem czas na pierwsze wizyty przeznaczony. Stamtąd się wychodzić nie chce!!!
Pochodziłem też po ulicach – tłumy ludzi, na szczęście było bardzo pogodnie, chociaż zimno.
Jutro jadę do Nałęczowa.
Dobranoc. 🙂
Wszyscy swietuja,
ja tez,
ogladalem defilade,
przeszla.
Wystapienia byly,
szkoda piora.
Swieto mielismy,
bokserskie.
A dzis czas na,
sady i wyroki.
Sedzia-wszyscy winni,
pokornie spoleczenstwo,
udalo sie do kata.
I tak stoja,
jak sieroty,
dopoki im ktos nie powie,
ze czas na zmiany.
Nie sumuj się Nowy. My również popełnilińmy gafę towarzyską obdarowując Pyrę naszym towarzystwem poza normę wytyczoną tzw savoir-vivre`em.
Mam nadzieję ku uciesze obu stron.
E.
Pyry nie można urazić sawjor-wiwrem, Pyra gości i najchętniej by zatrzymała jak najdłużej.
Wiem, znam te klimaty, chciałam ponadużywać, to Jerzora gdzieś gnało i się nie dało 🙄
Pyry golonka… mmmmmm…wiem, co mówię!
Rogali marcińskich u nas nie ma, ale jadłam dziś rogala bydgoskiego. Bydgoski, bo z cukierni Sowy, a tam są wyroby wypiekane właśnie w Bydgoszczy i rozwożone do licznych sklepów i cukierni tej firmy. Bardzo mi smakował. Te rogale są niewielkie w przciwieństwie do oryginalnych marcińskich, ale czytałam niedawno, że cukiernicy poznańscy także chcą zmniejszenia rogali, bo mniejszy rogal jest tańszy, więc więcej osób może je kupić. Chodzi o to, aby rogale w tym mniejszym rozmiarze nadal pozostały produktem regionalnym.
Zazdroszczę Nowemu, że miał okazję zjeść rogale upieczone osobiście przez Pyrę.
Dawno już nie piekłam pasztetu, więc kupiłam co trzeba i włożyłam do garnka. Potem maszynka zmieli wszystko, a ja tylko doprawię.
Moi śpiewający goście pojechali do domu – wyżyłam się jako matka karmicielka i na jakiś czas mi starczy. Chociaż dla nich mogłabym gotować codziennie, byle mi śpiewali.
Na wszelki wypadek zapisuję się na lekcje śpiewu, bo nawet wizja tego, że Nisia mogła nakarmić ryczących beef bourguignon bez sałaty mnie nie przeraża, wręcz przeciwnie. W ostateczności, gdyby bardzo nalegała, przywiózłbym ze sobą chrupiące bułeczki by nawet odrobiny głównego dania nie przegapić, może garść powoli pieczonych, małych pomidorów. Koniak, na następną ucztę – bo odrobina koniaku nikomu jeszcze w beef bourguignon nie zaszkodziła 🙂
Najchętniej ryczałbym tak
Moi surfiści- kaj- tego tam też wyjechali, zostali zaopatrzeni w słoiki marynowanej dyni i śliwek w occie. Jak sobie pomyślę, że ja tu w ciepełku, a oni się katują gdzieś tam na wodzie (na własne życzenie!), to natychmiast wyskakuje mi gęsia skórka.
Koniak w takiej sytuacji bardzo wskazany, lepszy niż czysta, oczywista.
Placku, bułeczki chrupiące były, koniak też, aczkolwiek nie wlałam go do befa. Do picia królowało portugalskie wino o raczej paskudnym jak na nasze standardy nazwisku… kto zna?
Wino całkiem dobre. Do serów porto. Dla amatorów whisky.
Nie musisz się uczyć śpiewać. Wpadaj, dam Ci jeść i zagramy w skrabla.
A – co do pieśni – już wiem, skąd jedni moi przyjaciele, też śpiewający, oderżnęli pomysł i melodię do swojej piosenki o zatopionym jachcie…
Może to się zresztą nazywa twórcza inspiracja.
Nisiu – W skrabla zagram bardzo chętnie, nawet jeśli nie zgodzisz się na użycie słów twórczafuzja czy mateusrose. Dziękuję 🙂
Dzień dobry,
Wróciłem z Nałęczowa zahaczając o Kazimierz. Oczywiście pięknie. We wtorek znowu tam jadę. Sprawozdania ze zdjęciami będą po powrocie do Stanów.
