Dwóch panów w łódce ale bez psa
Chyba pomału zmienia się pogoda na lepszą. Może nawet będzie prawdziwe lato. Udało się nam dwukrotnie wypłynąć na Narew i spędzić na rzece po cztery godziny bez kropli padającej z nieba. Wprawdzie nic nie złapaliśmy ale i tak był to czas wielce przyjemny.
Wiosłowanie pod prąd to ciężka harówka ale gdy ma się dziewiętnastoletniego wioślarza to wystarczy tylko pilnować kursu i zabawiać go rozmową. Powrót do przystani to kaszka z mlekiem. Narew sama niesie łódź z dużą szybkością.
Wybraliśmy na połów piękne zakole rzeki, gdzie prąd zanika i można przycumować łódkę do tataraku i obserwując spławik podglądać życie, które toczy się wartko i nawet hałaśliwie. Łabędzie wyprowadzają młode, na ogół dwa wielkie białe ptaki towarzyszą szóstce szarych i jeszcze nieopierzonych dzieciaków. Gdy tylko do takiego stadka zbliża się łódka z wędkarzem lub obcy łabędź rodzice szaraków stroszą pióra i krzycząc głośno walą skrzydłami o wodę. Takiego ataku nikt nie przetrzyma. Zarówno wędkarz jak i obcy łabędź uciekają gdzie pieprz rośnie.
Z trzcin wypływają kaczki i po chwili wystawiają kupry na widok publiczny zanurzając łebki w poszukiwaniu żeru. Co chwila tuż, tuż nad powierzchnią wody śmiga stalowo-niebieski zimorodek. Nad nami krąży cały czas jakiś drapieżnik ostro pokrzykując. Nie jesteśmy w stanie stwierdzić czy to orzeł błotny czy wielki jastrząb.
Co jakiś czas lekkie drganie spławików przyprawia nas o emocje, by po chwili uspokoić się. Znaczy rybka była zbyt mała, by mogła połknąć naszego czerwonego robaka.
Dłuższe chwile ciszy wypełniamy lekturą felietonów Umberto Eco „Trzecie zapiski na pudełku od zapałek”. To lektura pełna humoru i głębokiej mądrości. Dobrze działa na czytelników uciekających od harmidru życia pełnego konferencji prasowych, oświadczeń i kontroświadczeń, dymisji, eksmisji, radia i telewizji.
Nie zawsze taka ucieczka daje pełnię szczęścia. Mieliśmy pecha wybierając to zakole Narwi, ponieważ urok miejsca przywabił i innych. Na brzegu wyrosły budy i budki, w których spędzają weekendy wędkarze. Tym razem nie łowili ryb lecz świętowali urodziny pana Waldka. Sto lat i inne pieśni niosły się po wodzie, a po kolejnej butelce rozmowy zawęziły się niemal wyłącznie do kilku słów. I teraz nad powierzchnią rzeki zamiast zimorodków fruwały wyłącznie k?y!
Zwinęliśmy sprzęt i wróciliśmy do domu. A tu czekał już na nas wcześniej zamarynowany w oliwie i cytrynie, posypany czosnkiem oraz rozmarynem wielki płat łososia. Ugotowany na parze był ukoronowaniem dnia!
Komentarze
łowienie ryb i czytanie książek to chyba za dużo przyjemności naraz … ja ostatnio staram się delektować tylko jednym miłym zajęciem by przyjemności starczyło na dłużej .. 😉
słonecznego sierpnia nam życzę … 🙂
Dzień dobry,
Mam nadzieję, że zawita do Was slońce. Właśnie rozmawiałam z Mamą, która opisała mi zalane wodą części miasta.
Gospodarzowi życzę dalszych uprzywilejowanych wypadów z wnukiem. Piękna jest taka bliska więź.
Nowy, dzieki za muzykę 🙂
Przechodzę mimo o trzeciej nad ranem – ja bym tego ososia tak przyprawionego usmażyła. W ogóle do mnie ryba przemawia smażona, ewentualnie w zupie rybnej, ale to kwestia gustu.
A teraz mi się przypomniał rosół z leszcza i pierogi z tegoż w onym (Warpno Nowe), ludzie, jakie to było dobre!
Tambyłko,
(z poprzedniego wpisu), okoliczności nie Rybnika, tylko Bartnik. Na mapie praktycznie tego nie ma, bo tam są tylko 3 domy „daleko od szosy”.
Dla mnie magiczne miejsce. I też tam ryby łowiłam z Dziadkiem 🙂
Największa ryba to kleń kilogramowy, złowiony na czereśnię któregoś czerwca. Dobrze, że Dziadek był w pobliżu, bo jako czterolatka miałabym kłopoty z wyciągnięciem TAAAAAAA….KIEJ ryby 😉
Lecę dospać…
Witam serdecznie Blogowisko i życzę nam słonecznej pogody do ….. połowy września. 😀
Pyro, cieszę się ogromnie, że już zdrowiejesz. 😀
Krysiade, mam nadzieję, że bierzesz przykład z Pyry i też wracasz do zdrowia. 😀
Nowy, dziękuję za „poruszenie strun” – doczytywałam ciemną nocką i wróciły piękne wspomnienia. 😀
Asiu, jesteś niezawodna w poszukiwaniu okruchów przeszłości. 😀
Muszę teraz lecieć po „coś” dla ciała – miłego i słonecznego dnia. 😀
Oj, byłabym zapomniała – Piotrze Gospodarzu, czytając Twój opis „okoliczności” (tylko przyrodniczych), bez ustanku …. wzdychałam a na twarzy wykwitł mi „banan”. 😆
Piszę piszę i nic nie przechodzi. Moze tym razem?
