Podziękowanie
Dziękuję wszystkim za wczorajsze życzenia. Poczułem się zdrowszy (choć nie narzekałem na brak zdrowia), bogatszy (mimo, że nie utyskiwałem na niedostatek), weselszy (choć uważam, iż życie często przynosi wiele radości) i pożyteczny, bo czasem udaje mi się sprawić radość innym.
Wczoraj otrzymałem mnóstwo dobrych życzeń ( w tym wiele poza blogiem czyli mailem lub przy pomocy telefonu) i czuję się dzięki temu szczęśliwszy.
Dziś ruszam na wieś gdzie będę pracował i przy komputerze, i w drewutni, i … co oczywiste w kuchni.
W następnym tygodniu po powrocie do Warszawy zaczynamy promocję książki i oczekujemy na zakończenie zmagań z maturą najmłodszego pokolenia. Została do pokonania jeszcze prezentacja na temat roli konwencji w literaturze i rozszerzony hiszpański. A potem czekanie na wynik i przyjęcie na studia.
W czerwcu (dokładniej 3 czerwca) blogowiczów z okolic nadnarwiańskich zapraszamy do Pułtuska gdzie będziemy jurorami w konkursach kulinarnych (dla zawodowców i amatorów) oraz będziemy podpisywać nową książkę.
Nie będę dziś dłużej się rozpisywał co chyba jest zrozumiałe. Mogę tylko dodać, że obiad rodzinny był udany. Głównie ze względu na młodych gości, którym – na szczęście – wszystko smakowało. A wszystko to: krewetki piri-piri, sałata nicejska, łosoś z chrzanem, zupa-krem szparagowy i kaczka luzowana słodko ostra. Na deser tort orzechowy.
Toasty – oczywiście dorośli – wnoszone były tym co na zdjęciu.
Do zobaczenia w poniedziałek.
Komentarze
Dzień dobry.
Nikt nie wątpił, że obiad świąteczny będzie nader udany, smaczny, pełem dobrych życzeń. Z lekka zazdraszczam tej kaczusi (bez krewetek da się żyć, a tort jakkolwiek smakowity idzie w biodra).
Jak to mówi Alicja , ja mam dzisiaj dzień nie jedzony, a raczej niegotowany – Młodszą na kursie dla egzaminatorów karmi MEN, a ja ugotuję jakieś jajka z młodą zieleniną położę na talerzu i potraktuję sosem na bazie majonezu, chrzanu i śmietany. Finis. Mogłabym tak przeżyć trzy najbliższe dni, bo Młoda poprawia od 8.00 do 20.00, ale jutro mam osóbkę o dobrym apetycie na obiedzie (będą filety z mintaja pieczone ze szparagami i czarnymi oliwkami) a tak czy owak na niedzielę mi ciasto potrzebnr bo nawiedza mnie Wnuczka z rodziną. Upiekę Barbary placek rabarbarowy.
No cóż nie da się być wszędzie i ze wszystkimi 🙁
Gospodarzu- z przyjemnością wpadlibyśmy do Pułtuska 3 czerwca,
ale od 3 do 5 tegoż czerwca jesteśmy na Mazurach,gdzie będziemy
świętować imieniny zaprzyjaźnionego Leszka i podziwiać jego nowo wybudowaną chatę.Wędkarze oczywiście pomoczą swoje wędki 😉
Krystyno-też bardzo żałuję,że jedziemy do Trójmiasta na tak krótko i że nie zdołamy się spotkać 🙁 Planuję jakiś letni,plotkarsko-rodzinny wypad w tamte strony i wtedy na pewno się odezwę.Wesele tym razem z wielką pompą w sopockim ?Grandzie?.Oj,będzie chyba,co opowiadać !
A młode ścisłe umysły(architekta i informatyk),jak widać ignorują przesądy o majowych ślubach.I bardzo dobrze,bo maj,to przecież piękny miesiąc na wszelakie przyjemności i uroczystości 🙂
Czekamy niecierpliwie na Twoją relację ze Lwowa.
Pyra, ciasto Barbary jest bardzo dobre. Malzonek sie zajada, ja troche mniej, bo jak piszesz wchodzi w biodra. Aktualnie jest na polmisku ale do wieczora pewnie zostanie zjedzone.
Elap – ja mam wielkie zaufanie do tego, co polecają Blogowicze z Piotrem na czele – to są wszystko przepisy sprawdzone, niezawodne, a pomataczyć zawsze można.
Rabarbarowe ciasto Barbary na pierwszym miejscu tegorocznej,letniej listy przebojów 😀
Proste,szybkie i smaczne !
Czy Wy je czymś posypujecie z wierzchu, czy na stół idzie jak się urodziło?
Upalne dzień dobry 🙂
Bardzo się cieszę, że to moje ciasto rabarbarowe „chwyciło”. Tak prawdę mówiąc powinno się nazywać ciasto pani Jadwigi, bo to od Niej, lata temu, przepis dostałam 🙂 Rzeczywiście jest niezawodne, udaje się nawet początkującym gospodyniom. A wierzch można ozdobić dowolnie, czasem płatki migdałowe, czasem ziarenka sezamu, a zimową porą niekiedy polewam lukrem z cukru pudru i soku cytrynowego. Ale można i bez niczego, bo smaczna jest ta zapieczona lekko chrupiąca skórka, mniam 🙂 Można też zamiast rabarbaru wpakować jabłka, a i inne owoce, aby tylko nie takie ociekające sokiem. A że w biodra wchodzi, a co nam nie wchodzi 🙂
taka miła inspiracja – spotkanie blogowe można zrobić np. przy herbatce, a zamiast wchodzącego w biodra ciasta, „upichcić” taki oto kapelusz http://mojesiedlisko.blog.onet.pl/
Ależ świetny pomysł. Ja chcę wziąć udział – co prawda w szafie ocalały tylko 2 stare kapelusze, ale i z nich można powydziwiać czary-mary.
To zróbmy kapeluszowe party na V Zjeździe !
Daje platki migdalowe na wierzch. Probowalam ziarenkami sezamu ale wole migdaly. Ja nie mam glowy do noszenia kapelusza.
Elap – to tylko na imprezę, nie do noszenia. I zawsze można wykombinować coś, w czym się nie wygląda, jak ziemniak na nóżkach (Pyra aktualnie)
…albo takie kolorowe motyle, co przysiadły na zamotanej woalce 😀
Modystka z mojego miasta 🙂
http://ododatku.blogspot.com/2011/02/zostan-modystka.html
Co roku organizuje pokaz swoich kapeluszy
Asiu 😀
Świętowaliśmy wczoraj w Tawernie Sopockiej. W trójke wzięliśmy krem z pomidorów. Zdania były podzielone. Wszyscy stwierdziliśmy, że zupa jest dobra, ale Ukochana podejrzewała, że ma coś wspólnego z Knorrem. Miksowane pomidory, być może z puszki albo nie, na pewno nie były z torebki, ale zamiast przypraw różnych mógł być sos neapolitański Knorra, który jest nam znany z turystyki. Nie wykluczam, że mogła być tylko zbieżność przypraw. Na pewno wyczuwało się i dobre składniki w tej zupie. Podejrzewam, że kombinowanie własnej inwencji z torebkami nie ma sensu i wątpliwe, żeby mogło się opłacać.
Na drugie Ukochana zamówiła pieczonego łososia, córeńka halibuta, a ja ozór wołowy w sosie chrzanowym i ruskie pierogi. Ryby podobno były przyzwoite ale bez szczególnego błysku.
Ozór okazal się w sosie chrzanowo musztardowym. Musztardy była w sosie odrobinka i to mnie osobiście odpowiada, gdyż lubię musztardę chrzanową, która jest u nas bardzo trudna do dostania, przynajmniej ta firm najbardziej renomowanych. A tutaj wyszło coś w tym rodzaju tylko zw odwróconych proporcjach. Sam ozór miał bardzo dobry smak wołowy przesiąknięty wywarem. Niewątpliwie był gotowany w małej ilości płynu i to ozór przesiąkł smakiem wywaru a nie oddał swój smak wywarowi, jak nieraz bywa tu i ówdzie.
Pierogi ruskie bardzo dobre. Nadzienie dobrze doprawione, lekko ostrawe, ciasto dobrze elastyczne a nie kluchowate. Śmietana gęsta i kwaśna.
Ze zjedzeniem pierogów miałem już pewien kłopot. Spodziewałem się mniejszego ozora i mniejszej porcji zupy.
Stolik stał w części zewnętrznej osłoniętej daszkiem z poliwęglanu i lekkimi osłonami bocznymi. Bardzo przyjemnie z widokiem na położoną piętro wyżej fasadą restauracji o pociągającej nazwie Zła Kobieta.
Po powrocie do domu obejrzeliśmy film Coco Chanel z Amelią w roli tytułowej. Coco jako modystka i krawcowa też zaczynała od kapeluszy. Kapelusze dla znajomych robiła zanim zaczęła się tym parać zawodowo. Powodzenie zachęciło ją do otwarcia salonu. Film doprowadza jej losy do tego właśnie momentu, dalej jest tylko parę migawek.
Dzien dobry,
Ewo – a propos Twojej inwazyjnej miety – moge podac doskonaly, prosty przepis na sos mietowy do mies, ktory jest znakomita baza do hinduskich, orzezwiajacych dipow.
http://palcelizac.gazeta.pl/palcelizac/1,110783,9611863,Kulinarne_zagadki_El_Bulli.html
http://bezkapeluszanirusz.blogspot.com/
Poniewaz moje podziekowania byly wczoraj prawie ostatnim wpisem dnia i wiec dla pewnosci dzisiaj jeszcze raz dziekuje blogowiczom za mile slowa i zyczenia.
Wracajac do tematu fig, to przypomnialo mi sie, ze mus figowy lub suszone figi podaje sie tez tradycyjnie do fois gras.
Jak kapelusze,to oczywiście Ascot :
http://fakty.interia.pl/galerie/styl-zycia/kapelusze-z-ascot/zdjecie/duze,1050302,1,274
Witam!
Mnie się podobają kapelusze pokazane w sznureczku Barbary 🙂
Pomysł wesoły, tylko jak ja mam się targać przez Ocean z pudłem na kapelusze?
Pyra, pożycz jeden z tych dwóch 😉
Jolly,
rzuć tym miętowym przepisem, ja też jestem zainteresowana.
p.s.Jutro koniec świata – robimy jakąś imprezę?
Alicja – kapelusz dostaniesz tylko on do zwrotu, bo roboty cioci Zosi , młodszej siostry Janeczki (takiej kieszonkowej Wenus – 143 cm wzrostu, piękne, „arabskie oczy, kruczoczarna po Babci) miała kiedyś zakład, a w nim w ramce wisiało świadectwo mistrzowskie zawód nie nazywał się „modystka” tylko „marszantka”
Barbaro,
w jakiej blaszce pieczesz to ciasto rabarbarowe/ chodzi o rozmiary/ ? Mam wrażenie, że raczej nie jest go zbyt dużo. A skoro tak, to jeśli będę piekła w małej tortownicy, wyrośnie dość wysokie, a jeśli w szerokiej blaszce, to może być zbyt niskie. A decyzja o upieczeniu już zapadła i rabarbar jest juz kupiony. Wprawdzie myślałam o kruchym cieście, ale ale tylko przez chwilę…
Poproszę o przepis 🙂
Alicjo-ja zawsze i chętnie 😀
Mogę nawet od razu poszukać jakiegoś kapelusza i schłodzić stosowną butelkę szampana.
Co ja mówię ? Jaką butelkę ?
