Co podniecało Kleopatrę
Znalazłem w swoim archiwum ciekawy kawałek tekstu. Nie pamiętam czy ja to pisałem czy też to cytat z jakiejś książki. Nie znalazłem też go w archwum bloga więc może go nie znacie. A nawet jeśli znacie no to poczytajcie.
W Aleksandrii, mieście uroczystości i wesołych zabaw, w czasach szaleńczej miłości, która połączyła Antoniusza i Kleopatrę, wyjąwszy chwile spokoju, wiążące się z narodzinami trójki ich dzieci, Rzymianin i Egipcjanka stworzyli dla złotej młodzieży i elit królestwa kółko nazwane Amime tobioi, czyli zrzeszenie nieporównywalnego życia. Jego członkowie mieli obowiązek wydawać kolejno uczty w swoich siedzibach. Skoro jednak dla Antoniusza pora kolacji wypadała wtedy, gdy poczuł głód, amfitrioni musieli znosić niedogodności przygotowywania jednego wieczoru tych samych potraw po kilka razy, o różnych porach, było bowiem wykluczone narażanie biesiadników na zwłokę lub podawanie dań zbyt długo gotowanych albo wystygłych.
Przyjrzyjmy się kapryśnym kochankom, jak oddają się przyjemnościom stołu tak ostentacyjnie, że pisały o tym kroniki, jak z włosami uperfumowanymi cynamonową esencją, zajmują honorowe miejsca na bankiecie. O ekstrawaganckich, szaleńczych wydatkach Kleopatry krążyły legendy. Pewnego dnia, by oczarować Antoniusza i jego gości, wyjęła z ucha ogromną perłę i rozpuściła ją w odrobinie octu.
Powróćmy jednak do wystawnych bankietów. Biesiadnicy spoczywali na łożach, zwanych trikliniami, wykonanych ze szlachetnych materiałów: kości słoniowej, hebanu, marmuru i złota. Powietrze przesycone było narkotycznymi oparami unoszącymi się z rzeźbionych kadzielnic, tęskne melodie grane na cytrach kołysały gości, tancerki i akrobaci starali się ucieszyć ich oczy, tu i ówdzie wybuchały śmiechy i padały dowcipne riposty.
Jeśli wierzyć poufnym zwierzeniom olśnionego biesiadnika Lentula Nigera, uczta rozpoczynała się od obfitości skorupiaków i mięczaków z mórz Śródziemnego i Czerwonego: langust, homarów, jeżowców, krewetek i pasztetów z ostryg podawanych w muszlach. Później szły kwiczoły w szparagach, figojadki, kotlety z koźlęcia i dzika, kuropatwy, wymiona maciory, kruche ciasta z Eleuzis i ciastka z Faro.
Czytając ten spis potraw, łakomczuch z pewnością czuje ślinkę napływającą do ust! Nie umieściłem w nim jednak dania najbardziej poszukiwanego w tamtych czasach, czyli języków różowych flamingów: podawane przez efebów, pływały w esencjonalnym wywarze przyrządzonym z moszczu winnego z dużą ilością pieprzu, wzbogaconym smażoną pulpą daktylową i plasterkami porów. Pod koniec gotowania kucharze wsypywali dużą ilość posiekanych orzeszków pistacjowych, których smak idealnie komponował się ze smakiem wywaru.
Apetyczna wyliczanka dań, które przedefilowały przed oczami szczęśliwego Lentula Nigera nie zawiera, o dziwo, ryb, wysoko cenionych przez Ptolemeuszy, na przykład słynnej barweny, którą łowiono u wybrzeży Aleksandrii i którą pałacowi mistrzowie rondla przyrządzali w sposób nadający rybie właściwości afrodyzjaku.
Komentarze
Dzień dobry. Jeszcze żyję; może niezbyt wygodnie ale już przestałam się nadawać wyłącznie na złom i na przetop. Młoda tyra do wieczora, więc ja w miejsce obiadu zjem sobie parówki z musztardą. Ryba moja błysnęła na konferencji tortem orzechowym wg Żaby, a była to jednocześnie złośliwość babska. Otóż tort taki piekła dotąd jedna z pań i wszystkim odmawiała przepisu pod hasłem „stara tajemnica rodzinna” . Ryba postawiła tort na stole i na zachwyty koleżanek odpowiadała niedbale „Ach, to jeden z prostszych tortów jakie wykonuję dość często”. Taka wesolutka i życzliwa ludziom Ryba i taka przewrotna złośliwość.