Pyry nieobecność na Blogu jest usprawiedliwiona i spowodowana brakiem internetu tylko.
Czytam dodatek specjalny Polityki, a w nim bardzo ciekawy artykuł „Bosko szatańska” – o kawie.
Nieco dalej, dla miłośników psów – „Postaw się, a psa wystaw”. Niestety, jeden ze śródtytułów zgrzyta jak borowanie zębów – sztuka groomingu i handlingu. Tam też czytamy np. o „trymowaniu” i „handlerach” Czy naprawdę nie ma polskich odpowiedników, czy też autorka chce pochwalić się znajomością języków? Albo ja, ogrodniczek jeden, po prostu przesadzam (a to akurat umiem robić) i się nie znam.
O, już widzę, jak gracie w skrable…czasu nie starczy na gadanie 😉
A tego sie nie odpuszcza.
Jerzor naprawia elektrykę, lampę oświetlającą wejście na schody do domu, mam zakaz dotykania czegokolwiek elektrycznego.
Niczego nie dotykam, tylko tego, co aktualnie jest „na chodzie”.
Nazwy trymowania chyba nie da się spolszczyć (odkłaczanie???), ale ja bym najchętniej w ogóle zabroniła trymowania – czyli wyrywania psom tzw. martwych włosów specjalną szczotką. Raz to zafundowałam mojej Szancie i nigdy więcej tego nie zrobię. Biedna psina męczyła się półtorej godziny, podczas kiedy pani szczotkowała ją raczej brutalnie.
Od tej pory strzygę moją owieczkę i też wygląda ładnie.
Alicja, zagraj z nami!
Nisiu, dzięki.
Nie wiedziałem, że z tym słowem wiążą się psie tortury – ja kiedyś „trymowałem” żywopłoty, ostatnio fryzjerka „trymowała” moje włosy, ale nic przy tym nie wyrywając, a po prostu je przycinając. Jak się „trymuje” psy nie miałem pojęcia, myślałem, że też je tylko strzygąc i wyrównując sierść.
Nisiu, a mnie też przyjmiecie do skrabla? Bardzo lubię 🙂
Nowy, dokąd jeszcze się wybierasz? Mały „tour de Pologne”? 🙂
Alicjo – Ja zobaczyłem coś idealnie pasującego do początku procesu zwanego przez żeglarzy Odkrywaniem Nisi i uważam Jej propozycję za idealnie do mnie pasującą 🙂
(Poza tym nigdy nie grałem w polską wersję scrabble, przegrałbym błyskawicznie i z kretesem, co z kolei mogłoby sprawić Nisi przyjemność, a to mogłoby doprowadzić do pozwolenia na obejrzenie Jej księgozbioru)
Nisiu – Nowy ma rację, ale nie o to chodzi, bo Nowy zawsze ma rację. Poddałaś Szantę procesowi grumowania nie zdając sobie sprawy z brutalności pani grumującej, ale i Ty masz rację, bo jeśli już grumować, to tylko metodą SlowGroom 🙂
Ludziska!
„Trymowanie”?! 🙄
To ja na obczyźnie od prawie 30 lat mówię – przystrzyganie, przystrzyc…ale możliwe, że jestem w mylnym błędzie.
Placku,
grumowanie?! Lepiej nie wprowadzaj tego słowa w obieg!
Idę grzanki zrobić do zupy z dyni – Jerz zaoszczędził wczoraj trochę dla się.
Grzankuję, jak powiedziałby Pan Lulek 😉
w7w7 <–taki kod 🙄
Mam do was prosbe,
znajoma z Polski prosila mnie przywiezienie jej cedar nuts (podobno maja lecznicze wlasnosci) a w Polsce dostepny jet tylko olej.
Czy cedar nuts = pine nuts (w US) czy sa to jeszcze jekies inne orzeszki o ktorych nie mam pojecia. Szukalam na internecie ale jestem zniechecona znaleziskami…
Moze ktos cos wie..
Dzieki!
nemo, pepegor, dziękuję 🙂
Świętowanie udane 🙂
Alinko,
Do objechania całej Polski jeszcze mi baaaaardzo daleko, a chciałoby się …..
