Delicje w „Delizi”
O tym włoskim lokaliku od dłuższego czasu głośno w stolicy. Co ciekawe słychać i można przeczytać całkiem sprzeczne opinie. Moi przyjaciele, smakosze i znawcy włoskiej kuchni, pieją z zachwytu. Przeczytałem też recenzję słynnego krytyka, która była utrzymana w podobnym tonie. Zajrzałem więc do Internetu, w którym roi się od całkiem innych ocen. Internauci źle wyrażają się o właścicielach restauracyjki, że aroganccy, nachalni – słowem nieprzyjemnie traktujący gości a dania wprost niejadalne albo – w najlepszym przypadku – banalne.
Nie pozostało więc nic innego tylko sprawdzić jak to naprawdę jest w „Delizii”. Lokalik mieści się w centrum Warszawy, na skrzyżowaniu Hożej i Poznańskiej czyli w samym oku gastronomicznego cyklonu. Wokół małe i duże, słynne i osławione (złą sławą) bary, puby, restauracje i jadłodajnie. Słowem – konkurencji nie brakuje. Tymczasem do tego włoskiego lokaliku bez wcześniejszej rezerwacji nie ma co się wybierać. Jedni twierdzą, że to rezultat dobrego PR powstałego dzięki przyjaźni właścicieli ze stołecznymi dziennikarzami; inni, w tym znawcy polskiej duszy i charakteru narodowego, uważają, iż popularność „Delizia” zyskała dzięki druzgocącym opiniom w Internecie, którym mało kto wierzy.
Jakakolwiek jest przyczyna tłoku w knajpce przy Hożej nie żałuję, że tam się wybrałem. Przez dwie godziny czułem się jak w Italii. A to głównie dzięki wspaniałym daniom i sympatycznej atmosferze. Młode kelnerki ze znawstwem nie wynikającym z wieku oraz doświadczenia lecz z wyraźnego zainteresowania włoską kuchnią, wspaniale doradzają i nie są przy tym nadmiernie opiekuńcze (to wielka zaleta).
Karta dań nie jest przeładowana a czas oczekiwania (dość długi) wyraźnie sugerują, że wszystko jest robione na każde zamówienie. Kompozycje dań proste a jednocześnie wielce wyrafinowane. Carpaccio wołowe jest tak cieniutkie, że gdyby położyć je na kartce z wydrukiem tego tekstu to można by wszystko przeczytać bez kłopotów. Oliwa wspaniała a parmezan wręcz doskonały. Podobną opinię zyskała ośmiornica z marynowanymi warzywami.
Łakomstwo zachęcało do natychmiastowego powtórzenia antipasti ale rozsądek powstrzymał nas od tego kroku. I dobrze się stało. Tagliatelle z kalmarami bowiem podane jako danie główne mogły zaspokoić apetyt Pantagruela a nie zwykłego śmiertelnika. I były przy tym pachnące morzem, co wywołało silną tęsknotę za śródziemnomorskim wybrzeżem, nad które wybieramy się we wrześniu. Daniem, o którym należało by napisać poemat to gnocchi ripieni al tartufo e formaggio di capra con rucola, co po warszawsku znaczy: kopytka ( w postaci rurek) z ziemniaczanego ciasta faszerowane kozim serkiem i truflami podawane z rukolą. Smak koziego sera i zapach trufli wywołuje (we mnie) euforię. A ciasto z którego zrobione są gnocchi jest delikatne (mino, że kartoflane) jak mgiełka.
Mimo strachu, że to ponad ludzkie siły, zamówiliśmy jeszcze deser czyli mus z białej czekolady i orzechów laskowych z tymiankiem polane gorącym espresso i dla odświeżenia sorbet cytrynowy z odrobina szampana.No i oczywiście espresso.
Karta win równie atrakcyjna jak menu. Tym razem spróbowaliśmy tylko kieliszek primitivo z Puglii. Pozostałe wina będziemy testować przy kolejnych wizytach dostosowując do odpowiednich dań. Dodać spieszę, że nie jest to najdroższy lokal w tej okolicy, choć nie jest równocześnie tak tani jak nieodległy bar mleczny z mrugającą krową na neonie.
Komentarze
Witam, miłego dnia wszystkim życzę!
Na razie słonecznie, oby jak najdłużej.
Pochmurno, ciepło, wysoka wilgotność powietrza.
