Popołudnie wśród kóz

Dawno nie miałem tak smacznego sobotniego popołudnia jak to. Wprawdzie,padał deszcz ale na werandzie było sucho i ciepło. Pachniało zaś tak apetycznie…

Mój wiejski dom stoi na skraju lasu i nad wielkimi łąkami. Mam wspaniały widok na Puszczę Białą oraz rozległe podmokłe tereny zamieszkane przez żurawie, czaple i inne pomniejsze ptactwo. Teren wokół domu ( a jest tego niemal dwa hektary) leży na suchym, piaszczystym wzgórku wyrastającym ponad łąki o mniej więcej dwa metry. Część porośnięta jest lasem, a część suchą, ostrą wydmową trawą. To wymarzone miejsce do hodowli kóz.

Lubię kozy – są zgrabne, ruchliwe, wydają się mądre i łatwo zaprzyjaźniają się z właścicielami. Zaletą kóz jest także ich mleko no i oczywiście sery. Nigdy jednak nie zdecydowałem się na kupno tych zwierząt, bo wymagają one stałej opieki. Nie można hodować żadnych zwierząt dojeżdżając do nich na weekendy. Trzeba by osiedlić się nad Narwią na stałe. Tak więc marzenie o własnym kozim serze pozostanie dalej tylko mrzonką.

Picandou_Past.jpg

A jednak czasem marzenia się spełniają. Choć w nieco innej postaci. Nie mam wprawdzie najmniejszego nawet stadka kóz lecz mam (mimo usilnych starań by prezent ten szybko zużyć) wspaniałe francuskie sery. Zacznijmy od wielkiego okrągłego pudła kryjącego w sobie 24 maleńkie krążki Picandou. Ojczyzną tego świeżego serka jest Burgundia. Jego średnica ma zaledwie 5 cm a wysokość około 1 cm. Serek nie ma skórki tylko kremowy lub biały miąższ bez dziurek. Ser zawiera 45 % tłuszczu. Charakteryzuje się bardzo delikatnym smakiem i równie łagodnym tak charakterystycznym dla wszystkich kozich serów zapachem.

Dłuższy czas zastanawiałem się nad odpowiednim winem do Picandou. Mam wprawdzie w piwniczce parę butelek burgunda ale wydało mi się to zbyt proste, by ser z Burgundii, popijać winem z tegoż regionu. W pewnej chwili zapachniało mi ostatnio „odkryte” wino urugwajskie z dwu wspaniałych szczepów Merlot i Tannat a produkowane przez włoską rodzinę zamieszkałą za oceanem od 150 lat. Sięgną

łem więc po butelkę Pisano i to był strzał w dziesiątkę. Łagodne, z nieco nawet słodkawym posmakiem (choć to tylko złudzenie) wino rodziny Pisano cudownie kontrastowało z kozim aromatem i łagodnością połączoną jednak pikanterią burgundzkiego serka.

6617___Cab__cou_300dpi___New_pack.jpg

Serkowi i winu towarzyszyła jak Francuzi każą chrupiąca bagietka. W pewnym momencie postanowiłem pieczywo podgrzać. Gdy bagietka przyrumieniła się i była wręcz parząca ser nabrał nowego smaku. Leżąc na grzance rozkwitał intensywnym zapachem i sprawiał wrażenie, że się topi. I wówczas łyk chłodnego wina sprawiał, że uczta stawała się wprost królewska.

Całą operację powtórzyłem i z drugim kozim przysmakiem czyli Cabecou du Perigord. Ten jeszcze mniejszy (czy raczej bardziej płaski) krążek pachniał nieco i

ntensywniej ale smakował równie łagodnie jak jego burgundzki kuzyn. Nie zmieniłem więc wina (choć musiałem sięgnąć po kolejną butelkę) i podwieczorek wesoło toczył się dalej.

1305_saint_marcellin_coupelle.jpg

Po krótkiej przerwie spowodowanej przylotem pary żurawi, które też zabrały się do podwieczorku niemal tuż za moim płotem, co pozwoliło nam na b

liską obserwację tych dystyngowanych wielkich ptaków, wróciliśmy do stołu. Żurawie głośno krzycząc przechadzały się po łące a my – znacznie ciszej od ptaków – zaczęliśmy omawiać walory dwóch pozostałych serów. Tym razem były to sery z krowiego pasteryzowanego mleka: Saint Marcelin Royanais i Chaource Germain. Oba niezwykłej delikatności i przez dłuższy czas nie byłem w stanie zdecydo

wać się, który mi bardziej przypadł do gustu. Po dłuższej chwili zdecydowałem się na przyznanie palmy pierwszeństwa Chaource. Subtelny aromat grzybowy czający się gdzieś w tle i rozbudzony czy raczej podkreślony winem był tym decydującym argumentem.

CHAOURCE_250g.jpg

W tej drugiej części posiłku serom towarzyszyło inne wino. Tym razem francuskie. Aromat serów i pierwsze kęsy zachęciły mnie do sięgnięcia na wyższą półkę moich płynnych zasobów. Odkorkowałem więc butelkę trzymaną na dobre okazję. Był to Paulliac z 1995 roku z winnicy Barona Rothschilda Chateau Duhart-Milon. Nie muszę chyba dodawać, że etykietka opatrzona była napisem Grand cru classe.

I takiż to był posiłek!