Do włoskiego bankietu na czczo nie usiędę…
Nic mnie nie zniechęci do włoskiej kuchni. Jestem w niej zadurzony i zanurzony po uszy. Znajduję też wśród rodaków coraz większą grupę wyznawców tej kulinarnej religii. Świadczy o tym powodzenie włoskich restauracji, których w Polsce przybywa lawinowo.
Nie zawsze jednak tak było. Przed paroma wiekami włoska uczta była w Polsce synonimem wszystkiego najgorszego. Spory i bardzo ciekawy szkic na ten temat napisał historyk, pracownik Instytutu Historii Sztuki Uniwersytetu Warszawskiego – Wojciech Tygielski. A słowa użyte przeze mnie w tytule to przytoczona przez Tygielskiego myśl Wacława Potockiego (bliski krewny Placka!), który włoskim obyczajom kulinarnym nie szczędził uszczypliwości. I nie był w tym jedyny.
Stanisław Kot, siedemnastowieczny autor opisu cech narodowych zatytułowanego „Cug celnych narodów” stwierdzał krótko acz dosadnie, że „Włoch je miernie”. A sporo lat wcześniej Mikołaj Rey kpił frywolnie: „Aczci Włoszek serwetkę ma i kuradenty,/ Ale, by wół, sałatą posra sobie pięty,/ Żaba, kotek, ślimaczek ? to u nich zwierzyna,/ A potym wódkę pije, przymieszawszy wina.”.
Zaś Daniel Naborowski też przytaczany przez Wojciecha Tygielskiego, stwierdza wyraźnie: „Dobra Włochowi żaba, a do niej sałata,/ Lecz Polakowi sztuka mięsa zawsze grata.”.
Wielu polskich autorów miało podobny stosunek do obyczaju ucztowania na modłę włoską. Irytowało Polaków zwłaszcza to, że zamiast obżarstwa mieszkańcy Italii woleli tańce. Temu też oraz niskokalorycznej diecie ( o fatalnym smaku dla nadwiślańskich podniebień) przypisywano genezę choroby wenerycznej zwanej raz francuską ale także i włoską.
Na koniec przytoczę ze szkicu warszawskiego historyka dwa cytaty. Pierwszy to fragment „Dworzanek” Stanisława Serafina Jagodyńskiego, który pisał tak: „Chleb czarny jako ziemia, syr jak kamień twardy/ Kapusta kwaśna w Polszcze, przymawia Włoch hardy/ Włochu, iedz ty robaki, żaby y ślimaki/ W Polszcze potrawy, głodne we Włoszech przysmaki.”. A Marcin Bielski zarzucając Włochom zły smak i zniewieściałość rymuje: „Pierwejci tu tych Włochów nigdy nie bywało/ Franca, piżmo, sałata, z nimi to nastało;/ Owe pludry opuchłe, pończoszki, mostardy/ Niedawno to tu przyniósł włoski naród hardy.”.
Najdalej w tej krytyce posunął się chyba Aleksander hr Fredro, który uważał, że naśladowanie Włochów w jedzeniu sałaty (która im idzie na zdrowie) może doprowadzić Polaków a nawet Polskę do zguby.
Myślę, że dość tych utyskiwań i wręcz obelg. Dziś, po paru wiekach, kuchnia włoska święci tu triumfy. A sałaty, ślimaki i inne robale dotarły na polskie stoły nie doprowadzając do upadku naszej pięknej ojczyzny. A nawet można zaryzykować, że polska gastronomia kwitnie dzięki włoskim kucharzom.
Komentarze
Witam wszystkich i życzę słonecznego dnia. (na przekór temu co widać za oknem)
Wielu lat w szczęściu i przyjazni dla Ryby i Matrosa. Rudemu – 100 lat.
Miodzio – lejesz miodek na moje serce pisząc dobrze o yorkach. Mój gwałtownie zmarły poprzedni pies to też jamnik. Yorczek Gucio zapowiada się na takiego psa o jakim piszesz.
Tyle co do wczoraj.
A na dzisiaj:
Jotko – mnóstwo nieprzebrane radości i smaczności – życzę urodzinowo.
Coś sie stało z wysyłaniem komentarzy. Pisałam pod dzisiejszym a ukazały się pod wczorajszym…
Jotko, wszystkiego najlepszego!
