Lody nie tylko dla ochłody
Najmilszym wspomnieniem z dzieciństwa jest dla mnie wspomnienie skromnego zielonego kiosku przy ulicy Puławskiej, niedaleko Madalińskiego. To był mój wymarzony raj, miejsce gdzie kupowało się znakomite lody w waflu: ZIELONA BUDKA. Trudno mi dzisiaj rozsądzić, czy to wspomnienie smaku dzieciństwa, czy istotnie lody były świetne. Według mojej opinii i wielu osób, które tamte lody i tamte czasy pamiętają, to b y ł y pyszne lody. Ani zbyt słodkie, ani wodniste, czuło się w nich mleko i jaja, wanilię i słodycz – akurat tyle, ile potrzeba, aby lody były pyszne. Lody w czasach mojego dzieciństwa, zwłaszcza te z Zielonej Budki jadało się tylko w sezonie letnim lub choćby ciepłym, zimą kupowało się tam piękne i smaczne jabłka, duże, dorodne, takie klasy lux. Może dlatego były tak oczekiwane. Kupowanie w upalny dzień (jednej lub dwóch kulek!) było wielkim zdarzeniem.
Moja nadzieja na powtórzenie smaków z dzieciństwa, kiedy pojawiły się na rynku lody pod tamtą marką okazały się kolejnym życiowym zawodem. Nigdy już nie poczułem tego smaku. Lody obecne przypominają jedynie konsystencją tamte. Wszystko się zmieniło. A smak najbardziej. A może moja pamięć?
Ale przecież lody awansując na najpopularniejszy obecnie deser weszły pod strzechy, stały się popularne, dostępne nawet w najmniejszej miejscowości, dla wszystkich. Może warto było zapłacić tę wysoką cenę jakim była strata tamtego smaku?
Lody nie są teraz moim ulubionym deserem. Robię jednak wyjątek dla lodów domowych. W moim repertuarze są lody wspaniałe czyli sorbety. Doskonały deser na gorący, letni czas. Z pewnością w wielu domach robi się lody domowe. Jakie i jak?
Komentarze
Witam Blogowisko radośnie a nawet super radośnie. 😆 😆
Pierwsza (od tygodnia) przespana noc czyni cuda w psychice. 😀
Alicjo, życzę Ci spokojnego dotarcia do domku i przekaż, proszę, Jerzorowi najlepsze życzenia z wieloma buziakami, ode mnie. 😀
Placku, Twoje wpisy działają na szare komórki uzdrawiająco* – dlaczego ich skąpisz ?
* nie da się po nich wzrokiem „prześlizgnąć”, wymuszają zastanowienie. 😀
Kasłam, chrypię, siąkam – nie będę pisała o lodach.
Pyreńko, zdrowiej, zdrowiej.
Lody, to była największa atrakcja dzieciństwa i wczesnej młodości. Pewnie dlatego, że wówczas w każde miasto miało choć jedną lodziarnię z najpyszniejszymi lodami. Dostali „domiar” i musieli zamknąć. 🙁 Z dzieciństwa pamiętam wspaniała lodziarnię „Aloda” z ogromnymi gałkami lodów. W młodości chodziło się (pieszo przez park z 5 km.) do „Cudoka” u którego lody były w małych gałkach ale nieziemsko pyszne i m.in. lody kawowe, których mogłam zjeść nieprzyzwoitą ilość. Szkoda, że w latach osiemdziesiątych zwinęli interes. 🙁 Chyba na przełomie lat 60/70 były jeszcze pyszne lody Bambino. Mimo, że „fabryczne” były przez pierwsze lata pyszne. 🙂
Alicjo, szczesliwego powrotu do rodzinnego gniazdka i urodzinowe usciski dla Jerzora!
Stale jeszcze tylko z doskoku bo, po urlopie tu stol sie ugina, ale od smakowitosci i trzeba odrabiac.
W domu natomiast kwarantanna PC-towa. Dostalem wczoraj list (prawdziwy, papierowy) od rodzimego Telekomu informujacy mnie, ze z mojego lacza w sieci ostatnio mialy miejsce ataki na systemy innych. Jako, ze wg nich nie reagowalem na ich ostrzezenia elektroniczne, to zamkneli mi moja poczte, tzn. moja mailbox i musze to i tamto, aby cos na tym fakcie zmienic. Dalem wiec sobie na wstrzymanie i dzialam w oczekiwanym kierunku.