Pisałam o tarcie z cukinią, wspominaną ostatnio przez Jolinka.
Donna Hay, gwiazda australijskiej kuchni ( echidno, czy lubisz? ), proponuje ułozyć cienkie plasterki cukini (uprzednio wymieszane ze skórką cytryny, oliwą, solą i pieprzem) na francuskim cieście. Piec 20 do 25 mn, 200°C. Upieczona pokryć kawałkami fety, listkami mięty i polać oliwą.
A tu ta pani.
Dołączam teraz
http://youtu.be/KkWQdY-20hM
Dzień dobry, a nawet lepszy – dzisiaj słonecznie ale i bardzo parno, bo świat cały nasiąknięty wilgocią, jak gąbka. Byłam z pieskiem w sklepiku, kupiliśmy chleb, morele, twaróg i zamówiliśmy kurki. Będą na jutrzejszy obiad W dzisiejszym numerze Angory poemat Brzezińskiego o majonezach i przepisy p.Kalicińskiego na schab karkowy z kurkami i fasolką szparagową oraz bardzo obiecujący przepis na deser z karmelizowanych owoców w kremie. Jako dzisiejszy obiad posłużą nam wyciągnięte z zamrażalnika gołąbki. Teraz poczytam prasę, a potem zdam sprawozdanie z bieżących lektur.
Witam serdecznie.
Zgago dzięki serdeczne z pamięć. Miewam się już prawie dobrze. Muszę być „na chodzie” bo mam małego piesia. Yorka. Strasznie rozrabia i wnosi nasze życie dużo radości. Ma na imię Gustaw, czyli po prostu Gucio.
Życzę słonecznego dnia, na przekór temu co widać za oknem.
Krysiade – Radzio podaje Guciowi łapę. Strasznie śmieszne są małe yorki.
o Krysiade ma nowego członka rodziny … 🙂 … Gucio na pewno postawi się cieszy z tego …
w tamtym tygodniu chyba się nasyciłam na targu bo dzisiaj tylko mi jagody wpadły do koszyka i młode ziemniaki ..wprawdzie jak to w poniedziałek mało handlujących ale grzybów było sporo: kurki, podgrzybki i prawdziwki .. dzieciaki mają urlop i mieli jechać na Mazury pod namioty ale zostali na razie w domu to może na grzyby pojedziemy ..
Dzien dobry,
Danusko, czy moge Cie pomeczyc o szczegoly przepisu na pstragi wedlug Alaina.
Konkretnie dwa pytania (na razie 😉 )
Jaka temperatura piekarnika?
Czy pstragi z glowami czy bez?
Jak widac doswiadczenia z rybami (poza banalnymi filetami) nie mam, wiec prosze pieknie Blogowisko o wyrozumialosc.
chciałam napisać, że postawi Krysię na nogi ten Gucio a potem napisałam co innego i „postawi” zostało ni przypiął ni przyłatał … 😉
a dziś na obiad …
http://smakuje.blox.pl/2011/08/Makaron-tagliatelle-z-cukinia-rodzynkami-i-bialym.html
Panie Adamie!
Jest Pan prawdziwą inspiracją! Dziękuję za Pańskie wpisy, przepisy i pasję. A tak na marginesie, to dziś próbował będę zrobić rogaliki z ciasta uniwersalnego.
Pozdrawiam!
Bo też ten Pan Piotrowski inspirujący jest nad wyraz 🙂
Dzień dobry Blogu!
U mnie pogoda nad wyraz przyjemna – ciepło, słonecznie, w sam raz na święto narodowe.
Upiekłam kolejny tort Sachera.
Żyję,ale ledwie dycham.Roboty huk,bo trzeba pracować,również za tych co wakacjują,ale za chwilę weźmiemy odwet 🙂
Jolly Rogers- z głowami,albo bez.Jak wolisz,my ostatnio zawijamy bez głów.
Tempertura 180 oC z termoobiegiem.
Dziwne sprawy – listy do obcych ludzi?
Pyra jest nabuzowana, jak martens przed wytopem. Mam dwie wiadomości: dobrą i złą. Od której zacząć? Od złej; żółci nieco upuścić, wyzłościć się, a na koniec dobrą nowiną się podzielić.