Chłonę polskie krajobrazy, nawet nizinne między Warszawą a Poznaniem wydają mi się wyjątkowo urokliwe, dzisiaj wróciłem do pagórków Wyżyny Lubelskiej, czyli w swoje strony, ale na góry i jeziora nie wystarczy w tym roku czasu. Nawet w Warszawie nie odwiedzę wszystkich starych kątów.
Załatwiam też mnóstwo swoich spraw, które czekają od miesięcy, a w czwartek muszę już wracać.
Ja bym powiedział, ze to u tych psów zwykłe i ordynarne szczotkowanie. Sam miałem takiego i wiem co to znaczy, choć ten yorki był wielkości kota, aczkolwiek nietypowy był, jakby mini kuwacz (miałem na myśli tego węgierskiego od owiec, kynologów z góry przepraszam).
Dobry wieczór.
Wróciliśmy z urodzinowej kolacji u naszej polonijnej znajomości, a tam po turecku.
Doskonałab zupa na bazie czerwonej soczewicy i dalsze dania z bakłażanami, podparte mieszankami wołoiwiny i baraniny.Cuda. Co tudużo gadać, zięć gospodyni jest Kurdem.
Powiem, dobranoc.
A my trymujemy Igora i chłopak nie narzeka. P.S. Uwielbiam skrable!!
Aliicjo – Weź przykład z Igora. Resztę tego co o mały włos nie napisałem, ordynarnie wyszczotkowałem 🙂
Yoto – Zarówno olej jak i „cedrowe” orzeszki powinny pochodzić z Syberii, bo tam właśnie jedna z odmian sosen jest potocznie zwana „sibirijski kedr” i muszą być przechowywane i transportowane w niskiej temperaturze, a tak przeważnie nie jest – nasiona są mieszanką, a olej traci swe wartości lecznicze. Decyzja należy do Ciebie i dobrze mieć Cię za koleżankę 🙂
E, bo Igor to niepies…To nadpies.
Ta pani grumerka nawet była miła, tylko Szanta jest skrzyżowaniem russela z owcą i ona musiała się zdrowo napocić, żeby niepotrzebne kłaki Szanci powyrywać. Potem Szanta wyglądała jak ta lala… ale już wolę, żeby wyglądała odrobinkę kiepściej, ale niech nie musi znosić półtoragodzinnego zabiegu.
A propos, muszę ją zabrać do salonu „Psi szyk” na jesienne strzyżonko. Zimą w domu będzie ciepło i ona oszaleje z tą baranicą na grzbiecie.
Zakładamy przyblogową sekcję skrablową?
Placku,
dziekuje serdecznie!
Golono, strzyżono…skumbrie w tomacie – chcecie mieć problem, no to go macie 🙄
Yota282000
Orzeszki sosnowe (pine nuts) u nas (Kanada) występują w sklepach. Podobno na sosnach też, ale kto by się zajmował zbieraniem tychże. Wiewióry. Podejrzewam, że to one sprzedają do sklepów i na tym zbijają wiewiórczą fortunę. Co im pozwala nie spać zimą (te nasze nie śpią).
Polskie wiewióry jeszcze nie wpadły na pomysł, że na tym można mamonę zrobić. Wszystko ma lecznicze własności, nawiasem mówiąc. O orzeszkach piniowych dowiedziałam się od Jerzora jakiś czas temu, pojęcia nie miałam, że coś takiego istnieje, ale jak ogólnie wiadomo, ja jestem abnegatka pospolita i pędu do wiedzy nie mam.
Placku,
jestem tak stara, że z nikogo nie biorę przykładu i bezczelnie powtarzam po Stefanii Grodzieńskiej – już nic nie muszę. I nikt mnie nie zmusi.
Blondyno,
ja jestem okropnie uczulona na język polski (30 lat poza krajem) i dlatego to trymowanie mnie, tego tam… wkurza 🙄
Po co wprowadzać nowe, jak mamy równie dobre, od lat używane, odkąd pamiętam, przystrzyżanie.
Język powinien – i to robi – się rozwijać, ale cholera mnie bierze, kiedy bez sensu i przyczyny zaczyna się zapożyczać anglicyzmy, zupełnie bez potrzeby, bo mamy nasze polskie określenia.
Dla mnie to jest snobizm językowy, nawet nie wiem, jak to nazwać.