Sprawdzam, czy rzeczywiście komentarze nie działają/źle działają… 😉
Jotko – Wszystkiego najlepszego! Nawet słońce dzisiaj zaświeciło 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=J-j4v5dbUI8
Ha, co do włoskich bankietów – w Szymbarku, odwiedzonym podczas mojego ostatniego objazdu „łemkowskiego” jest restauracja włoska, bodaj „San Marco” się nazywa – w takim dworku się mieści… a w kuchni w przyziemiach renesansowego kasztelu są fajne eksponaty i przepisy tudzież wskazówki z tajemniczej książki kucharskiej wydanej we Lwowie pod koniec XIX w… etc., etc. 😉
[wszystko w obrazko-relacji 😀 ]
Lwicom i Lwom „okolicznym” – wielkodusznie-bratnie* pozdrowienia…
😀 😀 😀
…jak by nie patrzeć — optymalny znak ❗ 😀
______
*oki, siostrzane, niech już będzie ta politpoprawność 😉
Jotko, wszystkiego najlepszego! Sto Lat w dobrym zdrowiu i jeszcze lepszym humorze!
Wszystkiego najlepszego, Jotko! Wiele radości w każdym dniu!
Jotko – toast urodzinowy wzniesiemy, a jakże, o stosownej porze. Dobre życzenia towarzyszą Ci nieustannie.
Ewa z P. – dawno Ciebie nie było. Przypominam rozmowę sprzed roku: wybierasz się na Zjazd? Jest miejsce w samochodzie – dwa miejsca.
\Włoska kuchnia jest smaczna nawet bez „robali” (ja proszę bez; wino i pasta wystarczą)
Moja pralka już działa, co kosztowało nas setkę złociszy.
Obiad będzie ziemniaczano-plackowy. Miał być tydzień temu, ale kto by w grypie pyry tarł?
Wczorajszym jubilatom moc serdecznych zyczen i wiwatow!
Jotce mocne usciski i powinszowania na dzien bardzo osobistego swieta!
pepegor
Witam serdecznie, życząc słonecznej – chłodniejszej* pogody. 😀
Jotko, z okazji urodzin życzę Ci z całego serducha; szczęścia, zdrowia, ciut mniej pracy, setki pięknych i smacznych podróży.
Ja dzisiaj koszmarnie zaspałam i znowu będę nadrabiać stracony czas. 🙁
* niepotrzebne skreślić. 😉
Jotka to może nie jest
kobieta wiotka,
ale łasuchom to wcale
nie wadzi,
bo najważniejsze
że życiem się cieszy,
a czasem nam coś
fachowo i psychologicznie
doradzi.
Lwica z Niej jest prawdziwa
i swych wystąpień zbiera różne żniwa 😉
Z sąsiadami wesołe posiady i bale organizuje
i kwiatami ze swego ogrodu czaruje.
A dzisiaj pewnie już od rana przy kawie fetuje !
