Gdzie i za ile jadano w Warszawie

Podrzuciłem do lektury i ewentualnej rozmowy tekst o gastronomii w dawnym Wrocławiu. A tym razem sięgam po fragment książki varsavianisty Stanisława Milewskiego, który przedstawia uroki jadania w knajpkach starej Warszawy:
 „W Warszawie można było łatwo zjeść dobrze, mając nabity dukatami mieszek” – stwierdza Irena Turnau, znawczyni naszej stolicy czasów Oświecenia. Dodajmy, że i w wieku XIX, gdy miało się rublami wypchany pulares, też nie było z tym kłopotu.
Trudniej było – twierdzi Turnau – o tańsze traktiernie i garkuchnie; niektóre z nich prowadzili Niemcy i tam można było zjeść skromne, domowe potrawy. W tym czasie nawet w najtańszej garkuchni obiad kosztował złotego lub półtora. Natomiast w najlepszym hotelu „Pod Białym Orłem” na Tłomackiem stołownik płacić musiał za dobry obiad 4-16 złotych polskich; za wino osobno. Dla porównania: pacjent w szpitalu za 10 złp utrzymywał się przez dwa tygodnie.
Traktiernia Francuza Quellusa funkcjonująca od 1766 roku na Rynku Starego Miasta reklamowała się w prasie, że „w wybornych sosach i smakach osobliwych potrawy daje i do tego w takiej okazałości i paradzie stoły trzyma, jak i panowie zwykli mieć stoły swoje. Zastawia cukrami, a wszystkie potrawy daje na srebrze lub na porcelanie, lub też na farfurze [fajans – S.M.], kto i jak sobie rozkaże”. Obiad kosztował „pół czerwonego złotego, z umniejszeniem zaś potraw tynfów cztery”. Obwieszczenie to podał do gazet, „aby przyjeżdżających uwiadomić, że mogą się wybierać z domów na publikę warszawską z mniejszym ekwipażem, nie zabierając kuchni swojej, kiedy tu mniejszym kosztem mogą mieć przyzwoitą swoje wygodę, zwłaszcza iż nie przyjmuje, chyba tylko dystyngowane osoby”.
Lepsze towarzystwo bywało pod koniec wieku u restauratora Louisa Conde. Traktierni było w tych latach pięć, garkuchni ponad dwadzieścia, a kawiarni w 1792 roku ponad sto!
Najsławniejsza to kawiarnia Neybertowej, do której zjeżdżało się lepsze towarzystwo z całego miasta; potem tradycję tę podtrzymywała „Wiejska Kawa” znajdująca się w tym samym miejscu opodal placu Trzech Krzyży. Słynęła z ponczu zaprawianego ananasami, z najlepszej w mieście kawy i wyśmienitych bab.”

I dziś wokół tego placu w stolicy można znaleźć wiele smakowitych miejsc. I też jak przed wiekami trzeba mieć wypchany portfel.