Może tak – angielskiego się nie nauczyć, polskiego nie znać 🙄
Ale być może jestem w mylnym błędzie 😉
P.s.
I przystrzyganie także zarówno.
Alicjo – Nie musiałaś, ale po raz kolejny rozszarpałaś mnie na strzępy, używając metod znanych mi od dziecka, a ja nie mam zamiaru odpłacać się pięknym za nadobne, bo ja Feniks jestem, magister inżynier 🙂
Nie znaczy to, że Twoje niczym nie wsparte konkluzje są dla mnie przyjemnością, wręcz przeciwnie. Jeśli kiedykolwiek poczujesz ochotę na poznanie moich opinii na dowolny temat, chętnie Ci odpowiem.
Nie wierzę, że jesteś abnegatką, bo według słownika Kopalińskiego abnegatka to flejtuch, niechluj i brudas 🙂
Pytanie dotyczące orzeszków cedrowych było poważne, moja odpowiedź także. Sam temat wart niejednego wpisu Gospodarza. Cykl książek Władimira Megre „Dzwoniące cedry Rosji” także ciekawy.
Nisiu – Żeglarze bez szemrania trymują żagle, samo słowo jest dopuszczalne w grze, pies będzie strzyżony – cóż nam więcej do szczęścia potrzebne? 🙂
Na zakończenie jeszcze jedna zła wiadomość – w Ameryce Pólnocnej zabieg trymowania nosi oficjalną nazwę stripping. Zwyczajna perfidia.
Holera
Apios virides cum suis radicibus lava et sicca ad solem.
Deinde albamen et capita porrorum simul elixa in caccabo novo.
Ex tribus eminis aquae una remanet.
Tere pieper, liquamen et aliquantum melis humore tempera et aquam apiorum decoctorum cola in mortario;
superfunde porris.
Amen.
Coś tu zbyt cicho. Podejrzewam znów awarię serwera!
Może awaria, a może blog nie warty zainteresowania.
@gospodarz:
pewnie mea culpa…
to chyba ja jestem znowu winien…
gdzie sie nie pojawie, to zaraz albo stan wojenny wprowadzaja,
albo zadyma, albo server wysiada…
raz nawet jak tylko w biurze obok komputera przeszedlem,
a jest to juz dobre cwierc wieku,
to nawalil na amen…
patrzyli na mnie, patrzyli, glowami krecili
i kontraktu nie przedluzyli.
Nie wiem,Gospodarzu,czy to serwer,czy też melancholijne,listopadowe nastroje? My staramy się nie poddawać jesiennym smuteczkom i szykujemy się świętować imieniny wczorajszej solenizantki,naszej koleżanki Renaty.
Spotykamy się już od bardzo wielu lat u Reni o tej porze i ustaliła nam się pewna kulinarna tradycja-przekąski są co roku te same, niespodzianką jest jedynie danie zasadnicze(czasem dwa drobne dania na ciepło)oraz deser.I tak co roku w okolicach 12 listopada mamy na zimno:
nóżki w galarecie (palce lizać),dwa rodzaje śledzi oraz sałatkę z pokrojonych w kostkę filetów dorsza lub mintaja(uprzednio ugotowanych) z dodatkiem drobno posiekanego pora,a wszystko w sosie majonezowo-pomidorowym.To są te żelazne punkty programu
i wiemy,że,jak zwykle,będą na nas czekać 🙂
To tak,jak z barszczem lub grzybową na Wigilię-wiadomo,obowiązkowe!
p.s.
albo sie wszyscy ziuka przestraszyli,he,he…
Placku – skąd wiesz, może akurat jestem zaprzaniec, flejtuch, brudas i niechluj? 😉 To by całkiem do mnie pasowało.
Moment, moment, ale trymowanie, to nie jest to samo, co strzyżenie. Trymer usuwa martwe włosie, które znajduje się pod żywym – tak mi to tłumaczono. Igor jest więc najpierw trymowany, później dopiero obcinany, a gdzieś tam w międzyczasie kąpany i balsamowany oraz odżywkowany (dokładnej kolejności nie znam, bo jeździ z nim Tata).
Nisiu, na pewno można pograć w scrable on-line, poszukam!
