Gdzie rosną kotlety ?
Przeczytałem ostatnio artykuł, który poruszał ważny temat i wychowawczy, i kulinarny zarazem. Autorka łącząca (także zawodowo) sprawy diety i gotowania z problemami wychowawczo-psychologicznymi zastanawia się nad tym jak powiedzieć dziecku podając mu pieczonego kurczaka, że to ta sama kura, którą widziało biegająca po podwórku u babci. Przed takim wyjaśnieniem skąd się bierze rosół lub gdzie rosną kotlety schabowe powstrzymuje autorkę i jej przyjaciółki lęk o spowodowanie szoku u dziecka. A przy okazji wywołanie blokady czy niechęci do potraw mięsnych lub rybnych.
Faszerowane perliczki
Prawdę mówiąc nie miałem takich problemów ani z własną córką, ani później z wnuczętami, ponieważ wszyscy dorastali w stałym kontakcie ze wsią. Spędzali tam wiele miesięcy w roku, obcując ze zwierzętami w sąsiadujących z nami gospodarstwach. Widzieli więc małe prosięta, z których wyrastały dorodne tuczniki. Potem obserwowali proces dzielenia mięsa i produkcję kiełbas, szynek a nawet kaszanki. Nigdy, jak sądzę, nie trafili na sam akt pozbawiania zwierzęcia życia ale wiedzieli, że TO zapoczątkowuje proces przetworzenia świni lub cielaka w kotlety. Jednocześnie z wielką miłością traktowali swoje domowe zwierzaki. Głównie psy. Wiedzieli bowiem, że są zwierzęta domowe, które można kochać i trzeba traktować z sympatią a nawet pewnym szacunkiem i są zwierzęta hodowlane przeznaczone na rzeź i pożywienie dla człowieka. Te drugie także lubili, czasem zaprzyjaźniali się z nimi i wiedzieli, iż im też się należy dobre życie, bez zadawania cierpień, ale które kończy się w odpowiednim czasie w garnku i na talerzu.
Nigdy też takie spojrzenie na współżyjące z nami zwierzęta, ptaki i ryby nie nasuwało im myśli o obłudzie dorosłych nie pozwalających i karcących np. kopanie psa czy kota a jednocześnie akceptujących istnienie rzeźni i przerabianie owieczek na combry, łopatki i udźce. Widzieli bowiem – i rozmawiali z nami o tym – lisy porywające kurczaki oraz drapieżne ryby, jak szczupaki czy sandacze, mające w żołądkach płotki lub krasnopiórki.
Koziołek za naszym płotem
W zrozumieniu tego procesu pomagały też filmy przyrodnicze. A także brak nadopiekuńczości charakteryzującej się czułostkowością i nadmiernym chronieniem dzieci przed brutalnością świata (oczywiście do pewnych granic).
Wydaje mi się, że i dzieci wychowywane w mieście, bez kontaktów z żywą przyrodą i wiejskimi zwierzętami, też można bez strachu o ich psychikę poinformować o tym, że kotlety są ze świń hodowanych w tym celu, mleko daje krowa żyjąca w oborze a ryba na talerzu jest nieco inna niż te, ozdobne, pływające w akwarium.
Wszelka nadwrażliwość prowadzi do wypaczeń. Pokazanie prawdziwego życia, w tym także i w kuchni, nie może chyba zaszkodzić. Ochrona dziecka przed okrucieństwem kucharzy może doprowadzić nie tylko do rezygnacji z diety mięsnej czy rybnej. Ale także i wegetariańskiej. Dzisiejsze badania wykazują bowiem, że rośliny nie tylko czują ale także wykazują się pewnym rodzajem pamięci. Samą miłością zaś żyć się nie da.
Komentarze
Problem w tym, że do wychowywania dzieci coraz mniej chętnych 🙁
Zjesz, albo bedziesz zjedzony, wcześniej czy później. Proste jak świński ogon 🙄
niektorzy nawet twierdza, ze i woda ma pamiec skazujac sie tylko na milosc, wiec moze jednak sie da ?
witam tym radosnym przypuszczeniem
która woda?
– ta cicha co brzegi rwie? –
…musi mieć (nie tylko pamięć, ale wręcz biznesplan) 😐 ❗
wszystko co chodzi po planecie badz na niej rosnie predzej czy pozniej wyladuje na talerzu.
jest to tylko kwestia czasu.
dlatego, wydaje mi sie, nie powinnismy zyczyc sobie smacznego tylko szczescia 😆
ataraksja i aponia
(bezbolesność ciała i spokój ducha)…
tu lampa i resztki szadzi… bajkowo…
właśnie wróciłam spod Wawelu, nie zakupiwszy biletów na Minkowskiego*, które miały były od dziś być rozpowszechniane, ale nie są, bo nie wydrukowali… kurczę 180 PLNów od twarzy i wydrukować nie zdążyli… 😮
…zatem szczęście, ale z przymieszką stąpania po ziemi… 😉 😀
____
*Msza h Bacha, Misteria Paschalia, Wielka Niedziela
Tak jest od wieków… Zabij albo zostań zabity.
a zatem, okazuje sie ze jest sporo szalonych pomyslow na planecie 😆
niektorzy probuja wychodowac czterokanciaste pomidory bo im lepiej do kisty wchodza. inni probuja to samo z czterokanciastymi jajami. nie wiem tylko czy doswiadczenia sa juz na ukonczeniu?
