Tajemnice korowaja
W jednym z quizów pytałem o korowaja. Wywiązała się na ten temat nawet ciekawa dyskusja. Jedni twierdzili, że to weselne pieczywo z polskich kresów wschodnich, inni udowadniali, iż to narodowy specjał ukraiński. A na koniec, jak to zwykle bywa, każdy został przy swoim zdaniu. Tyle tylko, że nieco wzbogaconym o całkiem nowe informacje.
W niedawno recenzowanej tu książce o kuchni rosyjskiej znalazłem cały rozdzialik na temat korowaja, a że zawierał wiele ciekawostek, to go chętnie tu streszczę.
Korowaj jako kołacz weselny był chyba najważniejszą potrawą na prawosławnej uroczystości zaślubin. Kobiety przygotowujące ciasto wyrabiały je i piekły ściśle przestrzegając reguły obrzędu obowiązującego od stuleci. Najważniejszą postacią była oczywiście główna kucharka. Musiała to być niewiasta zamężna, żyjąca z mężem w zgodzie i dobrze wychowująca dzieci. Wszyscy bowiem wierzyli, że ład, spokój i zamożność panujące w rodzinie kucharki w naturalny sposób zostanie przekazana młodej parze.
Ważna była także wielkość weselnego kołacza. Im większy korowaj tym większe szczęście oraz bogactwo nowego stadła. Dlatego też kołacznice starały się nie tylko upiec smaczny kołacz i pięknie wyglądający ale także wielki jak stół. Zdarzało się więc – i to wcale nie rzadko – że wyjmowanie korowaja z pieca łączyło się z rozbiórką drzwiczek piekarnika a czasem i ruiną całej przedniej ściany.
Na weselach książęcych i carskich korowaje podawano na specjalnych nosidłach wysłanych aksamitem i dźwiganych przez czterech piekarczyków.
Korowaje wypiekano w przeddzień weseliska. Było ich zwykle kilka tak, by panna młoda mogła zaprosić na wieczór panieński swoje przyjaciółki. Kołacze pieczone w tym celu nazywano dziewiczymi.
Komentarze
Hej, tradycja, mitologia, historia.
Placki okrągłe, obrzędowe,weselne,związane z kultami płodności i obfitości, były znane w całej Słowiańszczyźnie, ale w dawnej formie zachowały się w jej odłamie wschodnim i gdzie nie gdzie na Bałkanach. W Polsce pozostałościami tradycji weselnego korowaja cieszą się górale jedząc miodowniki i Ślązacy piekący z okazji wesela wielkie placki – jedne z kruszonką, a drugie z serem na wielkich blachach. Tych placków musi być tyle, żeby wszystkich bliższych i dalszych sąsiadów obdzielić, którzy nie zostali zaproszeni na samo wesele. Pisał o tym pięknie nasz Pepegor jakiś czas temu
I jeszcze z makiem! Nie zapominaj Pyro maku jako podstawie tego drozdzowego placka, no i oczywiscie „posypke”. Poza tym, kolacze weselne zdaja sie nie miec juz jakichs frapujacych tajemnic.
Coroczna tajemnica natomiast u mnie jest, kiedy to nastapi: https://picasaweb.google.com/pegorek/Cereus?authkey=Gv1sRgCK_f5_2ZsfHo7gE#
Tym razem 11 lipca.
Witam
pepegprze co to jest? A jest niezwyklej urody i egzotyczne. Zachwyciłam się. Czy wymaga bardzo pracochłonnych zabiegów pielęgnacyjnych?
Krysiade, sporo miejsca przy slonecznym oknie i pare latek pielegnacji. To krolowa nocy, ktorej kwiaty otwieraja sie na jedna noc.
Zakwitły kaktusy Pepegora – chluba jego kolekcji.
To przecudna królowa nocy, czy dobrze zgadłam? Pamiętam ten kwiat z dzieciństwa, gdy zakwitał było święto i wielkie oczekiwanie 🙂
Na wspominanym niedawno weseklu korowaja nie było, a jego rolę pełnił wspaniały tort gruszkowy, z kremem z bitej śmietany, leciutki, w sam raz na upalny wieczór 🙂
Barbaro – jak smakował tort gruszkowy? Nie był mdły?
Pepegorze – przepiękna. Gratuluję! A skoro kwitnie co roku, to musi Jej być dobrze u Ciebie.
Pepegorze, gratulacje.
Korowaj, jak słusznie zauważyła Pyra, pieczono w całej wschodniej i południowej słowiańszczyźnie. Wcześniej pewnie w całkiem całej. Stąd trudno rozstrzygnąć, czy na kresach w polskich rodzinach ostał się czy też wtórnie został przejęty od sąsiadów ukraińskich.
Wpadłem na chwilę, ale znów mnie nie będzie jakiś czas. Mam nadzieję, że niezbyt długo.
Stanisławie, czekamy na Ciebie niecierpliwie.