Nowy-widzę,że Twój program pobytu w kraju pełen podróży i wszelakich obowiązków rodzinnych i towarzyskich.Skoro wracasz do Stanów już w czwartek,to coś mi się widzi,że Twoje Koleżanki Warszawianki pomachają
Ci jednie z daleka i tylko wirtualnie,ale cóż zrobić 🙁
Przecież się na Ciebie z tego powodu nie obrazimy,rozumiemy.
Krystyno,
My również załapaliśmy się na rogale bydgoskie od Sowy, ale we Wrocławiu. Teściowa (pochodząca z Pyrlandii) twierdzi jednak, że w smaku nijak mają się do oryginału 🙁 .
Ewo,
jestem trochę rozczarowana, bo te rogaliki były całkiem smaczne. Ale na razie na oryginalne marcińskie nie mam szans.
Dziś wybraliśmy się do Gdańska do Muzeum Narodowego, aby obejrzeć malarstwo z Muzeum w Sibiu i niewielką wystawę obrazków Francisco de Goi zatytułowaną ” Zabawy dziecięce” z wczesnego okresu jego twórczości. Nasyciłam się sztuką i już tak nie zazdroszczę Nemo i Haneczce. Jak zwykle przy takiej okazji poszliśmy na kawę na ulicy Długiej i jak zawsze był problem, którą kawiarnię wybrać, bo jest ich tu bardzo wiele. Choć dobrą kawę w zasadzie można dostać, to znaczy kupić, prawie wszędzie. A na dworze zimno i dość ponuro; zima zbliża się nieuchronnie. Czapki i rekawiczki juz niezbędne.
Alicjo, Placku – Blondyna była szybsza i wyjaśniła sprawę trymowania. Naprawdę nie można go nazywać strzyżeniem, bo nie używa się do tego nożyczek, tylko taką specjalną szczotę. Nic się nie tnie, tylko się wyrywa. Dlatego przy skudłanej po barańsku sierści Szanty trwa to półtorej godziny i uważam, że pies się męczy.
Przypomniało mi się, jak to kiedyś nad jezioro przybyła rodzina z pięknym retriverem – pies dał się namydlić jakimś specjalnym szamponem dla psów, dał się wymyć, wypłukać. Nieopodal Jerzor z Maćkiem łowili ryby, całkiem blisko nich leżała na brzegu stara, całkiem już rozłóżona ryba. Nie poczuli zapachu, dopóki wiatr nie zmienił kierunku.
Wykąpany piesek też poczuł, przybiegł i wytarzał się w niej dokumentnie, widocznie to był jego Chanel nr.5 😉
Znowu mamy ładny, choć nieco pochmurny dzień, jest 13C. Bardzo ładny ten listopad (tu 3 razy przez lewe ramię…).
A „trymowanie” skojarzyło mi się z angielskim „to trim”, czyli przystrzyc, i zaraz sobie pomyślałam – po co zapożyczać, jeśli istnieje całkiem porządne słowo w języku polskim? 🙄
Okazuje się, że to jednak nie o strzyżenie szło.
U nas w domu lazaret – smarkanie, kichanie i ogólne rozbicie, typowe jesienne dolegliwości, chociaż ta jesień wcale nie kąśliwa, póki co. I to głównie Jerzor cierpi, ten zahartowany, któremu nigdy nic nie dolega.
Szukałam czegoś w googlach o Beacie Tyszkiewicz i natrafiłam na taki artykuł:
http://biznestrendy.infor.pl/po-godzinach/swiateczne-trendy.html
Ja wiem, że do świąt jeszcze trochę, ale poczytałam, zaciekawiły mnie „czerwone śledzie” według mamy Agnieszki Kręglickiej.
No i za nic nie uwierzę Beacie Tyszkiewicz, że w jednej filiżance do barszczu mieszczą się 32 uszka z grzybami – przepraszam, ze przepraszam, kto je lepi, krasnoludki?! 😯
Ja podobno robię małe i cieniutkie uszka (chociaż łapy mam wielkie, po Dziadku Józefie), no ale bez przesady…32 uszka na filiżankę?! To ta filiżana musi być jak waza!
Znalazłam przepis, może niekoniecznie według mamy Agnieszki K. ale już mi daje pojęcie, jak to robić. Jak się wstuka w google, to wychodzi więcej przepisów. Uwielbiam sledzie pod każdą postacią, spróbuję i to.
