Zaczynam od akacji
Lubię ten moment, w którym biorę do ręki nową książkę i po przejrzeniu kilkudziesięciu stron usiłuje odgadnąć czy będzie to interesująca lektura czy tylko wabi mnie atrakcyjnymi ilustracjami i dobrym tytułem a będzie w gruncie rzeczy nudną i bezwartościową cegłą. Tym razem wydaje mi się, że warto książkę „Na początku było drzewo” wydaną przez oficynę Baobab przeczytać dokładnie. Jest to praca zbiorowa paru osób, z których każda to fachowiec w swojej dziedzinie. To właściwie jest książka popularnonaukowa z elementami książki kucharskiej, poradnika medycznego oraz atrakcyjnych a czasem zabawnych cytatów literackich i historycznych.
Biorę się więc do czytania a wszystkim, by mieli przedsmak tego co mnie czeka, przytaczam cytat z dzieła wydanego w Wilnie w 1845 roku:
ZIELNIK EKONOMICZNO-TECHNICZNY
UŁOŻONY DLA GOSPODARZY I GOSPODYŃ
przez Józefa Gerald-Wyżyckiego
WILNO, 1845
Akacja biała (Robinia Pseudoacacia)
Drzewo z pniów dojrzałych jest nader szacowne; ususzone nabiera trwałości nadzwyczajnej; daje się dobrze polerować; barwę ma jasno-żółtawą purpurowemi żyłkami przeciągniętą; gotowane w bejcu składającym się z okowity, zielonych łupin orzechowych, galasu, siarczanu żelaza i nieco gumy arabskiej, przyjmuje kolor czarny nieustępujący hebanowi; nie ulega toczeniu robactwa i nieprędko butwieje; dla tych przymiotów dobre jest do robót stolarskich, ma tylko przywarę, że łatwo pęka. Młode gałęzie i pędy przydatne są na koły i tyki, które ścięte w zimie, odarte z kory i wysuszone, zalecają się długą trwałością; obręcze z nich są mocne; należy je tylko wraz po ścięciu rozłupać i schylić, w kilka dni bowiem twardnieją i z trudnością dają się wyrabiać.
Kora i korzenie zawierają słodycz podobną do lukrecji i służą do tuczenia wieprza. Liście świeże lub suszone, zarówno przyjemną są paszą dla koni i bydła, a u krów dojnych sporzy się mleko. Liście zalecano też do użycia miast tabaki. Kwiatem można pięknie i trwale na żółto farbować jedwab, wełnę i papier; na ten koniec zebrane przed zupełnym rozwinięciem, suszą się w piecu, albo przy ciągłym mieszaniu na patelni lub blasze nad małym ogniem, poczym gotuje się w wodzie, i odwar zaprawia 1/12 częścią na wagę ałunu i 1/10 utartej kredy. Nasiona czyli babki akacji zalane ukropem, pozbywają się pewnej właściwej im ostrości, i służą, jak bób lub groch zwyczajny, na pokarm, a przerobione na mąkę, wypiekają się z nich smakowite placki. Zalecają się takoż między innymi jako dobry surogat kawy.
Rozmnaża się akacja przez rozsadzanie wyrostków z korzenia, pędów pobocznych, przez sadzonki i nasienie; sposób ostatni jest najlepszy. Na-siona moczone wprzódy przez dni 3 w gnojówce, zasiewają się na wiosnę do ziemi tłustej, pulchnej, na grzędach na wschód i południe otwartych, osłonionych zaś od wiatrów ostrych. Nasiona przykrywają się na pół cala ziemią. Drzewka wkrótce wschodzące polewać należy, i latem troskliwie z zielska oczyszczać, na zimę grzędy równo wierzchołka młodych drzewek napełnić suchym liściem; a w lat dwa przesadzają się do szkółki w rzędy o 2 stopy odległe, i na 1 stopę między sobą. Po 2 – 3 leciech przenoszą się drzewka ze szkółki na miejsce przeznaczone, przyczym ile można korzonki oszczędzać należy. Drzewka przeznaczone na pnie proste, mogą dłużej pozostać w szkole; po przesadzeniu zaś ocinają się poboczne gałązki aż do korony; te zaś, które mają stanowić płoty żywe lub rozrastać krzaczasto, ścinają się w drugim roku po przesadzeniu krótko nad ziemią, poczym gęste wypuszczą pędy.
