Zgadnij co gotujemy?
Dziś nagrodami w quzie są płyty laureatów Paszportów Polityki w dwóch kategoriach muzyki: pop i tzw. poważnej. Staram się więc do nagród dostosować i zagadki.
No to do roboty:
1 – Który z kompozytorów operowych cieszył się także sławą wybitnego smakosza (jest nawet danie jego imienia)?
2 – Polski pianista ( mistrzowsko grający utwory Chopina) słynął także z łasuchostwa i był gotów nawet skrócić koncert, by zdążyć na proszoną kolację w najwytworniejszym towarzystwie; o kim mowa ?
3 – Jeden z trzech najsłynniejszych tenorów wydał także głośną książkę kucharską (jest polskie tłumaczenie); o którym z tej trójki mowa?
I teraz pędem do komputera. Oto adres: internet@polityka.com.pl
A ja czekam już nagrodami.
Komentarze
Dzień dobry.
Dzisiaj jestem gościnnie u Młodszej, u mniew nie ma internetu – nie wiadomo dlaczego. Będę więc co i raz zaglądała na blog, ale nie będzie to zbyt częste. U nas poranek bardzo chłodny i pochmurny.; Bratki, stokrotki i prymule trzęsą się z zimna na wietrze a piesek po powrocie z przebieżki trawnikowej wlazł do swojego koszyka i zakopał w kocyk. Potrafi mordką naciągnąć na siebie koc tworząc rodzaj namiotu i jak spojrzeć, to jest kłębek szmaty, a psa nie ma. Obiadu na dzisiaj też nie ma. Dumam.
Witam,
pogoda fatalna. Tymczasem grupa słuchaczy naszego UTW jedzie do Berlina. Są już na terenie Niemiec.
Wyjechali o 5 rano 🙄
Celem wycieczki jest Muzeum Historii Naturalnej i panoramiczne zwiedzanie miasta.
Chwilę temu dzwonili. Nastroje mają znakomite. Jedzie 45 osób. Członkowie sekcji turystycznej wybrali miejsca, które chcą odwiedzić, poza Muzeum Historii Naturalnej. Przygotowali opis/historię danego miejsca. W tej chwili w autokarze trwa coś w rodzaju wykładu na temat samego Berlina i wybranych miejsc.
Koszt wynajmu autokaru pokryliśmy z pieniędzy, które mamy na koncie UTW. Słuchacze płacą dodatkowo po 7 złotych za indywidualne ubezpieczenie poza autokorem i za wstęp do Muzeum.
Każdy otrzymał, w charakterze niespodzianki, koszulkę z logo UTW. Koszulki udało nam się załatwić ze środków otrzymanych od sponsorów. Wprawdzie jest na nie zbyt zimno, ale myślę, że i tak jest to element integrujący 😆
A ja do arbaitu. Mam w drugiej połowie semestru gross zajęć na „prawdziwej” uczelni 😯
Miłego dnia 😆
Starsza z Pyr
Jotko – naprawdę fajnie, że ta inicjatywa (UTW) ma się dobrze po niemal dwóch latach. Wiele ruchów i stowarzyszeń lokalnych pada w takim przedziale czasu. Oby tak dalej.
Podoba mi się wywiad z p.Labudą w Polityce. Teraz się żegnam i też ruszam do roboty.
Jotko-Twoi słuchacze z UTW będą dzisiaj zwiedzać muzeum w Berlinie,
a nasi maturzyści mają na dzisiaj zaplanowaną wizytę w Centrum Kopernika.Zazdroszczę im bardzo,bo kolejki do kas w Koperniku nadal
ogromne i trzeba rzeczywiście dużo samozaparcia,by indywidualnie
pozwiedzać.Myślę,że szkoła zamówiła bilety wcześniej i zbiorowo.
Po południu postaram się opowiedzieć w skrócie wrażenia mojej Córy.
Wczoraj w ramach świętowania Dnia Czekolady została mocno napoczęta
tabliczka mlecznego Lindta z migdałami :- D
Kurier przyniósł też zamówiony przez Latorośl prezent przewidziany na
urodziny Taty :
http://chocolissimo.pl/do/item/3075-PLXXXX/Czekoladowy-zestaw-n
w ramach rocznicy lotu w kosmos, ktora to przypadala w dzniu wczorajszym czynilem juz znacznie wczesniej przygotowania
tu natomiast zarejestrowane fragmenty z podrozy w przestrzeni ponad planetarnej
jakze by inaczej, gdybym nie wyladowal, nie klepalbym tutaj 😆
poza tym wszystko w normie. poszukuje dorotolka > dobra wiadomosc dorotolku. znalazlem malpke taka jaka chcialas. maly kapucynek. mam osobiscie dokonac wyboru i w tym celu zarezerwowany jest juz termin na ogledziny. po dokonaniu wyboru malpka zostanie sproszkowana. na zywca. tylko taka metoda gwarantuje przywrocenie jej do ponownego zycia, tym razem juz w berlinie, za pomoca pieciu litrow specjalnego roztworu. ten jest juz zamowiony i dostarcze wraz z proszkiem. dzialac ma to na zasadzie oranzady w proszku. o szczegolach w stosownym czasie.
