Żal mi tych uparciuchów

Taka winnica ma być pod pałacem w Zatorach 

W mojej gminnej wsi Zatory stoi przepiękny radziwiłłowski pałac. Otacza go równie wspaniały park, który wpisany jest do rejestru europejskich zielonych zabytków. Pałac marniał przez długie lata przechodząc z rąk do rąk. Wreszcie kupił go ktoś z pobliskiego Serocka za pieniądze otrzymane za ziemię przeznaczoną na obwodnicę miasta.

Nowy właściciel postanowił w pałacu urządzić hotel, restaurację, SPA i wiele innych przedsięwzięć. Prace renowacyjne ruszyły z kopyta i objęły oprócz pałacu także obory oraz inne zabudowania gospodarcze a także piękną gorzelnię. Prace trwają.

Jak wieść niesie na terenach należących do pałacu nowy właściciel postanowił założyć winnicę. Widocznie przeczytał, że w pobliskiej wsi noszącej dumne miano Winnica przed paroma wiekami też uprawiano winorośl i produkowano wino. Od kilku lat mania zakładania winnic i robienia polskiego wina rozprzestrzenia się jak zaraza. Nikt jak dotąd nie dorobił się na tym pieniędzy a wielu spore sumy straciło. Próbowałem wina z kilku winnic z południa Polski (okolice Jasła i Krosna) oraz z zachodu (Zielona Góra). Żadne mi nie smakowało. Zużywałem je więc do gotowania i pieczenia. Ale producentom nie o to przecież szło.

Nie wierzę, by polskie winnice były w stanie wydać z siebie grona nadające się do produkcji win dorównujących włoskim, francuskim, hiszpańskim czy nawet bliższych nam  niemieckich, austriackich czy węgierskich. Moim zdaniem nie ten klimat i nie to słońce. Ale jeśli ktoś ma tyle pasji (i pieniędzy do wyrzucenia), to nie ma sensu go zniechęcać. Sam się musi przekonać co z tego wyrośnie.

Podobnego zdania byli także i przed wiekami smakosze win. Pisze o tym historyk, z Archiwum Akt Nowych i doktorant Instytutu Historii PAN – Paweł Libera: „Znawcy win z zagranicy nie mieli o rodzimym (czyli polskim – przyp. P. Ad.) trunku najlepszego zdania. Nuncjusz papieski Ruggieri w 1565 rokutwierdził, że wina z okolic Krosna są kwaśne, a klimat tamtejszy zupełnie nieodpowiedni  dla winorośli, która przemarza w okresie zimowym.

Zaostrzający się klimat, susze, mrozy i konkurencja coraz tańszych win z importu sprawiły, że pod koniec XVII wieku polskie winnice znalazły się w stanie upadku.(?) Resztki winnic dotrwały do drugiej wojny światowej. Mało kto pamięta, że Zaleszczyki, niechlubnie zapamiętane z września 1939 roku, tuż przed wybuchem wojny  były centrum polskiego winiarstwa.”

I tak miejscowość, która stała się symbolem polskiej klęski może też być symbolem przyszłości naszego winiarstwa. Trzeba bowiem przekroczyć nasze granice i udać się na południe, by trafić na trunek nadający się do picia i sprawiający pijącemu przyjemność.