Winnica na pustyni albo palec w kremie

Obiecałem relacje z kulinarnych wydarzeń ubiegłego tygodnia więc pora na parę zdań o festiwalu zorganizowanym przez Kuchnię TV  z udziałem Convivium Varsavia czyli moją macierzystą komórką Slow Food. Przez trzy dni pokazano  parę bardzo interesujących filmów (w tym jeden o młodych polskich przyszłych szefach kuchni), umożliwiono  warszawiakom  poznanie smaku świetnych serów, kiełbas, chlebów, jabłek i kilku innych ekologicznych produktów spożywczych, wzbudzono wśród dzieci (od kilku do kilkunastolatków) zainteresowanie tym co maja na talerzu organizując  warsztaty kulinarne.
Z pośród filmów najbardziej przypadł mi do gustu amerykański obraz „Pot, krew i wino” w reż. Christophera Pomerenke. Trwający sto minut dokument  w niezwykle atrakcyjny, a miejscami nad wyraz zabawny, sposób przedstawił znanego wokalistę rockowego Meynarda Keenana, który dostawszy „winomanii” poświęcił swój majątek, czas i wiele trudu, by w Arizonie, niemal na pustyni, założyć winnicę. Po kilku latach krwawej harówki spowodował, że jego wina znalazły nabywców, a nawet dostały (jedno z nich nazwane imieniem zmarłej matki artysty-winiarza) bardzo wysokie noty po degustacji przeprowadzonej przez szefa „Wine Spectatora” Jamesa Sucklinga.

Smakowity kiermasz Kuchnia.tv Food Film Fest to była świetna okazja okazja do zakupów najlepszych polskich produktów bezpośrednio od ludzi, którzy je wytwarzają. Wspaniałe owcze sery Sylwii Szlandrowicz i Rusłana Kozynko z Rancza Frontiera na Mazurach, pieczywo Ewy i Petera Stratenwerthów z biopiekarni „W grzybowej arce” oraz produkty z rodzinnego gospodarstwa Jadwigi Farat – warzywa, jajka, wędliny, przetwory z mleka, owoców, warzyw i grzybów oraz ciasta zrobiły w stolicy furorę. Kiermasz pod kinem „Kultura” przy Krakowskim Przedmieściu  cieszył się sporym powodzeniem nie tylko wśród widzów festiwalowych ale także pośród przechodniów, których w ten pogodny weekend na Krakowskim było bardzo dużo. Największym powodzeniem – moim zdaniem – cieszyły się wyroby z Rancza Frontiera. Zwłaszcza sery i podsuszane kiełbasy z jagnięciny.

Ku naszemu zdumieniu dużą publiczność w różnym wieku (od 4-latków, przez ich nastoletnie rodzeństwo aż do rodziców i babć) miały także warsztaty kulinarne dla dzieci. Młodzi smakosze przyszli do kawiarni „Skwer” – filii  „Fabryki Trzciny” – mieszczącej się przy Skwerze Hoovera, gdzie w podziemiach mogli nauczyć się robić naleśniki (brawa dla Ani Kopyt z rodziną), czy  torciki waflowe z kremem czekoladowym. Przy okazji dowiadywali się skąd i kiedy czekolada (a właściwie ziarno kakaowe) przywędrowało do Polski. Nasz wcześniejszy sceptycyzm (uważaliśmy, że widownia będzie nieliczna) został ukarany. Bardzo szybko zabrakło kremu czekoladowego mimo, że przynieśliśmy wielką czubatą michę i dwie spore paczki wafli. Po kwadransie, ci którzy do naszego stolika dopchali się jako ostatni, mogli tylko oblizywać paluszki lekko umazane w czekoladzie pozostającej na ściankach naczynia.

Prowadzący zajęcia z dziećmi postanowili też, że podobne imprezy kształcące smak maluchów będą w różnej formie kontynuowane. A także, iż zawiążą nieformalną grupę lobbystyczną wywierającą nacisk na władze (w tym głównie edukacyjne), by lekcje smaku polskich regionalnych potraw wprowadzono do szkolnego (lub nawet przedszkolnego) programu.

Na niedzielny poranek warszawscy slowfoodowcy, zaprosili mieszkańców i gości stolicy do stołu „Piątej ćwiartki” w przepięknych Arkadach Kubickiego  u stóp Zamku Królewskiego. Śniadanie, skomponowane z najlepszych polskich produktów, rekomendowanych przez Slow Food Polska, z miodem w roli głównej, zostało przygotowane przez szefową kuchni Agatę Wojdę oraz restauratorów Agnieszkę Kręglicką i Piotra Petrykę – członków warszawskiego convivium Slow Food (Piotr jest leaderem stołecznego oddziału Slow Food).
I już się cieszę myśląc o trzecim Festiwalu, który – mam nadzieję – zostanie zorganizowany przez Kuchnię TV za rok.