Gdzie rosną kotlety ?

Przeczytałem ostatnio artykuł, który poruszał ważny temat i wychowawczy, i kulinarny zarazem.  Autorka łącząca (także zawodowo) sprawy diety i gotowania z problemami wychowawczo-psychologicznymi zastanawia się nad tym jak powiedzieć dziecku podając mu pieczonego kurczaka, że to ta sama kura, którą widziało biegająca po podwórku u babci. Przed takim wyjaśnieniem skąd się bierze rosół lub gdzie rosną kotlety schabowe powstrzymuje autorkę i jej przyjaciółki lęk o spowodowanie szoku u dziecka. A przy okazji wywołanie blokady czy niechęci do potraw mięsnych lub rybnych.

Faszerowane perliczki

Prawdę mówiąc nie miałem takich problemów ani z własną córką, ani później z wnuczętami, ponieważ wszyscy dorastali w stałym kontakcie ze wsią. Spędzali tam wiele miesięcy w roku, obcując ze zwierzętami w sąsiadujących z nami gospodarstwach.  Widzieli więc małe prosięta, z których wyrastały dorodne tuczniki. Potem obserwowali proces dzielenia mięsa i produkcję kiełbas, szynek a nawet kaszanki. Nigdy, jak sądzę, nie trafili na sam akt pozbawiania zwierzęcia życia ale wiedzieli, że TO  zapoczątkowuje proces przetworzenia świni lub cielaka w kotlety. Jednocześnie z wielką miłością traktowali swoje domowe zwierzaki. Głównie psy. Wiedzieli bowiem, że są zwierzęta domowe, które można kochać i trzeba traktować z sympatią a nawet pewnym szacunkiem i są zwierzęta hodowlane przeznaczone na rzeź i pożywienie dla człowieka. Te drugie także lubili, czasem zaprzyjaźniali się z nimi i wiedzieli, iż im też się należy dobre życie, bez zadawania cierpień, ale które kończy się w odpowiednim czasie w garnku i na talerzu.
Nigdy też takie spojrzenie na współżyjące z nami zwierzęta, ptaki i ryby nie nasuwało im myśli o obłudzie dorosłych nie pozwalających i karcących np. kopanie psa czy kota a jednocześnie akceptujących istnienie rzeźni i przerabianie owieczek na combry, łopatki i udźce. Widzieli bowiem – i rozmawiali z nami o tym –  lisy porywające kurczaki oraz drapieżne ryby, jak szczupaki czy sandacze, mające w żołądkach płotki lub krasnopiórki.

Koziołek za naszym płotem

W zrozumieniu tego procesu pomagały też filmy przyrodnicze. A także brak nadopiekuńczości charakteryzującej się czułostkowością i nadmiernym chronieniem dzieci przed brutalnością świata (oczywiście do pewnych granic).

Wydaje mi się, że i dzieci wychowywane w mieście, bez kontaktów z żywą przyrodą i wiejskimi zwierzętami, też można bez strachu o ich psychikę poinformować o tym, że kotlety są ze świń hodowanych w tym celu, mleko daje krowa żyjąca w oborze a ryba na talerzu jest nieco inna niż te, ozdobne, pływające w akwarium.
Wszelka nadwrażliwość prowadzi do wypaczeń. Pokazanie prawdziwego życia, w tym także i w kuchni, nie może chyba zaszkodzić. Ochrona dziecka przed okrucieństwem kucharzy może doprowadzić nie tylko do rezygnacji z diety mięsnej czy rybnej. Ale także i wegetariańskiej. Dzisiejsze badania wykazują bowiem, że rośliny nie tylko czują ale także wykazują się pewnym rodzajem pamięci. Samą miłością zaś żyć się nie da.