Młodości,ty nad poziomy wylatuj 😉
Pyro,
wymaga to rzeczywiście sporego, konsekwentnego wysiłku i chwilami anielskiej cierpliwości, plus poczucia humoru. Bo jesteśmy w wieku, w którym każdy „wie swoje” i humory miewa różne.
Danuśka,
my też chcieliśmy w tym semestrze do Centrum Kopernika, ale już w lutym nie przyjmowali zbiorowych rezerwacji. Czekamy kiedy zaczną przyjmować rezerwacje i lecimy w te pędy do Warszawy.
Podczas gdy UTW zwiedza Berlin, ja przygotowuję się do wykładów z andragogiki dla młodzieży z mojego macierzystego uniwersytetu 😆
Będę objaśniać młodym co to za „źwirz” ten „stary”, jak go edukować i po co? 🙄
Jest to nowy przedmiot, którym mnie władza dziekańska „uściskała”. Muszę więc przysiąść fałdy, żeby wiedzę uporządkować, poszerzyć, zaktualizować i w strawnej formie do podania przygotować 😎
Jotka – zlituj się! Już nie można było tego przedmiotu paskudniej nazwać? Biedne dzieci wyłamią sobie język i będą przekręcały „angagogikę” w „andrologię” i polecą zaliczać nie do tego gabinetu.
Pyro,
przedmiot nazywa się jeszcze gorzej: Współczesne teorie andragogiki
Nie ja go tak nazwałam. Ja go tylko „dostałam do realizacji”. Mam to zrobić w czasie 10-ciu, 45 -minutowych godzin, podczas 5-ciu spotkań. A następnie przeprowadzić egzamin.
Siedzę więc nad tym i przymierzam w te i wewte co „wyłożyć’, wedle jakiego klucza zbudować całość, jakie moduły? I tak dalej i tak dalej.
Wdrażanie Systemu Bolońskiego jest bardzo bolesne. Nikt mi nie wmówi, że Bolonia nie pochodzi od boli 👿
Z pamiętnika Geologa:
Kilka tygodni temu odwiedziła nas wieczorem pani pastor dr Alison – Amerykanka żyjąca od kilku lat w Ugandzie i prowadząca m.in. domy dziecka z ramienia ugandyjskiego kościoła protestanckiego. Przy kolacji opowiedziała mi historię z wodą jednego z sierocińców na wschodzie Ugandy, zwanego „Father’s House”. Jest to wioska, w której lokalne bezdzietne kobiety we własnych domach opiekują się 6-10 sierotami. W związku z wysoką liczbą chorych na AIDS i wysoką dzietnością kobiet sieroty w Ugandzie nie są zjawiskiem rzadkim, ale wiele z nich trafia pod opiekę ciotek, dziadków lub innych członków rodziny. Kiedy ten system jednak zawodzi (bieda, wysoka umieralność) są jeszcze sierocińce, których oferta bywa niewystarczająca wobec istniejących potrzeb.
Kiedy urządzano wyżej wymienioną wioskę, wywiercono też studnię z ręczną pompą – urządzeniem solidnym, rzadko się psującym i na dodatek sprawiającym frajdę dzieciakom, kiedy same mogły poruszając ramieniem pompy spowodować wypływ bulgoczącego strumienia. Ta woda jest zdatna do picia bez przegotowania.
Kiedy pewnego dnia Alison przyjechała z wizytą, zauważyła, że wokół studni posadzono bardzo dużo sadzonek drzew. Zapytała sekretarza diecezji, co to ma znaczyć?
„Rozpoczęliśmy IGP i mamy nawet wsparcie NAADS!” – padła entuzjastyczna odpowiedź.
IGP oznacza „Income Generating Project”. mniej eufemistycznie – „Business”.
NAADS – National Agricultural Advisory Services jest rządowym programem rozwoju rolnictwa wspieranym przez UE, duńską pomoc rozwojową i bank światowy. Bliskość szkółki leśnej wobec studni daje się wyjaśnić tym, że NAADS owszem, projekt wspiera, ale nie chce wydawać pieniędzy na wiercenia lub budowę wodociągu, w końcu jest przecież gotowa studnia…
Przy następnej wizycie Alison zastała wielkie zbiegowisko przy studni, bo akurat mechanicy demontowali ręczną pompę.
„Instalujemy elektryczną. Odpowiedzialni z NAADS stwierdzili bowiem, że ręczna pompa jest zbyt mało wydajna do nawadniania drzewek” – powiedział sekretarz.
Skąd weźmiecie prąd?
Z generatora!
A kto dostarczy paliwo?
Oczywiście NAADS!
Kto zna organizacje rządowe Ugandy, wie. że nie słyną z rzetelnej działalności, zwłaszcza gdy są wmieszane w liczne skandale korupcyjne, z których NAADS znane jest szczególnie.
Nie było więc zaskoczeniem, kiedy miesiąc później Alison otrzymała telefon, że dzieci nie mają wody.
Sytuacja aktualnie wygląda tak, że dzieci biorą wodę ze zbiornika, który jest napełniany, jak jest paliwo. Woda ta jednak musi być przegotowana, co nie zawsze jest możliwe, bo drewna opałowego w okolicy brakuje, a szkółka leśna ma przecież inne przeznaczenie.