O! Jaka miła niespodzianka, nie muszę nigdzie gonić, bo pół miasta jest zdezorganizowane przez wyścig kolarski. Odwołałam wszystkie spotkania to będę mogła (wreszcie) zrobić placki z cukinii. Psiapsiółka mi je rekomendowała, cukinia od 2 dni leży w lodówce i czeka, żebym się nareszcie odważyła i się nią zajęła. 😉
„Kuchnia jarska stosowana w lecznicy Apolinarego Tarnawskiego w Kosowie” – z roku 1901 Przepis prawie włoski 🙂
„Budeń z parmezanu
12 dk.wody, 6 dk masła, sól, cukier, zagotować, wsypać 12 dk. mąki, zaparzyć, wyłożyć na miskę, gdy przestygnie dodać 6 żółtek, 12 dk parmezanu, trąc wałkiem. dodać dalej 7 dk masła w drobnych kawałkach, wymieszać dobrze, dodać pianę z 5 białek i 2 do 3 łyżek śmietany. dać do wysmarowanej masłem i wysypanej bułeczka formy. Trzy kwadranse gotować na parze, naostatek polać (po wyłożeniu na pólmisek) śmietaną (5 łyżkami). Posypać tartym parmezanem i wstawiwszy do ciepłego pieca, by śmietana wsiąkła – wydać”
http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/174767/2a46efbd29f3ef38c3cb24bc474b9b0e/
http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/174766:1/2a46efbd29f3ef38c3cb24bc474b9b0e/
Kochani,
dziękuję serdecznie 😆
Ale czy ja się muszę z Wami handryczyć nawet w dniu swoich urodzin? 😯 😉
Najpierw Gospodarz do mnie pisze i życzy mi 120lat! Piotrze, toż to demencja całkiem mi resztki rozumu pomiesza i będę jeszcze bardziej nieznośna! 😯
Danuśka mi wypomina, że nie jestem wiotka 🙄
Miałam się nie przyznawać, dopóki nie uzyskam właściwej wagi. Ale w tej sytuacji nie będę ukrywać: straciłam jedną czwartą nadwagi 😉
I zamierzam kontunuować wysiłki zmierzajace do przywrócenia wiotkiej figury 💡
http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/172774/d275e2526ea4b5625510f5366d6dc18c/
Pyro,
przekaż proszę gratulacje wczorajszym Jubilatom 🙂
Jotko-gratulacje ! Mam nadzieję,że nie uraziłam Cię moim wierszykiem
i przyjęłaś moje rymy z właściwym sobie poczuciem humoru.
Wszystkiego dobrego !
Dzien dobry,
Jotko – zdrowia, sukcesow i aby pogoda ducha i wrazliwosc Cie nie opuscila.
Rocznicowym – najlepszego!
Danusko – ryby pyszne!
Przekleństwo jakieś nad plackami ziemniaczanymi u Pyr wisi. Miały być tydzień temu – grypa; miały być dzisiaj, a tu Młodsza wielką porcję kani ze spaceru psiego przytaskała i rzecz oczywista, o plackach zapomniałyśmy natychmiast. Pewnie się nam z dwie godziny przypomni, kiedy zgłodniejemy.
Danuśka,
kochana, nie uraziłaś mnie absolutnie. Mam lustro, w miarę zdrowe oczy i resztki tak zwanego rozumu 😆
Choć najwięcej feedback’ów to dostarczały mi, ciągle zmniejszające się, ciuchy 👿
Na szczęście ostatnio zaczęły się dla odmiany zwiększać 😉
Piękne spodnie, które w ubiegłym roku kupiłam u Liliany pepegorowej, są już stanowczo zbyt obszerne. Chyba będę u Liliany reklamować 😉
A jeszcze odnośnie Lwa. Sam lew, to nie byłoby takie tragiczne 😯
Ojciec, wbrew woli żony i teściowej, dał mi starogermańskie imię, złożone z dwóch sylab, z których każda oznacza waleczność 🙄
W połączeniu z lwem to jest dopiero posag na życie 😉
Nie pomogły trzy klasztory 😆
Tylko moja Mama, daj jej Panie długie, dobre życie, ciągle nie ustaje w wysiłkach, wychowania mnie na słodkie dziewczątko 🙄
Dzisiaj też nie omieszkała mnie trochę telefonicznie powychowywać 😉
Wszystko przygotowane. Trochę odpoczynku. Wrzucenie urody na twarz (copywrite Alicji) i goście mogą przychodzić 🙂
Jolly,
dziękuję 🙂
o gratulacje dla jotki …
a tu dla Zgagi chociaż pewnie wie jak … 🙂
http://smaknawage.blox.pl/2011/08/Placuszki-z-cukinii-porcja-ok-136-kcal.html
ludzie słonko i ciepło … 🙂
Pyro, jest mi bardzo miło, że o mnie pamiętasz- dziękuję! Nie mogę niestety i tym razem wybrać się na Zjazd, przyczyny te same co rok temu.Będę z przyjemnością czytała sprawozdania Uczestników i oglądała zdjęcia. Chętnie też będę trzymała kciuki, żeby pogoda dopisała Zjazdowiczom!
Z życzeniami dla Jotki i wczorajszych Pyrowych solenizantów
http://www.youtube.com/watch?v=GzFp2-Rt880
Echidna
Eweo z P. – szkoda, ale pogodą podzielimy się sprawiedliwie, bo (o ile pamiętam) Ty te swoje mchy mierzysz-liczysz gdzieś w okolicach Żabich Błot.