No tak,nie ma to jak drobne babskie złośliwości,poprawiają samopoczucie 😉
Ale to prawda,ogólnie Ryba należy jednak chyba do osób kochających świat i ludzi.Pyro-cieszę się,że lepiej się czujesz.
Te języczki flamingów to może bym nawet chętnie spróbowała,bo i orzeszki
do nich i daktyle?.Ale szkoda flamingów,wczoraj tak pięknie prezentowały się na zdjęciach u Nemo.Też miałam okazje oglądać wspaniałe stada tych ptaków we francuskiej Camargue,Senegalu oraz?. w naszym ZOO 😉
Szkoda jednak pozbawiać je języczków 🙁
Nie wiem,czy nie zrobiłam jakiejś głupoty,ale wczoraj nastawiłam nalewkę z orzechów.Od nadbużańskiego sąsiada dostałam jeszcze niedojrzałe orzechy.Poczytałam przepisy,wszędzie zaznaczali,że trzeba użyć orzechów czerwcowo-lipcowych,a tu już wrzesień.No ale skoro były już w mojej kuchni,
to porozbijałam.Rączki mam dzisiaj nadal brudne,bo pisali,by włożyć rękawiczki,ale nie włożyłam,bo nie miałam.Wrzuciłam do słoja i zalałam spirytusem.Poczekamy,zobaczymy?Może nie będzie trujące?
Szkoda ewentualnie tylko tego spirytusu,gdyby coś nie wypaliło 🙁
„…wesolutka i życzliwa ludziom Ryba i taka przewrotna złośliwość.”
Po mamusi, po mamusi.
Ojej, jak czytam tę listę potraw, to mi się niedobrze robi z przejedzenia! Na mnie w lodówce tradycyjnie czeka dorsz wędzony, uwielbiam! Bób już jadłam przedwczoraj, też tradycja, podobno rozgotowałam 🙁
Yurek,
dzięki za sznureczek, Misia oczywiście pamiętam i nawet parę lat temu byliśmy. Niestety, ruskich już nie było, a leniwych nie cierpię.
Przyszła kryska na Matyska, dzisiaj pakowanie i nad ranem w drogę do Hamburga. Tym razem luksusowo, samochodem i z zaprzyjaźnionym od stu lat kierowcą 🙂
Włóczę się po chałupach nie od bez mała 3 tygodni, tylko z pół roku – takie mam wrażenie, i już bardzo mi się chce do domu.
Jerzora urodziny dzisiaj, muszę przypomnieć chłopu!
Niech no ja się zerwę z wyrka i udam do zajęć przedpodróżnych!
Alicjo na Twojej stronie (chciałam zajrzeć do kalendarza) jakiś Koń Trojański i blokuje .. a Jerzor niech żyje nam …
czy bliźniaczki Pyrowe też dziś urodzone? …
Jolinku – jutro Synuś, szesnastego Bliźniaki.
Życzymy Jerzoru zdrowia,szczęścia
i tylko dobrego humoru !
Niech formę trzyma znakomitą,
skoro życie trafiło mu się z tak
pełną wigoru kobitą 😉
Niech smalcu nie jada skoro nie chce
i niech na swym rowerze pokonuje
dzielnie kilometry długie w słońcu,
deszczu i nawet przy niezłym wietrze.
Czy to ja pisałem?…
Hm… 😉
Dzień dobry Blogu!
Pyra wstaje z mar(ów?), słoneczko świeci, pomidory bulgoczą w saganie – ładny dzień dzisiaj 🙂
Pan Redaktor albo ma miażdżycę, albo po sztubacku „zwala” tekst od własnej żony…
P.Adamczewski: zmienić dietę, zmienić żonę, zmienić się!
O matko, Nemo…
Człowiekowi za nic nie darujesz jego słabości.
Ja też słabuję . Robota leży , a mnie się nie chce.
Piję kawę, czytam książkę Nisi 🙂 🙂 🙂
Dość tego najlepszego. Idę wcinać .
Ramki, ma się rozumieć.
Marku,
to tylko małe wsparcie szwankującej pamięci 😉
Ja dziś nie słabuję, a nawet wręcz przeciwnie – uwijam się, chwilami… 😀
jak ten ser do mnie dojedzie to zrobię sobie takie delicje ..
http://www.makelifeeasier.pl/inne/obiad-w-10-minut-przepis-na-piers-z-kurczaka-w-parmezanie/
Marek nie słabuj i trzym się ..
jak z archiwum to archiwum .. a Basia i Piotr to jedna osoba jest .. 😉
pepegor a na czym polegała ta zagadka ze zdjęciami? ..
