Na apetyt… Oliwki!
Auto przygotowane, bagaż zapakowany, GPS zaprogramowany, możemy ruszać w drogę na Północ. Co prawda nie za koło podbiegunowe jak to było parę miesięcy temu ale kilkaset kilometrów dalej niż nasze centralnie położone Kurpie. Pędzimy tym chętniej, że po raz kolejny spotkamy się z przyjaciółmi z blogu. Jednych znamy od I Zjazdu, innych od kolejnych, a jeszcze innych dopiero poznamy. To dopiero będzie frajda.
Zanim jednak dojedziemy do Żabich Błot muszę podrzucić tym, którzy już tam są i tym pozostającym w domach, kolejną porcję lektury. Przedwczoraj było o oliwie więc dziś kolej na owoce drzewa oliwnego. Sięgam więc ponownie po (recenzowaną tu dawno temu i polecaną) książkę „Historia smaku”.
„Niedojrzałe oliwki są zielone, bardzo gorzkie i mają jędrny miąższ. W miarę gdy dojrzewają, stają się bardziej oleiste, a ich kolor zmienia się z zielonego w fioletowy, a w końcu w czarny. Chociaż gorycz owoców zmniejsza się podczas tego procesu, stosuje się różne dodatkowe metody konserwacji, by usunąć gorzki smak i sprawić, by oliwki były smaczniejsze. Konserwacja jednocześnie umożliwia ich dłuższe przechowywanie.
Istnieje wiele sposobów na konserwowanie oliwek. Niektóre z nich są bardzo skomplikowane i były przekazywane z pokolenia na pokolenie w rodzinach zamieszkujących tereny śródziemnomorskie. Poniżej znajduje się krótka lista technik, które można stosować oddzielnie lub w połączeniu.
Konserwowanie w wodzie polega na moczeniu oliwek w wodzie przez wiele tygodni, a czasami miesięcy, w którym to czasie woda jest wymieniana z różną częstotliwością, w zależności od przepisu.
Konserwowanie w solance przypomina konserwowanie w wodzie. Słony roztwór wyciąga gorycz z oliwek, a jednocześnie działa jako przyprawa. Oliwki mogą moczyć się w solance od jednego do sześciu miesięcy. Fermentacja w solance, poza tym, że ma funkcję konserwującą, rozbija zawarte w oliwkach cząsteczki cukru, zamieniając je w kwas mlekowy, a tym samym poprawiając ich smak, który może być dalej udoskonalany przez zioła i przyprawy.
Konserwowanie w soli oznacza, że oliwki są nacierane solą, która wyciąga z nich wilgoć i gorycz. Po zakończeniu procesu sól jest usuwana, a oliwki zalewa się oliwą.
Konserwowanie w oliwie może oznaczać po prostu moczenie owoców w oliwie przez kilka miesięcy lub odnosić się do oliwek konserwowanych w soli, które następnie zostały zalane oliwą.
Konserwowanie w ługu (konserwant E524) to metoda najczęściej stosowana przez producentów oliwek, ponieważ jest najmniej czasochłonna. Surowe oliwki zanurza się w zbiornikach wypełnionych roztworem wodorotlenku sodu (silnie alkalicznej substancji przygotowywanej z popiołu drzewnego lub sody kaustycznej), który wyciąga z oliwek gorzkie glikozydy.
Oliwki zazwyczaj są nazywane od miejsca, z którego pochodzą, na przykład oliwki nicejskie czy z regionu Gaeta, ale mogą też być sprzedawane w zależności od sposobu, w jaki zostały zakonserwowane, na przykład w stylu greckim czy hiszpańskim. Oto niewielka lista głównych rodzajów oliwek.
Oliwki picholine z Francji to kruche, cierpkie zielone owoce konserwowane w solance. Malutkie dojrzewające na drzewach oliwki nicejskie również produkuje się w słonej zalewie. Z Francji pochodzą też małe czarne oliwki z Nyons, które zazwyczaj są konserwowane w soli, dojrzewają w solance, po czym zalewa się je oliwą.