Akacja różowa (Robinia hispida) z kwiatem wielkim różowym utrzymuje się w ogrodach; lecz zimy naszej bez ochrony znosić nie może.
Łasuchom zaś powiem, że rozdział ten kończą przepisy na racuchy, soki i nalewki. Bardzo smakowite.
Komentarze
Pobudka, wstawać!!!
Dzień dobry bardzo 🙂
Dzien dobry!
Ze drewno akacjowe nie cegla to fakt nie do podwazenia, jak to, ze tu dzis szaro buro etc.
Mimo to uwazam, ze dzien dobrze nam sie zaczal i – oby tak dalej.
pepegor
Haneczce spóźnione życzenia-
uśmiechów mnóstwo na co dzień
i trochę słodkiego nicnierobienia !!!
Opowieści Dziewczyn o podróżach bardzo ciekawe.
Ewo-przygraniczne dysputy na temat krymskiej cebuli doprawdy przednie 🙂
Widzę,że Zjazd Za Kałużą bawił się wyśmienicie.I słusznie z racją !
Ciekawe, gdzie ten Pepegor widzi dobry początek dnia?
W permanentnym bezrobociu? W benzynie po 5,50? W burdelu na kolei? W agonalnym stanie służby zdrowia? W rozdętej biurokracji, bałaganie w szkolnictwie? W szczątkowych siłach zbrojnych?
A może w rządach „fahofcuf” przez następne cztery lata.
PS
Nie jestem żadnym zwolennikiem PIS!!!
Dzień dobry,
Asiu (22:10), jeszcze jeden bardzo ciekawy reportaz z Siedmiogrodu.
Nasi kanadyjscy przyjaciele świetują dzisiaj, ciepło tam jak latem a tutaj zimno i deszczowo. Piję kolejną kawę na rozgrzewkę.
dzień dobry ..
wróciłam z udanej wycieczki .. wszyscy zdążyliśmy zagłosować .. tak się cieszę, że w Warszawie nie będzie Budapesztu .. 🙂 .. jednak wykształcenie przez ostanie lata dużej części Polaków daje rozsądne wyniki .. 🙂
haneczko i inni wszystkiego najlepszego.. 🙂
niestety kark mi nawala dalej i nie mogę przed komputerem siedzieć za długo .. nie mogłam się jednak powstrzymać by nie zobaczyć jakie są opinie na portalach .. Was poczytam jak już wydobrzeję ..
Dzień dobry po długiej przerwie.
Jolinku51, wynik wyborów faktycznie napawa pewnym umiarkowanym optymizmem, ale czy tu na blogu nie powinno być apolitycznie…? Od tego tylko niestrawności można się nabawic… 😉
chesel ja tylko się cieszę .. chyba mogę w gronie przyjaciół …
Cieszyć się można!
Witam.
chesel – jeśli tylko kulinarnie, to może foto-reportaże z wakacyjnych wycieczek też są nie na miejscu? Ja uważam, że blog tak bardzo zżytych ludzi służy do wymiany różnych myśli i dzielenia się swoimi emocjami.
Chesel-przy stole rozmawia się o różnych sprawach 🙂
Wczoraj wieczorem,przy moim stole też oczywiście rozmawialiśmy o wyborach,
przecież trudno byłoby inaczej.A na stole pojawiły się :
https://picasaweb.google.com/109990791430941218162/SpotkanieJeszczeImieninowe?authkey=Gv1sRgCIOZqf38_qL9zwE&feat=email#5661792900732881346
Danie główne-sandacz w sosie śmietanowo koperkowym,jakoś umknął uwadze fotografa 🙁 A powiem nieskromnie,że był palce lizać !
Danusiu, co było w tej jesiennej sałatce? W ogóle bardzo malarskie są te Twoje dania!