Tak więc „dzięki” rządowym programom rozwojowym dzieciaki chorują na biegunkę i inne, związane z zanieczyszczoną wodą choroby…
Przepraszam za opóźnienie w podaniu nazwiska zwycięzcy. Oprowadzałem po redakcji uczniów Dziekanowa Leśnego i opowiadałem i o historii naszego tygodnika i zawodzie dziennikarskim. Trochę to trwało, bo młodzi mieli wiele pytań. Też chcą byc żurnalistami.
A wracając do naszych spraw, to zwycięstwo (kolejne) odniosła Ewelina. Gratulacje!
A odpowiedzi są następujace:
1 GioacchinoRossini (turnedo);
2 Artur Rubinstein;
3 Jose Carreras.
Za tydzień nagroda warta największego trudu!
Lepsze jest wrogiem dobrego …
Dopiero mogłem zajrzeć. Dzisiaj odpowiedzi nie trzeba nigdzie sprawdzać. Danie z filetu Mignon nalezy do ulubionych potraw Bobika, o ile pamiętam. Polski pianista – kilku można wymienić. Żona jednego napisała książkę kucharską reklamowaną jako książka małżonki wielkiego smakosza. Urodzony, o ile pamiętam, w Łodzi, zamieszkały przez ostatnie dziesięciolecia życia w Szwajcarii, ale pianista niewątpliwie polski i wielki chopinista. Tenor, który wydał książkę zawierającą w tytule „kuchnia” zawiera streszczenia 40 bodajże librett operowych, ale do każdego jest kilka przepisów kulinarnych typowych dla regionu, w którym toczy się akcja opery. A teraz spieszę do pamiętnika geologa
Łajza sprawiła, że wysłałem poprzedni komentarz po ptakach
Mrożek może by wymyślił, jakby sięgnął wyobraźnią do Afryki. W każdym razie nie jest to aż tak zaskakujące aczkolwiek smutne.
Jestem zdumiona że wygrałam bo zajrzałam tu dość późno a pytania faktycznie były proste.
Ale z przyjemnością zaopiekuję się nagrodą 🙂
Nemo, mało choler mnie trzęsie, musi jeszcze ta 👿 To nie jest pretensja do Ciebie tylko wyraz bezsilności wobec licznych, bardziej i mniej nachalnych idiotyzmów 👿
Ewo 😀
Sorry, Haneczko, mnie też bezsilność ogarnia, ale były tu głosy, że chcecie więcej o tej Ugandzie… 🙄
Na dworze znowu słonecznie, ale góry pobielały na nowo i wieje zimny wiatr, suszy moje pranie.
Ewo, gratulacje 🙂
Berlin stał się całkiem przyjemnym miastem, szczególnie w dzielnicach centralnych.
Nemo – pamiętnik Geologa fascynujący, chociaż czarno na białym widać, że słowiańskie idiotyzmy wcale nie są jedynymi. Dawaj tego jak najwięcej. U nas też nawrót przedwiośnia albo późnej jesieni.
Ewo – gratulacje. Nikt jakoś się dzisiaj nie pali do konkursu – ani Stanisław, ani Asia i widać , że i przechodnie jakoś zawiedli. Ja też kiedyś wygrałam, wysyłając rozwiązaniew ok 11-tej.
Stanisławie – jestem zauroczona dzielnicą Charlotty (tam nasza Dorotol mieszka). Jest wyjątkowo zaciszna i urokliwa chociaż w centrum niemal wielkiego miasta. Ma nastrój miast średniej wielkości gdzieś na prowincji, a to część metropolii.
Nemo-o Ugandzie chcemy nadal.Bardzo ciekawe,choć bywa dramatyczne.
Szkoda,że Nirrod nie ma czasu blogować,bo pewnie mogłaby dodać trochę
własnych,ugandyjskich spostrzeżeń.
Danuśka – chyba dopiero gdy Melle skończy swoją misję w Ugandzie. Nirrod, jako żona dyplomaty ma niewielką swobodę wypowiedzi nt Ugandy. Każde niezręczne (albo zbyt szczere) sformułowanie idzie na konto ambasady.
Jasne- nie wiedziałam dokładnie,że Nirrod w Ugandzie jest na tak
odpowiedzialnym posterunku 😕
Wyględem wczorajszych porad – długo i bezowocnie poszukiwałam ziela angielskiego. „Wcięło”! Nigdzie nie było. Aż wczoraj radość – nabyłam metodą kupna! Ciekawe, że w dużych supermarketach „ni ma”, a w niewielkim sklepiku BYŁO!
Nisiu –
niestety nie znam nazwy zielonej paskudy jaka zanieczyszcza mój ogródek i wznieca mardercze „instynkta w mem” sercu. Listki podobne do kończynki lecz drobniejsze. Nie rośnie ku górze lecz nikczemnie pełza po ziemi z typowym dla perzu zapędem zapuszczania korzeni z każdej niewielkiej nawet odnogi. Ma drobne, żółte kwiatuszki i coś co przypomina grot strzały wycelowanej w niebo. Podejrzewam, że to gniazda nasienne.
Nie powiem co mnie trafia bo nie będę kalać mych ślicznych usteczek brzydkimi wyrazy. Na dodatek teraz pada, wieje i ogólnie niekorzystne warunki do działalności ogrodowej.