Z powodu końca świata,to trzeba by co najmniej jakiś kontener 😉
Piekę w średniej tortownicy i niczym nie posypuję. Skórka chrupie aż miło 😀
Nie mam kapelusza 🙁
Krystyno – to ciasto wychodzi bardzo dobrze w prodiżu. Jest go może nie tak dużo, ale potrafi urosnąć. Różnie, piekłam także w dwoch keksówkach o wymiarach szer.8/dł.22/w.7. W tortownicy nie próbowałam, moja ma średnicę 20 cm., uważam, że zbyt mała.Bardzo ważne jest żeby dobrze wysmarować formę i wysypać bułeczką, ewent. wyłożyć spód papierem do pieczenia, bo ciasto lubi się przylepić do blachy, trudno wtedy wyjąć.
Marzeno – chcesz przepis na ciasto, czy na sos miętowy?
„Jak po kapelusze, to tylko do Wiednia”, tak zeznawala moja mamcia no i darlam do domku z takim czerwonym na lato. Kapelusze lubie a najukochanszy byl typu panama zakupiony w Warszawie (zarabialam malo) a on durny kosztowal 350 zl a to byl majatek. Wszystko sie zrobi dla urody, Pyra to wie.
U mnie na obiad bedzie cos banalnego: kurczak smazony, a potem duszony z cebulka z dodatkiem masla + ubite ziemniaczki i jakas surowka. Jeszcze kilka lat temu ja jedyna sie tym faszerowalam a teraz podlaczyly sie moje dzieciaki z Kociastym, i musze nagotowac dla armii z wynosem do domku a o sobie nie zapomniec TYZ.
Przepraszam, krewetek dzisiaj nie podaje.
Buziaki,
Wycieczka do Lwowa bardzo udana, chociaż sama podróż bardzo uciążliwa, bo autokarem jedzie się dość wolno. Ale majowa przyroda rekompensowała dłużącą się drogę. Po drodze zaliczyliśmy też Przemyśl. Nie miałam pojęcia, że to takie piękne miasto.
Lwów jest bardzo łądnym miastem . W centrum dominuje zabudowa z przełomu XIX i XX wieku, dość dobrze utrzymana, chociaż wiele miejsc wymaga remontów a zaułki nie zawsze zachęcały do zaglądania. Mnóstwo zieleni, zwłaszcza starych drzew. Mieszkaliśmy w hotelu tuż przy parku.
Pobyt we Lwowie był krótki i wystarczył tylko na pobieżne poznanie miasta, ale były licze okazje , aby przyjrzeć się ludziom i życiu miejskiemu. Sklepów spożywczych nie ma zbyt wielu/ ale w takiej np.Gdyni jest podobnie/ . Są jednak bardzo małe i dość przeciętnie zaopatrzone. Z ciekawostek zauważyłam suszone ryby kilku gatunków. Nie widziałam/ choć szukałam/ typowego sklepu mięsnego albo warzywniaka, nie mówiąc o delikatesach. Mało czasu i brak rozeznania nie pozwolił na kulinarne atrakcje. Śniadania jedliśmy w hotelu, a pozostałe posiłki, gdzie kto chciał. My/ moja serdeczna koleżanka i ja/ trafiłyśmy na samoobsługowy lokal w pobliżu uniwersytetu z bardzo szerokim wyborem dań – od zup, poprzez dania z kurczaka i wieprzowiny, różne pierogi, sałatki, naleśniki itd.itd. Na dole była cukiernia. Bardzo czysto , duże drewniane stoły i krzesła. Idealny lokal dla turystów. Ceny niskie. I tylko tam jadłysmy, bo zawsze było nam po drodze. Podobało mi się, że przy wejściu w przesionku zainstalowane były umywalki do umycia rąk przed lub po jedzeniu bez konieczności udania się do toalety. Bardzo wygodne rozwiązanie. Bar nazywa się Puzata chata, ale ponieważ w grażdance u pisze się jak y ,więc dla nas była to Pyzata chata. Trochę bez sensu, ale zabawnie.
cdn.
Byłam z piesem i się zgrzałam, a przedtem pogadałam z Żabą. Z Żabą można pogadać kiedy czeka w myjni, u mechanika, u stolarza itp – ma dziurę w zajęciach i wtedy gaworzy. Kilkanaście minut mi tłumaczyła dlaczego komunikat o kradzieży „czempiona – araba” wywołuje salwy śmiechu wśród hodowców. Dokładnie Wam tego nie wytłumqaczę, bo bym pewnie naplotła tyle samo bzdur, co ta dziennikarka opisująca, a może nawet jak ta pienienka, której konia rąbnięto. Tyle tylko , że za 100 tys zet nie może chodzić arab dopuszczony do wysokiego sportu, koń mało przypominał araba, a już „cecha szczególna – brązowe plamki” jest u co drugiego konia siwego i to się nawet nazywa, jak kasza – hreczka – koń posypany kaszą. Nagrody to on brał w wyścigach amatorskich na niemieckiej prowincji. Zasada rynku jest w tej chwili taka, że koń do rekreacji kosztuje kilkka ty. zł; koń do sportu zaczyna się od 46 tys euro, a dobre araby sięgają milionów, a najmarniej kilkuset tysięcy.Żaba mówi, że panienka powinna powiedzieć, że skradziono jej konia, bo Tatuś nie zapłacił kontrahentowi.
Jolly,
Dawaj ten przepis. Nie zmarnuje się 🙂
Barbaro, Haneczko,
dziekuję za podpowiedzi. Obmierzę blaszki i coś odpowiedniego wybiorę.
Ponieważ Ewa będzie we Lwowie latem, na pewno zrobi trochę zdjęć i fachowo je zamieści. Tymczasem oejrzałam sobie kolejny raz zdjęcia starego Lwowa zamieszczone przez Asię. Wszystko, co sie zachowało, wyglada tak samo. Ubyło sporo pomników. ale niektóre zostały przeniesione do Polski, np. pomniak króla Jana III Sobieskiego do Gdańska. Ale wiem, gdzie dokładnie stał.
Bardzo duże wrażenie zrobił na mnie Cmentarz Łyczakowski, nawet nie ze względu na pochowane tam znakomitości, ale z powodu swojej urody. Piękna architektura cmentarna, mnóstwo starych wielkich drzew, krzewów , bluszczu, śpiewające ptaki. Tyle że akurat wtedy padał deszcz. Obok położony jest Cmentarz Orląt Lwowskich przywrócony do dawnego wyglądu. Przewodnicy – Ukraińcy życzliwi i przyjaźnie do nas nastawieni.
Po tych wizytach na cmentarzach udaliśmy się do Browaru Lwowskiego, a właściwie do części muzealnej. Była też degustacja, choć wszyscy mieliby raczej ochotę na coś ciepłego. Browar liczy sobie 350 lat, a produkowane piwo jest niezłe. Przywiozłam kilka butelek piwa mężowi i uznał, że jest całkiem dobre.
Lwów reklamuje się jako centrum słodyczy, choć/ może z braku czasu/niespecjalnie to widać. W każdym razie przywiozłam tamtejszą czekoladę, ale jeszcze nie degustowałam jej.
Z ciekawością obserwowałam mieszkańców Lwowa. W samym centrum miasta na Bulwarze Wolności starsi panowie na ławeczkach grają w szachy i inne gry, albo tylko rozmawiają. A w niedzielę trudno tamtędy przejść,bo prawie cały deptak zajmują grupy starszych osób ostro dyskutujących. Myślałam początkowo, że coś się stało albo że to jakaś demonstracja, ale to podobno taki obyczaj.
Miałam też okazję zobaczyć licznych młodożeńców. Modne jest fotografowanie się po ślubie w towarzystwie młodych mężczyzn wystylizowanych na dawnych batiarów. Widać też dość często ukraińskie stroje ludowe lub tylko ich elementy.
Pyro, sieć mi przysłała wiadomość, że próbowałaś się dodzwonić. Twoja komórka i domowy są wyłączone.
Dzień dobry!
na dworze gorąco i znowu susza, robota w ogrodzie ciągle jeszcze nie zakończona, na zasadzenie czekają selery i pory i marchew na zasianie. Od kilku dni jemy własne poziomki i truskawki, jest piękny szpinak, sałata i rzodkiewki.
Konie arabskie tanieją z roku na rok, przeciętna cena na aukcji w Janowie w 2010 r. – 40 tys. euro. Rekordowe milionowe ceny zdarzają się coraz rzadziej 🙁
Dla zainteresowanych 🙂
Sos mietowy:
spory peczek miety
4 lyzki stolowe wrzatku
4 lyzki stolowe octu
1 lyzka stolowa cukru
szczypta soli
1. Liscie miety posypac sola i drobno posiekac lub potraktowac blenderem (ja tez siekam lodyzki).
2. Posiekana miete wsypac do miski, sloika itp, dodac cukier i zalac wrzatkiem, zamieszac i zostawic do wystygniecia.
3. Dodac ocet, zamieszac, sprobowac doprawic.
Przelac do sloiczka. W lodowce sos wytrzyma do miesiaca, mozna zawekowac.
Doskonaly do jagnieciny, mnie smakuje z kazdym miesem – pieczeniami albo na zimno.
Wymieszany z jogurtem naturalnym i szczypta kurkumy jest pyszny z curry albo salatami.
Aha, z powyzszej ilosci miety ‚wychodzi’ dosc maly sloik (okolo200ml)
Haneczko – komórkę mam zablokowaną od wczoraj nie wiem dlaczego = karta jest doładowana, a ja wiele nie dzwonię. Myślałam, że zadzwonię do Żaby – ale nie dało rady. Żaba zadzwoniła do mnie – i – po rozmowie, zablokował się stacjonarny. Znowu Młoda będzie wydziwiać, że jestem psuja. A ja ani paluszkiem… Myślałam, że oddzwonisz na domowy i mnie odblokujesz, a tu zero, null.
Pyro-jeśli Młoda będzie Ci wmawiać,żeś psuja,to zwal wszystko na zbliżający się koniec świata 😉
Nemo – właśnie mi zeżarło = od Żaby – w krajowych rejestrach koni szlachetnych jest wyłącznie potomstwo 300 klaczy (tzw etat) do ceny za pochodzenie, rasę, kondycję dolicza się też spodziewane lata prokreacji i dalszej hodowli. Koniki o niższych parametrach lub z wadami są sterylizowane i sprzedawane znacznie taniej na rynku krajowym. Konie z prywatnych hodowli jak dotąd nie trafiają do tych szlacheckich rejestrów – zbyt mało dbają o selekcję.
Bez związku z końcem kupiłam dzisiaj jedną ketmię, dwa heliotropy i skalniaki. Na targu dopadł mnie znajomy, ogródkowy fanatyk. Każde spotkanie z nim kończy się zakupami 😆
Pyro,
ceny za konie są takie, jakie nabywcy są gotowi zapłacić. Najwyżej cenione (w zeszłym roku jakaś klacz za pół miliona euro) są rzadkością i służą tym samym celom – produkcji potomstwa, które zwróci poniesione nakłady. Pamiętam, jak „za Gierka” szczycono się rekordowymi cenami za słynne klacze i ogiery, a teraz ich potomstwo robi konkurencję.
W Szwajcarii koń wierzchowy czystej krwi arabskiej kosztuje jakieś 8-10 tys. franków, a nawet mniej. Dużo drożej wychodzi potem jego utrzymanie.
Ma się na burzę.
Haneczko,
ja nabyłam jeden heliotrop, dwie niebieskie petunie wiszące, dwie kolorowe (Confetti) petunie drobnokwiatkowe, jednego „pantofelka” (Calceolaria), niebieskie lobelie i łososiowe niecierpki… Teraz to jeszcze pomieszać z moimi pelargoniami i ageratum i będzie gotowe. Ale nie mam na razie siły 🙁
Haneczka Hoduje Heliotropy.
