Czy można coś lubić, jeśli się nie lubi?
Golonka bawarska
Długo się mad tym zastanawiałem gdy zaproszono mnie do panelu dyskusyjnego na temat związków niemieckiej kuchni z kuchnią polską, wzajemnego wpływu obydwu na siebie i przyjemności jakie nas czekają za niemieckim stołem.
Zawahałem się czy przyjąć zaproszenie, bo nie chciałem urazić ambasadora niemieckiego pod którego patronatem spotkanie to ma się odbyć w Centrum HoReCa. Skusili mnie jednak inni uczestnicy a to Inka Wrońska – szefowa miesięcznika „Kuchnia” i dwaj wybitni szefowie kuchni – Grzegorz Kazubski oraz Kurt Scheller. Prawdę mówiąc był jeszcze jeden argument: to szparagi. W drugiej części spotkania mam wraz z obydwoma mistrzami przyrządzać (a każdy po swojemu) te wspaniałe warzywa. Pisałem zaś, że uważam niemieckie szparagi za najlepsze w tej okolicy Europy. Zgodziłem się więc.
Nie mogę wprawdzie bujać, że niemiecka kuchnia to moja ulubiona lecz przecież można zacząć od tego, iż angielską uważam za jeszcze gorszą. A po zastanowieniu się zacząłem wspominać różne przyjemne momenty spędzone w niemieckich restauracjach. W dodatku Niemcy są tak duże, że nie można mówić o jednolitej kuchni narodowej. Inaczej jada się w okolicach Berlina, a zupełnie inaczej pod Bonn, Hamburgiem czy Monachium.
I tak doszedłem do wniosku, że zdecydowanie nie lubię dań mięsnych tonących w tłustych, ciężkich, śmietanowych sosach z dodatkiem zasmażanej kapusty i rozgniecionymi kartoflami. Ale takie dania można spotkać i w polskiej kuchni. Zwłaszcza na terenach dawnego pruskiego zaboru.
Bardzo lubię natomiast (byle porcja była malutka a nie klasyczna monachijska) golonkę pieczoną w piwie, uwielbiam (też danko monachijskie) białe delikatne kiełbaski z musztardą miodową, śledzie podawane na północy Niemiec a zwłaszcza rolmopsy. I to te uwielbiane przez Otto von Bismarcka.
Jak do tego spisu dołożyć kilkanaście dań ze szparagów, to nagle okaże się, że lubię to, czego nie lubię. Czyli, że jestem miłośnikiem różnych dań niemieckich. I tak też wypowiem się na spotkaniu w HoReCa.
Komentarze
Nowy tydzień, nowe smaki, zawsze ten sam Gospodarz na posterunku. Świat jest piękny w pełni wiosny i już.
Kuchnia Wielkopolski jest bliska kuchni północno – niemieckiej, chociaż znacznie mniej tłusta (bo np b.rzadko używa się śmietany do mięsnych sosów, a już nigdy do wieprzowiny). Są jednak dania niemieckie, które lubię zdecydowanie – np pieczeń wieprzową z kminkiem, golonkę w piwie, gęś z jabłkami, frykadele z białych ryb morskich, przytoczone przez PA śledzie. Zdecydowanie zaś nie lubię mielonego niemieckiego, który w 3/4 składa się z rozmoczonego chleba, kaszanki smażonej z jabłkami, zupy ze śledzi. Z niewielkimi wyjątkami wolę też ciasta polskie od niemieckich. Natomiast chleby mają różnorodne i najczęściej smaczne. Po prostu w każdej kuchni narodowej są potrawy, które chętnie przyswajają sąsiedzi, a są i takie, których lepiej nie ruszać (chyba, że żołądek przywykł do nich od dziecka).
Dzień dobry!
W niemieckiej kuchni tradycyjnej (nowoczesna jest jak wszędzie) jest wiele znakomitych potraw, z których Pyra i Gospodarz już część wymienili, a ja dodam, że mając świetne produkty wyjściowe trudno jest gotować kiepsko i byle jak. Niemieckie szynki, piwo, wina, szparagi, chleb – zawsze się znajdzie coś dobrego 🙂
Nie wiem, skąd bierze się przekonanie o ciężkiej i tłustej kuchni niemieckiej lub jeszcze gorszej – angielskiej 🙄 Oni tymczasem mają takie samo zdanie o polskiej 😉 Tak jakby wiele potraw kuchni francuskiej nie zawdzięczało swojej smakowitości wielkim ilościom masła, śmietany, oliwy czy wręcz sztandarowej bombie cholesterolowej – gęsim wątróbkom 😉
Przeczytałam wczorajsze i widzę, że było o zupie nic – ulubionym deserze mojego dzieciństwa. Mogłam jeść co niedzielę i wiele razy pomagałam przy przyrządzaniu. Pianę z białek ubitych ze szczyptą soli i bez cukru kładło się łyżką na wrzące mleko z rozszczepioną laską wanilii. Po kilku sekundach wyjmowało się łyżką cedzakową lekko ścięte i wyrośnięte „nice” czyli kluski z pianki w formie obłoków. Po ugotowaniu pianek do mleka dodawało się żółtka utarte z cukrem i mieszało do zgęstnienia. Powstały sos waniliowy o pięknym kremowym kolorze lądował w wielkiej salaterce, a na nim śnieżnobiałe obłoczki z pianki. Po ochłodzeniu – najlepszy deser, jaki sobie mogłam wyobrazić. No, lepsze były tylko lody śmietankowo-waniliowe robione w domu. Zamrażany był gęsty sos waniliowy ze śmietanki, cukru i żółtek – smak pamiętam dotąd…
Pieczona gęś z knedlami z gotowanych ziemniaków i kiszoną kapustą należała też do klasycznego zimowego repertuaru w moim domu rodzinnym i teraz się zastanawiam, z jakiej kuchni pochodziła 🙄 W rodzinie kresowej, gdzie przed wojną sąsiadowało się z Czechami, Niemcami, Żydami, Ukraińcami, a słodycze kupowało u Turka…
Czuje sie tematem wezwany do tablicy.