Mimo to, zaczyna sie bardzo ladny dzien, czego wszystkim zycze
pepegor
Nie wiem co się porobiło ale poprzestawiały mi się zdania – winno być :
Z dzieciństwa pamiętam wspaniała lodziarnię ?Aloda? z ogromnymi gałkami lodów. Dostali ?domiar? i musieli zamknąć. 🙁
Jeśli macie ochotę na kolejny fotoreportaż zjazdowy,to bardzo proszę.
Podczas oglądania można jeść dowolne lody,jeśli ktoś ma tylko ochotę na zimne lody o tak porannej porze 🙂
https://picasaweb.google.com/109990791430941218162/VZjazdZabieBOta?authkey=Gv1sRgCMqP7N-muuiB-QE&feat=email#
Pyro-imbiry,cytryny,rumy,miody,malinówki.Ćwicz wszystko po kolei !!!
Danuśko, dzięki za foto-sprawozdawczość. 😀
Ciekawa jestem, czy ktoś zrobił zdjęcie hasła na bramie Żabich Błot ? Było cudne. 😆
Dzień dobry,
najpierw chcę zapytać nasze chore i zdrowiejące, czy przynajmniej na czas leczenia zrezygnowały z papierosów. Pytanie nie wynika bynajmniej ze złośliwości, tylko z koleżeńskiej troski. Wdaje mi się, że dym papierosowy utrudnia wyzdrowienie. Ale same wiecie najlepiej… Wracajcie szybko do formy. 🙂
Co do lodów, to jakoś nigdy za nimi nie tesknię, choć jeśli zdarza mi sie je zjeść, to zawsze mi smakują. Inne słodycze mnie kuszą, lody mijam obojetnie. Nie potrafię sobie tego wytłumaczyć.
Pamietam z bardzo dawnych czasów, kiedy w moim miasteczku była tylko jedna budka z lodami, że sezon na lody rozpoczynał się 1 maja. Na początku lodowe gałki wkładane były pomiedzy dwa kwadratowe wafelki. Zawsze istniało niebezpieczeństwo, że topiący sie lód kapnie na odzież. Ale rzeczywiście tamte lody miały chyba naprawdę dobry smak.
Wydaje mi sie, że Stara Zaba wspominała kiedyś, że sama robi w domu lody w jakiejś specjalnej maszynie.
A na prezentowanych przez Danuśkę zdjęciach widać m.in. pieczonego jagniaka czarnogłowkę, ułożonego na kaszy gryczanej z pieczarkami, tort Zaby i roladę Haneczki.
Piszę z cudzego komputera i mam problemy z dużą literą ” ż”.
Danuśko, miód podrażnia krtań, tak mi powiedziała moja lekarka. To może lepiej niech Pyra z niego jednak zrezygnuje?
Krystyno, śliwki tnę wzdłuż 🙂
Wietrznie i chłodno, całkiem nie lodowo. Też pamiętam te w kwadratowych wafelkach 🙂
Krystyno, w moim przypadku, organizm sam zadecydował o sporym ograniczeniu wymienionej używki. 😉
Teraz idę sobie zrobić „dopieszczający” obiad, tzn. pieczony schab, gumowe kluski (śląskie z dziurką 😉 ), sos śmietankowy i ……. nie mam ochoty na żadną jarzynkę, to jej nie będzie. 😀
Kod nie pochwalił braku jarzyny 😯 : rzz8
Danuśka, dusza mi tęsknie zawyła…
Zgago-wydaje mi się,że zdjęcie bramy ze stosownym hasłem było już prezentowane,ale może się mylę ?
A loody,looody „Mewa” sprzedawane na plażach pamiętacie 🙂
Były też lody Calypso pakowane w kostki,jak masło i do nich patyczek.
Też ciekło niemożebnie na wszystkie strony.
Jednym z moich ulubionych,francuskich deserów jest nugat lodowy :
http://www.goosto.fr/recette-de-cuisine/video/nougat-glace-pignons-pistaches-10003638.htm
Były trochę później nowe lody Koral. Też chodzili z nimi po plaży wołając ‚Looody Koral, looody mleczne’ a moja złośliwa Rodzinka dodawała ‚w swoim smaku niekonieczne’ 😉
Czy ktoś tu jest dostatecznie leciwy, żeby pamiętać Pingwiny? Potem były Bambino i cała reszta.