Dzisiejszy, smakowity wpis Gospodarza czytałam przy śniadaniu i to był błąd.Nasyciłam się tekstem do tego stopnia, że już drugiej połowy bułki nie ruszyłam
Dzień dobry 🙂
Ależ smakowity opis Delizii, czyli mamy kolejne miejsce do fetowania następnego mini zlociku blogowego. Widziałam kiedyś jak takie gnocchi się robi, ale chyba artystą jest kucharz, który potrafi z takiego ciasta wykonać rurki i jeszcze wypełnić je delikatnym farszem. Ale jakem łasuch, to teraz myśli mi zaprząta ten mus z białej czekolady…
Małgosiu 😀 i Tobie miłego dnia!
Pogoda nadal pościelowa. Młoda śpi – o piątej rano obudził ją komar -niecnota, potem wyszła z psem po bułki i owoce, a potem walnęła się dospać. Pies też w swoim koszyku drzemie, zrywa się m/w co kwadrans, wielkim pędem leci na balkon, wydaje kilka szczeków typu „nu, pagadi” i wraca do koszyka.
Moja studentka dziękuje wszystkim za pozdrowienia i gratulacje !
Barbaro-dokładnie to samo pomyślałam,że ten mus z białej czekolady to też musi być niezła delicja 😉
Jak tam udało się weselne spotkanie ?
Podczas minionego weekendu blogowi sprawozdawcy przetestowali zatem dla nas dwa włoskie adresy-Małgosia „Mela Verde”,a Gospodarz jak wyżej.
Dla italiańskich specjałów mamy amore grande,zatem te namiary starannie odnotowujemy 🙂
Krysiade-sprawdź proszę pocztę !
Danuśko – spóźnione, ale bardzo serdeczne gratulacje dla Studentki i szczęśliwych Rodziców 😀
Wczoraj, we wpisie 20.45 parę słów wrażeń zamieściłam, chyba przeoczyłaś. A dla Ciebie specjalne ukłony za wierszyk 🙂 Wszystko udało się nad wyraz miło, a do zestawu przetestowanych restauracji dołączam link do http://www.lastrada.com.pl , kuchnia włoska, także wyśmienita, wnętrze romantyczne, ogródek, no i te pyszności…
Barbaro-rzeczywiście ! Niezła ze mnie gapa,bo Twój wpis był pomiędzy moimi 😳
Barbaro-dzięki za gratulacje !
Danuśka, gratuluję Studentce i Rodzicom, a z Rodzicami dodatkowo – cieszę się bardzo.
Danuśko, gratulacje! A my musimy wytrwać w spokoju do popołudnia. Wtedy dopiero wywieszą listy UW.
postanowiłam zabłysnąć kulinarnie 😯 i ambitnie przystąpiłam do zrobienia pierożków z mięsem. No i tu problem, o ile z ciastem na pierogi kłopotu nie mam, zwykle robię super delikatne i super cieniutkie, ale zdarzało mi się, że farsz mięsny był jakiś suchy, rozpadał się. Co powinnam dodać żeby uzyskać właściwą konsystencję, soczystość. Czy powinnam zmielić mięso razem z jarzynami? Na razie gotuję na maleńkim ogniu mięso (pręgę) dodałam przyprawy, opieczoną cebulkę, za jakiś czas dodam warzywa i posolę. Może ma ktoś jakiś sprytny sposobik na taki farsz, co to goście będą wspominać jako kulinarny poemat?
Barbaro – z cebulką kilka łyżek tłuszczu – najlepiej smalcu. Nie zawadzi też dodać 2-3 łyżek rosołu z mięsa.
Zaproponowano mi współautorstwo książki. Duży album. Szable w dłoń !!!
http://kulikowski.aminus3.com/image/2011-07-11.html
Basiu – skleroza albo co : białko jaja ubij na sztywnoi wymieszaj z łyżką drobnej tartej bułki.
Misio – na koń! Będę trzymać kciuki.
Pyro – dziękuję, dodam to białko, bo smalcu niet. A te jarzyny też dodać, czy samo mięso? Niby metoda prób i blędów najlepsza, ale jak jusz mam zabłysnąć… 🙂
Marku – brawo, gratulacje 😀
Vivat Marek!
A na jaki temat? I kto obok Ciebie?