Bo to było tak: goście pojechali, dwie osoby chorowały, pościele, ręczniki itp trzeba wyprać, żeby zaraza po ludziach się nie rozwlekła. Młodsza poszła z psem, a starsza załadowała pralkę, włącza przycisk, a tu bum – i wywaliło bezpiecznik. Nici na teraz z prania. Wróciła Młodsza i z wielką energią stwierdziła „Dziwne, że to nigdy się nie zdarza, kiedy ja jestem w domu; zawsze kiedy jesteś sama”. Poniosło mnie i mówię, że tylko czekam, żeby wyszła i zaczynam śpiewać Młynarskiego „Co by tu jeszcze spieprzyć, Panowie? Co by tu jeszcze?” Dziecię się za jakiś czas uspokoiło, a Matuś zadzwoniła do magika od napraw. A tu przy obiedzie Córka (absolwentka przyrodniczo – technicznego kierunku, do Matki antytalentu technicznego) mówi, że po co magik, że to tylko spięcie… No, w teorii na poziomie szkoły średniej, to ja nie jestem najgorsza, więc „Słońce Ty moje. Przepięcie w tym wypadku = spalony włącznik, trzeba będzie wymienić, a spalił się też nie bez powodu, więc magik potrzebny” cÓRA DALEJ SIĘ DZIWI „PRZECIEŻ BEZPIECZNIK WŁĄCZYŁAM”. nO I TU MNIE DETALICZNIE PRZYTKAŁO: CZY JEJ NICZEGO W LICEUM I NA 5 LETNICH STUDIACH Z FIZYKI NIE NAUCZONO? cZY PAMIĘĆ DZIURAWA, JAK SITKO, CZY JESZCZE COŚ? (to wszystko ze złości, ten caps lock) Teraz czekamy na magika, obydwie z lekka nabzdyczone, z powodu jak wyżej.
A teraz lukier na stargane jestestwo! Przyszedł listonosz, przyniósł paczkę spod Paryża. Jakiś czas temu poprosiłam o garść gorzkich migdałów i łyżeczkę nasion kardamonu i co? i Dostałam zapytanie, czy lubię pistacje. Zgodnie z logiką odpowiedziałam, że głupie pytanie. W paczce kardamon w ilośći hurtowej, pół litra koncentratu gorzkich migdałów, potężna porcja pistacji, fig i opakowanie daktyli. Sławek mówi, że lubi być świętym Mikołajem. Radek też dostał prezent – piękny portret fotograficzny.
Jeżeli istnieje inny, lepszy świat, to Sławek będzie na nim jednym z szafarzy!
Jolinek 51,
Jutro ide do moich dzieciakow i poddalas mi przepis na jutrzejszy lunch. Alinjy tez jest dobry, ale jak sobie pomysle o wlaczonym piekarniku to cos mi sie w brzuszku robi.
Buziaki,
Nigdy nie piekłam tortu Sachera i moje znajome także nie. Trochę to dziwne, bo przepis nie wygląda na skomplikowany. Są różne wersje pieczenia samego ciasta: albo jedno ciasto, które kroi się na połowę, albo kilka pieczonych oddzielnie krążków.
Nemo, a jak Ty pieczesz ? Pytam, bo jednak przymierzę się do tego słynnego, ale trochę mało popularnego w praktyce tortu.
A ja od jutra mam urlop od kuchni, co mnie bardzo cieszy, tym bardziej że tam, gdzie będziemy mieszkać gotują bardzo smacznie.
Tymbylka pytała wczoraj o placki ziemniaczane do placka po cygańsku. Ja nie eksperymentowałabym z podgotowywaniem utartej masy. Myślę, że wystarczy nałożyć na patelnie grubszą warstwę ciasta i smażyć na dużym ogniu. Trzeba metodą prób ustalić własciwą grubość placka i czas jego smażenia. Innego sposobu nie ma. O , właśnie ! Placka po cygańsku też dawno nie robiłam. U mnie na wierzch daje się jeszcze sos z jogurtu/ lub gęstej śmietany/ z b. drobno posiekanym korniszonem, cebulą i grzybkami marynowanymi, doprawiony pieprzem i ostrą papryką.
Gucio bardzo serdecznie dziękuje Radziowi za pozdrowienia. Piesio rzeczywiście stawia mnie na nogi i jest śmieszny niebywale. Jestem nim pozytywnie zaskoczona. Spodziewałam się rozhisteryzowanego uparciucha, a mam radosnego i spokojnego (w miarę) psiunia.
Zainspirowałam się blogiem i usmażyłam na dzisiejszy obiad placki ziemniaczane. Na oliwie z oliwek. Pycha.
Krystyno widziałam na filmach jak taki usmażony już placek wstawiają na kilka minut przed podaniem do piekarnika – lekko nagrzanego – by doszedł do siebie i nie wystygł .. może to jest sposób …
Lena ja użyłam zamiast białego wina wermutu, który kupiłam specjalnie do gotowania tj. niezbyt drogiego i też bardzo smaczne …
Pyro czyli bilans wyszedł na zero … 😉
nemo jak święto i to Narodowe to Wszystkiego Najlepszego … 🙂
Alino –
Trudno powiedzieć że lubię. Dotyczczas nie wypróbowałam jej przepisów choć brzmią smakowicie i ma całkiem niezłe sposoby na ich wykonanie.
Moda na kulinarne sztuki i sztuczki jaka nam nastawszy ostatnimi laty, obrodziła w wielu magików i czarodziei kuchni. Nie wszystko od razu da się wprowadzić w praktykę.