Włoskie oliwki z regionu Gaeta są małe i pomarszczone. Mogą być konserwowane w soli lub w solance, a ich łagodny smak często zaostrza się ziołami.
Najpopularniejsze hiszpańskie oliwki pochodzą z Sewilli. Są zielone i bardzo duże, dlatego często nadziewa się je papryczkami pimiento lub zwykłą papryką, choć w Hiszpanii najczęściej wybieranym nadzieniem są anchois. Pochodząca również z tego kraju odmiana manzanilla jest zbierana, gdy owoce są jeszcze zielone, zalewana solanką i tradycyjnie nadziewana papryczkami pimiento.
Greckie oliwki kalamata są duże, soczyste i fioletowe. Konserwuje sieje w zalewie z czerwonego octu winnego. To klasyczny dodatek do wielu sałatek i dań z makaronem.
Z Grecji, z regionu Nafplion pochodzą natomiast oliwki ciemnozielone, popękane i konserwowane w solance.
Nadziewane oliwki zaczęły być produkowane już w XVIII wieku, kiedy wytwórca z Aix-en-Provence zaczął zastępować ich pestki kaparami.”
W tej ciekawej wyliczance zabrakło mi jeszcze jednej informacji. Oliwki są wspaniałe jako przekąska. Działają bowiem na apetyt!
PS.
Samochwała w kącie stała ale przecież wiadomo, że jeśli człek sam się nie pochwali to i chwały zabraknie. Idąc śladem sąsiada – Daniela P. który poinformował, że w tym roku miał 1 mln odwiedzin na blogu – i ja zajrzałem do statystyk. Wynika z nich, że w tym samym czasie „Gotuj się!” odwiedzono 1 milion 201 tysięcy razy. A czynu tego dokonało 487 tysięcy internautów-smakoszy. Smacznego wszystkim.
Nasza sitwa to potęga!
Komentarze
Wielkie gratulacje dla Gospodarza. Samokrytycznie przyznaję, że zdecydowanie odstaję w tym roku od średniej blogowej i w bardzo słabym stopniu przyczyniłem się do tak świetnego wyniku.
Trudno ocenić, który blog jest lepszy, bo to jak porównywać np. Pół żartem pół serio z Mondo cane, jeśli ktoś jeszcze ten film pamięta. Nie ma tu analogii tylko wskazanie bardzo odmiennych gatunków.
To, co przy stole tak mi się podoba, to możliwość pogadania między sobą na każdy temat. Unika się polityki, ale ostatnio sam Gospodarz trochę dołożył biskupom. Nie tak mocno jak ksiądz Pieronek, również biskup, ale zawsze.
My jeszcze do wyjazdu nie zdążyliśmy się przygotować. Samochód szwankuje i czasu za mało. Ale mamy nadzieję zasiąść w Żabich BVłotach jutro około 10:30 i pozostać tam do wieczora. A jeszcze wczoraj około 21 byłem na zebraniu, które miało być kontynuowane w sobotę. Szczęśliwie będzie kontunuowane w sobotę następną.
Tymczasem we wszystkim rosną zaległości. Muszę ustalić kryteria pilności i uszeregować jakoś to, co jest do zrobienia. Na pierwszym miejscu wypadnie chyba sprzątranie piwnicy, w tym garażu, na drugim przeprowadzone do samego końca uporządkowanie biurka, a na dużo dalszym, niestety, zrobienie z nalewki pigwowej płynu nadającego się do bezpośredniego spożycia. W tej sprawie proszę doświadczonych współstołowników o radę. Kiedyś używałem do rozcienczenia nalewki (75%, pozostałe 25 to sok pigwowy) wody destylowanej. Teraz nigdzie jej nie można dostać, nawet w aptekach. Można kupić tzw. wodę zdemineralizowaną, ale jest na niej uwaga, że nie nadaje się do użycia wewnętrznego. Jeżeli przyczyna leży tylko w tym, że woda taka wypłukuje to i owo z komórek poprzez osmozę, to dodanie jej do złotego płynu nie może być szkodliwe. Ale jeśli ta woda nie przeznaczona z założenia do spożycia może źle wpływać smakowo, to już poważny problem.