Zimno i mgła. Czekam na chłopa z cielęciną.
Ta cielęcina rośnie na górce, gdzie byliśmy w sobotę na sankach.
Nemo – a ten chłop z cielęciną nie mógłby i do mnie?
Indyk z owocami w piekarniku; kapusta już w garnku z jabłkami, rodzynkami i na kaczym smalcu. Teraz się zdrzemnę odrobinę, bo wcześnie wstałam, a po drzemce zastawię zupę i przygotuję przystawki. Ja sobie pośpię, a Młodsza w tym czasie wyprasuje obrus i umyje po raz kolejn podłogi. Jasny gwint; co robią ostatnio Krasnoludki? Ogłosiły strajk, czy co?
Nemo- dzięki Żabie też mam nareszcie chłopa 😉
– nie z cielęciną,a z wołowiną
-nie rośnie na alpejskiej górce,ale na pomorskiej łące
– właściwie to mam nie chłopa,a babę
– właściwie nie babę,a miłą panią (tak wynikało z rozmowy telefonicznej)
Czekam na pierwszą dostawę.
Z pewną taką nie tyle nieśmiałością,co ciekawością 🙂
Pyro- krasnoludki oflagowały się razem z Markiem i Nisią,
w połowie drogi pomiędzy sejmem,a pałacem prezydenckim.
To wychodzi tak mniej więcej u Bliklego na Nowym Świecie 😉
Jedzą tam kawior z blinami.
A czy Żaba już wyzdrowiała ?
Pyro,
może krasnoludki są ciągle jeszcze przesłuchiwane 🙄
Cielęcina rasy limousin przyjechała limuzyną subaru i jest już w chłodnych objęciach Liebherra. Chłop, który ją przywiózł, to właściwie teść chłopa-producenta, elegancki starszy pan, miastowy z samej stolicy, były reprezentant firmy farmaceutycznej odwiedzający lekarzy, więc maniery nienaganne 😉 Spodobałby Ci się, Pyro. Szkoda, że tak daleko mieszkasz 🙁
Jasny gwint?
Pyro gwint z duzej, a i blog nie ten.
Slonce razi w oczy, czego wszystkim wam zycze,
pepegor
Dzięki kantom i wodzie mamy w sklepach dwa razy więcej mięsa. Nie tyle radosne co prawdziwe.
Pyro- a poza tym z tymi krasnoludkami to nigdy nic nie wiadomo :
Późną nocą do drzwi Józka ktoś puka.
Kto tam ? pyta Józek.
Krasnoludek.
Józek otwiera drzwi, patrzy, a tam na progu stoi krasnoludek.
Zdziwiony pyta : Skąd tu się wziąłeś ?
Jak to skąd ? Z bajki.
Można i tak, ale czy to przekona łasuchów? 🙄
http://rozwoj-duchowy.przebudzenie.net/14-niejedzenie.html
Antonino – nie przekona, ale pogadać zawsze można. Łasuchy to towarzyskie stworki.
Antonino,
przeczytałam i stwierdziłam, że ja to już stosuję 😯 Wprawdzie rotacyjnie i między posiłkami, ale już od dawna odżywiam się Swiatłem. Hurra!
Nic dodać nic ująć z uwag Gospodarza.
Przydałby mi sie jakiś krasnoludek. Rozgladam się, nie widzę. Podwijam rekawy 🙂
Światło na oświecenie pogan — to tak jakoś przedgromnicznie?… 🙄
Btw, alllllleż dnia przybyło!… — uwielbiam ten okres (miedzy urodzinami bratowej a walentynkami, bo dalej to już prawdziwa wiosna-banał… nawet gdy przedwiośnie czy wręcz zima 😉 )… — Niech Rysiek + podwładni jego nie myślą, że tylko oni tacy rozanieleni jak naj-jarsi wegetarianie 😉 😛 😀
Rotacyjnie między posiłkami? Też można. Znałam taką jedną, która jadła raz dziennie – bez przerwy 😉
Niektórzy Amerykanie tak mają 🙄
Jak ja lobię tę „a capellę”.
‚Nowomowa” w najczystrzej postaci. Moja pani od polskiego jest zachwycona. Tylko w Krakowie takich „egzemplum” szukać.
raz dziennie bez przerwy? 💡 – ej, to nawet spełnia z naddatkiem warunki popielcowego i wielkopiątkowego postu: 3x dziennie w tym raz do sytości (tu: tylko raz i nigdy do sytości, skoro można dalej… … … 🙄 😀 )
Amerykanie wiele potrafią… ale Chińczycy mają już więcej patentów… a może tylko nowo-rejestrowanych patentów?… … …
A cappello,
luty to jest fajny miesiąc. Dni już dłuższe, słoneczko potrafi przygrzać… Można posiedzieć na jakiejś górce pod szałasem lub ścianą skalną (aby nie wiało po plecach) popatrzeć z góry na świat i chłonąć światło z kosmosu przegryzając kawałkiem czekolady z migdałami 😉
A capello – Może kartoflem ten bilet wydrukujesz ? 🙂
Mają tylko mszę b Bacha, h pewnie już „wyszła”, ale jak to babcia Marca Minkowskiego zwykła mówić = „Bach to Bach, słuchaj tego co masz na talerzu”.