Z przepisów Donny „chodzi” za mną od jakiegoś czasu sernik. NIestety przypadłości zdrowotne odkładają plany na ściśle nieokreśloną przyszłość.
Bo jak tu robić takie smakowitości gdy człek na diecie. Przymusowej.
Aliści dwa tygodnie – bodajże – temu wykonalam temi rencami „coq au vin”. Oj dobre było! Przepis pana Jacques`a Reymond`a.
Wino, kurczak, pieczarki i takie tam inne.
Mogę podać przepis. Dopiero jutro bo teraz krokiem wolnym acz stanowczym udaję się w pielesze.
Zatem dobranoc. Może wyśnię łabądki z młodymi w jakiejś ustronnej zatoczce nad Bugiem. I bez chóralnych śpiewów biesiadników nad brzegiem.
Pozdrowiątka od zwierzątka
Echidna
Danusko, dziekuje bardzo!
Echidno,
Dziekuję za odzew 🙂 Teraz pewnie smacznie śpisz ale jutro chętnie przeczytałabym Twój sposób na coq au vin.
Ha ha, Pyro 😉
Już wam pewnie przeszło, co?
U mnie upał, za jakąś godzinę goście, w międzyczasie telefony, byłam w trakcie tłumaczenia Maksymilianowi, że nie on jeden pomieszał Adama z Piotrem,
zdarzało się, kardamonu to radzę odrobinkę, a teraz się udaję.
O, i spiekłam się na łajbie, teraz dopiero czuję 🙄
A propos placka po cygańsku – otóż to, ma być na cały talerz (średnia patelnia wystarczy, grubość placucha na czuj, na mój czuj to pół centymetra plus, żeby się nie połamał przy przewracaniu.
Dla mnie musi być ten gulasz na placek, a potem wszystko, co Krystyna mówi, ze szczególnym uwzględnieniem ostrej papryki w moim wypadku. Bez tego – nie jest po cygańsku 😉
Ojej…niech ja lecę do zajęć!!!
Szukając przepisu na placka po cygańsku, trafiłam na placki z wędzonym łososiem. Wygląda to sympatycznie i chyba równie dobrze smakuje. Szef sugeruje podawac z rybą ale przecież same też będą dobre.
http://youtu.be/ohI08rwXZDw
Maksymilianie, tu bywaja niemal wyłacznie ludzie inspirujacy innych swymi niebanalnymi pomyslami. Warto z nich korzystać i dorzucać własne.
Taki widać dzisiaj dzień niefartowny… Magik od pralek będzie jutro koło 10.00 Już przez telefon kręcił nosem, na typ pralki (z góry otwierana) potem się zatchnął na wieść, że aparat 7-letni i – jak dotąd – bezawaryjny „Pani, jak się teraz popsuł, to nie wiadomo, czy warto naprawiać. Zmilczałam, ale jak jutro podobnie, to zapytam ile mu sklepy za reklamę i klienta płacą. Przyszli goście, ponarzekali na życie, politykę i całokształt i też uprzejmie zmilczałam. Wreszcie podreptałam do sklepiku po zamówione na jutro kurki. Ktoś coś pomylił, opylili moje grzybki, zostało 33 dkg. Jak to dobrze, że ja nie używam słów powszechnie uchodzących za nieprzyzwoite. Kupiłam 33 dkg. Pewnie, że nie na jutrzejszy obiad, tylko na kolacyjną jajecznicę. Zjadłyśmy; bardzo dobra była. Tyle, że myjąc susząc i krojąc grzybki stwierdziłam, że prócz kurek (pieprznik jadalny) były tam dwie sztuki kurki rzekomej alias siarkowej (z takim wąziutkim, białym obrzeżem kapelusza od spodu . Otruć by się nikt nie otruł, ale zapach potrawy byłby nieprzyjemny. Odłożyłam delikty i jutro pójdę – nader uprzejmie zaproponuję panu, żeby zmienił dostawcę na takiego, który kurs znajomości grzybów zaliczył.
Uf! Jeszcze ciut, a wyjdę na starą wiedźmę.
a zapomniałam napisać, że podgrzybki na bazarku po 10 zł .. nie jest źle …
Witam.
Pyro! Zmień mechanika, który już wie, ale nie widział. Poszukaj takiego, który nic nie powie za, nim nie zobaczy.
yurek dobra rada pisze: Twój komentarz czeka na akceptację.
Sprawdzają cz co?
yurek dobra rada pisze: Twój komentarz czeka na akceptację.
Sprawdzają czy co?
Jeszcze raz od nowa.
Pyro! Zmień mechanika, który już wie, ale nie widział. Poszukaj takiego, który nic nie powie za, nim nie zobaczy
Nawet nicka nie można zmienić.
Jurek – Pyra miała kiedyś męża, wobec czego nie musiała znać się na mechanizmach; był prywatny specjalista. Czasem koleżanki prosiły „pożycz męża” bo coś tam – jak się zgodził, to pożyczałam w celach remontowo – technicznych. Teraz jestem skazana na „zakład z sąsiedzkiego polecenia” a od czasu do czasu nasza Haneczka „pożycza mi męża”. Rzecz w tym, że nie każdy mąż do wszystkiego.