Otoz, zupe sledziowa wlasnie sobie wygooglalem, bo przedtem o takowej nigdy nie slyszalem i nie mam zdania. I mial nie bede, bo slonych sledzi tu juz nie kupisz.
Natomiast bronie zdecydowanie mielonych z dodatkiem pieczywa – ale koniecznie bialego. Uwazam, ze dodatki z namoczonej bulki rozluzniaja milo dla podniebienia ich konsystencje i zapobiegaja slawetnym „klopsom”.
Wiele lat temu bylo to tematem rozprawy sadowej w ktorej pozew czul sie oszukany przez wlasciciela imbisu, bo ten mu, jakoby, zamiast miesa wciskal przyslowiowy kit. Sad przychylil sie wtedy argumentom oskarzonego, ze dodatek pieczywa jest nieodzowny, aby rozluznic mase miesna. Nie pamietam jednak, co ustalono ostatecznie w kwestii ilosci tego dodatku jednak zapewniam, ze o trzech czwartych nie moglo byc mowy. Ja sam nie dodaje nigdy wiecej niz jedna czwarta.
Wszystkim zycze ponadto dobrego tygodnia.
Sklonny jestem sobie zarzucic, ze bez potrzeby koncze moje wpisy tonem: „i basta”. I dzisiaj znowu tak. Najwyrazniej tak, bo nikt juz jakos nie ma ochoty po mnie cos od siebie dodac.
Obudzcie sie prosze, nowy tydzien sie zaczal!
p.s.
„szyjka” rakowa to odwlok. ale tak sie „kiedys” mowilo…
przepraszam, ze nie ide z duchem czasu…
oczywiscie,
dynamiczna jak teleekspress pani gessler zawsze ma racje…
@nemo:
…albo ormianina.
Dzień dobry, jestem obudzona, a nawet wyspacerowana. Na myśl o zupie śledziowej robi mi się słabo. To nie będzie moja ulubiona. Na wspomnienie zupy nic (też z dzieciństwa) rozmarzam się. Do kotletów mielonych też dodaję namoczoną i odciśniętą bułkę, w rozsądnej proporcji, czyli trochę.
Wczoraj pisałam o srokach budujących gniazdo, prcują od świtu znosząc coraz większe patyczki, wygląda na to, że będzie to spora willa 🙂
Dzień zapowiada sie miło, zjadłam pierwsze w tym roku truskawki!
Danuśko, miłe sprawozdanie z weselnej wyprawy, pozazdrościć tak romantycznego miejsca na taką okoliczność 🙂
@nemo
…albo czukczy.
Pepe – bułka, nawet chleb, a kto nie może, to ser twarogowy dodany do masy mięsnej czy rybnej na kotlety jest nieodzowny. Moja uwaga była spowodowana znaną mi osobiście Niemką, która z 25 dkg „mielonego” robiła obiad na dwa dni dla pięciorga stołowników. Pani ta była jakiś czas moją sąsiadką i moja Teściowa mówiła z podziwem „Truda to jest ale gospocha!”
Historia rodzinna nic o Czukczach na kresach wschodnich nie wspomina, a już zupełnie nic w związku ze specjalizowaniem się Czukczów w chałwie i innych słodyczach 😉 Natomiast o Ormianach – owszem. Może dlatego, że te kresy nie były aż TAK wschodnie? 😉
Sucha bułka bez skórki namoczona w mleku i odciśnięta to był tradycyjny dodatek do kotletów mielonych, które na dodatek były panierowane w bułce tartej (otartej z tej do namoczenia). Ja mielonych nie panieruję, a bułkę (bez skórki) dodaję, jak mam. Moczę w wodzie. Proporcje: 1 bułeczka na pół kilo mięsa. Kotlety są wtedy bardziej soczyste.
O to wlasnie mi Pyro chodzilo, kiedy ta Truda to tak (jeszcze?) robila. Z moja matka mogla bys sie na tem temat przekomarzac, jak z niczego sprobowac cos zrobic, jak postawic na stol, jak niczego niema. Dodawanie bulki do mielonego jednak, nie ma nic do czynienia ze skapstwen, albo zlym gustem.