Pyro, tort składał się z musu czekoladowego, bitej śmietany, biszkoptu i akcentu owocowego – czyli gruszki 🙂 wyglądał jak obłok, smakował jak poezja…
Witam pieknie wszystkich milych stolownikow o poranku. U nas zapowiada sie piekny sloneczny dzien.
Nowy, b. dziekuje za piekny utwor. Filmu nie widzialam, ale „Nie placz za mna Argentyno” bardzo lubie, chociaz Madona nie jest moja faworytka…
Miodzio – witaj, u nas też słonecznie, ale pora już poobiednia 😀 ,
Pepegorze, Twoje „królowe” są imponująco piękne. Ale ja wypatrzyłam wśród nasturcji jeszcze coś uroczego, czarnego z dumnym pióropuszem, czy to Twój pomocnik ogródkowy? 😀
Po obiedzie z wymarzonych placków ziemniaczanych ze śmietaną. Ciasta wyszło za dużo, Młoda odgraża się,że później zje, usmaży i zje. Spokojnie najadłaby się dodatkowa osoba o dobrym apetycie.
Wydrylowałam wiśnie i część już zagotowałam z cukrem i raz odszumowałam – te na dżem. Nalewkowe w wielkim słoju sycą się cukrem. Trudno się mówi : miała być wiśniówka, wyjdzie pewno likier, bo cukru jest znacznie więcej, niż zwykle. Jak nie mam spirytusu, to trzeba sobie radzić.
Fajny pomocnik nie? Mial juz kiedys swoj wystep na Ursynowie!
Pepegor-występ Ulubieńca oczywiście pamiętamy 🙂
Barbara nie mogła niestety wtedy do nas dołączyć.
https://picasaweb.google.com/114074952162449807788/PetitDejVarsovie?authkey=Gv1sRgCPDi8aGP4tmVHw&feat=email#slideshow/5516435304308906386
Duszno i parno.
Dziewczęta zaczeły porządki w dużym pokoju – przedremontowe. Bedzie malowanie ścian i podłogi, remont regałów po wnukach. Trochę to potrwa 🙁
I znowu mam luz-czekam,aż latorośl skończy przygotowywać obiad.
A ciekawe lektury właśnie dotarły do domu-„Kuchnia erotyczna”Tadeusza Olszańskiego,bo skoro zachęcaliście to zamówiłam 🙂
W dzisiejszej „Polityce”artykuł o szczęśliwych Polakach i o nowym, kinowym filmie „Hans Kloss-Stawka większa niż śmierć”.Premiera przewidziana za rok! Ciekawe,czy po raz kolejny okaże się,że najlepsze kasztany są na placu Pigalle 😉
Żabo-to szykuje nam się zjazd w wyremontowanych posiadłościach ?
…że też mnie takie przyjemności ominęły, co gorsza, szykuje sie następna okazja zjazdowa w której udziału nie wezmę, buuu! Idę czytać o tych szczęśliwych Polakach, wesprę sie słusznym kawałkiem gorzkiej czekolady!
Pada od rana a za dwie godziny mamy grila w pracy. W Calgary coroczne rodeo (Kate i William otwierali w tym roku) i sie dzieja rzeczy. Od rana wszedzie darmowe sniadanka a ja mam dzisiaj robic kielbaski i hamburgery (lunch). Tylko pada, ciagle pada a ja chodze nie przejmujac sie z czolem podniesionym 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=0aO5MIdjAlc
Jakos sie te hamburgery zrobi…. Liscie klonu mnie nieco oslonia.
Leje
Jak sie nie zatrzyma to bedzie zabawa na rodeo w blocie 🙂
http://npac.ca/wp-content/uploads/2009/10/Rodeo.jpg
Barbaro = a dlaczego to nie zjazdujesz? Karygodne lekceważenie obowiążków!!!
Na koniec sprawozdanie z dnia (wzoraj?)
http://www.youtube.com/calgarystampede#p/a/u/2/NRl3jWKWok8
Kochani, żyję i żegluję! Pyra pisze, że placki winny być okrągłe. Kobitki winne być okrągłe a nie Placek!
Za miesiąc wracam z morza to opowiem!
yyc – jeśli pada, to może takie Rodeo 😀 , przynajmniej w słońcu http://www.youtube.com/watch?v=_q_xW4b2SOY
Pepegor – gratuluję Królowej Nocy – tak piękna, że na duże litery zasłużyła.
Danuśka – ja też chcę na taki zjazd z Pepegorem, jego żoną, Jolinkiem i innymi.
Wiem, wiem, nie mogę – przez ten mój zawód, pracę i odległości. Może kiedyś… 🙁
Nowy – nie martw się. Już jeden zjazd mieliśmy, a historia lubi się powtarzać.
cichal,
pomyślnych wiatrów, rób dużo zdjęć, wszyscy czekamy na dłuuuuugi fotoreportaż z rejsu.
Krysiade,
Jesienią znowu będę w Polsce, więc jest nadzieja.
Donoszę, że internet opuścił Pyrę na nie wiadomo jak długo.
