Kolacja u Maxima
Weekend jest doskonałym czasem do marzenia. W celu rozbudzenia waszych apetytów na kolację luksusową i w snobistycznym lokalu paryskim podkradnę opowieść Daniela Passenta, który właśnie wydał wielkie tomisko zatytułowane „Moja gra”. Książka jest o bogatym (w przenośni i dosłownie) życiu Wojciecha Fibaka. I znajdą w niej interesujące strony zarówno kibice tenisa, jak koneserzy sztuki, czy biznesowe wilki, a nawet prości smakosze, do których i siebie zaliczam. Oto opis kolacji w restauracji „Maxim”:
„Życie toczy się jednak wedle ustalonych reguł. Moja wspaniała sąsiadka zamówiła po prostu kieliszek wina. Ewa Fibakowa miała słabość do wina, w podziemiach domu w Greenwich posiadała specjalną piwniczkę z regulowaną temperaturą, w której kolekcjonowała ciekawsze roczniki czerwonych win francuskich i posiada w tej dziedzinie stosowną wiedzę. Moje vis-a-vis, Marek, poprosił o szampana z sokiem, co natychmiast podchwycił Janusz i zawołał: „Tak, szampan dla wszystkich”, gdyż lubi być duszą towarzystwa, zwłaszcza na cudzy koszt. Jednak ten rozmach Janusza zaniepokoił Tadeusza, który zareagował mówiąc, iż we Francji jest demokracja i dlaczego wszyscy mają pić szampana, skoro każdy może pić co innego lub nie mieć ochoty na nic. W ten sposób demokracja pozbawiła mnie kieliszka szampana, który otrzymałbym, gdyby dyktatura Janusza wzięła górę. Zrezygnowałem więc z aperitifu i zagłębiłem się w karcie dań, studiując zarówno ich nazwy jak i ceny (w tym okresie za jednego dolara płacono 6 – 7 franków). Przekąski: kawior irański 630 franków, łosoś wędzony 185, langusty 210, szynka, pasztet, sałatki… wreszcie zatrzymałem się na chiffonnade de fruits de mer – za 265 franków i tę wybrałem, ponieważ w Polsce owoców morza – różnych krewetek, krabów i langusty nie uświadczysz mimo szerokiego dostępu do morza i osiągnięć naszej floty rybackiej, widocznych bardziej w telewizji niż na talerzu.
Tego nie zamówił sobie Daniel
Trzymałem się z daleka od tej części karty, w której zebrane były sugestie szefa, takie jak szparagi z truflami, homary (patrz wyżej) czy langusty na sałacie ze szpinaku. Moja wiedza na temat trufli ogranicza się do tego, co przeczytałem przed laty w pięknej książce Zbigniewa Herberta „Barbarzyńca w ogrodzie” i nie zamierzam konfrontować jej z rzeczywistością. Nie chciałbym, żeby trufle okazały się mniej smakowite niż ta książka. Przez chwilę zatrzymałem się przy pasztecie z wątróbek kaczych (220 franków), gdyż jest to jedna ze specjalności francuskich, a mam słabość do pasztetów, których jest w tym kraju moc, ale cóż mogłem zrobić, skoro pokusa owoców morza też była silna? Przeżyłem także rozterkę przy zupach. Nie mam na myśli kremu z selerów, chłodnika czy bliżej mi nie znanego kremu Vichyssoise glacee, lecz zupę cebulową. Sądziłem mianowicie, że być we Francji już drugi tydzień i nie tknąć zupy cebulowej to grzech i podobna okazja nieprędko się nadarzy. Niestety, byłem jedynym zainteresowanym zupą i wypadało się wycofać. Nikt nie docenił, że zrezygnowałem z aperitifu, ale wszyscy by zauważyli, gdybym zamawiał zupę tylko ja sam. Jedzenie na cudzy koszt jest jednak krępujące. Kiedy więc doszło do wyboru dania głównego, byłem już w nastroju defensywnym i wraz z moim vis-a-vis zamówiliśmy danie dwuosobowe: doskonałą baraninę nadziewaną a la creme de basilic za 500 franków na dwóch, aczkolwiek były i inne dania, nie mniej pociągające, jak coeur de filet de boeuf au foie gras (300)(patrz niżej),
Tego też nie jadł Daniel P. u „Maxima”
pularda w winie xeres czy medalion w młodym winie. Nie wiedziałem jednak co lepsze – stary medalion w młodym winie czy młody medalion w starym winie, zdałem się więc na gust Marka Ruta i zgodziłem się dzielić z nim baraninę. Było to pierwsze danie z brzegu, będę więc wyglądał lepiej w oczach Bugaja, po drugie – decyzja Marka zwalniała mnie z obowiązku wyboru, a jestem z natury bardzo niezdecydowany, zwłaszcza przy karcie dań, wreszcie każde z tych dań brzmi na tyle egzotycznie, że cóż za różnica, co się zje? I tak nie żałowałem, bo jedzenie było doskonałe, acz bywalcy stwierdzali jednomyślnie, że jest w Paryżu wiele restauracji, gdzie można zjeść nie gorzej, a może nawet lepiej i taniej (ale nie na cudzy koszt). Nie wątpię. Przed naszym powrotem do Polski Fibakowie zaprosili Ambroziaka i mnie do – wydawałoby się – zwyczajnej restauracji francuskiej „Gourmet des Ternes”, w pobliżu Place des Ternes, o charakterze rodzinnym, bezpretensjonalnej w formie, doskonałej w treści, wyspecjalizowanej w przygotowywaniu mięs. Wniesiono tam na stół kawał wybornej wołowiny, rozmiaru pokaźnego bochenka chleba, z wierzchu rumianej, w środku różowej, a wszystko to au poivre, w sosie pieprznym, i nawet Ambroziak, który miał dwa metry wzrostu i odpowiedni żołądek, nie mógł podołać.”
W momencie ujawnienia, że Zdzisław Ambroziak – wybitny siatkarz i jeszcze wybitniejszy dziennikarz poległ nad talerzem z krwistą poledwicą, Passent przenosi akcję zza stołu na salony polityczne. A to już są rewiry niebezpieczne i mnie mniej interesujące. Kto chce jednak poznać resztę tej opowieści musi książkę przeczytać. Dodam zaś, że będzie ona nagrodą w jednym z najbliższych quizów. Jej wartość podnoszą zaś autografy: autora czyli Daniela P. i bohatera to znaczy Wojciecha F.
Komentarze
ja tam nie marzę bo w co ja bym się ubrała … 🙂
Ha, zagram ci ja o nagrodę ową (i pewnie przegram). Swoją drogą rozczulający jest opis paryskiej obfitości w oczach gościa z przaśnej wtedy Warszawy. Patrzę na fotki – homary mnie raczej nie dotyczą, ale polędwica na pasztecie (czy odwrotnie) jak najbardziej; takie dekoracyjne te świeże figi, a co leży na przeciwległej prostej półmiska? Zaraz sobie przypominam, jak to D.P. opisywał swoje zajęcia cateringowe w czasie ambasadorowania. Biedna, polska ambasada bez kucharza, a nawet dobrze gotującej gosposi, zdana była na talenty i pomysłowość państwa ambasadorstwa. Gotowali z żoną, wymyślali przekąski, ryby i grzyby, a potem musieli jeszcze baczyć żeby niewiasta służebna doniosła ich rękodzieła do stołu, nie zwalając po drodze wszystkiego na posadzkę, a potem własną ręką upychając na powrót na półmisek.
A to niespodzianka i wzruszenie.
Przytoczyles Gospodarzu fragment ciekawego opisu spraw dosc juz dawnych i odleglych, pisanych ze swoista swada i lekkoscia, za ktora podziwiam ich autora juz od zawsze. Chyba postaram sie o ta ksiazke.
Nie to bylo by jednak godne wzmianki gdyby nie fakt, ze w przytoczonym fragmencie rozpoznaje osobe ktora kiedys znalem osobiscie, ale nie bardzo wierzylem w opowiadania co do kregu obcowania i co do jej zazylosci z Fibakami. A tu takie swiadectwo!
Dzien jeszcze ladny, ale dzis jeszcze ma padac.
pepegor
Śniadanie. Wspomniane serki. Jest jeszcze oscypek, ale do śniadania za ostry, bo prawdziwy, owcy! Jajecznica na kiełbasie i kawa nesca. Chleb zytni i grahamek. Na deser capucino.
Proste, zakopiańskie, zdrowe.
http://picasaweb.google.pl/cichal05/Serki?authkey=Gv1sRgCNfV3O7m9PCqFQ#
Witam wszystkich i życzę też „cesarskiej”, jak u mnie. 😀
Ja wczoraj miałam zastępstwo za rozleniwione krasnoludki. 😉 Za nic nie chciały mi umyć okien, wyprać firan, ogarnąć mieszkanka, może ichnie związki zawodowe nie pozwoliły, bo na spodeczku był tylko miód – bez orzechów ? 😉
Cichalu a będąc w Krakowie byłeś na pierogach ? Zdjęcia fantastyczne. Zresztą w taaakich „okolicznościach przyrody”, trudno żeby było inaczej.
Nowy, „mój” pyzaty księżyc pokazuje się w towarzystwie bloków ale też go wówczas bardzo lubię i cieszę się, że jest na tyle wysoko i one go nie zasłaniają. Mogę bardzo długo patrzeć na księżyc w pełni. 🙂
Pyro, podrzucisz tytuł książki p.Daniela P. o Jego dyplomatycznych przygodach ?
Zgago. A gdzie te pierogi? Jak dotąd najlepsze na świecie robi moja siostra! Drugie miejsce ma kuzynka z Zakopanego. Wczoraj były z serem i ze szpinakiem. Zjadłem 20! Obżarstwo jest grzechem! No cóż, słabym jest…
Dorocie z sąsiedztwa z okazji urodzin, życzę zdrowia i szczęścia słuchania coraz piękniejszych utworów i to w wirtuozowskim wykonaniu. 😀
Cichalu, na Starym Kazimierzu w Krakowie. Jak opisywałam swoje tam obżarstwo pierogowe, to napisałeś, że może tam zajrzycie, dlatego byłam ciekawa. 😀
Teraz mam coś dla Pań. Szczególnie dla Alicji. Filcowanie na materiale. Wciskanie wełny specjalną igłą do materiału. Powstaje coś w rodzaju wypukłego haftu. Zresztą zobaczcie same.http://picasaweb.google.pl/cichal05/ZakopaneFilcowanie?authkey=Gv1sRgCPyw59n9zKmstAE#
Wiem, że to nie kulinarne, ale można wyhaftować menu jak będziemy gościć Fibaka, Pas senta czy Piotra Adamczewskiego wraz z małżonką!
Witam, czy dzisiaj nie ma urodzin Jan syn Pawla Wiednskiego?
A ja przyznam sie na boczku i szeptem, ze ide oddac papierzyska czyli wniosek o zezwolenie na robienie radia dzielnicowego, my z ta dzielnica juz tak mamy, ze ja lubimy ….
http://picasaweb.google.pl/cichal05/ZakopaneFilcowanie?authkey=Gv1sRgCPyw59n9zKmstAE#
Piękne,cudo…proszę przekazać Pani Ewie,że świetnie wygląda,sama w sobie i w tym płaszczu też genialnie,jestem pod wrażeniem.
tak .. Jasiek duży rośnij … 🙂
cichal Ewa dom mody powinna otworzyć i sama prezentować stroje … 😀 .. bardzo ciekawa technika ..
Dorocie z sąsiedztwa wszystkiego naj … naj …
idę pogulać … może coś mi wpadnie w oko … 😉
tu na pierwszym planie Jasio; wszystkiego najlepszego Panie Janie
http://picasaweb.google.com/100200631489841242724/Juli2010#5495700217288180210
A na drugi Dagny. Pozdrawiam. A jak mi wszystko pójdzie zgodnie z planem, to złożę życzenia Jasiowi osobiście!
Jasio się postarzał o rok, po raz czwarty Ciotki, Wujkowie i babcie blogowe młodzieńcowi życzą samych , dobrych rzeczy i rozsądnych Rodziców.
Dorotę Muzyczną czcić będziemy wieczorem toastami. Gdym umiała, to bym jej przesłała Walc op 15 Brahmsa. Nie umiem, ale wypiję rzetelnie toast za zdrowie.
Zgago – „Choroba dyplomatyczna”
W imieniu Pyry oraz własnym dla Doroty z Sąsiedztwa :
http://www.youtube.com/watch?v=oy6uV-eMOEs&feature=related
wraz z najlepszymi życzeniami !