Spróbuj podzwonić wg rady. Będziesz miała wybór, nie opieraj się na jednym mechaniku, to nie mąż.
Walczyłam z zielskiem. Przegrywam, rośnie jak szalone 🙁
Obeszliśmy z panem mężem trzy miejsca w naszych lasach i wróciliśmy z jednym prawdziwkiem 🙂
Haneczko-zielsko ma warunki tropikalne to i rośnie,jak szalone.
Ślimaki też zadowolone 🙂
Zapomniałam jeszcze wczoraj zeznać,że Osobisty Grzybiarz znalazł też
1(słownie jedną)kanię.Usmażyliśmy w panierce i podzieliliśmy się sprawiedliwie po połowie.Dziecina nie spędzała weekendu w naszym towarzystwie,więc było łatwiej dzielić 😉
Bardzo mi się podobają te dzisiejsze kulinarne propozycje Jolinka i Aliny.Cukinię mogę jeść na wszystkie sposoby i prawie codziennie,
a placki ziemniaczane,to wiadomo 😀
Podobno wraca lato,więc jarzynowe i wegetariańskie obiady będą najbardziej pożądane.
Krystyno,
tort Sachera to tylko jeden krążek, ewentualnie przekrawany i smarowany po środku i zawsze po wierzchu gorącą konfiturą morelową. Na to – polewa czekoladowa.
Tort z wielu krążków pieczonych osobno to tort Dobosza.
Yurek dobra rada,
nie irytuj się tak szybko 😉 Zmiana nicka powoduje czekanie na akceptację.
Może Łotr też nie lubi, jak się pisze „zanim” w formie „za, nim” 😯 Aż dziw, że dwa razy to strawił 🙄
Nie będą Was frustrować, ale kurek mam zatrzęsienie, a prawdziwków ususzyłam dwa razy po 4 sita na suszarce. Plus świeżo smażone na przystawkę (cienkie plastry zrumienić na gorącej oliwie z masłem, wcisnąć ząbek czosnku, zamieszać, posolić, popieprzyć, posypać zieloną pietruszką…
Gorsza sprawa, że zaczął się wysyp grzybów, a my nie mamy czasu ich zbierać 🙁 Poza tym przez najbliższych 7 dni są pod ochroną, a potem nas nie będzie.
Nemo – skracasz mi życie, a na dodatek ile razy Ty o grzybach, tyle razy ja tracę złudzenie, że jestem osobą niezdolną do zawiści.
Pyro, 😆
zaraz udam się na pokaz fajerwerków, rowerem, tylko niech ten szampan trochę wywietrzeje…
Moja Teściowa ma się jakby lepiej i chyba z czystym sumieniem możemy ją zostawić pod opieką szwagra, choć jeszcze nie wiadomo jak długo pobędzie w tym szpitalu. Odwiedzamy ją co drugi dzień i wczoraj stwierdziliśmy, że nabrała wigoru i zaczyna jeść coraz więcej, a najważniejsze, że to jedzenie jest akceptowane przez jej organizm i transportowane we właściwym kierunku. Nigdy nie sądziłam, że będę się cieszyć tak trywialnym faktem 😉
Pyro,
co do grzybów, to na usprawiedliwienie podam, że te kurki okupione są wspinaczką po mokrych i strasznie stromych zboczach oraz czołganiem się pod drutem kolczastym włącznie z zaplątaniem włosów w tymże 🙄 Osobisty był pod wrażeniem, do czego jestem zdolna na widok licznej rodziny kurek za potrójnym ogrodzeniem z drutu kolczastego 😉
Posadzili kurki? A za co?
za podchodzenie?
Przepraszam, nastrój mam nieco frywolny. Pijemy białe wino, zagryzamy smyrneńskimi figami; tak czcimy nasze stadło pomorskie (rocznica) i Rude od Sławka (urodziło się kiedyś).
Za trzonki 😉
Nemo, za nim tak bliziutko stał, że na przecinek się nie wcisnął.
to i ja kicne wwietrzyc szampan, zagryze stadlem 3mcie za mnie
Errata, bez na.
Pyro, ja też ostatnio mam pecha :-). W sobotę robiłam porządki w lodówce i tak postawiłam słoik z majonezem, że gdy otworzyłam drzwi słoik spadł na ostatnią, szklaną półkę. Oczywiście pękła i odpadł duży kawałek. Na szczęście wujek miał kawałek szkła podobnej grubości i ma kolegę szklarza, który oszlifował nową półką za darmo 🙂 . A przed chwilą zacięła się nagrywarka i musiałam wezwać tatę na pomoc. Męczył się ze śrubokrętem, a okazało się, że wystarczyło na nowo włączyć komputer i szufladka gładko wyskoczyła 🙂
Asiu, następnym razem>panel sterowania>komputer>stacja dysków>prawo klikiem>Wysuń.
Rocznica Ryby i Matrosa ? A zatem kolejnych wspaniałych rocznic !
A jak zapytam która,to będzie niedyskretnie ?