W Szczecinie były dwie albo trzy konkurujące kultowe lodziarnie. Ja należałam do frakcji Dziurki na Piastów.
A najlepsze lody jadłam w małym bretońskim Audierne, był to sorbet z zielonej cytryny zrobiony przez miejscowego cukiernika. Czule wspominam też sorbet jeżynowy we Fliku warszawskim i sorbet z gorzkiej pomarańczy w Bistro Paris na tyłach Teatru Wielkiego…
Jest dobry i prosty patent na solidny blender (taki, którym można kruszyć lód) – bierze się mrożone owoce i cukier puder, można dodać trochę ulubionego alkoholu – i się blenduje. Testowałam malinowe. Były pyszne.
Dzień dobry, Blogu!
17 porcji lodów Bambino w jeden dzień to mój rekord życiowy na jakiejś szkolnej spartakiadzie w latach 60. Na więcej porcji zabrakło mi pieniędzy 🙁 Bambino tylko śmietankowe, owocowe były obrzydliwe w smaku i kolorze 🙄
Najlepsze lody były i tak produkcji domowej, ale tylko w zimie, kiedy był lód do ich chłodzenia. Latem – od lodziarza, gałki między kwadratowymi waflami.
W siermiężnych czasach bez zagęszczaczy, emulgatorów i innych wytworów chemii spożywczej lodziarze nie mieli wyboru i produkowali „prostacko” z mleka, śmietany, jaj, cukru i wanilii, zdani na ich naturalne właściwości…
„Wytwórnia koncentratów do produkcji lodów i tarcz polerskich” 😯
Takie coś naprawdę istnieje. W Stargardzie Szczecińskim.
Danuśka portretowo potraktowała towarzystwo zjazdowe prawie dokumentnie … 🙂
ja lody chyba lubię ale ciągle o tym zapominam .. moje ulubione lody to z lat młodości z cukierenki sławnej w okolicy tj. w Jadowie koło Urli .. pyszne były pistacjowe bo nigdzie ich nie było tylko tam .. po latach lody już nie smakowały tak wyśmienicie a lody pistacjowe spotkałam bardzo dobre w Połczynie i na Starym Mieście koło kawiarni Murzynek …
W nocy spadł deszcz i pochłodniało, idzie jesień…
Dziś pora na ostatni odcinek afrykańskiego serialu w którym pokazuję kły (Cichalu, na Twoje życzenie) 😉
Jest tam trochę plaży, trochę starej Mombasy, trochę zwierzątek pełzających pod łóżkami i w ogrodzie, ostatni nocleg w hotelu „Sapphire” (ten urozmaicony śpiewami muezzinów), a na koniec parę obrazków Afryki i Europy widzianej z wysokości 12 km 😎
W Afryce widać wystający z chmur wierzchołek Kilimandżaro, a w Europie m.in. Wenecję i chorwackie wyspy na Adriatyku…
nemo piękną przygodę przeżyliście dzięki córci .. dzieci się czasem przydają … 😉 .. a niektóre zdjęcia to małe arcydzieła …
Nemo, a ja myslalem, ze mialas termin u dentysty.
popatrzcie kto promuje Polskę … 🙂 ..
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/10,88722,10284614,Portman__Duvall__Radcliffe_i_Redford_promuja_Polske_.html
Jolinku-portretowo potraktował towarzystwo zjazdowe Osobisty Fotograf,
jest autorem circa about 90% zdjęć.
Nemo-i teraz będzie nam się marzyć Afryka Dzika 😀
Wiem,wiem,nie wszystkim-Pyra woli tylko na zdjęciach 😉
ja Danuśka też lubię ostatnio siedzieć w domu .. Alanowi daj buziaka za zdjęcia … 🙂
Nemo,lody były kręcone domowo również w lecie. Lód był wyrąbywany zimą ze stawów i przechowywany w blokach w „górze” z trocin.Tak przynajmniej było w moim miejscu wakacyjnym,nad morzem w Oliwie we wczesnych latach pięćdziesiątych .Po tej „górze”biegaliśmy z upodobaniem. Przy okazji przypomniałam sobie smak lodów „u Włocha” na Monciaku w Sopocie ,z trochę późniejszego okresu (przełom pięćdziesiątych i sześćdziesiąte) Lody capri .Oczywiście pamiętam też „pingwiny” sprzedawane na plaży .Najbardziej smakowała mi polewa czekoladowa.