Miałem pisać o oliwkach, a wyszło jak zwykle. Oliwki nie są tym, co tygrysy lubią najbardziej. Ale jest analogia ze szpinakiem. Kto próbował tylko rozgotowanej mdłej papki, nie lubi. Kto jadł dobrze przyrządzony, wie, że to może być pyszne. Są i tacy, którzy najlepiej przyrządzonego nie tkną, ale i tacy, którym uszy się trzęsą przy wcinaniu mdłej papki.
Oliwki do nas importują różne, ale w większości dość kiepskie i dość kiepsko zakonserwowane. A, jak wynika z tekstu Gospodarza, sposobów konserwowanie jest wiele. I tu jest ten dupelek pogrzebany.
Kiedyś w barze madryckim w zapadłej uliczce pozbawionej turystów, choć w centrum, zamówiliśmy tapas bez wchodzenia w szczegóły. Dostaliśmy kilka dużych talerzy z różnościami, w tym jeden z wędlinami najwyższej jakości. Szynkę barman kroił prosto z szynki zawieszonej w górze, przy czym równiutkie plasterki były całkowicie prtzezroczyste. Oprócz trzech dużych talerzy dostaliśmy kilka malutkich salaterek z różnościami typu orzechy, małże marynowane i właśnie oliwki. Oliwki były w marynacie z czegoś tam z dodatkiem pomidorów. Było to coś tak pysznego, że próbowaliśmy potem w różnych miejscach Hiszpanii znaleźć coś podobnego, ale, jak dotąd, bez skutku. W każdym razie soli (bezpośrednio wcieranej czy w solance) było tam mało.
Jesteśmy miłośnikami sztuki. Ale pierwsze miejsce, do którego polecimy, jeżeli zaniesie nas jeszcze do Madrytu, to nie będzie Prado, Muzeum Królowej Zofii czy Muzeum Thyssen-Boromeusz. Tym miejscem będzie tamten bar, gdzie też ma się do czynienia z wielką sztuką. Wszystko, co nam tam podali, było pyszne, łącznie z miejscowym winem. Zapłaciliśmy wówczas 20 EUR łącznie z drugą butelką wina, którą zabraliśmy ze sobą. I to też jest specyfika hiszpańska, że najsmaczniej można zjeść w miejscach bardzo tanich. Co prawda i Polska powoli zaczyna się pod tym względem upodabniać. Są bardzo drogie miejsca prowadzone przez artystów kulinarnych, ale kilkakrotnie więcej mamy drogich miejsc z kuchnią wręcz fatalną. Tanich dobrych jest jeszcze niewiele, ale zaczynają się pojawiać.
Gratulacje Panie Piotrze! Wspaniały wynik i dowód na to, że jednak ludzie jeszcze się interesują czymś innym niż plotki i wyśmiewanie osób publicznych. W dobie szyderczych portali i obraźliwych stron, miło jest zajrzeć na Pana blog, poczytać o sztuce kulinarnej, historii i tradycjach, i podyskutować w miłym gronie Czytelników.
Tak, wynik robi wrażenie, ale nie na tych, którzy pamiętają, że i poprzednio ten blog zajmował pierwsze miejsce pod względem liczby wizyt. Jest to sukces wielki, ale powoli człowiek się przyzwyczaja. Jednak na ten sukces Pan Piotr pracuje stale, bo pomimo przyzwyczajenia ktoś mógłby wyprzedzić w razie choćby leciutkiego obniżenia poziomu. A były chwile trudne, gdy niektórzy się na siebie poobrażali. Pan Piotr wtedy pozostał neutralny, choć na pewno coś tam sobie myślał. Wtedy się trochę dziwiłem, bo racja wydawała się być po jednej stronie. Teraz dostrzegam mądrość Gospodarza. To sprawa rozumu i wielkiej kultury Pana Piotra. Emocje opadły, mało kto o nich pamięta.
