Trzy i pół kilograma książki

Nie tylko wagą wyróżnia się ta księga spośród innych. Także i rozmiarami: 28 centymetrów szerokości na 38 długości skutecznie utrudnia lekturę. Ciężka i olbrzymia wymaga pulpitu (jak w dawnych bibliotekach) stojącego na stole czy biurku. Wtedy można przewracać strony i napawać się fantastycznymi fotografiami oraz encyklopedycznymi notkami, które często wyjaśniają różne kulinarne tajemnice i zagadki.

Wydawca, Carta Blanca, na tylnej okładce sygnalizuje, że nowa księga to nie tylko album ale wręcz kulinarna biblia.  Po kilkukrotnym przewertowaniu całości potwierdzam ten sąd. To prawda, że jeśli nie wiesz czym się różni langusta od homara lub jak odróżnić solę chronioną jako ginący gatunek od jej kuzynki, którą można odławiać i jeść bez wyrzutów sumienia, powinieneś tę księgę choćby obejrzeć. A nosi ona tytuł „Kuchnia Produkty spożywcze z czterech stron świata”.

Makarony (dziesiątki odmian), kasze, zioła, owoce, warzywa, mięsa – tę litanię można ciągnąć w nieskończoność – autor Christian Teubner, kucharz i autor wielu książek, prezentuje ze znawstwem i sugestiami możliwości zastosowania nawet w domowej kuchni. Przy okazji prostuje wiele różnych fałszywych opinii jak np. ta o kolorach oliwek. Powszechnie bowiem, nawet miłośnicy oliwek, uważają, że barwa owoców z drzewa oliwnego zależy od gatunku. Tymczasem jest to wyłącznie kwestia dojrzałości. Oliwki zielone są mniej dojrzałe. Ciemne czy wręcz czarne wprost przeciwnie – są dojrzałe czy nawet chciałoby się powiedzieć przejrzałe. Od ich koloru czyli stopnia dojrzałości zależ potem barwa, aromat i smak oliwy.

Bardzo skrupulatnie śledziłem zdjęcia i opisy różnych ryb. Znalazłem tu wyjaśnienie paru męczących mnie od dawna zagadek dotyczących pysznych ryb z rodziny lucjanowatych. Wreszcie wiem, że red snapper to właśnie lucjan czerwony, na którego parokrotnie natknąłem się w sklepie rybnym i natychmiast zapałałem ochotą na bliższe spotkanie (oczywiście na talerzu, choć i mogłoby to być na Karaibach).

Z zachwytem przeglądałem zdjęcia i czytałem notki dotyczące małży, ślimaków i innych skorupiaków. Podobne uczucia ogarniały mnie podczas lektury rozdziału o serach czy oliwie.
 I tylko raz uznałem, że autor całkowicie nie ma racji pisząc o margarynie, że „jest niezastąpiona do smażenia, pieczenia, duszenia”. Sam uważam bowiem – i nie jestem w tym sądzie odosobniony – że margaryna powinna zniknąć z naszych kuchni z powodu swoich wyjątkowo niezdrowych właściwości.

Dzieło Teubnera może być przydatne  dla tych, którzy kuchnią zajmują się zawodowo (zarówno praktycznie jak i teoretycznie). Ale bez wątpienia znajdzie ono chętnych nabywców także wśród tych, którzy snobując się na dobrą kuchnię (to bardzo dobry snobizm), sami rąk mąką i krwią nie brudzą. Lubią natomiast gdy ich goście widząc taki album na stoliku z przekąskami czy trunkami będą podziwiać i zdjęcia, i „fachowość” gospodarzy.