magia, niebieskie migdały – Nemo niczym Pawlikowska-Jasnorzewska sama!… 😉 😀
skalne ściany?… Nawet pagór tysiąctrzystumetrowy fajny jest… byłby… będzie…
światło+śmiech+ruch+ludzie = szczęście
Ale bywają… przebłyski wyjątkowe 😉 😀
ha ha moll 😉
Wpaniały post. Gospodarz poruszył bardzo ważny temat edukacji żywieniowej dzieci (a czasem niedouczonych dorosłych). Dziękuję za mądre słowa. Mam dwuletnią siostrzenicę, która jeszcze nie interesuje się pochodzeniem tego, co znajduje na talerzyku, ale niedługo trzeba bedzie pokazać jej grządkę z ziemniakami, kurnik, krowy na łące.
Problem żywieniowej edukacji dotyka coraz więcej społeczeństw, a Amerykanów w szczególności. Tam dzieci myślą, ze frytki to warzywo! Ministerstwa Edukacji powinny wprowadzić stosowny przedmiot w szkole podstawowej. Wszyscy bylibyśmy zdrowsi, a producenci nie wciskali by klientom byle czego.
Chrupać, wchłaniać, wdychać
Placku, te internetowo dostępne mca poszły rzekomo* już 24-go stycznia rano (ostatnie dwa obok siebie zostały zarezerwowane naonczas… i rezerwacja nie została anulowana).
dziś poszłam do ‚realowych’ punktów sprz., zawalczyć o balkon – online go nie było albo (prawdopodobnie) b. mała liczba… 😀
______
*może teraz rzucili więcej (skoro nie mają druczków, teraz rezerwacja, wysyłka później? 😮 )
Dla Francuzów to jest Bak, Mozaar i Ądel 😉
A capello – Rząd: 9, miejsce: 2 i „Przejdź do zakupu” to prawie oświadczyny. Zaryzykuj 🙂
Czytam i szczęka mi opadła. Jak się żyje Światłem, nie trzeba dzieciom tłumaczyc, gdzie rosną kotlety. Znałem takich co zmierzali w tym kierunku przez jakiś czas. W okresie przejściowym jedli 400 g chleba dziennie, ale jakoś nie mogli się przyzwyczaić i pójść dalej. Dalej szli tylko ci, którzy nie wyrabiali normy. Ci jedli 200 g chleba dziennie. Czasem dostawali dodatkowo solonego śledzia, ale to głównie w podróży. To było w Workucie. To znaczy w Workucie przechodzili na niejedzenie ci, których znałem. W innych miejscach eksperymentowano podobnie.
…ale oświadczyny na balkonie to prawie jak romeo i julia… 🙄 — jeszcze się wstrzymam, zwłaszcza że to nie ja rządzę (wyjściem jako takiem, o (spektakularnych) detalach nie wspominając… 😎
Odnośnie zwierzątek. Mieliśmy wczoraj w domu niezłą awanturę. Córeczka przyszła ze swojego mieszkania piętro niżej z informacją, że za godzinę przyjdzie Asia (koleżanka) z chorym gołębiem, który zamieszka w naszym garażu. Momentalnie się żachnąłem, że na chorego gołębia w domu nie mam specjalnej ochoty. Okazało się, że gołąb ponoć nie chory tylko ranny – podziobany, do tego pocztowy. Ponoć oglądał go doświadczony hodowca i orzekł, że chory nie jest.
Dyskusja była długa i mało konstruktywna. Ja zaproponowałem, żeby mieszkał w pokoiku od ogrodu (z osobnym wejściem, bez przejść do innych pomieszczeń), a Ukochana, żeby córeńka do obsługi nowego lokatora zakładała gumowe rękawiczki. Wyszliśmy na okrutników krańcowo bezwzględnych.
„Niemieckie posty
i polskie mosty,
korynckie cnoty, KRAKOWSKIE BEŁKOTY,
francuskie małżeństwo
– wszystko to błazeństwo”.
Naszej ukochanej „a capelli” dedykuję z wyrazem…
h-moll MM to chyba w Wielkanoc ma być. Bardzo żałuję, że nie będzie mi dane. Ale b-moll to jakaś sensacja. Może ktoś bemola dostrzegł w nutach i tak mu wyszło.
Z naszych ostatnich biletów wyszła Mariza na 13 lutego w gdyńskiej hali sportowej. Zadowoliliśmy się miejscami czwartej kartegorii z pięciu. Ale według mojego rozeznania te miejsca wystarczająco dobre. Tylko kupiliśmy 3 bilety i teraz może się okazać, że trzeba dokupić czwarty dla gołębia, który do tego czasu może wydobrzeć na tyle, żeby słuchać występu. W ostateczności puszczę mu płytę.
Stanisławie – B minor to h-moll, a ja sobie tylko tak jak gołąb grucham. Gdybym tylko mógł być w Krakowie, z Bak, och…
Och…
Ileż ja gołębi mam na sumieniu? Młodziaków, takich najdelikatniejszych, najtłustszych, co to jeszcze nie umieją fruwać (albo słabo)!