Stanisławie,
Kolekcję Thyssen-Bornemisza znam z czasów, kiedy baron rezydował jeszcze w Lugano. Jak będę w Madrycie, to szynki i oliwek będę szukać w drugiej kolejności 😉
Daniel P. nadal nietolerowany na tym blogu 🙁
W ramach testu wpisałam kilka nieprzyzwoitych słów (Pa s sent od p orny na Pica s so, P eni scola) na blogu Doroty z Sąsiedztwa i… wylądowałam na kwarantannie 😯
Teraz nie wiem, czy za nieprzyzwoitość, czy może zbyt rzadkie zaglądanie 🙄
Oliwki nicejskie jadam, jak Geologa odwiedzi Grotołaz z Nicei i przywiezie słoik ze zbiorami z własnego drzewka. Malutkie są, ale dobre.
Inne oliwki lubię jak są duże, jędrne, zielone i z czosnkiem, najchętniej po sycylijsku 😉
Już wiem, brzydkie słowa czekają na akceptację również w Sąsiedztwie 🙄
Lubię wszelkie oliwki (nawet te za suche z taniego słoika litrowego 😈 )… od póżnego nastolęctwa mego… 😀
A w chwili gdy to piszę, Gospodarz opowiada mi (przez radio) aksamitnym głosem swym o herbacie… OK już zażyczył smacznego – można wysyłać 😀
… oliwki najchętniej w sałatkach… per se tylko czasem, w chwilach wilczego apetytu i podobnych desperacji 🙄
Dzień dobry Szampaństwu!
Przeleciała jakaś ulewa. Ma być pogodnie, psiakość! Owszem, mówimy o Żabich Błotach, ale nie w sensie dosłownym, wolimy suche szosy!
Pogratulować Gospodarzowi oraz blogowiczom jawnym i podczytującym – rzeczywiście jesteśmy silna sitwa 🙂
Idę do kuchni, chyba czas wstawiać dzika do piekarnika – nawet mi się zrymowało 😯
P.S. Ciekawe, czy Gospodarz ma coś przeciwko przypływom apetytu… bo że na apetyt ma, to wiemy… 😀 — ale zima idzie i wypadałoby bodaj zachować wagę (rankiem obejrzałam sobie zeszłoroczne wpisy o komentarze okołozjazdowe, m.in. dyskusję tamże o ‚kwestii’ przedzimowego się-odchudzania…) 😀
Panie Gospodarzu, gratulacje!
U Pani Dorotki nie przechodzi tylko P e n i scola, a s s oraz p o r n są legalne 😉
Mam dzisiaj niezbyt dobry dzien u operatora systemu chociaz nie wypisywalem nieprzyzwoitosci poza tym, ze K a s z t a n ma sie dobrze.
A moze to dlatego, ze kazdy ma swojego znajomego a ja do tego jeszcze nie doroslem.
Pan Lulek
Ten blog jest najlepszy (Winston Churchill)
U Doroty z sąsiedztwa jest lepsze pianino (Zgodny Chór)
To wiadomo, że Gospodarz dobre jedzenie lubi, ale jest smakoszem, czyli lubi smakować a nie pożerać. Zdaje się, że to samo dotyczy dobrego trunku. Kiedyś próbowano wyrządzić Panu Piotrowi krzywdę (chyba jakiś dziennikarz zazdrosny o sukcesy). Po degustacji wyjątkowo prestiżowej whisky prezentowanej przez prezesa firmy produkującej między innymi Jasia Wędrowniczka, Gospodarza zatrzymała policja. Było to tuz po opuszczeniu degustacji. Z miejsca zaserwowano alkomat, który wykazał, jak wszyscy blogowicze łatwo by się domyślili, 0,00. Widać, że zazdrosny kolega słabo znał Gospodarza.