Ach, w ogóle wszystko się dzisiaj pokręciło…. 😉
http://adamczewski.blog.polityka.pl/2009/03/26/co-lubila-kleopatra/
Miłego dnia dla całego Blogowiska 🙂
Brawo, Nowy! Teraz mamy jasność co do autorstwa 🙂
Przy okazji odkryłam zapomniane „dzieło” 😯 😉
Chwalebna dociekliwość.
Biorę przykład z Marka. W sensie: rzucam robotę, jadę do Warpna na rosołek, przy okazji przywiozę sobie pierogi i zamrożę.
Alicja, będziemy Cię z Łaszesią czule wspominać przy pierogach z leszcza!
Marek, mógłbyś kiedyś wpaść na rubież, upiec ciasto drożdżowe, bo ja nie umiem… Z kruszonką!
Oj, te wymiona maciory brzmia „fantastycznie”. Nie jestem pewna czy bym sie chciala na to danie zalapac.
Buziaki,
Witam słonecznie 🙂
Panu Tomkowi udało się, odpukać, przywrócić do życia komputer zawirusowany do imentu.
Danuśka,
sprawdź pocztę 🙂
Poczytałam, obejrzałam zdjęcia, ale robota czeka. Wprawdzie dziś na obiad wczorajszy żurek z jajkiem i białą kiełbasą, więc tylko ugotuję ziemniaki, ale robię też gołąbki do zjedzenia jutro i w czwartek. A ponieważ zawsze robię ich sporo, to część powędruje do syna i synowej.
Miś pisze, że czyta książkę Nisi. Otóż, ja oprócz książek od Polityki przywiozłam ze zjazdu także książeczkę autorstwa Nisi ” Nie dla mięczaków”, którą sprezentowała mi Pyra. Mąż przejrzał wszystkie książki i zaczął czytać jako pierwszą właśnie tę Nisi. Prawdę mówiąc bardzo mnie tym zdziwił, bo czyta raczej poważniejsze lektury. A w dodatku ksiażka bardzo mu się spodobała, bo jest bardzo miła i przyjemnie pisana. Szkoda tylko, że już koniec blisko. No to mnie też jest bardzo miło z tego powodu, a autorce pewnie także.
Podróży po Afryce ciąg dalszy
W tym odcinku zaglądamy do krateru Menengai w Wielkim Rowie Afrykańskim, przeżywamy gorące momenty w parku narodowym Hell’s Gate, gdzie bulgoczą źródła termalne i syczą gajzery i podobno biegają gepardy (nie widzieliśmy 🙁 ), a gorące głębiny drzemiącego wulkanu Olkaria wykorzystywane są w elektrowniach geotermalnych. Następnie jedziemy wzdłuż jeziora Naivasha i otaczających go cieplarni produkujących róże dla Europy do Nairobi, a stamtąd pociągiem sypialnym pierwszej klasy (sic!) do Mombasy.
Ile razy; no ile razy Wam cytowałam jedną z mądrzejszych polskich fraszek:
„To nic, że królowie są nadzy –
trochę tolerancji dla władzy”. (Lec)
To nie; drążyć, pogrążyć, strącić z piedestału….! I jak tu budować AUTORYTET?
Idę pod kołderkę cd
co za dzień, pełen odkryć niespodzianych. A mnie dręczą te języczki biednych flamingów, nawet bardzo mnie zadręczają…
Wcale się nie zdziwię jak któregoś dnia obudzę się wegetarianką 🙂
Jezyczkami nie ma sie co zadreczac. Przeciez nie wycinano flamingom jezyczkow i puszczano je wolno…. Trzeba to potraktowac jak watrobki gesie, kacze piersi, czy np. zaladki z kurczakow.
Nie ekscytujmy sie tez dzisiejszym artykulem, wszak autorami naszego bloga sa Panstwo Adamczewscy Oboje. A Gospodarz zaznaczyl „znacie, to posluchajcie”.
Bardziej zbulwersowal mnie wczorajszy „japonski” wpis. Pelen bledow przeroznych i napewno nie autorstwa Gospodarzy. Ale tak to jest, kiedy „panskie oko konia nie tuczy…”
A wracajac do wychowywania dzieci /bo nie moge sie oprzec aby sie nie wtracic – pomimo mojego krotkiego stazu/, to uwazam ze kary cielesne w jakiejkolwiek formie by one nie byly, wlacznie z „wachaniem” to barbarzynstwo nie godne cywilizowanego czlowieka.