Nawet topielec wyjdzie z wody aby zjeść Bambino lody!
Pamiętacie?
Cierpliwości, scenka z … od 2 minuty.
http://www.youtube.com/watch?v=8EHij6C8BLs&feature=related
Pozdrowiątka od zwierzątka
Echidna
Och, pamietam lody sprzedawane w takiej malej bialej budce, wybor byl a jakze wanilowe albo owocowe sprzedawane miedzy dwoma waflami. Mozna bylo tez kupic karmelowe koguciki na patyku z cukru za 50 groszy. A lody BAMBINO latem i zima?????
Buziaki,
Asiu gdzie jesteś? …
u mnie w domu się lodów nie robiło … a Amelka jest pożeraczką lodów .. długo tłumaczyłam córci, że lody są zdrowe dla dziecka .. 🙂 ..
Sagi lodzianej cd:
U niedawno wspomninanego Pomianowskiego (Grójecka) wafle były okrągłe.
1 – 2 kulki: dwa wafelki, powyżej dwóch – trzy, a nawet cztery.
„Zielona Budka” na Puławskiej – podwójne dzecięce szczęście gdy z nieistniejącego kina Moskwa, po seansie, zabierano nas na lody. Oczywiście tylko latem.
Drugą ulubioną lodzianią był „włoch” na Hożej. Do „włocha” waliły tłumy. Tak wspaniałych lodów pistacjowych nigdzie potem nie jadłam.
Hortex – bodajże pierwszy wprowadził sprzedaż lodów zimą. Lodów i deserów lodowych. Piękna róg Marszałkowskiej- dwupoziomowy, oszklony raj dla lodziarzy. Na zewnątrz śnieżna zadyma i hulający po Placu Konstytucj wiatr, a w środku, nie licząc wchodzących w rzyć kalorii odchodziła orgia amrozowo-lodowa.
Najorginalniejsze lody jadłam w restauracji chińskiej – pieczone. W gorącej, spieczonej skórce mrożona rozkosz. Niestety restauracja już nie istnieje.
E.
Errata:
– dziecięce (ono szczęście było)
– nieistniejącegojuż kina Moskwa
– a ta origia to ona była ambrozjowo-lodowa
E.
w pracy, Jolinku, w pracy 🙂
http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/143003/cb5612da685228beebfee26663a4c4c2/
http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/114342/cb5612da685228beebfee26663a4c4c2/
Kod 8MMM czyli mniam mniam mniam 🙂
Warszawiacy mogą powspominać 🙂
http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/143008/cb5612da685228beebfee26663a4c4c2/
http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/170371/cb5612da685228beebfee26663a4c4c2/
Na patyku:
http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/143166/cb5612da685228beebfee26663a4c4c2/
Przed wojną
http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/95316/cb5612da685228beebfee26663a4c4c2/
Jak lody to i Loda Halama 🙂 I juz chyba wystarczy na dzisiaj! 🙂
http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/154099/cb5612da685228beebfee26663a4c4c2/
Gostuś,
ja pisałam o kręceniu lodów w moim domu rodzinnym, a my nie mieliśmy lodowni, niestety 🙁 Tak więc jadałam lody w zimie, na co niektórzy patrzeli ze zgrozą wróżąc anginę, zapalenie płuc i rychłe zejście 🙄
Moim koronnym argumentem „za” był widok mieszkańców Moskwy przez cały rok pochłaniających wielkie ilości lodów i nie znających epidemii grypy ani innych „przeziębień” 😎 Może to była tylko ichnia propaganda, ale ja jej wierzyłam 😉
W Poznaniu robią Lody Cas-sate:
http://www.fawor.com.pl/katalog.php?cpath=1&prodid=178
Nemo, no to dałas nam popalić. Cały blog z drżeniem w kończynach oczekiwał na kły! I były! Dziękuję za Mombasę i Kilindini Road. Wspomnienia sprzed bezmała czterdziestu laty. Dziękuję.