Barbaro-czy będziesz może błyszczeć przed rodziną Pana Młodego przybyłą
na sobotnie uroczystości ? Gdyby goście wszystkich pierogów nie zjedli,
to dzwoń ! Wpadnę i pozbawię Cię kłopotu 😉
Jeszcze raz dziękujemy wszsystkim za gratulacje 🙂
Marku-to wspaniale ! Będziemy Ci sekundować i wspierać Cię wirtualnie !
Barbaro – nie masz smalcu ale masz szpik z gnata pręgi, to wystarczy. Warzyw trochę, nie za dużo.
Danuśka, zgadłaś, tylko jak ja mam to zrobić żeby choć jeden pieróg został? Może jednak nabiorę pierogowej większej wprawy i w końcu to nasze niegdysiejsze marzenie pierogowego zlotu się ziści, trzymaj kciuki 😀 , a przy okazji – zajrzyj do poczty 🙂
Pyro, jesteś naprawdę dobrą koleżanką 🙂 , tylko ja tam żadnego gnata nie zauważyłam. Oj, marnie się to blyszczenie zapowiada…
Barbaro-zajrzałam,odpowiedziałam,kciuki zacisnęłam 🙂
Twoje umiejętności kulinarne znamy- błyszczenie murowane !
Danuśka – dzięki za dobre słowo (blogowe i pocztowe) 😀
Tu się jakaś straszliwa duchota zrobiła, wiatr okna zamyka, czyżby szło na burzę?
Dzień dobry,
Apetycznie tu dzisiaj a na pierogi piszę się zawsze.
Tutaj ciepło i wciąż brakuje deszczu.
Włączam się do tematu pierogów i to praktycznie – dzisiaj będę robiła z jagodami. Sprzedawcy skarżą się, że jagód mało i z reguły zwalają wszystko na deszcze. Ale dzisiaj usłyszałam nowe wytłumaczenie niedostatku jagód (czytaj wysokiej ich ceny) – to Niemcy wykupują, a biorą każdą ilość. Spytałam co z nich robią? I już wszystko wiem – jagodzianki i potem zarzucają nimi polski rynek, bo i tego nie mogą znieść, że w tym jesteśmy dobrzy. Nie wiem, nie znam się i może dlatego odpowiedź mnie zachwyciła – Niemiec dobry na wszystko, to znaczy wszystko można nim wyjaśnić. Ale …. kto wie, jaka jest prawda… :}
Na końcu miała być uśmiechnięta buźka – 😉
Barbaro ja do farszu mięsnego dodaję jedną, mała gotowaną marcheweczkę z rosołu, a jak dalej sucho to parę łyżek rosołu.
Trzymam kciuki, będzie z pewnością dobrze! A ja myślałam , że Ty już się odstresowujesz 😀
he, he, to w ramach odstresowywania. Klin klinem, jak mawiająm 😀 A pierogi z jagodami na taką pogodę – to pyszności. Jednym słowem – panie, panowie – do pierogów!
Bordeaux Superieur 2005 Chateau de Lisennes już odkorkowane i przelane do karafki czyli zdekantowane. A to oznacza, że listy studentów UW są ogłoszone. Historia to piękna nauka. A tymczasem student siedzi na łódce na Narwi i usiłuje złowić szczupaka.
Barbaro,
Ja dodaje troche mielonych warzyw, cebulke na oleju i dodatkowo troche oliwy. Zawsze „wychodzi” i pierozki nie sa suche.
Buziaki,
Gospodarzu gratulacje!!!
Piotrze
Tematyka historyczno-fotograficzna 🙂
Ku chwale Ojczyzny ma się rozumieć…
I pokrzepieniu serc…
Córka pomysłodawcy:
http://kulikowski.aminus3.com/image/2011-05-31.html
🙂
Się dzisiaj dowiedziałem…
Marku, która jest córką?
Gratulacje dla Studentów i Ich Rodzin 🙂
Marku, powodzenia 🙂
Ja farsz mięsny podsmażam na maśle i poza, wczesniej podsmażoną, cebulką niczego nie dodaję.
Uwaga Warszawiacy! Kryć się 😉
http://zdrowie.onet.pl/zycie-i-zdrowie/dieta-bez-litosci,1,4784767,artykul.html
Malgosia W,
Corka jest chyba ta panienka z prawej (z powodu dekoltu), ale nie jestem pewna, niech panowie ocenia a Marek niech rozda nagrody uznania.