Do mielonych uzupelnie, ze mnie smakuja najbardziej z wieprzowiny, ktora nie moze byc za chuda. Wtedy tez sa soczyste.
Barbaro 🙂
A już niedługo wesele Twojej Córki !
Ja przejęłam zwyczaj od mojej Teściowej dodawania do mielonego mięsa
bułki tartej albo sucharów namoczonych w mleku,co też sprawdza się znakomicie.
Nie na darmo również do mięsa używanego do faszerowania gołabków,
czy też papryki dodaje się ryż lub jakieś kasze.
Danuśko, nie da się ukryć, drżenia rozmaite mnie już ogarniają na myśl…
Bardzo lubię takie akcje kulinarne – jak coś z niczego zrobić. Potrzebna wyobraźnia – im bujniejsza tym lepiej, no i to małe „nic” w lodówce, które można rozmnożyć przez pokrojenie na drobne i połączenie z jakim warzywkiem, groszkiem, kukurydzą, makaronem, ryżem czy też naleśnikami 🙂
Niemieckiego pochodzenia sa chyba zrazy zawijane z czerwona (modra) kapusta. No i chyba rozne bratwursty i parowki (?) kryjace sie pod roznymi nazwami (frankfurters, wieners, debreciners). Na emigracji, w miastach gdzie byl tylko jeden sklep z srodkowo-europejskimi specjalami Polacy czesto kupowali jedzenie w niemieckich sklepach, a Niemcy w polskich.
Przypomniała mi się jeszcze jedna potrawa, którą Polacy się chlubią (dostała ją na kolację Elżbieta II w czasie wizyty) a która jest z pewnością pochodzenia meklemburskiego – to węgorz w sosie koperkowym.
Witam Blogowisko serdecznie. 😀
Raniutko wróciłam z weekend’owych „krzaków”, na które się wybrałam, żeby nie stać nad głową sąsiadowi i nie przeszkadzać mu w naprawianiu mojego „okienka na Świat”. Okienko „zamknęło się” jeszcze w zeszłą niedzielę. 🙁
Ewuniu, dlatego nie miałam okazji przeczytać, Twojej propozycji – za którą serdecznie Ci dziękuję.
Dzisiaj od 8:30 siedzę i czytam zaległości, zebrało się tego ogromnie dużo. 😀
Gospodarzu, w piątek rano odebrałam w EMPiKu, Waszą najnowszą książkę. 😀 To jest książka, jakby pisana dla mnie. 🙂 Może nareszcie uda mi się gotować obiady na 2 dni a nie na 7. 😉 Przeczytałam już ponad połowę i bardzo mi się spodobał brak „ortodoksji”. Mam na myśli, uwagi, że zamiast własnoręcznie (własnokuchennie ? 😉 ) przyrządzonego rosołu, czy wywaru, dopuszcza Pan kostkę rosołową. 😉 😆
Ruszam teraz do kuchni zająć się obiadem, będzie udko pieczone kurczaka, kartofle i …. zasmażana młoda kapusta. 😀
A golonko w piwie (nawet duuuuże), to jest to, co Zgaga bardzo lubi. 😀
ROMek napisał jedną mądrą rzecz (tzn w sumie pewno więcej, niż jedną) Rozsądniej byłoby mówić o kuchni środkowo-europejskiej, jak mówi się o śródziemnomorskiej. Wzajemne przenikanie kulinariów od Litwy, po Ren i od Bałtyku po środkowy Dunaj jest faktem, a wzajemne wpływy nie do rozgraniczenia.
Wczoraj lekko zartowalem z prezentu – angielskiej ksiazki o bitwie pod Grunwaldem, a tymczasem i z niej sie dowiedzialem czegos nowego. Otoz bitwa bitwa, ale najwieksza katastrofa dla Zakonu Niemieckiego byla kontrybucja nalozona przez Polske w I Pokoju Torunskim w wysokosci 850,000 funtow, suma 10x wieksza od dochodu andielskiego krola w tym czasie. To wlasnie kompletnie zrujnowalo krzyzakow i doprowadzilo do wlaczenia Prus do Korony w 1466. Ciekaw jestem jaki byl wplyw tych wydarzen na stosunki kulinarne polsko-niemieckie.
Mialem kolege Wegra, mowiacego po polsku, ktory dzielil kraje Europy na „winskie i swinskie”. Cos w tym jest, bo wieprzowina lepiej idzie ze sznapsem, wodka czy piwem, a wino z innymi potrawami.
Zgago,
Witaj wśród „żywych”. 🙂
W razie potrzeby pamiętaj że propozycja nadal jest aktualna.
Jak w Monachium to golonka,
porcja słuszna i nieskromna.
W Mediolanie coteleta,
do niej wino szef poleca.
Pyszny schnitzel w Wiedniu dają
piwem chłodnym popijają.
Cepeliny w Wilnie chwalą,
zimną wódkę zamawiają.
Pizzę zaś dostaniesz wszędzie,
w biodrach od niej Ci przybędzie 😉
Na niemieckie obyczaje
nie narzekaj dzisiaj wcale.