To bardzo przyjemne kwiatki, też je zahoduję, jak mi wpadną w oko.
Kochani, gdzie jest ten placek z rabarbarem? Przepadam za rabarbarem i chętnie bym wypróbowała, ale nie wiem, gdzie szukać.
Nisiu – nie szukaj
1,5 szkl. cukru z 4 jajkami na biały kogel-mogel potem w to 1,5 szkl mąki i ew. zapach. Rabarbar z plasterki pokroc. Na dno formy nalać ciasta mało – żeby pokryło dno, na to połowę rabarbaru, znowu ciasto, znowu rabarbar i reszta ciasta. Wiech można posypać. Upiec. Zjeść
Pyruniu – dzięki.
Podoba mi się – mało pracochłonne…
podoba mi się ten sos miętowy od Jolly 🙂 Trochę mi tylko żal na to mojej mięty, w doniczce na balkonie – musiałabym zużyć całą na ten mały słoiczek. Ale jak tylko gdzie dopadnę jaki większy bukiecik, to wypróbuję przepis. Myślę, że z jogurtem, na zimno, najbardziej by mi smakowało 🙂
Basiu, wpadnij za jakiś czas. Będę miała miętę WSZĘDZIE.
Jak Wam sie podoba to jescze ponudze:
Raita – hinduski sos/ dip
250ml gestego jogurtu naturalnego
pol ogorka wezowego
garsc lisci miety
garsc kolendry (ja nie lubie tego zielska i zastepuje natka pietruszki lub koperkiem).
sol
mala zielona papryczka chilli (opcjonalnie)
Ogorek zetrzec na tarce o grubych oczkach i dokladnie odcisnac.
Jogurt, miete i ziola bezlitosnie potraktowac blenderem.
Wymieszac z ogorkiem, posolic. Schlodzic przed podaniem.
I jeszcze co by sie Ewie nie marnowalo :):
Mietowe kostki lodu:
Potrzebne beda:
Porzadne foremki do kostek (najlepsze silikonowe)
Mieta
Wrzatek
Zamrazarka
Do kazdej foremki kostkowej wlozyc dwa-trzy male listki miety.
Zalac wrzatkiem.
Poczekac az wystygna.
Wyjac listki lub nie ;), zamrozic.
Uzywac nie tylko z mojito 🙂 !
Nemo, w porównaniu z Tobą i Żabą jestem detalistką 😉
Od tego roku mięta tylko w donicy i nigdy inaczej!
Nisiu, szkoda, że nie jestem Hrabinią 🙄 brzmiałoby jeszcze piękniej 🙄
W ubieglym roku mialam doniczki z roznosciami, w tym tylko to co uzywam namietnie – piertuszka i bazylia, a reszte jak trzeba bedzie to sie dokupi.
Kochani, skaczecie z tematu na temat, a ja juz wiekowa…najpierw Lwow, potem kapelusze, konie a teraz mieta, to tylko Nemo da rady ja odpadam.
Buziaki,
Lena – czy łatwiej projektować skrzydła samolotu? Albo konstrukcje dźwigarów wysokościowych? Ty masz zupełnie opaczne pojęcie o trudnościach.
Ciasto rabarbarowe upieczone w tortownicy / średnica 27 cm/. Spróbowałam jeszcze ciepłe – trochę jakby za mało słodkie, ale zobaczę jakie będzie na zimno. Posypałam cukrem pudrem. Jest rzeczywiście bardzo proste w wykonaniu.
Nisiu, jesli będziesz je piekła, to ubij jajka z cukrem końcówkami miksera tak jak do bicia piany. Szybko i wygodnie.
Krystyno, dzięki za spacer po Lwowie. Szkoda bardzo, że na odnowienie pięknych, starych zabudowań ciągle brak pieniędzy, nie tylko we Lwowie zresztą.
Leno, nie zrażaj się tak szybko 🙂
Kiedyś zdarzyło mi się pomylić kolendrę z natką pietruszki. Oj, nie było to miłe, ale z czasem polubiłam ten dziwny nowy smak i wśród paru innych ziółek, kolendra ma swoje malutkie miejsce na balkonie 🙂 Ale miętowego ogródka zazdroszczę i tak, zabrałabym się za produkcję miętowych perfum (na lato) 🙂
Krystyno, wszystko co się da robię mikserem jako leniwa z natury sahiba o małych rączkach… Ostatecznie kupiłam sobie atomowy mikser! Dzięki za radę! Jak tylko nabędę rabarbar, zrobię ciasto na bank.
Jolly – wielkie dzięki!
Teraz muszę jeszcze wykombinować jak wmówić Witkowi że mięta (i wszystko co z nią w środku) jest jadalna . On chronicznie nie cierpi tego zapachu… Coż, do odważnych świat należy… 😉
Miętowe kostki lodu znam i stosuję od kilku lat.
Pyro – pomysł z nacieraniem się wywarem mięty interesujący, ale z wyżej wymienionych przyczyn ryzykowny…
Krystyno – dziękuję za lwowskie opowieści. We wrześniu postaram się o zdjęcia.
Pyro,
Skrzydlo samolotu jest duzo prostrze niz Pan/Pani Kon o ktorym wiem, ze ma leb z zebami (do liczenia lat) cztery nogi z racicami ? i podkowami ktore sluza do wieszania nad dzwiami ku przestrodze, ze tu sie szczesci. Do tego Pan/Pani Kon ma szyje, tulow i zad do klepania a na dodatek grzywe i ogon czesto uzywany na pedzle. Jak sie podchodzi ze szczotka by sobie poszczotkowac to robi „icha ha”, grzebie w ziemi, doprasza sie marchewki, a ja kicham z tego kurzu jak glupia. Wiem, ze u Starej Zaby mam przechlapane, i bardzo prosze o wybaczenie, ale tylko chcialam podzielic sie moim znastwem w dziedzinie koni.
Jezeli cos chcecie wiedziec o miecie czy czyms innym to bardzo prosze.
Buzaki,
o a Pyra nie wniosła toastu …
za kapelusze duże i małe …
Ja myślałam, że tylko okolicznościowe, a tu i codzienne? Burza nad Pyrą – jeszcze chyba dość daleko, ale już błyska i aniołki toczą kręgle. Lena rozbawiła mnie ogromnie. Slkrzydła na desce kreślarskiej proste i łatwe? Ma kobita „łeb jak sześcian” Nie piję dzisiaj – za kapelusze jak najbardziej, tylko właśnie zjadłam porcję lodów, szampana nie mam i co pod te lody? Wodę mineralną?
Co z toastem?! Bez toastu – wiadomo 🙄
No jak to : za kapelusze pijemy.
Toast w sam raz dla Placka, a tu Placka wymiotło gdzieś.
Ewa,
wmów Witkowi, że po mięcie facet nie wymięka i w dodatku przepięknie pachnie, afrodyzjak dla kobiet, ta mięta 😉
Nisiu,
kąbinujem dzisiaj vinegret grapefruitowy, sprawę zdam.
Sosy skopiuję i wciagnę do /Przepisów. Coś mi ostatnio na wszystko brakuje czasu 🙄
Rozbójnik czipmank wlazł mi dzisiaj do donicy z palmą (tą samą, co to sama nasiono przywiozłam z Cape Caneveral w ’86 roku itede) i nawygrzebywał mi z niej ziemi, że ho-ho. Nie wiem, czego tam szukał, co roku tę palmę wystawiam na patio, jak go dopadnę, to mu nogi z tego tam…powrywam 👿
A, i mam problem. Bo będąc Za Rogiem w celach zakupowych zaszalałam i wydałam całe 5$ + 1$ na dodatkową, na lotto, dzisiejsze. No i się martwię – jak dzisiaj wygram owe 36 melonów (na mniej bym się nie łasiła), to czy ja zdążę to wydać przed jutrzejszym końcem świata?! 🙄
p.s.
U was koniec świata wcześniej, łaskawie zdajcie mi sprawę, jak to było, ja dołączę za 6 godzin, ale warto wiedzieć, na co się nastawić.
Spadam do kuchni. Halibut będzie, ziemniaki nowe, sałata z tym grapefruitowym vinegrettem.
…Alicjo, możesz na nas liczyć, ale póki co, możemy sobie jeszcze pomarzyć (kto chce, oczywiście) 🙂 http://www.youtube.com/watch?v=lHJ3H6hDFXk
Dziekuje Pyro,
Ja dziele sie swoim potencjalem tworczym zawsze i wszedzie. Jak chcesz wiedziec jak sie zmienia opone w samochodzie to ja zawsze sluze pomoca. Darmo.
Buziaki,
Lena – Pyra wie, jak sobie radzić z dziećmi i mężczyznami, artystami i wojakami; jak wytrzymać w jednym pokoju z Teściową, jak napisać na jeden temat 5 przemówień, co trzeba zrobić, żeby wykonać wystawę i co trzeba zrobić, żeby Cię jamnik nie przeciągnął na brzuchu przez 50 m ścieżki. Jakichkolwiek czynności technicznych odmawiam, w trosce o całość populacji. Nie dała Bozia rączek? Dała; dwie lewe.
Pyro,
Ja tak bardzo chcialam bo w tej dziedzinie mamy chyba te sama wiedze, trudno, a posmiac sie zawsze mozna.
Buziaki,
Pewnie, że trzeba się śmiać, żeby nie płakać.
A z tych targów książki w W-wie, Młodszej przywieziono fajny prezent „Świętokrzyski raj geologiczny” – trochę przewodnik, trochę folder, pisze człowiek w tej ziemi rozkochany”, dba o dokumentację – jest i mapa i fotosy i przykłady zastosowań kamienia w architekturze. Bardzo fajna oświatówka. Aż żal, że kiedyś takich pozycji nie było, tak starannie wydanych.
Ryłam w ogrodzie do 20:30 🙄 Z burzy nic nie wyszło tzn. grzmiało, błyskało, pokropiło i poszło dalej. Zatrzymało się gdzieś na końcu jeziora wschodniego i tam padało, widzieliśmy i zazdrościliśmy. Na pociechę wyszła piękna tęcza i długo się utrzymywała…
Zasadziłam dziś wreszcie ogórki i dynie, zasiałam marchewkę i nowe rzodkiewki, na jutro zostały pory, selery i fasolka szparagowa. Najpierw jednak Osobisty musi do końca przekopać grządki, które pracowicie plewił z koperku, maków, bratków, nagietków, lwich paszcz, słonecznika i zwyczajnych chwastów. Serce się kraje, ale trochę kwiatków poprzesadzałam w inne miejsca, a reszta na kompost. Rozsiewa się to bractwo i tylko czeka, żebyśmy gdzieś wyjechali na 2 tygodnie… 🙄
Kolendrę jako przyprawę bardzo polubiłam, choć początkowo zielonych listków nie znosiłam. Nasionka w całości dodaję do nalewki pigwowej, mielone – do chleba, a zielone – do potraw indyjskich i czego popadnie. Zasiałam sobie nawet w ogrodzie i już urosła na jakieś 10 cm.
Mięta mi się nie panoszy, bo przekopując ogród wyciągamy nadmiar białych kłączy i trochę trzymamy ją w ryzach. Używamy dużo. Na balkonie mam ją w jednej skrzynce, więc dalej nie wędruje, choć czyni starania 😉 Najbardziej lubię miętę zieloną (u nas zwana kędzierzawą) i pieprzową, ale jest jej tyle odmian…
O Alicjo! To my obie dzisiaj halibuta 🙂 U nas był na kolację.