Z gory przepraszam, ze osmielam sie miec jakiekolwiek uwagi.
No tak-Gospodarz na wakacjach i do komputera nie zagląda,a zatem w powyższych kwestiach się nie wypowie.
Miodzio-z tymi flamingami pewnikiem święta racja.
A wszelakie uwagi chętnie czytamy,Twoje też 🙂
Jotko-odpowiedziane !
Dlaczego należy bić dzieci
Wychowanie dzieciątek niewinnych p. Jachowicza:
ADAŚ
?Zegnij to małe drzewko!? rzekł Ojciec do syna.
Adaś je łatwo zgina.
?A to większe!? ? już trudniéj, jednak żwawe dziecię,
Zgina je przecię.
?Teraz, luby Adasiu, gnij to drzewo spore,
Co już znacznie od ziemi podniosło się w górę.? ?
Próżne usiłowania ? Adaś zmordowany,
?Ja go, – rzecze – nie wzruszę, mój Tato kochany.?
?Otóż widzisz, mój synu, – rzekł Ojciec ze łzami ?
Coś doświadczył na drzewach to się dzieje z wami:
Pókiście jeszcze młode, jak pierwsza drzewina,
Ojciec, w którą chce stronę, łatwo was nagina,
Ku pracy, pobożności, nauce i cnocie;
Ale skoro wzrośniecie w nałogach, ciemnocie,
Już was Ojciec sprostować nie zdoła, jak pragnie,
Już was do cnoty nie nagnie.?
Pozdrowiątka od zwirzątka
Echidna
Errata
w miejsce znaków zapytanie proszę wstawić wirtualny cudzysłów
E.
Diabeł mi przykrył ogonem śliwki Żaby w occie. Śliwki są, ocet jest, instrukcję wcięło. Była bardzo prosta więc, oczywiście, kompletnie jej nie pamiętam 🙁
Proszę bardzo:
Przepis na śliwki w occie, prosty jak kłębek sznurka w kieszeni: śliwki przekroić na połówki (pestki wyrzucić) zalać octem pół na pół z wodą. Zostawić na 24 godziny. Potem ocet zlać a śliwki zasypać warstwami cukrem. Ocet można użyć jeszcze jeden raz. Jak śliwki siądą to dołożyć nowe. To wszystko. Podobno są genialne.
Kiedy pytałam Żabę o przepis na te śliwki, nie była pewna, czy zalewa się je samym octem, czy rozcieńczonym. A ja zalałam je samym octem, niestety. Ocet już zlany, śliwki zasypane cukrem, który zdążył się rozpuścić, ale śliwki są zbyt kwaśne. Główkuję teraz, czy coś się da zrobić, żeby były mniej kwaśne. Dosypałam jeszcze cukru. Nie było ich na szczęście zbyt dużo, a na te kwaśne też się pewnie amatorzy znajdą/mam takiego znajomego, który zjada wszelkie kwaśności, ale szkoda tej pierwszej nieudanej próby. Mogłam się dopytać o dokładny przepis. Ale teraz juz wiem.
Małgosiu,
skoro piszesz, że śliwki są podobno genialne, to znaczy, że nie próbowałaś ich, a przecież stały w miseczce na stole. Sama dopominałam się o nie u Żaby, bo koniecznie chciałam spróbować. Naprawdę są bardzo smaczne.
Witam.
Krystyno, za wcześnie oceniać smak śliwek. Jak postoją trochę nie będą za kwaśne to się musi przegryźć.
Małgosiu W. – dziękuję 😀 W międzyczasie zrobiłam porządek w kulinarnych papierach, śliwek nie znalazłam. Znaczy musiałam położyć je tak, żeby były pod ręką 🙄
Pozdrawiam Przetworowiczów serdecznie z południa przepięknego (aktualnie 25C w cieniu) i z zajętości wielkiej (doskonale, że…, lecz bez przesadyzmów – chciałoby się westchnąć… drugi człon jednak opuszczamy, jak zwykle ;))
Właśnie mi wiatr zwiał z bezpiecznej wydawałoby się półki wysuszone na wiór, drobniutko posiekane listeczki selera (szczęściem niedużo tego było :)) — i to są jedyne jak na razie zapasy na zimę (suszów mnóstwo rozmaitych, zielonych).
