Czym ostatnio zajmowałem się w kuchni

Sporo czasu w ostatnich dniach spędziłem w naszej kuchni. Mieliśmy kilka tur gości, częściej niż zwykle zaglądały dzieci (czytaj – wnuki), a i trzeba było wypróbować parę nowych przepisów.

Stałem więc przy maszynce do mielenia mięsa, potem przy garnku do gotowania makaronu, a także przy piekarniku i ruszcie lub patelni. Z całkiem nowych potraw, nieznanych wcześniej w naszym domu, zrobiłem syczuański makaron dandan. Kupiłem więc pieprz syczuański i papryczki chili z tegoż regionu, makaron z mąki pszennej i wody, pastę sezamową, olej arachidowy, marynowane warzywa, dwa rodzaje sosu sojowego (jasny i ciemny) i już. Przepis wziąłem z książki, którą tu bez przerwy omawiam i cytuję (jeśli zechcecie to podam precyzyjny przepis na ten makaron). Praca zajęła mi około godziny. Cały czas bowiem musiałem zaglądać do przepisu i korygować różne czynności, które normalnie robię niemal automatycznie. Ale nie przy całkiem nowym daniu.

Cały dom pięknie pachniał przypalanym pieprzem syczuańskim i pastą sezamową. No i oczywiście arachidowym olejem, na którym przyprawy, potem marynowane warzywa i wreszcie mieloną wieprzowinę podsmażałem w woku.

Makaron, ku mojemu zdumieniu, gotował się niemal kwadrans, mimo, że na opakowaniu zalecano zaledwie 3 minuty. Lekko zmiękł dopiero po 10 a dobry (czyli lekko tylko twardawy) był właśnie po 15 minutach. Odcedzony trafił do woka, zamieszany z mięsem i warzywami wylądował na talerzach. Sos z pasty sezamowej, oliwy i pieprzu podany był w sosjerce.

Kolacja była udana. Zwłaszcza, że dandan popijaliśmy chińskim piwem czyli zgodnie z syczuańskim obyczajem. Lekko pociliśmy się z powodu ostrości dania ale nie nadmiernie. Myślałem, że połączenie pieprzu i chili będzie jeszcze ostrzejsze.

Od czasu do czasu będziemy powtarzać ten eksperyment ale tylko w zimie.  W upał dandan byłby trudny do zniesienia.

Kolejnym nowym przepisem był miecznik czyli po włosku pesce spada. Oliwę, sok z cytryny, sporą ilość oregano, siekaną pietruszkę i siekany czosnek wymieszałem w misce i doprawiłem  solą i pieprzem. Potem dodałem siekane kapary i odrobinę startej skórki cytrynowej. Gruby plaster miecznika skropiłem  oliwą i smażyłem na mocno rozgrzanej patelni grillowej. Gotową rybę polałem sosem zrobionym z oliwy, soku z cytryny, startej skórki cytrynowej, posiekanej natki pietruszki i oregano. Prawdę powiedziawszy pesce spada bardziej nam smakowała niż chińskie ostrości.

Nieźle udała się też kolacja w której królowały na stole pieczone perliczki(fot. wyżej i obok). Równie chwalona była też ośmiornica pieczona z kartoflami.

 

 

 

 

 

Myślę, że jak na jeden tydzień w kuchni to zupełnie przyzwoity wynik. W ferworze pracy nie zawsze jednak pamiętałem o aparacie fotograficznym. Na dzisiejszych zdjęciach więc niektórych dań nie ma. Nadrobię to przy kolejnych okazjach.

Na koniec dwa komunikaty. Zaczynam od lepszego:

Zmieniamy Bazar na lepsze – tak brzmi hasło tegorocznych, drugich już Kaziuków na Banacha. Zaprasza Inicjatywa Obywatelska Targ Banacha XXI.

Sobota, 12 marca, godz. 9-14, Bazar Banacha, ul. Grójecka 95

Kaziuki to tradycyjny jarmak urządzany w Wilnie z okazji uroczystości św. Kazimierza Królewicza, patrona Litwy i Polski. Nie obiecujemy, że przeniesiemy Wilno na Banacha. Niczego nie obiecujemy. Ale jesli sprawy ułożą się pomyślnie, na naszych Kaziukach będą łakocie i muzyka z Kresów, wiele ciekawych wyrobów i zabytkowe sprzęty gospodarskie. Miłośnicy targów i prawdziwej żywności na pewno znajdą coś dla siebie!

Drugi nieco gorszy, choć perspektywy są świetlane:

Z powodu montowania nowego serwera i wprowadzania nowego (podobno bardziej przyjaznego dla internautów) programu w nocy z niedzieli na poniedziałek (od godziny 24.00) wszystkie blogi będą niedostępne. Przepraszam (zwłaszcza tych zza oceanu) za chwilowe odebranie zabawki.

Do zobaczenia więc w poniedziałkowy poranek!