Postanowiłam,przed tym jutrzejszym weseliskiem,wykonać kolację zdrową i dietetyczną : dzwonka halibuta na parze,skropione na talerzu z lekka oliwą i sokiem z cytryny i do nich szparagi też skropione,ale tylko oliwą i odrobinę pieprzem posypane (pieprz ładnie wygląda na białych szparagach).
I jak się skończyły moje wyczyny dietetyczne?
Osobisty Łakomczuch zjadł w celach jedynie 😉 degustacyjnych sery austriackie,co to dzisiaj w Tesco proponowali,a na deser prawie pół tabliczki czekolady!!!
No,ale skoro za chwilę koniec świata,to niech tam mu będzie i te sery i ta czekolada 🙂
Toast za kapelusze chętnie spełnię,bo uważam,że są bardzo kobiece.
W kieliszku „Tavel”- we Francji mawiają,jeśli różowe to tylko „Tavel”.
Dobrze schłodzone,na dzisiejsze temperatury znakomite !
Nasiona kolendry mielone stosuje z powodzeniem w hinduskich i meksykanskich daniach.
Niestety, na zielona mam alergie i moj organizm reaguje na nia mniej wiecej tak samo jak na nieswieze ostrygi :(.
błyska się i u nas, gdzieś od strony południoweo-zachodniej. Zabrałam z balkonu moją miętę żeby razem z doniczką nie odleciała w razie burzy, reszta roślinek dobrze przytwierdzona.
Nemo, niestrudzona ogrodniczko, wypocznij ździebko 🙂
Co wy tam macie za temperatury, Danuśka?! Dajcie z 7C, u mnie sweterkowo 🙄
O, ryba przyjechała na rowerze, idę smażyć 😉
Do grapefruitowego vinegretu czy tam po naszemu- dresingu- będę miała parę uwag. Na razie się gryzie 🙄
Alicjo,sprawdziłam-mamy teraz 22oC.
Ale,jak Barbara doniosła,cokolwiek burzowo.
Kochani-idę spać.Osobisty Kierowca nie zna litości 🙁
Jutro pobudka rannym świtem już o 5.00 !
O, już nie tylko błyska, ale i grzmi!
Alicjo,
wzmieniłaś tam coś o wymiękaniu w wypadku mięty.
Pytam rzeczowo: to poważnie?
Zakresy wymiękania, nawet fakultatywnego mnie owszem, interesują!
Mogła byś to ew. rozmiękczyć, albo nawet zdementować?
Pobłyskało, pogrzmiało, pokropiło i tyle z tego mieliśmy. Ponoć jutro W-wa może dostać porcję gradu, u nas tylko deszcz, ale i ochłodzenie dwudniowe.
Pepegor – Młodsza Ci się podlizuje, żebyś jej trochę zdjęć z Kapadocji nagrał na płytkę – do szkoły wykorzysta w przyszłym roku. W końcu to najbiższe trapy bazaltowe od nas, a i tufy wulkaniczne wręcz pokazowe.
deszcz i inne przyjemności burzy już nad nami. Uciekam, życzę dobrej nocy, a Danuśce wspaniałej zabawy weselnej 🙂
Pozdrowienia z lichenia sklada slawek i ciocia gienia, z rybkom tysz
Sławek – po czym takie wizje?
Wracam z Lichenia jutro . Stop. Karaski jak leszcze . Stop. Prawie jak murzyn . Stop. Okon jak wieloryb . Stop.
Ludzie,
Sławek odchodzi,
żal,
że jest się akurat nie
tam!
Jameson Irish Wiskey
Też mam i nie lubię
Dobranoc
Pepegor,
żem rzekła, że mężczyzna po mięcie nie wymięka, co jest chyba pozytywnym orzeczeniem? 😉
Zastrzeżenia do vinegretu (cholera z pisownią!) mam do siebie – naczytałam się ileś tam przepisów, a na koniec mi się namięszało tak, że zrobiłam ZA MOCNY nawet dla mnie, ale dodałam więcej, niż deczko miodu i trochę uratowałam przed całkowitym nieszczęściem.
Ma być deczko imbiru, czosnku, musztardy dijon, a ja to walę bez pojęcia, bo akurat lubię, poza tym jeden z przepisów polecał ileś tam dodatkowych octów, a było nie dodawać żadnego (ewentualnie deczko ulubionego octu, owszem), tylko skupić się na frucie i jego soku. I zrobić małą ilość, ale mi się rozrosło w miarę przypominania sobie składników z 30 przepisów 🙄
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Przepisy/00.FOTO_PRZEPISY/Sos_salatkowy.JPG
O, Jerzor polewa wino, pijmy, póki możemy i mamy co, za 24 godziny (u mnie) za chwile będzie koniec!
No to u nas już będzie po herbacie.
To ja uczynię wyznanie przedapokaliptyczne: nie lubię smaku oliwy, a teraz jest moda, że wszystko się nią chlapie już po zrobieniu, ot tak, dla „wykończenia” (chyba mnie).
Jak świat walnie, to chyba razem z tą oliwą, nie?
Dobranoc.
A to na koniec świata:
http://www.youtube.com/watch?v=fcz7klh-qdI
Tu oliwa, tam ocet… ile komu trza 🙂
Mnie sie wszystkie sosy do sałatek podobają, bo niechby mi sie nawet nie, to w gosciach sobie biorę kapeczke i dodaję ewentualnie. OSTRE!
U mnie chyba półkoniec świata oraz, a zwłaszcza, klawiatury, bo jak nie walnę zdrowo w, to się nie odbijają ogonki 🙄
Pijemy wino za…
http://www.youtube.com/watch?v=4Lxkxb8q_3Q
A ja sobie taka zupke zrobilem z kokosem i kolendra. Jest tak: rosolek plus makaron japonski plus bok choy (tzw. baby bok choy – chinska kapusta?) plus mleczko kokosowe plus sambal oelek plus kolendra plus kielki (bean sprouts-na zdjeciu) plus soyowy sos. Pyszna. Najwyzsza polka.
https://picasaweb.google.com/Slawek.yyc/ZupkaZKokosem#slideshow/5608959741524933682
Dobra dobra…my żadna tam mgła jeszcze 🙂
A zwłaszcza Pyra i Kapitan.
Idę poczytać, donieście niespiesznie, co z tym końcem świata, bo trzeba sie wyspać, zanim co.
I doczytać cokolwiek. Pijmy wino za…
Yyc,
nie o tej porze takie tam!
Piekielnie pracowicie zapowiada się ten ostatni dzień istnienia. Młoda poleciała na 7.00 rano (zgroza) poprawiać matury. Miała nadzieję na szeregowego egzaminatora (zarabiają ciutkę więcej) ale tradycyjnie już obsadzili ją na weryfikatorze (czyli sprawdza losowo już poprawione arkusze) W jej komisji jest 750 prac, z tego weryfikacji podlega 10%. Ponieważ weryfikatorów jest dwóch, łatwo obliczyć, że mają po 30 kilka prac do sprawdzenia. Okazało się, że MEN przestało karmić egzaminatorów, nawet wody mineralnej nie dają, więc wałówkę brała z domu na cały dzień, wodę, kawę, czajnik – jak na wyprawę. Ludzie spoza Poznania muszą też dojechać na własny koszt. Płacą marnie i dopiero w sierpniu – wrześniu. Zupełnie nieopłacalna robota. Tyle, że zostaje umiejętność łapania klucza i wiadomo na co zwracać uwagę prowadząc maturzystów. W domu dzisiaj sprzątanie, bo nasza p. Ola przełożyła wtorkowe zajęcia na sobotę. Jeżeli ten koniec świata, to przynajmniej w uładzonej przestrzeni domowej.
dzień dobry ..
wczoraj u nas błyskało pięknie .. i popadało zdrowo ..
Danuśka zaocznie wesołego wesela … 🙂
witam o poranku, tu też podlało, pobłyskało i pohuczało. Moja Fredka nerwowo dreptała aż w końcu znalazła zaciszny kącik na dywaniuku w łazience, Gucio chrapał nie zważając na odgłosy burzy 🙂
Danuśka zapewne już w podróży, szerokiej drogi 🙂 a wszystkim miłej soboty 🙂
Rybka do pieczenia na obiad już się rozmraża, a takoż polędwiczka na jutro. Od rana też zrobię placek zanim w mieszkaniu zrobi się za ciepło na grzanie piekarnikiem. Mam zamiar zrobić też michę zwykłej, jarzynowej sałatki do kolacji. To bardzo wygodne jedzenie w lecie, a i Młodszej w pojemnik jutro można władować do pracy. Jest słonecznie ale już nie tak upalnie. To bardzo dobrze, bo w upały z Pyry się tłuszczyk wytapia i jest zdechła.
Basiu Tobie też miłej soboty .. 😀
kurcze podobno koniec świata dzisiaj a ja w te wakacje miałam spotkać miłość swojego życia .. 😉
ciasto zrobiłam wczoraj – rabarbar pod kruszonką, oczywiście została tylko połowa. Obiadowo dzisiaj – botwinka, mielaki, młoda kapusta i kartofelki też młode. A poranek bardzo miły, jak to po burzy 🙂
Jolinku 🙂 fatalna sprawa, trzeba jakoś ten koniec świata wstrzymać!
Też pamiętam jak śpiewali:
„Am 20 Mai ist der Weltuntergang, wir leben nicht mehr lang, wir leben nicht mehr lang…”.
Byłem wtedy jeszcze dzieckiem i naprawdę się bałem. Dzisiejszy dzień biorę na siebie tak jak ten się zapowiada, znaczy dobrze.
Postanowiono, że bedzie kontynuacja sezonu szparagowego, a ten u nas ma prawo być tylko z wody, więc możliwości niema wiele. Pytanie jest co do tego. Tutejsi puryści, aby nie odwracać uwagi od tematu głównego, tzn. od szparagów ograniczają się do plastra surowej szynki i roztopionego masła. Moje głodomory tym się nie zadowolą, tych już trzeba będzie nakarmić. Wyskoczę i zobaczę co dziś w sklepach z mięsiw. Myślę kupić młode kartofle i jakieś sznycle, a do tego sos grzybowy, bo trzeba zużyć grzyby z zeszłego sezonu.
Zabieram wnuczkę co się wczoraj domagała jakiejś książki, zobaczymy.
A na razie:
Pięknego dnia ostatecznego życzy
pepegor
Ten facet już dwa razy koniec świata odwoływał, mówił, że się pomylił w obliczeniach. Może odwoła po raz kolejny?
Jolinku – miłości życia nie należy odpuszczać w żadnym wypadku.
jak kapelusze to rzeczywiscie z londynu,
gdyz tam(w latach trzydziestych u.w.) przeniesli sie
najlepsi wiedenscy kapelusznicy…
Dzień dobry 🙂
U nas wczoraj bardzo porządnie, bezburzowo lało. Komary szaleją ze szczęścia 🙄
Rano bylp powstan i konca swiata nie widzialam, moze on juz jest a tylko tak wyglada? Widac,ze my jestesmy z tych 200 mln czy tam tys wybranych, tylko nie wiem czy do reprodukcji ja sie nadam.
Buziaki,
Placek i owszem ale bez rabarbaru – nie było. Dałam w każdą warstwę po kilkanaście kosteczek skórki pomarańczowej, garść małych rodzynków i łyżkę malin z nalewu. Piekę w dwóch keksówkach. Co to będzie, to zobaczymy. Skórka na wierzchu mocno zapieczona, w środku jeszcze trochę wilgotne. Ryba i szparagi już w naczyniu do zapiekania, a surówka gotowa.