Dania tłuste z kaloriami,
są w Europie wszędzie z nami !
Witam Szampaństwo,
przypomniał mi się przepis Gospodarza, który z powodzeniem zastosowałam niejeden raz, jak tylko mam pod ręką stosowne składniki.
U mnie w domu mielone robi się z mielonego pół na pół wołowego i wieprzowego. Bułka musi być, u mnie jak zwykle na oko, bez bułki namoczonej w mleku kotlety skazane są na suchotę. No, tak mają i już 🙄
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Food-strona-Alicji/Mielone_inaczej/images.html
p.s.To zielone to ogórki kiszone.
Chleb niemiecki jest pyszny. Basia juz w samolocie do Calgary 🙂
Już po obiedzie – smażone młode kartofle, posadzone jajka pod zielonym szczypiorem, surówka z młodej kapusty i małosolny ogórek
Teraz piję poobiednią kawę i za chwilę udam się na spotkanie z Morfeuszem.
…u mnie podobnie – jaja posadzone, w towarzystwie młodych kartofli i kalafiora, zupa-botwina, dużo koperku. Jakoś nie chce mi się znudzić taki zestaw 🙂
Dzien dobry,
Niezle mielone sa z dodatkiem posiekanych papryczek jalapeno (cos dla Alicji ;))
Ja mojemu dziecku robie mielone z miesa indyczego z dodatkiem sera feta i czosnku – pyszne.
Bułka namoczona w mleku i dobrze odciśnięta jest oczywiście nieodzowna. Ale nawet jedna czwarta może być nadmiarem. To wszystko do smaku się robi. W mielonym ważne, jak się doprawi. Dlatego mielone niemieckie na ogół mi nie podchodzi nawet, gdy bułka nie jest w nadmiarze. Ale nieraz jadłem w Niemczech smacznie. Najbardziej podchodziły mi śniadania. Dobre wędliny (kiepskie tez można spotkać), świetny jogurt, bardzo dobre konfitury. Dobry twaróg, gorzej z serami twardymi. Dania mięsne na ogół kiepskie z wyjątkiem paru dań wspomnianych przez Gospodarza i innych. Ale były i świetne dania mięsne, gdy kucharz umiał je przyrządzic. Pamiętam na przykład doskonałe ragout w Dreźnie za NRD.
Czego jednak nie potrafię strawić, to sałatka kartoflana na zimno jako dodatek do dania głównego. Szczególnie w wydaniu stołówki w DDR. Ale w DDR dla odmiany rzucałem się na desery lodowe i torty śmietanowe.
Austria to już zupelnie co innego.
Lubie kuchnie niemiecka ze wzgledu na te wspaniale sosy. Pamietam jak juz nie bedac dzierlatka a jeszcze bez zmarszczek podano mi „tamok” ziemniaczki, miesko zawiniete w kapuste typu golabki salatki i SOS. Wiem, ze to bylo bardzo niezdrowe ale co tu duzo nie nadziamac – pyszne.
Buziaki,
z kuchni pod wplywem byly pierogi, mieso, kapusta i grzyby 3 w jednym, potem juz tradycyjnie chlopskie zarcie i swieto morza:
https://picasaweb.google.com/slawek1412/NewAlbum2305111423?pli=1#
Misiu – przecież Ty Sławkowi rozpijesz tego Borysa. Nawet, jeżeli pierogi zrobiłeś pierwszorzędne, to Ci Sławek nie wybaczy.
Bardzo dobra była wędlina/ dośc grube podsuszane kiełbasa/ niemiecka przywieziona przez Pepegora na ostatni zjazd.
Zastanawiam się zawsze, gdy czytam o bułce bez skórki, czy rzeczywiście ta skórka a właściwie jej brak ma tak duże znaczenia dla smaku kotletów mielonych. Nie mam aż tak wyrafinowanego podniebienia, żeby móc to ocenić, więc dodaję bułkę ze skórką. Może były prowadzone jakieś badania porównawcze i rzeczywiście ma to znaczenie, ale nie bardzo mnie to przekonuje.
Barbaro,
sroki wybierają sobie bezpieczne miejsca na założenie gniazda. Szczerze mówiąc, choć są to bardzo ładne ptaki, to nie przepadam za nimi, dlatego że bardzo często niszczą jaja i pisklęta mniejszych gatunków ptaków, same przy tym nie mając naturalnych wrogów. U mnie jest ich bardzo dużo, ale jedno gniazdo w podbliżu i możliwość obserwowania jego budowy to sama przyjemność.
A jeśli chodzi o ptaki to ostatnio największą przyjemność sprawia mi mieszkająca w pobliżu kukułka, która kuka zawzięcie .
Wyczytałam, że myśliwi niemieccy polują na sójki, bo to ptak rozbójnik, a potem gotują z nich zupę, podobno przysmak. U nas sójki są pod ochroną, ale pewnie nawet gdyby nie były, zupy z nich by nie gotowano. Nie wem, czy ten zwyczaj nadal istnieje, bo pierwsze wydanie tego atlasu ptaków pochodzi z 1984 r.
ja od jakiegoś czasu (chyba nauczyła mnie tego pani opiekująca się moją mamą) do mielonych dodaję zamiast bułki kaszę kukurydzaną a obtaczam kotlety w otrębach owsianych .. dobre mielone są pyszne ..
niemiecka kuchnia też mi się źle kojarzy chyba przez te dziwne zupy i rozmemłane ziemniaki na obozach sportowych w NRD ..
