Staranność gospodyni poznaje się po chlebie
To zdanie – aforyzm autorstwa Karoliny Nakwaskiej, dziewiętnastowiecznej autorki wielu wspaniałych książek kulinarnych i z dziedziny prowadzenia gospodarstwa domowego – jest mottem pani Grażyny Karolak z Ostrowa Wielkopolskiego, działaczki Ostrowskiego Towarzystwa Genealogicznego, pomysłodawczyni i autorki cudnej książeczki zatytułowanej „Przepisy naszych przodków”. Dziełko – to wydanie bibliofilskie – oprawą graficzną przypomina zeszyt szkolny w kratkę, w jakim nasze babki zapisywały wymyślane przez siebie i zdobywane z innych źródeł przepisy kulinarne. Przepisy zaś wdrukowywane są w karty książki jako ręczne zapiski lub wyrwane kawałki stron starych książek. Pani Grażyna namówiła do współpracy trzynaście mieszkanek swojego miasta, a te powierzyły jej zanotowane – często przed kilkudziesięciu laty – przez ich mamy lub bacie rodzinne przepisy. Powstała z tego wcale obszerna i wielce interesująca książka z recepturami kuchni regionalnej. Na końcu książki znalazły się też przepisy przedrukowane ze starych książek, które były w użyciu przez pokolenia gotujących pań w Ostrowie Wielkopolskim.
W najbliższym czasie wybiorę parę przepisów ostrowskich i zrobię kolację jak w domu pani Rogalewskiej, Andrzejczak czy Kubiaczyk. Największa radość sprawił mi przepis przytoczony z książki „Kuchnia powojenna” (rok 1922) ze zbiorów Państwa Małkowskich instruujący jak zrobić przysmak mojego dzieciństwa: makagigi. Jestem pewien, że będzie to wielce udana kolacja.
Komentarze
Zielono mi:
http://kulikowski.aminus3.com/image/2011-07-08.html
Misiu – śliczne te „omszałe głazy”.
Gospodarzu – kto to dziełko wydał? Tego typu książki należą o moich ulubionych, podobnie, jak wszystkie zbiorki „przepisy naszych czytelników”. Są po prostu wielokrotnie sprawdzone w normalnym domu, w zwyczajnej kuchni. Wystarczy je dostosować do dzisiejszego poziomu zaopatrzenia, wielkości rodziny czy współczesnych zaleceń dietetycznych i już można stosować w ciemno.
Makagigi? Robiłam kiedyś, a nie miałam płytki kamiennej przetartej oliwą. W efekcie trzeba było zastygły „placek” wynieść do ogrodu, gdzie na pieńku do rąbania drewna Jarek rozbił taflę na poręczne okruchy.
Wydawcą książki jest Ostrowskie Towarzystwo Genealogiczne. Z dofinansowaniem Urzędu Gminy Miasta Ostrów Wielkopolski.
Dzięki, Piotrze za informację.
w tamtym roku miałam super pogodę i się zapowiada też nieźle .. 🙂
http://www.fakt.pl/Prognoza-pogody-na-dwa-tygodnie-Wiatr-przyniesie-nam-slonce-i-burze,artykuly,108497,1.html
Jolinku, no to trzymam kciuki za dobrą pogodę, miłego wypoczynku! Kiedy wyruszasz?
jutro rano Małgosiu … niespodziewanie córcia jedzie z nami na pierwszy tydzień bo wymysliła, że jak remont w domu to lepiej wyjechać … 😉 .. dawno razem nie byłyśmy tak długo ..
Jutro Jolinek wyrusza, a moja wnuczka z Igorem od rana jest u Ryby w Świnoujściu i będą 10 dni – z tego tydzień samopas, bo Ryba i Matrosem wyjeżdżają do płn – wsch Polski.
Nie wiem,czy ze mnie staranna gospodyni?Jutro muszę się postarać być po prostu dobrą gospodynią.Będzie nas na włościach 10 osób.Zadania rozdzielone-goście przywożą sałatki i desery,a gospodarze zapewniają dania na ciepło. Wczoraj zatem była w obróbce ratatuja.Cały gar gotowy do odgrzania.Oprócz tego przewidziane pieczone ziemniaki,z sosem na ciepło rodem z ojczyzny Osobistego Kucharza.Szczegółów sosu póki,co nie zdradzam,bo chcemy tym daniem też podjąć Gospodarzostwo,które,jak sądzimy już niedługo zagości z naszych progach 🙂 A kurki oczywiście swoją drogą!
Wspaniałą gospodynią jest,co wszyscy wiedzą,Żaba.Jest w stanie podjąć z uśmiechem na ustach kilkanaście czy nawet kilkadziesiąt osób.A z przepisów przodków też korzysta.Wiwat Żaba!
Jolinku-udanych wakacji !Z dobrej pogody też się cieszę,bo moja młodzież wybiera się w nadmorskie okolice pod namiot,więc słońce ważne !
Barbaro-poczta czeka !
Dzień dobry,
Jolinku, udanego pobytu nad morzem a trzy generacje kobiet jednocześnie to zapowiedź niezapomnianych chwil, na pewno przeważą przyjemne 🙂
Lubię przepisy tradycyjnej kuchni a szczególnie te spisywane w rodzinach. Mam osobny zeszyt z notatkami mojej Mamy. Żałuję, że nie zapisałam babcinej kuchni ale moje zainteresowanie gotowaniem przyszło dużo później. Babcia Pelagia przygotowywała proste dania ale ich smak wciąż jeszcze pamiętam.
Danuśko, jestem bardzo ciekawa tego sosu do pieczonych ziemniaków. Uzbroję się w cierpliwość 🙂
Alino-ujawnię w swoim czasie,a zatem uzbrój się 🙂
Dzisiaj natomiast już mogę ujawnić,że jutro mamy miłą uroczystość okołoblogową-ślub córki Barbary.Pannie Młodej-Paulinie bardzo serdecznie sekunduję i gratuluję,bo wybrankiem Jej serca jest Francuz,a ślub odbędzie się w tym samym miejscu,gdzie odbywała się moja uroczystość.Zatem wszystkie znaki na niebie i na ziemi wskazują,że związek Pauliny z Jej Ukochanym będzie długi i szczęśliwy 😀
A nasza Barbara,w związku z powyższym,nie ma ostatnio za dużo czasu na blogowanie,bo szykuje się na jutrzejszą fetę !
Blog sprawił, że poznaliśmy miłą Barbarę,
przemierzającą z czworonogami ursynowskie
zaułki,zieleni pełne,ale nie znowu takie stare.
Jutro mamy szansę poznać Młodą Parę,
która przysięgę złoży małżeńską
na międzynarodową skalę !
Bo po raz kolejny Francuz stracił
głowę dla pięknej Polki i przysięgać
Jej będzie miłość na wieki,na zawsze i na stałe !
I Paulina, nam jeszcze nieznana,
Barbary córka ukochana, szykować będzie
swą piękną suknię w sobotę od rana,
a potem liczna rodzina w urzędzie zebrana
wysłucha najpierw TAK, a potem
OUI tego z Francji przybyłego Pana,
a po uściskach i życzeniach to już tylko wielka,
i wesoła feta,aż do białego rana !
Życzymy zatem Młodej Parze-
bonne et heureuse vie,
w rytmie i mazurka i kankana,
Niech nam miłość polsko-francuska
trwa wiecznie i niech będzie piękna i udana !
Pogrzebałam w internecie w poszukiwaniu prezentowanej przez Gospodarza książki, ale to jest faktycznie wydanie bibliofilskie sprzedawane na spotkaniach Ostrowskiego Towarzystwa Genealogicznego i na dodatek nakład jest wyczerpany bo zainteresowanie publikacją zaskoczyło autorów. Planowane jest wznowienie, ale nie trafi do ogólnodostępnej sprzedaży 🙁
Jolinku – udanego pobytu i wspaniałej pogody. I oczywiście poznania nowych doznań kulinarnych – bo z tym nigdy nie wiadomo jak, gdzie i kiedy.
Za oknem ciemno, zimno i mokro. Zapewnie dlatego pospieram się nieco z Piotrem. A co!
Moim zdaniem staranność gospodyni poznaje się po porządku w kuchni i okolicach, smaku i wyglądzie potraw, ogólnej czystości i świeżym fartuszku. Nie każda gospodyni umie, może i ma możliwości wypieku chleba!
No to się pospierałam. I wystarczy.
A swoją drogą doprowadzają mnie do szału panie w „tapirze”, z ociekającym w świetle reflektorów makijażem, paznokciami niby szpony krogulca, mohair`owych sweterkach i obwieszone paciorkami, błyskotkami itp jakie prowadzą krótki kurs gotowania. Przestaję słuchać i oglądać sposób przyrządzania dania, a zaczynam obserwować kiedy włos, błyskotka, kropla tłustej plamy z rzęs spadnie do.. i kiedy…
Kiedy wymanicurowany szponik trzaśnie pod naporem łyżki lub padnie ofiarą tasaka i zmiesza się z apetycznie wyglaądającą sałatka…
No, bedze tego…
Pozdrowiłtka od zwierzątka
Echidna
Alino dziękuję .. faktycznie mały rodziny babski urlopik będzie no i korzyść z tego, że córcia będzie samochodem to pozwiedzamy okolice ..
echidno dzięki ..:) .. a jak Wasz urlop upłynął? .. gdzie bywałaś?…
Danuśka ślicznie opisałaś wagę jutrzejszej uroczystość u Barbary .. szkoda, że ja w drodze będę i nie zobaczę naocznie …
Barbaro pięknego dnia jutro życzę i by wszystko było smakowite a gospodarze i goście mieli wspaniałe humory … 🙂
Zapodam jeszcze,że blog warszawski podczas ostatniego mini zjazdu został
zaproszony na jutrzejszą uroczystość.Wygląda niestety na to,że przybędzie
w mocno uszczyplonym składzie 🙁
Małgosiu też miałam chrapkę na to wydanie ale widzę, że nici z tego ..
lecę się odremontować w salonie piękności … 😉
uszczuplonym…
Byle jutro nie padało, lepiej, kiedy w dzień ślubu nie pada (Babka Anna). Jolinku, pięknych wakacji życzę.