:
Ponoć gdy się nauczyłam jeść inne rzeczy, niż mleko(a), Dziadziu podsyłał często te specjały dla pierwszej wnusi… zresztą byłam ‚pierwsze małe’ w obu rodzinach, a potencjał rozpieszczeniowy i potrzeby wylewnościowo-uczuciowe były (mówią) wielkie jak rzadko gdzie…
…Więc pewnie by mnie ze szczętem rozpieścili, gdyby nie rodzeństwo za dwa i cztery lata… i obowiązki z tym związane… — ale co sobie pobyłam księżniczką, to moje! (A najważniejsze są tak czy owak pierwsze miesiące i lata — później życie może dać w kość a człowiek się tylko cieszy, że ciekawie, i wyzwania, i że tak czy owak został obdarowany i mu dobrze na świecie, itp.
Ale za te gołąbki lecące do gąbki* muszę pszesz teraz odpokutować! 😐 – jedzeniem coraz mniejszych objętości mięsa, coraz rzadziej… 😉 😀
_____
*bardzo długo rozumiałam je literalnie – nie jak jakieś podejrzane zawijańce ryżowo-kapustne… 🙄
Placku… 😀
…gdybym ci ja miała skrzydełka jak gąska… :roll
Stanisławie – A może byś tak sam ptaszynie zaśpiewał?
Córka się zachwyci 🙂
Dla Stanisława :
http://puszka.waw.pl/dziewczyna_z_golebiem-projekt-pl-899.html
Przy odrobinie wyobraźni – któreż dziecko jej nie ma – nawet kotlety mogą rosnąć na …
http://www.youtube.com/watch?v=pDE8kI67cnQ
Sąsiedzkie gołębie, które decydowały się na osiedlenie na naszym strychu, czyniły to na własne ryzyko i już do nich nie wracały 😎 Jaki to był dobry rosołek 😉
Znacie ten film? Od 4 minuty. Pod koniec moja ulubiona scena – czeski Dr House 😉
Ponownie, kij w mrowisku, Gospodarzu………
Ja nikogo nawracac nie bede, bylam zona wegetariana(nina) bez wyobrazni dietetycznej, przez 7 lat, nauczylam sie gotowac (z wyobraznia i znajomoscia tematu prawie kazde danie), rozwiedlismy sie jednak i tak jestesmy dobrymi przyjaciolmi; nie gotuje tak czesto jak chcialabym
ALE chcialabym napisac – mozna zablokowac w sobie myslenie – i tylko zagarniac z polek , kupowac nawet nie przetworzone. Mieso opakowane w folie (ale nie folie tu codzii) przyprawia mnie o mdlosci, wypelnione lodowki tymze w supermarkecie tym bardziej … dlaczego, dla tego ze – widziam jak traktuje sie zwierzeta hodowlane w Texasie. Goraco -too bad moze jest jedno drzewo ktore znajdzie sie na prerii kiedy na zewnatrz jest +45 stopni, widzialm rowniez krowy stojace po kolana w sniegu zamarzajace (podobno mieso kruszeje..). To w US a w Polsce boje sie nawet myslec o ubojniach…
Konkludujac,
brzydzi mnie kazde mieso ktore hodujemy dla zabijania. Cieleta! Nemo!
Sorry, jestem po drugiej stronie.
Pozdrawiam
Moej kolezanki syn (teraz juz po 30 stce) czesto bywal u dziadkow ktorzy mieli prywatna mala ubojnie. Jak dziecie zrozumialo co dziadzio robi to przestalo jesc mieska i od tego czasu jest wegetarninem Tlumaczenie nic nie dawalo, i nie daje. A ja kochalam pana Frania, toz w tych piekielnych latach nie musialam stac w kolejkach po mieso, czy inne pretwory.
przetwory
Yoto – dlaczego sorry?
Nikt tu nie ma Ci za złe.
(nina) – było słuszniejsze.
O, z wegetarianinem łajznęłam się z Leną 😆
Dziędobry na rubieży.
Odflagowałam się, bo musiałam to i owo zrobić, w tym zakupy. Szarych kluseczek trochę kupiłam… Pyro, ave!
Widziałam klucz jakichś dużych ptaszydeł. Czy jest możliwe, żeby już coś do nas przyleciało?
Yoto,
nie bardzo rozumiem, o co Ci chodzi. Byłaś żoną wegetarianina, a sama…? Jadłaś mięso i przestałaś, czy jadasz nadal?
Widzę, że masz mi za złe jedzenie cielęciny, ale wołowiny to już chyba nie? Bo cielątka takie słodkie są?
Wiele razy dawałam na tych łamach wyraz moim poglądom na temat masowej, wręcz przemysłowej „produkcji” mięsa i metod transportu zwierząt oraz ich zabijania. Kto czytał, ten wie.