Chrzanić (kulinarnie, o!) koniec świata, patrzcie na to:
http://i.imgur.com/L8Anc.jpg
Som to pola lawendowe we Francyi. Nawet P.B., a moze zwłaszcza, nie chciałby tego zniszczyć 😉
Uprzejmie donoszę, że niestety, nie będę miała problemu z wydawaniem tych 36 melonów, nawet jak koniec świata nastąpi. Nie wpadły do mojej kiesy i podobno nikt głównej wygranej nie zgarnął. I dobrze 😎
to okazuje się jakaś plota z tym końcem świata bo w Chinach już powinno być po … pewnie ta moja miłość życia też niewypał .. 🙁 … mogę dalej jeść ile chce .. 😉
)
Mgła o świcie dzisiaj na Górce.
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_6636.JPG
A mówiłam, jakaś ściema, bo godzina 18-ta jest w strefach czasowych. To znaczy – gdzie by to miało prasnąć?
Fiołki białe mi się porozłaziły po trawniku. Takie były o bladym świcie, jeszcze w rosie:
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_6640.JPG
Ja tez uprzejmie donosze, ze tych 36 mln nie wygralam. Buuuuuu.
Buziaki,
Na czasie…jak koniec świata, to 😉
http://www.youtube.com/watch?v=L_XFMCgeI7c
……
http://www.youtube.com/watch?v=AuAJ1DupPvo
Placek upiekł się smaczny ale jakiś dziwny – z wierzchu jak sucharek biszkoptowy, w środku leciutko kleisty, wyraźnie brakuje mu trochę ożywczego kwasu. Z rabarbarem byłby lepszy. Natomiast obiadowa rybka była do kitu – filety rozpadały się w rondlu, a segmenty mięsa pozostawały szkliste, jakby surowe (co jest absurdem w tej temperaturze przez 30 minut) Tyle razy tłumaczyłam Młodszej, żeby nie kupowała paczkowanych ryb – w torbach foliowych albo w kartonikach. Czort wie ile razy były zamrażane i rozmrażane w handlu i transporcie. Dobrze, że przynajmnie warzywa dopisały – pieczone szparagi wyszły pychota i surówka z młodej kapusty też dobra.
…to też na czasie 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=Cl24gCbzyl0&feature=related
http://www.youtube.com/watch?v=QbN0g8-zbdY
no dobra koniec świata się nie udał . . trzeba żyć dalej i jeść by żyć .. 😉
Placeeeeeeeeeeeek … gdzie jesteś? …
O kurczę…czyli włosy „wysusyć”, właśniem była się spod pryśnica, obiad ugotować i te rzeczy?
Do rzyci* z takim końcem świata 🙄
*copyright Owczarka Podhalańskiego
Zaraz będę musiała zaliczyć trawniki. Myślę jednak intensywnie nad dzisiajszym tematem toastowym. Może by tak za wróżów płci obojga? Przepowiadaczy terminów ostatecznych. Konferansjerów jeźdźców Apokalipsy?
tO CO, WYPIJEMY ZA WIESZCZÓW?
„Aha, zaraz. Idę Piotrkowską, powracałem z Grandu. Patrzę, wali wprost na mnie jakaś niewiasta. Kostium-szyk, buzia -caca, figura zacna, włosy – smoła, oczy – szafir przykopcony, biodra – wal czwórką, wzrost grzeczny, a jakże. A usta, no, mówię dyrektorowi, dwa najwspanialsze zraziki.
-Musiał pan jeszcze nie jeść obiady?-przerwał mu Karol
-Dlaczego?-zapytał ostro, zsuwając cylinder w tył.
-Że panu przyszło takie kulinarne porównanie.”
niestety po staremu wyją mi za oknem .. nie wiem czy ich zabić czy co ..
Alicjo?
dzisiaj dalszy ciąg czyszczenia lodówki i szafek (chyba zajmie mi to jeszcze z miesiąc) .. sałatka z cebuli, papryki, brokuła, łososia smażonego, kaszy jaglanej z tłuszczykiem z rosołków gotowanych uprzednio i świeżego koperku oraz czosnku młodego ..
Napisałam tekst piosenki z wróżbą na koniec świata i żeżarło!!! Nie kopiowałam, a vista leciało i skąd ja teraz to wezmę? Za czorta przed 8.00 nie znajdę. Jak mto Żaba mówi? Chyba się skaleczę!
Alicja, Ty tak z głowy? Kawałek dalej: „Pozory miała wielkiej wytworności, ale zobaczyłem, że uczesana była niedbale, to pierwszy minus; kapelusz miała z pewnością paryski, to znowu plus; kostium drogi, wełna w najlepszym gatunku, solidnie zrobiony i dobrze przystosowany do obecnej pory, to plus drugi; ale patrzę lepiej i nad bucikami rudzieją zwykłe, ordynarne fil de cosy: to mnie zmieszało, powinna była mieć jedwab – to minus powójny!”
– a mawiają, że mężczyźni nie plotkują 🙂
Pyro stary świat się skończył .. zaczynaj od nowa …
Koniec świata, proszę Państwa
więc napijmy się szampaństwa,
Dom Perignone i te rzeczy
oraz skrzek, co w stawie skrzeczy.
Świata koniec…koniec świata…
mnie to lekko tutaj lata 😉
Lata spokojnie i lata równo, wszak…*przyjdzie walec i…*
Barbaro,
chciałabym ci…to z „Ziemi Obiecanej” Reymonta, a czytam po raz, nie zeznam, bo są tacy, co myślą, ze to zboczenie.
PYRO!
napisawszy tekst, kliknij na to kółeczko obok skrzyneczki z kodem, to-to Ci się odświeży, pojawią nowe numerki, wpisz i wtedy wysyłaj tekst.
p.s.Tekst i tak nie znika, tylko trzeba odświeżyć, wpisać nowy kod…i tyle 😉
Zbuntowałam się. Piję na pohybel Łotrowi! Żeby mu oprogramowanie reumatyzmu dostało i skrzypiało. O!!!
Chmury przegnało. Jest tak:
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_6643.JPG
Alicjo mnie znika i już … tylko kopiowanie mnie ratuje …
ja piję za upadek pseudo kultury za oknem mym..
Po zakupach. Ziolka czyli bazylia, bazylia tajska, tymianek angielski, pieczywko czyli buleczki od Tutrka i cibata lunga od Wlkaocha i prosciuto (miejscowe). Na sok grapefriuty i strasznie pomarszczone duze mandarynki. Tyle na zdjeciach 🙂
https://picasaweb.google.com/Slawek.yyc/ZiolaOwocePieczywo#slideshow/5609227931755493522
Ide zapakowac cos w koszyk i do parku sie wylenic z gazetkami….. pogoda cesarska jak mawial niezapomniany Pan Lulek. Do parku do termosu kir, w drugim herbatka i tyle. Wieczorem przesadzanie ziolek do wspolnego korytka na okno.
YYC bardzo apetyczne Twoje zakupy. Co to jest tajska bazylia? Ja właśnie założyłam dwa słoiki na małosolne. Jest ciepło, w poniedziałek – wtorek do jedzenia powinny być dobre. Ania ponoć za chwilę wyrusza do domu; pójdzie z psem, a ja jej w międzyczasie usmażę sznycelki z polędwiczka saut’e, surówka jest z obiadu, placek na deser. Na szczęśćie tej trefnej ryby jej nie zostawiałam.
Rodzaj bazyli ale nie wiem dokladnie. To ta pierwsza od lewej, nastepna to normalna bazylie (do porownania). Na nos ma jakby mniej intesywny zapach i jakby mniejsze listki, mniej zielone i mniej blyszczace. Tajskie od Tajlandii.
A Danuśka bawi się w Sopocie. Miałam dziś w południe bardzo miły telefon od niej , z kawiarni przy molo w Gdyni Orłowie. Po porannym deszczu pięknie się rozpogodziło, więc weselne towarzystwo może wychodzić sobie do ogrodu.
Pomiędzy zakupami yyc jest piekna bagietka i chyba bardzo podobną dziś kupiłam. Jest trochę ciemniejsza i mniej chrupiąca/ i krusząca się / niż ta tradycyjna, ale smakuje mi bardziej.
Mięta też mi się lekko rozrasta, więc wysadzę ją za płot. Niech tam sobie radzi.
Barbaro,
spodobały mi się bardzo te ” mielaki „. 🙂
Krystyno, ta bagietka to wlasciwie „ciabata lunga” Normalnie sprzedaje trojkatne bulki ciabaty a tutaj zrobiona w formie bagietki ale bardzo smaczna. Wymieniam sobie pieczywo do mojego ulubionego ostatnio prosciuto albo bagietka, albo ciabata, albo chleb od Niemca 🙂
Jeszcze do zakupienia na okno: rozmaryn i mieta. Nareszcie mam przepisy jak ja wykorzystac bo rosnie jak chwast a nie nadarzalem wypijac tyle mojito 🙂
No dobra lece na sloneczko bo juz prawie 13.00….
Krystyno 🙂 „mielaki” są zapożyczone od mojego znakomitego kolegi, który tak właśnie pieszczotliwie nazywał mielone serwowane czasem w naszej urzędniczej kantynie 🙂
Nareszcie otrzymałem pomoc i uporałem się z techniką. Nadal, co prawda nie wiem , co robiłem źle i dlaczego to wszystko jako tako działało dotychczas, a potem nagle nie, mimo że próbowałem tak jak zawsze.
Jolinkowi na zapytanie odpowiedziałem nieelegancko, że jadę się „odchamić” co miało znaczyć, że wycieczkę traktuję krajoznawczo, a nie legowiskowo. Mam nadzieję, że niepoczuła się dotknięta. Z flyerka widoczne było dokąd idzie i wziąłem, bo dawno już tam chciałem pojechać. Był to też spóźniony prezent dla ukochanej na okrągłe urodziny, który z różnych powodów nie dał się wcześniej zrealizować.:
https://picasaweb.google.com/pegorek/Madona?authkey=Gv1sRgCPy057_6jNXDQw#
Znałem te obrazki od dziesięcioleci i nareszcie tam pojechałem.
Nb, folder nazwałem Madona z powodu trzeciego obrazka od końca. Czy to nie Madonna z Dzieckiem?
Z miętą to ja nic, bo szczerze i serdecznie nie lubię. Ani zapachu, ani smaku. Widok mi nie przeszkadza 😉
grzmiało, grzmiało, ale zrezygnowało, z czego bardzo sie cieszę 🙂
YYC – miłego wygrzewania sie na słoneczku. Ależ to miła pora roku!
Tak w ogole to nikt nie skomentowal tego ciekawego wywiadu w „Polityce” z wlascicielem/kucharzem restauracji El Bulli na Costa Brava wymyslajacym niezwykle jedzenie i sposoby gotowania (n.p. w cieklym azocie!!!!). Moze dlatego, ze to nie byl artykul Gospodarza. Pismo kupilem w czwartek, ale dopiero dzisiaj usiadlem na ganku, zeby spokojnie przeczytac. Za dwie godziny dzieci biora mnie na specjalny urodzinowy obiad, a co tam bedzie opowiem jutro. No a juz za tydzien smazone ryby w Ustce!
Bazylię zasiewam po długim tygodniu maja (właśnie!) w beczce na przyogródku. Takiej beczce jedno w tę, drugie w tę, ale raczej pół na pół.
Są rózne odmiany, tradycyjna, pieprzna, fioletowa, cytrynowa (świetna do smażonej ryby, ale Jerzor nie znosi). Fantastycznie sie rozrasta, bo ciagle jest podbierana do kuchni, a jesienią zamrażam resztki, które wystarczają do nowych zbiorów.
Czy ja juz mówiłam, że tradycyjnie smażona ryba (filet+dyżurne+ ewentualnie obtoczyć w mące) rzucona na drugi bok na posłanie z gałązek melisy, te gałązki mają sie podpiec lekuchno, ryba na nich – jest to znakomita rzecz?