Buziaki,
Gospodarzu – gratulacje, to dzisiaj wznosimy toast za studentów, mojego wnuka także!
Za porady pierogowe – dziękuję bardzo. Sprawa się nieco skomplikowała, bo: ugotowane mięso przełożyłam do miseczki i odstawiłam do ostudzenia, a sama zabrałam się za wertowanie książki, którą właśnie zakupił Małżonek. Jest to bardzo praktyczny poradnik języka hiszpańskiego z serii Blondynka na językach, Beaty Pawlikowskiej. Bez gramatyki, ćwiczeń, za to uczący przez czytanie i powtarzanie konwersacji w rozmaitych sytuacjach. Dobra powtórka, ale także wsparcie dla uczących się. W tym czasie mój Mąż spałaszował znaczną część zawartości miseczki, jak mówi – próbował tylko… 😯
Barbaro, skąd ja znam takie próbowanie ? 😀
Gratulacje dla Wnuka i Rodziny! A co będzie studiował, jeśli to nie tajemnica?
Małgosiu-zrozumiałam,że historię.
To na UW będziemy mieli jeszcze Ukochanego Ali-Michała, który stawi czoło informatyce.WIWAT dla naszych studentów !!!
Jotko-dzisiaj dla zdrowotności zjadłam pierogi z jagodami 🙂
Polane,broń Boże nie śmietaną,ale jogurtem.Było dietetycznie i w ten sposób mogłam bez wyrzutów sumienia zjeść na deser lody z kremem karmelowym 😉
Nasza studentka zabrała się za wypiekanie chałki drożdżowej.
Po zakończeniu cyklu produkcyjnego oraz degustacji zapodam,czy się udała.Chałka upieczona w domu z całą pewnością zdrowsza od tej ze sklepu:-) Pani Gillian McKeith nam nie straszna.
Barbaro,
taki mąż, to skarb 😆
Po prostu rozwiązuje problemy z wdziękiem i po cichu 😉
Danuska,
Ukochanemu Ali również gratulacje 🙂
Ta pani od bezlitosnych diet, jak dla mnie, raczej dziwna, ale najwyraźniej i na nią jest zapotrzebowanie 😯
W kwestii deseru, bardzo rozsądna decyzja 😆
kod: 5ala 😆
U mnie był Synuś ze swoją połowicą i z psem. Dzień pełen wrażeń.
Wszystkim studentom najlepsze gratulacje (już wiadomo za co toasty dzisiejsze)
Jutro zapowiada się bardzo dietetyczny dzień-na śniadanie chałka z masłem (miejmy nadzieję,że będzie nadawać się do jedzenia),a na obiad
pizza z krewetkami i ananasem,bo trzeba wykorzystać pozostałą cześć drożdży.Tak zaordynowała nasza brać studencka.
Ja się nie wychylam,mam w ten sposób na czas na blogowanie i czytanie
artykułów na temat zdrowego odżywiania się 😉
Jotko-dzięki 🙂
Kod P43T.Dobrze,że nie PIT 37 albo PIS na 5.
Danusiu, historię to chyba wnuk Gospodarza?
Jolinku, doszło, 🙂
Właśnie wrócili z rzeki z… półtorakilogramowym szczupakiem! No to jest ryba i indeks jednego dnia!
W dietetyczność jogurtu przestalam wierzyć (ostatecznie, bo wcześniej tez jakos nie byłam przekonana o wyzszości jogurtu) od czasu reklam w TV z Mackiem Kuroniem zachwalającym jogurt zamiast smietany. Nic nie odbierając Mackowi, jeżeli tak sie ma wyglądac po jogurcie to ja już wolę śmietanę. Najlepiej od Eski 🙂
Miecznikow też na jogurcie rekordowo nie pożył.
Pozdrowienia dla nowoupieczonych studentów, zwłaszcza z SGGWu!
Indeks indeksem, ale szczupak!!! Co znaczy, że w rodzinie przybył „Pełnowymiarowy” mężczyzna. Piotrze, nie jesteś już jedyny, niestety.