Dla Jasia moc uśmiechów 😀
Miło sie czyta. Dawne to były czasy. Teraz pewnie tyle samo w EUR. Ale nie marzę o kolacji u Maxima. Nie lubię dętej atmosfery. Szukając restauracji na kolację omijamy z daleka lokale z elegancko ubranymi (smokingi, mundurki itp) kelnerami. Ale Pas s ent opisał potrawy mistrzowsko, choc ich w większości nie próbował. Ślinka leci. Już wybiegam myślami do 16:15, a na tę godzinę zamówiłem stolik w restauracji Strefa Smaki Świata w Gdyni. W Hotelu Nadmorskim, co pozostaje w pewnej sprzeczności z wyżej zamieszczonym zarzekaniem się co do rodzaju preferowanych lokali gastronomicznych. Ale jest to wyjątek potwierdzający regułę. Restauracji cieszy się bardzo dobrą opinią. Co do jakości potraw przez cały rok. Co do obsługi – bywają zastrzeżenia w wysokim sezonie. Do tego ceny umiarkowane. Nigdy tam nie jedliśmy, zobaczymy, co będzie. Na początek świeże mule duszone w białym winie (19 zł). Dania główne w skromnym wyborze, ale ja to mam za zaletę. We wrześniu preferowana kuchnia toskańska, ale są i inne propozycje.
Wszystko z okazji wydarzenia, które miało miejsce 35 lat temu.
Stanisławie! Gratulacje dla Ciebie i Małżonki!!!
Smacznej kolacji!!! I po kolacji!!!
Stanisławie, Krysiu – gratulacje. Nie ma to, jak osobisty, oswojony „wróg” u boku!
Dziękuję Cichalowi i Pyrze. Pyro, znasz życie 🙂
To dziś wiele okazji do toastów!
Dorocie z Sąsiedztwa wielu odkryć muzycznych!
Jasiowi spełnienia Jego marzeń!
Stanisławowi i Małżonce następnych pięknych 35 lat!
To dzisiejszy dzień pełen rocznic i radosnych wydarzeń !
Stanisławowi i Jego Małżonce kolejnych udanych jubileuszy,
wielu,pięknych wrażeń podczas górskich węddrówek oraz
kulinarnych uniesień dzisiaj o 16.15,a także przy innych,
nadarzających się okazjach !
Nie jeden raz przechodziłam obok Hotelu Nadmorskiego,
ale nie byłam tam nigdy w restauracji.Będę bardzo ciekawa
Waszych kulinarnych wrażeń.
Serdecznie dziękuję wszystkim za życzenia dotychczasowe i te, które będa (jestem o tym przekonany znając Szanowne Towarzystwo). A teraz już się zbieram. To nie koniec pracy, ale zaraz zacznie sie posiedzenie
Dziędobry na rubieżu.
Najlepsze życzenia dla Stanisława wraz z Małżonką. Wielu życiowych pyszności.
I Młodemu życzę jak najlepiej.
Do Sąsiedzkiej Doroty wybiorę się na blog z jakim kwiatkiem.
Gospodarzu – ktoś tam chciał szampana z sokiem? Matko jedyna… to tak można i mandatu nie każą płacić? Toż gorsze niż kalanie sokiem piwa!
Nowy, wpadłabym do Ciebie na zimne piwo.
Co ja tak kresowo? To nie ta rubież!
Na rubieży ma być!
Zgago, czy możesz uściślić z tymi pierogami? Bo niebawem będę w Krakowie, a Kazimierz spory i knajp na nim od groma.
Hej Nisiu! Kiedy będziesz? Wezne Cie na Kaźmirz! (to po krakosku)
Dzień dobry Szampaństwu!
U mnie niedługo będzie świtać. Noc była taka sobie, wcale nie odespałam ani dospałam, męczył mnie nieco żołądek po jedzeniu samolotowym. Niby dobry był ten kurczak w ostrym sosie, ale jak zaległ, to zaległ.
Stanisławowi i Krystynie wielu, wielu lat i wszystkiego dobrego!
Jaśkowi – pomyślności wszelkiej!
Toast o stosownej porze za wszystkich Szanownych Jubilatów 🙂
Stanisławowi i Krystynie gratulacje i życzenia wielu wspólnych lat w zdrowiu i szczęściu 😆
Jasiowi: Happy Birthday 😆
Pawle, pozdrów proszę Pana Lulka bardzo serdecznie.
Danuśko,
sprawdź pocztę
Cichalu, kochany jesteś, ale pewnie Was tam już nie będzie, bo ja dopiero 5 października.
Czy ja dobrze widziałam bundz na Waszym śniadaniowym stole???
Być może będziemy. Przywizę, odwiozę, zawiozę. Mam samochód od wnuczki.
Oczywiście, Sokole Oko, to jest bundz!
Cichalu, super 🙂
a weźżesz i mnie 😀
„jestem sobie Krakowianka, fajduli, fajduli, faj…!
Wszystkie biere! Z wiankiem abo bez! fajduli…
Sprawozdanie z drugiego domu na Gubałówce. Ok 200 m wyżej od pierwszego. Jest jeszcze w budowie. Nie ma drogi! Jeżdzi się saniami. W lecie też!
http://picasaweb.google.pl/cichal05/ZakopaneWojtek?authkey=Gv1sRgCPH-2IH9t5HhjAE#
Serdeczne dzięki wszystkim za pamięć – i z przyjemnością się dowiaduję, że ten dzień jest też dniem świątecznym i szczęśliwym dla Stanisławostwa! Pysznego ucztowania dziś w Gdyni i przez wiele, wiele wspólnych lat! 😀
Cichal, dzieki za pozdrowienia, Ty masz na tych wakacjach tyle pieknych wrazen, ze pewnie przez pol zycia w Stanach tyle nie miales.
No, no, Cichal, Ty kotek jesteś, fajduli, a co na to Ewa, fajduli?!
Nisiu- ten sok do szampana to miał być zapewne likier np.z czarnej
porzeczki.Bardzo popularrny aperitif we Francji pod nazwą kir royal :
http://www.alkohole.foody.pl/strony/1/i/201.php?dr_id=402
Jotko- odpowiedziałam,zapraszam !
Cichal- ale masz dobrze 🙂
Ale klimaciki zakopiańskie bajkowe – uwielbiam na dziko! Cichal, pozdrawiaj ode mnie góry i swoich górskich Przyjaciół, co mają takie faje domy z gontowym dachem!
Kiedyś mieszkałam w takim świeżo zbudowanym – jejusiu, jak pachniało! Widok z mojego okna był na Tatry od Hawrania do Giewontu, a sam Giewont oglądało się z kibelka… człowiek otwierał drzwi, nie przerywając sobie posiedzenia, bo na łąkę wychodziły – a tam Giewont jak w ramie!
No to nam się wykluł sobotni gril na włościach razem z Jotkami 🙂
A pogoda szykuje się cesarska !
Czy Sejm już uchwalił dzień dzisiejszy jako święto?! Jeśli nie, to niedopatrzenie. A my i tak będziemy świętować. Smacznego więc świętowania Dorocie i Stanisławostwu! A także młodemu Wiedeńczykowi!
Właściwy toast o właściwej porze. Do zobaczenia!
Stanisławie, Małżonce i Tobie, życzę dalszych 12 775 dni w szczęściu i zdrowiu. 😀
Jasiowi z kolei życzę, żeby na każdym etapie życia mógł robić to, co lubi najbardziej. 😉
Nisiu, podsyłam Ci sznureczek do pierogowej (i nie tylko) restauracji;
http://www.awiw.pl/
Alicjo, jeśli nie masz orzechówki, to polecam sposób mojego Taty; połknij w całości 2-3 ziarenek pieprzu a niebawem nic nie będzie zalegało.
Wypicie łyczka soku z cytryny, jest równie skuteczne.
Zgago – ho, ho!
Zgago- po raz kolejny muszę obywać się smakiem czytając
o tych pierogach z kaczką albo cieleciną i kurkami 🙁
Danuśko, to tak jak ja. 🙁 😉
Ło rety, ale mi się kodzik dostał; bbbd 😯
Aż trudno go zignorować. Ciągle chcę Was zapytać, czy ktoś z Was ma nóż ceramiczny ? Ja 2 takie przywiozłam – prezent od Młodszej i Jej osobistego. Jak na razie jestem z nich bardzo zadowolona.
Mam jeden nożyk ceramiczny z ząbkami, bardzo dobrze kroi pomidory.Tylko drżę co będzie jak spadnie na tę piekielną podłogę kuchenną.
Ceramicznymi nożami rezali Aztekowie swoje ofiary. Zgago, kogo zamierzasz… tego… nyziu, nyziu?…
Serdeczności dla wszystkich dziś świętujących !
Mam nadzieję, że Stanisław opisze uroczysty obiad w Hotelu Nadmorskim. Ciekawi mnie to tym bardziej, że jeszcze tam niczego nie jadłam. Byłam tam tylko na kawie, ale była tak niedobra, że potem już tam nie zachodziłam. To było 2 -3 lata temu i może właściciel czy menadżer zauważył, że w hotelu i restauracji o takiej renomie/ jak na Gdynię oczywiście// kawa też powinna być odpowiedniej jakości.
Opis spotkania w Maximie bardzo interesujący, ale od razu nasunęło mi się takie samo pytanie jak Jolinkowi : w co się ubrać ? I tu byłby problem. Wybrałabym się tam bardzo chętnie, ale w towarzystwie osoby bywałej w eleganckich restauracjach, bo miałabym problem z rozeznaniem się w menu.
Dziś na obiad śledzie w śmietanie z cebulką i gotowane ziemniaki. Takie danie można zjeść chyba tylko w domu.
Znaczy obsydian to był, ale licentia poetica…
Krystyno, dzieki. Właśnie zastanawiałam się, co by tu.
Śledzie!!!
Małgosiu, ja się (jak na razie) obchodzę z nimi jak z surowym jajkiem. 😉
Nisiu, wszystko – nie wszystkich – nimi kroję. 😆 😆
Dzien bogaty w rocznice wiec dolaczam sie z zyczeniami. Stanislawowi z Malzonka duzo wspolnych lat, wiedenskiemu Jasiowi samych radosci a Dorocie nieustajacych muzycznych wzruszen.
No to przyznam sie, ze u „Maxima” bylam raz, na obiedzie w 1981 albo 82. Zachowalam na pamiatke ich menu. Jedlismy z mezem carre d’agneau roti, do tego bourgogne. Pamietam, ze atmosfera byla sympatyczna, wcale nie nadeta.
Jolinku, stroj nie musi byc wyszukany. Mialam na sobie letnia sukienke i zakiet. Jest to jedno z moich najmilszych paryskich wspomnien.
Niezgrabne, ale nienadęte życzenia dla młodzieży – prześlicznej Sąsiadki, Geniusza-Juniora z Wiednia i rozchwytywanego przez uczestników ważnych zebrań Stanisława z Żoną – pobłażliwości dla dorosłych, końskiego zdrowia i apetytu oraz harmonii franków szwajcarskich (około jednego akordeonu).
Oby Was życie do tańca zapraszało, dzień w dzień
Matko jedyna… dopiero przeszłam przez Danię, Szwecję i Szczecin! Zmniejszając MB fotek do takich niezbyt kilogramowych. Teraz należałoby wrzucić na cuś…
Kulinarności sporo, zastanawiam się, czy nie zebrać to osobno. Jestem w szlafroku i częściowo nierozpakowana, ale dzisiaj mam dzień leniwego podejścia do zajęć niezbyt ulubionych. W końcu weekend tupta w tę stronę, co się będę wysilać 😉
Tym bardziej, że po urlopie należy wypocząć 🙄
Taaaaaaaaaaaaaaaaaka ryba! No, może … taka. Jezioro Bucierz. No przecież muszę się pochwalić!!! Wypuściłam maleństwo i szkoda mi było, że się nadziała na haczyk, ja polowałam na wielką rybę 👿
Wielka była za cwana, ominęła. Łowiłam po raz pierwszy od stu lat, kiedy to na Bartnikach z Dziadkiem…
http://alicja.homelinux.com/news/img_4154.jpg
Alicjo luknij na maila! Prosza wielbiciele Twojego talentu
Nie powiem, weekend zapowiada się smacznie, ciekawie i miło. Wróciłam do domu i zastałam na parapecie koszyczek sów. Nie wiem od kogo 🙄
Jutro rano wyruszamy na Kurpie zrobić nalot na Pana Gospodarza borowiki. Najpierw odwiedzimy Danuśkę i Alana. Muszę sprawdzić czy dobrze dbają o kwiaty przywiezione przez nas w maju. Zwiedziny Pułtuska i potem … 100 m … (punkt charakterystyczny – góra gnoju) … i drżyjcie borowiki … raduj się serce ze spotkania z przyjaciółmi 😆
Ta franca na żołądku mi ciągle siedzi, no wiecie, co 😯
Nawet nic nie jadłam, żeby się jakoś przeprało albo cuś. Se leży na i ma w głębokim poważaniu, że ja tu już pewne roboty chciałabym mieć z głowy, a nie ma krasnoludków, muszę zrobić sama.
Cichalu,
żem spojrzałam w pocztę.