Cichalu,
to jest teraz Moi Avenue. Nie dziękuj, cała przyjemność po mojej stronie 😉
Asiu,
w Poznaniu chadzało się do Palmiarni na pyszne „kasaty” (w latach 70.)
I do Hortexu 🙂
po lody na smietanie, kto polize ten nie wstanie 😆
Nie tylko lody byly dla ochlody. A „gruzliczanka?”….
http://biznes.interia.pl/galerie/najnowsze/woda-z-saturatora/zdjecie/duze,1486557,7
o Asia zdrowa bo w pracy … 🙂
jak myśmy żyli kiedyś .. człowiek pił wodę na ulicy z brudnych szklanek .. jadł lody tłuste .. i zdrowy był .. a teraz byle co i się czuje byle jak … 😉
jolinek, nie przesadzaj!
do mnie osobiscie gruzlica przyczepila, a raczej przykleila sie od panienki po wizycie w kinie. lecial z pewnym opoznieniem love story. agata miala 16snascie i jak wszystkie na calym swiecie dobrze wiedziala, od mamusi, ze mezczyzni to swinie. mimo wszystko siedlismy w lozy na balkonie. nie to decydujace i kulminajace sie mialo wydarzyc, ale zawsze cos co juz nie tak daleko od tego co bylo dotychczas dosc odlegle. w pocalunkach ( i to byl blad, stad podejrzenie o gruzlice ) i w slowach przekroczylismy bariere dzwieku. o niczym nie mielismy zadnego pojecia, ale tak to juz bywa. poczatki nie sa latwe i pozostawiaja wprawdzie zaleczone ale zawsze rany
Zaległego czytania moc ale teraz choć kilka słów.
Zjazdowcy pewnie wciąż jeszcze myślami w Zaczarowanych Żabich Błotach.
Miałam okazję zajrzeć do blogu i zobaczyć pierwsze zdjęcia nemo z podróży.
Nemo, Twoje zdjęcia ze ślubu wzruszyły mnie dogłębnie. Podzieliłaś się z nami czymś bardzo prywatnym ale jednocześnie tak egzotycznym i prawdziwym. Życzę Twojej córce i jej mężowi długich lat we wzajemnym szczęściu, które już teraz jest widoczne. Na jednym z pierwszych zdjęć jest piękne drzewo, które znam jako „flamboyant”. Przypomniało mi moje afrykańskie lata i będzie już zawsze dla mnie symbolem tamtejszej roślinności.
Alinko dobrze, że już jesteś …
https://picasaweb.google.com/100318348417210807170/NowyFolder5?authkey=Gv1sRgCPvEztXMhYiuiwE#5652276266588310306
Jolinku 🙂
Marek mało śmieszne to ..
Pewien miś był wprawdzie małago rozumku, ale był sympatyczny. Inny miś, ten starszy, też o małym rozumku i na dodadek z koszarowym poczuciem humoru.
Cas-sate w Poznaniu jadało się na ul.Ratajczaka przy wejściu do pasażu kina „apollo”.( lata pięćdziesiąte i następne) W roku 1960?1961? jako uczennica licealna wraz koleżankami ze szkoły musiałam być rachmistrzem spisowym. W czasie spisu trafiłam do rodziny w której Pan domu pracował jako cukiernik (lodownik?) właśnie tam gdzie chadzałyśmy na cas-sate. Wreszcie można było się dowiedzieć jak są wytwarzane te wspaniałe lody. Ale po pół wieku już nie pamiętam szczegółów. Chyba w formach mrożone były kolejno poszczególne warstwy (śmietankowa,czekoladowa,owocowa np.wiśniowa+bita śmietana z bakaliami.)Jadało się pół lub ćwierć kuli z dodatkiem świeżo ubitej śmietanki. Cas-sate w późniejszych czasach i w innych miejscach były już tylko imitacją.Tak pamiętam.
Marku! Infantylne, ale trafne!
Smak Zielonej Budki jest w Grycanie. Zielonej Budce została nazwa.
W Gdańsku jest Miś, Eskimos i Calypso w kostce. Te ostatnie baaaardzo dobre, szczególnie truskawkowe i czekoladowe. Osobiście lubię lody z MacDonaldsa, szczególnie z polewą truskawkową.