Chłop ze wsi jestem i w Biedronce byłem. Chłop jak to chłop na niczym się nie zna. Ale zakupy zrobiłem. Nawrzucałem do koszyka różności. Między innymi po raz pierwszy mix sałat z roszponką. Samo w sobie , pewnie przez cykorię gorzkie jakieś. No to żeby gorzkości zaradzić , sosik zrobiłem z oliwy, aceto balsamico z Modeny i jeszcze jakiegoś ale nazwy nie pamiętam. Do tego trochę tymianku i bazylii. Z torebki. Parę listków świeżej. Zrobiłem ale gdzie tam mojemu sałacianemu mixowi do sałaty Sławka. Dziobem dziobię, ale zachwytu nie ma. Patrzę na stół między dziobaniem a tam suszone śliwki i powidła. Też śliwkowe. No to ciach scyzorykiem kilka śliwek i łyżkę powidła, i mieszam. I mieszam. Parmezan wyjąłem z lodówki i sera innego kawałek i nakroiłem obu szpadelkiem z dziurką co to go kupiłem za namową Aszysza. Tak na co dzień, to używam szpadelka do jabłek, bo ser taki prawdziwy to u mnie od święta, bo w sklepach brak. Wino też otworzyłem . No bo jak sałatę bez białego wina? No jak ?
Tak po wszystkim jak znikło z talerza i kieliszka. Po dokładce i dolewce, to wam powiem : Chłop ze wsi jestem ale mi wyszło. Dobre wyszło i pewnie nie jeden raz wróci.
Do widzenia bardzo.
Indeks indeksem,ale chałka pychota !!!
Żabo- dzięki 🙂
Raz, dwa , trzy, cztery, maszerują oficery:
http://kulikowski.aminus3.com/image/2011-06-26.html
Marku – oficyjer wspaniały ale przyszłość „Czwartaków” zniewalająca.
mój wnuk też miał zasilić grono studentów SGGW, ale wyszło zupełnie coś innego, na kształt stosunków międzynarodowych 🙄 , ale dopóki nie uściślę, niech to zostanie tajemnicą. Najchętniej by pewnie został koszykarzem, bo to największa pasja, ale AWF jakoś nie był brany pod uwagę.
Farsz do pierogów zrobiłam, ale się ogólnie zniechęciłam, bo plany rodzinne się pozmieniały. No więc farsz poszedł do lodówki, może jutro się zabiorę, choć nie wiem czy zdążę w związku z tymi zmienionymi planami, ufff! Resztę miejsca w lodówce zajęły niezliczone pojemniki z rosołem. Nie miała baba kłopotu, to zachciało jej się kulinarnie błysnąć 😕
Hej Blogu!
Migawki z Białowieży
Bardzo się cieszę, że po 40 latach znowu mnie tam poniosło.
Nie robiłem zdjęć w rezerwacie, bo przy próbie sfilmowania Cimoszewicza w charakterze przewodnika siadła mi bateria 🙁
Jutro malarz maluje ścianę i sufit, co to mi sąsiad zalał dwa miesiące temu.
Dobranoc!
Dobranoc – malwowo, ostróżkowo, kwietnie żegna nas PaOLOre.
Ja coś wiem, ale nie powiem jak p. Prezes Jutro po południu doniosę.
ładne te „migawki” 🙂
Ten wiatr przywiał nowe chmury i znów pada…
Ciekawe, co Pyra wie i co nam jutro powie – dopiero po południu?
Sennie coś, dobranoc!
Wyglada na to, ze dzis wszyscy byli w dobrych humorach, bo i opis „Delizii” taki, ze palce lizac, no i cale grono nowych studentow. Bede w Warszwie dzien lub dwa w koncu lata, ale pewnie sie do „Delizii” nie dostane bo nie chce mi sie robic rezerwacji. Sadzac z opisu, to lokal pewnie cenowo dosyc drogi. Krajowcom zycze dobrej nocy.
No tak, a my tutaj z upalem walczymy.Nie wiem skad nadaje ROMek ale pewnie do spoczynku pare godzin.
Ja i Nowy z Lond Island. Piekne miejsce. Warte odwiedzenia i spenetrowania. Jak mowi Nowy – i ma racje – potrzeba na to paru dni.A przeciez dochodzi do tego penetrowania NY City jesli ktos nie byl.
Ciesze sie, ze nasi wspolziomkowie maja takze przybytki w stylu „Delizii”. Cudownie ! Swiat robi sie maly i mozemy sobie o wspolnych smakach pogawedziec…
To tyle ode mnie na dzisiaj. A na jutro buziaki dla blogowiczow.