Wczorajszy-dzisiejszy cytat Aliny słusznie stwierdza, że reakcji Polaków nie sposób przewidzieć, nawet jeśli chodzi o rzecz tak błahą jak danie z włoskiej kapusty. Jednych zachwyciła, a wspomnianych autorów wręcz przeciwnie. Tak było, tak jest i tak będzie.
Nawiasem mówiąc kwękającym Potockim był Wacław, Jan wsławił się „Rękopisem”. Przypuszczam, że narzekał na kuchnię hiszpańską, a to dlatego, że wszystkich Potockich i Polaków to właśnie łączy – narzekanie 🙂
Jotko – Osobiście uważam, że im Ciebie więcej, tym lepiej. Obyś przez następnych lat 60 uśmiechnięta i gibka była. Wszystkiego najlepszego 🙂
Jak już dzisiaj o kuchni włoskiej, to ja opwiem o sosie do makaronu penny (albo innego „łapiącego sos) jakim uraczyła nas Ryba w ub. tygodniu. Przepis, jak wszystkie przepisy Pyr, nie będzie zbyt precyzyjny, bo my gotujemy „na smak” i „na oko”.
Potrzebne są 3 czerwone cebule, 3-4 spore ząbki czosnku, opakowanie suszonych pomidorów w zalewie oliwkowej, po garści zielonych i czarnych oliwek, 1-2 puszki pomidorów (na 2 osoby – 1, na 4 osoby – 2) garść świeżych liści bazylii (albo pół łyżeczki suszonej) oliwa, przyprawa włoska do spaghetti – jest w PiP, dyżurne i ew. parmezan. Przyprawę – płaską łyżeczkę zamaczamy w 2 łyżkach oliwy i odstawiamy na godzinę.
Cebule siekamy w drobną kostkę i podsmażamy na oliwie. Kiedy cebula zaczyna żółknąć, wciskamy czosnek, chwilę smażymy razem i wrzucamy drobno usiekane suszone pomidory. Dusimy razem ok 6-7 minut. Teraz dorzucamy zmiksowane pomidory z puszki, solimy, pieprzymy, znowu ok 5-6 minut dusimy razem, w końcu dorzucamy posiekaną albo suchą bazylię i znowu smażymy aby zredukować ilość płynu. Sos powinien być pikatny, aromatyczny i dość zawiesisty. Na końcu, kto chce może posypać serem. Lena zamiast parmezanu użyła twardego sera innego typu posiekanego w drobną kostkę, nie tartego. To było naprawdę smaczne.
Przepraszam – skusiłam; zapomniałam, że cały czas włoska przyprawa moknie w oliwie. Tę przyprawę razem z oliwa dodajemy równolegle z siekanymi oliwkami – dalej bez zmian.
Witam po upałach. Mieliśmy tutaj kanikułę, że ha! Dzisiaj już spadło do 31C. Wieczorem koncert w sąsiednim powiecie. nieznana grupa Ginetta’s Vendetta. Zobaczymy co to za wendetta. Ewa na zakupach, to ja w nagrodę obiadek. Bedzie włoszczyzna: spagetti z tygrysimi ktrewetkami w sosie cudownym (cud jak będzie smakowało…) no i oczywiście sałata
Zaczyniłem na ciasto drożdżowe. Trzymam kciuki, bo ostatnie znowu padło i się zzakalcowało. Nie wyrzuciłem. Wg. pomysłu Ewy, pokroiłem na cieniutkie plasterki i podpiekłem w piekarniku na złoto. Wyszły sucharki do deserowej herbatki!
Witam.
Dla Jotki.
http://www.webhamster.com/
Witam Szampaństwo.
U mnie też spadło, 28C w cieniu i żadnej chmurki na niebie. Kilka stopni chętnie odstąpię.
Wczoraj późny lunch na ogródku, wpadł Kpt.Marek z małżonką. Leniwie spędziliśmy całe dłuższe popołudnie. Kapitan po obejrzeniu moich „materiałów poglądowych” z rejsu nabrał ochoty i zastanawia się na d przyszłym rokiem, czy by nie wziąć udziału.