…a ja właśnie lody Grycana stawiam na pierwszym miejscu, chociaż czasem jak jestem w pobliżu, to wpadam na bardzo smaczną kulkę, albo dwie u Bliklego 🙂
Alinko, miło Cię znów widzieć 😀
Lody domowe – jakoś nie, nie robiło się u nas. A budek było chyba jednak wiele.
Owszem, była lodziarnia i w mieście po lewej, i w drugim po prawej, i miałem do obu po parę przystanków tramwajowych, lecz korzystałem już jako podrostek probujący pierwszych własnych lotów. Smakowały mi wszędzie, ale nie pamiętam czegoś tak wyniosłego w smaku, aby mogło się to utkwić w pamięci do dzisiaj.
Czego jednak nie zapomnę do dziś to dzwonek, taki ręczny i ogromną babę, co pchała przed sobą wózek na dwu kółkach, z jednoręcznym drążkiem i kulką na końcu, co robiła za rękojeść. Pchała ten wózek prawą, a w lewej miała ten dość spory dzwonek. Ten dzwięk mnie elektryzował i mam go do dziś w uszach. Pamiętam też oczy mojej matki w tej chwili, bo w tym czasie nie wiodło nam się szczególnie, właściwie jak wszystkim wtedy i musiała obracać dosłownie każdym groszem. Dostawałem jednak zawsze monetę i pędziłem w dół, na ulicę. Tam już była gromadka i wszyscy przepychaliśny się do tego wózka. Oprócz tych dwu kół, wspomnianego ciskadła wózek składał się ze skrzyni i daszku nad nią. Na wierzchu skrzyni były dwie okrągłe, wypukłe pokrywy z kulistymi pokrywami, a pod nimi były przepastne bańki z upragnioną zawartością. Wybór był między białym (tak to wtedy widziałem) a czerwonym. Nigdy nie mogłem wypróbować obu na raz. Foremka była prostokątna, a baba kładła na dno prostokątny wafelek i w zależności od porcji, mogła boczne ścianki foremki podnieść albo opuścić. Potem drewnianną szpachelką nabrała tego skarbu, wsmarowała to w foremkę, skrupulatnie obtarła wystające resztki, które strząsała z powrotem do kany, na to kładła drugą wafelkę i wręczała. Zastanawiam się dzisiaj, ile tego dla mnie wtedy było za jakieś 50 gr. Warstwa nie chyba mpgła mieć półtora centymetra. Starałem się zawsze zaglądać możliwie głęboko do wnętrza tych kan.
Myślałem, że to szaleństwo bogów i niejeden raz myślalem co bym zrobił, gdyby coś takiego postawić przedemną, tylko dla mnie.
Dla odlodzenia i ocieplenia atmosfery:
http://www.us.edu.pl/spotkanie-autorskie-z-magda-kulus-0
Tylko popatrzcie na naszą szczęśliwą Blondynę!
Uważam, że świeża kariera literacka doskonale jej robi na urodę.
Pytała mnie, czy może się zjawić na blogu naszym, powiedziałam, że oczywiście, ale chyba na razie strasznie jest zalatana.
Dobranoc.
Asiu, fajnie, ze juz jestes!
A propo’s lodow z zmierzchlej przeszlosci, to zapytaj Rodzicow, czy chodzili do lodziarni na Lelewela… jesli tak, sa z mojej polki.
Pozdrowienia dla Twojej uroczej Rodzinki i Ciebie w rzedzie pierwszym oczywiscie!
Echidna –
cukiernia – lodziarnia, o której piszesz, a o której ja też za Tobą wspomniałem niedawno, mieściła się przy ulicy Grójeckiej 46, a właściciel nie nazywał się Pomianowski (to inna cukiernia i nie na Ochocie), ale, początkowo Ponieważ, a później (ciągle mu ktoś robił psikusy związane z nazwiskiem) zmienił się na Poniewski.
To mało ważny szczegół, ale pewnie jestem dużo starszy od Ciebie, więc te dawne lata mam coraz wyraźniej przed oczyma, a Ochotę, jej ulice i miejsca magiczne znałem niegdyś jak własną kieszeń.
Alinko,
dobrze, że znowu jesteś. 🙂
Tak 🙂
dzień dobry ..
Madziu bardzo się cieszę z Tobą … 🙂 … Nisiu … 🙂
dzień dobry,
a tu jeszcze historia lodów Grycana
http://www.grycan.pl/jak_to_sie_zaczelo/