Nie wiem, kiedy wreszcie zrobię placki kartoflana, które „za mną chodzą” od dwóch tygodni. Miały być dzisiaj, a tu Młoda zaprosiła dwie panie, z których jedna jest na diecie bez węglowodanów – o plackach trzeba było zapomnieć. Zrobiłam więc „Bałagan” (Haneczko!) leczo podobny – całą wielką patelnię : 4 papryki, 4 cebule, 2 niewielkie marchewki, 25 dkg boczku wędz. pół kg kiełbasy, duża cukinia, duży pomidor. Zrobiłam, przysmaczyłam; telefon: „Pada, przyjadę jutro”.
Raz, dwa, trzy, jaki piękny walczyk…
Jokinku51, ja się nie urlopowałam. Pilna sprawa wezwała mnie na łono rodzinnego domu. O czym nie chciałam wspominać poprzednio.
Sytuacja ustabilizowana i wróciłam na Antypody.
Pyro – zapomniałaś dodać kilka kropek przed „raz, dwa., trzy…”
E.
Echidna – nie zapomniałam. Udaję, że nie wiem, co tam przed tym jest.
Witam wszystkich.
Danuśko – jaką uroczystość? Czyżby mi coś umknęło? Kocham być zapraszana na wszelkie uroczystości i zazwyczaj przylatywuję. Proszę o konkrety.
Jednak jeszcze nie doszłam do równowagi i kiepsko z moją przytomnością umysłu. Jutro postaram się być. Jestem na takim etapie, że kocham śluby.
Krysiade-podam Ci konkrety trochę później głosowo lub esemesowo.
Też jesteś zaproszona na ślub Pauliny,a Barbarze będzie miło,jak przylecisz 🙂
Krysiade-czyli szczegóły odnalazłaś ?
Pare zdjec „jedzeniowych” z podrozy szlakiem winnic poludniowej Brytyjskiej Kolumbii.
https://picasaweb.google.com/Slawek.yyc/WKrainieWina#slideshow/5626833189065208450
„Młodej-Paulinie bardzo serdecznie sekunduję i gratuluję,bo wybrankiem Jej serca jest Francuz…”
Wydaje mi się Danuśko, że jest dużo więcej cech, za które ludzi powinniśmy cenić i szanawać. Można być Rumunem i wartościowym człowiekiem, Anglikiem – kanalią itd.
Wyłażą z nas (maże bardziej z Ciebie) te kompleksy i – co by tu nie pisać -prowincjonalność. Nieprawdaż Danuśko?
echidno to dobrze, że się sytuacja ustabilizowana …
Pyro dzięki .. zrób sobie dla siebie placki z 1 kartofla dla smaku ..
Dziewczyny proszę uciskać Barbarę ode mnie i parę młodą też … 🙂
podróż szlakiem wina bardzo udana i pięknie jedzenie podana ..
nie chcę nic pisać ale pada .. dawno nie padało … 😉
bez „się” miało być ta sytucja …
Kate i William spedzaja dwa dni w Calgary. Przejechali dylizansem przez miasto. Spedzili dzien w schronisku w gorach niedaleko i przylecieli wczoraj. Miasto stanelo a dzisiaj i tak centrum jak co roku zamkniete ze wzgledu na parade. Wczoraj obiad z premierem a ubrani wszyscy po kowbojsku. Dzisiaj leca do Kaliforni.
http://www.bbc.co.uk/news/uk-14077258
pięknie pożegnali Zembatego ..
http://www.tvn24.pl/-1,1709795,0,1,alleluja-dla-zembatego,wiadomosc.html
a młodzi ludzie nie wiedzą kto to Zembaty .. przykro trochę …
Czekam na takowez sosy do pieczonych ziemniakow wraz z Alina.
Buziaki,
Lena
YYC – piękna wycieczka i godne uczczenie rocznicy ślubu. A para książęca ogromnie sympatyczna. To bardzo ułatwi życie rodzinie królewskiej.
Jolinku – młodzi nie kojarzą wielu tuzów kultury naszego pokolenia, a nam nic nie mówią nazwiska ich idoli (zresztą tam jest ogromna rotacja i ledwie podłapię kto jest kto, a już są jacyś nowi)
zajadam się czereśniami bo lubię bardzo i nie wiedziałam, że mają niski indeks glikemiczny -22 IG .. i, że nie jemy czereśni przed obiadem mięsnym bo utrudniają trawienie takiego posiłku .. że nie popijać wodą bo sensacje żołądkowe mogą być wiedziałam ..
Krystyna wczoraj pisała o truskawkach .. ja w tym roku tylko dwa razy jadłam takie naprawdę dobre na samym początku sezonu bo nie padało i słonko było .. potem już jakieś mniej smaczne były .. to zamroziłam je na zaś ..
się mam pakować i mi się nie chce .. 😉
Jolinku – „robiłam” zaproszenie ślubne Zębatemu, i do dzisiaj nie mogę z należyta powagą słuchać Marsza Żałobnego… bo po cichutku podśpiewuję.
A wpisy pod artykułem ŻAŁOSNE
Właśnie zauważyłam, że Katarzynka popełniła wyjątkowo bzdurny wpis, a wszystko przez brak informacji. Widzisz Katarzynko, jeżeli się nie wie o czym się pisze, o kim się pisze i do kogo się pisze, to się wychodzi niechcący na idiotkę.
Na naszym blogu jest kilka szczęśliwych żon Francuzów i grono pań – teściowych tej nacji. Innych mężów też mamy. Najczęściej udanych. Ludzie, którzy cenią sobie kuchnię, rzadko bywają zołzowaci. Ale potrafią, kiedy trzeba,
Witam.
Ma rację?
http://www.youtube.com/watch?v=pZesFCNMhUk&feature=related
Dzięki Yurku – też to śpiewałam i moja Ania z gitarą to śpiewa.
Droga Pyro,
Nie interesuje mnie jakiej nacji są mężowie i żony Szanownych Państwa.
Z wypowiedzi Danuśki wynika (czy ja nie umiem czytać?), iż „gratuluje, bo jej wybrankiem jest Francuz”.
I kto tu jest idiotką Miła Pani?
Żonom panów Francuzów, mężom pań Francuzek – samych serdeczneści.
Zgryźliwym staruszkom – ziółek. Ku spokojności.
Nie umiesz niestety czytać Katarzynko 🙁 , nie należy się złośliwie wypowiadać, jak się nie zna kontekstu.
Nie znam Was. Czytam, co widzę.
Podtekstami się nie zajmuję.
Jest wypowiedź Danuśki – jest mój komentarz.
Wybraniec panny młodej może być (tego jej życzę) jak najbardziej wartośćowym człowiekiem.
Tylko te głupawe komentarze: „bo jest Francuzem”.
Bez odbioru.
PS
Małgosiu W, też pij ziółka.
Brzechwę odkładamy, Na straganie itd…
Jak piękny jest podkład piana.
http://www.youtube.com/watch?v=BQYAIeq5_FY
Piano jest fajne Yurku, ale przecież wprzęgnięte w sekcję rytmiczną wystukującą beginkę. Panna Nancy pięknie frazuje. Podoba mi się.
jajako maz zony Katarzynce podpowiem, ze Francuz, to zbieranina i sila rzeczy niewiele znaczy jako termin, poza szeroko pojeta tolerancja, czasami i owszem szwankujaca, ale jednak w przeciwienstwie do Szufladek, dajaca sobie czas na oddech i refleksje przed bakiem, poza tym fajnie, ze wpadlas, szkoda tylko, ze z poplochem nauczycielki, tutaj nawet Starsi Bracia w Wierze sa mile widziani 🙂
serio, niektorzy, to nawet mieli Wegierke za Zone
wyluzuj, daj jakis przepis na tarta marchewke swojska
o ka znowu atakuje .. idę wypić ziółka i obejrzeć Diamentową Ligę w Paryżu …
Polska Francuzka z prowincji to jest to. Dla mnie. Nieważne czy w Rumunii, z psem lub z tapirem. Oddałbym za Nią wszystkie makagigi, a nawet bardzo potrzebne mi ziółka. Wiem, że nikogo to nie interesuje, poza Sławkiem.
Dobrze, już dobrze – piję 🙂
Nieukrywana radość Danuśki bardzo mnie interesuje – gdyby odradzała, byłoby żle. Wartościowy, śmartościowy, mam nadzieję, że jest właścicielem Citroena DS21 i piekarni 🙂
Jolinku,
życzę miłego wakacjowania. Długa droga przed Wami, bo nie tylko kolej się modernizuje, ale drogowcy także nie próżnują. Jeśli nie byłaś jeszcze we Fromborku , to koniecznie trzeba zobaczyć i miasteczko, i katedrę, gdzie m.in. spoczywa praszczur Cichala, tylko nazwiska nie pamiętam.