Ale niech tylko … To ja …!!!
Mam nadzieję iż zaspokoiłam Twą ciekawość i w miarę dokładnie opisałam zmorę mych ogrodniczych zapędów.
Pozdrowiątka od zwierzątka
Echidna
Echidnsa – dzisiaj z Warszawy wyleciał za kałuże Nowy. Jeżeli jutro się odezwie, to trzeba nadać mu problem do rozwiązania. Może coś poradzi?
Bardzo lubię książkę Anieli Rubinstein „Kuchnia Neli”. Pisze o sobie, że tak jak niektórzy ludzie maja absolutny słuch, ona ma coś w rodzaju absolutnego smaku, pozwalającego jej „rozszyfrować” skład nawet dość skomplikowanych potraw. Pisze: „Poprzez gotowanie starałam się wyrazić radość. Przysmaki, które gotuję dla dzieci, rodziny i przyjaciół świadczą o moim do nich uczuciu. Jest to rzecz, która mnie niezmiernie ciszy i na ktorą zawsze znajduję czas.”
W innym miejscu: „Jeśli chcemy, by gotowanie było źródłem radości, nie należy trzymać się sztywnych reguł. Aby się nim bawić, należy nabrać pewności i uruchomić wyobraźnię.”
Pani Nelli ma zupełnie takie samo zdanie o gotowaniu, jak ja. Bawi mnie to, sprawia radość, lubię ludzi karmić – i nigdy nie umiem ściśle przestrzegać przepisów. Nie muszę – dla mnie to rozrywka, a nie profesjonalny obowiązek. Inna rzecz, że z latami się wycwaniłam i gotuję na codzień potrawy szybkie w wykonaniu, albo takie, które „same się gotują”.
Pyro, Pani Nela mówi: „Gdy nam coś nie wychodzi, nie traćmy głowy, lecz starajmy sie temu zaradzić, zmieniając na przykład przepis. Najlepiej w ogóle nie dopuszczać do siebie mysli, że popelniliśmy błąd i byc gotowym do improwizacji.”
„Gotowałam wszędzie i w najrozmaitszych warunkach: w kuchniach dużych i małych, w nowocześnie wyposażonych „laboratoriach” i na niewygodnych jedno- lub dwufajerkowych kuchenkach w hotelowych apartamentach.”
Dzisiaj się trochę wysiliłam obiadowo, bo wpadł syn po dłuższej nieobecności. Była pomidorowa na żeberkach, pieczony comber jagnięcy, ziemniaki, buraczki i brokuł. Na deser ananas.
Pomidorowa na żeberkach ? No proszę,a u mnie w domu rodzinnym Mama
gotowała na żeberkach albo kapuśniak albo krupnik.
Hasło : dobre i szybkie w wykonaniu,to moje credo przede wszystkim
od poniedziałku do piątku 🙂
Ostatnimi dniami pojezdzilismy z Basia po okolicach Calgary czyli pojechalismy w kolko. Najpierw na polnoc do Silvan Lake potem duzym kolem na wschod, poludnie i wrocilismy z zachodu robiac w miedzyczsie 650km. Co gdzies dojechalismy to nachodzily czarne chmury wiec lecielismy dalej zeby znalezc miejsce na piknik. Jadac pieknie swiecilo co znalezlismy miejsce chmurzyska doganialy. W koncu poznym popoludniem stanelismy w Black Diamond na steka i piwko w stoletnim hotelu (saloon). Do domu zajezdzajac kolo 20:00 (wyjechalismy o 10:00). Pare zdjec z drogi. Nie wszedzie robilismy zdjecia ale pare sie kliknelo. Zadupie preryjne jak to nazywam, westernowy klimat nieco. Nastepnego dnia pojechalismy do znajomych na ranczo (mini ranczo) ale tam snieg po kolana miejscami i nawet do kabiny nie weszlismy tylko na zewnatrz na kawalku trawy posiedzielismy a ja bawilem sie ogniskiem i pieczeniem bananow i kielbasek popijajac kaliforniskim pinot grigio. Pare zdjec kulinarnych wiec tez jest. Zrobilem maly filmik (zdjecia nie video) z muzyczka ca. 2.40 min. Jesli ma ktos ochote na mala przejazdzke po okolicy zapraszam 🙂
http://youtu.be/iuIxGdwnYYw
O właśnie, Małgosiu. Kiedy w domu byli mężczyźni, obiad bez zupy i drugiego był nieważny. Teraz nie gotujemy zupy i najczęściej rezygnujemy z ziemniaków, ryżu, klusek – chyba, że to integralna część potrawy. Zjadamy kawałek mięsa, rybę, czy coś innego i sporo warzyw do tego, a na deser są owoce czy kawałek lekkiego ciasta. Nam to naprawdę wystarcza. Co innego kiedy Synuś przychodzi, wtedy jest obiad tradycyjny – on się inaczej nie naje. Matros natomiast jada po babsku tylko mięsa więcej, a warzyw mniej i wyłacznie surówki. Warzyw gotowanych czy pieczonych w zęby nie weźmie.
stu
Tak było ciepło, że w krótkim rękawku na tym Dzikim Zachodzie?