Danuśka, mus z porów wygląda jak z Sheratona 🙂 Aż mi ślinka pociekła.
Dla mnie fotoreportaże, zdjęcia, opinie sa jak najbardziej materiałem na bloga. Nie miałam nic złego na myśli.
Tylko tu zazwyczaj jest tak miło, można u Pana Piotra odpocząć od wiadomości ze świata polityki.
Ale tylko tak zagadnęłam! 🙂
Chesel 😀
Małgosiu-
składniki sałaty rodziły się podczas sobotnich zakupów na targowisku i dzięki następującej rozmowie:
-Maliny-piękne! Trzeba kupować,ostatnia chwila,kończą się !
Kupiłam.
-A bób po ile?
-Bób po 8 złociszy,też się kończy !
Kupiłam 🙂
Do tego dorzuciłam sałatę dębolistną,potem ser lazur.
A sosem winegret każdy polewał na talerzu.
To jeszcze jedno pytanie, jak się robi mus z porów? Bardzo mi się to zestawienie z łososiem podoba 😀
Małgosiu,jak mus to mus 🙂
2 pory pokrojone w plasterki
udusić na maśle z kapką (albo dwoma)białego wina,
dodać opakowanie sera mascarpone(250g)
oraz jogurt naturalny.
Sypnąć przypraw wedle upodobań.
Wszystko zmiksować,schłodzić.
I w ten prosty sposób porowy mus muska nasze podniebienie.
Można podać z musującymi bąbelkami 😉
Danuśko, to wszystko wyglada bardzo apetycznie a ja jeszcze nie jadłam!
Podoba mi się Twoja improwizowana sałatka i reszta też. Podaj szczegół babeczek, proszę.
Co do rozmów o polityce, osobiscie wolę, kiedy jest tu ich jak najmniej. Tyle jest innych forum do tego celu. Wystarczy, że ktoś z naszego grona wyraża troche inna opinię niż większość, natychmiast jest wytykany palcem. Wybaczcie, że to piszę ale inne niż moje opinie polityczne wcale mi nie przeszkadzają, żeby cenić te osoby z innych względów.
Kulinarnie + plitycznie =
http://deser.pl/deser/1,111858,10438623,_POry_po_32_zl__a_PIStacje_po_30___czyli_jak_na_Twitterze.html
politycznie oczywiscie
Danusiu, podoba mi się ten mus!
Danuska,
Napisalas o bobie, slinka mi pociekla a wszystkie sklepy sa dzisiaj zamkniete!
Ja na obiadek mam indyka, ziemniaki pieczone, roznorakie pieczone jarzyny i cranberry sos. Do tego rozowe wino. Mlodzi maja przyjechac z szarlotka i lodami.
Buziaki,
Danuśka, komu zwędziłaś łososia???
Jesteś Wielką Artystką Stołową. Szapo!
Też jadłam wczoraj zwędzoną rybkę, ale była to prosta makrela. Prosta makrela, jeśli świeża, potrafi być pyszna na chlebie z masłem. Jeden spory kawałek rąbnął mi mój głupi Rumik i zeżarł, omal się nie dławiąc. Ten głupek normalnie poluje na moje jedzenie – skacze i usiłuje wyrywać z ręki. Albo łapie z talerza, jeśli jem na małym stoliku. Dziki zwierz, wiecznie głodny. A psie kulki leżą, cały czas dostępne!
Ja też uważam, że dzień jest bardzo dobry.
BARDZO.
Małgosiu- gościom się też podobał 😀
Alino-kolację otworzył ser mascarpone z porami,a uwieńczył tenże mascarpone z bitą śmietaną i łyżką kakao po prostu !Z babeczkami poszłam na łatwiznę i kupiłam gotowe.
I nie frasuj się-Twoje podejście jest przecież bardzo zdrowo-rozsądkowe.