Mam jednak na tyle twarde sumienie, że jadam mięso zwierząt hodowanych w tym celu w bliskiej okolicy i przez znajomych mi ludzi i nawet to sobie czasem chwalę 😉 Ja i jeszcze parę rodzin umożliwiamy innej rodzinie utrzymanie się z pracy własnych rąk w okolicy pięknej, ale trudnej do życia. Może ci górale też powinni nauczyć się żyć powietrzem, światłem i widokami, ale zanim to nastąpi korzystam z ich umiejętności gospodarowania na stromych górskich łąkach i nie przeszkadza mi, że raz na miesiąc jakieś cielę (duże, silne i nieanemiczne) zakończy swój sielski żywot u boku krowy-mamki na ukwieconej łące jazdą transporterem do pobliskiej rzeźni 🙄
Jeśli ktoś zrozumiał, że jadam mięso tylko z pobudek filantropijnych, aby górale mieli co robić i nie rabowali turystów na szlakach, to dobrze, bo to oczywista oczywistość 😎
W tej górskiej idylli pasają się ofiary mojego apetytu 😎
😯
Roślinki też cierpią. O rybkach nie mówię (łowi się je różnie i w różny sposób hoduje), a mięsko prosiaka czy innej zywioły kruszeje po ubiciu.
Powtarzam, co napisałam wcześniej, wcale tego nie wymyśliłam, bo taka mądra to nie jestem – albo ty zjesz, albo będziesz zjedzony.
Tak to wymyśliła matka NATURA. Chyba. Zaznaczam, że się nie znam.
To nie jest tak, że albo albo. Wszystko zależy od miejsca w łańcuchu pokarmowym 😎 I rodzaju łańcucha.
Łańcuch łańcuchem, ale zawsze coś/ktoś zjada ….albo jest zjadanym, nieprawdaż?
Idę sobie kromuchę z resztką boczku wieprzkowego zrobić. Na kromuchę liść niewinnej sałaty, potem boczek, no i plasterki pomidorka ze trzy. Póki co, ja je jem, a nie one mnie 😉
Przypomniało mi się słuchowisko (z wczesnych 70-tych na Trójce) „Dzień Tryfidów” 😯
Placku, 13.44
zabiles we mnie ciele, chowane na Pinku Floydzie, rozgladam sie za subaru, ktore zwloki do Pyry zawiezie, Ona tyle pali, ze pewnie nie wyczuje, ze stare
Sławku – Na szczęście Twe ciało jest różową katedrą pełną cieląt. Gdyby nie to, już dawno byłbym z butami zjedzony 🙂
Przepraszam, rekin puka do drzwi, zaraz wracam.
Mrówki potrafią rozmawiać na każdy temat, bez kija. Znam mrówki, przyjaźnię się z mrówkami, nie jesteśmy mrówkami 🙂
Po prasówce.
Kiedyś się mówiło, że ktoś (znani, z ekranu tv, teraz CELEBRYCI) się jakoś tam ubrał. Teraz się *stylizują*.
W średniowieczu językowym siedzę i już nie briefuję, czy to mnie nie briefują, nie kumam 🙄
Słownictwo przebogate i najnowsze w internetowych wydaniach różnych gazet, ale dnia nie ma, żeby „ortografa” nie znaleźć.
Wiem…czepiam się, ale język to jest nasza Ojczyzna. I ja nie mówię o każdym z nas, tylko o mediach, media powinny pilnować poprawności językowej. Hm…
Ale media często same nie umiom po polsku…
Nisiu,
A co to jest „łajznęłam”?
Dla Alicji „Żur na maślance” .Co ciekawe to maślankę się gotuje oddzielnie i odcedza aż pozostanie czysta serwatka.Jeszcze nie próbowałam,bo przepis z poniedziałkowego dodatku do GWyb.
http://palcelizac.gazeta.pl/palcelizac/1,110783,9038579,Zurek_na_maslance__,,ga,,6.html
Alicjo – Wyrażasz swe zdanie, ubolewasz, ale czepianie się nie jest Ci obce.
Nie mam na to dowodów, ale podejrzewam, że jesteś człowiekiem 🙂
Gostus, zainspirowalas, dzieki, przy najblizszym kontakcie z maslanka i zakwasem dam sie poniesc, moze nawet za tydzien, czy dwa, juz wydrukowalem i wlozylem do paszportu
Placek,
Ja mieszkam „niezbyt daleko” od Alicji…problem jest skad od diabla wziasc tutaj setwatke. Moze Alicja wie, jak tak to niech zapoda.
Buziaki,
Leno, to jest taki tutejszy wynalazek, jak się dwa podobne wpisy miną. Lajza Minelli, łajza minęli, jeden diabeł. Myśmy synchronicznie napisały tego wegetarianina prawidłowo, a ktoś tam przed nami był niepewny jak się to pisze.
Leno – Western Creamery, czyli Zachodnia Śmietarniarnia produkuje bardzo dobrą maślankę. Na tej samej stronie znajdziesz wyszukiwarkę sklepów 🙂
(Gdyby Rej miał internet, ale nie miał, a ja się muszę męczyć)
Świeżej serwatki przestałem już szukać. Niedługo za szklankę świeżego mleka…boję się nawet o tym pomyśleć 🙂
A ja niedawno kupiłam zsiadłe mleko z Krasnegostawu – okazało się pyszne. Od dawna też pijam kefiry z Włoszczowy albo Łowicza – też świetne. Żadne cwane jogurty się nie umywają…
Michnikowski pijal kefir co rano po bardzo meczacej pracy poprzedniego dnia w „Gangsterach i Filantropach”. A Holoubek poszedl siedziec 🙂
no coz, taki porzadek tego swiata, ze swineczki oraz inne zwierzatka zjadliwe zostaly stworzone po to, zeby przyrzadzac z nich smakowite jedzonko, no ale jak ma sie klopoty z uwierzeniem w tak oczywista oczywistosc, to oczywiscie moze byc to trudne do zrozumienia…
Placek, znalazlam!