Bylo cieplo jak slonce swiecilo i wiatr nie wial…a za chwile wial i bylo zimnawo a jak chmury naszly to juz zima. Na marginesie zapowiedzieli wlasnie 10 cm sniegu w nocy. Ma padac do jutra wczesnego popoludnia. Zawraca zima od drzwi 🙂
Ognisko bylo nastepnego dnia i znowuz slonce grzalo ze dwie godziny po dojechaniu i bylo calkiem cieplo a potem chmurki wiaterek i zimno jak u eskimosa w … no tam gdzie jest ciemno u murzyna 🙂
Zreszta mamy strasznie zmiennie. Piekne niebieskie niebo a pol godziny pozniej strasznie ciemne chmury i wichura. Jak male tornada takie trabki powietrzne tancza jak derwisze albo cale dziny (nie mylic z alkoholem). No moze na swieta sie ociepli na dobre.
ładne jaja … dobrze, że lubię ..
http://lepszysmak.wordpress.com/2011/04/13/jaja-wielkanocne/
ewa chyba już rekord pobijasz w wygrywaniu .. 🙂 ..
Witam.
Dla echidna;
http://www.gardena.com/pl/garden-care-tools/gardening-tools/combisystem-wertykulator-na-ko-kach/
Trawnik z tym dodatkiem powinien zaspokoić Twoje oczekiwania.
Spiesz się zanim zapuszczą korzenie.
Jeżeli pomogłem przeznacz 10% wartości zakupu na (……….)
Też lubię robić różne dekoracje „jajeczne”. Kiedyś tu już opisywałam jak robi się kaczuszki na stawie (najładniejsza dekoracja) albo ludziki, grzybki też robiłam w dwóch odmianach – z pomidorem muchomory, z proszkiem grzybowym albo pieprzem, prawdziwki, a jeszcze łodeczki z kawałkiem liścia zielonej saaty jako żagielkiem.
Ważne – dokoracje najlepiej, żeby zjadły dzieci (jeżeli są) Jeżeli nie ma dzieci, to trochę pomoże folia spożywcza, ale w zasadzie obrane jajka jakie stosuje się do dekoracji, przeznaczyć już wieczorem na jakiś farsz lub sałatkę – brzydko obsychają i już nie są takie śliczne. Całe szczęście, że robi się je szybciutko.
Kochani,
Dziękuję 🙂
Jolinku,
Cytując klasyka „nie chcem ale…” 😉 . A dzisiaj naprawdę się nie spodziewałam.
No w właśnie Pyro, stąd ten wysiłek. Na co dzień moje obiady są podobne do Twoich 😀
zdrowie dorotolka po x I
na piatek przygotowuje kaszene i bigos 😯
nie ja
dorotolek przygotowuje te wspaniale potrawy 😆
Echidno, to szczawik różowy, Oxalis corniculata. U mnie to pełza przez grządki, przez płyty na tarasie i zruinowało mi prawie całkowicie trawnik. Z tego co wyczytałem na takim blogu, to ima się tego tylko totalny chwastobój, a ten selektywny do trawnika nie pomaga, bo jest za słaby. Wysiewałem kiedyś siarczan żelaza, aby zniszczyc mech w trawie. Mchu faktycznie, jakby jest trochę mniej, ale pojawiyl się wielkopowierzchniowo ten szczawik.
Witam Szampaństwo – przy primitivo negroamaro.
Wczoraj był Reykiavik i oczywiście zawiązywanie stosunków międzyludzkich z tubylcami, moimi długoletnimi kumplami z internetu, wreszcie poznanymi osobiście. Taki Zjazd na Szczycie. Trochę pobiegaliśmy po centrum, ale niewiele, bo trzeba było odpocząć po podróży, a i chłopaki mieli czas dopiero dobrze po południu. Odbyliśmy wspaniałą kolację, wzięliśmy tradycyjne danie – baraninę w sosie brązowym, z grilowanymi warzywami, Jerzor wybrał stek z halibuta. Islandczycy tłumaczyli, że ryba to pospolite danie na codzień, od święta jada się baraninę. Co do baraniny, raz w roku jada się bardzo tradycyjnie zrobiony udziec barani – marynowany w serwatce i czymś tam jeszcze. Tych dwóch nie zajmuje się gotowaniem (informatycy), więc trudno mi było z nich wyciagnąć bliższe szczegóły, ale już ja sobie wygooglam, co należy.
Poza tym w karcie był stek z wieloryba, ale chłopcy odradzali, że nic nadzwyczajnego, zresztą, mam czas wszystkiego spróbować, co tutejsze.
Mają znakomite piwo, które mi posmakowało – Viking, jest ciemnawe nieco (ale nie ciemne!) i najbardziej goryczkowe, jakie piłam. Doskonałe w charakterze, że się tak wyrażę. Oczywiście trzeba lubić gorzkie piwo, a to rzecz gustu. Ja lubię, musi być goryczka chmielowa
Harkl jest do dostania w sklepach spożywczych – sprzedaje się go w specjalnej folii, wczoraj nie miałam okazji nabyć, ale nabędę. Muszę się zorientować, czy można to w takim stanie przewozić, bo żeby się jeszcze bardziej zepsuło, to chyba nie ma szans 😉
Dobra, dopiero drugi dzień dzisiaj…
Dzisiaj przewaqżnie padająco, ale wyruszyliśmy do Blue Lagoon – gorące źródła i takie tam rózne spa, wrażliwi na siarkowe opary mogą sobie darować. Akurat nie padało tam, niestety, było pochmurno. Zrezygnowaliśmy z kąpieli, stówa dolarowa na łebka. Ale warto było połazić po terenie, zdjęcia nastąpią po powrocie.