Święta niby jeszcze odległe, ale w przyszłym tygodniu ruszam z akcją pod tytułem USZKA, bo za 2 tygodnie będę miała mniej sprawna lewą rękę. A uszka muszą być moje! Mikroskopijne one nie będą, ale i nie będą duże. Lubię cienkie ciasto, to farsz jest ważny, a ciasto ma tylko stanowić stosowną „kopertkę” dla farszu. Są różne szkoły – moja znajoma ma na odwyrtkę, lubi grube na prawie pół centymetra ciasto i uszka wielkości…no, wielkości, dwa w filiżance to już tłok! Kiedyś mi się przyznała, że po prostu szkoda jej czasu na lepienie drobiazgu. Ja poświęcam na lepienie jeden dzień w roku, zamrażam nieugotowane w porcjach – i mam na kilka obiadów.
Inna moja znajoma życzy sobie uszka na talerzyku i barszcz w filiżance.
Ja podaję wszystko w niewielkich miseczkach, zwykle 6-7 uszek, na to szklanka barszczu, bo więcej się nie zmieści – ale zawsze można dokładkę!
Czerwona zupa już się kwasi.
http://gotowanie.onet.pl/10041,0,1,czerwone-sledzie,ksiazka_przepis.html
Mało się działo.
Nasza kwoka blogowa Pyra ,nie działa, podawałem już w piątek że jest odcięta. A reszta?
Nieodzowna Alicja jak zwykle (witam Blondynę) i jednak – a reszta.
Sam robiłem przez całą sobotę w ogródku, przygotowując na wiosnę, a wieczorem byliśmy na urodzinach, co wczoraj wspominałem. Dzisiaj u córki bawiłem wnuczkę będąc na obiedzie. Nawet nie poczytałem prasy, aczkolwiek niedziela to dzień, kiedy otrzymuję drukowany tygodnik i czytam go. Wieczorem , do teraz, zmagałem się z kompem, bo po letnim ataku wirusowym nic nie działa jak należy i już nie wiem jak dalej. Nie jestem wstanie nadać jakiegokolwiek zdjęcia do netu.
Niezła zabawa była w piątek w Warszawie. Nikogo tam nie było?
Dobrego wieczoru jeszcze.
pepegor
Pepe, a ja to pies???
Z rzadka, ale jestem.
Dziś jakiś taki dzień byle jaki. Stale mną coś rzuca o kanapę.
Takie „czerwone” śledzie robi się w moim domu odkąd pamiętam 🙂
Nisiu, dzięki za pomysł, wołowina po burgundzku jest pyszna!
Pepegorze – Ja jeszcze działam, ale to z przyzwyczajenia bo prawdę mówiąc gdy w nocy pytałem co mnie jeszcze w życiu czeka, odpowiedzią była głucha cisza i egipskie ciemności.
Małgosiu, uczciwie przyznaję, że to nie ja wymyśliłam…
Jest w porządeczku.
Wczoraj zrobiłam sobie garnek żurku i żarłam żur dwa dni, bo mi się nie chciało wyjść po chlebek… Żurek też w porzo.
Poważnie myślę, czy by nie kopnąć się jutro do Świnoujścia, odwiedzić przyjaciół, a przy okazji smażalnię „Krewetka” wedle kościoła Stella Maris… Dawno nie jadłam prostej smażalnianej rybki.
MałgosiaW,
dlaczego, ach, dlaczego nie rozgadywałaś o czerwonych śledziach na blogu?! A może ja nie zauważyłam.
Śledź w śmietanie co piątek ci u mnie był w dziecięctwie i młodości. Uwielbiam! Tyle, że tutaj raz do roku przed świętami Baltic Deli zamawia śledzie solone, a i to trzeba się zapisać, że się chce określona ilość.
A ja bym chciała tak sobie, bo mnie naszła ochota, iść do sklepu, zakupić śledzie ze cztery albo osiem, zrobić parę rolmopsów, część w śmietanie w dużym wsadem cebuli i na przykład zrobić śledzie na czerwono, o!
Wpół do piątej i prawie ciemno 🙄
Pepegor,
w Warszawie jak nic rozrabiały Warszawianki, nie będę wskazywać palcem na niektóre nasze blogowiczki. Kto wie, czy Danuśka nie była prowodyrką 😉
Nisiu,
Jerzorem rzuciło aż o łóżko, chociaż się nie poddawał, twardziel niby taki. Przed chwilą nakarmiłam, wysłałam na powrót do łóżka.