Zgago a już się martwiłam o Ciebie .. dobrze, że jesteś … 🙂
Pyro Sławek tam rządzi .. nie bój nic …
Krystyno,
bułka bez skórki z tego prostego powodu, że ja jej nie mielę w maszynce do mięsa, tylko namoczoną dorzucam do mięsa i mieszając ręcznie rozdrabniam. Miąższ takiej bułki rozdrabnia się równomiernie, natomiast ze skórki pozostają większe kawałeczki, wyczuwalne w kotlecie. Bułka okrojona ze skórki bardzo szybko nasiąka wodą lub mlekiem i nie trzeba długo czekać, aż całkiem rozmięknie.
Walczyłam z roślinnością balkonową, w końcu zabrakło mi ziemi do skrzynek… Jeszcze ze 2 dni, a zakończę siewy i sadzenie, pozostanie plewienie, podlewanie i… zbiory 🙂
Weekend upłynął nam na krążeniu po licznych znajomych z dalszej okolicy (w promieniu 80 km) z ładunkiem ostatnich pomidorów. W rewanżu otrzymywaliśmy poczęstunek (ciasto, kawę, herbatę, wodę, kolację…) i prezenty w postaci butelek wina, sadzonek cukinii i patisona od zdesperowanych hodowców ze skrzynkami pełnymi roślinek 😉 Przed dyniami jakoś się wybroniliśmy, ale naszych też nie chcieli 🙄
Natomiast pomidory „idą” same i prawie zabrakło dla kolejnych chętnych. Renoma już ustalona, w przyszłości chyba zażądam drobnych opłat 😎
Pyro, Misiu juz sie wdrukowal w autobus, to raczej Boris mial wplyw na prosiaczka,
Jolinku, stanowczo nie!
tam rzadzi Morze i trzeba sie z tym pogodzic, albo dogadac 🙂
Dzięki Zgago za miłe słowa. Będziemy się jeszcze bardziej cieszyć gdy napiszesz o kulinarnych sukcesach osiągniętych dzięki tej lekturze.
A tak nawiasem mówiąc poczułem się znacznie starzej, gdy zauważyłem, że część przyjaciół blogowych, mimo licznych spotkań i wspólnych obiadów, co się łączyło z przejściem na „ty”, znów zwraca się do mnie „proszę pana”. Widać taki los starucha!
Bez prawdziwego „Bruderschaft”, ani rusz 🙂
Tonkuju aluzju poniał!
Byłam w sklepie po nasiona marchwi, a tam… szparagi badeńskie! Nabyłam 1,5 kg (takie opakowanie) za 9,60, a w domu przyglądam się bliżej i widzę: Kat. II 😯 To po ile by była Kat. I? 🙄 Były jeszcze jakieś luzem, ale się nie przyglądałam, skąd, bo na wygląd gorsze, a cena taka sama, ale za 1 kg 🙄 Nasiona marchewki też nabyłam – nantejską i Vigor 😉
wiadomo, swiezosc alpejska
http://media.quechoisir.org/zoom/_Quechoisir/REF7734_4-vigor.jpg
poza tym 🙂
Witam.
Przypomniało mi się.
Nauczyciel kazał Jasiowi napisać 100 razy:
„Nie będę mówił ty do nauczyciela.”
Na drugi dzień Jasio przyniósł zeszyt,
w którym to zdanie było napisane 200 razy.
– Dlaczego napisałeś 200 razy? Kazałem tylko 100…
– Żeby Ci zrobić przyjemność!
lubie Jasia
Nie gadamy tu o polityce, ale o wesołości możemy. No i Pyra jwest wesolutka, jak sczcygiełek, roześmiana, jak dynia (od ucha, do ucha) popiskująca z uciechy wielkiej. A gdzie źródło tej radości? Ano, w partii p. Premiera. Byli tam senatorowie RP i posłowie RP – niczym pozotywnym się nie wykazali ale i po pijaku złapać się też nie dali. Nie znaleźli się na listaćh kandydatów na kandydatów…wypadli. A jeden w drugiego to byli ideowcy wysokiej próby. Teraz się obrazili i rzucają legitymacją. Nie wybiorą i oni będą bezrobotni, a może nawet każą im za 1800 zeta pracować? Zgłupieli? Nie docenili? Zgroza i obraza ciężka.
Bierny, mierny, ale wierny.
Ano właśnie nie, Jurku. Wierny apanażom, nie ideom partii.
Polityka jest jak kobieta, tajemnicza, skryta i nigdy nie wiadomo co ugotuje na obiad.
Polecialem dokupic nieco owocow na przlot basi i zrobilem zdjecia, jakze by inaczej 🙂
https://picasaweb.google.com/Slawek.yyc/OwoceDlaBasi#slideshow/5609948159523083170
Miłe powitanie – ogródek ziołowy na parapecie i owoce w koszyku. A kto lata po tych hektarach z odkurzaczem, YYC?