Ale zapasy inne mają się rewelacyjnie – całkiem niedawno pozyskałam i zachowałam niczym skarb najcenniejszy 4 dni tatrzańskie – więcej info oraz link znajdą zainteresowani tutaj u Owczarka (który pewną Noblistkę Honorową Obywatelką swej Owczarkówki czyni za zasługi liczne-dziedziczne dla Zakopca, Podhala i góralszczyzny jako takiej 🙂 😉 😀 )
Trasy wymyśliłam (skastomizowałam ;)) sama, przebyłam temi ręcyma i nogamy (no, główką też… ‚rohacką orlą perć’… ‚najdłuższy treking w Tatrach’… wyjście na prostą z jednego czy drugiego dolinowego pobłądzenia :cool:), obfotkowałam też sama, opisałam ditto (gdy mądrości, dywagacje i dowcipy są cudze – zawsze zaznaczam i sprawiają mi takie odnośniki ogromną radochę)… —
— A lato-cud jak się rzekło trwa… i oby trwało jak najdłużej bo w listopadzie go nie będzie…
…Gdybym zaś nie zdążyła tu zajrzeć przed początkiem października – już dziś życzę owocnych obrad i objadań zjazdowych (chyba to Piąty Półjubileuszowy będzie, jeśli dobrze pamiętam?…)
😀 😀 😀
(I spadam migiem do roboty — niestety… i na szczęście (lubię!!!) 😉 :D)
Z tego co pamiętam (pamięć mam dobrą, bo krótką), Piąty Zjazd Łasuchów odbył się był, byłam, miód i wino piłam…no chyba mi się to nie przyśniło?!
Wniosek prosty – lepiej nie kastomizować 😉
Cokolwiek to znaczy…
Alicja, wspomniałyśmy Cię czule z Łaszesią ZAMIAST pierogów, bo było zamknięte. Skandal, grandal i kastomizacja. Lato poszło, pierogi w weekendy…
Krystyno, pozdrowienia dla Pana Męża.
Krystyno, ja ten przepis po prostu przekopiowałam ze swoich archiwów, on tam trafił prosto z blogu
http://adamczewski.blog.polityka.pl/2009/09/17/targowisko-w-sercu-miasta/#comment-166415
A śliwek nie spróbowałam 🙁 , ale zamierzam zrobić 🙂
…ja na torbie, gotowa do drogi, a lato jeszcze tutaj dyszy całkiem-całkiem.
Jest cudnie, zwłaszcza, że siedzimy ze starą przyjaciółką na przyzbie, popijamy niezłe wino i wspominamy te tam… durne i chmurne, w porywach ogniste. No co – bywało!
Jak ja nie lubię wyjeżdżać… 🙁
MałgosiuW,
śliwki mocno polecam! Kurka siwa, ale ja takich nie mam, węgierek 🙁
Alicjo, szczęśliwej podróży i uściskaj Jerzora od nas urodzinowo!
„Warszawa da się lubić”? Nie bardzo. Żabie kazali dmuchać w balonik. Opisze sama po powrocie.
Alicjo – napisz do nas zaraz po przylocie, Jerzoru uściski.
A ja już mogę powiedzieć ze 3 zdania zanim mnie znowu „przytka”. Jeszcze ze dwa dni trochę poczytam, trochę pośpię, trochę pochichoczę nad blogiem umiłowanym i wreszcie wrócę na stałe stanowisko komentatorskie.
śliwki w occie podobnym sposobem robiła moja Mama, ale zalewała je właśnie octem 6% bez dodatku wody, na całą noc, zanurzone i dociśnięte spodeczkiem w kamiennym garnku. Rano odcedzała ocet trzymając śliwki na sicie jeszcze jakiś czas żeby jak najwięcej odsączyć. Po czym układała w słoikach, przesypując cukrem. Do każdego słoiczka dodawała kilka goździków. Ocet można było przechować i np. zalać kolejną porcję śliwek. Robione tą metodą śliwki wcale nie były zbyt kwaśne, wszyscy je bardzo chwalili 🙂
Alicjo – to dobrze, że tak się nacieszyłaś i rodziną i krajem, wracaj do siebie szczęśliwie. Dla Jerzora oczywiście serdeczności 😀
O, Alicja, uściskaj Jerzora!!!
