Do Mrągowa i z powrotem

 

To była miła sobota. Wprawdzie rano, gdy startowaliśmy, lekko mżyło ale już w drodze zaczęło się przejaśniać i w wreszcie słońce przebiło się a chmury rozeszły.

Droga nie była zatłoczona i 175 km przemknęliśmy w dwie godziny z małymi minutkami (nie łamiąc przepisów i nie ryzykując). Po drodze potwierdziły się nasze wcześniejsze obserwacje dotyczące bocianów potwierdzające ich powiększającą się liczbę w naszym kraju. Wszystkie gniazda (niektóre rok temu puste) były zamieszkałe a w większości z nich mieszkało po pięć ptaków. Nie często dotąd widywaliśmy po trzy bocianięta przypadające na jedną parę rodziców. Bocianie stadka żerujące na zżętych polach i łąkach świadczą, że ptaki już myślą o czekającej je podróży i jedzą na zapas. Za tydzień lub najdalej za dwa odbędą sejmiki i odlecą. Lubimy obserwować te odloty. Świadczą one o zbliżającym się końcu lata. I nie jest to dla nas tak nostalgiczne jak jesienne odloty gęsi.

W Mrągowie (pięknie odremontowanym od naszego poprzedniego pobytu) odwiedziliśmy rodzinę. Uściskaliśmy dorastających a zapamiętanych jako przedszkolaki jej członków (studiujących na różnych uczelniach) i zjedliśmy wspólny obiad w ogrodowej altance stojącej obok domu. Karkówka pod serem z warzywami to niezły pomysł i jak się okazało prosty w wykonaniu. Trzeba tylko dobrać mięso mało tłuste i mieć własne dobrze warzywa. Rogaliki z konfiturą z płatków róży wspaniałe a z jabłkami wręcz wspaniałe. Nasza rodzina często odwiedza nasze witryny i korzysta z nich czasem modyfikując (czyli ulepszając) opublikowane przepisy.

W pobliskim Spychowie (nie rozumiem czemu zmieniono poprzednią nazwę Pupy – wywodzącą się od niemieckiego słowa określającego lalkę) zajechaliśmy do przydrożnej wędzarni ryb i kupiliśmy świeżo wyjęte z wędzarni sielawy i grubaśnego węgorza. Auto pachniało tak apetycznie, że z trudem powstrzymaliśmy się od zjedzenia ich na przydrożnym parkingu.

W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się też (co robimy zawsze gdy jedziemy przez Rozogi) w Zajeździe Tusinek. Miejsce to nadal cieszy się zasłużoną popularnością. Tłok był niemiłosierny a dziewczyny z obsługi uwijały się jak frygi. Tu kupiliśmy miód akacjowy i wrzosowy, dwa piękne a różne bochny chleba oraz trzy podpłomyki dziadowskie. Z takim zaopatrzeniem dotarliśmy do domu w porze kolacyjnej.

A jak to była kolacja to łatwo się domyślić. Na drugi dzień został tylko kawałek węgorza!

PS.

Plackowi zdrowia, weny i humoru!

PS.2

Dzięki Gostusiu za mapę drogową. Czasem jeżdżę przez Winnicę ale przejeżdżając Bugo\Narew w Dębem.