Potem ruszyliśmy na Krysuvik i tamtejsze źródła termalne, wpakowalismy się gdzieś w boczne drogi, ale nie takie my ze Szwagrem… dalimy radę 😉
Wszystko dlatego, że mielismy mapę turystyczną od dużego palca, a nie solidną mapę drogową. Zapytaliśmy przygodnego tubylca – zdziwił sie, że tamtędy przejechaliśmy 😯
Owszem, droga była szutrowa (wysypana wulkanicznym „żwirem”, ale co to przeszkadza?W sumie dzisiaj zrobiliśmy po drożach i bezdrożach jakieś 400km.
Zatrzymaliśmy się w Hveragaredi, hotel elegancja-Islandia, pojechalibyśmy dalej, ale pada i mgła, więc to takie trochę męczące.
Jutro ma być słońce – udajemy się na lodowiec, ten największy, na poludniu wyspy. Co do słońca, tubylcy powiadają, żebyśmy sie nie napalali zbytnio, bo prognozy swoje, a pogoda swoje.
O tubylcach – a zaczepiamy czesto – bardzo sympatyczni i nie spotkaliśmy jednej osoby, z która nie mozna byłoby POGADAĆ (nie tylko porozumieć się) po angielsku. Są bardzo uczynni i sympatyczni.
Internet jest wszędzie, i to darmo. Kawiarnia, restauracja, gasthaus – bez problemu. Rozmawiałam na ten temat z recepcjonistką w naszym hotelu – po prostuwszystko nastawione na turystów. Żadnych kafejek internetowych nie widziałam, pewnie nie istnieją.
O okolicznościach przyrody opowiem raczej fotograficznie w stosownym czasie. Póki co, z racji pochmurnej pogody nie należy się spodziewać rewelacji, ale…to dopiero drugi dzień 🙂
Tutaj robię notkę, żebym na przyszłość nie zapomniała o czymś zapodać. Otóż nawigować w tym kraju trzeba sie nauczyć.Najgorzej oznakowany komunikacyjnie kraj, jaki widziałam, a pilotem samochodowym jestem od lat i znam sie trochę na tym.
To jeden minus, póki co, ale damy radę 🙂
Rozpisałam się – zaraz lecimy na kolację.
YYC,
bardzo fajny filmik. Może pogoda Wam zbyt nie dopisała, ale sceneria wiosenno – zimowa bardzo piękna. Ognisko i piknik w takich warunkach są o wiele bardziej atrakcyjne . Zauważyłam bardzo ładnie wypieczoną bagietkę, co niestety nie jest regułą. O szerokiej, wygodnej drodze nie wspomnę.
Alina cytuje fragmenty książki Neli Rubinstein, m.in. o jej ” absolutnym smaku”. Zazdroszczę tego daru, bo sama mam często trudności w rozszyfrowaniu składników potraw przygotowanych przez kogoś innego. Jadłam kiedyś znakomite pierogi o delikatnym smaku. Nie odgadłam składników farszu, a była to masa złożona z przetartego bobu i borowików.
Obiad Małgosi na pewno był bardzo smaczny. Dziś czytałam zaległy artykuł z poprzedniego numeru ” Polityki” na temat osteoporozy. I m.in. wspomniano tam korzystnym działaniu na kości galarety, czyli zimnych nóżek/ co jest faktem dobrze znanym/ , ale także zup gotowanych na kościach. Dietetycy kręcą nosem na takie zupy, zalecając zupy na wywarach z jarzyn, ale lekarze mają inne zdanie. I zupa na kościach, a tym bardziej na żeberkach jest bardzo wskazana. Ucieszyła mnie ta opinia, bo jestem tradycjonalistką i takie zupy przeważnie gotuję.
zdrowie dorotolka po x II
…
uuu
…
ufff
toc to gorsze od fruwania.
mam nadzieje ze wystarczy do sniadania.
To prawda, że Dorotol 15-go kwietnia świat ujrzałA. dO TOASTU JESZCZE 2 DNI – WIDAĆ Rysiek – Arek czy jakoś tak, bardzo na ten bigos łasy, że doczekać nie może.
Dostałam wczoraj kolejną książkę z przepisami nalewek – mam już ze 7 albo 8 (nie licząc tych w ogólnych książkach kucharskich) Tym razem jest to tomik przygotowany przez Krzysztofa Kurskiego w kolekcji „kuchni staropolskiej” Zawiera 102 przepisy i nieco ciekawostek. Tymi ostatnimi podzielę się z pt Blogowiskiem:
– pierwszą odnotowaną nalewkę stworzył ponoć Hipokrates, a składała się z miodu, wina i ziół. Nazwana Hipokratem była wysoko ceniona, jako lek
Destylaty wymyślili Arabowie i chętnie produkowano je w każdym domu. Mahomet zakazał wina, nic nie mówił o nalewkach. Na wszelki wypadek wszystkie traktowano jak leki. Leczono się z ochotą. Europa też się leczyła aż do XVI w kiedy to w Bari skąd Bona nasza, wymyślono rosolis, czyli nalewkę różaną – ta już była dla przyjemnośi samej. Teraz przerwę i cd napiszę za chwilkę, żeby nie przepadło
Dorotol świętuje urodziny zdaje się dopiero w piątek. Rysiek wcześnie zaczyna toasty.