Alicjo dobrej podróży .. 🙂 .. dla Jerzora 100 lat .. 🙂
ja robiłam śliwki wg Żaby w tamtym roku i poszły szybko dlatego w tym też zrobiłam ale więcej .. jadłam na Zjeździe śliwki i zobaczyłam, że Żaba kroi je wzdłuż a ja poprzek .. 😉 .. śliwki pyszne są a teraz jest wysyp .. i maliny ciągle piękne i w miarę tanie ..
ja do suszenia nie kroję ziół tak drobno bo potem można je wysuszone pokruszyć …
Co sie wysusy, to sie pokrusy 😉
Byłam na grzybach! marnie, bo marnie, ale parę prawdziwków (na suszenie) i przygarść kurek się znalazła, a powietrze jakie, a widoki… 😎
Góry w zachodzącym słońcu, cichy Lasek Czarownic, żadnego wiatru, żadnych ludzi, krowy tylko z daleka pozbyrkują dzwonkami, a na łąkach poniżej lasu zimowity różowoliliowe, eh!
Na kolację bavette al pomodoro, jeszcze się gotują. Mizeria gotowa.
No to widzę, że z tymi śliwkami nie będzie tak źle. Ale może zrobię jeszcze te według właściwego przepisu. W każdym razie mam porównanie smaków.
Ja tak jak Żaba wyjmuję pestki, krojąc śliwki wzdłuż. Ale spróbowałam ostatnio kroić w poprzek i stwierdziłam, że przy tej metodzie łatwiej wyjmuje się pestki. Ale przyzwyczajenie robi swoje i zostałam przy metodzie podłużnej. Zdaje się, że Haneczka też kroi w poprzek.
A lato powoli odchodzi. Pod wieczór, korzystając z pieknej pogody, poszliśmy na długi spacer. Znalazłam dwa maślaki i narwałam tegorocznego wrzosu do wazonu. Ubiegłoroczny już spłowiał i trzeba było go wyrzucić. A do domu, konkretnie na strych schodzą sie już myszy. Na razie została odkryta jedna, już w pułapce na myszy. Brr…
A zapasik suszonego selera już także mam. Jest dobrym dodatkiem do żurku.
Przyszedł, zjadł, wypił, rzucił się na prezenty i na niczym niezasłużoną życzliwośc i przychylność , i to dwukrotnie tak się zachował. Powrócił do siebie, zamknął drzwi (o kant drzwi trudniej jest się oprzeć) i w aleksandryjskich ciemnościach wyszeptał – Dziękuję, merci, danke.
Świnia. Świtało.
Tak trudno jest wyrazić proste i szczere uczucie wdzięczności. Dziękuję Państwu – imieniny obchodzę już od zeszłego roku 🙂
W pewnych sytuacjach bicie jest niezbędne. Wiele lat temu spędziłem całą noc przemawiając do śmietany. I nic.
Wierzę, że nadejdzie dzień w którym odzwdzięczę się Państwu bitą Kleopatrą.
Nie oszukujmy się; Liz Taylor to ona nie była, a o uszach wolę nie myśleć.
To nie dlatego, że były ogromne, ale myślę o panu Jerzym z Kingston.
Już niedługo poczuje cudowny aromat gotowanego bobu i wędzonego dorsza – tak w domku nad jeziorem miłośc pachnie.
Życzę Panu radosnego dotykania komputera 🙂
Środa także zapowiada się pięknie, zwłaszcza w Poznaniu – Pyra odzyskuje siły, ale jeszcze nie na tyle by pobić Solenizanta, chyba, że językiem. Nie gęsim, nie flamingowym, ale własnym 🙂
Nemo – Do tej pory nie byłem w stanie wyrazić uczuć wywołanych Twymi zdjęciami z Afryki, może nigdy mi się to nie uda, ale tę krowę z wiankiem ziemowitów na rogach także bym chętnie zobaczył. Solistkę tę 🙂
Ech..ale ją słyszę 🙂
A propos koszmarów – szwajcarskie gangi, szwajcarsi gniew
O śmietanie zmuszanej biciem do występów była już onegdaj mowa w naszym „kryminale” 😉
Placku,
popieram bicie monet, bicie serca, bicie zegara… 😉
Bavette popiłam brytyjskim cidrem od maratończyka (Thatchers Green Goblin, oak aged) i jest mi dobrze, czego i Wam życzę 🙂
Dziękuję za życzenia dla Jerzora, zaraz mu przekażę.
Póki co, lekutko znieczulam się przed podróżą, a po powrocie go nadużyję. A co!
Jerzora???