Nisiu-dzięki 😀
Jak zauważyłam,że ten łosoś w podpisie pod moim zdjęciem jest zwędzony,
to już było za późno.Wobec powyższego postuluję wprowadzić zwędzoną rybkę do słownika blogowego 😉
Haneczko-jak to dobrze,że już nie musisz zalewać robaka 🙂
Ciekawe czy nasi amerykańscy zjazdowicze odbyli taką przejażdżkę? 🙂
http://www.cardcow.com/284184/vincent-house-1860-now-florence-inn-tarrytown-new-york/
Danusiu – Twoje potrawy ślicznie wyglądają. Są takie kolorowe
Panie Piotrze książka dotarła, bardzo dziękuję
Danuśko, bene, poszerzajmy słownictwo! Zatem zrobię sobie sosik do makaronu ze zwędzonego boczku, pomidorków, cebuli i inszej zieleniny-czerwieniny. Spagetti po mnie chodzi.
Nisiu-w temacie zwędzonych przysmaków:
i tak ogólnie wiadomo,że Twoje zwędzone ryby od Pani Zosi z Trzebieży najlepsze!!!
Asiu 🙂
Piękny dzień nam dzisiaj nastał. Olsniewające słońce, rosa po pas i szczęście w jestestwie! Niestety zmącone wyjazdem Zjazdowiczów. Pierwszy wyrwał Nowy, który jest tak urokliwy, że łyżkami by Go jeść! Może chce zbudować socjalizm z miliarderską twarzą? Potem Alicjerzory. tyż smaczne.
Usprawiedliwieni. Mają tyle co z Krakowa do Szczecina. Wszyscy dostali po fasce bigosu coby mieli na ząb po przyjeździe. Na drogę kanapki z Alicjowym kabanosem i szyneczką Nowego. Resztę Ci Dobrzy Ludzie zostawili nam, żebyśmy chociaż raz zjedli coś przyzwoitego…
O świcie była prasówka z wynikami. Wiktorialny toast wypiję sam, bo reszta w drogę! Jedźcie spokojnie Drodzy Przyjaciele, a my dziękujemy Blogowi, bo dzięki niemu Ich mamy.
Danuśko, a więc mascarpone jest dobre na wszystko! I dziękuję 🙂
Masz rację Cichalku. To dzięki blogowi mamy siebie. Nie wszyscy się znamy „w realu” ale co dziwne po spotkaniu zawsze nawiązują się ciepłe, osobiste kontakty. Ten blog i ludzie, których skupia – moim skromnym zdaniem jest ciekawostką socjologiczną. Dobrze, że siebie mamy. Całuski dla wszystkich.
A u Pyry chyba internet zastrajkował.
Lubię akacje, choć w pobliżu nie rosną. Są to drzewa, które chyba najpóżniej zrzucają liście jesienią, za to wiosną najpóźniej wypuszczają nowe liście. Ciekawe, czy ktoś robił jakieś przetwory z kwiatów akacji.
Moja wspaniala kolezanka, uzbierala siatke kwiatkow akacji i zrobila wspaniale racuchy. Zajadalismy sie z synalkiem mlaskajac glosno.
Buziaki,
Prawda Krystyno. Dopiero co odzyskałam łączność ze światem po 2 dobach izolatki. Internetu nie miałam ja i nie miała Młoda (coś znowu popsuła Psujo?) A to nie ja. To router „stracił konfigurację i nie pobierał adresu sieciowego” Tak powiedzieli macherzy od ustrojstwa, zainkasowali 120,- i poszli.
A te dwa dni w nerwach minęły, nie miałam dostępu do kalendarza blogowego, z Haneczką gawędziłam po drucie i zyczeń nie złozyłam. Aktualnie Haneczka nawiedza Zabę i Eskę, koniki i ognisko, głaszcze psy i oddycha z ulgą.
W kwiatach Nemo ma godne pozazdroszczenia
kulinarne doswiadczenia (poezja wyszla mimochodem)
Ja wiem tylko tyle,ze kwiaty akacji slodko pachna i ze sa jadalne 🙂
Cichal-piekne resumee pozjazdowe….