Winiarni nie piekarni najlepiej z jakims malym chateau….. Ogrodnik by sie przydal, moze kucharz i ktos do sprzatniecia w obejsciu. No, moze w ostatecznosci szofer do Bentleya. Dwa konie do bryczki i stangret, zeby w niedziele do kosciola i na targ sie bylo czym wybrac. Piwnica ciagnaca sie do sasiedniego chateau dla gosci. Chateau sasiednie dla gosci znaczy sie. Piwnica na beczki. Ladowisko za satajnia, zeby helikopterek mial gdzie ladowac nie kurzac za duzo…. Moze jakis sternik do jachtu co przycumowany stoi w pobliskiej marinie i latarnik zeby droge pokazywal…. Ale przede wszystkim zeby mial kombajn Bizon
http://www.youtube.com/watch?v=SEJjANuFnEA
Placek – on jest właścicielem wędek! Ponadto teściem sommeliera z Burgundii
najlepiej z widokiem na morze
https://picasaweb.google.com/slawek1412/NewAlbum0807112029?pli=1#5627050464553514418
YYC,
wracając do wczorajszego- sopocka marina została zbudowana przy tej zniszczonej przez sztorm bocznej ostrodze mola. Jeszcze jej nie widziałam i do września nie zobaczę. A strona,którą podała wczoraj Asia pokazuje molo sprzed kilku lat.
Marina w Sopocie
http://www.marina-sopot.com.pl/
Ojojoj…nie lubie. Pamietam stare molo i mialo urok a z ta marina cos mi nie pasuje. Szkoda, ze nie odbudowali a marine gdzie indziej zrobili. No ale jest jak jest. Dzieki za info. Cale dziecinstwo wakacje tam spedzalismy wiec wspomnien bardzo duzo a Sopot to moje ulubione miasto, no moze poza Kaliszem ale przed Wroclawiem gdzie sie urodzilem. Mija wszystko za szybko.
Sławku, piszesz, masz.
Marchewka swojska:
Marchewke umyć. Obrać. Od natki w dół, albo odwrotnie. Jak komu wygodniej. Zetrzeć na tarce. Miksero-blenderów odradzam. Tarkowaliście „mechanicznie” cebulę, to wiecie o czym piszę.
Wracając do marchewki – z jabłkiem ją, na surowo.
Albo, z czym to tam, kto chce…
A co Ty masz do Węgierek Sławku?
Od Andegawenów nic nie można im zarzucić.
http://www.youtube.com/watch?v=rrk9Eu_6ZTw&NR=1
Nigdy nie bylo za daleko do red, red wine.. 🙂
Sama piosenka chyba z roku mojego wyjazdu z Kraju (1983)
http://www.youtube.com/watch?v=YrwFkByhlJo
dzieki, Katarzynko,
do Wegierek mam wdziecznosc, a z nich dziwnie zabawny olej , Rydy mowi, ze nie je salaty ze sliwowica, a mnie pasuje
do tej marchewki szczypta chrzanu i jestesmy na tej samej fali
tu olej:
https://picasaweb.google.com/slawek1412/NewAlbum0807112145?pli=1#5627070061446943170
🙂
Dobry wieczór Blogu!
Jak się macie, kochani? Jak zdrówko, pogoda, nastroje?
U mnie wiele nowego, ale może później opowiem. Na razie poczytam, co tutaj słychać 😉 Widzę, że używanie tarki to tarkowanie 😯 Dla mnie nowość, ale ja za górami, za lasami, zanim moja polszczyzna się zaktualizuje… 🙄 Postaram się dostosować. Dzisiaj piłkowałam gałęzie, jutro sobie trochę popralkuję, a może nawet upiekarniczę jakieś ciasto 😉
Delikatnych uprzedzam, że może będzie nieapetycznie, ale u mnie ostatnio co drugi dzień na śniadanie tyfus, a raz, zamiast kolacji, żółta febra 🙄 Poza tym różne żółtaczki i dyfteryty 😉
Nemo – mnie co i raz cholera trzęsie. Dobrze,że jesteś – dla mnie jak aspiryna.
plagujesz
biblisz, bablisz ?
wazne, ze siemacisz
🙂
DS 21 to miał Fantomas, ten co z każdej sytuacji wychodził z twarzą.
Nie wiem czy miał piekarnię i czy był teściem sommeliera, ale i tak byłby świetnym materiałem na męża, przystojny, bogaty, z fantazją.
Może się mylę, nie jestem Kopernikiem.
Witaj !
Z Węgierkami można np. polepić knedle ze śliwkami.
Nemo 🙂 , zdrowia życzę, brakowało tu Twego piekarniczenia.
A ja jak zwykle do lasu! pa!
Pyro,
tylko mnie do ran nie przykładaj, gangrena gotowa 🙄 😉
Od wczoraj mam nowy komputer, bardzo błyszczący i bardzo podobno szybki, ale nie było jak tego sprawdzić, bo real ostatnio taki absorbujący, że nie wiem. Teraz mogę trochę odetchnąć, ale w kuchni czekają porzeczki czarne i czerwone, zerwane akuratnie przed ulewą i wichurą. Poza tym pora znowu siać, siać, siać… na grządkach zwolnionych przez ziemniaki, sadzić nową sałatę i kalarepę oraz kapustę pekińską etc.
Dziś przed południem, w ramach zwalczania stresu, wybraliśmy się pierwszy raz na grzyby i mamy ponad kilogram kurek! Prawdziwków – zero. Stres zakończył się wieczorem, po otrzymaniu SMS, że nasze dziecko szczęśliwie wylądowało w Kigali, gdzie czekał stęskniony Geolog. Uff.
Sławku,
te plagi to podobno wszystko dla mojego dobra 🙄
Antku, 🙂
Te winnice w Kolumbii Brytyjskiej to rzeczywiscie wygladaja jak Wlochy. Moze i wina sa podobne w smaku. Od rana nic jedalem, jest 16:30 czasu lokalnego wiec ogladanie kolorowych zdjec apetyczengo jedzenia to tortura. Nie mam czasu gotowac wiec syn zamowil pizze i moze kupie jakies wloskie wino na czesc Gospodarza?
Kopernik myli sie tylko raz,
latwo jest wychodzic z twarza bez twarzy, pchi, nawet ja to potrafie, ale zeby SMS y dak daleko chodzily, to nie wiedzialem, musze zmienic generacje
Może tam tamem pomogli, ale doszło 😎
moze mieli tam jakis specjalny team z fluidem na przestworza?
ciesze sie z Toba
Olej z Węgierek! Na dodatek „zabawny”??? Nie nadążam.
Chłopaki, Wy już dzisiaj nie pijta!
Dzięki, Sławku 🙂
Idę porobić trochę za Kopciuszka – większe porzeczki do zamrożenia, drobniejsze – na galaretkę. Osobisty udał się w pielesze, od świtu udawał, że się nie denerwuje, a to takie męczące 🙄
Nemo – przecież też miałaś w te afrykańskie słońce, słonie i takie tam. Nawet szczepienia załatwiałaś.
Katarzynko,
zanim udzielisz dobrych rad tutejszym bywalcom może wyguglaj sobie „amandons de pruneaux”, a potem też coś łyknij. Na zdrowie i odstresowanie! 😉
Pyro,
ja dopiero w sierpniu czyli za 4 tygodnie. Wszystko jest na dobrej drodze, wspomniane wyżej plagi to właśnie szczepienia – w niedzielę ostatnia dawka tyfusu, doustnie, żywego 😯
Tylko ta awaria komputra nam trochę pokrzyżowała, głównie finansowo, bo okazał się za trudny do naprawy 🙄 Fachowiec próbował i kombinował i już niby było dobrze, a tu znowu – nie startuje 🙁 W końcu podjęliśmy decyzję o kupnie nowego, kazaliśmy przenieść zawartość starego (chyba nic nie przepadło) i mamy. Nawet się przyzwyczaiłam do życia bez, ale pierwsze dni na odwyku i widok pustego biurka… Eh 🙁
W końcu wyciągnąłam maszynę do szycia, postawiłam na tym pustym miejscu i uszyłam dziecku sukienkę, Osobistemu pocerowałam plecak, ponaprawiałam jakieś rozprute szwy i naderwane suwaki… Jak staranna gospodyni 😉
Katarzynki, pelne po brzegi
http://www.youtube.com/watch?v=yxP__4gSjjA
jeszcze tylko ze dwiescie fot i zaczne pic,
poki co tlumacze, ten olej, to z pestek wegierek, zabawny, bo rzadki i nieoczekiwany ani w istnieniu, ani w smaku, adekwatnosc zabawnosci do slusznosci ujecia pozostanie nawet dla mnie tajemnica, ot tak mi sie wzielo o suchym pysku,
czekam na slonce
W dzieciństwie notorycznie jadałam pestki (to w środku, po roztłuczeniu twardej skorupy) węgierek. Bardzo migdałowate, lekko gorzkawe i pewnie lekko trujące… 🙄
fakt, troszke z cyjankiem, ale jaki dreszcz
Sławek, łupiesz masówkę po nocy?