Ciekawie rozpoczęła się przygoda Alicji z Islandią. Zdrową dietę mają ci Islandczycy, skoro na co dzień jadają ryby, a mięso od święta. Ja , tak jak Jerzor, wybrałabym halibuta. Ciekawa jestem dalszych wrażeń, zwłaszcza po spotkaniu z harklem.
Echidno, nie kojarzę cholerstwa. Myślałam, że może dopadł Cię podagrycznik, bo to straszna zaraza. Będę szukać, może znajdę. A może to jakiś endemit???
Na takie kłączowate draństwa jest jedna metoda, tylko trzeba mieć zacięcie Kopciuszka. Kupuje się Roundup oraz pędzelek, po czym opada na kolana i czołga po ziemi, smarując cholerze listeczki. I bardzo uważając, żeby nie posmarować czegoś, co lubimy. Trucizna przenika do liścia i tymi kłączami idzie dalej, a po jakimś czasie roślinka zdycha marnie.
Życzę szczęścia. Mnie nie było stać na smarowanie podagrycznika…
zdrowie dorotolka po x III
…
i na tym koniec. to i tak powyzej moich mozliwosci.
brryyy
c.d.:
– w Polsce nalewki sporządzano w miastach i na wsi, po dworach i w chatach, a z czasem obrosło to w obyczaje – np nalewka sporządzona przez Polonusa w dniu urodzin syna, była podawana na weselu tego syną po wielu latach. Dziewczyny na wschodnich kresach nastawiały „żenichę kresową) – wódkę różaną na własnoręcznie zbieranych owocach dzikiej róży. Kiedy dziewki zbierały różę, chłopcy popatrywali które to, z czyjej chaty – to był znak, że panna do zamęścia gotowa. W pół roku od tego dnia, chłopacy przysyłali swatów, bo nalewka była już wystała. Chłopak, na którego panna i jej odzina się zdecydowali, był częstowany właśnie „zenichą”, inni dostawaliu inne gorzałki.
rysio sie tak stara, bo chce sie wprosic, prosze bardzo z tym, ze wizytujacych przyjmuje po tutejszemu: prosze przynisc swoje walowkie w trojaczku, wode mam ale z kranu
Echidno, Pepe – też stawiałam na szczawik, ale nie znałam jego żółtej odmiany, tylko różową i białą. Z tym zastrzeżeniem, że on, czyli Oxalis Corniculata, nie jest różowy, tylko rożkowaty (cornus=róg), a różowy – to ten, który znałam, bo mialam – Oxalis Deppei – szczawik Deppego. Biały z kolei to szczawik zajęczy, Oxalis Acetosella. Podejrzewam, że mało kto z nas nie zajadał się nim w dzieciństwie.
Nie wiem jak wy, ale ja jako dziecina żarłam wszystko (w sensie roślinki), co mi wyrosło na drodze. Chyba cud, że żyję.
Jednym z przysmaków mojego dzieciństwa była żywica – z wiśni, czereśni, śliwek. Zbieraliśmy zakrzepłe krople i żuliśmy w uniesieniu. Do teraz nie wiem, jak myśmy to jedli – żadne irysy nie dorównywały takiej mordoklejce.
Zakupiłam wełnę (islandzką oczywiscie) przecudnej urody – a poszlimy byli po piwo i wino do sklepu okolicznego spozywczego. O, pomyłka, pomyłka!
W tymże sklepie było piwo prawie bezalkoholowe, wina zadnego. Jerzor pyta, gdzie w takim razie odpowiedni sklep, monopolka, a oni na to, że na…stacji benzynowej, innego we wsi nie ma, i sprzedają tylko do 18-tej, takie prawo w Islandii 😯
Poszliśmy na stację benzynową, istotnie, sklepik przystacyjny, a obok druga część, sklep monopolowy z całkiem niezłym wyborem spirytualiów mocnych, win i piwa. Zakupiliśmy stosowne wina i Vikinga.
Kolację zjedliśmy – mieliśmy całą restaurację w pseudo-starym stylu dla siebie, dosłownie nikogo, zyrandole przepiękne, pianino, świeczki, na kazdym stoliku wazonik z prawdziwymi różami (sprawdzałam!).
Zupa pomidorowa bardzo pyszna, jak na zupy restauracyjne, na drugie halibut w jakimś sosie. Z rybnymi sosami ja mam problem, bo nie przepadam, ale smażony halibut był na boku trochę, to zjadłam, resztę pochłonął wiadomo, kto.