Dzień dobry,
Dotarłem do domu, już nawet zdążyłem załatwić kilka spraw i wybieram się do pracy 🙁
Ale jak mam pracować, gdy w głowie wirują jedynie myśli z ostatnich dwóch dni – humor Cichala, ciepło Ewy, pogaduchy z Alicją, winko z Jerzorem….
Ale jak trzeba to trza, jak mówi Alicja. Pojadę i chociaż spróbuję poudawać, że coś robię, bo chyba tylko do tego się dzisiaj nadaję. 🙂
Ewa i Cichal – jeszcze raz dzięki! 🙂
Nowy-odebrales mojego esemesa?
O-lajza mineli z Lena.
Danuśka,
Jeszcze nie – telefon leży w samochodzie i się ładuje. Zaraz tam pójdę, odezwę się za jakiś czas z pracy.
Danuśka, to Ty jeszcze nie wiesz, że pani Zosia kupowała te ryby w Seamorze, prawie na mojej ulicy??? A ja po nie jeździłam 50 kilometrów…
:ups:
Sosik mi wyszedł znakomity choć improwizowany, to opowiem, może ktoś spróbuje.
Zwędzony boczek (dobry bardzo) w kostkę, podsmażyłam, dodałam pokrojone niezbyt drobno cebulę i paprykę, przepołowione pomidorki daktylowe, nie za wiele selera naciowego, sól, pieprz i troszkę ziół prowansalskich z Prowansji, poddusiłam i dorzuciłam gorgonzolę. Jeszcze trzy minuty na patelni pod przykrywką i było genialne. Proporcje można sobie ustalać jak kto lubi. Rośliny też, bo pewnie pasowałby fenkuł albo inne jakieś. Do tego spagetti.
Ale było dooooobre…
😆
😳
Nowy! Ty nie dziękuj, bo co ja musiałbym robić. Po przeczytaniu tony powyborczych komentarzy idę zrobić sobie słuszna kromę z szynka od Ciebie!
Ooo, odezwała się Pyra. Była tak obgadywana przez dwie doby, że dostała pypcia (na języku) i zepsowała se komputra!
Pyreńko. tyle dobrych słów na Twój temat padło, że ha! Nowy jest Twoim gorącym admiratorem! A reszta też nie od macochy…
Danuska,
Co chcialas prez to powiedziec?
Buziaki,
Leno-chciałam powiedzieć,że nasze podobne komentarze się minęły:
że kwiaty akacji są jadalne i na dodatek pyszne 🙂
Nisiu-no,jeszcze nie wiedziałam !
To znaczy teraz i Ty wiesz i ja wiem,że te pyszne ryby masz na każde zawołanie prawie na swoim stole.Zazdraszczamy!
Nisiu, to musiało być rzeczywiście palce lizać 🙂
Fenkułu bym raczej nie dodawala bo on ma wyraźnie anyżkowy smak i zdominowałby wszystkie inne składniki. Ale mogę sie mylić.
Jam tez admiratorka wszystkich, jak leci, Przyjaciół blogowych. Nie mam czasu na pogaduszki, bo nadrabiam dwudniowe zaległości prasowe i9 blogowe.
No to macie jeszcze:
Następnym razem zaniosło nas w nieco inne okolice, a mianowicie do Koktebela. Miasto przedstawiane jest w przewodnikach jako zaciszny kurort. Brzmi znajomo? No właśnie: chaotyczna zabudowa, pełno samochodów i turystów 😉 . Ale za to kameralna acz przyzwoicie zaopatrzona hala targowa, plaże zabudowane do imentu restauracyjkami wszelakiego sortu (głównie z kuchnią tatarską), wypożyczalniami sprzętu do pływania, przystań dla statków, no i wytwórnia alkoholi…
Początkowo planowaliśmy zajrzeć po drodze do rezerwatu geologicznego Kara-Dag, przejść z przewodnikiem jedyną dostępną dla turystów ścieżką prawie pod rogatki Koktebela, a następnie wrócić statkiem do Biostacji (siedziby rezerwatu) oglądając skały z morza.