Musze miec okolo 2 godzin na zakup tej maslanki… Rezygnuje, ale jak bede w okolicy to dlaczego nie?
Dziekuje za pomoc.
A nasza Wschodnia Smietarniarnia produkuje buttermilk. Wszystko do gory recami. Ostatnio na nartach jelenie chodzily w sniegu po kolana tudziez kojoty, owce, muflony i jeden bazant. Chyba choroby glupich krow dostaly z zapatrzenia sie.
Dla ulatwienia dodam, ze jelenie tymi kolanami snieg rozgarnialy i trawe dla owiec i kojotow wygrzebywaly. Bazant chodzil i sprawdzal. My biegalismy. Pogoda piekna jak w hollywoodzkim filmie, wschod rozowy, zachod czerwono-amarantowy jak we fladze. Niebo chabrowe jak u chabrow. Snieg bialy jak firanki.
YYC – Lena poszukuje „fresh whey”, a ta w któej mozzarella pływa jest zbyt kosztowna 🙂
Mozzarella plywa i mi przypomniales, ze mam zrobic caprese juz od dwoch dni. Zal mi bazyliii zrywac tak ladnie rosnie 🙂
A ta butermilka to calkiem dobrawa jest musze oddac. A co to wlasciwie jest serwatka? (czy to co zostaje po zrobieniu masla? czy to jest maslanka?) Zagubilem sie 🙂
Lena,
nie mam serwatki, mam maślankę (buttermilk) z chociażby pierwszego lepszego sieciowego No Frills na przykład .
Musisz mieć to gdzieś w pobliżu (4 km ode mnie, ewentualnie w spożywczym Za Rogiem, też mają).
A „huslanka” w „Bałtyku” (polski sklep w mojej wsi, wyjaśniam niewtajemniczonym), importowana z…tu cytuję dokładne namiary:
M.C. Diary
106 North Queen st.
Etobicoe, Ont.
(Kanada, oczywiście)
Idę poczytać do góry, wysiadywałam nad zajęciami i (kulinarnie) wszystko mi się pochrzaniło 👿
Zła jestem, jak nie powiem, co (licho? licho niech śpi cicho!)) – ale jestem bardzo zła 🙄
Teraz muszę zabejcować…i na nowo pomalować.
p.s. Placku,
czyżbyś imputował, żem rzep? Rzepicha? Rzepka?!
Zasadził dziadek rzepkę w ogrodzie,
Chodził tę rzepkę oglądać co dzień.
Wyrosła rzepka jędrna i krzepka,
Schrupać by rzepkę z kawałkiem chlebka!
Więc ciągnie rzepkę dziadek niebożę,
Ciągnie i ciągnie, wyciągnąć nie może!
Zawołał dziadek na pomoc babcię:
„Ja złapię rzepkę, ty za mnie złap się!”
I biedny dziadek z babcią niebogą
Ciągną i ciągną, wyciągnąć nie mogą!
Babcia za dziadka,
Dziadek za rzepkę,
Oj, przydałby się ktoś na przyczepkę!
Przyleciał wnuczek, babci się złapał,
Poci się, stęka, aż się zasapał!
Wnuczek za babcię,
Babcia za dziadka,
Dziadek za rzepkę,
Oj, przydałby się ktoś na przyczepkę!
Pocą się, sapią, stękają srogo,
Ciągną i ciągną, wyciągnąć nie mogą!
Zawołał wnuczek szczeniaczka Mruczka,
Przyleciał Mruczek i ciągnie wnuczka!
Mruczek za wnuczka,
Wnuczek za babcię,
Babcia za dziadka,
Dziadek za rzepkę,
Oj, przydałby się ktoś na przyczepkę!
Pocą się, sapią, stękają srogo,
Ciągną i ciągną, wyciągnąć nie mogą!
Na kurkę czyhał kotek w ukryciu,
Zaszczekał Mruczek: „Pomóż nam, Kiciu!”
Kicia za Mruczka,
Mruczek za wnuczka,
Wnuczek za babcię,
Babcia za dziadka,
Dziadek za rzepkę,
Oj, przydałby się ktoś na przyczepkę!
Pocą się, sapią, stękają srogo,
Ciągną i ciągną, wyciągnąć nie mogą!
Więc woła Kicia kurkę z podwórka,
Wnet przyleciała usłużna kurka.
Kurka za Kicię,
Kicia za Mruczka,
Mruczek za wnuczka,
Wnuczek za babcię,
Babcia za dziadka,
Dziadek za rzepkę,
Oj, przydałby się ktoś na przyczepkę!
Pocą się, sapią, stękają srogo,
Ciągną i ciągną, wyciągnąć nie mogą!