Tymczasem idę do Franka, bo obiecałam Lisie, że wstąpię teraz. Ma przyjść ktoś z serwisów rządowych, dotyczących starszych, samotnych ludzi. Podobno przez ten miesiąc, jak nas nie było, nawyrabiało się sporo. To wszystko jest bardzo skomplikowane, bo co z tego, że jesteśmy zaprzyjaźnionymi sąsiadami i że mamy dobre intencje. Frank coraz mniej kontaktuje, a my za niego decyzji nie możemy podejmować w sensie prawnym. Psiakość….
Żyję; przyjechało Dziecko Żaby. Przywiozło Żabine ogórki małosolne (Zjazdowicze wiedzą, o czym mówię) One właściwie dopiero będą małosolne, bo zalane zostały dopiero wczoraj. Chyba dłużej, niż do niedzieli nie wytrzymam, łakomstwo mi nie pozwoli. Jak wiecie nie robiłam w tym roku przetworów, ale dzisiaj się złamałam i zamówiłam 5 kg prawdziwych, tradycyjnych węgierek. Będzie powidło. Do chleba z masłem, bułki itp stanowczo wolę powidło, od dżemu.
Alicjo, może coli się napij? Cola zżera wszystko, może zeżre to, co Ci usiadło.
To nie jest żart, my z kolegom zawsze w podróży colę pijem.
Alino, wróciłam ze sklepiku i zastałam przesympatyczną niespodziankę. Jesteś nadzwyczajna. Napiszę Ci, jak spróbuję, teraz lecę zjeść jakieś odgrzewane flaczki, bom głodna…
A wiesz, że kupiłam sobie w sklepiku ten kwiat soli? Próbowałam mu zajrzeć do środka, ale jest zapancerzony jak czołg. No dobra, zjem te flaczki, to odzyskam siły!
No wiecie co, od godziny siedzę i słucham – na przemian – dwóch piosenek :
http://www.youtube.com/watch?v=-AWoZmAxKxg
No i druga (ktoś już podawał do niej sznureczek). 😀
http://www.youtube.com/watch?v=q33j3qjjdTM
No nie potrafię się od nich odessać. 🙄
Gotuję się toastowo za Państwo Stanisławostwo 🙂 Niech Wam będzie nadal tak pięknie, jak dotąd. A nawet jeszcze piękniej, bo im dłużej, tym lepiej 🙂
Jankowi, który nieuchronnie staje się Janem, życzę serdecznie, aby docenił zalety tej zmiany, a wady zostawił wcześniejszemu wcieleniu 😀
Nastepny mini zjazd powinien być zjazdem tańcującym – to dla Zgagi. Taneczne rytmy za nią chodzą, cha-cha i Karaiby. Dziewczyno – drink w rękę i zatańcz to, czego słuchasz tak zawzięcie. Powtarzam za Mistrzem – człowiek musi się wypokusić!
No to…najlepszego gruszkówką
Aroniówka w górę!
Cytrynówka w dłoń !
Wrzuciłam do lodówki mięso w marynacie na jutrzejszego grila z Jotkami.
Szczegóły marynaty zdradzę,jeśli goście pochwalą końcowy rezultat 🙂
Zacząć wypada od kolejności tego, jak doczytywałem o ważnych terminach tego dnia.
Dorocie z Sąsiedztwa kryształowego ucha! Nie wiem, czy lepsze byłoby miedzianne, srebrne lub złote. W żadnym wypadku drewniannego, którego przecierz i tak nie ma. Zyczę dalej tak jak dotychczas, a do tego przy najlepszym zdrowiu.
Jaśkowi z Wiednia wszystkiego najlepszego. Takiemu nie trzeba jeszcze życzyć zdrowia, ale powodzenia zawsze należy.
Pani Krystynie i Stanisławowi z Wybrzeża wystarczy natomiast rzeczywiście życzyć tylko to, co dzisiaj już raz ktoś: Dalszych 35 w tej samej kondycji!
Stanisławie miłego i słodkiego życia Wam życzę … 🙂
cholerka sobie przypomniałam po czasie, że nie zalałam olejem tej papryki .. i nie wiem odkręcać i jeszcze raz wekować? … to tak jest jak się trzy rzeczy robi na raz i gada przez telefon ..
tak cola jest dobra na te ciężkie strawy …
Siemaciezwieczora!
Doroto z S., niech Ci sto lat gra muzyka!
Stanisławowi z przyległościami życzę zaś miłej kontynuacji.
W imieniu Młodego dziękuję za życzenia. Urodziny zaczęliśmy od porannej wizyty w ambulatorium. Jasiowi wpadło wczoraj coś do oka, oko spuchło, dostał antybiotyk i jeszcze jakieś mazidło. A jutro z rana turniej piłki wodnej…
No, to z dzieckiem pogadałam, to teraz mogę wznieść toast za zdrowie i szczęście dzisiejszych solenizantów. 😆
Pyro, a jak myślisz, co ja robiłam przez tę godzinę – przez pierwsze 20 min. siedziałam ale potem nie wytrzymałam i zrobiłam sobie „gimnastykę”. 😆 😆
http://www.youtube.com/watch?v=FZ70gOAcW7E&p=9EFB706B443EF5E2&playnext=1&index=40
http://www.youtube.com/watch?v=UiNPzGF7aew&feature=related
nie tak dobre, ale blizej kuchni 🙂
„Ludzie za oknem,
mogą mnie cmoknąć…”
Sławek, ten talerzyk to z tych wirujących? Nowak tak ma?
Powinna byc nienadeta (atmosfera) tak jak Plackowe nienadete zyczenia.
No coz, razem czy osobno, czesto mam watpliwosci…
Ja na jutro planuję ostatni chyba letni obiad – młodą, szeroką fasolkę szparagową ziemniaki, jajko siedzące, na deser śliwka pod kołderką orzechową. O.
Rosołek z wkładką 🙂 Jeśli pan mąż, do jutra, ze szczętem go nie wyje…
Nie wiem gdzie się wszyscy podzieli – huragan przez blog się przetoczył, czy co? Wyciągnęłam tomik Maryli Wolskiej i….odłożyłam. Ta młodopolska liryka wydaje mi się jakoś strasznie duszna. Wyrosłam z niej, czy jak? Kiedyś lubiłam. W sumie to smutne, że nawet z lekturami niektórymi trzeba się pożegnać A tak mi było potrzeba czegoś miłego,delikatnego, po piekielnie przygnębiających lekturach, w których ostatnio siedzę.
Wiecie co? Proszę się nie śmiać, ale doszłam dzisiaj do wniosku, ze Prezes musi czytać sporo Kanta. Ten rygorysta głosił przecież, że szczęście płynie z obowiązku, prawo ma źródło w obowiązku, moralność jest obowiązkiem samym.
I jak tu nie sięgać po liryków?
Pyreńko, jesteś w mylnym błędzie 😉 Prezes nie ma pojęcia, co to obowiązek. Obowiązek jest relacją. Kudy Prezesowi do relacji 😆
Jam ci jest!
😆
…liryka, liryka,
tkliwa dynamika.
Angelologia i dal ….;)
Toż mówię, żem totalnie niedouczona, Haneczko; a nie wierzyłam, kiedy mi to w szkole mówili.
Nisiu, pośpiewaj cosik.
Proszę uprzejmie, nawet wiem co, a propos Alicjowej angelologii. Momencik, znajdę tego Anioła, co go mam na myśli.
Jam ci też jest, a co!
Pijemy z Jerzorem toast krupnikiem 🙂
tym procentowym, nie zupą – ale też kulinarnie!
Alicjo – własnej roboty, czy monopolowy?
No, Alicja wie, co dobre 🙂
http://www.myspace.com/kovalmusic
Trzeba sobie samemu kliknąć na tytuł „A mój anioł ma” z prawej strony. A jak Wam się Kovalik spodoba, to i na inne piosenki kliknąć można.
Eeee tam, można. Radzę posłuchać, śliczne to są balladki. Jak i dusza Kovala jest śliczna i anielska w okropnie rubasznym czerepie. a jaki ma piękny głos!
Posłuchałam Anioła i odwodziłam wiatr od spania. Ciepły,miły głos, urokliwie proste teksty – prawdziwe.
Pyro,
monopolowy, ale najlepszy krupnik robił mój Tata. Podał na gorąco w porcelanowych filiżankach raz jedyny na naszym ślubie (co się prawie składa z Krystyną i Stanisławem, ich rocznicą), ale tak w ogóle robił wspaniały krupnik. No ale był już na zimno 😉
Wznoszę północny kieliszek w stronę Miłych Państwa 😀
Doroto – od różnorodności naszych trunków mozna zawrotu łowy dostać. Twoje zdrowie!
Już się pożegnam. Dobrej nocy, dobrego dnia – do jutra
Ściskam Dorotę, Jerzor też i pijemy Twoje zdrowie krupnikiem!
Słodki, ale dobry!
Sto lat!
Dzień się kończy – dla Jubilatów i Solenizantów jako ostatni dzisiaj – najlepsze życzenia i serdeczności ślę.
Zajrzałem raz lub dwa, ale nie miałem na nic czasu, jak zwykle.
Nisiu 12:02 – przyjeżdżaj choćby dzisiaj. Warunki bardzo skromne, ale czym chata bogata….
Teraz ocean najładniejszy, do plaży 6 – 7 minut, do City 2 godziny pociągiem, czyli też blisko. Zimą i wiosną też ładnie. Latem – inni lubią, ja mniej.
Zgago, 9:33 – mamy takie same upodobania! Łysy niktórych podobno denerwuje i wprowadza w zły nastrój, mnie nie.
Nie wiem co Prezes czyta, wiem co wygaduje i to mnie przeraża.
Dobranoc. Jolinek zaraz wstanie. 🙂
dzień dobry .. 🙂 ..
ja na ten przykład wieczorem staram się nie zagadać do komputera bo zajrzę gdzie nie trzeba i mam humor popsuty .. za dnia mi wystarczy …
ale faktycznie mniej osób pisze ..
ma być ostatni ciepły weekend … dzisiaj pobiegam po centrum Warszawy a jutro jadę prawie na wieś zobaczyć nowy dom przyjaciół … i nie wiem co im kupić …
Nowy miłych snów … 🙂
nie zaglądać miało być co równa się nie zagadać … 😉
Do Cichala też 2 godz z dokładką, czyli blisko! Nie mogę spać. Halny się rozbujał.
Dobrego dnia Wszystkim a Nowemu, Plackowi i Alicji dobrej nocy.
Zdrzaźniłam się lekko od samego rana , na siebie zresztą też. Dziecko Żaby wróciło ze swoich interesów wieczorem, my byłyśmy już po kolacji, a on powiedział, że sam sobie zrobi. Fajnie – mówię mu, że zupa pomidorowa w garnku, makaron na sicie, masło stoi, ser i wędlina leżą przy desce do krojenia, niech sobie robi, co chce. Po jakiejś godzinie przechodzę do łazienki, w kuchni ciemno. Aha, zjadł, pochował co trzeba i poszedł do swojego pokoju. Nie właziłam już do kuchni. Rano stwierdzam, że na desce leży kilka kromek chleba wyschniętych na gnat, pasztetówka prawie pływa, ser ma podeschnięte brzegi plastrów, a rolada boczkowa kiepski zapaszek. O żesz Ty, Laurencjuszu! Pytam gościa wychodzącego, co to ma znaczyć, a on, że nie chciał nas objadać; z zupy skorzystał. No i tak wyszła ta delikatność uczuć – ja nie właziłam, żeby nie wyglądało na kontrolowanie, on nie pochował, bo nie wiedział po co to wszystko leży, a dzisiaj to, co leżało nie nadaje się do niczego.
🙂
Pracuję nad zdjęciamy….
http://alicja.homelinux.com/news/img_4196.jpg
Nasz ulubiony Żabojad (czyli Froggie) w akcji 🙂
http://alicja.homelinux.com/news/img_4197.jpg
chłe chłe… wrzuciłam inny komentarz i mi wcięło, teraz wrzucam tak:
Uwaga, parno i duszno 😉
http://alicja.homelinux.com/news/img_4239.jpg
Chłopaki w pełnym zrozumieniu. My, dziewczyny, robimy oko do siebie 😉
http://alicja.homelinux.com/news/img_4259.jpg
Witam, wczoraj jeszcze 24 stopni, slonce prazylo, a dzis sloneczko poszlo sobie gdzies dalej i chyba zacznie sie jesien.
Pepegor dzwonił – u nich pada od wczoraj.
W Zakopanym halny. Uciekamy do Krakowa. Czy dawać jeszcze zakopiańskie i tatrzańskie okoliczności przyrody, etnografii i ciekawostek?
Też pytanie… dawać! Kto ciekawy, obejrzy z przyjemnością 🙂
Niech *se* Danuścyn nie myśli… też mam osiągi wędkarskie, o! Chyba pójdę dospać, za chwilę skończę ze zdjęciami, ale zanim co wrzucę, czas upłynie, nie bójta się 😉
Jerzor kasła i skrzypi, dopadła go jakaś zaraza, niestety. A było się zabezpieczyć odpowiednimi kropelkami…!
http://alicja.homelinux.com/news/img_4154.jpg
Cichal dawac, piekne sa te widoki.