Jak zwykle, rzeczywistość sprowadziła do parteru nasze zamierzenia. Przegapiliśmy zjazd do Biostacji (szczerze mowiąc, nie był oznakowany) i bardzo szybko znaleźliśmy się w centrum miasta. Tam zrobiliśmy stosowne zakupy 😉 , przeszliśmy się plażą na przystań, w ostatnim momencie złapaliśmy statek do, jak nam się wydawało, rezerwatu i popłynęliśmy… Dopłynęliśmy wzdłuż wybrzeża do Złotych Wrót, obfotografowaliśmy co trzeba, pomyśleliśmy życzenia a statek zamiast płynąć dalej do Biostacji, zawrócił… 😡 Cóż, widocznie tym razem nie było nam to pisane…
Następnie, W. odbiło i powiedział, że jedziemy dalej…i z taką pewną nieśmiałością, pojechaliśmy na Mierzeję Arabacką obejrzeć z bliska Morze Azowskie. Nieśmiałość wynikała wynikała z wiedzy. A mianowice, jeszcze w czerwcu mój brat pofatygował się do mnie aby poinformować mnie, że nad morzem Azowskim wybuchła cholera. W odpowiedzi usłyszał że jak ja tam pojadę to będą dwie cholery! Braciszek chyba się na mnie obraził…
Stojąc na plaży przypomnieliśmy sobie tę rozmowę, rozejrzeliśmy się dookoła (plaża czysta, woda czysta, ludzi prawie niet) i wskoczyliśmy do wody. Cholera cholery się nie ima! … no chyba, że ta Cholera z Polski dobija cholerę z Morza Azowskiego. Nie wiemy jak tamta …ale my żyjemy!
https://picasaweb.google.com/112958196308416510634/KaraDagIMierzejaArabacka#slideshow/5661464612964973330
Ewo i Ty i W. macie nie tylko oko ale i wcale lekkie pióro, o fajnym, felietonowym zacięciu. Nie zmarnujcie talentu, bo szkoda.
Alino, właśnie dlatego po zastanowieniu nie dodałam fenkułu, ale tak myślałam, że jakby dobrać właściwe proporcje…
Pokochałam ostatnio fenkuł pieczony na blasze oraz smażony na patelni jako dodatek do mięska albo część jarskiego dania.
Ostatnio w ramach fast foodu wrzucam na blachę ziemniaki i co tam mam z roślin (marchewkę w kawałkach, fenkuł, cebulę, cykorię całą albo przepołowioną, cukinię, paprykę, o pomidorach zawsze zapominam, choć chciałabym spróbować… solę, pieprzę, jakieś ziółko, odrobina oliwy i samo się piecze. Ew. dokładam jaką kiełbaskę białą.
I zawsze najsmaczniejsze są kartofelki… a całość bardzo w porządku.
Nie taka cholera straszna 🙂 Plaża z muszelek – raj dla dzieci. I to słońce, woda i jeszcze step… („Śród fali łąk szumiących, śród kwiatów powodzi,
Omijam koralowe ostrowy burzanu” 🙂 )
Nisiu, spóbuj fenkułu jako dodatku do ryby, bardzo do siebie pasują 🙂
Do ryby, powiadasz… zobaczę.
A jak go przyrządzić?
Niedawno widziałam jak Jamie Oliver podziabał fenkuł i rzodkiewkę, dołożył winegret i powiedział, że dobre.
Ewo, piszesz równie ciekawie jak fotografujesz 🙂
Asiu,
Ostrożnie z tym rajem – Ty wiesz jak ostre krawędzie muszelek „masują” 😉 bose stopy?
Półwysep Kercz jest dla ludzi którzy szukają świętego spokoju. Mieliśmy wrażenie że znaleźliśmy się na innej planecie.
Pyro, Alino,
Dziękujemy 🙂
Nisiu, ja go kroję na pół, podsmażam i duszę do miękkości.
Z tym fenkułem do ryby to musi być jakiś francuski patent.Kiedyś na targu rybnym w Langwedocji pani radziła nam przyrządzić doradę koniecznie
z fenkułem właśnie.Po cichu Wam jednak przyznam,że nie przepadam za jego anyżkowym smakiem.