Szła sobie gąska ścieżynką wąską,
Krzyknęła kurka: „Chodź no tu gąsko!”
Gąska za kurkę,
Kurka za Kicię,
Kicia za Mruczka,
Mruczek za wnuczka,
Wnuczek za babcię,
Babcia za dziadka,
Dziadek za rzepkę,
Oj, przydałby się ktoś na przyczepkę!
Pocą się, sapią, stękają srogo,
Ciągną i ciągną, wyciągnąć nie mogą!
Leciał wysoko bocian-długonos,
„Fruńże tu, boćku, do nas na pomoc!”
Bociek za gąskę,
Gąska za kurkę,
Kurka za Kicię,
Kicia za Mruczka,
Mruczek za wnuczka,
Wnuczek za babcię,
Babcia za dziadka,
Dziadek za rzepkę,
Oj, przydałby się ktoś na przyczepkę!
Pocą się, sapią, stękają srogo,
Ciągną i ciągną, wyciągnąć nie mogą!
Skakała drogą zielona żabka,
Złapała boćka – rzadka to gratka!
Żabka za boćka,
Bociek za gąskę,
Gąska za kurkę,
Kurka za Kicię,
Kicia za Mruczka,
Mruczek za wnuczka,
Wnuczek za babcię,
Babcia za dziadka,
Dziadek za rzepkę,
A na przyczepkę
Kawka za żabkę
Bo na tę rzepkę
Też miała chrapkę.
Tak się zawzięli, tak się nadęli,
Że nagle rzepkę…trrrach!! – wyciągnęli!
Aż wstyd powiedzieć, co było dalej…
Wszyscy na siebie poupadali:
Rzepka na dziadka,
Dziadek na babcię,
Babcia na wnuczka,
Wnuczek na Mruczka,
Mruczek na Kicię,
Kicia na kurkę,
Kurka na gąskę,
Gąska na boćka,
Bociek na żabkę,
Żabka na kawkę
I na ostatku
Kawka na trawkę 🙄
yyc,
maślanka zostaje po zrobieniu masła – ale to starą metodą…nie jest to ta nasza sklepowa, o której mówisz (znakomita, też tak uważam), natomiast serwatka, to to, co zostało ze zrobienia sera – twarogu.
W dawnych czasach…
nastawiało się w kamiennym garze mleko prosto od krowy.
Za dzień-dwa zbierało się to z wierzchu, gęste i żółtawe, zwane śmietaną. Śmietanę ubijało się w maselnicy (różnie to ustrojstwo nazywano, nemo kiedyś pokazywała zdjęcie), zostawała maślanka.
Wracając do gara, tam gdzie to mleko – otóż po zebraniu śmietany zostawało kwaśne mleko. Podgrzewało się to-to bardzo powolutku, zbierał się ser – odcedzało się to najczęściej w tetrze pieluchowej, bo gęsta była – ser zostawał, serwatka…no właśnie, to, co zostało płynne, to była serwatka. Znakomita do picia latem i nie tylko, schłodzona.
Dziadek i babka posadzili rzepkę – znacie to? No to jak znacie, to opowiem.
Psycholog więzienny pracuje na codzień z więźniami nad ich resocjalizacją. Dzisiaj tematem są proste zwroty i wywołane u pacjenta refleksy.
– Dziadek i babcia posadziły rzepkę – pyta kiciora. Kicior na to:
– Rzepka swoje odsiedzi, a jak wyjdzie to załatwi i babcię i dziadka!
Alicjo – Przecież nie mogłem Ci tak przez środek masowego przekazu prosto między piękne oczęta wygarnąć. Tak, imputnąłem sobie 🙂
Ona jędrna i krzepka, on dziadek…Pozornie niewinny wierszyk, a tak naprawdę esencja okrucieństwa. Obrażam się.
Antonina ubolewa, że mało jest chętnych do wychowywania dzieci. Tak, dzieciom należy przede wszystkim wpoić, że jedzenie nie jest do zabawy 🙄
Dzieki Alicjo, to mam jasnosc. Zapomnialem, ze sie ser z mleka robi. No i cos zostaje jak to w zyciu 🙂 Zyntyce to nawet pilem na Chocholowskiej. Ale serwatki to nie pamietam zebym pil.
Bociek za zabe juz sie zabieral
Dziob ostrzyl na ten specyjal
Zaba zielona mloda i skoczna
Na kicie hyc uciekla od bocka
Jadac na oklep kicie zagrzewa
Kici zas kurki sie zachciewa
Kurka na gaske patrzy i mysli:
„moze by kici gaske uprychcic”
Tak sie zawzieli, tak sie nadeli
O rzepce wszyscy wnet zapomnieli
Az wstyd powiedziec co bylo dalej
Wszyscy nawzajem sie pozjadali…
Placek,
Ty się nie obrażaj, tylko zerknij za okno 🙄
O rzepce przypomniało mi się na przyczepkę 😉
Nemo, 🙂
Placku, znalezlem stukacza, w sumie bylo ich czterech, juz nie stukna, rozgladam sie za mrowka, ale sie nie upieram przy tak drobnych zleceniach, tym bardziej, ze pewnie nie wlochate, trzymetrowe, okrucienstwem sie nie param, chociaz z nudow, kto wie?