Wracam do zajęć, długi weekend się skończył…
Jotka,
NAJLEPSZEGO, toast za dwie godziny 😉
dziewczyny szykujcie się na jesień ..
http://www.luxlux.pl/artykul/19119/naszyjnik_erickson_beamon_na_bogato
Do toastu została godzina z małym kawałkiem, więc czas zatroszczyć się o szkło i jego zawartość. Mam otwarte wczoraj białe wino w lodówce, zaraz naszykuję spodeczek fig do pogryzania. Mam też kilka kg papryki do zabezpieczenia do jutra i pieczarki do uduszenia i morele do pokrojenia (0,5 kg na nalewkę, 1 kg na konfiturkę do Sachera) Muszki owocówki mi w kuchni się miotają. Niby chowam, zamykam, chłodzę, a one jak za czasów ks Mendla.
Jolinku, nawet za darmo takiego nie chce 🙂
Nalewka morelowa? To dla mnie coś nowego!
Pyro.
Zrób tak
-włóż do miski skórkę z owoców dolej soku jakiegoś,
-dokładnie nakryj miskę folią spożywczą,
-nakłuj szpikulcem małe dziurki w folii tak by muszki które tam wlecą nie mogły
wydostać się z powrotem.
Jotko,
ode mnie też przyjmij najlepsze serdeczności urodzinowe, wszystko, o czym tylko zamarzysz niech się spełnia jak za dotknięciem zaczarowanej różdżki 🙂
Toast będzie oczywiście znacznie później.
Małgosiu też się zastanawiam kto to nosi..
Pyra chyba na wsi była albo jacyś goście z działki przybyli …
Yurek,
to jest stary, sprawdzony sposób, przerabiałam kiedyś – w wiaderku, gdzie zawsze są ziemniaki, został jeden ziemniak, następna torba przykryła ten ziemniak…Rany Julek, co ja się naszukałam, skąd te cholerne muszki się biorą, bo usunęłam wszystko, co możliwe. A one kochały ten nadniły ziemniak i mnożyły się w nieskończoność pod przykryciem torby. Swoją drogą, ja to mam szczęście do toreb 🙄
Ja nalałam do miski odrobinę czerwonego wina, odżałowałam, ale pozbyłam się dziadostwa. Teraz pilnuję, żadnych obierków z ziemniaków na dłuższe stanie, żadnych uszkodzonych lub nie daj Boże podgniwających ziemniaków. Na nic tak nie lecą, jak na to!
Też mam biały chardonnay z wczoraj (z Aussielandu), a i dobrze, bo na upał nie ma to jak zimne piwo ewentualnie białe, schłodzone wino. Chcę na łódkę albo coś, tymczasem siedzę w wełnie 🙄
Zdaje się, że z Jerzorowych wczorajszych poszukiwań dogodnego lotu dla mnie (żadnych przesiadek i blisko Szczecina ma być!) znowu wychodzi Hamburg, chociaż tak go znielubiłam ostatnio. Co innego, jak się jedzie w asyście i wypożycza samochód, a co innego samotna wyprawa. Ale pociągi już rozpracowałam…może kolej na autobusy?
Piątego Zjazdu nie przepuszczę, żeby nie wiem co!
Alicjo a jakby brać Berlin? Potem busikiem do Szczecina za śmieszne pieniądze!
Alicjo, jeszcze uwielbiają zaczynającą pleśnieć cytrynę. 😉 W dawnych czasach, gdy jeszcze pracowałam, „przewróciłyśmy cały pokój do góry nogami”, żeby znaleźć źródło masowo atakujących muchówek. Znalazłyśmy, oczywiście na ostatniej półce w ostatnim przeszukiwanym biurku. 😀
Ja sobie za szczęście Jotki, wzniosę toast pysznym koniakiem. 😀
Jeśli chodzi o placki z cukinii, to były dobre …. ale zostanę przy kartoflanych.
Jotko, Twoje zdrowie !!!!! 😆 😆
A ja dzisiaj stosuję gin & tonic. Za Jagusię i za tych co na morzu! Oprócz Bundes Marine i tych skubańców co ukradli kanonierki z Cherbourga!
Za Zdrowie Jotki!