Ewo-może nie dotarliście do Biostacji,ale widoki podczas wycieczki statkiem
mieliście fantastyczne!
Nisiu – w jednym z programów Makłowicza, francuski kucharz brał doradę, sekatorem wycinał jej płetwy grzbietowe „do gruntu) a w te dziury wpychał plastry cytryny – zaś fenkuł był upychany w doradzim brzuchu i spinany ten brzuch był szpilą – zawinięta ryba w natłuszczony pergamin była pieczona w piekarniku. Ja tego nie próbowałam, bo za fenkułem nie przepadam.
No właśnie Pyro-dorada i fenkuł 🙂
Melduję, że dojechaliśmy, relacja potem, bo podgrzewam bigos -dzięki, Ewa, jednak się przydał 🙂
Witam Cię Ziarnko pieprzu!!
Pewnie wyturlałeś się dzisiaj z wyrka lewą półkulką?
Ale zostań, pieprz w kuchni dobrze mieć pod ręką.
Drzewo o którym cytuje Gospodarz to robinia akacjowa.
Robinia akacjowa i akacja ( te w Polsce nie rosną) to zupełnie różne drzewa. Akacja to nazwa pospolita.
Analogicznie jest z kasztanem i kasztanowcem. Kasztan to ten jadalny, a ten którego owoce leżą na naszych ulicach to kasztanowiec.
Ziarenko, a ten burdel, to na jakiej stacji??
Dobry wieczór,
też uważam, że ten pomysł z doradą i fenkułami, to bardzo ciekawy pomysł, ale ten papier, co on daje. Folia aluminiowa powoduje, że mięso jest właściwie ugotowane a w papierze?
Moje dwie ryby z soboty piekłem przyprawiwszy tylko S+P i wysmarowałem od wewnątrz zielonym pesto z bazylii. Skoda, bo do wewnątrz smarowałem trochę lekką ręką i miejscami była zbyt ostra, natomiast inne miejsca wprost się prosiły o to.
Nie wiem jaka różnica z pieczeniem w papierze, a w folii. Praktycznie nie używam, a jak coś wymaga ochrony, to kładę arkusz folii raczej nad tym czymś, nie zawijam; ew. nakrywam pokrywą od brytfanny (łatwo zdjąć, czy uchylić). Takich artystycznych pakunków jakie robi Alain, to ja nie umiem.
O, dziekuję Antku, że wspomniałeś o Ziarenku.
Wróciłem z ciekawości do góry – bo nowy gość czekał najwyrażniej długo na wejście – a tu widzę, że do mnie pije. Muszę się więc ustosunkować.
Wyznam szczerze, że dobrze spałem, bo wiedziałem, że nic już stać się nie może. Nawet przyśnił mi się wesoło usposobiony Palikot.
Co wyliczasz to fakty, ale widzisz wyjście na zaraz? Jakieś wyjście awaryjne? Daj sobie z tym spokój. Tak krawiec kraje… To zawalili liczni przedtem. Ta ekipa piecze takie bułki na jakie ją stać i na jakie ją stać będzie. Taka sprawa i – oby lepiej.
Nie wiem, czy jesteś tu z doskoku, czy czytasz już dłużej, czy może tylko zmieniłeś nick i nie wiem więc czy wiesz skąd piszę. Powiem tylko, że pisze z tąd, skąd ta podstępna kanclerzyca i dodam, że w takim np. 2005 żałowałem gorzko, że przez trzydzieściparę lat nie robiłem żadnej tajemnicy z tego, gdzie moje korzenie. Byłem wczoraj po prostu zadowolony z tego, że upiorna alternatywa i tym razem przeszła koło mnie i nie będzie pytań jak wtedy: Ty, co oni tam u was właściwie robią, czego oni jeszcze chcą.
Ziarenko, po mojemu usiądź tu przy stole i słuchaj, albo i co powiedz, ale nie o polityce, bo to już sobie przyrzekaliśmy – a jeśli już – to najwyżej przez kwiatek.
Dobranoc.
Dobranoc wszystkim.