Piosenka dla tych, u których za oknami deszcz.
http://www.youtube.com/watch?v=NrrqcKtdPto
Nowy, City mi wisi, ale ten ocean… I to zimne piwo!
Dziędobry na rubieży.
U nas już chłodno i nie ma słońca. Wczoraj widziałam klucz jakichś ptaszysk.
Chyba naprawdę idzie jesień…
Tak, jeszcze tydzień, jeszcze dwa i będziemy sobie dedykować piosenki o tym, że jesień idzie – nie ma na to rady, i o jesieni, które idzie przez park i o tym, że w tym parku chodzi jesienny, smutny pan. A w chwilach szczególnie nostalgicznych zanucimy o złotych chryzantemach i spadających kasztanach, albo o odlatujących ptakach i srebrnych obrączkach. Eh, ta jesień….
Chociaż w Warszawie dziś bardzo ładna pogoda, to zapowiadają już od poniedziałku szarugę, a kasztany już spadły. Noce są zimne. Jesień już niestety jest!
Tyle mowy o kolacji u Maxima, no coz popatrzylam w sieci czy w Berlinie Wschodnim jest moze jakas imitacja paryskiego Maxima, tak sobie gwoli ciekawosci – nie ma, za to jest club Maxxim ale tam to sie trzeba raczej rozebrac a nie mam w co, wiec klopot. Otworzylam tv a tu reportaz o polwyspie Sylt i min. o panu Gosch´u, ksieciu garmazerii i rybnych dan. Wiec postanowilam sobie namiastke Maxima sprowadzic do domu i udalam sie do Centro Italia a tammmmmm muszle nawet tanie i gambas, mam troche wyzerki na weekend i tu sie chwale jak chwalipieta.
http://picasaweb.google.com/100200631489841242724/UnbenanntesAlbum#5520793038745144770
…jeszcze tylko gosci brak ale Alicja splynela za morze
Dzisiaj wszyscy o jesieni?
Otwarty basen, temperatura wody 27 stopni, temperatura powietrza 15 stopni, jeden mecz przegrany, za godzinę następny mecz i jutro znowu dwa. Jan przeziębiony, na antybiotyku z podrażnionym okiem nie daje się łatwo zmotywować do walki. Właśnie go podkarmiam, może zmieni zdanie…
ALICJO,
jeżeli nadal boli Cię żołądek, radzę wypić mały kieliszek wódki z pieprzem mielonym – sporo, jakaś płaska łyżeczka. O ile naturalnie masz niestrawność. Zdaje się, że Zgaga zalecała wódkę z ziarenkami pieprzu, ale nie wydaje mi się, żeby całe ziarenka były skuteczne. Mielony pieprz z wódką na mnie działał.
Krystyno,
boleć mnie nie boli, tylko coś zalega niewygodnie, ale juz mniej jakby. Sposób z pieprzem polecał mój Tata, działało. Jedzenie samolotowe jest jednak paskudne. Smakowało, bo byliśmy głodni i zadali spyżę po 3 godzinach lotu dopiero. Powinni byli do tego podać kieliszek czegoś mocarnego, o!
O, takie klimaty u Żaby 🙂
http://alicja.homelinux.com/news/img_4279.jpg
Dorotol,
kajam się, miałam zadzwonić, ale czas nas gonił, doba nie chciała się rozciągnąć i wyszło jak zwykle 🙁
Dostałam pełniutką siatkę opieńki miodowej. Ma ktoś pomysł na zimowe schowanie?
Zamarynować.
Albo – podgotować BEZ NICZEGO, w słoiki i żeby one, te słoiki, chwyciły. Przyprawiać po otworzeniu słoika w celach.
Ja bym zamarynowała.
Nisiu – drzwi otwarte, wpadaj kiedy zechcesz!
City – im bliżej je poznaję, tym bardziej żałuję, że tak późno.
Pięknie i gorąco tu dzisiaj (27 stopniC). Wybywam, szkoda dnia.
Weekendowych relaksów Wam życzę. 🙂
Stosownie….
http://www.youtube.com/watch?v=J33wGFtgt_4&feature=related
Grzybki obrane i odgotowane; część wyląduje w słoiku, jako marynata Ja niedużo używam marynowanych grzybków- to tylko dla gości. Część zostanie zamrożona tak, jak jest w tech chwili – bez tłuszczu i przypraw, trzecia część pokrojona w paseczki wyląduje na patelni, na maśle z cebulką, jako garnitur do jutrzejszego dewolaja. Ręce domyję nie wiadomo kiedy.
Muszle tez juz byly
http://picasaweb.google.com/100200631489841242724/UnbenanntesAlbum#5520885892514317586
Pyro,
te opieńki zapakuj w pergamin i zakop* gdzieś za domem, tam gdzie wychodzcie z Radyjkiem.
Nie mam nerwów do tych grzybów. Nazbieraliśmy kiedyś, parędziesiąt lat temu całą wanienkę tego, bo nie było niczego lepszego w lesie. Matka to potem też zamarynowała. Pamiętam, jak było mi niedobrze jak tym zakąsiłem. Nie wiem, czy innym uczestnikom tej biesiady też poszło tak jak mnie w każdym razie, dałem sobie z tym spokój na lata. Następny raz był już tu, w Niemczech. Namówiłem wtedy gościa na grzybobranie, rodowitego Gambijczyka, czarnego jak brykiet i wtedy też, z braku ajzenlaku braliśmy te. Gość powiedział mi potem, że dziekuje za gościnę i chętnie się u mnie jeszcze zjawi, ale żeby było bez grzybów. Przykro było mi szczególnie z tego powodu, że oni tam i tak nie ufają tym tworom natury i używają jeśli już, to dla jakichś kultowych celów, czyli guseł. A jeśli pomyśleć, co za świństwa tam u nich rosną to wstydzę się szczególnie, że nadużyłem jego zaufania. On nadużył potem mojego, ale to materiał do innego wpisu.
Ostatni raz spróbowałem w zeszłym roku pod wrażeniem mego towarzysza Węgra, którego swego czasu musiałem uznać za autorytet, bo podprowadził mnie pod parę gatunków, których przedtem nie zbierałem. On o nich, opieńkach śpiewał peany ale np. ignorował moje rydze, aczkolwiek wiedział, że jadalne. Wypytałem go dokładnie jak to robi z tymi opieńkami, a w zeszłym roku to przeprowadziłem. A więc:
brałem tylko najmłodsze,
obgotowałen dwa razy i smażyłem dopiero potem,
brałem tylko najlepsze ingredencje, tzn. masło i śmietanę
i co ? kit jak z probówki. Zwracać tym razem jednak nie musiałem, więc postęp
*) zakopaj? może, tej formy nie jestem sobie pewien
No Pyro, znowu się spóźniłem
No wiecie, co?! 😯
Marynowane grzyby są pyszne, a do zakąszania szczególnie!
pepe, tez nauczylam sie jesc opienki w Niemczech, bo w Polsce tego sie nie zbieralo, nigdy nie obgotywalam, smazylam i dusilam na patelni i przezylam ale nie bez obaw, ze moze cos bedzie nie tak, zabobon, ze moga one byc trujace dawal o sobie znac.
Słuchajcie, już jak nadgryzę, ta obrzydliwa kwasowatość, to było to co mam w pamięci, jak robiło mi się po tym niedobrze. W dwóch pierwszych próbach były owszem, grzyby starsze, a u tych ten kwas jest szczególnie intensywny. To dwa razy obgotowane było naturalnie takie, jakie było.
Pepe, jesteśmy chore ze śmiechu, obydwie. Ta opowieść o opieńkach jest przezabawna, a forma „zakopaj” tę śliczna. Zakop, Pepe, zakop. Lubię opieńki, chociaż mam je w domu b.rzadko, tylko kiedy mnie obdarują. Mam do nich tylko jedno zastrzeżenie – nie lubię tego charakterystycznego, mącznego zapachu.
Errata – miało być – też śliczna – ta forma „zakopaj” znaczy
z powodu konsumpcji opienkow moj byly tzw. przyjaciel znalazl sie na pogotowiu, bylismy w lesie, w ktorym byly opienki, nazbieralismy a w domu je usmazylam, klient zjadl je z zachwytem, ja raczej niewiele i przy tym wszystkim podspiewywalam sobie „…no i przez te grzybki, chlod rodzinnej kryptki…” oczywiscie tekst przetlumaczylam i podspiewywalam dalej, facet dostal chyba zalamania nerwowego, spoconego i trzaskajacego ze strachu zebami musialam zawiezc na pogotowie gdzie dali mu zastrzyk na uspokojenie,
wiec spiewamy … no i przez te grzybki…
Pepegor,
bo zależy, jak się marynuje! Ja nigdy na kwaśno-kwaśno plus cukru sporo, samym octem, Boże broń!
Moje marynowane są łagodnie octowane – ocet 5% pół na pół z wodą, przyprawy… schodzą szybko, więc nie potrzeba ich bardziej konserwować i octować nadmiernie.
A jeśli chodzi o nadmiar, to już wspominałam, zagotować bez niczego, w słoiki i zagotować na tyle, coby chyciło. Doprawiać i rozprawiać się z nimi po otwarciu słoika.
nie wiem dlaczego mi sie p wtloczylo do konsumcji
Dorotolu. Jutro będę miał dla Ciebie adresy rzetelnych miejsc. A wiem, żeś frymuśna:-)
Obrazki z komercji, zadumy i wspomnień… jak to połączyć? Ano tak:
http://picasaweb.google.pl/lh/reorder?uname=cichal05&aid=5520865636759046945
cichal pisze „Fehler” czyli sie nie otwiera
Alicjo,
już kontrowałem i już świadczyłem głębszą mądrość grzybową, kiedy mi łotr pokazał mi moje granice. Zakończę więc ugodowo: Jedz sobie opieńki, a ja obstaję na moim spokoju.
A tak poza tym:
Dobrego wejścia wpozaurlopową rzeczywistość
http://picasaweb.google.pl/cichal05/BazarPodGubaOwka?authkey=Gv1sRgCOjNw_aE-Mn4wgE#
Sie mi pozajączkowało
Pepegoru,
opieńki to ja miałam tam, a tu ni ma 🙁
Ale za to mam prawdziwosze i nie tylko z Polski 🙂
Cichal,
pikne! Prosiemy o więcej!
cichal za chwile stane sie lokalna patriotka Podhala
Nie zostanę patriotką Podhala, chociaż świat tam jest piękny.Moją awersję do Janosików znacie, nawet przyznaję się bez śledztwa,nie przepadam.Miałam dzisiaj pracowity dzień, choć się wcale na to nie zanosiło – małe pranko, obiad, grzyby, podgotowka na jutro, jeszcze u siebie muszę założyć świeżą pościel, bo rano zdjęłam i wyprałam. To słońce dzisiejsze mnie dopingowało.
Miałem kiedyś dyskusję z facetem, który miał awersję do Poznaniaków. Po chwili okazało się, że do Poznanianek nie! Kance kancow wyszło szydło z worka. jakiś kolega kolegi, kiedyś tam powiedział, że Poznaniak go oszwabił albo on jego…Nie doszli do prawdy. Tak jak z tym zegarkiem, co to jemu, albo on…
Pyro! jak wszędzie i zawsze są ludzie i ludziska. kiedyś nawet jeden przedstawiciel stolicy mnie okantował! I co z tego? psinco!
Takie sprawy proste, jak drut, to ja rozumiem. To, że kiedyś tam bida z nędzą była i stąd piekielna pazerność, to ja też pojmuję. Że lud honorny i bitny też nie zaprzeczam, ale, że sami dla siebie są największymi wrogami i donosy na siebie piszą w ilości przekraczającej wielokrotnie średnią ogólnopolską, to ja już darować nie będę i świętego przekonania, że złupić cepra to zasługą przed Jezusiczkiem, też nie podzielam.
Wreszcie mogłam spokojnie przeczytać wszystkie komentarze. Ostatnie dni miałam bardzo zajęte : różne prace domowe m.in. przy grzybach, zakupy, spacery i wieczorne rozrywki. Grzybów mam chwilowo serdecznie dosyć. Zniknęły mi już z oczu, bo pochowałam słoiki z marynowanym i woreczki z suszonymi grzybami. Ale chyba w środę wybierzemy się jeszcze raz do lasu z moją koleżanką antydomatorką, jeżeli tylko pogoda dopisze.
Piszecie o opieńkach. Jak pamiętam, zawsze miały bardzo dobrą opinię, zwłaszcza w postaci marynowanej. A Pepegor musi mieć jakieś indywidualne przeciwwskazania do jedzenia tych grzybów. Inna sprawa, że chyba nigdy nie jadłam samych opieńków smażonych, tylko zawsze w towarzystwie innych grzybów, więc może one rzeczywiście nie sąwcale takie dobre.
Cichal wprowadza mnie w odpowiedni nastrój, bo niedługo też odwiedzę Zakopane. Pokój juz zamówiony / całkiem niedrogo/ i bilety do teatru również. Żeby tylko nie padał deszcz, bo zimno może być.