Z radością ten toast zimny – z gorącymi życzeniami 😉
O, przypomniało mi się, że nie odrobiłam kulinarnych zadań z „Daru…”, to znaczy nie poskładałam do kupy zdjęć dotyczących tej strony rejsu. Poskładam wkrótce, na początek powiem, że pentra oficerska od mojej kajuty była o cztery kroki, po sąsiedzku, i przyznam się, że czasami nocą wpadałam tam po…
W dzień też można było, a jakże, ale dla nocnych głodomorów jak znalazł. Smaku opisywać nie muszę, przecież WIDAĆ, że to musi być pyszne!
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_7599.JPG
Dołączam do toastu za Jotkę 😀
Jotko, długich, energicznych lat!
Ja tam o tej porze chętnie białe wino, bo wczoraj to i cykutę bym wypiła.
Małgosiu W. Ja też robię po raz pierwszy, ale dostałam książek z nalewkami coś z 8 i trzeba wykorzystać, a morele krajowe dość tanie, bo po 6-8 zł. Robię z najprostszego przepisu :
1 kg moreli w połówkach bez pestek, 1/5 kg cukru, 1 l wódki 45% 1 szkl spirytusu – wszystko razem szczelnie zamknąć i postawić na oknie na 3 tygodnie. Potem zlać, przefiltrować, wlać w butelki, odstawić na tydzień. Morele można zalać gęstym lukrem cukrowym i w zimie podawać do herbaty.
Po namyśle wybrałam inny przepis :
Zrobić syrop z 0,5 kg cukru i 0,5 l wody. Odszumować, schłodzić. Włożyć 0,5 kg dojrzałych pokrojonych w ćwiartki moreli, 0,5 laski wanilii i potłuczone pestki z moreli. Zagotować, gotować 5 minut. szczelnie przykryć i zostawić na 12 – 20 godzin. Przecedzić, morele można użyć na konfiturę, sok wlać w szkło czy gąsiorek i dodać 1 l spirytusu i jeszcze 250 ml wody. Odstawić na 2 tygodnie, potem przefiltrować do butelek. Dojrzewa lepiej w chłodnym, ciemnym miejscu. Po 3-4 miesiącach można pić.
z pól kg moreli i 3 litry wychodzi .. morele tanie ale jak się doda litr spirytusu to pół litra wychodzi po ok 15 zł … 😉
Jotko – życzę Ci nieustajacego optymizmu, entuzjazmu i energii życiowej, a na dokładkę zdrowia !
Pyro,
nie musisz dla tych muszek otwierać butelki wina. Nie wszystkie muszki zresztą w nim gustują i wystarczy im zwykły ocet z dodatkiem niewielkiej ilości płynu do mycia naczyń. Taki sposób znalazłam w internecie i okazał się skuteczny. Co nie znaczy, że nie przybywa nowych muszek, ale i one w końcu lądują w occie. Ocet z płynem nalewam do małego pojemnika po śmietanie/ może być też kubek/, a podziurkowana folię mocuję gumką. Sposób Alicji tez pewnie jest dobry, ale moje muszki mają prymitywny smak i gustują w occie.
Dziś odbyłam dość daleką podróż : znam morza aż za Białystok. Zdążyłam po drodze zwiedzić Suplaśl , a w nim Muzeum Ikon, Krynki i Kruszyniany. Na jutro planowany jest Białystok.
U mnie w szklance zimne piwo,a w piekarniku eksperyment:
cukinia pokrojona w plasterki,oliwa,feta,pomidory,zioła prowansalskie,
czosnek,sól,pieprz.Osobisty Głodomór czeka niecierpliwie na rezultat.
Nalewki morelowej jeszcze nie piłam,a morele bardzo lubię.
Zresztą póki co przegryzam,tak pod to piwo 🙂
Krystyno – a toś sobie wakacje zafundowała. Ściana wschodnia dobrze i niedrogo karmi, a Kruszyniany wiadomo : Tatarzy, BUŃCZUKI i inne atrakcje.
Jolinku – jest gorzej, bo przecież płynu wlewam 1 litr 750 ml (spirytus i woda) ok 500 ml da jeszcze cukier z wymacerowanym sokiem morelowym, czyli mamy 2 l, 225 ml. Jeżeli uczciwie kupić spirytus w polskim monopolowym (a nie np przywieźć z Czech, strefy wolnocłowej itp, to 0,5 l tego likieru wyjdzie po 25 zł.