Melisę tez mam, i też to jest taka cholera inwazyjna, ale trzymam ją w odpowiedniej odległości.
Cholerka, koniec świata niczego nie załatwił, moze należałoby dopuścić do wojny mięty z melisą? 🙄
ROMek,
daj spokój, dzisiaj wszyscy siedzieli na szpileczkach, przy kuchni i butelkach, a nie wczytywali się w artykuły w „Polityce” 🙄
Wszyscy trzymaliśmy kciuki za koniec świata, no i co? Nie wyszło…. 🙁http://www.youtube.com/watch?v=JwluaGebguw
No, schrzaniłam sznureczek…
http://www.youtube.com/watch?v=JwluaGebguw
No i dobrze, że tego końca świata jeszcze tym razem nie było, bo będziemy mogli kolejny raz spotkać się w Żabich Błotach i posmakować słynnego harkla od Alicji i tajemniczej niespodzianki, którą Żaba wiozła przez cały kraj. Niezdecydowani niech się koniecznie zdecydują.
Pepegor,
bardzo ciekawa okolica. Dla laika to ” tylko” wrażenia estetyczne, ale dla geologa to musi być nie lada gratka.
Nadaję nadal.
Krainę zawdzięczamy temu wulkanowi o imieniu Hasan i jego braciom: https://picasaweb.google.com/pegorek/Hasan?authkey=Gv1sRgCKGO8cqkp_vo-QE#5609259952520560866
Ci, 25 mln lat temu, tzn w erach goelogicznych licząc dopiero co, wczoraj, zasypywali ich suchotniczym kaszlem całą okolicę regularnie swymi popiołami. Od czasu do czasu coś im się też odrywało i wtedy bluznęli dookoła czymś treściwszym.
Jakość tych wysiłków była tak marna, że starczyło tego okamgnienia matki ziemi, aby większa część tej materii udała się w kierunku do morza, a pozostały tylko śmieszne resztki.
cdn.
No dobrze, a czy kuchnia molekularna to nie jest cos w rodzaju konca swiata?
Do tego Dorota z Sasiedztwa napisala piekny artykul o Mahlerze, bo faktycznie teraz wszyscy go kochamy, choc chyba wszystko zaczelo sie od „Smierci w Wenecji”. Muzyka tez pasujaca do konca swiata.
Per aspera ad astra.
Aby tam dotrzeć trzeba jednak najpierw do Antalii, dokąd można przyleciec, ale potem jest prawie 700 km autobusem do tej Kapadocji, a najpierwsze są góry Taurusu do pokonania. Nam było w gruncie rzeczy obojętne, że słabowity już autobus musiał na ca 100 km od wybrzeża wspiąć się na przełęcz 1850 m. https://picasaweb.google.com/pegorek/Taurus?authkey=Gv1sRgCN6ApPWRoqHcUw#
Za jakość zdjęć przepraszam, ale większość wykonana jest przez szybę autobusu.
cdn.
Krystyno, dla geologa już chyba nie, bo to stosunkowo prosta sprawa.
To tak, jakby spróbować ROMek?a zainteresować czymś takim: https://picasaweb.google.com/pegorek/Perge?authkey=Gv1sRgCIPXifX495eAHw#5609269619696613122
To Perge, grecko/rzymskie miasto w pobliżu Antalii. Podam przy okazji, ale teraz Kapadocja.
cdn
Pepegorze, mam zupełnie inne wakacyjne plany, a Ty kusisz że no 🙂
ROMek,
też się dziwię, że tzw. kuchnia molekularna nie została tu dotychczas ztematyzowana.
Cholera, chyba stematyzowana
Panowie – o kuchni molekularnej gadaliśmy tutaj niejedenokrotnie. Było swego czasu troje entuzjastów (jak nie kuchni, to kucharzy) a reszta z nas ma do tej kuchni stosunek raczej ostrożnie obojętny. Wywiad przeczytałam i pan Eli robi na mnie wrażenie nie tyle orginała, co sprawnego menedżera. Osobiście nie pałam entuzjazmem. Naoglądałam się dodatkowo ekspery,mentów na Planett – dziękuję, wolę mielakie.
Pepegor – ta kraina jest obłędnie piękna. Do oglądania, nie do życia.
Uwaga Haneczko!
Na dalszych zdjęciach zobaczysz co prawda zielone łąki ale przewodnik tłumaczył, że za dobry miesiąc wszystko to będzie żółte i brunatne, a z góry będzie lało 40 stopniami C. Warto się zastanowić, czy nie podewziąść troche ryzyka pogodowego i mieć to podane przyjemniej.
Tu Konya, najbliższe większe miasto za Taurusem, już na nizinie Anatolskiej.
Konya to taka turecka Częstochowa, miejsce działania i pochówku niejakiego Mewlana w 13 w., wybitnego autorytetu. On też był inicjatorem zakonu derwiszów: https://picasaweb.google.com/pegorek/Folklore?authkey=Gv1sRgCNK0i6CP9bSrKg#5609278271671351426
ROMek
Ty mi o śmierci w wenecji nawet nie….
natychmiast zaczynam oglądać i zapłaczę sie na śmierc !
Pepegorze, odbyłam podobną podróż 10 lat temu! Widoki są rzeczywiście niesamowite w Kapadocji. Ciekawa jestem czy zwiedzaliście podziemne miasta?
Dodam jeszcze Konyę:
Na pierwszym zdjęciu młode osiedle, a na pierwszym planie mosze, tzn. ich kościół. Zastanawiałem się, czy to nie błogoslawieństwo, jeśli oni budująw tym zakresie od ca. 300 lat tak samo? https://picasaweb.google.com/pegorek/Konya?authkey=Gv1sRgCOLNudyYrriLgwE#
To miejsce jest tak słynne jako miejsce jego działania i jako nekropolia, że wielu wiernych ma życzenie spocząć jaknajbliżej tego hodży. Wewnątrz był zakaz fotografowania, więc się tego trzymałem, ale pod koniec przeszedłem na drugą stronę ulicy, gdzie znajdował się pokażny cmentarz, aktualny!
Mam nadzieję, że nie zanudziłem totalnie, ale kontynuować będę chyba dopiero jutro.
Małgosiu owszem, też byliśmy, ale podam później.
To wspaniale kiedy wyjeżdżający dzielą się potem swoimi wrażeniami i widokami oglądanymi w podróży. Tym sposobem i ja mogę być w Kapadocji.
A teraz dobranoc.
🙁
Sztuka. Muzyka i obraz. Jeden z najpiękniejszych filmów…teraz już takich nie robią 🙁
http://www.youtube.com/watch?v=4aUoeNp7TC4&feature=related
Moje zdjęcia z Kapadocji były robione aparatem analogowym i zdjęcia mam tylko w albumie 🙁
Goraco dzisiaj mimo, ze zapowiadali deszcze do wtorku to slonce pelna para daje. Dwie godzinki nad jeziorem, gazetki i do domciu. Bazylia juz przesadzona. Jutro reszta bo w biurze zostawilem doniczke. Sprzatnie mnie czeka a wlasciwie juz wczoraj mialo sie zaczac bo Basia wraca w poniedzialek no ale sie przesunelo w czasie do jutra rana. Mialo padac a skoro nie to co mialem robic? Szkoda bylo dnia 🙂
Moglby ktos przypomniec ten chlodnik na soku z buraczkow bo chcialem zrobic a nie moge znalezc? Pamietam ze yogurt i kupilem litr. Kupie swiezego koperku i co jeszcze? I czy to gotowac czy tylko wymieszac? Z gory dziekuje.
Bazylia juz na oknie w kuchni. Zapach lepszy od rozy:
https://picasaweb.google.com/Slawek.yyc/Bazylia#slideshow/5609292894661352242
Boris pozdrawia z nad z pod i zboku https://picasaweb.google.com/slawek1412/NewAlbum2205110106#
@yyc:
jogurt, kefir etc. – bron boze nie gotowac!
szcypiorku wez, pietruszki, ogorka swiezego, rzodkiewki,
do smaku sok z cytryny, sol, pieprz, cukier…
a jak nie jestes weganem to jajka(na twardo), a i szynki dodac mozna…
(n.p.litwini dodaja szyjki rakowe)
Dzieki byku, szyjek rakowych to nie mam (moze te maciupkie krewetki?) ale inne rzeczy sa. Ogorki rozumiem wybrane nasiona i pokrojone w plastry? Rzodkiewka takoz?
Jem wszystko wiec jajko napewno ale moze sobie szynke daruje, zostawie same warzywka. No to w sam raz na pogody. Basia w poniedzialek zmeczona bedzie po podrozy to tez pewnie chlodnik bedzie w sam raz 🙂
he, he, maciupkie – dawno tego slowa nie spotkalem…
kieds byla dyskusja czy nasiona(pomidor,ogorek) usuwac…
moim zdaniem: jak kto chce, ale skorke koniecznie…
howgh.
p.s.
moja nowa kreacja:
stek ze strusia po nowojorsku.
dzień dobry ..
pepegor super prezent na urodziny dla dziewczyny .. 🙂
o Borysek spotkał przyjaciół … 😉 … macie tam nocne czuwanie? …
pogoda się zapowiada superowa czego i Wam życzę …
Borys zrobił się Miś-Towarzyski. Tak trzymać Pogoda jak na Karaibach; chmurki tylko takie dekoracyjne, podświetlone słońcem, żeby niebo nudnie niebieskie nie było.
Na śniadanie kozi ser i rzodkiewki, na obiad sznycelki, surówka z kapusty, mizeria i placek na deser. Młoda poprawia, a imieniny dzisiaj obchodzi moja Ryba. Ho, Hop Córeńko!
Wulkany na Islandii są jednak dobrze wychowane – poczekałóy z erupcją aż Alicja opuści wyspę.
Ryba wszystkiego najlepszego … 🙂
kozi ser i rzodkiewki brzmi smacznie … ja sałatkę z serka białego z musztardą .. do tego jajo na twardo, oliwki, paluszki krabowe, papryka czerwona i dużo kopru świeżego oraz ogórki konserwowe .. wszystko podziabane drobno i posypane prażonymi ziarnami słonecznik i dyni .. i jeszcze na to rzeżucha własnego chowu .. śniadanie zdrowotne … 😉
też tak Pyro pomyślałam … ale gdyby wybuchy były to Alicja by miała wybuchowe zdjęcia .. a ten koniec świata ma trwać do października to kto wie czy to nie jest początek .. ten wybuch znaczy ..
W tych historiach apokaliptycznych najbardziej bawią mnie tłumaczenia „przepowiadaczy” dlaczego nie wyszło (politycy też mają podobny syndrom).
Podobno po panice roku tysięcznego, kiedy to nawet część pól była nieobsiana – bo po co? – księża tłumaczyli, że nie wzięli pod uwagę „znaku bożego”. A mianowicie kobiety jak zawsze były w ciąży, a dzieci w niebie się nie rodzą, więc końca świata nie ma. Znakiem, że czas apokalipsy nadchodzi będzie czas, kiedy kobiety nie będą zachodziły w ciążę i oczekiwały potomstwa.
My tam i takitam zadnego nocnego czuwania. Mis i Prosiaczek z koniecznosci tele i komunikacyjnych. Za chwilke na targ po pietruszke i buraka. A potem … co ja wam bede opowiadal : wielkie szczypce i kieliszek najlepszego przy rybce.
Kic, Kic
Dzień dobry 🙂
Moje śniadanie, w porównaniu z Jolinkowym, spartańskie. Jedno jaje na miękko, mała kromka ciemnego z szynką szwagra i sałata. Nie umiem być głodna o siódmej rano 🙄
Jolinku, komu kibicujesz tenisowo? Bardzo trzymam za Nadala 😀
„- Puchatku!