zapomnialem wkleic na przyczepke
http://picasaweb.google.com/slawek1412/NewAlbum0102112108?pli=1&gsessionid=CUHGLlg_jL4k81WSR5N21w#
Huch, to jakieś stare ryby 🙄 Podobno wiek ryby poznaje się po oczach. Im dalej są od ogona, tym ryba starsza 😎
Elegancka kolacja już dawno przekształciła się w nieformalne posiedzenie Rady Pedagogicznej zwołanej przez Aktyw i Ciało Głęboko Zatroskane. To było do przewidzenia. Tak, jak Ruskie mówiły „Paliaki? 8 godzin w robocie o siedzeniu Maryny i 8 godzin po robocie – o robocie” Co jest? pytam – wakacje macie… No właśnie, mamy czas pomyśleć, Panie na to.
Kolacyjka summa cum laude, wina wypite, sery zjedzone. Teraz ja mam czas, żeby pomyśleć. Zmywanie to już nie mój zakres czynności.
Alicjo – Uważajcie na siebie.
Nemo,
dlaczego ubolewa? Po prostu konstatuję* 😉 Tak jak Ty konstatujesz, że jedzenie nie jest do zabawy 😆
——–
* konstatować – kulturalne określenie pieprzenia (zwrot kulinarny)
Synonimy dla słowa konstatować :
stwierdzać, ustalać, orzekać, wnioskować, sądzić
Ooo, widzisz dorotal, nie ma tu żadnego „ubolewania” !
Dziękuję i pozdrawiam 😆
Ludzie to jednak widzą (czytają) co chcą 🙄
Nisiu, uże lietiat żurawli .
OK, Antonino, może nie ubolewasz, ale konstatujesz ze smutkiem ( 🙁 ) ,że jest problem 😉
Więc co mam sądzić o odwadze żurawii, że to już wiosna.
Ze stuletniego kalendarza mojej mamy wynika: Późna Wielkanoc ? późna wiosna. Czyżby żurawie leciały z zgubę?
Esko, nie gadaj, kochana, naprawdę?
Duże były, leciały nad polami… jak wracałam z zakupków nieco okrężną drogą…
Och, kurza twarz, wiosna leci!
Ludzie, przecież one się ewakuują z Egiptu!
Cholera z tym lotrem
Esko:
http://www.youtube.com/watch?v=yuJrUxJ8mqA&feature=related
O właśnie, z Egiptu, a nie do Egiptu!
A to jeszcze przed Gromniczną.
yyc,
wszystko zaczyna się od krowy 😉
(Czarna krowa w kropki bordo gryzła trawę, kręcąc mordą”)
Placku,
jesteśmy w pełnej gotowości zimowej, jest chleb (rozmarynowy i jakiś szwajcarski z dodatkiem ziół różnych), mamy sery, wino, drwa narąbane. Właśnie po raz kolejny pług przejechał drogą, mimo, że nie ma jeszcze czego płużyć i pługować. Ale zerkając w accuweather.com … niedługo będzie jakieś białe w ilościach.
Nam zima niestraszna, daliśmy radę lata temu słynnemy lodowemu sztormowi (idę poklepać za zasługi kominek starej daty), damy radę i śnieżnemu!
Nie takie my ze Szwagrem… 😉
Pepegorze wspominałam – chyba 17 stycznia- ze w naszych stronach pojawił się pierwszy żuraw. Od Kilkunastu lat obserwujemy z Żabą przylot , właśnie , tego pierwszego i o dziwo jednego ptaka, jakoś nie straszne mu śniegi ani mrozy. Drze dziób bez końca , pewnie sprawozdaje koleżeństwu .
Nisiu, to jest to, uwielbiam rosyjskie stare romanse w jego wykonaniu, dzięki.
Wiele bym dała za obejrzenie ,,Ewgienija Oniegina ” z nim w roli głównej.
Oglądałam fragmenty nagrane na tasmie video…cuudo!!
Esko, ja wolę od tego pięknisia pana Gawwę, ale oczywiście de gustubus itd.
Niemniej posłuchaj:
http://www.youtube.com/watch?v=Mx4mah1ZTu0
Gustibus, jakby się kto pytał.
Esko – wpisujesz na jutubie: hvorostovsky onegin – i wylatuje Ci całość po kawałku oraz różne fragmenty. Brać, wybierać.
No więc nie musisz już nic dawać, tylko wskakuj na tubkę.
O masz. U mnie zima w rozkwicie, a one o żurawiach 🙄
Żurawi nie bardzo, bocianów wcale, ale czaple siwe bywają 😉
Zapomniałam o gęsiach kanadyjskich, (wracają z południa w drugiej połowie kwietnia nad moim domem), dziecko mnie zagadało. Na szczęście synowa zawołała do stołu, obiad!
Otóż gęsi są jakoś tak nieomylne, te nasze, jak wracają, to wielkich mrozów już nie będzie. Zawirowania chwilowe – i owszem, ale krótkie. I też chyba klęgorają po swojemu, tak czy owak, słychać je. Odloty i powroty…
http://alicja.homelinux.com/news/Klucz_kanadyjskich_gesi_nad_domem.jpg