Wprawdzie królowej nocy, tak jak Pepegor, nie mam, ale moje zwykłe echinopsisy też bardzo ładnie kwitną. Jeden już przekwitł, a pąków mają mnóstwo. Bardzo dobrze służy im pobyt na słonecznym balkonie.
Wczoraj Żaba wspominała o dzikich czereśniach. Jedna taka, olbrzymie stare drzewo, rośnie przy polnej drodze w mojej okolicy. A owoce ma tak małe jak pestki z dużych czereśni.Myślałam, że to może ze starości, a to taka jej natura. Tam nawet chyba szpaki i kosy nie zagladają, bo jeść prawie same pestki to żadna korzyść.
A u Żaby kolejny już remont, bo przecież nie tak dawno kuchnia zmieniła swój wystrój. Przyjedziemy i obejrzymy wszystko. 🙂
Coś często Pyra ma kłopoty z internetem.
Krystyno, to pewnie czeremcha, mam jeszcze jedną przed moim ogrodem. Owoc malutki i słodkogorzki, ale da się zjeźć. Imigranci z byłego Sojuza to zbierają i coś z tego robią.
Witam z domu!
I pozdrawiam od Moniki, która pływa po morzach, jakieś Hebrydy chyba dzisiaj, dokładnie nie wiem.
Teraz piję nasz wspaniały okocim – rozpakowałam torby, materiałów poglądowych mam całe mnóstwo, oraz gazety szkockie, gdzie nasz Dar jest na pierwszej stronie.
Ludzie, wyprawa była wspaniała! Aż sama sobie zazdroszczę. Zdjęcia będą, ale najpierw muszę odpocząć. Wszystko mam spisane i jak kogoś będzie interesowało, to dam odpowiedni sznureczek.
Kuchnię „okrętową” też mam zrobioną. A jak was ciekawi, jakie było jedzenie, powiem krótko i treściwie – wspaniałe! Zresztą, robiłam stosowną dokumentację.
Tyle na razie.
Witaj Alicjo! Czekamy oczywiście na relację 🙂
Alicjo and consortes! Jestem i zyje.
Pozdrawiam i uściskowuję
Żivot je cudo!!!
Alicjo, jeteście wspominani, Mam w załodze Kanadyjczyków. Porządne chłopaki!
Cichal,
a gdzie Ty płyniesz, że ja nic nie wiem?!
Pozdrów Kanadyjczyków.
Szczecin jest piękny, a Dar to faktycznie mercedes typu lux-torpeda. Nic tam nie miałam do roboty, pod nos mi wszystko podstawiano i wręcz noszono na rękach, ale na grota wlazłam własnoręcznie i nożnie własno, zdaje mi się, że do tej pory mięśnie mnie bolą.
Monika uwieczniła wydarzenie krok po kroku niemalże, a ja jestem z siebie tak dumna, że aż blada. No dobra…na pierwszą platformę weszłam, ale to i tak jest trochę roboty. Szczególnie na nieco starsze nogi. Po wantach to sobie hop-hop, ale na platforme wyjść to juz trzeba się utrudzić nieco, bo jest porządna przewieszka, która trzeba pokonać. Miłe to nie jest – patrzysz w dół i wydaje ci się, ze jak spadniesz, to do wody prosto…
A wspominałyśmy blog Łasuchów co rusz z Moniką, nie myślcie sobie,
a ja o rejsie florydzkim, żeby sobie z kolei oni nie myśleli, że ja grota od genui nie odróżniam. No, oni tych żagli to mają pod trzydziestkę chyba, o ile pamietam, to 28 i genui tam nie ma, jakieś straszliwe nazwy mają na te żagle. nogi. Po wantach to sobie hop-hop, ale na platforme wyjść to juz trzeba się utrudzić nieco, bo jest porządna przewieszka, która trzeba pokonać.
A tutaj wraca do Szczecina Fryderyk Chopin, już po remoncie i wykupiony od Anglików. Pogoda paskudna, jak widać – na naszym pokładzie Była akurat żona Kpt.Andrzeja Mendygrała, który dopilnował sprawy Chopina i sprowadził go do Szczecina.
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_7053.JPG
Stałam się okropna snobką żeglarską 😯
Ale to podobno zdrowy snobizm 🙂
Kulinarnie doniosę oczywiście, ale na razie wykopuję się spać. Pora!
hm…Jerzor usprawnił komputr z 5 razy podczas mojej nieobecności. Zanim się połapie , to właśnie takie powtórki tekstu mi się…
Dobranoc!
Dzień dobry Blogu, witaj Alicjo.
Zazdroszczę z lekka. Czekam, jak inni, na fotosprawozdanie.
Zanim Alicja poskłada swoje zdjęcia może ktoś chciałby popatrzeć na Long Island. Oprócz oceanu i niezliczonych zatok i zatoczek jest tutaj sporo jezior ze słodką wodą. Niektóre bardzo urokliwe – okiem kamery jak na Mazurach.
https://picasaweb.google.com/takrzy/JeziorkaLongIsland#slideshow/5629022373208030434