Znowu uzbierało się toastów-za trzonki,a za kapelusze też przy okazji,
bo ozdobne i podzielne 😉
Za Krysiade co zdrowieje,za teściową Nemo,która podąża w tym samym kierunku.I za Pyrę co wyzdrowiała !
I w końcu za Gucia,który może kiedyś pozna swego imiennika Gustawa (tego od Barbary).
A głupia myślałam, że kurki się sadza (na grzędzie), a nie wsadza…(za grzędę???).
Jest jeszcze możliwość, że one pod ochroną (drutu).
U nas leje i grzybów brak (środek puszczy na Warmii). Brak również: dzieci, telewizora, zasięgu, zaopatrzenia, facetów (tymczasowy, legalnych i dochodzących). I wbrew pozorom (a może właśnie dlatego) jest przecudnie!
Weście pod uwagę, że przebyłam ponad 5 km (w deszczu!!!) w celu przeczytania zaległości.
Pozdrawiam serdecznie
Yurku – dziękuję, następnym razem tak zrobię 🙂
Yurku – jaka jest różnica czasu między Polską a zachodnią Pennsylwanią? – 6 godzin?
Anuśka 66 – bywa, że takie braki dobrze dziewczynom robią od czasu do czasu (byle nie za długo) Wpadaj do nas.
Asiu, 6 godzin.
Danuśka – 14. I wiesz, co ja dzisiaj zrobiłam? Zadzwoniłam do Matrosowej Mamy, żeby jej za synka podziękować, że taki dobry człek. Powiedziała, że miodem kapię na matczyne serce. Ale to po cichutku, za plecami młodych, bo by się zaraz zjeżyli jak kolczatka.
Nowy – dziękuję 🙂
Pyro – dla Ryby i Martosa kwiatek z najlepszymi życzeniami 🙂
https://picasaweb.google.com/104670639946022251378/Krokus#slideshow/5635985946337182034
Pyro 🙂
To za rok huczna 15. Kryształowa !
Ty masz frywolny nastrój,a ja mam frywolną lekturę.Studiuję poleconą
przez blogowisko”Kuchnię erotyczną”Tadeusza Olszańskiego.W rozdziale
o hiszpańskich przysmakach przeczytałam o byczych jądrach-jednym z przysmaków P i ca s s a.
„bycze jaja marynuje się naprzód w maderze lub czerwonym winie z czosnkiem,potem dusi,smaży lub piecze z różnymi ziołami,podlewa koniakiem i podaje z eleganckimi dodatkami.”
Danuśka – też mam, dostałam od Gospodarza, a p.Olszańskiego kocham od „Nobla dla papryki”
Asiu – dziękuję w imieniu…oni w lesie. A mirys ślicznie pokazany.
I R Y S miało być
To dzieło mojego wujka, brata mojej mamy 🙂
To moje irysy.
Powinnam to zeskanować na nowo, to znaczy Jerz powinien, ale się miga
http://alicja.homelinux.com/knitart/gallery/irysy2.jpg
Jerz ma silny instynkt samozachowawczy, który nie pozwala mu się przemęczać (wyjąwszy zajęcia sportowe). A paltocik urody wielkiej.
Zdrowie Młodej Pary i Młodej Rudej .. 🙂
robiliście ocet cytrynowy? …
http://www.gotujmy.pl/ocet-cytrynowy,przepisy,36665.html
Nie robiłam, Jolinku. Ja używam b.mało octu w ogóle, bo Młodsza nie znosi. Czasem trochę winnego, czasem balsamico, najczęściej cytrynę. Kupuję 0,5 l octu i mam na rok do grzybów i czyszczenia różnych rzeczy. Kiedyś jeszcze robiłam inne marynaty, teraz już nie.
Jolinku,
sorry, nie odpowiedzialam wczoraj ale wnuki opanowaly laptop , a pozniej nie dzialal. Ostatecznie stwierdzam, ze najepsza metoda dla takich specjalistek jak ja, to calkowicie wylaczyc komputer i…. dziala.
A wracajac…
– zdjecia mam piekne z naszej wyspy ale nie probowalam jeszcze wstawiac, Nowy robi to calkiem dobrze i tez ma piekne, ale sprobuje,moze uda mi sie cos wstawic.
– pytasz jak gotujemy; a wiec glownie po polsku z wloskimi akcentami. Te akcenty to jesli chodzi o sea food. Ja osobiscie lubie kuchnie japonska, hinduska takze ale rodzina ma rozne gusta.
Pozdrawiam wszystkich pieknie.
Krysiade,
nabylas najwspanialszego pieska. Po dwoch jamnikach szorstkowlosych , wydawalo mi sie, ze nie ma madrzejszych i bardziej kochanych.
Teraz stwierdzam, ze sa i sa to Yorky! Slodkie przylepy, nie klopotliwe w utrzymaniu /nie gubia siersci/ i nad wyraz kochane i madre! A poza tym, mozna je nosic w torebce….albo nawet w butonierce.
Pozdrowienia dla Gucia.