Krystyno pocieszam. Cały przyszły tydzień bedzie lalo, bo to po halnym! Chyba, ze nie bedzie, hej.
Pyro widzem ześ zaciekła straśnie. Wyboc Pamie Boze…
Pyro,
mam nadzieję, że węgierki są u was bardziej dojrzałe niż tu na północy. Kupiłam dziś trochę, bo chcę zrobić w zalewie słodko – kwaśnej. Do zalewy nadają się, ale na powidła byłyby stanowczo za mało słodkie. Ale kruche ciasto ze śliwkami wyszło doskonałe.
Ach, te ogórki małosolne..Ja nie przepadam za ogórkami, ale te od Żaby sa wspaniałe. I pewnie są w tej dużej butli po wodzie mineralnej. Właśnie z powodu tych ogórków podjęłam decyzję: zaprzestaję przygotowywania domowych ogórków kiszonych. Nakład pracy spory, koszt też jakiś jest, bo wszystko kupuję, a efekt zawsze niepewny, a ostatnio bardzo niezadawalający. Na hali targowej w Gdyni jest kilka stoisk z bardzo dobrymi ogórkami. Jestem tam prawie co tydzień, więc będę na bieżąco kupowała tyle, ile mi będzie potrzeba. I będę miała spokój. Jak coś się nie udaje, to trudno.
Pogoda też może (jak wszystko) być względna.
Pod Gubałówka gaździnka sprzedawała małe, kudłate pieski. „Gaździno a duże one chociaż będą?” zapytała pani z Warszawy. ” Ej okropnie wielgie łune bedom” zarzekała się gaździnka. „Oj to szkoda, bo wolałabym mniejsze”…”No… zaś takie straśnie wielgie to nie…”
Nasz klient, nasz pan., Krysiu, będzie pięknie!
Krystyno – ja też na zimę nie robię, bo połowę wyrzucam i nigdy nie wiem dlaczego – dwa słoje nastawione jednego dnia, w jednym świetne ogórki, w drugim nie powiem co. Żaba mi przysłała multum, gdybyś była bliżej, to bym się podzieliła.
Cichalu,
ale to nie ten tydzień, który będzie, tylko następny, więc może zdąży sięwypadać. Liczę na to, a jeśli będzie miało lać,to odwołamy wyjazd, zwłaszcza że nie musieliśmy wpłacać zaliczki. Ale ja bardzo chcę jechać.
Chichal, bardzo podoba mi się Twoje spojrzenie na nasz kraj, że nie szukasz dziury w całym i nie wyszukujesz złych stron. Nie ma w Tobie malkontenctwa i uprzedzeń.Dzięki temu masz tyle przyjemności z pobytu w Polsce. I nawet śliwki – robaczywki mogą być atrakcją godną uwiecznienia. Pozdrawiam serdecznie Ciebie i Ewę.
Dziękuję i też pozdrawiam! Od najmłodszych lat słowa pochwały od pięknych kobiet wywoływały u mnie stany euforyczne! Do tego stopnia, że potrafię się nimi podzielić z własna żona.
Cichal,
jeszcze coś, co może Cię zainteresować. Wczoraj byłam na spotkaniu i koncercie zorganizowanym z okazji 20- lecia Sax Clubu w Gdyni. Jednym z założycieli był Przemek Dyakowski. On też prowadził wczorajszy trzygodzinny koncert. I jest w doskonałej formie, także muzycznej, bo oczywiście grał na swoim saksofonie. Oprócz niego także inni trójmiejscy jazzmani oraz prawdziwe tuzy : Zbigniew Namysłowski, Leszek Możdżer oraz Hanna Banaszak, która w muzyce jazzowej może wykazać się swoimi wspaniałymi możliwościami głosowymi. Ja w zasadzie jestem dość umiarkowanie zainteresowana jazzem, ale wczorajszym koncertem byłam oczarowana.
Pracowałem z Hanią w Katowicach w Variete Centrum w latach siedemdziesiątych. Była wtedy poczatkującą piosenkarka. Byla urocza i zapowiadała duuuży talent. Zazdroszczę koncertu! Życzę pogody! Urody nie muszę, bo masz!
Jak sobie zrobić zdjęcie na tle gór, jak nie ma innego fotografa?
Wykorzystaj szyby pływalni w hotelu Kasprowy! (copyright)
http://picasaweb.google.pl/cichal05/Szyba?authkey=Gv1sRgCKrunOWvjobFDQ#5520940479810640834
gdy nie ma innego…przepraszam
Dobranoc. Padam
Okazuje się, że najwcześniejszą Hanię znałam ja. Tworzyła wtedy duet z gitarzystą (nazwiska zapomniałam) śpiewali w małym klubie na Winogradah od czasu do czasu, Hania zaczęła naukę w Studiu Piosenki przy poznańskiej Estradzie. Uczył się tam i mój były wychowanej Mirek Chmara. Mirek to wtedy wysoki, szczupły blondyn z falowanym czubem i dziwną przypadłością – jąkał się nieco ale tylko kiedy mówił,śpiewał bardzo ładnie. Mirek przyprowadził kiedyś Hanię do mnie, żeby jej i jemu też znaleźć jakąś chałturę, bo żyć trzeba. Rekomendowałam ich wtedy do Eskadry- operetka nie była zainteresowana, zresztą nie mieli takich kwalifikacji. Anger przyjął Mirka na etat i przepracował w Eskadrze aź do likwidacji zespołów wojskowych w 1997r, czyli do emerytury artystycznej. Hani nie chcieli, mogłam jej dać pracę tylko przy naszym zespole knajpianym – chłopacy się wahali, bo solistę mieli dobrego, a po przyjęciu \Hani musieliby gazę dzielić na 6 osób, nie na pięć. Hania nie zrobiła wtedy na mnie dobrego wrażenia, bo chociaż ślicznie śpiewała i miała piękne oczy, robiła wrażenie leniwej i nieco bezmyślnej. Dwa razy spóźniła się na próbę, trzecim razem przyszła i okazało się, że nie nauczyła się tekstów, w końcu nic z tego nie wyszło. I bardzo dobrze, bo wygrała angaż do dobrego , jazzowego zespołu i bard\o pięknie dojrzałai muzycznie i życiowo. No i nie musiała śpiewać do kotleta.Podśmiechiwałam się pod nosem, kiedy w jednym z wywiadów podkreślała, że młodzi muszą dochowywać standardów profesjonalizmu. Nie pamiętał wół…
Od jakiegoś czasu Blog robi sobie coraz wcześniejsze i coraz dłuższe nocne przerwy. Nawet powrót moich sąsiadów zza ściany nic nie zmienił, ale i tak raźniej żyć ze świadomością, że ktoś w pobliżu też może jeszcze nie śpi.
Bardzo brakuje Żaby – nocnego marka, nie pojawia się już w ogóle Aszyszu, który jednym, a trafnym słowem potrafił rozbawić do łez. Jakoś nie mogę uwierzyć, że nagle skończył z blogiem ot tak, bez powodu. Szkoda. Inni też gdzieś się poukrywali – Orca, Wanda TX. Listę obecności najlepiej zawsze robi Pyra.
A, muszę się pochwalić, że Pyra króluje dzisiaj w mojej kuchni – dokładnie, tylko bez lubczyku, którego nie mam, według Pyry przepisu ze stycznia 2008 roku, znalezionego w zbiorach Alicji, gotuje się u mnie rosół, moje ulubione jadło. Do tego będzie makaron – nitki. Wszystko posypane zieleniną (koper + natka). Po prostu – jak u Mamy. Zapach już rozchodzi się po mieszkaniu taki, że trudno się powstrzymać, by nie spróbować.
Do mięsa z rosołu Mama podawała zawsze potrawę, o której zapewne nikt na Blogu nie słyszał – u nas nazywało się to „kwaśne kartofle”, a sposób jej przyrządzania musiał być bardzo, bardzo stary – pochodził od mojej prababki (ze strony Matki, która dzisiaj ma już prawie 96 lat), mieszkanki okolic Zwolenia. Podobno tylko tam można było się z tym spotkać.
Niestety nie wiem jak to ugotować, będzie więc z ziemniakami i sosem chrzanowym.
Nie wiem również po co Wam to piszę, prawie o północy.
Cichal, jesteś osobą niebezpieczną – tutaj zarażasz żeglarstwem, teraz pojechałeś do Polski i swoimi sprawozdaniami zmuszasz do odwiedzenia Tatr. Ja chciałem, a teraz muszę tam pojechać, chociaż to będzie listopad.
Zdjęcia super. Wypoczywajcie. Pozdrów Ewę.
dzień dobry .. 🙂
Nowy ostatni weekend ciepły to prawie wszyscy gdzieś wybyli .. ja zaraz też się szykuję na grilla na wsi w nowym domu przyjaciół …
miłej niedzieli … 😀
Jolinku, dzień dobry, 🙂
Miłego i smacznego grillowania! 🙂
Jestem w bardzo dobrym nastroju, bo zjadłem dwa talerze rosołu z makaronem (jest pierwsza nad ranem). Pyro – dzięki, bardzo pyszny. Nie wiem jak teraz zasnę, ale jakoś będzie.
Idę spać. Do jutra. Nie dzielcie się niedzielą z nikim, by przyjemności jak najwięcej dla Was zostało. 🙂
Dzień dobry – słońce i chmurki.
No jakże Nowy, trzeba się dniami dzielić, niedzielą też, wtedy jest tego czasu o wiele więcej.
Z Żabą wczoraj rozmawiałam – jest przeziębiona, wczoraj po południu zalegała na kanapie i twierdziła, że będzie umierała (!) Dla osoby tak czynnej choróbsko jest traumatycznym przeżyciem. A kupiła sobie nowy – stary samochód i nawet zdążyła nim odwieźć Synusia do Warszawy. Cała Żaba. Na blogu nie pisze, bo jak wreszcie przychodzi ze stajni do domu, to pada na pysk, czyli na ową kanapę i już ani rąsią, ani nózią. Za miesiąc operacja i potem miesiące na 4 literach, to wtedy będzie pisała; tak mówi.
Remanent blogowy – lista nieobecnych
Wczoraj nie było Placka i to jest niepokojące,
ASzyszu! Wracaj! Nie Wygłupiaj się!
Apaw kończy robotę w Chorwacji i wróci z końcem miesiąca,
brakuje mi Asi-Basi z Mikołajem, który spał,
Elap – odezwij się; pomoru w Bretanii nie było;
Koteko z Portugalii też chyba nie wywiało?
Ana z Krainy Wiatraków – wzywam do apelu;
Asia, córka Jana pisuje b.rzadko, ale takie śliczne starocie wyciąga. Pisz Asiu;
Eska kontakt ze światem uzyska w październiku, a kobita gotuje, że hej!
W maju, czerwcu pisywał taki pan z Poznania, fajnie pisywał, ale przestał
Lulek u łapiduchów, a najbardziej poszkodowany na zdrowiu wypadł z tego wszystkiego Miś Kurpiowski chłop dobry z kościami, dusza wrażliwa, organizator przedni i przyjaciel wypróbowany – dał mu Lulek do wiwatu; przejął się nie na żarty.
Jednym słowem trzeba bractwo zebrać do kupy i potrząsnąć, bo inaczej będzie to apel poległych.
Marek ma też swoje własne kłopoty .. nie żyje tylko życiem Pana Lulka ..
to idę … pa … 🙂
Pracowita dzień dobry 🙂
Żabie, oprócz kolana, nie służy także internet. Podobno z powodów zewnętrznych. Za parę dni ma być już dobrze 🙄
Nie łżyj od rana kobieto. Pracowite…
No, jesteś pracowita, Haneczko, jesteś. Kuchnie moja i Żaby mogą to potwierdzić. Nie wykręcaj się.
Dzień dobry Szampaństwu o moim przedświcie!
Chciałam nieśmiało zauważyć, że ja też mam entuzjastyczne podejście do Kraju, inaczej nie przyjeżdżałabym co roku 🙂
Cichal też będzie, zobaczycie! Dokładnie wyczuwam te emocje, podobnie się czułam po 7 latach poza krajem – a jak przyjechałam, to nawet tabliczka „Nie deptać trawników!” wywoływała przede wszystkim wzruszenie, a dopiero potem śmiech. To był rok ’88, maj. Potem z każdym rokiem było inaczej i coraz lepiej. Ale zawsze jest jedno – narzekanie rodaków. Żeby nie wiem, jak dobrze było, jest źle i już. Na palcach jednej ręki mogę zliczyć tych, którzy nie narzekają i zwyczajnie cieszą się byle czym. Myślę, że to jest nasza wada narodowa, narzekanie.
Ostatnie reminiscencje zakopiańskie. Wizyta u Janusza Pennara kolegi sprzed ponad półwiecza. Nauczyciela, narciarza i rzeżbiarza. Mieszka na 6 piętrze a gnębią Go różne przypadłości z astmą włącznie. Mówi, „Gonię po tych piętrach, mam zadyszkę, ale widok z okna wszystko wynagradza”!
http://picasaweb.google.pl/cichal05/ZakopanePennar?authkey=Gv1sRgCN762OvVq6ihfA#
Dzisiaj cały Kraków spotyka się na Rynku o 19tej. 45 lecie Skaldów. Poznałem ich w 66 roku.