Alicja – zanim wrócisz skrzela Ci wyrosną. Włóczki islandzkie mają świetną markę – chyba wszystkie północne (szetland)
Pyra,
z żywicą czerwśniową, wiśniową itd. miałam tak samo. To naprawdę było znakomite. Teraz nie mam dostępu 🙁
Ale, niech dokończę z ta wełną, no więc przy tym spozywczym, co to cienkie piwo oferował, był przyczajony taki mały pasażyk z kilkoma innymi sklepikami. Nie zajrzałabym, ale zarzuciłam żurawia niechcący, no i sklep z wełną. Islandzką. Znam ci ją, ale tam były rzeczy, które nie ida na eksport, a są lokalne. Nie mogłam sie oprzeć, chociaż sklepik z wełna w domu mogłabym otworzyć ze swoich zapasów. Fantastyczne kolory pomięszane, że tylko nimi malować. Kupiłam, wyszłam, ale już wiem, że jutro wdepnę, bo pani obiecała mi skopiować jeden bardzo ciekawy wzór na ażurowa sukienkę z bawełny (a nuż się przyda?), oczywiście pokonferowałyśmy na tematy,,, i jak siebie znam, zakupię więcej kolorów – no co, mam miejsce w walizce 🙄
A poza tym rzeczywiście piękne kolory, inspirujace, a cena…na moje przeliczając, bardzo konkurencyjna. I jak tu się oprzeć 🙄
List Emila Młynarskiego do ukochanej wnuczki, Aliny:
„Moja ukochana wnuczko Alino, to ja, Twój dziadek, Emil. Jak Ci smakował mój mazurek? Nie ma w nim ani grama margaryny. Twoja mama odziedziczyła swój kulinary talent po mnie. Nie chwalę się, stwierdzam fakt. Nie gniewaj się do końca życia na tatusia, szlajał się z tą Annabellą, ale i on był specjalistą od ciast. Napisałem do Ciebie by się ocalić od zapomnienia”
Może wpiszę to do Wikipedii, może nie wpiszę. Tutaj żywica jest jeszcze zbyt twarda by ją żuć.
Zdjęcia Nemo i YYC jak zwykle piękne. Najlepsze to „Nemo sadzi ośmiornice czyli szparagi”.
Hydrofornia Narodowa imienia Barbary i Piotra Adamczewskich także piękna, zwłaszcza to średniowieczne koło z ogrodowym wężem 🙂
Dorotol nie wspomniała ile kosztuje kubek wody w Jej domu. To dobry znak, lepiej nie pytać 🙂
Co jeszcze? Kampania wyborcza trwa. Już 2 maja będziemy mieli nowe jutro, to znaczy nie dla nas, ale dla naszych wnuków. Samych serów – zatrzęsienie, godna starość, elektryczne węgorze. Martwię się, bo nie mam ani jednego wnuka.
Wczoraj wieczorem Jamie Oliver krzyczał na moich sąsiadów. Kanał 18, ABC. Krzyczał, a sam wyraźnie przytył, w myśl zasady – rób co ci mówię, a nie to co robię. Szczęściarz. Tak, to zawiść, ale bez gniewu 🙂
Późno już, czas na bardzo cichy fortepian. Za Mieczysławem Munzem i fortepianem siedzi kobieta o urzekającym uśmiechu. Mieczysław jeszcze nie wie, że to nie on zostanie ojcem Aliny Rubinstein, ale uśmiech na twarzy Neli sugeruje, że ona już coś o tym wie.
Co na to Helena Rubinstein? Ano nic, tylko pięknie pachniała.
Artur i Aniela dożyli sędziwego wieku. Nie wiem, czy o zasługa diety, ale z pewnością radości żucia, czego i Państwu życzę. Żujmy to co piękne, wypluwajmy ości (wolałbym życie bez ości, ale życie jak ryba, ma ości i płynie, po polskiej krainie)
Alicjo, mam mapę Islandii 1:600 000. Śledzę 😉
Haneczko 😉
Usciski od Jerzora, wziął się i udał, ja też wreszcie.
Branoc!
Jak najbardziej bra 🙂
No ja nie wiem, czy takie BRA. Jutro idę do fryzjera na 9 rano, to w ogóle nie wiem, czy warto się kłaść spać!!!
O, swoją drogą Alicja idzie spać o jakiejś normalnej porze!
Bra.
O, nie bardzo. już witałam się z gąską, prawie że, a tu w pokoju somsiednim televi na regulator. Cały. Ratuję się Vikingiem, musi uspać.
O, zaweteryniowała służba hotelowa, bo po 23-ciej należy być cichutko,
Dopijamy naprawdę znakomitego Vkinga i spanko.
Roger and out
Dzisiaj porządkowałam po kafelkowaniu. Trochę się posunełam z odkurzaniem i ustawianiem statków. Zmywarka w pełnym galopie. Wieczorem padłam na trochę, a tu już prawie świta!
W takim razie BRA i czołgam się na górę.
Kum!
Ojoj, Alicjo, sklep z włóczkami! Ja już na Allegro nie wchodzę, zakupiłam tyle, ze do jesieni nie przerobię…
Krystyno, masz chyba racje, ze ognisko lepiej smakuje w taka niepewna pogode, snieg etc…
Bagietka od Belga tzw sourdough czyli na zakwasie. Najwiecej mi smakuja wlasnie te na zakwasie a ta rzeczywiscie byla dopieczona do perfekcji 🙂