Miodzio – niedogodności czasowe. Krysiade nam słabuje i pewnie już śpi; odpisze jutro. Zawsze żartujemy, że my – po tej stronie kałuży, gasimy lampkę i zostawiamy przy stole tych, z drugiego brzegu. I niech teraz oni pilnują kaganka. Dzisiaj coś nikogo z tamtej strony prócz Ciebie i Alicji. Za jakiś kwadrans ja też się pożegnam. Spać mi się nie chce, ale z czystego rozsądku.
Pyro,
rozumiem i zaluje, ze tak niefortunnie ten zegar nam sie uklada, ale za to rano, kiedy my pijemy poranna, to Wy juz sie w najlepsze krzatacie i tyle nowych wiesci juz mamy „z domu”.
Dobrej i spokojnej nocy wiec.
Tutaj dziewiąta wieczorem, więc jak dla mnie wcześnie.
miodzio,
ja mam zdjęcia głównie z okolicy gdzie mieszkam i pracuję. Wiem gdzie Ty mieszkasz (kiedyś podałaś) – tam jest nieco inaczej, ale równie ładnie. Blogowi ludzie, ciekawi wszystkiego, chętnie obejrzą. Postaraj się wrzucić.
U mnie dzisiaj chińskie jedzenie na kolację – nie przepadam, ale ma dwie ogromne zalety: w restauracji czeka się na nie tylko około 10 – 15 minut i jest bardzo tanie. Jeśli nie za często, to nawet smaczne.
Do tego lodowate rose – upał tutaj straszny.
Nowy,
chetnie cos bym „wrzucila” ale nie wiem niestety jak to sie robi.
Ja dzisiaj salate ze wszystkim i z feta. Wczoraj popelnilam grzech lakowstwa i dzisiaj szlaban.
A popijam wlasnie chardonney z lodem, bo jak sam czujesz, na zewnatrz jest nie do wytrzymania.
Na chinskie, chodze do bufetu, wybieram to co lubie i „na wynos”. Mamy w Commack fantastyczne miejsce. Moje ulubione to dumpling z langustine. Langustine odkrylam niedawno. Jesli nie wiesz /a moze wiesz/to jest cos pomiedzy lobster a shrimp. Male raczki, z ktorych zjada sie tylko miesko z ogonka. Ja przyzadzam to z fettuccine i alfredo souce.Ambrozja!
Poprawnie pisze sie: langostino
Ja oczywiście też na wynos, nie ma jak w domu, z winkiem. Ja kupuję jakieś proste dania – kurczak z chińskimi warzywami czy coś podobnego.
Jak jest na zewnątrz wiem doskonale, bo pracuję głównie na zewnątrz, dosłownie na plaży – ci co u mnie byli (Alicjowie i Cichalowie) wiedzą, bo zawiozłem i pokazałem. Ocean stał się dla mnie czymś tak oczywistym, że sam często łapię się na tym, że około południa jeszcze na niego nie spojrzałem, będąc właśnie na plaży.
Z białych win schłodzone chardonney lubię najbardziej.
Co do wrzucania zdjęć musisz sobie wygooglać „Picasa” – tam są instrukcje co robić.
Jeśli chcesz dowiedzieć się coś więcej o wrzucaniu zdjęć możesz odezwać się na moją skrzynkę – krzyta@yahoo.com
Powiem, co wiem na ten temat.
Nowy,
dziekuje za cenne rady i na pewno poprosze Cie o pomoc.
Ja o 10:30 juz „odjezdzam” jak male dziecko, wiec bede probowala
dopiero jutro, jesli oczywiscie Cie zastane.
A prace to masz super!
Uwielbiam ocean, a szczegolnie Robert Moses! O kazdej porze roku!
Dobranoc.
Miodzio,
Nawet jeśli się tutaj nie pokazuję, to podczytuję.
Dobrej nocy 🙂
Dzisiaj, cokolwiek ktoś myśli i uważa, to jednak jest (był) to warszawski dzień.
http://www.youtube.com/watch?v=xRxBFgLy9Y4
Dobranoc 🙂
dzień dobry …
miodzio dzięki za odpowiedź … to już niedługo można się spodziewać zdjęć .. 🙂
Nowy pewnie po dniu spędzonym w upałach chętnie wieczór spędzasz w domu i my mamy z tego korzyść bo więcej piszesz … 🙂 … swoją drogą to niesprawiedliwe, że u was takie upały a u nas jesień ciągle ..
Pyro ja też używa często cytryny i ocet mało mi potrzebny ale chyba zrobię na spróbowanie i prezenty …
a dzisiaj jotki urodziny … 100 lat … 🙂
Dzień dobry,
Jotce urodzinowo wszystkiego najlepszego, przyjemności dla ciała i ducha 🙂
Jolinku, ranny ptaszku, uprzedziłaś nawet Zgagę 🙂 To ona śledzi skrupulatnie okolicznościowy kalendarz.
Alino ja nie taka sprytna ..jotka kilka dni temu napisała o swoich urodzinach i chyba rocznicy ślubu .. zapamiętałam urodziny … 🙂
A tu inny ciekawy artykuł na dzisiejszy temat.