Pepegoru, z tym papierem mysle, ze po prostu ladniej
https://picasaweb.google.com/slawek1412/NewAlbum1010112354?gsessionid=VrRYVGInPGta9pLGsP397A
potwierdzam tez fenkula w doradzie, moja lubiec
Aha! Już wiem, dlaczego łotr wywalił mi wczorajszy wpis i dzisiejszy długi… Oczywiście z powodu Picas-s-a 👿
Napiszę później albo jutro, na razie podsyłam wymienionego tkanego (złamałam przepisy i sfotografowałam, jak wycieczka zniknęła za winklem, fotki zabronione, przewodnik pilnuje i pogania 🙄 )
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_8104.JPG
Sławek, w tym piekarniku światło niczym u de La Toura…
Co to była za ryba i co do niej wpakowałeś?
To znowu ja,
Podczytałem i widzę, że jakieś nowe ziarnko chce wykiełkować w naszym blogowym ogródku. Za odważną próbę należą się gratulacje, a jakże, ale trzeba też pamiętać, że żadne ziarnko nie wybiera, gdzie je los rzuci.
Pamiętajmy również, że nie każda gleba odpowiednia dla każdego ziarnka. U nas często bywa ciężka, żyzna, nie każde ziarnko tu się dobrze czuje. Ale przecież znamy ogromne ilości przykładów przystosowania do środowiska, dlatego ziarnku życzę sukcesów, niech się nie przeobrazi np. w nawóz zielony. Niech wykiełkuje i zakwitnie! Siadaj ziarnko!
Ojejej…donosy i fotodonosy będą jutro, po 600km dzisiejszej trasie – mimo, że w obłędnej scenerii jesiennej, chciałoby się powiedzieć – środek lata (27C, błękit nieba, kolory – że dźgały w patrzały) chce się spać.
No i trochę zarywaliśmy noce – nocne Polaków rozmowy, wiadome emocje i tak dalej.
Ja się na akacjach nie znam, ale w Polsce rosło coś, co popularnie było zwane akacją i wszyscy wiemy, co to za drzewo – zna ktoś prawidłową nazwę?
Akacje prawdziwe widziałam w Afryce Południowej i nawet przeszmuglowałam sobie kawałek kolczastej, suchej gałązki. Jak nie zapomne, to jutro zaprezentuję – ha, kolce to-to ma bardzo straszliwe!
Dobranoc Szampaństwu!
O, i dodam jeszcze, że ponieważ w moim ogrodzie i okolicy były te „akacje”, zajadałam się białymi kwiatkami prosto z drzewa i do dzisiaj pamiętam ten smak. Nie ma ich już dzisiaj – większość rosła nad stawami, a tam przearanżowano wszystko i wycięto w pień, zaorano, stawy połączono i rozbebeszono, ogród także 🙁
Przy okazji – czy poruszaliśmy temat morwy? Tego też tam było sporo, białe, czarne i oczywiście czerwone, czyli niezupełnie dojrzałe czarne, ale kto by tam czekał 😉
Uwielbiałam morwy, cierpkie jak jasny gwint owoce pigwowca japońskiego (też im nie dałam dojrzeć odpowiednio) i w ogóle wszystko owocowe, co było jadalne. Tak mi zostało.
Ja jeszcze wrócę na moment do sedna dzisiejszego wpisu Gospodarza, czyli „akacji białej”, czyli robinii akacjowej – po łacinie Robinia pseudoacocia.
Antku, nie jest wielkim grzechem nazywanie tego drzewa „akacją”, bo tak się w naszym popularnym języku przyjęło, chociaż ono faktycznie akacją nie jest. Akacja biała jest jak najbardziej poprawna.
Nikt nie wspomniał natomiast jak bardzo miododajna jest to roślina – przeciez każdy na tym blogu próbował miodu akacjowego.
Dodam równiez od siebie (wypróbowałem wielokrotnie), że drewno naszej „akacji” nadaje się świetnie do wędzenia wędlin.
Nie zanudzam dłużej – Dobranoc 🙂
Śpij spokojnie Nowy, a dla nas czas pobudki nastał.