Nalałam sobie czarkę jeżynówki – jest znacznie słabsza, niż w zimie, bo była źle zakorkowana i część alkoholu odparowała. Teraz jest ok 30% i starczy. Za chwilkę idę spać. Jutro od rana będę bawiła się w produkcję gołąbków i upiekę mały biszkopt z 4 jajek. Chciałabym przełożyć go śmietaną z malinami
to nawet nie byl zart, gdyby cos Ktos, sprawa jest jak najbardziej trzezwa,
no, w dzien sie nie da, laza tu rozni i dupe zawracaja, i wez tu i rob, a skupic sie trzeba, wiec niedopijam po nocach 🙂
bez jaj, najwyzej dwa razy do roku, dam rade
anegdotycznie zapodam, co mnie tu trzyma jeszcze o tej porze
https://picasaweb.google.com/slawek1412/NewAlbum0807112352?pli=1&gsessionid=mzL7P8ITdjxiZ_VmjUQqbw#5627102744171028098
Ja też pestki węgierkowe i żyję 😀
Nemo, nareszcie 😀
Francuz jest bezcenny, dobry na wszystko http://pl.wikipedia.org/wiki/Klucz_francuski , no prawie 😉
Ha ha Haneczko 😉 Ten Francuz to u nas jest Anglik (Englaender), a u Anglików jeszcze gorzej 🙄 Małpa wręcz, za przeproszeniem 🙄 😉
no ten jak juz scisnie, to kazda sie odszczelni, tyle niekontrolowanej mocy w nim, im bardziej krecisz, tym bardziej jest Twoj, istnieja takie starannosci, ktore mozna poznac po kreceniu
Wyjść za Francuza = to marry the monkey wrench? 😯
Nemo, wiem 😆 Dlatego to takie zabawne 😆
diabel jest w duperelu, to nie ta sama malpa,
ale i tak lubie Twoj sposob myslenia 🙂
OK, OK, wracam do porzeczek. Starannie je przebrać powinnam, te czerwone. Czarne już puściły co miały, dałam im cukru, zamieszam, będzie miał Osobisty na zimę swój własny Hortex z Tymbarkiem 😎
Dobrej nocy, Blogu!
Sławku,
to jakiś Giscard albo inny Francuz?
No właśnie. Diabeł w duperelu.
Nowy, oczywiście z kaparami 🙂 Ja bardzo, młody też, pan mąż woli czosnek 🙄
Jacques Chirac 🙂 ale podobny
spijcie cieplo
Chłop u mnie był,znaczy Kierownik od wieszania obrazków popatrzył podumał i mówi że w 2012 po wakacjach może wystawę by zrobił.
O szczęście niepojęte !!! Wystawa w Ostrołęce w 2012 po wakacjach!!!
Sam se wydrukowałem, sam se oprawię a oni mi powieszą w 2012 po wakacjach.
Sławek wieszać? No weź coś powiedz bo ciekawy jestem twojej reakcji. No ja zachwycony jestem , że oni w poczekalni do kinowej sali w 2012 po wakacjach.
Obłożenie straszne, zaplanowane mają , jak by co to upchną. Zasłużyłem . A co!!! Nic tylko fotografować 🙂
no jesli w kiblu po wakacjach, jak se wydrukujesz i oprawisz, to ok, dobrze, ze umiesz miesic ciasto na pierogi, dasz im tez jesc i bedziecie kwita
nie ma Zaby?
no trudno, sam sie pokopie z koniem
dzień dobry ..
nemo hura … 🙂
Krystyno byłam w tamtym roku i pisałam cichalowi o o tym, że widziałam co trzeba … 😉
dla Barbary jeszcze raz pięknego dnia … 🙂
bardzo będę tęskniła za Wami .. bawcie się tu wspaniale .. 😀
Nemo, mądrego to i posłuchać warto.
Wygooglałam, wyczytałam, wiem (prawie, jak „V.V.V.” J.Cezara).
A o ziółkach nie zapomnij.
W pewnym wieku, gdy o seksie trzeba zapomnieć, picie ziółek uspokaja.
Nemo,
Ziółka, ziółkami. Jak nie pomogą, zawsze możesz kupic sobie …kota.
Dzień dobry Całemu Blogu.
Czytam, podziwiam, a czasem zadziwiam się, życzę dobrej zabawy Tym, którzy uczestniczą we wstępowaniu na nową drogę i tym, którzy szykują się w drogę lub są w drodze – czyli tak naprawdę wszystkim. A przy tym chciałam podzielić się wrażeniami z koncertu Magdy Umer. We wtorek śpiewała w Warszawie na Bemowie – w dzielnicowym amfiteatrze. Jak śpiewała nie będę pisać, bo śpiewała jak zawsze. Kto lubi (ja) ten lubi, kto – nie, to też wie. Wstęp wolny. Amfiteatr pełny. Na widowni zarówno ci,którzy byli mocno dojrzali, gdy Umer zaczynała swoją karierę, jak i ci,którzy jeszcze dziś nie są dojrzali. Wszyscy razem słuchaliśmy piosenek mniej popularnych i tych dobrze znanych. Wszyscy słuchaliśmy słów, które warto było usłyszeć, bo napisane przez Osiecką, Młynarskiego, Koftę a także przez Kochanowskiego.
Dla wykonawcy, zwłaszcza przywykłego do kameralnych warunków, nie był to łatwy występ. Nad amfiteatrem dosyć często przelatują samoloty. Nie zagłuszają, ale są dostatecznie nisko, by byly dobrze słyszalne. Za pierwszym razem M.Umer zamierzała przeczekać samolot, ale szybko zrozumiała, że jest to naturalne tło.
Był to pierwszy z trzech koncertów w cyklu „Osiecka na Bemowie”. W najbliższy czwartek będzie Poniedzielski.
Poprawka: M. Umer śpiewała nie we wtorek, a we czwartek. Nie wiem, dlaczego mi się w głowie poprzestawiało
A właściwie , to po co pokazywać. Zrobić i kisić w szufladce – oto jest zadanie !
Im dłużej tym lepiej. A najlepiej nic nie pokazywać . Gula tylko innym rośnie bo ładne i duże. Wrogów można sobie narobić. No poza tym gdybym był artysta z Warszawy to by prosili. Z Warszawy nie jestem to nie proszą.
Chłop ze wsi jestem co nic nie potrafi… Prawie.
Idę lepić pierogi Jak rozdam będzie satysfakcja gwarantowana. Sąsiad szopkę rozwala to się posilimy jak skończy…
Tylko widoków nie mamy za oknem jak na obrazku:
http://kulikowski.aminus3.com/image/2011-07-09.html
Dzień dobry Blogu!
Zapowiadana pora monsunowa nastała nam w całej okazałości. Po kilku ciepłych i obfitych ulewach wyszło słoneczko, ale nie na długo, może wystarczy na sprawdzenie drugiego terenu grzybonośnego.
Katarzynko (primo voto Gogolu, Knopie & co),
czyżby obsesja przemijania bez pozostawienia zauważalnego śladu aż tak Ci się dawała we znaki, że zajmujesz się doradztwem geriatrycznym, choć nikt nie prosi? 😉
Kojarzenie zaawansowanego wieku z ziółkami, kotem i brakiem seksu uważam za bardzo trafne i wnikliwe, ale pytam się: gdzie kanarek, robótka ręczna, fotel bujany i pled w kratkę?
Ja tam jeszcze jakoś sobie radzę ale z czasem ten blog bez dobrych porad będzie miał trudno. Specjalista bardzo się tu przyda 😎
brawo Nemo! Nie ma to jak błyskotliwa odpowiedź na ordynarne zaczepki.
U mnie w planach na dziś było wyjście do ulubionej restauracji z tureckim jedzeniem (w ramach prezentu urodzinowego dla członka rodziny), ale solidne przeziębienie męża in spe chyba te plany pokrzyżuje 🙁 i trzeba będzie jakiś obiadek domowy wymyslić.
Wpisałam się przez pomyłkę jako Linek31 a nie Linek jak poprzednio (komentarz czeka na akceptację) – nieuwaga czy wynik nieuchronnych procesów starzenia się?! 😉 heh
Dzień dobry,
Zapowiadany deszcz może wreszcie spadnie. Trawa wyżólkła a kwiaty też nie mają się najlepiej.
Witaj Nemo.
Nie kot, nie ziółka, ale cięte kwiaty i orkiestra dęta. Zapomniałem co chciałem przez to powiedzieć.
Bonjour 🙂
bonjour 🙂
Jako gwałtownie starzejąca się, o czym świadczą liczne pomyłki i przejęzyczenia (och jakie to czasem wygodne), śpiewam sobie w głos lub pod nosem
http://www.youtube.com/watch?v=NeWYgFQYAF0
Leno 2, jak dobrze, że to przypomniałaś, piękny tekst i wykonanie (ta dykcja!). Zanotujmy ” w serca kejeciku ” różne przyjemne myśli i już jest lepiej 🙂
yyc (15:42), ładna wyprawa tylko tych zdjęć lepiej nie oglądać o pustym żołądku 🙂
Bonjour 🙂
Placku, wzruszyłam się 🙂
Wróciłam, ale powiem Wam, że niełatwo było. Gdyby nie leki to bym tam chyba nie weszła 🙄 Już by mi tylko nieszpór, cięte kwiaty i poduszka w oknie… 🙁 Ale weszłam! Na zbocze, które być może starsi na Blogu pamiętają z fragmentu mojej powieści egzystencjalnej, która nie powstała z powodu wyschnięcia weny, a ta wyschła z powodu porzucenia tego Blogu przez osobę bardzo mnie do pisania inspirującą 🙁
Główny efekt wejścia na to zbocze – trening w warunkach afrykańskich (gorąco, wilgotno, muchy, komary, gzy) plus marna garść kurek. Osobisty znalazł cztery piękne borowiki, ale dwa z nich zarobaczone…
Dzień dobry, dobre popołudnie, dobry czas.