Od poniedziałku Vien, Wien, nur du allein…
Cichalu – skrajny z prawej?
A piluj się, żebyś w te fale modrego Dunaju nie wpadł nam.
A co do opieniek (opieńków?), to dodam, że te zagotowane w słoikach bez niczego, zimą przesmażone z cebulką plus dyżurne, jedni dodawali śmietany, drudzy nie – pyszne z ziemniakami i jakąś sałatką. Nigdy nie pogardzę opieńkiem, chociaż nie jest to grzyb tak wyrazisty, jak borowik, to jasne. Ja w ogóle bardzo lubię grzyby, nawet maślaczące się maślaki, jak wyżej, przesmażone z cebulką, prosto z lasu na patelnię… mniam!
Ale tymczasem podsyłam wam… drżyjcie, ryby! (ciągle jeszcze nie wrzuciłam na picas-sę zdjęć, ale już je zmniejszyłam).
http://alicja.homelinux.com/news/img_4200.jpg
Witam słonecznie (jeszcze) i życzę Wszystkim ciepłej i słonecznej niedzieli. 😀
Nowy, kartofle na kwaśno robiła często moja Mama i też je bardzo lubiłam. Sama je zrobiłam 1 raz, bo moje dzieci wówczas ich nie lubiły a jak młodsza już je polubiła, to potem sama je robiła.
Ugotowane kartofle należy pokroić w grubsze plastry, w garnku zeszklić na tłuszczu drobno posiekaną cebulę, zdjąć z palnika, do cebuli dodać plastry kartofli, posypać świeżo zmielonym pieprzem i delikatnie skropić octem – najlepiej spirytusowym 10%, delikatnie wymieszać. Skosztować i w razie potrzeby doprawić. Uwaga na ocet – kartofelki powinny być lekko kwaśne. 😉
Jeśli chodzi o „nocne czuwanie”, to po moich „przygodach”, łudząco podobnych do Twoich, muszę ciut zgrzecznieć, wścieka mnie to ale nic na to nie poradzę, nie mogę dzieciom dodawać kłopotów. 🙁
Cichal,
ZAZDROSZCZĘ wam dużymi literami nawet, o!
http://www.youtube.com/watch?v=0_3uhWFm3jg
Pyra zyje. Juz mi zjadlo dwa wpisy i nie bede powtarzla trzeci raz wszystkiego co napisalam. Nie bylo pomoru w Bretanii, bylam na wakacjach. Gdzie znikaja wpisy ?
Elap,
w tak zwanej czarnej dziurze znikają. Trzeba uważać na kod, wpisać go dokładnie. Poza tym bywa tak, że wpisy zderzają się na mecie i jeden wykasowuje drugiego 🙄
Dlatego najlepiej kopiować, sama tego nie robię, ale polecam wszystkim 🙂
Idę dospać.
Elap – pytanie na Nobla. Też chciałabym wiedzieć, gdzie ta czarna dziura.
Elap, jak się pisze dłuższy tekst to mam wrażenie, że kod się robi przeterminowany. Nim klikniesz „Dodaj komentarz” zaznacz tekst i skopiuj.
Elap, czasami wpisy się „zderzają” i któryś nie przeżywa zderzenia. 😉
Ja sobie – na wszelki wypadek – wpisy przed wysłaniem kopiuję, tzn. klikam na napisaną treść, prawym przyciskiem myszki, klikam lewym na „zaznacz wszystko”, jak się wpis podświetli, to znowu klikam prawym i z listy, która się pokaże, klikam lewym na „kopiuj”. Potem mogę spokojnie klikać na „dodaj komentarz”. Jak mi łotr zeżre wpis, to wystarczy wpisać nowy kod znów prawym kliknąć prawym i wybrać „wklej”, klikając nań lewym przyciskiem myszy. Jak spróbujesz jeden raz, to się okaże, że to jest łatwy sposób, tylko opisanie krok po kroku, jest tak długaśne. 😆
dzisiaj mam same zderzenia
Bylam w kraju Katarow na poludniu Francji
Dwa bratanki i Danuśka 😉
http://alicja.homelinux.com/news/img_4261.jpg
Pyro, bingo! Powinnaś robić karierę w Służbach! Taka spostrzegawczość jak u agenta Tomka…
Cichal,
dalej *zazdraszczam* Skaldów, ale pocieszam się książką o Niemenie („Czy go jeszcze pamiętasz”) oraz tym zdjęciem z wrocławskiego rynku:
http://alicja.homelinux.com/news/img_4344.jpg
To nie ja znikam wpisy, choć Pyra insynuuje mi sprzątactwo 😯
Żaba obdarzyła nas danielową nogą. Takiego czegoś jeszcze nasz dom nie widział, więc rozbieraliśmy z powagą, uwagą i szacunkiem (tylko koty dostały małpiego rozumu). Potem potraktowałam wszystko Alicją na trzy sposoby. Składu marynat nie odtworzę, natchnienie mnie pchało 😉 Przyznam tylko, że złamałam ustawę i dałam małolatowi wódki 😎
Haniś, a smak?
To dla Arcadiusa piwna zachęta 😉
O Fano jeszcze wspomnę, bo nasza urocza przyjaciółka Paulina podjęła nas kulinarnie wspaniale i wszystko będzie w fotoreportażu kulinarnym, jak poskładam do kupy… 🙄
http://alicja.homelinux.com/news/img_3895.jpg
Cichal, Ty mnie nie postponuj, Mopanku. Jakkolwiek nie miałam kontaktów bezpośrednich, to sądząc po wynikach, w „moich” czasach te służby były lepiej wyszkolone.
Haneczko…
ja daję wina, ale jak wóda robi dobrze, to chyba nie jest źle? 😉
Mnie to tez interesuje, moze mnie ktos oswieci, to Podhalanie byli narodem biedy, sknerstwa i denuncjantow???!!!! Gdybym ja napisala taki tekst, to od razu by sie nazywalo, ze pogardzam ludem….
A jako, ze Podhalanie od generacji jezdza na abarot do Stanow do pracy, to moze w tych czasach, o ktorych Pyra pisze, nie bylo ich na miejscu i jakies posilki z Polski centralnej robily za kapusiow i dusigroszy.
No jakiż mógłby być, Pyreńko? Przecież to daniel z sercem Żaby 😀
Alicjo, wino dodaliśmy do siebie 😆
Dziędobry na rubieży.
Lecę do ogrodnika. Wczoraj wzięłam dwie cudnej urody hortensje, chyba nie wytrzymam i wezmę trzecią. I echinaceę ma, a ona mi znikła od zeszłego roku. I coś do wiszenia na ganku.
Pa, na razie!
straszny wypadek niedaleko mnie…
polski autobus sie rozbil…
niestety, wielu zabitych i rannych…
…podobno autobus zostal zepchany na poprzeczke przez wjezdzajacy na autostrade samochod, niestety niektorzy kierowcy robia tak…
…jechali z Hiszpanii do Szczecina, 11 osob nie zyje, 7 ciezko rannych i 22 srednio lub lekko rannych, a jakies bydle ma moze nawet radoche, ze wyparlo ten autobus….
Goście w domu. Braterstwo zajechali z dostawą pomidorów i jabłek
F.G.Lorca
Memento
Gdybym umarl,
pochowajcie mnie z gitara
pod piaskiem.
Gdybym umarl,
wsrod pomaranczy
i dobrej miety.
Gdybym umarl,
pochowajcie mnie, jesli chcecie,
w choragiewce na dachu.
Gdybym umarl!
spolszczyl byk
Podobno młodzi ludzie jechali tym autokarem. Straszne …
Wakacyjnych opowieści ciąg dalszy.
Pewnego dnia Witek zaczął psioczyć że jesteśmy w Grecji a nie zobaczyliśmy żadnych starożytności. Jako że na Peloponez mieliśmy daleko, zajrzałam do przewodnika by poszukać nieco bliżej. I tak trafiliśmy na wykopaliska do Dion, wg mitologii miejsca narodzin muz, wspominanego ponoć w Iliadzie. Wieki temu było tam spore miasto i sanktuaria Zeusa, Demeter i Izydy, w których bywali Filip II Macedoński i Aleksander Wielki. Starożytne miasto zostało zniszczone trzęsieniami ziemi.
Wykopaliska są prowadzone od lat 30-tych ubiegłego wieku, z nieco większym rozmachem od lat 70-tych. Wszystkie artefakty są przenoszone do muzeum archeologicznego w centrum miasteczka, a w miejscu znaleziska umieszcza się kopię. W muzeum, oprócz samej ekspozycji znajduje się klasa lekcyjna gdzie są prowadzone zajęcia historii starożytnej i sztuki dla uczniów w różnym wieku. Niestety tylko po grecku.
Współczesne miasto również korzysta z okazji, przy muzeum archeologicznym znajduje się masa restauracji, pensjonaty, sklepy z pamiątkami a nawet centrum mozaiki, gdzie również można pobierać nauki.
Nie będę się więcej rozpisywać, powiem tylko tyle, że jak już dotarliśmy na miejsce, mój chłop (niespełniony archeolog) wyrwał mi aparat z ręki i z obłędem w oczach zaczął obfotografowywać wszystko co mu wpadło w obiektyw. Wybaczcie, nie miałam siły tego segregować.
Z góry uprzedzam, zdjęcia tylko dla archeologów i najwytrwalszych 😉
http://picasaweb.google.pl/EryniaG/WykopaliskaWDion#
piekne to wszystko ewo, pokazujac nam takie zdjecie przedluzasz mi wakacje
Hortensja, dwie jeżówki, dwie wielkie fuksje, begonia. Ma kwitnąć! Nie interesuje mnie jesień.
Od ogrodnika, którego mam na trzeciej ulicy, wróciłam przez Chojnę i Krajnik Dolny. Niedługo już nie będzie tak pięknie i zielono w lasach.
a zdjecia roslin beda przed czy po zasadzeniu?
Byli, ciasto przywieźli drożdżowe ze sobą, ja zrobiłam prędziutko placek francuski ze śliwkami, do obiadu dałam ryż z kurczakiem i warzywami na ostro.
Wypadek paskudny (dopiero teraz przeczytałam).
Ewo – nie dziwię się Osobistemu – też wpadłabym w amok.
Piękne to, byku.
Ja optuję za chorągiewką na dachu, skoro Lorca nie dał do wyboru stawów na Bartnikach i rozsypania prochów.
Ewa,
ja dziękuję za taki amok. Prosiemy o więcej! Zainteresowały mnie fotki z tkaninami, skrzywienie zawodowe czy co? 🙄
Alicjo,
chyba wszyscy wiedzą, że Ty jesteś wielką entuzjastką Polski. To nie ulega żadnej wątpliwości. I domyślam się, że dużo było Twojej zasługi w tym, że Cichal zdecydował się odwiedzić kraj po tylu latach nieobecności. A jego entuzjazm i zachwyty to pozytywny skutek zamerykanizowania. 🙂
Ponieważ to podobno ostatni taki pogodny weekend tej jesieni/ wszystkie media tylko o tym mówiły/ wszyscy wylegli w domów i gdziekolwiek człowiek by się udał, tam panuje tłok. Pojechaliśmy do parku oliwskiego, a tam miła niespodzianka, bo czynny jest kakże ogród botaniczny i palmiarnia, a wstęp jest wolny. Jedno i drugie niezbyt duże, ale jest więcej do oglądania . Piękny dzień, choć już nie tak słoneczny jak potrzednie. Potem wypiliśmy dobrą kawę, też w Oliwie, a potem poszłam sobie z kijkami obejrzeć naszą najbliższą okolicę. I tak dzień powoli mija…
ZGAGO,
zapisałam sobie Twoją instrukcję kopiowania i wklejania tekstów. I nawet wypróbowałam krok po kroku. To działa i jest rzeczywiście proste. Bardzo dziękuję. 🙂
Dzien dobry,
Zgago, Nowy, po raz pierwszy jadlam „kwasne ziemniaki” w Alzacji. W tamtejszej tradycyjnej kuchni jest to jedna z zelaznych pozycji. Zamiast octu polewaja jeszcze cieple ziemniaki sosem winegret plus szalotka lub cebula drobno pokrojone i ewentualnie szczypiorek.
Ewo, swietne zdjecia. Mieliscie wspaniale wakacje i tak ladnie udokumentowane. W poprzedniej serii zdjec byla zupa Witka a wiec owoce polane winem. Napisz prosze, czy one gotowaly sie w tym winie i potem byly schlodzone?
Dorotolu – jak dziecko wróci i mi wgra zdjęcia do komputera, on to robi jakimś sposobem… Pewnie w czwartek.