– Co, Prosiaczku?
– Nic -rzekł Prosiaczek biorąc Puchatka za łapkę – chciałem się upewnić, że jesteś.”
a Tygrysek gdzie jest Sławku?…
haneczko ja nie tenisowa za to mój zięć bardzo tak .. ja lekkoatletyczka ..
jakby mi ktoś podał Twoje śniadanie to mnim mniam … 🙂
Ooo, to ja więcej sportów siedzeniem uprawiam 😉
Tygryska zabraklo…
Osly byly trzy , ale ich zdjecia z prosiaczkiem moglyby wzbudzic skandal obyczajowy na skale miedzynarodowa .
Francja kolejnego skandalu z kolejnym oslem moglaby nie wytrzymac…
mogę być Tygryskiem .. za kolejny raz .. osły to takie mile zwierzaczki.. tylko trzeba je odpowiedni głaskać … 😉
haneczko sporcmenoi moja .. 🙂
nemo ciągle pieli i sadzi? …
Nemo w niedziele jest czynna ruchowo – pewnie sprawozda gdzie była i ile kilometrów na rowerze wykręciła albo dokąd udało jej się wdrapać. Jestem pełna podziwu.
A Placek gdzie? Martwię się na zapas, żeby sobie krzywdy nie zrobił.
Antek też sadzi na okrągło?
Glaskanie osla moze byc bardzo niebezpieczne o czym osobiscie przekonal sie Prosiaczek. Osiol przebywa w areszcie domowym… https://picasaweb.google.com/slawek1412/NewAlbum2205111103?pli=1#
tak Pyro Placka mi też brak .. ale pewnie nic złego tylko smakuje życie ..
Sławek bo Prosiaczek to do głaskania musi pobrać nauki ..
na balkonie 10minut i chwatit ..
Pies musiał wyjść i ja z nim. Stwierdzam, że trawniki są w nienajlepszym stanie. Wisną były intensywnie zielone, teraz część trawy zanikło i sa tylko chwasty – mniszek i rdest polny, nawet łopian jeden wylazł i szczaw w 2 miejscach – a między chwastami suche, rzadkie źdźbła traw i szara ziemia.OMC Sahel w miniaturze.
Dzień dobry na niedzielne popołudnie.
Wczoraj nadawałem co niemiara, ale to daleko nie wszystko co mam do pokazania. https://picasaweb.google.com/pegorek/Fort?authkey=Gv1sRgCLnmwrrt6Nyt-QE#5609504178696602370
Nadaję więc nadal, a jak już nie wytrzymacie to walcie prosto z mostu.
Te tuffy, bo tak się nazywają te skały, są nietwarde i cierpliwe. Toteż ludzie wiecznie w nich grzebali urzadzajac sie w nich w miarę potrzeb. Wielu dzisiejszych mieszkańców nawet nie wie co znajduje się pod ich domostwem.
https://picasaweb.google.com/pegorek/UStadt?authkey=Gv1sRgCLePmcSR562GtwE#
Pod Sandomierzem też zwiedzałem piwnice, nawet rozleglejsze, ale tam znanych jest ponad 150 takich miejsc.
Ta dolina zwana jest akurat ?Doliną Miłości?. Czy ja wiem czemu. Placek nazwał to trafniej, bo grzybami.
https://picasaweb.google.com/pegorek/Liebestal?authkey=Gv1sRgCJPEzsHF4dv9mQE#
Ludzie próbują tam zagospodarować wszystko, więc pomysł ze stajnią dla koni wcale nie dziwi.
Wprawdzie konca swiata nie bylo, ale jednak ten kolejny wybuch wulkanu w Islandii znowuz moze namieszac w planach podrozny. Pamietam sprzed tygodnia czy dwoch plan Alicji wyjazdu do B., S. i W., i moj wlasny do B,W, i S. Moge zdradzic, ze lece do Warszawy, Stambulu (niestety bez wyskoku do Kapadocji) i Bejrut. Jesli wulkan pozwoli.
O chlodniku pieknie napisala w ostatnim „Wprost” Magda Gessler, ale opis jest na cala strone wiec nie bede przepisywal dla tych co nie czytali. Poza tym, choc nie mam kaca to jestem zmeczony i z lekkim bolem glowy po imprezie, ktora zrobily dzieci na moja czesc zpraszajac kilkoro moich najblizszych przyjaciol do mojej ulubionej francuskiej restauracji. Nawet kucharz wyszedl z kuchni zlozyc mi zyczenia, no i nabralem sil po solidnym kawalku soczystego filet mignon. Do deseru szampan i toasty. Fajnie bylo i jestem wdzieczny sponsorom.
Uff, od rana siedzę w kuchni. Na obiad zupa kalafiorowa z młodych warzyw, na drugie danie pieczony schab, kopytka i duszona młoda kapusta. Na deser ciasto z rabarbarem Barbary. Dopieka się też chleb.
witam wczesnym popołudniem upalnym i jakby przedburzowym 🙂
Małgosiu, napracowałaś się, ale rodzinka pewnie zachwycona.
Nie czytałam o chłodniku M. Gesler we Wprost, ale sięgnęłam po książkę kucharską jej autorstwa, w której menu jest ułożone zgodnie z kolorami, a te z kolei wyrażają nastrój, uczucia… Przepis na chłodnik umieszczony jest w części różowej, która symbolizuje…zaloty 🙂 Jest to chłodnik wileński rodziny Ikonowiczów, z szyjkami rakowymi lub cielęciną. Sporo z nim kramu, ale wygląda, że efekt pracy – smakowity. Gdyby ktoś pragnął tak się przyłożyć i zabłysnąć, to chętnie przepis podam 🙂
Robak jest juz w wodzie; Za pare minut bedzie po nim. Szkoda chlopa . Przez dwadziescia lat przemierzal bezkres wod oceanicznych szczypiac gdzie popadnie. Na koniec zrobil sie calkiem czerwony; Wypisz , wymaluj Prosiaczek.
U pani Gessler ostatnio dostałam niedogrzaną „pappa pomodoro” (w środku ciepława, przy brzegach całkiem zimna… uczucia wzbudziła we mnie takie sobie.
Ja tez slyszalem, ze tak naprawde to w jej restauracjach wcale nie jest najlepiej. Kilka razy zagladalem, ale ceny byly zbyt wygorowane w stosunku do oferty i w ogole wygladalo to dosyc pretensjonalnie. Natomiast opis chlodnika w artykule byl bardzo apetyczny i chyba sobie dzis lub jutro ugotuje chlodnik. P. Gessler tez slusznie zwrocila uwage, ze nie ma zadnych „szyjek” rakowych, a sa po prostu raki, a jesli chodzi o czesc ciala to juz raczej ogony.
Juz po wszystkim . Ugotowalem.
Profesjonalizm wielu medialnych gwiazd kulinarnych jest mocno dyskusyjna. Wiecej w ich pokazach show i mizdrzenia do kamery niz prawdziwej pasji i zawodowstwa;
Ktos kto nie potrafi obrac marchewki czy jablka staje sie wyrocznia od dobrego smaku czy gustu. W poludnie bylismy na targu we wsi i robilismy zakupy owocow i warzyw na straganie. Slawek robi zakupy u tego samego chlopa od wielu lat. Chcialbym miec takiego sprzedawce u siebie. Wydawaloby sie ze sprzedawanie kartofla i buraka to banal…. Pani Gesller nie siega mu nawet do piet.
…a to dziwne z tymi szyjkami, bo sama w tytule napisała – „chłodnik z szyjkami raków…” Co do cen niebotycznych – zgoda, a pretensjonalnie – no cóż – artyści tak mają…
No ale przyjelo sie mowic szyjki. Teraz wszystko co sie cienko pokroi nazywaja carpaccio.
Ja tez mam zle wspomnienia z piwnicy na starym miescie a kaczka ktora zamowilem wtedy byla jakby z glebokiego oleju (KFC robi lepszego kurczaka). Sucha i niedobra. Bylo nas czworo i wszyscy narzekali na przecietnosc jedzenia. Ceny astronomiczne. Do tego na koncu, nie urzpedziwszy wczesniej, ze nie przyjmuja kart kredytowych biegalem po okolicznych bankach po gotowke. Zreszta juz tutaj opisalem to. Dlatego do Gesslerow nie chadzam. Tyle innych knajpek.
Chlodnik robie jutro 🙂
Szyjki rakowe to mięso z odwłoka. W ogóle z raków jadalne są szczypce i odwłok. Niewiele tego i dlatego raki liczyło się po pół kopy na dziób, czyli 30 szt na osobę (na przystawkę mendel, czyli 15) Chłodniki są dobre z dodatkiem resztek pieczeni cielęcej czy króliczej, szynki gotowanej itp – ale i zwykły, jarski jest b.dobry. Jeszcze ciut i będziemy jedli chłodniki z jagód czarnych albo z poziomek – nalane na osobno ugotowane i wychłodzone zacierki, ozdobione czapką bitej śmietany albo pianki zaparzone, są b.dobre. A kto ma dzieci to czeka zupa nic i czekoladowa – sama radość.
Pepegor – fajna wycieczka – a tufy (po polsku przez 1 f) są miękkie, bo to po prostu popioły wulkaniczne; są lekko zlepione przez wody wapniowo-żelaziste i sprasowane pod własnym ciężarem albo przez warstwę nadległą.
Zupy nic nie umiem robic, ale pamietam z dziecinstwa, ze przypominala w smaku lody waniliowe i dlatego ja lubilem. Moj urodzony tutaj syn tak bardzo lubi chlodnik, ze sam sie nauczyl gotowania chlodnika (jako nastolatek!). W czasie pobytow w kraju tez lubi zamawiac chlodnik, ale raz w Gnieznie podali nam slodki chlodnik i nie bylo to dobre.
Romek – zupa nic to mleko zagotowane z wanilią i zaparzone w tym mleku utarte na puch żółtka. Białka ubija się na sztywną pianę i na wrzątku zaparza po obydwu stronach. Zupę się studzi, białko stygnie, a potem kładzie się je na talerze z zupą – uwaga! nie przesłodzić. Można dodatkowo wsypać do talerza groszek ptysiowy.
Romek – jeżeli do gotującego się mleka dodasz jeszcze kakao i 1 łyżeczkę mąki ziemniaczanej albo proszku budyniowego rozpuszczone w kilku łyżkach zimnej wody (przed dodaniem żółtek, bo potem już nie wolno zupy zagotować) to otrzymasz zupę czekoladową. Po wystudzeniu podajesz ją z pianką – analogicznie do „nic” , a do zagryzania daje się biszkopty podłużne zwane szampankami.
Dziekuje za przepis, ale juz wyroslem z takich slodkich zup. Skladniki przyjemne, ale calosc dla mnie za slodka. Teraz lubie zupy bardziej tradycyjne i solidne. Czesto tez kupuje pyszna tajska zupe z owocow morza. Bardzo ostra, swietnie ja popijac chlodnym Gewuertztramminerem. Jestem juz stalym klientem u moich syjamochinczykow wiec mi czesto dodaja w prezencie tzw. sajgonki i rozne inne zakaski. Mam tez w poblizu swietny kebab iranski, ale ta kuchnie odkladam na czerwcowy wyjazd do Stambulu.
Jeszcze chyba nigdy tyle sie nie udzielalem na tym blogu co dzisiaj, to ewnie gadulstwo prychodzace z wiekiem.