Rosołek zadysponuję wieczorem, chce czy nie – wcześniej mimo mojej łagodnej (wrrrrr!!!) perswazji nie chciał.
Wszystkiemu winna (winniczka trzeba znaleźć, byleby tylko nie nasza wina!) dziwaczna pogoda chyba. Albo trzynastego?! 🙄
Nisiu, ja robiłam według przepisu Julii Child
http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/2029020,100958,7103518.html?sms_code=
Alicjo, ja robiąc ten pomidorowy sos dodaję do niego jeszcze liść laurowy i po parę ziarenek ziela i pieprzu.
Witam , na dworze -3 i pięknie rozgwieżdżone niebo. Moje okienko na świat po krótkiej przerwie zaczęło działać. Doczytałam zaległości i widzę , że już
święta powoli wkraczają na blog.
Alicjo, nie oburzaj się tak na słowo ,,trymowanie” ponieważ trymowaniem nazywamy usuwanie martwych, sztywnych włosów u ras szorstkowłosych, które nie linieją ze względu na typ włosa.
Sznaucery , foksteriery szorstkowłose, westiki, szkockie teriery, jamniki szorstkowłose i jeszcze kilaka innych ras wymagają tego typu zabiegu co by im urodę poprawić. Strzyżenie zaś , w jego różnych technikach to insza inszość.
Alicjo, Wy też?
Melduję się od nowa, bo odespałem za dnia niejedno.
Nisia, ależ przeczież. Ty i tak pies jesteś na psy i sama wrzuciłaś to trymowanie. Nawet fryzjerzy (pargigmachjery) to robią na ludziach, sam widziałem, bo u mnie niema czego trymować. Myśmy naszą Ginę brutalnie szczotkowali gęstą stalową szczotką, Starczyło w każdym razie tematu na dość senny dzień.
A Placek: Szalenie lubię Ciebie czytać, ale tak jestem ciosany, że nie śmię odpowiedzieć.
Teraz ale: Dobranoc.
Małgosiu, nie wiem, skąd pani Bosacka wzięła ten przepis, skądinąd fajny. Mam książkę Julii Child „Gotuj z Julią” i tam jest słonina, nie bekon – to raz. Po drugie Julia każe dusić podsmażone na tej słoninie mięso – w piekarniku albo na palniku, zalane winem i bulionem plus podsmażone cebula i marchew oraz przecier pomidorowy. Kiedy mięso zmięknie, każe wyrzucać wszystko na durszlak, mięso wyjąć, sos przetrzeć, apiać do gara, dodać małe cebulki i grzyby, zasmażkę i jeszcze dusić trochę.
Ja robię bb wg przepisu Halbańskiego (to chyba ten w dwóch osobach? Nie pamiętam, Piotr opowiadał). Nie bawię się w piekarnik ani przecieranie sosu, podaję z fafołami. Z Julii biorę marchew, której H. nie dodaje. Było dobre.
Bardzo lubię taką małą książeczkę Halbańskiego „Domowa kuchnia francuska”. Znasz takową?
Pepe, dzisiaj zgadzam się na wszystko…
Nie znam Nisiu 🙁 , ale zamówiłam sobie oryginalną Julię
Esko,
nie oburzam się, poczytałam do tyłu i na boki, i wyjaśniłam, dlaczego mi sie to tak rzuciło na prawo i lewo. Kto pyta, ląduje w krzakach 😉
Idę Jerzoru zadać mikstury jakiej, bo chyba płuca wypluje albo co 🙄
Pepegorze – Nawzajem, a teraz czas na gorzkie słowa prawdy i walkę z krzywdą. To, że nie jesteś jamnikiem szorstkowłosym nie znaczy, że fryzjerzy mają prawo Cię dyskryminować. Proponuję skierowanie odpowiedniej petycji do wszystkich możliwych organów, trybunałów, stacji telewizyjnych, gazet, parafii, a przede wszystkim do Kynologów (z dopiskiem- precz z Grecją).
Kudłate piekło wywołała pani redaktor Polityki swym znęcaniem się nad Nowym, ale Nisia i tak jest winna (oj winna, winna) bo zaprosiła mnie na skrabla. To z kolei rozwścieczyło Alicję, bo Jej towarzysz życia bez przerwy coś dotyka i psuje, a zatem to to stałem się ofiarą ciosu kantem biografii Stefanii Grodzieńskiej (w bardzo twardej okładce) bo poprzednia ofiara, YYC nadal przebywa w szpitalu na Syberii, bo „głupoty powtarzał”.