Ale, ale, dla niespiacych ciagle jestem. TX, Canada, NY….?
Dzień dobry,
Przede wszystkim gratulacje dla studentów i ich najbliższych.
Danuśce – bo córka wybrała naprawdę dobrą i sympatyczną uczelnię. Nie wiedziałem, że tam teraz jest Wydział Biologii, za moich czasów biologia była tylko na UW.
Przyszły historyk, który swój indeks przypieczętował okazałym szczupakiem od razu zyskał moją sympatię i uznanie. Tak trzymać!!!
Wracając do SGGW – tam gdzie teraz mieści się Weterynaria i stoją ogromne akademiki, przed wieloma laty, gdy sam nosiłem indeks w torbie, były sady mojego Wydziału Ogrodniczego. Tam uczyliśmy się sadownictwa. Wszystko się zmienia.
Miodzio – w nocnym markowaniu chyba nikt mi nie dorówna. Muszę zacząć tu wcześniej zaglądać, ale też byłem na rybach. Nie złapałem żadnej godnej pochwalenia się ryby. 🙂
paOlOre,
Dzięki za migawki. Wprowadziłeś mnie w głęboki nostalgiczny nastrój.
Dobranoc 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=QbN0g8-zbdY&feature=related
Piekne!
But is time too say good niaght.
Dobrej i spokojnej nocy – wszystkim jeszcze na posterunku.
pisze juz po rak ktory i juz mnie znuzylo dopasowywanie kodu,
Ale jestem jeszcze,
A jak sie udalo to z literowkami…sorry
Miodzio,
Nigdy bym nie przypuszczał, że o tej porze może, poza mną, jeszcze ktoś być na blogu.
Literówkami się nie przejmuj, nie lubi ich Haneczka, ale dla mnie literówka to nie błąd.
Siedzę i słucham. I wcale mi się nie chce spać.
http://www.youtube.com/watch?v=W3PopvgcuZk
Kiedy slucham Sary B. tez nie chce mi sie spac, bez muzyki nie wyobrazam sobie zycia. Dopiero potem pyszne jedzonko..
Ale teraz juz „djezdzam”…
Hej hej!
Tylko sprawdzam, czy WRESZCIE zadziałał cholerny internet, nad którym się namęczyłam, zeby w hotelu mi to za stosowna opłatą udostepniono.
Zaraz nadam więcej, jak to sie sprawdzi.
O matko jedyna… 🙄
ALICJO WITAJ !
Jak już ochłoniesz,to wpisuj się pod kolejnym,dzisiejszym wpisem 🙂
No dobra.
Jestem w Glasgow, holiday inn na lotnisku. Bateryja do laptopa mi się kończy, więc na szybko powiem wam, co powiem.
Ślozami spłakanam, bo trzeba było zejść z pokładu. Banda – nawet się nie wypowiadam.
Codzienna kawa o 10-tej odbyła się godzinę wczesniej. Bardzo żeśmy się serdecznie powyściskiwali ze wszystkimi, którzy mnie nie mogli odprowadzać ze względu na obowiązki.
Odprowadził mnie serdeczny przyjaciel Tadeusz od naukowych spraw (niejeden wieczór przegadalismy przy Wędrowniczku Jasiu), oraz Olaf Mocarny, też Tadeusz, który udzielił mi wskazówek, jak tam z dworca do lotniska. I rzeczoną torbę nosił. Psiakość, torbę pustą miałam, a tu nagle wypchaną i wielką!
W tej chwili wtrzącham kolejna kanapeczkę pana Leszka, wyekwipowali mnie jak na Szpicbergen, a ja za ileś tam godzin na pokład fruwającego i za jakieś 24 godziny w domu.
O gotowaniu jeszcze napiszę i dokumentację mam zrobioną.
Żebyście wiedzieli – jedzonko jest tam wspaniała, przecież od zawsze powtarzam, że się nie napycham, ale niby się tam nie napyczhałam, a 5 posiłków dziennie wchodziło mi lekkim bykiem, i póki pamiętam, muszę wspomnieć o zimnych nózkach.
Monika kazała nauściskiwać wszystkich bezwyjętnie, bo se płynie dalej.
Tyle na tyle, może jeszcze coś zapodam, ale zdjęcia z domu.
Ściskanko na zrazie