Ale posadzę do ziemi tylko jeżówki. Fuksje staną na trawniku w doniczkach, hortensja (trzecia, bo dwie na tarasie) ozdobi stoliczek pod wistarią, a begonię wzięłam do domu.
Z tą jeżówką jest śmiesznie, bo to Echinacea Purpurea var. Alba. Jeżówka purpurowa odmiana biała. Taki mały oksymoron na grządce.
Wspominalam Wam( a wlasciwie zwracalam sie do Jolinka) o filmie „Jedz, modl sie, kochaj” na podstawie powiesci E.Gilbert, z Julia Roberts. Widzialam wtedy tylko zapowiedz a wczoraj zobaczylam film. Mialam nadzieje, ze bedzie ciekawszy a jest nudny, ma duzo dluzyzn i naiwnych scen. J.Roberts robi co moze ale przez caly film czlowiek sie zastanawia, na czym polega problem tej Liz. Wyszlam z kina zawiedziona choc troche popodrozowalam bo jest kilka ladnych ujec z Rzymu, Indii i Bali.
A ja wlasnie chcialam obejzec ten film…
Nisia ma dobry pomysl trzeba gwizdac na zimno i slote i obstawic sie roslinami, ktore kwitna, jutro sobie cos sprokuruje. Od dwoch dni siedze w domu, gdyz po pieknych prawie jesiennych upalach zawitala slota. Dzisiaj to sie nie mozna bylo ruszyc z domu, gdyz byl maraton w Berlinie, moi znajomi potrzebowali trzy godziny aby przedostac sie do mnie, musieli wrocic do domu odstawic samochod i jechac srodkami komunikacji miejskiej.
Dziękuję za wyrazy uznania, przekazałam też Witkowi. 🙂
Dorotol – sobie też przedłużam wakacje.
Alicjo – tam była pracownia połączona ze sklepem. Robiąc te zdjęcia myślałam że Tobie by się tam spodobało 😉
Alino – zupka Witka to surowe owoce podlane winkiem i odstawione do ‚przegryzienia’
Dorotol, nie chcialabym Cie zniechecac… Bylabym ciekawa Twojej opinii. Czytalam ksiazke i moze dlatego film mnie zawiodl.
Młodsza poszła z pieskiem, Synuś poszedł do Żony, Braterstwo wyjechali – pusto, spokój, już nie tak niebiesko i bezchmurnie, od jutra zapowiadają słoty. Nadal nie ma Placka i ja się martwię, bo ten czarujący dzikus może i chory i może sam w tej chorobie. Matki zawsze się martwią na zapas ; nawet kiedy \\Dziecko już z lekka przeterminowane. Wracam do książki i nie jest to, niestety, poezja Federico Garcii Lorci.
Alina, ja chcialam pojsc min. dla Juli Roberts, ksiazki nie czytalam, zobacze, moze pojde, na razie dziecko mnie ciagnie na „groupies nie zostaja na sniadanie” – wolne tlumaczenie
Dzień dobry,
Tutaj dopiero kilka minut po dwunastej,
Zgago (dzięki za przepis), Alino – wydaje mi się, że to, o czym Wy piszecie, albo coś bardzo zbliżone, ja również spotkałem tutaj w małych, ale dobrych niemieckich sklepach z żywnością pod nazwą „German potato salad”. Lubię i kupuję czasami, ale to co u nas się jadło było czymś innym – to były ziemniaki z warzywami, zagęszczone i lekko zakwaszone i to jadło się tylko z gotowaną wołowiną. Do niczego innego nie pasowało.
A swoją drogą na ile sposobów mozna przyrządzać zwykłe ziemniaki!
Kochani,
Witam, witam,
Moze ktos wie co sie dzieje u Pana Lulka?
Buziaki,
Lena
witam, wróciłam znad Pilicy, ależ tam pięknie, słońce, złote liście, grzyby – choć już nie w takich ilościach jak w poprzednich tygodniach, a nocą księżyc na rozgwieżdżonym niebie, prawie jak u Nowego nad oceanem 🙂
Dzisiejszy poranek chmurny, koło południa nawet był mały deszczyk, ale słońce jednak się nie poddało. Żeby nie te ponure prognozy zapowiadające pogorszenie pogody mielibyśmy piękną, kolorową jesień 🙂
Książkę widziałam na półce księgarni, obładowana zakupami nie mogłam przewertować, ale jeszcze do niej wrócę 🙂
Nowy – na milion.
Chyba sobie zrobię placki pyrczane na kolację…
Będzie bezkrwawo, bo mam robota, który umie trzeć.
A do tego sałatka z pomidorów.
Jedzmy, póki są…
http://www.youtube.com/watch?v=BlxelewpCY4&feature=related
Oj Nisiu ten miaz s z s z s z… 🙂
W te witaminy przebogaty!
Najlepsze są takie pomidorki, które – niezależnie od barwy i kształtu – mają taki specyficzny chwaściany, psiankowaty zapach. Pełna wieś!
miazsz podbudowujacy organizm, a co to znaczy psiankowaty?
Przygotowuję śliwki węgierki w zalewie słodkokwaśnej. Śliwki ponakłuwałam, w niektóre wbiłam gożdziki i zalałam zalewą. To na dzisiaj tyle. Jutro zleję i ponownie zagotuję zalewę i tak do środy,kiedy śliwki powędrują do słoików. Tylko będę musiała zrobić jeszcze więcej, bo dwa kilo sliwek to za mało.
Krystyno, czy mozesz podac proporcje na te zalewe? Moze tez sie skusze.
Stosownie….
http://www.youtube.com/watch?v=kcf3dTEka_8
popatrze na proporcje i sie zastanowie
kto wie?
kto wie?
Alino, proszę bardzo.
Przepis przewiduje na 2 kg węgierek/ koniecznie prawdziwych/ ok.2 litrów wody/ wg mnie wystarczy ok.1.5 litra/ pół litra octu 10 % ,ok.pół kg cukru, kilka gożdzików, cynamon/ najlepiej nie mielony/ . Proporcje cukru i octu można dostosować do własnego smaku, byle tylko zalewa miała dość wyrażny słodkokwaśny smak. Pracy przy tym nie ma dużo, bo nie usuwa się pestek. Używamy naczyń szklanych lub kamionkowych- ja zalewam śliwki w dużej wazie i dzbanku. Potem oczywiście w szklanych słoikach.
Aha, dobrze jest użyć wody mineralnej lub oligoceńskiej, ale ja używam zwykłej z kranu. Warto wypróbować przepis. Takie śliwki szczególnie smakują panom.Jeden z naszych znajomych ,gdy nie widzi śliwek na stole, dopomina się o nie stanowczo. Zawsze obdarowuję go słoiczkiem lub dwoma.
Takie okazy… na Pomorzu!
http://alicja.homelinux.com/news/img_4318.jpg
Alicjo, Ty mnie nie denerwuj takimi zdjęciami. 🙂
Ja nie wiem, gdzie ludzie znajdują takie piękne grzyby. W tym roku spotkałam tylko jednego.
Krystyno, bardzo dziekuje. Ile czasu musi odstac zanim jest gotowe?
wróciłam naładowana pozytywnie .. dom bardzo ładny, robiony na miarę .. przyjaciele kupili kawał ziemi na skraju wsi, pod lasem 1km od rzeki Bug .. pięknie tam jest i swojsko .. będę miała gdzie jechać na wakacje z Amelką .. 🙂 .. to tylko 50 km od mojego domu …
gadałyśmy z dziewczynami o różnościach jak to baby i o książkach też .. a tu nagle koleżanka poleca nam książki Moniki Sz. … 🙂 … się pochwaliłam, że znam osobiście .. 🙂
Krystyno?
czy ja dobrze zrozumialem?
gotowac zlana zalewe przez trzy dni z rzedu?
Alicjo a te trzeci to tez grzyb?
ten…
Krystyno,
jak myśmy zjazdowali, Szwagrostwo udało się do lasu, przytargali cały kosz, i dla nas zasuszyli. Jerzor tylko pozował z tymi dwoma 😉
Oni wiedzieli, gdzie szukać, Krystyno.
dorotol,
ja tam sie nie znam na grzybach niegrzybiatych, ten trzeci wydaje mi się swojski 😉
Lena Pan Lulek zgodził się na dalszy pobyt w szpitalu celem przebadania dokładnego .. prawdopodobnie ma jechać do innego szpitala by mu zrobili specjalistyczne badania na naczynka krwionośne .. a tak to czuje się w miarę dobrze i może się uda go namówić na wyjazd do sanatorium na rehabilitację …
elap może piszesz jakieś słowo gdzie są 2 s po sobie np. Pas s ent .. to podobno odrzuca ..
U mnie też sałatka z pomidorów do chleba z masłem. Pomidory z ogrodu w lesie, prawdziwe, malinowe z krzaka; już nie tak ciemno wybarwione, ale w pełni dojrzałe. Ależ to smaczne. Na swoim talerzu gotową sałatkę skropiłam oliwą, Ania woli bez. Ilość wskazująca na spore łakomstwo. Myślałam, że zjemy też kilka owych legendarnych małośolnych, a skądże. Przez szyjkę pojemnika nie wyciągnę, a rozcinać pojemnik? I co dalej? Tam jest ze 3-4 kg ogórków.
Uściski dla Pana Lulka, niech się kuruje jak najlepiej i wraca do nas.
Kochamy Pana Lulka i niech on sobie nie wyobraża, o!
Dorotolu, to jest taki nieokreślony wsiowy zapach – tak pachnie nać pomidorowa, a też papryka trochę. One obie psianki. Oba. Znaczy i papryka, i pomidor. No, chwastem wali!
Placki się dosmażają. Piekne, żółciutkie ziemniaczki. Nie dodawałam żadnej mąki, tylko samo jajko i nie rozlatują się. Część ścieram na tej rozdrabniaczce specjalnej, kartoflanej, a część na najdrobniejsze wiórki. Chyba już są dobre!
Nisiu tak pachnie pomidor przy szypulce, przyznam sie, ze tutaj to ja zaczynam kupowanie pomidorow od wachania czy pachie ta szypulka ku zdziwieniu sprzedawcow, przyszla powachala, pokrecila nosem i poszla.
Nisiu, rzuć plackiem, chodzą za mną od paru dni 🙂
Dorota u nas w Warszawie też był maraton ale mi się udało przejechać ponad nimi ..
zdjęcia ewy i cichala obejrzałam z przyjemnością … 🙂
Kochani,
zacznę od uwagi o grzybach, tak jak skończyłem wczoraj: A więc, księżyc w nowiu się skończył, pełnia była bodajże w środę i mimo paru dni jeszcze faktycznie ciepłych, wirulencja grzybowa się załamała. Sprawdziłem to w przeciągu tygodnia zarówno w moim podgórskim rejonie, jak i na tutejszej nizinie. Grzybobranie, w przeciwieństwie do tego co doznałem, wygląda inaczej, aczkolwiek na wczorajszy objad starczyło. W ten nów księżyca jakoś wierzę (też jako były wędkarz i pytam, czy jezyk polski zna jakieś przeciwieństwo do nowiu księżyca, nie przypominam sobie). Wychodzi mi więc na to, że następne grzyby dopiero w drugim tygodniu października.
Alicjo, nie chcę zepsuć Tobie apetytu, ani do niczego przekonać. Smacznego przy opieńkach! Ale, nie zaprzeczam, że czasem nie mogę okiełznać chęci jakiegoś „siętam” prezentowania, jako zbieracza rydzów. Bo od borowików jest nemo, albo Gospodarz.
Gospodarz natomiast, cytując DP trafił przypadkiem, ale trafił w pełni, bo w gronie cytowanych przez DP osób jest ktoś, kto przez swoja ucieczke ostatecznie przesądził o tym, że jeszcze przed maturą pakowałem w głowie walizki i szykowałem ucieczkę na zachód.
Alino i ?
Jeszcze o śliwkach. Tak jak myśli ? , gotujemy zlaną zalewę. Dziś zalałam śliwki, jutro zleję zalewę ,zagotuję ją i zaleję ponownie. To samo zrobię we wtorek a w środę wkładam śliwki do słoiczków i zalewam wrzącą marynatą. Tak mówi przepis, choć myslę,że można by to uprościć.
? – znaku zapytania , ależ sobie wybrałeś minimalistyczny nick. Ale przyzwyczaimy się. 🙂
Jolinku, mam nadzieję, że ci Twoi znajomi przewidują śnieżne zimy i mają opracowany wariant odśnieżania, bo owszem, we wsiach odśnieżaniem zajmują się firmy wynajęte przez gminę, ale nie obejmuje do domostw położonych gdzieś na uboczu. Wiem, że w sąsiedniej wsi mieszkańcy porozumiewają się i wspólnie opłacają jakiegoś rolnika z odpowiednim sprzętem, bozdani są tylko na siebie. To co latem wygląda sielsko, zimą może być bardzo uciążliwe. Zawsze kiedy widzę domy położone na uboczu, wyobrażam sobie zadymkę śnieżną i zasypaną drogę. No ale nie będę już taką czarnowidzką…
Pepegor,
czy to oznacza, że w środę do lasu mogę jechać tylko, żeby się dotlenić i pospacerować,bo na grzyby nie ma co liczyć ? Tak było już w ostatnią środę /a była to pełnia/, kiedy dopisały tylko kołpaki/zasłonaki/ i to tylko w jednym miejscu.
pepe widzisz jaki swiat jest maly i gdzie potem sie wyplywa, byl to Twoj kolega ze szkoly?
uff ide jutro do wydzialu finansowego i mam „blokade” – tutaj wszyscy tubylcy maja blokade, wiec ja tez mam blokade i nie chce mi sie nawet papierzysk powyciagac, place wyzszy podatek niz powinnam, gdyz licza mi 0,5 dziecka, jak sobie na moje dziecko popatrze to starczylo by za troje.
