Do włoskiego bankietu na czczo nie usiędę…

Nic mnie nie zniechęci do włoskiej kuchni. Jestem w niej zadurzony i zanurzony po uszy. Znajduję też wśród rodaków coraz większą grupę wyznawców tej kulinarnej religii. Świadczy o tym powodzenie włoskich restauracji, których w Polsce przybywa lawinowo.

Nie zawsze jednak tak było. Przed paroma wiekami włoska uczta była w Polsce synonimem wszystkiego najgorszego. Spory i bardzo ciekawy szkic na ten temat napisał historyk, pracownik Instytutu Historii Sztuki Uniwersytetu Warszawskiego – Wojciech Tygielski. A słowa użyte przeze mnie w tytule to przytoczona przez Tygielskiego myśl Wacława Potockiego (bliski krewny Placka!), który włoskim obyczajom kulinarnym nie szczędził uszczypliwości. I nie był w tym jedyny.

Stanisław Kot, siedemnastowieczny autor opisu cech narodowych zatytułowanego „Cug celnych narodów” stwierdzał krótko acz dosadnie, że „Włoch je miernie”. A  sporo lat wcześniej Mikołaj Rey kpił frywolnie: „Aczci Włoszek serwetkę ma i kuradenty,/ Ale, by wół, sałatą posra sobie pięty,/ Żaba, kotek, ślimaczek ? to u nich zwierzyna,/ A potym wódkę pije, przymieszawszy wina.”.
Zaś Daniel Naborowski też przytaczany przez Wojciecha Tygielskiego, stwierdza wyraźnie: „Dobra Włochowi żaba, a do niej sałata,/ Lecz Polakowi sztuka mięsa zawsze grata.”.

Wielu polskich autorów miało podobny stosunek do obyczaju ucztowania na modłę włoską. Irytowało Polaków zwłaszcza to, że zamiast obżarstwa mieszkańcy Italii woleli tańce. Temu też oraz niskokalorycznej diecie  ( o fatalnym smaku dla nadwiślańskich podniebień) przypisywano genezę choroby wenerycznej zwanej raz francuską ale także i włoską.

Na koniec przytoczę ze szkicu warszawskiego historyka dwa cytaty. Pierwszy to fragment „Dworzanek” Stanisława Serafina Jagodyńskiego, który pisał tak: „Chleb czarny jako ziemia, syr jak kamień twardy/ Kapusta kwaśna w Polszcze, przymawia Włoch hardy/ Włochu, iedz ty robaki, żaby y ślimaki/ W Polszcze potrawy, głodne we Włoszech przysmaki.”. A Marcin Bielski zarzucając Włochom  zły smak i zniewieściałość rymuje: „Pierwejci tu tych Włochów nigdy nie bywało/ Franca, piżmo, sałata, z nimi to nastało;/ Owe pludry opuchłe, pończoszki, mostardy/ Niedawno to tu przyniósł włoski naród hardy.”.

Najdalej w tej krytyce posunął się chyba Aleksander hr Fredro, który uważał, że naśladowanie Włochów w jedzeniu sałaty (która im idzie na zdrowie) może doprowadzić Polaków a nawet Polskę do zguby.

Myślę, że dość tych utyskiwań i wręcz obelg. Dziś, po paru wiekach, kuchnia włoska święci tu triumfy. A sałaty, ślimaki i inne robale dotarły na polskie stoły nie doprowadzając do upadku naszej pięknej ojczyzny. A nawet można zaryzykować, że polska gastronomia kwitnie dzięki włoskim kucharzom.