Nemo – Skoro mnie nie za krowę nie pobiłaś, odważam się jeszcze parę wyznań – z twarzy Teścia Twego Zięcia dobroć bije, dobroć emanuje. To samo z twarzą Ojca Twej Córki. Z twarzy Twego Zięcia także emanuje dobroć. To pewnie dlatego ugandyjscy Kozacy zawirowali tańcem.
Zauważyłem, że parę bawołów wytarzało się w błocie, a Ty i tak zrobiłaś im zdjęcia. Poza tym gdy Cichal nazwał Cię prababcią, parokrotnie i nie po polsku, palcem nie ruszyłaś. Wniosek – jesteś z tego związku szczęśliwa.
Deja vu – Vermeer nie miał nawet Drucha, dlatego Pannę Młodą namalował. Z perłą w uchu. Uderzające podobieństwo, nie tyle w rysach co w tym co Francuzi zwą….zapomniałem, ale spójrz, proszę.
Nie wiem czy dodanie garści pereł do śliwek zmieni ich smak, ale rozpuszczanie perły(5 karatów) w occie trwa ponad dobę. Po takim maratonie podniecania się nawet Kleopatra nie byłaby w stanie przełknąć nawet plasterka pora. Na szczęście egipscy naukowcy pośpieszyli z pomocą – gorący ocet – 30 minut i napój gotów.
Alicjo przekaż Jerzorowi naszą radość, że się narodził i nie musimy Go wymyślić. Nowy czyni sugestie! My do dyspozycji, jak zwykle na sępa.
Placku. Twoje drożdzowe wyrosło nad podziw. Po trzech nieudanych próbach, Twoja Prezydencja nad nim przyniosła skutek. Następne wypieki też będę dedykował Tobie! Piszesz, żem coś Nemo imputował. Potwarz to i łgarstwo:)) Mam jeszcze instynkt samozachowawczy. Wiem, że ostanimi czasy złagodniała, ale wzorem JK wróciła do formy i dzisiaj pokazała swój lwi (a może małpi) pazur.
A z J. van Vermeer’em trafiłeś bez pudła! Macie kumie oko.
Placek – niewiasta ja bojowa w minimalnym zakresie. Solenizant wraca za dwa dni (15-go) z wakacji, więc nawet wymowy na nim nie poćwiczę. Całe nieporozumienie wzięło się stąd, że ja jestem zwolenniczką wychowania „bolszewickiego” – kochaj i wymagaj (przynajmniej do 8-gp roku życia). Mój naprawdę mądry Ojciec twierdził, że w ogóle wychowujemy tylko do 7-go, 8-go roku życia; potem możemy już tylko dziecku mądrze towarzyszyć. Lubię dzieci ale z przerażeniem patrzę na rozwrzeszczane i wymuszające wszystko na wszystkich kilkulatki. Za każdym razem mam ochotę „cudownych” rodziców przeprowadzić przez ścieżkę zdrowia.
Placku,
najlepsze życzenia 🙂
Alicjo,
szczęśliwych lotów, powinszowania dla Jerzora 🙂
Placek
Świnia to ja jestem i to w najgorszym świetle, życzeń okołoplackowych ci nie złożyłem. Plackiem z Okazji podzieliłem się z sąsiadami. Mnie zostały okruszki. Ale jak będzie trzeba mogę upiec ponownie. Nawet w Szczecinie. Tylko jechać ode mnie trzeba kilkanaście godzin. Autobus kursuje codziennie. Jak masz ochotę na prawdziwego drożdżowca to wpadnij. Przez Szczecin, bo bliżej z niego do cywilizacji. Tylko nie zapomnij z Połczyna zabrać śmietany. Tej bić nie trzeba.
Cichalu,
małpi pazur pokażę dopiero jutro 😉
Placku,
to mój ulubiony Vermeer. Onegdaj odwiedziłam go osobiście w Hadze. Teraz wiem, dlaczego 🙂
Dzięki za miłe słowa pod adresem ubłoconych bawołów, chociaż to brutalne samce były, agresywne podobno, bo odrzucone przez stado. No to chociaż w tym błocie sobie użyją… 🙄
Nemo – czy Ty widzisz? Oni (ONI) o Pyrze, jak o tych bawołach, odrzuconych, agresywnych i w błocie. I kto by pomyślał, o Babuni z duszą anielską.,…Wszystko przez dziedzictwo Kleopatry, ani chybi.