Wpływy kuchni innych narodów na kształt kuchni polskiej
Jerzy Pasikowski radzi > Jerzy Pasikowski radzi | Poniedziałek, 20 Wrzesień 2010 15:00
Wpływy włoskie
Tradycje wpływów włoskich w kuchni polskiej sięgają XIII i XIV wieku kiedy to nastąpiły znaczne kontakty handlowe z Polską kupców z Genui, Florencji i Wenecji. Jednak dopiero za panowania Kazimierza Wielkiego i Władysława Jagiełły nastąpił znaczny napływ Włochów do Polski czyli przed przybyciem królowej Bony w 1518 roku, i trwał nieprzerwanie do XVII wieku. Przez cały ten czas w stronę Włoch zwracały się polskie aspiracje kulturalne a co za tym idzie kulinarne. Mimo to kuchnia włoska spotykała się z różnymi reakcjami Polaków. Jedni chwalili jej wyszukany smak i lekkość, drudzy wyśmiewali się z dań zupełnie w Polsce nieznanych.
W źródłach czternastowiecznych pojawiały się wzmianki o takich owocach jak: figi, rodzynki, migdały i cytryny, które pojawiły się już w okresie panowania królowej Jadwigi, żony Władysława Jagiełły, a pomarańcze pojawiły się na dworze Zygmunta I na początku XVI wieku. Podkreślić należy, że do końca XIV wieku nowinki kuchni włoskiej docierały jedynie do dworów i sfer magnackich. Dopiero wiek XVIII przyniósł szersze rozpowszechnienie tyj kuchni w Polsce. Panująca opinia, że królowa Bona sprowadziła do Polski warzywa jest nieprawdziwe, gdyż już na dworze króla Jagiełły jadano sałatę, buraki, kapustę, rzepę, marchew, groch i kalafiory o czym świadczą ówczesne rachunki dworskie. Jedyną niepodważalną sprawą jest to, że kuchnia na dworze królowej Bony była prowadzona na modłę włoską, gdyż zatrudniała jako kucharzy wyłącznie Włochów, którzy osiedlali się na stałe w Polsce i najmowani byli do przygotowywania przyjęć również na dworach magnackich wprowadzając coraz to częściej typowo włoskie potrawy stające się codziennym menu. Z całą pewnością również można stwierdzić, że na dwór królowa Bona sprowadzała w bardzo dużych ilościach owoce takie jak: pomarańcze, cytryny, granaty, oliwki, figi, kasztany, rodzynki, migdały oraz jarzyny włoskie, ryż i różnego rodzaju korzenie: pieprz, koper włoski, szafran, imbir, gałkę muszkatołową, goździki, cynamon, cukier, marcepany i oliwę z oliwek. Również wiadomym jest, że na królewskim dworze pojawiły się nie znane jeszcze w Polsce widelce, które jednak do powszechnego użytku weszły dopiero w XVII wieku.
Pod wpływem włoskiej kuchni łagodzono smak niektórych potraw staropolskich, głównie ciężkich i zawiesistych sosów a jadłospisy wzbogacano większą ilością jarzyn i owoców oraz zaczęto używać coraz to większej ilości przypraw.
Jednak nie brakowało osób szydzących z tradycji kulinarnych włoskich, wśród których były takie osoby jak Mikołaj Rej i nawet Jan Kochanowski, a krytykę szlachty polskiej wywoływały takie produkty jak: żaby, mięczaki, oraz warzywa, głównie sałata, karczochy, pokrzywy, osty, rzodkiew, rzeżucha, kalafiory i owoce takie jak melony i kasztany.
Mniej więcej w połowie XVIII wieku można zauważyć zmiany w kuchni staropolskiej w odróżnieniu do czasów Reja to co było obrzydzane stawało się modne.
Wytworne obiady w polskich domach kończyły się w tym czasie włoskimi lodami lub tortami czy czekoladami. Przemiany zachodzące w jadłospisach XVIII wiecznych uwidoczniały również jak wspomniane było wcześniej bogatszy asortyment warzyw, do których doszły głównie karczochy i szparagi, o których wspominał Adam Mickiewicz w ?Panu Tadeuszu?.
Większość nazw warzyw nosi nazwy wywodzące się z języka włoskiego (kalafior, karczochy, pory, cebula, szparagi, fasola, cukinia, sałata).W wieku XIX doszły do tej listy: pomidory, skorzonera, endywia, szpinak i cykoria.
Włosi obok Szwajcarów tworzyli również podstawy cukiernictwa w Polsce a głównie w dużych ośrodkach miejskich takich jak Warszawa, Kraków czy Lwów. Pierwsza cukiernia została otworzona w Warszawie przez nuncjusza papieskiego w 1779 roku. Domeną cukierników włoskich były oczywiście lody oraz torty, pączki, słodkie napoje takie jak lemoniada i oranżada oraz czekolady, ciastka z owocami i galaretką, owoce w syropach i smażone kasztany.
W XIX wiecznej Polsce podróże Polaków zaowocowały importem artykułów takich jak: salcesony, szynki, marcepan, winogrona, ser parmezan, kiełbasy z Modeny i Parmy. Jednak upowszechnienie kuchni włoskiej w Polsce przyniosła dopiero druga połowa XX wieku.