Ja
Gospodarzu, 🙄 oczywiście, że będę sprawozdawać. 😆
Małgosiu, 😳 😉 😆
Wtrząchnęłam obiad dla 2 osób – chyba zadziałało świeże, weekendowe powietrze i nagle oczy mi się zaczęły zamykać – drzemka była stanowczo za długa, choć przyjemna. 😀
ciekawe czy sie otworzy?
http://flightaware.com/live/flight_track_bigmap.rvt?ident=ACA845-1305953286-airline-0031&airports=EDDF+CYYC&height=340&width=400&departuretime=1306153500&arrivaltime=
Omijaja Islandie 🙂
Sławku, uwielbiam Jasia. 😆 A swoją drogą, to podziwiam Borisa, że jeszcze od Ciebie nie uciekł. Najpierw wieszasz go na tarczy strzelniczej, potem na jakimś kostropatym murku, czyżby Borisek (też lubię zdrobnienia) był masochistą ? 😯
A czy ten koralowiec pumeksowy miał kłopoty trawienne, żeście go poili Pastisem? 😉
Zgago, prawie zgadlas, to mysmy wieli klopoty, zeby go oderwac od kotwicy i trzeba bylo goscia napoic czyms, co pod reka,
Boris jest twardziel, jak nie spi
Sławku, 😆 😆 Drapnij za mnie (ale delikatnie!) Borisa za uszkiem. 😀
Krystyno, dzięki za podpowiedź w sprawie „budujących się” srok. Poczytałam i ja trochę w necie o tych ptaszyskach i wszystko się zgadza, gniazdo na wysokim świerku nie jest niczym dziwnym. Niepokoić się mogę jedynie tym, że te moje sroki jakoś późno zaczęły, choć może to ja późno je spostrzegłam. Pani sroka już bardziej obecna, ale praca przy gnieździe trwa dalej, z patyków będzie daszek, jak to się wszystko utrzyma nie mam pojęcia, ale piszą, że ta konstrukcja wiele zniesie 🙂
Kiedyś sroki mi się podobały. Kiedy Synuś był jeszcze chłopięciem, mówiliśmy w domu wierszyk (Synuś – Staś) :
„Siedziała sroczka na daszku;
-Narysuj mnie, mój Staszku.
– Kredka mi się złamała…
– Narysuj mnie ołowkiem. Jestem czarno – biała”
Teraz, na osiedlu gdzie mieszkam srok jest zatrzęsienie – za to prawie nie ma wróbli, kowalików, mazurków, nie widuję jaskółek – tylko sroki i gołębie (też mniej) i rybitwy znad Malty.
Przestałam lubić sroki.
Pyro, tutaj podobnie, niestety. Jaskółki widuję, ale co rok mniej. Swego czasu uwiły gniazdko nad naszym kuchennym oknem. Byliśmy zachwyceni, później trochę mniej. Przylatywały z wiosną do tego samego gniazda jeszcze dwukrotnie, choć ząb czasu je coraz bardziej nadgryzał, aż kolejnej zimy nie przetrzymało, rozpadło się. Na wiosnę były bardzo zdziwione, ale nie podjęły próby odbudowania i całe szczęście, trochę to uciążliwe sąsiedztwo, choć urocze!
U nas w ogrodzie wróbli jest pełno, rano zawsze hałasują 🙂 . Są też gołębie, bywają szpaki. A zawsze w maju pięknie śpiewają pokrzewki. Mają gniazda w jaśminowcu. Są bardzo sprytne, kiedyś jeden z nich kładł się na ziemi i trzepotał skrzydłami. Tylko po to, żebyśmy nie podeszli zbyt blisko krzaka z gniazdkiem i młodymi. Nigdy też nie lecą bezpośrednio do gniazda, tylko siadają na gałęziach innych drzew i krzaków i tak powoli przybliżaja się do jaśminowca. Tu możecie posłuchać ich śpiewu:
http://ptakolub.gsi.pl/sylviidae/pokrzewki.htm#pk
Witam ponownie.
Gospodarzu – posłusznie melduję że nagroda wraz z dedykacją dotarła. Raz jeszcze dziękuję 🙂 .
Po przejrzeniu książki dołączam się do pochwał Zgagi. Mnie szczególnie zachwyciły desery owocowe (na czasie) i winne propozycje do dania głównego.
Wczoraj była mowa o przereklamowanych knajpach. Ostatnio też na taką trafiłam. Mam na myśli restaurację „Pod bażantami” w Prądniku Korzkiewskim, kilkanaście kilometrów od Krakowa. Pojechaliśmy tam na rodzinny obiad i wróciliśmy z mieszanymi uczuciami. Mój krem szparagowy był bez zarzutu, za to brat załapał się na letni barszczyk. Chyba kucharz pomylił barszczyk zabielany z ziemniakami z barszczem zimnym (również w karcie). Sandacz z rusztu z ziemniaczkami i sosem tatarskim był w porządku, ale kelner dopiero po kwadransie od podania dania przypomniał sobie o sosie…
Mama trafiła na pyszną kaczkę , ale jabłka do kaczki były zimne… Filet wołowy na grzance może i był wołowy ale z mielony.