„Jeszcze w zielone gramy/ jeszcze nie umieramy” Pewnie że nie! Nemo – kurki, kurki, miłość moja letnia. Swoją drogą ciekawe co na starość robią zołzy? Kanarek odpada, bo by mu żółte piórka pozieleniały ze złości. Kot odpada, bo wiadomo, że koty to stworzenia magiczne i nie będą się mościć do drzemki na kaktusie. I ziółka by musiały mieć moc belladonny i tojadu…hm… Nie mam znajomych w tych kręgach, to się nie dowiem.
Narobiłam się gołąbków, jak głupia i co? I muszę zamrozić na kiedy indziej, bo Młodej kapusta nie pasi…Będą dwa obiady na czas, kiedy będę chciała ukarać najmłodszą latorośl.
Ach co to był za ślub należałoby zaśpiewać! Uroczej Młodej Parze jeszcze raz życzę szczęścia i uśmiechu na co dzień, Rodzicom gratuluje!
Małgosiu – to już? Zaobrączkowani? Veni creator!
Tak, bardzo miły ślub, śliczna i urocza Panna Młoda, a przystojny Pan Młody bardzo dobrze posługuje się naszym językiem 🙂
Pyro,
każda szanująca się i szanowana Baba Jaga ma czarnego kota i kruka na ramieniu oraz brodawkę z czarnym włosem na nosie 😎
Posadziłam kalarepkę, podwiązałam pomidory (już się żółcą i czerwienią), zasiałam marchewkę Vigor i… przegoniła mnie ulewa 🙄 Teraz się przejaśnia, ale najpierw podwieczorek – szarlotka z papierówkami i garść poziomek z wiadomego zbocza.
Nowożeńcom najlepsze życzenia, a narzeczonemu Linka rychłego powrotu do zdrowia!
Ha! Nemo – sama napisałaś, że każda szanująca się..itd. Przecież ja nie o tych szanujących się.
naszym jezykiem,jak komentuje MalgosiaW, posluguje sie wspaniale rowniez Katarzynka 🙄
witaj i rozgosc sie przy tutejszym ciekawym 😆 stole. jesli nie ustapja ci miejsca to sie nie obawaj, wezme cie na kolana, ale to tylko pod warunkiem nie uzywania zbiologizowanych perfum z tytoniowym na czele
i nie daj sobie wmawiac kocopalow o wyluzowaniu. wyluzowani nie maja najmniejszego wplywu na zmiane swiata. tak jest i nic na to nie poradze
pozdro z wywczasu. poki co nie suszy. natomiast zawsze przydarzyc sie moze zmiana
Barbaro,
gratulacje, wszystkiego najlepszego dla Pauliny i Jej Męża 😆
http://www.youtube.com/watch?v=1YCJFRb8OKg&feature=related
nemo,
bez przesady z tym Kopciuszkiem, porzeczki, to najwyżej wersja light kopciuszkizmu 😉
Cichal donosi, że u niego wszystko OK. Jest na morzu w drodze do Halifax w Kanadzie 🙂
A propos starości. Jedziemy za chwilę na brydża do przyjaciół, u których mieszka ciocia. Nobliwa Dama liczy sobie wiosen 100 i kilka miesięcy. Daj nam Boże wszystkim takiego wigoru. Obawiam się, że takich egzemplarzy już nie robią 🙄
Nemo,
Jezus Maryjo Matko Przenajswietrza, lece do kosciola dac na msze w Twojej intencji :)))
Buziaki,
Lena – skąd tak dramatyczne działania? Nemo ma się dobrze mimo przypadłości komputerowych, a po szczepieniach nawet dzieci bywają nie do życia.
Wina z Okanagan. Nie wszystko bo na miejscu wypilismy jedna butelke, po drodze nastepna i po przyjezdzie tez poszla…ale jest co jest.
https://picasaweb.google.com/Slawek.yyc/WinaZOkanagan#slideshow/5627374819356804882
Pic sie chce.
YYC – moje pytanie wynika z niewiedzy, nie ze złośliwości. Czy, jeżeli to miejscowe, kanadyjskie wino, jest sens ciągnąć butelki przez pół kontynentu? Czy te wina nie docierają do Calgary, czy różnica cen jest wielka?
Znowu grzmi i leje przy temp. 20 stopni. Jak nic – tropiki 🙄
Leno,
bardzo Ci dziękuję za życzliwą troskliwość w mojej intencji, nie wiem czym spowodowaną, czyżby tymi lekami? 😯
Mam się dobrze, tylko głodna jestem i zmęczona długim, pracowitym dniem 😉
Dokończyłam sadzenie sałaty i kapusty pekińskiej, zasiałam polską fasolkę szparagową (żółta, karłowa, krakowska) i chwatit.
Zabieram się za kolację. Dziś będą vol-au-venty z kurkami i sałata.
Pyro, roznic w cenach nie ma. Ciagnac samochodem to nic strasznego a kupione wsrod winnic z ktorych zostaly wyprodukowane jakos nam lepiej smakuja. Na koniec masz racje z tym, ze nie wszystkie sa dostepne w Calgary. Te najwieksze winnice wlasciwei mozna kupic wszedzie ale duzy tych pomniejszych nie w kazdym sklepie czasem tylko na miejscu. No i wiekszosc probowalismy przed zakupem co tez ma znaczenie. Jak sie spedza dobre pol godziny albo i dluzej smakujac rozne wina rozne roczniki tego samego etc to az zal nie kupic 🙂
Uf.
Nemo,
Wszak piszesz cyt „…śniadanie tyfus, a raz, zamiast kolacji, żółta febra 🙄 Poza tym różne żółtaczki i dyfteryty ;)..”
No myslalam, ze schodzisz, dzieki za dobra nowine , zaoszczedze jakas piatke albo i nawet wiecej.
Buziaki,
Teraz patrzac to czterech w Calgary nie kupie:
St. Laszlo
D’Angelo
LaStella
Kettle Valley
Ciekawostka, tzw. fortified wine czyli ciezkie wino deserowe w tym wypadku Foch z terenow niemal pustynnych (bardzo sucho) i naprawde bardzo ciekawe kupilismy w Kettle Valley Winery. W Calgary ich nie ma. Oni je porownuja do Port. Nazwa wina ktore my kupilismy to Starboard co znaczy prawa burta. Lewa burta to port…))) Mysle, ze stad nazwa bo przeciez Port jest zastrzezony.
pyro, akurat doczytałam (do tyłu jadę, co ma swoje uroki) o biszkopcie. Ja upiekłam dzisiaj taki żabiobłotny biszkopt migdałowy i włąśnie ubiłam śmietanę, bo przypadkiem dowieziono mi 5 kg malin. Trzy zamroziłam, raszta do zjedzenia na już.
Oj, muszę spadac na podwórko, bo cos tam majstrują przy koniu Dagny i dorotol przyleciał z prośbą o interwencję.
K…., a czemu mnie nie słuchały?????????
Byli goście i ciasta już nie ma. żabo, a, bo starszych się nie słucha programowo.
Po czterdziestce zaczyna się starość młodych, a po pięćdziesiątce młodość starych
(V. Hugo)
„Ale w Grenadzie zaraza” Zaraza padła na Blogowiczów? Nemo – jeszcze żyje, a już straszy, Jotka grywa w karty z wiekowymi damami, Danuśka w krzakach podejmuje gpści, Alicja z Nisią nadal płyną, a niezależnie od tego płynie też Cichal, Misio duma nad niedolą niedocenionych artystów, a Sławek pilnuje Atlantyku, żeby go nie ukradli; Haneczka ma Synka w domu (i przy klawiaturze), Żaba karmi rodzinę i gości i tylko Pyra jest w tej chwili wolna, jako ptaszę. Dziecko zrobiło sobie na kolację sałatkę z pomidora z mozzarella, bazylią i winegretem, a seniorka zjadła 2 kromuchy z wędzonym schabem.
No, wiesz, Pyro, dorotol cięgiem robi córce sałatkę z pomidora z mozzarellą, bazylią (przywiezioną z Berlina, pewnie, zeby się nie zeschła pod nieobecnośc) itd…
Jakoś bliźniaczo pracujemy 😀
Bo to sezon Żabo. Godzinę temu oglądałam „koński” występ kabaretu Elita…hm… Osioł by się uśmiał.
Była dzisiaj Inka a Lucjanem, rowerami, w ten upał, mają ludzie zdrowie.
Gandhi świat zmienił, choleryk nad cholerykami, a teraz czas na magiczny wpływ dźwięków szwajcarskiego akordeonu i szwajcarskich skrzypiec na gęstość szwajcarskiej serwatki.
Proszę Państwa – Wiesław Pipczyński 🙂
Cały czas czekałam, aż obcasiki skrzypaczki zaczną wybijać taneczny rytm, a sukienka (prześliczna) zawiruje wokół nóg. Pan Pipczyński wygląda tak, jak panowie, w których podkochiwałam się niegdyś, we wczesnej młodości. JAKAŻ PRZYJEMNA ODMIANA PO PROGRAMACH ROZRYWKOWYCH spod znaku kabaretu. Dlaczego przestałam się bawić na kabaretach? Wyrosłam z ulubionej rozrywki, czy mam zbyt dobrą pamięć?