Co na to Mikołaj Rej? Milczy jak zaklęty, oczarowany polszczyzną Alicji lub martwy, naprawdę już nie wiem.
Myślę, że strymowanie redaktorki i wygnanie z Kraju byłoby zbyt surowe, a szarpanie kogokolwiek za kudły jest wysoce niestosowne i bolesne.
A teraz proszę tylko o dwie rzeczy – przepaskę na oczy i papierosa i jestem gotów stanąć przed plutonem egzekucyjnym bo to pewnie młoda niewiasta, a przed nią całe długie, piękne życie.
To nie dyskusja o pielęgnacji piesków, to bezwzględna walka o władzę, bo władza do afrodyzjak 🙂
(Amen)
Ale jestem bystra ,dziewczyny dawno wszystko wyjaśniły.
Esko – Jesteś bardzo bystra bo nadal żadna z krewkich dziewczyn nie wystąpiła z konkretnymi propozycjami czym to wysoce szkodliwe słowo zastąpić 🙂
Tak Placku, na papierosa.
Ja wychodzę, na balkon a Ty?
U nas zawsze pod tym względem aparthaid (ortografii ostatniego słowa nie jestem sobie pewien, więc pójdę spać)
Dyzjak, dyzjak…
Zaparzyłam takie tam, podałam do łóżka, naniosłam smarkatek do odsmarkiwania się i cierpliwie czekam. Na rosołek niechętny, herbatki jakieś różne i owszem, najchętniej imbirowa według Heleny. Chyba zaczyna działać, bo coraz rzadziej rzęzi 😉
Dyzjak, dyzjak…
Zaparzyłam takie tam, podałam do łóżka, naniosłam smarkatek do odsmarkiwania się i cierpliwie czekam. Na rosołek niechętny, herbatki jakieś różne i owszem, najchętniej imbirowa według Heleny. Chyba zaczyna działać, bo coraz rzadziej rzęzi 😉
http://www.youtube.com/watch?v=wZ2D45w9DTo&feature=related
Te górale bez związku wrzuciłam (hehehe, rzucać góralami 😉 ), przypomniała mi się piosenka. Idę dopilnować rzeczy,
dobranoc.
Biedny, ach biedny Jerzorek!
Alicja, aspiryny dałaś? Albo tych gorących wynalazków typu gripex śmipex. Tylko uważaj, niektóre mają efedrynę, ona rozwala serce, trza mieć zdrowe, żeby jeść. Jerzor, mam nadzieję, zaposiadowywuje takowe.
A dac chlopu sie napic,a nie aspiryna czy inna chemia.I jak sie napije niech spiewa,cwiczenie strun glosowych to wazna strona terapii.A na drugi dzien dac sie znowu napic i dobrze zjesc.
A na trzeci nic nie dac do jedzenia i do picia,niech mysli.
A jak przestanie myslec,niech chodzi na linie przez dwie godziny,jak spadnie to ok,a jak nie to jest problem.
Jerzor ma wszelkie zdrowie, co mu tam efedryna, no ale go „siekło” tym razem przeziębienisko, bo grypa to raczej nie jest.
Zaoferowałam wszelkie ludowe sposoby leczenia, plus te tam aspiryny, efedryny i inne tylenole – jakąś gotową miksturę z torebki, z witaminami, do tego spory łyk grzanego wina. Jak mu było zimno, tak rozgrzał się chłopina.
FanFan (witaj na blogu!),
Ty nawet nie sugeruj takich rzeczy, jak śpiewanie, ja tu chcę jeszcze pomieszkać 😉
A swoją drogą imbirowa kuracja Heleny jest nie do przecenienia, zaordynowałam kilka szklanek no i chrapie chłop jak złoto, bez kasłania i smarkania.
Temperatura także samo zarówno w normie, czyli – będzie żył 😉
A propos temperatury…noc ciemna (listopadowa, że polecę Wyspiańskim), zerknęłam na komputr, a on mi powiada, że jest na plusie 13C na zewnątrz. Wyszłam zerknąć na ogródkowy termometr, a tam +14C
Listopad?! 😯
Idę pospać.
p.s.U mnie środek nocy, za dziesięć druga.