Pyro, 😀
Ja darzyłam te bawoły wielką sympatią 😎
I respektem 🙄
A błoto spełnia funkcję ochronną. Przed słońcem, muchami, gzami itp.
Jotko i Marku – Obawiam się, że zażenowanie w moim wieku jest bardzo niebezpieczne. Jeszcze raz dziękuję, ale ja przecież nikomu nawet zupy z języka polskiego nie podarowałem, nalewką nie napoiłem, kocem nie przykryłem. Niczem się czuję.
Marku – Nigdy nie wiem jak się do Ciebie zwracać – Miś nie, bo to tylko dla bliskich przyjaciół, Marku II także nie (sugestia, że to Marek drugiej klasy), Ten Który Piecze Ciasta Tylko Po to By Z Nimi Gnać do Sąsiadów pasuje idealnie, ale to nieco przydługie – pomóż, proszę 🙂
Cichalu – Z dwiema pierwszymi próbami nie miałem nic wspólnego, ale piecz, piecz. Jesteś ostatnio taki łagodny, że zaczynam się Ciebie bać 🙂
Pyro – Mój Ojciec był bezwzględny i okrutny. Gdy wracałem do domu jak ten Pan Słowik, musiałem zjeść obiad.
Samce (stare) nie są odrzucone przez stado, tylko przegrały dominację z młodymi. Mogą być w stadzie, tylko nie mogą korzystać z uciech prokreacyjnych. To dotyczy wszystkich zwierząt stadnych. Ludzi też…
Na dobranoc pocieszający fakt – cudem, ale przeżyliśmy kolejny dzień 🙂
Pocieszające jest też, że nawet jeśli kolejnego dnia nie przeżyjemy, to chyba tego nie zauważymy, osobiście 😎
Cichalu,
jutro pokażę Ci kły 😎
Dobranoc, Blogu!
Jezu Nazareński! Od wszelakiego ZŁEGO nas zbaw Panie!
Ja znowu bardzo późno, ale jak zwykle brakuje na wszystko czasu, zwłaszcza na spanie. Mnie po prostu szkoda każdej przespanej godziny – stracona.
Podczytałem oczywiście do tyłu. W pamięci utkwił mi utwór Stanisława Jachowicza zacytowany przez Echidnę, zwłaszcza ten ojciec zalewający się łzami mówiący o naginaniu, pobożności i cnocie. Mnie nikt nie naginał, więc wzrastałem w nałogach i ciemnocie.
Pan Jachowicz, skądinąd pionier w wierszykach dla dzieci, napisał też dziełko o moim imienniku.
Tadeuszek
Raz niegrzeczny Tadeuszek
Nawsadzał w butelkę muszek;
A nie chcąc ich męczyć głodem,
Ponarzucał chleba z miodem.
Widząc to ojciec przyniósł mu piernika
I nic nie mówiąc, drzwi na klucz zamyka.
Zaczął się prosić, płakał Tadeuszek,
A ojciec na to: – Nie więź biednych muszek.
Siedział dzień cały. To go nauczyło:
Nie czyń drugiemu, co tobie niemiło.
Po prostu podręczny poradnik wychowawczy. 😉
Też czekam na kły Nemo…
Dobranoc 🙂
Kły Nemo chyba dość subtelnie wypadają przy kłach, którymi chlubią się miasta afrykańskie.
Nocka mi się trafiła paskudna, więc może dzień będzie lepszy.
Dzień dobry.
dzień dobry ..
Placek rano do kawy to jest to … 🙂
Pyro biedactwo zdrowiej i dla synka z okazji urodzin zdrowia dużo …
a Zgaga jak się czuje? …
moja wnuczka grzeczna to ja nie mam dylematów ale znam dzieci trochę denerwujące i moim zdaniem to dlatego, że im się poświęca za mało uwagi bo niektórzy rodzice uważają, że jak dają dziecku zabawki i inne zachcianki to spełniają swoje obowiązki a dzieckiem trzeba się interesować i rozmawiać .. denerwujące dziecko to dziecko, które się buntuje przeciw byciu przedmiotem w rodzinie .. oczywiście to skrót myślowy …
a dzisiaj sobie zrobię taką sałatkę na zimę … 😉
http://ugotuj.to/przepisy_kulinarne/2,87561,,Salatka_z_cukinii_na_zime,,-19356693,9495.html
i jeszcze trochę śliwek w occie na prezenty …
Kleopatra, wbrew powszechnemu mniemaniu, nie była Egipcjanką, a Greczynką (tak! tak!)