Udanych wojaży Krystyno !
errata – w pierwszym przepisie na nalewkę zamiast 0,5 kg cukru, wpisałam 1,5, czyli zamiast nalewki wyszedłby klej do klejenia szuflad albo ciągutka.
O właśnie dzwoniła moja koleżanka-w ogrodzie wszystko dojrzewa jednocześnie.Będzie robiła ratafię.
A do nalewek karafki :
http://www.atmossfera.pl/karafki-w-zestawach-promocyjnych
Cichal,
od nas do Berlina nie latają 😯
Tak twierdzi koordynator moich podróży. Mówię – niemożliwe (co mnie się zdaje, to się zdaje), rejsowych z Toronto nie ma nawet? Z Ottawy?
On twierdzi, że nie. Ja uważam, że nie ma takiej możliwości, muszą być przynajmniej rejsowe, jeśli nie czarterowe, bo to stolyca, było nie było. On szuka wiadomo, po krakowsku i krakowskim targiem 😉
Tym razem sprawdzę, zanim cokolwiek, bo już takiej gehenny jak ostatnio to ja nie chcę przechodzić. Z torbami dwiema, podręczną i tą tam 🙄
W końcu swoje lata mam i potrzebuję komfortu deczko! Albo trzy deka.
Wypiłam za zdrowie Jotki szklaneczkę białego i teraz za nic nie chce mi się wrócić do zajęć. Obiad jest, ale zajęcia trochę popiskują, że należałoby…
Wracając do zdjęcia z poprzedniego wpisu – Pan Leszek, wspaniały szef kuchni na „Darze” sam robi ten smalec. Od wypieków jest kto inny, Nisia podpowie jak wróci, ja byłam tak krótko, że nie zdążyłam spamiętać wszystkich imion 🙄
Tu zaparowane zdjęcie z Kuchni, Pan Leszek na przedzie, to już pożegnanie z nimi (wałówę mi i owszem, przygotowali na dalszą drogę!).
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_7618.JPG
No i jak tu nie kochać ludzi morza?!
Jotko – zdrówka wybornego życzę i wesołości jak najwięcej 😀
Gratuluję także osiągnięć, jesteś bardzo dzielna w tym powiękaszniu rozmiarów ciuszków 😀 !
Pyro to wtedy będzie bardzo mocny ten likier ..
Alicjo, zajzyj do skrzynki!
Kochani,
raz jeszcze dziękuję 🙂
Jutro normalny dzień pracy i pracujący goście musieli już wyjść. Cieszę się, że byliście dzisiaj ze mną.
Jolinku, Piotrze, krem z cukinii bardzo wszystkim smakował, polędwiczki z serem i suszonymi pomidorami zostały przyjęte równie entuzjastycznie 🙂
Krystyno, pieknych wakacji życzę 🙂
Czyżby zapach koniaku tak podziałał, że znowu strzeliłam byka ? Myśląc o owocówkach, stuknęłam muchówki. 😳 🙁
Alicjo ale Cię rozpieszczali – chwała im za to. 😀
Jolinku – likiery są mocne; słabe są nalewki (32-33%). Dlatego likiery (45-60% zależy jakie i z czego) pije się po posiłkach, do kawy w mini-kieliszkach (20-25 ml)
Krystyno, trzymam wakacyjne kciuki 🙂
Zgago,
pewnie byli szczęśliwi, że gości ile na palcach jednej ręki, a i to tacy goście, że nie wymagali rozpieszczania i mniej więcej wiedzieli, w co się wpuszczają.
W końcu to statek szkoleniowy. Ile razy mówiłam, że właśnie to mi się podobało
Nisia będzie pociągnięta za konsekwencje, już to mówiłam…no, wcięło mnie!
Pepegor,
zajrzałam. Wezmę pod uwagę, odpiszę w ciągu paru dni. Z Koordynatorem muszę pogadać i podsunąć mu taki pomysł.
Czyżby Pepe wpadł na ten sam pomysł, co ja? On-że przewoźnik i na zjazd wespół, w zespół?
Dobry wieczór Blogu!