I tak można mnożyć. Niby drobiazgi, ale skutecznie zniechęcają do kolejnej wizyty w lokalu.
😳 Errata: z mielonego mięsa. Jak się człowiek spieszy…
No to mam takie skladniki na chlodnik (zdjecie). Moze jakies uwagi czego brakuje? Szynki nie mam i zadnych mies wiec warzywny bedzie. Cos dodac jeszcze? Za 2.5 godziny lece na lotnisko wiec mam jeszcze troszke czasu na zrobienie chlodnika. Z gory dzieki za uwagi… 🙂
https://picasaweb.google.com/Slawek.yyc/Chlodnik#slideshow/5609984053460356194
Sandacza bardzo lubie ale dawno nie jadlem 🙂
A samolocik juz jest u nas 🙂
http://flightaware.com/live/flight_track_bigmap.rvt?ident=ACA845-1305953286-airline-0031&airports=EDDF+CYYC&height=340&width=400&departuretime=1306153500&arrivaltime=
W pracy bazancica, ktora podkarmialem przez tydzien sie zebrala i sobie poszla (poleciala). Wroble za to rozgardiasz robia niesamowity. Wiewiora podjada im zarcie i czasem sikorka i kowalik przyleca. Z innych to czasem cos ale sie nie znam.
YYC – rozumiem, że teraz we wrześniu przylatujecie obydwoje do Polski?
Tak
YYC, szkoda, że Cię nie było dzisiaj w Trzebieży. Sandacz u pani Krysi (Zosia wędzi, Krysia ma smażalnię) – pyszny był nadzwyczaj!
Kupiłam mnóstwo roślin i teraz będę je zjadać. Zaczęłam od pęczka szparagów ugotowanych z połówką niedużego kalafiorka. Nie pokłóciły się. Bułeczkę na maśle oba lubią. Teraz jestem bliska WIELKIEGO BUM. Ale wytrwam, bo mam jeszcze drugi pęczek i drugą połówkę kalafiora, ananasa, arbuza kawał, winogrona, po małej trumience malin, jeżyn i borówek, tudzież papryki różnokolorowe. Niewykluczone, że zostanę w końcu królikiem. Aha, i szczypiorek, i rzodkiewki. Też mam i nie zawaham się ich użyć.
Sławku, pastis przypomniał mi absynt (te nazwy przeważnie mi się mylą) u Eugeniusza Sue – pozdrów kolegę Boryska ode mnie, proszę! Macham Wam rąsią znad pinota nuara.
Po rozmaite zielone i nie tylko idę jutro. Kalafiorka chyba nie kupię, bo Młodszej nagle w ub.r. kalafiorki obrzydły (?) Zjada tylko surówkę kalafiorową, którą i ja bardzo lubię. Jutro będzie pseudo indonezyska potrawa z polędwiczki, warzyw, brunatnego ryżu masy przypraw i mleczka kokosewego. . Szybko się smaży i wygodny misz-masz w jedzeniu. Pojutrze kolejny dzień szparagowy. Sąsiadka poczęstowała mnie dzisiaj szparagami w cieście naleśnikowym, smażonymi w głębokim tłuszczu. Nie był to najlepszy pomysł świata. Pomyślałam jednak, że gdyby te szparagi były w 4-5 cm kawałkach, a ciasto z ostrymi, egzotycznymi przyprawami, mogłoby to być ciekawą przystawką po odsączeniu na bibule.
Nisiu, co sie odwlecze to nie uciecze. jakbysmy jechali do Swinoujscia to wezme od Ciebie namiary na te smazalnie i po drodze sie zajedzie na sandacza. Dobra ryba nie jest zla a sandacz w bardzo wysokiej polce miedzy rybami plywa. Lososia lubie surowego, wedzonego i takiego skropionego na noc sokiem z limonki. Sandacz i halibut to poezja z patelni na maselku. Wegorz wedzony jak dobry to wspanialy i do schlodzonej wodeczki niezastapiony. Karp swiateczny czy po zydowsku. Tunczyk sushi. To chyba wszystko 🙂
O, i mnie Pyra przypomniala. Tunczyk na surowo po polinezyjsku, zeby tak powiedziec (na polinezji sie nauczylem) czyli z sokiem z limonki i mleczkiem kokosowym. Absolutna pycha. Prosty w zrobieniu wiec jesli ktos ma ochote to polecam goraco 🙂
Nisiu – sandacz jest moja ulubiona ryba, czy to z wody czy smazony. Za tydzien juz bede zajadal. YYC – masz buraki w sloiku, a do chlodnika to dobrze chyba miec tez liscie buraka; moze tez szczypiorek (chives) zamiast zielonej cebulki? Pisze jako teoretyk, bo chlodniki zawsze robila zona, a ostatnio syn. Tym razem syn ugrillowal pyszne zeberka wolowe.
Slyszalem, ze na przylot Basi maja dzis byc fajerwerki w calej Kanadzie.
