Cenił go Mickiewicz lecz nie wiedział za co

 

Wszyscy miłośnicy Adama Mickiewicza wiedzą, że ulubionym autorem kulinarnym Wieszcza był Wojciech Wielądko. Podobno nie rozstawał się z bestsellerem tamtych czasów pióra znanego heraldyka, kiepskiego autora wierszy okolicznościowych i paru zaledwie poprawnych dramatów, który dorobił się wreszcie pieniędzy na książce „Kucharz doskonały”. Literaturoznawcy twierdzą, że „Uczta” w „Panu Tadeuszu” wiele zawdzięcza dziełku Wojciecha Wincentego Wielądko. Tak też i ja uważałem. I to bez żadnych zastrzeżeń.

Niedawno przeczytałem szkic Jarosława Dumanowskiego, historyka kultury jedzenia, pracownika Uniwersytetu w Toruniu szkic o staropolskich książkach kucharskich. Artykuł ten opublikował nieoceniony miesięcznik „Mówią wieki” w specjalnym numerze poświęconym kuchni średniowiecznej. Pisze więc Dumanowski: „Wielądko za młodu pracował w kancelarii koronnej. W 1780 roku, po śmierci swego patrona kanclerza Andrzeja Mikołaja Młodziejowskiego, dobrze zapowiadajacy się urzednik musiał zarabiać na życie piórem. Stał się chudym literatem, pozbawionym możnego opiekuna i mecenasa twórcą, który z trudem wiązał koniec z końcem, imając się najróżniejszych zajęć. Niektóre z nich były niewątpliwie powodem do dumy. Wśród napisanych przez niego panegirykow znalazły się także wiersze ku czci Katarzyny II i Aleksandra Suworowa powstałe w 1794 roku, już po upadku insurekcji kościuszkowskiej. Panegiryki, komedie, herbarz i wreszcie książka kucharska – wszystkie dzieła pana Wielądki łączyła nadzieja autora na szybki zarobek. Z tego punktu widzenia jego największym sukcesem był bez wątpienia „Kucharz doskonały” opublikowany po raz pierwszy w 1783 roku.

Wielądko nie miał za sobą profesjonalnych doświadczeń Czernieckiego. Za to doskonale znał „Compendium ferculorum” i wiedział, że przepisy kuchmistrza Lubomirskich trąciły już myszka. Trudności finansowe sprawiły, że zdecydował się przetłumaczyć jakąś popularną książkę kucharską. W epoce triumfów kuchni francuskiej przedmiotem tłumaczenia mogło być tylko dzieło znad Loary. Wybór padł na „Kucharkę mieszczańską” (Cusiniere bourgeoise) pióra znanego nam tylko z pseudonimu Menona.Wydana po raz pierwszy w 1746 roku, cieszyła się we Francji niesłabnącą popularnością i była wznawiana jeszcze w wieku XIX. Była to książka kucharska nowego typu. Jej adresatem nie był już kuchmistrz wielkiego pana, ale kucharka ze sfer mieszczańskich.(…)

„Kucharka mieszczańska” miała w zasadzie tylko dwie wady, a wręcz grzechy śmiertelne. Tytułowa kucharka była kobietą, a na dodatek plebejuszką. Tak zatytułowana publikacja raczej nie odniosłaby sukcesu wśród szlacheckich czytelników. Dzięki inwencji tłumacza „Cusiniere bourgeoise” stała się więc „Kucharzem doskonałym”. Znakomity marketingowo tytuł docenili czytelnicy i chudy literat wreszcie doczekał się rynkowego sukcesu.”

 Wśród 700 przepisów (książka miała aż dwa tomy) nie ma ani jednego polskiego. Jest tylko jeden i to jednozdaniowy komentarz tłumacza dotyczący makaronu, który wprawdzie przybył do nas z Włoch lecz wkrótce doskonale nauczyli się go robić kucharze warszawscy. I w tym miejscu zaczynam zastanawiać się skąd Adam Mickiewicz czerpał swą wiedzę o kuchni polskiej?

Zainteresowanych innymi bardzo ciekawymi szkicami o kuchni staropolskiej odsyłam do „Mówią wieki”.