Jotko,
wszystkiego najlepszego! Placek ma rację 😉
Pyro,
moim skromnym zdaniem jest akurat odwrotnie. Likiery (38-40 proc.) są słabsze od nalewek (40-45 proc.)
Piękny dzień minął pracowicie na wygrzebywaniu ziemniaków, podlewaniu, płaceniu podatków, kupowaniu dolarów (zaraz potem staniały jeszcze bardziej 🙄 ), przymierzaniu do pakowania…
Podróż staje się coraz bardziej realna, ale jestem pod działaniem środków antymalarycznych i wszystko mi się zdaje jakieś nierzeczywiste 🙄 Jeden z przyjaciół zażądał dokładnego programu podróży z numerami lotów, trasą przez Ugandę i Kenię, datami urodzenia itp. 😯 Obiecał też wspomóc finansowo w razie czego 🙄 Wobec ewentualnych żądań okupu będzie się targował 😎
W tamtą stronę mogę mieć dwie walizki po 23 kg 😯 W drodze powrotnej – dowolną ilość, ale w sumie tylko 20 kg 🙄
Nemo – potraktowano Cię, jak kontener dostawczy; w drodze powrotnej tylko wspomnienia i słońce?
I Kapitanie – ja mam kilka książek i wszystkie one podają, że gotowa, wystała NALEWKA NIE MA PRAWA PRZEKRAczać 33 %
lIKIERY, JAK WIADOMO, MAJĄ KILKA „KLAS” – TZW „KREMY” BARDZO SŁODKIE , słabe ok 22-25%, likiery „damskie” dosyć słodkie do 40% i likiery właściwe o mocy 45 – 60%. Nie chce mi się teraz do tabel sięgać, ale jest podana zawartość cukru, alkoholu, czas leżakowania itd. Jak chcesz, mogę jutro wystukać źródła
Alicjo – zajrzyj tutaj:
http://www.sindbad.pl/pl/voyager/index/book?direction=0&OpenAgent=&IDAKW=SINDBADOKK&KrajW=DE&KrajD=PL&dataW=2011-08-02&dataP=2011-08-02&osob=1&key=Prze%C5%9Blij+kwerend%C4%99
Dobranoc.
Dzisiaj na późne śniadanie były kanie panierowane tartą bułką z mielonymi orzechami włoskimi – pyszotka!
Miałam przez noc opracowac dokumenty do jutrzejszej kontroli eko, ale się załamałam – od baranów wróciłam już ciemną nocą – i idę spać. Zacznę od świtu.
BRA!
Asiu,
dzięki, znam, korzystałam kiedyś, kiedy zdarzyło mi się lecieć samej bez Jerzora i nagle, bo wymagała sytuacja. Ale to chyba było z Berlina, nie pamiętam.
Dobrze, że przypomniałaś, wezmę pod uwagę.
Stara Żabo – NOC 😉
dzień dobry..
się wpisałam i znikło …
to nic słonko jest to człowiek radosny …
kiedy ta Nisia wraca? … pływa i pływa …
Jolinku,
Nisia pływa do końca trasy, no to jeszcze popływa 😉
A ja jeszcze nie śpię, bo się wdałam w dyskusję z moim przyjacielem Szwedem o jedzeniu. Zapadł na żołądkowe problemy, a od lat powtarzałam, żeby przestał zamawiać pizzę na obiad, bo to się źle skończy. No i tak wyszło, kupowane gotowce się przydają, ale od czasu do czasu, kiedy nie ma wyjścia, a nie jako codzienne pożywienie 🙄
Właśnie mu podpowiedziałam, jak najzwyczajniej usmażyć rybę – bo dotychczas kupował już taką gotową, w panierce „produkcyjnej” (znam, na całym świecie jest to paskudne…).
O, a teraz mu się przypomniało, że ma w zamrażarce filety z dorsza i co z nimi zrobić. Dyżurne, kapeczkę mąki i na rozgrzany olej, najprościej.
No wiecie co…żebym ja Szweda uczyła smażenia ryb po nocach?! To znaczy, u mnie środek nocy.
Idę spać!
spy7 <–taki kod, a "spy" po tutejszemu to "szpieg" 😯
I to jeszcze siódemka przy tym. James Bond.