Ależ się Nisia obkupiła, pyszności 🙂
Gospodarzu, książka jest w stałym wertowaniu, mogę się nawet pochwalić, że zainspirowana przepisem na hummus zakupiłam cieciorkę, wyszperałam w sklepie pastę sezamową i zgodnie z instrukcją hummus wykonałam 🙂 Bardzo pyszny i łatwy do zrobienia przysmak. Jadłam z chrupkim pieczywem, posypane zieloną kolendrą. Co zostało, zapakowałam do słoiczka na kolejne łasuchowanie 🙂
Ponoc maja byc. U nas niestety leje jak z cebra wiec beda na mokro 🙂
Szczypiorek wiem tylko, ze nie mam. Liscie to beda jak zrobie od podstaw czyli jak kupie mlode buraki. Tutaj ktos podawal, ze na soku z burakow(chyba, ze zle zrozumialem i z yogurtem) wiec probuje.
Juz dolatuje do Saskatchewan, godzina 41 minut do celu 🙂
Same smakolyki dzisiaj. Hummus tez bardzo lubie. W pracy kolezanka Syryjka czasem zrobi. Pucha 🙂
Glodny sie zrobilem a teraz juz czekam na Basie. Wyglodze sie….
Jaki piękny dziś wieczór… Przeszłam się na dworzec odprowadzić gościa, noc jeszcze nie ciemna, na zachodzie resztki poświaty, góry białe na granatowym tle, świerszcze koncertują na całego, rozradowani turyści spacerują i przesiadują w knajpkach na świeżym powietrzu… Latem tak nie bywa jak teraz, cudny jest ten maj.
Na kolację były te badeńskie szparagi z winegretem z jajkami na prawie miękko (opisywałam kiedyś), młode ziemniaki ugotowane w mundurkach, pokrajane na ćwiartki i podsmażone na oliwie, sałata, na deser truskawki z ogrodu z bitą śmietaną i bezą z Gruyeres. Do picia Wachauer Riesling Federspiel z Austrii.
YYC – ja właśnie robię taki uproszczony chłodnik z soku buraczanego (z kartonika) wymieszanego z jogurtem naturalnym, dodaję tylko ogórek drobno pokrojony, szczypiorek taki jak na Twoim obrazku (bo rośnie w doniczce) i dużo koperku, jajko na twardo. Cytryny nie dodaję, ale to kwestia smaku. Czasem ząbek czosnku wyciskam i już.
Dziś nad głową krążył mi pokrzykując, a właściwie kwiląc młody orzeł w towarzystwie mamusi lub tatusia. Pewnie stary pokazywał mu naszą okolicę, na wszelki wypadek sprawdziłam, gdzie są moje koty 🙄
Nemo, masz rację, jest cudnie. Pomału przekwitają bzy i kasztanowce, ale za to akacje obsypały się kwiatami. Pachnie oszałamiająco, a w kolejce czekają lipy 😀
Chyba wszystko gotowe. Chalupa posprzatana, jedzonko jest, owocow kosz caly a na oknie ziolono od bazyli i tym podobnych. Chlodnik w lodowce i inne pysznosci. Grand Marnierek na stole. Kwiatow bukiet wiosenny w samochodzie. Chyba wszystko 🙂
Jadąc przez Litwę mijaliśmy szeregi jezior lub stawów z charakterystycznymi silosami dozującymi karmę dla ryb. Osobisty przypomniał mi sandacze kupowane u nas w sklepie, z informacją: Kraj pochodzenia: Litwa, Holandia…
YYC – moze jeszcze szampan by sie przydal?
Nie jestem zazdrośnik, ale zazdroszczę Nemo truskawek z ogrodu. U nas jeszcze daleko. Mam w koszu na balkonie 4 krzaczki poziomek – coś mizerne i liście dolne im obsychają – mają po 1 kwiatku na razie.
Pyro,
te truskawki to na dodatek m.in. senga sengana – aromatyczne i słodkie, czerwone z wierzchu i w środku, pycha 🙂 Poziomek też już jest sporo, dużych i słodkich.
Ogonku,
proroctw jakichś oczekujesz? Co będzie?! OK, jutro będzie wtorek 😎 I reszta szparagów 😉
Jak nie ma paganini to trzeba brać zucchini 😉
YYC, jak Ty ładnie czekasz!
A namiary na sandacza dam Ci w Świnoujściu. Trzebież nie po drodze – po drugiej stronie Zalewu. Koniecznie się przypomnij, bo w tzw. kurortach są miliony kiepskich i bardzo kiepskich smażalni, dobrze wiedzieć, gdzie iść.
Ok lece na lotnisko… Szampana nie mam ale inne innosci sa.. 🙂
Nisiu sie zglosze na blogu na wypadek pojedziemy do Swinoujscia po miejsce na sandacza. Barbaro dzieki chyba dokladnie zroilem jak podawalas….. lece…
Do jutra.
Basia juz jest, hura…ha,ha..do jutra 🙂
Witam
Przemiło mi było słuchać Pana i zobaczyć Państwa na owych warsztatach kulinarnych.
Serdeczniepozdrawiam
Dorota