Pyro, pamięć bardzo szkodzi 🙄
Trudno, Haneczko, może czas mnie od tej pamięci uchowa?
Późno już. Dobranoc.
Witam.
http://www.vevo.com/watch/santana/africa-bamba/USAV70500142
http://www.youtube.com/watch?v=dkt_IebF0bw&feature=related
http://www.vevo.com/watch/roy-orbison/blue-bayou/USSM20600755?recSrc=artB&source=watch
Wiadomosc dla Nowego: przypominam, ze 16 July w Heckscher State Park w Islip doroczny, letni, piekny koncert Filharmonii 8PM.
Ubieglorocznym bylismy zachwyceni. Bylo 20.000 ludzi, Domyslam sie ze wiesz, ale tak gdyby co….
Dzień dobry Blogu!
Niedziela rozpoczęta tyfusem na czczo.
Nie pada. Ale tylko do południa, potem burze i ulewy. Cieszę się, bo jeziora do robienia prądu puste po zimie, a może i grzyby się zmobilizują…
Placku,
Wiesław Pipczyński (zwany przez kolegów muzyków „Pip”) to fajny gość, dzięki! Poprzedniego lata robił za tapera w kinach letnich. W mojej wsi przygrywał do projekcji „Generała” z Busterem Keatonem i wzbudził wielki entuzjazm. Umie też na organach i tereminie – sama słyszałam 😉
Na niebie ani chmurki, pora ruszyć w plener.
Pięknej niedzieli wszystkim życzę!
Miodzio,
Dzięki za wiadomość, będę napewno.
Do mnie wieści z Islip docierają z oporem, chociaż to tylko około 40 minut drogi – mieszkam w Eastport, NY. Tutaj,mniej więcej już od Center Moriches życie toczy się tętnem Hamptons. To niesprawiedliwe, ale tak jest.
Nemo,
przyjemnej wędrówki, ale zabierz(cie) aparat. Oglądać Wasze zdjęcia to sama przyjemność.
Miodzio,
nie wiem czy byłaś kiedyś w Arboretum w Oakdale, to rzut beretem od Islip. Jestem tam kilka razy roku, jeśli nie byłaś to zachęcam. Tam w niedziele można również posłuchać muzyki, a w pozostałe dni – ciszy, zwłaszcza w dni powszednie.
Zdjęcia niestety dosyć stare, z wiosny zeszłego roku lub starsze. Mam również jesienne, ale nie chcę psuć blogowego letniego nastroju.
https://picasaweb.google.com/takrzy/WiosnaWOakdaleNy?authkey=Gv1sRgCMrFpcuDnuWL9wE#slideshow/5334724189423659330
Dobranoc wszystkim, idę spać. 🙂
Dzień dobry.
Nemo skończyła cykl szczepień i teraz żadna cholera jej nie ruszy. Poszła na grzyby, jak rozumiem, ale chyba nie na czczo?
i za kałużą poszli spać. Przejmujemy wachtę.
Dzień dobry,
Placku, dzięki za Pipczyńskiego a tu ponizej jeszcze organy, o ktorych wspomniała nemo.
http://youtu.be/_W_B3B9vgzk
Nowy, cóż z tego, że zdjęcia są zeszłoroczne, są piękne, nastrojowe, takie malarskie. Dlaczego nie śpisz?
U Nemo nie ma burzy, a Warszawie kolejna i pada.
Byłam wczoraj w śródmiejskiej restauracji Mela Verde. Korzystając z pięknego i ciepłego wieczoru siedzieliśmy w ogródku na Chmielnej. Restauracja pełna i choć większość klientów jadła pizze, to u nasze menu było nieco inne:
Carpaccio z polędwicy
Carpaccio z ośmiornicy z sosem z pomarańczy
Mix mule i vongole w sosie własnym (niestety były tylko mule)
Do tego gorące i chrupiące ciabatty.
Po chwili pojawiły się dania główne eskalopki cielęce, krewetki na ostro i duma lokalu Costata di manzo – Rosbef z kością grillowany.
Na koniec jeszcze desery, lody, pana cotta, kawa, herbata. Kolacji towarzyszyło oczywiście też wino. To był bardzo udany wieczór.
Och, aleś się rozpuszczała, Małgosiu. Cielęciny i rostbefu zazdraszczam , robali nie. A u mnie w rondlu dusi się kawałek szynki, gotują się ziemniaki, czeka utarta surówka z marchwi z cytryną i chrzanem. Popijemy dzisiaj „żywcem”, deseru nie przewidziano, prócz owoców.
Pyro, robisz bardzo dobry obiad, też zazdraszczam 😀
Wczoraj, w czasie brydża, dowiedziałam się co i jak piją różne profesje.
Lekarze – na zdrowie
Farmaceuci – po kropelce
Higienistki – czystą
Bankowcy – oszczędnie
Hydraulicy – z gwinta
Stolarze – klina
Grabarze – na umór 😉
Dzisiaj brydż u nas. Nadrabiamy zaległości towarzyskie 🙂
Witam niedzielnie wszystkich przemilych blogowiczow. U nas piekny swiezy poranek.
Nowy, zdjecia z Arboretum urzekajace. Malownicze bardzo – jak pisze Alina.
Znam to miejsce i bywam b.czesto. Fajne jest rowniez Arboretum w Oyster Bay. Bardziej ukwiecone ale ja wole Oakdale bo bardziej dziewiczo + woda.
Pozdrawiam i zycze smacznej niedzieli!
Nowy Mieszkasz w pieknym miejscu, a tetno Hamptons to letnio-wakacyjne tetno Manhattanu. Lubie czasem poogladac piekne letnie rezydencje moznych tego swiata….
U nemo nie ma burzy, bo właśnie się skończyła 😎 Lało znowu monsunowo, trochę gradziło, ale główne chmury gradowe rozładowały się na zboczu góry naprzeciwko, cała hala Breitlauenen (powyżej 1500 m) jest nagle biała od lodu, inne regiony na tej wysokości – zielone.
Wróciliśmy z dłuższej wędrówki po halach na końcu naszej zimowej trasy biegowej, z kilkoma garściami kurek, innych grzybów niet. Okolica po ostatnich deszczach bardzo nasiąknięta wodą – bagniste łąki i torfowiska na rozległych łagodnych zboczach, tam zaczyna się Emmental i źródła rzeki Emme. Jest ciepło i mokro, a grzybów nie widać 🙄 Może nie ta faza księżyca? Trzeba by się u Aszysza dowiedzieć, czy u niego pangrzybnia też jeszcze taka nierychliwa?
Jotko,
było już chyba, ale przypomnę jeszcze inne „jak pijemy”
Anorektyk – nie zagryza.
Egzorcysta – pije duszkiem.
Grabarz – pije na umór
Higienistka – pije tylko czystą.
Ichtiolog – pije pod śledzika.
Kamerzysta – pije, aż mu się film urwie.
Ksiadz – pije na amen.
Laborant – pije, aż zobaczy biale myszki.
Lekarz – pije na zdrowie!
Matematyk – pije na potęgę.
Ornitolog – pije na sępa.
Pediatra – po maluchu!
Perfekcjonista – raz, a dobrze.
Pilot – nawala się jak messerschmit.
Syndyk – pije do upadłego.
Tenisista – pije setami.
Wampir – daje w szyję.
Wędkarz – zalewa robaka.
Czlonkinie Kola Gospodyń Wiejskich – piją, tańczą i haftują
Z uzupełnieniem lub sprostowaniami od mojego znajomego astronoma i dziennikarza:
Astronom pije, aż zobaczy gwiazdy….
…a dziennikarz pije codziennie
Nurek pije do dna.
Grabarz pije także do grobowej deski
Pod śledzika pije rybak – ichtiolog zapija rybkę.
W szyję daje laryngolog – wampir pije do ostatniej krwi.
I znowu leje…
Tu też leje 🙁
I znowu słoneczko i błękitne niebo 😯
A u nas ślicznie i chmurki tylko dla dekoracji – żeby niebo puste i nudne nie było. U Ryby popadało i też słonecznie. U Haneczki dzisiaj bezprądowo, jakaś awaria w okolicy; nie działają lodówki, komputery itp
Poszło sobie na wschód. Swiat błyszczy świeżo umyty, a ja próbuję nie myśleć o delikatnych sałatach, które wczoraj posadziłam w ogrodzie 🙁
Jutro ma być ładna pogoda i Osobisty planuje kolejną wyprawę w trochę wyższe góry. Pójdę pod warunkiem, że na 100 procent nie będzie burzy 🙄
no popatrz dwa s i przeszlo, ide pogadac z robakiem, bo cos sie chmurzy, zaraz potem kupie farbe i zrobie ksiegowosc, sniadanie na stole, tylko jeszcze te jaja dochodza na mientko 🙂
https://picasaweb.google.com/slawek1412/NewAlbum1007111522?pli=1#5627713644350740146
Sławek, znowu inwazja? A żabojady mają ochotę na zachodni front?
chyba jednak … dt
Zabojady na wszelki wypadek sie poddaja, skorupka nasiaka, kicam
U mnie lało i nieco grzmiało w nocy, ale susza, mimo przelotnych deszczy, wciąż jest: trawa rośnie niechętnie, za małą stajnią zaczynają żółknąć dwie brzozy, jedna ma ze dwadzieścia lat, a druga jeszcze niemiecka.