Jeszcze jeden, ostatni wpis, bo zaczynam czytac ksiazke, ktora dostalem wczoraj w prezencie urodzinowym: angielskiego autora bitwa pod Grunwaldem ( w tytule jest niemiecka wersja czyli Tannenberg 1410). Niestety podtytul „krzyzacka katastrofa” zdradza juz kto wygral wiec pewnie bede czytal z mniejszym napieciem.
Chadzam do Gesslerowej, do „Gara” kiedy jestem w filharmonii, bo to obok, a o tej porze w moim hotelu już nie chcą karmić.
Wypróbowałam wczoraj sławione barolo – bardzo dobre było, ale kiedy się skończyło, otworzyliśmy burgundzkiego pinota i wiecie co… jednak jestem frankofilka. Ale nie tylko ja powiedziałam, że pinot lepszy.
Została mi większa część butelki, więc może się strąbię do lustra? Albo z Szantą.
I będę śpiewać solo krzepkie pieśni marynarskie – za sześć tygodni już się będę bujać w okolicy duńskich cieśnin… mam nadzieję. Może byście potrzymali kciuki, żeby mi nic nie walnęło?…
Nisiu – trzymam. Tobie pewnie nic ale Duńczykom? Pewien maturzysta (tka) wymyślił co zrobić, żeby Bałtyk nie był zanieczyszczony – otóż wysadzić Danię i będzie szerszy wlew wód oceanicznych. To tylko jeden z „kreatywnych” pomysłów.
Zapomniałam donieść, że na Allegro ktoś wystawia orginał Tesslara – okładka też orginalna. W funkcji „kup teraz” za 700 złociszy.
Pyro, a co takiego ten Tessler, czy to nie ta cudowna maszyna Nisi?
Jakoś nie leci tu dziś nic, czy wszyscy na majówce?
Duszno tu unas dzisiaj, ale deszczu wyglądam chyba nadaremno. Idę puścic zraszacz.
Długi weekend, miała być piękna pogoda, ba! świat miał się skończyć, a tu nic. Swiat się kręci, pogoda taka sobie, od jeziora ciagnie zimno.
Wsadziłam bananu, ale co z nich wyjdzie – pojęcia nie mam.
Powyrywałam trochę chwastów – te rosną oczywiście najpiekniej! Posiałam w beczce bazylię zwykłą, cytrynową, bordową i jakąć jeszcze, chyba pieprzną.
Dzisiaj mam dzień niegotowany, bo Lisa zaprosiła nas na obiad.
A Islandię wyczuliśmy 😉
Za miesiąc udaję się do H. a stamtąd ho-ho, zobaczymy, gdzie. Ponoć islandzkie wulkany mają nie zagrażać drogom powietrznym. Koło tego, który wybuchł, przejeżdżaliśmy, bo on jest na tym największym lodowcu Vatnajakull
Pepe – to był znakomity kucharz Potockich i Lubomirskich. Zebrał swoje autoerskie przepisy )kuchnia francusko – polska) pod koniec życia i wydał drukiem dedykując książkę p.Potockiej. Mam 7 jego przepisów na potrawy wigilijne. Co prawda nie podam sandacza na desce,k bo nie mieści się na żadnym półmisku, ale są tam i recepty do powtórzenia.
Moja Ryba – autorka zjazdowych sosów i szynki dzisiaj pracuje ; niemniej ja wzniosę toast za Nią i za wszystkie inne Heleny, Leny i Hele przyblogowe. To jedno z najpiekniejszych imion kobiecych. Jak nie ma być piękne, kiedy oznacza Księżyc w swojej boskiej postaci?
Zdrowie Ryby i Heleny!
Lena powiada, że ona jest tylko Lena. Nie wiem, czy zapisana w kalendzrau, sprawdzę.
Alicjo – jest w grudniu, ale to i tak tylko jedna z form imienia podstawowego.
Alicjo, ja jestem Lena i imieniny mam 10.11.
Gonie do sklepow bo jutro wszystko bedzie zamkniete.
Buziaki,
Zdrowie Helen w takim razie!
OK, zanudzę jeszcze i koniec wrażeń: https://picasaweb.google.com/pegorek/Balonfahrt?authkey=Gv1sRgCPL1lbPDwpCwgQE#
Za zdrowie Helen! Wszystkiego najlepszego!
Helenom – serdeczności imieninowe – Sto lat!
Pepegorze, piękna wycieczka, zadziwiające te cuda natury. A jakie wrażenia z podróży balonem, sporo osób tam się zmieściło 🙂
a mnie dzisiaj nawiedził Pan Lulek . . bardzo mi go brakuje ..
Lena, a co jest tam u Ciebie jutro, że wszystko pozamykane?
Lulka brakuje mi także – może nie tego z ostatniego okresu choroby, z osuwania się w dziwactwo, tylko tego pełnego życia dowcipnisia z pierwszych dwóch – trzech lat blogowania. Jego żywotność wtedy była wręcz męcząca, przytłaczająca, ale pomysły miewał zabawne.
Pyro, za zyczenia dziekuje kwiaty i wszelakie podarki przyjmuje tez…ale jesienia.
Buziaczki,
Lena, łobuzie! To moje rodzone Dziecko Leną zwane, Rybą też ma imieniny. O Tobie jesiennej pamiętam.
Barbaro, było nas tam dwa tuziny plus pilot, a na koniec był dyplom i kieliszek tamtejszego szampana. Ale skręcał dziób!
Organizacja fantastyczna. Wzeszło chyba z 60 balonów, a my w niewiele więcej niż 20 min po wylądowaniu siedzieliśmy w busiku i wracaliśmy. A balon, jak wiadono leci gdzie chce.
Z upraw na dole można rozpoznać coś, co wygląda na bardzo zgnębione winorośla. W przeciwieństwie do tego szampana kupiliśmy bardzo tam jednak bardzo dobre białe, wydawane pod firmą miejscowej kooperatywy z nutą muskatu i melona. Interesujące.
Pepegorze, 60 balonów w górze, to musiało być widowisko. Żeby ten balon jeszcze nie leciał tam gdzie chce 🙂
Pepegor,
Jutro mamy urodziny krolowej Victorii. Juz wczoraj na osiedlu byly odpalane petardy, dzisiaj wieczorem beda domowe grille, petardy tez i piekna zabawa.
Moze po polnocy da sie spac.
Buziaki,
W poniedziałek Kanada świętuje Victoria Day (urodziny królowej Wiktorii)
…o, minęłyśmy się z Leną 🙂
W tym roku winorośl z przudu domu ledwie mi odbiła, sporo suchych gałęzi, jeszcze czekam, kiedy obciąć, bo nic z tego nie będzie. Za to z tyłu domu dwa radzą sobie nieźle, same się zasadziły.
U nas Pyro długi weekend, sama nie wiem, co za święto, raczej chyba święty poniedziałek, bo w każdym miesiacu mamy jeden długi weekend. I wtedy wszystko zamknięte.
Jerzor bąknął coś na temat, że może by jutro do restauracji, właściwie czemu nie, będę miała dwa dni niegotowane.
Idę się sztafirować, bo za godzine mamy być u Lisy.
Alicja winnicę zakłada 🙂
U mnie tuż przed domem, na bardzo wyrośniętym świerku, sroki budują gniazdo. Pracowały ciężko dzień cały, jeszcze chyba nie koniec. Martwię się, bo świerk co prawda okazały, ale czubek drzewa mocno kołysze się na wietrze, mam nadzieję, że wiedzą co robią.
Ohoho, balonem się leciało!
Podobno to bardzo przyjemne, ale ja się boję ognia i gazu. Wolę, kiedy są bezpiecznie zamknięte.
Pepe, jaką ja mam cudowną maszynę???
Helenom należne sto, dwieście i trzysta!
Leno,
to Wy tam jeszcze śp. Vikcię obchodzicie?
A nie żelazną Elę 2?
Albo jedno i drugie?
No, moją LP obrabiałem nie tylko ja sam, aby się zgodziła. I teraz jeszcze mowi ?Phy!?, ale to nie tak jest. Wiem że jest zadowolona, że się przemogła.
Nigdy nie leciałam balonem, a szkoda wielka. Leciałam samolotem i helikopterem (piekielnie niewygodne to=to) a balonu nikt nie proponował. Poleciałabym balonem i ze skrzydłem bym polatała – tym, co nie ma silnika i nie hałasuje. To już może w przyszłym życiu, w nowym wcieleniu?
Racja, urodziny. Ale one są „ruchome”, więc nieczęsto się trafia dokładnie w datę. Grunt, że jest długi łykend 😉
Urodziła się 24 maja, czyli całkiem blisko. Żelaznej nie świętujemy specjalnym świętem.
Pepegorze- zazdraszczam balonowych wrażeń! A Kapadocja wspaniała!
Ja wprawdzie podczas mojej podróży nie odrywałam się od ziemi,ale mimo to było odlotowo!Ślub w skromnym,surowym i niewielkim kościele,a wesele w eleganckich wnętrzach sopockiego”Grand Hotelu”.To bardzo przyjemne,jeśli podczas takiej imprezy można wyjść do ogrodu,czy też na taras z widokiem na morze i trochę odetchnąć świeżym powietrzem oraz odpocząć od muzyki i od jedzenia 😉
Chociaż,dzięki Bogu,tym razem nie podawano kolejnych dań w ilościach i częstotliwościach trudnych do zdzierżenia,co bywa często męczące na polskich weselach.
Menu:szynka parmeńska z melonem i rukolą,zupa-krem z cukinii (znakomita) oraz grilowane polędwiczki wieprzowe z warzywami(tu zabrakło sosu,bo polędwiczki trochę suchawe).
Oprócz tego bufet samoobsługowy z daniami gorącymi-kurczak w sosie
truflowym(nie próbowałam),pstrąg w śmietanie(klęska,dziubnęłam i nie byłam w stanie dokończyć),warzywa grilowane i pieczone ziemniaki(smaczne).Bufet zimny-teryny z ryb i cielęciny(zupełnie w porządku),szaszłyki z łososia wędzonego z pomidorami,sery i desery.Jeden z deserów jednogłośnie okrzyknięty rewelacyjnym-mus truskawkowy na podłożu czekoladowo-karmelowym.
Westchnienia pełne zachwytów wzbudził też tort,a właściwie torty weselne owocowo-śmietankowe.
Państwo młodzi rozpoczęli tańce świetnie odtańczonym tangiem,na które poświęcili kilka godzin nauki,Warto było,bo otrzymali ogromne brawa.Podziw wzbudzały też trzy druhny-piękne,wysokie dziewczyny,w znakomitych kreacjach.Jedyną ozdobą ich stroju były bransoletki zrobione z tych samych kwiatów,których bukiet trzymała Panna Młoda.
A popijając kawę na tarasie kawiarni przy plaży w Orłowie(miejsce świetnie znane Krystynie)pozdrowiłam Ją krótko przez telefon,o czym już zresztą wiecie.Dzisiaj,przy pięknej słonecznej pogodzie nie mieliśmy absolutnie ochoty wracać do Warszawy 🙁
Wróciliśmy z obiadu u Lisy. Żebym nie wiem, jak drobiła, Lisa dokłada i już. I jeszzce tiramisu, choć wie, żem ja niesłodka i deczko spróbuję z przyjemnością, ale nie więcej. Sama wszystko ugotowała jak zwykle, pyszne, no ale ileż można 🙄
W biodrach powinnam przytyć, powiada – owszem, czemu nie, ale przytywam wcale nie tam, gdzie bym chciała.
Popijam czerwone, żeby przetrawić wszystko. Nogi na biurko, jakiś film może…
Pozdrawiam wszystkich miłośników nakryć głowy 🙂
Jeśli będziecie organizowały jakieś spotkanie z kapeluszami w tle dajcie proszę znać, chętnie o tym napiszę bądź dołączę.