Krystyno wieś jest spora a droga wspólna .. oni mieszkają na skraju ale droga obok jest i prowadzi do drugiej wsi .. chyba im gmina odśnieży w ramach obowiązków „służbowych” …
ja śliwek w tym roku nie robię bo mam jeszcze zrobione wg przepisu Żaby ..
Alino czytałam recenzje i słabo film wypada bo nawet Julia nie czyni z niego dobrego obrazu ..
Nów, Młody Księżyc, Młodzik – a propos wędkarzy : moja przyjaciółka, żona wędkarza, z przekąsem mówiła, że Tadzik znów bawi się w herb radziecki. Jak to? A tak to – pokazywała w górę : Tam sierp, a tam (tu gest w dół i w kierunku wędki) – tu siedzi młot!
O… Pepegor, od borowików ja też jestem, i nie tylko ja, tego nie da się pomylić, nie potrzebuję ekspertów 😉
Kto znajdował u Gospodarza, to znajdował…
http://alicja.homelinux.com/news/Zjazd/img_5309.jpg
Krystyno,
sam się łamię i nie mam pewności, ale coś w tym jest. Jest w tym przynajmniej tyle, że ta grzybnia nie produkuje bez końca i pytanie, czy ona produkuje cyklicznie też nie jest jasne. Nie wiem więc, czy to zbiorę ew. za dwa tygodnie będzie z tej samej grzybni. Rydze w każdym razie, o których tu piszę od lat zbieram zwykle ?za tydzień? , tzn. gdzieś w pierwszym tygodniu października, a zawsze miałem wrażenie, że one wysypują tylko raz. Zbierałem tym razem już w sierpniu i nie wiem, czy pojawią się jeszcze raz.
gdybym mial na grzyby chadzac to zbieralbym tylko tyle co ten przesympatyczny siwiejacy mlodzieniec na zdieciu prezentowanym przez Alicje. takie dwa grzyby na kolacje we dwoje to i tak za duzo. zbierac wiecej niz sie wszama? to tak jakby wybic wszystkie krowy na pastwisku, tylko dlatego ze sa. straszne
do tych dwoch smialo moznaby jeszcze na kolacje zaprosic jakac mila pare
Krystyno, czyli zalewa i marynata to nie to samo? 😮
No właśnie, Małgosiu, za mną też chodziły…
Dorotol – zapomniałam o podstawowej psiance psiankowatej, której nać pachnie psianką – o kartofelku poczciwym. Psiankowatym.
nie bo krew tez moze zalac
O, właśnie ziemniaki. Rozczulające jest doniesienie Sienkiewicza, jak to kucharz (nie pamiętam czyj to kucharz był Dobromilem POMYSŁOWYM) KTÓRY TO MISTRZ PATELNI USMAŻYŁ ZIEMNIAKI I DO TEGO ZROBIŁ JAJECZNICĘ i jak to wszyscy panowie obecni na śniadaniu nową potrawę chwalili. Odkrycie to miało , bodaj że miejsce, w czasie wycieczki do USA.
Krystyno,
sam się łamię i nie mam pewności, ale coś w tym jest. Jest w tym przynajmniej tyle, że ta grzybnia nie produkuje bez końca i pytanie, czy ona produkuje cyklicznie też nie jest jasne. Nie wiem więc, czy to zbiorę ew. za dwa tygodnie będzie z tej samej grzybni. Rydze w każdym razie, o których tu piszę od lat zbieram zwykle ?za tydzień? , tzn. gdzieś w pierwszym tygodniu października, a zawsze miałem wrażenie, że one wysypują tylko raz. Zbierałem tym razem już w sierpniu i nie wiem, czy pojawią się jeszcze raz.
Ho,ho
Tym razem mi naprawde wcielo.
i powtarzam co zapodalem
?,
i tak zwykle daję sobie spokój ze zbieraniem wtedy, gdy pomyślę o robocie jak mnie czeka przy zagospodarowaniu tego wszystkiego.
Alicjo, jako gospodyni pamięci o stawach bartnickich nie mogę sobie wyobrazić, abyś nie wiedziała co to borowik.
Doroto, kolega ze szkoły, ba z przedszkola był bratem pana z obrazka DP w ?Maximie?. Ten tam jest z pięć, sześć lat starszy od nas . Przypominam go sobie doskonale, ale nie miałem z nim żadnych kontaktów wprost. To normalne w takich kategoriach wiekowych. Jednak stale przepływające wieści o sukcesach tego bohatera na zachodzie, w naszej paczce wywołał ten ciąg, że paru z nas znalazło sie parę lat później na zachodzie.
ale szampan z sokiem to nie wiem czy to to…
w schylkowych latach 80-tych byla moda na tzw. zachodzie na szampan i eleganckie slodycze ale tez mnie to nie przekonale, ze to to to
Pepegor, ja piękne rydze zbierałam w lasach Wogezów (Alzacja) jeszcze po 10 listopada (to był 2003 rok). A wiem od mieszkańca tych okolic, że poza kilkoma polakami nikt ich nie zbierał. To były piękne zbiory, choć podobno rok wcześniej można było chodzić tam na rydze z kosą.
To był też pierwszy i ostatni raz, gdy się objadałam rydzami „do wypęku”, cytując Alicję. 😆
http://www.youtube.com/watch?v=6kfl9BouGWg
?,
i tak zwykle daję sobie spokój ze zbieraniem wtedy, gdy pomyślę o robocie jak mnie czeka przy zagospodarowaniu tego wszystkiego.
Alicjo, jako gospodyni pamięci o stawach bartnickich nie mogę sobie wyobrazić, abyś nie wiedziała co to borowik.
Doroto, kolega ze szkoły, ba z przedszkola był bratem pana z obrazka DP w ?Maximie?. Ten tam jest z pięć, sześć lat starszy od nas . Przypominam go sobie doskonale, ale nie miałem z nim żadnych kontaktów wprost. To normalne w takich kategoriach wiekowych. Jednak stale przepływające wieści o sukcesach tego bohatera na zachodzie, w naszej paczce wywołał ten ciąg, że paru z nas znalazło sie parę lat później na zachodzie.
Pepegor,
ja uwielbiam wszystko, co dotyczy grzybów -zbieranie i zagospodarowywanie także zarówno! Nie mówiąc o spożywaniu, mniam, mniam!
Mówi się: także również zarówno.
I jeszcze: ale niemniej jednak.
Grzybki rzondzom!!!
…no i przez te grzybki….
Skojarzenie „mojego pokolenia” (+ – 10 lat 😀 ) może być tylko jedno:
u Maxima w Gdyni
znów cię widział ktoś
sypał zielonymi
mahoniowy gość
(…)
czasem tak dla hecy
lubię patrzeć jak
coraz bliżej świecy
ruda krąży ćma
i tak dalej… 😉
/Lady Pank, Tańcz głupia tańcz… np. z Sopotu’85/
Mam wrażenie, że lokalnie też był (jest?) jakiś Maxim…
…Night club?… dancing?… nawet na Floriańskiej może?…
…Albo to w latach 80-tych był wysyp „w okolicach tej nazwy”? Lub może nawet wcześniej, tyle że ‚wcześniej’ to ja się nie interesowałam (ani snobizmami, ani innymi takimi 🙄 )
Snobistycznie (inverted snobbery 😉 ) wykorzystawszy maksymalistycznie prze-cudny finał lata… Na przykład/między innymi – na wędrówkę po spektakularnościach słowackich Tatr Zachodnich*… teraz muszę się sprężyć do wszystkich ważnych, mniej ważnych i płochych zadań (ostatnie to np. trzebienie i opisywanie fotek 😉 )…
…od kilkunastu godzin leje bardzo sprzyjająco 😎 (i ma się ochłodzić… jeszcze w sobotnie późne popołudnie było 25C)… Lecz przed zimą tysiąclecia 😈 wieszczą jeszcze/jednakowoż babie lato…
…Mamyż wierzyć? – ha, to wierzmy!!! 🙄 — Front robót musi a nawet może być wyrównany (tak czy owak 😀 ) – dlatego ludź wstał tak wcześnie, choć pospałby chętnie, tembardziej iszszsz o szyby deszcz… tentego 😐
___
*Wt: Biała Skała – Siwy Wierch (słynne dolomitowe skalne miasto) – Palenica Jałowiecka – Brestowa… i z powrotem do leśniczówki pod Białą Skałą… (13 godzin w plenerze, w tym 3h kąpieli słonecznych na stokach Zuberskiego Wierchu i nie-wiadomo-ile kwadransów borówko- i brusznico-brania (prosto do buzi) 😀 )
Śr: Przedni Salatyn – Brestowa – Wielki Salatyn – Skrzyniarki – Spalona – Pachoł – Przełęcz Banikowska – Adamcula. (Część od Skrzyniarek należy do tzw. Rohackiej Orlej Perci… albo Orlej Perci Tatr Zachodnich… — jeden albo i dwa momenty faktycznie warte nazwy, ale znacznie lepsza zabawa jest na Rohaczach (węziej rozumianych – Ostrym i Płaczliwym) i odcinku Banówka – Trzy Kopy – Hruba Kopa).
A! – zainteresowani (i.e. para turystów ‚pod sześćdziesiątkę’, jednych z zaledwie kilku osób spotkanych wysoko na szlaku) narzekali, że grzybów nie było…
Może za zimno?… (błotniste części ścieżek „chrupały” mrozem aż do południa…) – ale za to ten ksieżyc w pełni… te gwiazdy… ta pogoda! – grzyby można wszak zebrać albo kupić w dolinach… jeśli się koniecznie musi… 😐 😀
dzień dobry .. wstaje a tu jeszcze ciemno .. ja się tak nie bawię … 🙁 ..
Jolinku,
za wcześnie wstajesz.
Jak zwykle – Tobie mówię „Dzień dobry”, mówiąc sobie „Dobranoc”. 🙂
OK, opisałam dzień pierwszy (wieczór i poranek, a w zasadzie odwrotnie) – gdyby Państwo mieli wątpliwości, czy u nas są jakieś efektowne dolomity – to i owszem… znaczy w Słowacji, ale przecież wszystkie Tatry są nasze! 😀
…Sivy vrch, Brestova… i jak tam dojść tudzież wrócić… na przykład w przedostatnim dniu lata 2010 😀
U nas kapie deszcz, ale cieplutko. Nowy, śpij dobrze. A Cappella – Twoje reportażyki wzbudzają nieodmiennie tęskne jęki Młodszej, bo ona zakochana w Zachodnich Tatrach.
Nowy dobrej nocy … 🙂 .. tydzień temu o tej porze było jeszcze jasno …
Basiu warto wstać skoro świt by takie widoki zobaczyć .. pięknie tam … 🙂
Pyro u nasz też pada .. +15 …
Witam o świcie. Wczoraj trzy godziny na deszczu! 45 lecie Skaldów. Koncert na krakowskim Rynku. Muzycznie znakomity. Brakowało „Króliczka”, „Wieczoru na dworcu w Kansas City”. Trochę podpompowali po krakowsku jubileusz Suitą „Krywań” . Długie i namaszczone. Potem bankiet. Liczyłem na nocne Polaków rozmowy. Gdzie tam. Prezydent i masa urzędników w wieku zespołu…
Dęta, magistracka impreza. Magistrat zresztą był fundatorem. My w mokrych nogawkach i butach. Toastować nie mogłem, bo samochód a Ewa manualem nie jeździ. Daliśmy cichutko dyla do domciu. Teraz siadam do logistyki wyjazdu do Wiednia. Samochód czy pociąg? To be or not…
cichal przeciez mieliscie odlatywac z Tegla
Jolinku, pewnie, że warto – i jeszcze jak bardzo! Dziękuję! 😀
Pyro, Aniu, platoniczne westchnienia, jakkolwiek tęskne i wysublimowane – to jedno; fizyczny kontakt z (czekającym i ‚wołającym’) obiektem tychże – to drugie (lepsze 😉 ) 😀 😀
W takim razie – dla porządku – drugi z wrześniowych tatrzańskich dni: Predny Salatin – Brestova – Salatin – Skriniarky – Spalena – Pachol’a – Banikovske sedlo – Spalena dolina 😀
Miłych zerknięć (i inspiracji)! 😀