Sławku, generalnie jestem obecna. Nie potowarzyszę Ci przy kopaniu się z koniem, bo od kiedy mam nowe kolano, obawiam się, że gdy koń mnie znowu kopnie to tym razem jemu odpadnie kopyto.
W ramach małżeństw polsko-francuskich: dziadek mojej Mamy, polskim popowstańczym szlakiem dotarł do Francji, gdzie był się ożenił. Z Francuzką, żeby nie było wątpliwości. Wieczorami haftowali koralikami orła polskiego, ten haft naszyty na czerwonym aksamicie wisi w pokoju mojej Mamy. Dziadek zmarł dość młodo, ale zdążyli mieć pięcioro dzieci, które przykazał żonie wychować na Polaków. Wierna babcia sprzedała wszystko co posiadała, zabrała dzieci i przyjechała do Polski.
I dziei wyszły na tym, jak Zabłocki na mydle; tak to jest, jak mądra kobieta głupiego chłopa posłucha.
dzieci oczywiście
Pyro, z tej piątki do pełnoletności uchowało się tylko dwoje 🙁
Po wczorajszym cieście biszkoptowym, powstałym „na bazie przepisu” i innych pieczonych wcześniej, wysnułam teorię – byc moze mylną, że nie tyle jest ważny przepis i dokładność proporcji, ile piekarnik.
U sąsiada piętro wyżej skrzypi i piszczy jakieś urządzenie; zupełnie, jakby przesuwać grzebień po szybie. Za – mor -du – ję! albo co?
A co Ci, Żabo wyszło?
Otóż, Pyro, mialam kilka kuchenek różnych, elektrycznych i gazowych, i w niektórych biszkopt mi się udawał, a w niektórych za żadne skarby – rósł pięknie. a potem padał. mniej lub bardziej równomiernie. Jedną taką kuchenkę miałam, szwedzką, a jakże, nawet z dwoma piekarnikami, termostatami, termometrami do wtykania w pieczeń, dzwoniącymi zegarami i różnymi innymi bajerami, i za nic nie wychodził w niej biszkopt. Sernik, kruche ciasto, bułki, pieczenie mięsne – rewelacja, a biszkopt padał na jeden bok i już. Również ciasto francuskie nie wychodziło. Kiedyś z surowym ciastem (po porażce z pierwszą blachą) pognałam przez śniegi do Eski, w jej piekarniku wyszło. Również zaniechałam wtedy pieczenia biszkoptów (własne moje starsze dziecko rzekło: coś ci, Mamiś, te ciasta nie wychodzą) i w potrzebie tortów urodzinowych dziecięcych udawałam sie w pęty do Eski, której z kolei biszkopty rosły ponad granice przyzwoitosci.
Natomiast w tej kuchence, którą teraz mam, co by nie namieszać i w piekarnik nie wsadzić, to i urosnie, i się upiecze jak należy. Oczywiście jak nie zapomnę, ze coś tam wsadziłam i kiedyś trzeba wyjąć, choć i tak jeszcze żadnego ciasta na węgiel nie spaliłam.
Natomiast ta szwedzka kuchenka, która nie lubiła biszkoptów, była szeroka na 70 cm i miesciły sie na niej jednocześnie dwie sokowarki. I tego nikt jej nie odbierze 🙂
he ram!
jestem zawsze w doskonalym nastroju 👿 kiedy czytam o wszelkich porownaniach. nie chcialbym skonczyc przykladem gandhiego czy innego podobnego wyluzowanego. tak mi dopomoz ram
Katarzynka na widok takiego porownania zsikala sie ze smiechu 😆 i zanim sie opierze i uspokoi ze smiechu minie troche czasu 😆
jotka
4trefle
U sąsiada piętro wyżej skrzypi i piszczy jakieś urządzenie; zupełnie, jakby przesuwać grzebień po szybie. Za – mor -du – ję! albo co?
Jeżeli ktoś z Koleżeństwa dorósł (jak Pyra) na prozie Hemingwaya, a nie zdążył jeszcze przeczytać „Kto płacze dziś po Hemingwayu?” w Polityce, to serdecznie polecam. I jak zwykle jestem przeciwna tak bezwzględnemu dłubaniu w życiorysie. To paskudna nekrofilia. Pisarza poznajemy poprzez jego dzieła i to one nam pozostają.Naprawdę nie jest najważniejsza dominująca mamusia, czy skłonności homo. Może i legły u podstaw ale dla mnie licy się efekt, nie drążenie podglebia. Tak można zniszczyć to, co stanowi o wielkości : zachwyt czytelnika.
Stara Zabo,
Kiedys tam mialam wspanialy piekarnik, biszkoptowe ciasto bylo zawsze udane i sernik nigdy nie opadl. Moja maminka przymaszerowala, merdala wedlug wskazowek, i wyszlo! Za jakis czas ja podjechalam do niej, bo biszkopt z owocami musial byc (spodziewala sie gosci) i oczywiscie klops. Zgadzam sie, ze to musi byc DUCH piekarnika -BRRRRRR.
Buziaki,
jedyne co sie mu udalo w 100% to strzelic w leb
po gandhim to juz drugi ustrzelony tutaj
he ram! sPAdam do schronu na wszelki wypadek gdyby i mnie chcieli tu ustrzelic
Wczorajszy obiad z deserem i dzisiejsze sniadanko:
https://picasaweb.google.com/Slawek.yyc/Kolacja#slideshow/5627770775261865570
Sniadanko z dedykacja dla Krystyny 🙂
Do sniadania „Moscato d’Osoyoos”
Pijemy sobie lekką, wytrawną, białą „sophię” Tak sobie, bez okazji.Wyjątkowo udana seria bardzo wytrawna, ale nie kwaśna, bez posmaku młodego, fermentującego moszczu, naprawd e warta grzechu i 10 z łza butelkę.
W sobotę w naszych nadbużańskich krzakach zupełnie zgrabnie wyszło nam budowanie zjednoczonej Europy:
był polski pasztet,estońska szynka z renifera,pomidory z rukolą skropione włoskim octem balsamicznym,francuski camembert,a wszystko popijane hiszpańskimi i chilijskimi winami.No i wychodzi na to, że jednoczyliśmy nie tylko Europę,budowaliśmy wręcz cenne więzy międzykontynentalne,bo chrupaliśmy też ziemne orzeszki przywiezione z Afryki.Zatem,jak życie pokazuje francuski mąż albo węgierska żona,tudzież przyjaciel podróżujący po świecie bardzo się przydają,albowiem wzbogacają polski,gościnny stół o nowe smaki i aromaty 😀
W lasach obfitość jagód,na nadrzecznych łąkach obfitość wody ostatnich deszczach,ale kurek obfitości jeszcze nie uświadczysz 🙁
Siedmioosobowa drużyna rozsypana po leśnych ostępach znalazła tylko
jednego kozaka.Sezon grzybowy nadal przed nami.
A żurawi klangor słychać było już o 6.00 nad ranem :
http://www.youtube.com/watch?v=8UC0HI-YuMI
Dziękuję bardzo za życzenia i ciepłe słowa dla Młodej Pary. Danuśce za uroczy okolicznościowy wierszyk 😀
Wszystko udało się nadzwyczajnie mimo rozmaitych dreszczyków emocji jakie towarzyszą zwykle oczekiwaniu na tak ważne wydarzenie rodzinne. Nawet pogoda dopisała, słońce i ciepło – zgodnie z zamówieniem 🙂
Dołączyła do nas także MałgosiaW sprawiając nam bardzo miłą niespodziankę, jeszcze raz dziękujemy 🙂
Przy okazji – jeśli ktoś zabłądzi na praski brzeg Wisły, polecam pyszną restaurację włoską http://www.lastrada.com.pl , z romantycznym wnętrzem, ocienionym ogródkiem i świetną kuchnią 🙂
Ja tu o żurawiach,a najważniejsza nowina to taka,że od 1 października
będziemy mieli w domu studentkę biologii na SGGW 😀
Danuśko, GRATULACJE dla córki i dla Was oczywiście!!!
Słowiki to nie są. Wyjątkowo nieprzyjemne dźwięki. Gorsze jeszcze są krzyki czajek, bo w wysokiej tonacji. Danuśko – widzę, że swoje krzaki masz już zupełnie oswojone.
Dobry wieczór!
Wróciliśmy z lasu, wczoraj był prawdziwie letni dzień, pierwszy taki w tym sezonie, zbyt piękny na pracę- choć była bo musiała być, ale doskonały na wieczornego grilla i siedzenie pod niebem, dzisiaj dla równowagi znowu padało.
Postanowiłem Was troszkę z wieczora pobudzić.
A marchewka Vigor ponoć najlepsza na potencję, ale tylko dla facetów.
Boziu, Boziu. Antek, chyba Cię nie lubię, wiesz?
YYC,
Twoje zdjęcia śniadaniowe oglądam w porze pokolacyjnej . Tym razem można by wszystko zjeść także na kolację. Tylko wszystko jest takie piękne, że właściwie szkoda to niszczyć.
Danuśka,
żurawie mam okazję oglądać i słyszeć dość często. Blisko naszego domu para tych ptaków wychowuje dwójkę młodych, już dość dużych, ale jeszcze nie latających. Nie mogę doczekać się ,kiedy już będą całkiem samodzielne, bo wtedy będą już bezpieczne. Właśnie z oddali ” dały głos”. Niestety w naszej okolicy kurczą się tereny podmokłe i żurawie muszą żyć dość blisko ludzi.Choć to nie ludzie stanowią dla nich zagrożenie, ale lisy.
A młode bociany już umieją latać.
Miały być dziś deszcze i burze, ale nic się z tego nie sprawdziło. Turyści się cieszą, bo mnóstwo ich przyjeżdża na wybrzeże. Wcale im się nie dziwię, bo tu nawet przy niepogodzie jest tyle pięknych miejsc do zobaczenia. Byliśmy dziś z wizytą u sasiadów i zgodnie uznaliśmy, że mieszkamy w pięknym rejonie kraju. Bardzo towarzyski był dziś dzień ,choć wszystkie spotkania nie były wcześniej planowane. A właściwie mam poważne zajęcie, bo podjęłam się korekty bardzo ważnej pracy osoby z bliskiej rodziny. Wymaga to sporej uwagi, bo nie jestem polonistką, ale traktuję to jako ciekawe doświadczenie. Ale odpowiedzialność jest duża.
Danuśka,
to bardzo miła wiadomość. Ala ma ciekawe zainteresowania i na uczelnię chyba nie bedzie miała daleko.
Pyro,
klangor żurawi wyjatkowo nieprzyjemny ? Owszem, donośny, ale mnie się podoba, byle nie o świcie, kiedy jeszcze chce się spać. Nieprzyjemny jest zgiełk tysięcy mew, które gnieżdżą się w odległym o kilka kilometrów rezerwacie. Byłam w jego pobliżu kilka razy i nie jest to miłe uczucie. A w pobliżu mieszkają ludzie. Dwa miesiące – maj i czerwiec to okres lęgów i hałas jest nie do wytrzymania. Ale domy sa dość nowe i ludzie wiedzieli chyba, co ich czeka.
Coś mi się wydaje, że te kurki z lasu są zeszłoroczne , więc, Pyro, nie denerwuj się.
Krysiu – też to podejrzewam, ale tak, czy owak znęca się nad nami, zaraza.
Kurki są tegoroczne, popatrzcie
https://picasaweb.google.com/lh/photo/p6OluWPAdZ_vUHO9DiWwGQ?full-exif=true
Wiecie co!?
Podejrzewać mnie o takie niecne pomysły!
Czasami sobie żartuję, ale 2,7 kg kurek to sprawa zbyt dużej wagi.
Zazdrośnice jesteście.
https://picasaweb.google.com/antekglina/Kurka#5627816258684795874
Jutro, za karę, zdjęcie rozsypanych na stole. 😉
Dobranoc!
Za chwilę Antek zaprezentuje montaż zdjęcia kurek z 1965 roku z dzisiejszym zdjęciem monitora. Sadysta 🙂
Placku, z 1965 mam tylko czarno-białe zdjęcie kurek, każdy sie kapnie że pic na wodę fotomontaż.
Bierzcie przykład z Małgosi, wie co, jak i gdzie! 🙂
Nie ma sprawiedliwości na tym świecie i żadna rewolucja na to nie pomoże.
Blogu! Ahoj!
W Białowieży byłem.
Widziałem łosia (to chyba nie ten, który bzyknięcie wilczycy śmiercią gwałtowną przypłacił), żubra, żubronia, żurawia, żabę i Cimoszewicza. Wszystko w liczbie mnogiej z wyjątkiem tego ostatniego.
Sioło Budy odwiedziłem, zjadłem soljankę i zapiłem kwasem chlebowym.
Było pięknie!
Teraz leżę w kuszetce do Wiednia i poluję na internet…
Małgosiu-dziękuję 🙂
Krystyno-tak,uczelnia o rzut kamieniem!
Anteczku, lubię Cię, ale jak możesz kurkami po oczach tych, co na głodzie 🙁
Nowy, co to są te Hatifnaty?
Danuśka, gratulacje dla córki 😀
Danuśko – gratulacje da Ali.
PaOLOre – czy Cimoszewicza też pokazują w zagrodzie żubrówq?
Barbaro – oby Młodym nadal się wiodło.
Haneczko, jak możesz nie wiedzieć co to Hatifnat 😯
http://pl.wikipedia.org/w/index.php?title=Plik:Hatifnat.svg&filetimestamp=20101110132634
Przy dzisiejszych możliwościach techniki podkolorowanie kurek w lesie czy Bogarta w Casablance to żaden problem 😎
Pogadałam z dzieckiem w Afryce i już wiem, jak załatwić wizę do Rwandy aby zamiast 100 Fr kosztowała 30 dolarów. Online. Wysłałam aplikacje do ambasady, najpierw moją, potem Osobistego. Natychmiast przyszło potwierdzenie otrzymania, ale tylko tej drugiej 🙄
Z ca 30 samolotów lądujących w Kigali 2 są „landed”, 5 „unknown”, reszta „scheduled” 😯
Nemo- analfabeci też Cię czytają!
Idę na seans baśni.Pa.
Pyro! tak!
Pana Włodzimierza spotkałem przy wejściu do rezerwatu.
Bociany w liczbie bardzo mnogiej też podziwiałem. Wszystkie zainstalowane przy głównych arteriach. Ja myślę, że one lubiä mieć dobre adresy.
Pyro,
czy masz na myśli tę lotniczą terminologię?
Mnie po prostu robi się nieswojo, kiedy czytam na tablicy przylotów, że status jakiegoś samolotu jest nieznany (unknown) choć powinien był kilka godzin temu wylądować, a przy tym media donoszą o maszynie rozbitej właśnie gdzieś w Kongo 🙁 Albo że lot jest „scheduled”, co znaczy planowy, ale też zaplanowany czy przewidziany 🙄
Maszyna, którą leciało moje dziecko, jeszcze po 3 godzinach od planowego lądowania miała status „en route” czyli w drodze 😯 Dobrze, że się Młodzi zameldowali SMSem z hotelu.
Bez komputra i internetu życie jest jednak o wiele spokojniejsze 😉
MałgosiuW, , zapodany przez Ciebie Hatifnat jest dla mnie bardzo ważny. Bez niego (i okoliczności) byłoby mnie znacznie mniej 😉 Te zza Kałuży jakby ciut inne, ale zaraz się do nich uśmiechnęłam 🙂
Nemo, wierzę w Ciebie. Nie chciałabym być w skórze takiego, który z Tobą grzecznie nie landet 🙄
Nie lubię literówek 👿
Nemo to najlepiej uchwyciła: Real przygniata wirtual i nie wiem od czego zacząć.
Najpierw Antkowi powiem, że najbardziej chyba sfotografowana katedra, ta w Kolonii została ukończona dopiero w 1888, a uchodzi za 13 wieczną. Dobrze, że nemo jeszcze nie była aktywna, to bym się dopiero naczytał.
Po mojemu, bo znam to tu od zawsze tak, bo jest to w gestii mojego zasięgu: Fagus 1911 (Alfeld), a nowy ratusz w Hanowerze to 1913 i basta. Nie daję miejsca do dyskusji jak Gospodarz, wygrałeś bracie i wróć do szeregu. A jak chcesz zadysponować nagrodą nie odbierając jej osobiście, to powiedz, czego mają się napić. Nie mam też problemu z tym, spakować paczkę na zjeździe i włożyć do wyboru. Daj znak, czy może być kognac, czy ma być wiskhey, albo coś winnego. Zapewniam, nie pożałuję.
Haneczko,
po niemiecku jak najbardziej „landet” 😉
Nemo, faktycznie 😆 Bliższa ciału koszula 😆
Antek będzie miał czym kurki popić. W czepku urodzony, jak ten Bogart 🙂
haneczko 🙂
Hatifnatowie
(…)Hatifnatowie nigdy nie kłócą się i że są milczkami z usposobienia, a interesuje ich jedno: żeby płynąć dalej, tak daleko, jak to było możliwe. Najchętniej aż do horyzontu albo na koniec świata, co przypuszczalnie na jedno wychodzi. Tak przynajmniej twierdzono. Mówiono również, że Hatifnatowie nie myślą o niczym innym, jak tylko o samych sobie i że elektryzują się w czasie burzy, jak również, iż są niebezpieczni dla tych wszystkich, którzy mieszkają w salonach i na werandach i którzy o pewnych porach dnia robią zawsze to samo.(…) 🙂
Miodzio,
widzę, że Wyspę znasz bardzo dobrze, chyba lepiej niż ja. W Oyster Bay oczywiście byłem, ale, wstyd przyznać, nie w arboretum. A powinienem! Północny brzeg Long Island jest bardzo ciekawy i piękny, od Port Washington do Rocky Point, a mniej znany i mniej odwiedzany. Widziałem tam wiele uroczych zakątków, warto chociażby pojeździć po małych, krętych, wiodących donikąd uliczkach Huntington.
Na zwiedzenie Long Island potrzeba kilku tygodni – moi blogowi Goście, którzy mnie odwiedzili na początku czerwca wybrali się na jeden dzień. Nie słuchali dobrych rad. 😉
Dobranoc, chociaż świat często jest okrutny.
http://www.youtube.com/watch?v=SM0Ir7ItZok&feature=related
Witajcie,
Antku – Roma locuta, causa finita. Ze swojej strony pretensji nie roszczę 🙂