Ja po wizycie w Oplu na peryferiach miasta, samochód czeka na rzeczoznawcę z jakiejs firmy ubezpieczeniowej której nazwy nigdy nie słyszałam ( w nazwie szumny vienner czy cóś) samochód ma być jak nowy ale wiadomo-już nie fabrycznie nowy, njważniejsze aby niezawodny 🙂
córka zdała, nie wiem po co ta panika była ale to pewnie jest wkalkulowane w „niewiadome”-pochwalona za ładną wymowę
jak to przyjemność mieć „typowe”dziecko które radzi sobie w życiu(odpukać),mówię to z perspektywy matki dwudziestolatka którego trzeba zawieźć i przywieźć ze szkoły…ale jak to ktoś mi ostatnio powiedział?-przynajmniej cię nie bije…faktycznie pociecha 🙁
a u nas piekne słońce czego i Wam Blogowicze życzę :):):)
Placku, WCh ma rację, ale i tamten Blog jest najlepszy. I Bobika może konkurować, szczególnie w przypadku blogowiczów dysponujących dużą ilością wolnego czasu. Bo to są wszystko blogi, których gospodarze są przyjaciółmi blogowiczów a nie guru czy czymś podobnym. Bardzo cenię wiedzę polityczną i inteligencję gospodyni innego bloga. Tam co jakiś czas Gospodyni recenzuje poszczególne komentarze. Ma do tego prawo, na pewno potrafi lepiej ocenić sytuację od blogowiczów. Ale nie jest to tak, jak w sąsiedztwie, gdzie Pani Dorota przywołuje do porządku tylko tych, którzy zapominają o dobrych manierach.
Na tych trzech blogach przewijają się w dużej mierze te same osoby, choć niektóre przybierają inne nicki na każdym. Widać są to miejsca, które nam z różnych względów odpowiadają.
Świeciło tak ładnie i właśnie lunęło 🙁
Marzeno, gratulacje dla Córki!!!
Stanisławie – Czy to znaczy, że Dr Jekyll i Mr Hyde to te same osoby ?
W takim razie wyrażę to w inny sposób – ten blog jest 120 procent najlepszy.
Miłej podróży 🙂
Idąc śladem pana Piotra chwalę się – każdym nowym wpisem pobijam swój poprzedni rekord.
Pazyfae kocha oliwki
Zjazdowicze –
Bawcie się mile i smacznie. I oczywiście niechaj pogoda dopisuje.
Pozdrowiątka od zwierzątka
Echidna
Nie ma to jak rosochate drzewo oliwne 😉
U mnie pogoda nadal cesarska, ciepło i błękitnie, dojrzewają figi i pomidory, kalarepka gigant (taka odmiana) ma już średnicę ok. 20 cm. Sąsiadka mi się pochwaliła, że jej kalarepa ważyła 3 kilogramy 😯 , a w środku była delikatna i soczysta…
Zasiałam szpinak na zimę oraz rzodkiewki (chyba urosną przed zimą) podczas gdy Osobisty sprzątnął tyczki i resztki fasoli na nich. Powoli usychają wielkie liście dyń, a pod nimi ujawniają się dorodne owoce w różnych kolorach i formach. Podłożyłam wszystkim materacyki ze styropianu, aby im od ziemi nie ciągnęło chłodem i wilgocią.
Nemo, a agrowłókninki stosujesz? Czy są one w Szwajcarii już historią pokolenia dziadków?… 🙂
(Nie zapomnę tych wszystkich wyściełaczy dla truskawek, obserwowanych pod Zurychem gdyśmy tam rezydowali z chórem wczesnym latem 1992… 😎 )
errata: „…latem 1991” 😳 😉
Placku, przecież wiesz, że to te same osoby. Swoją drogą warto zbadać, jak odmienny nick może wpływać na to, co się na blogu pisze.
A to jest oczywista oczywistość, że ten blog jest w 120% najlepszy.
Gospodarzowi i całemu Blogowisku serdeczne gratulacje 😆
Marzeno,
przykro mi z powodu Twojego samochodu.
Co do dzieci, to usłyszałam gdzieś taką uwagę: kiedy rodzimy dziecko niepełnosprawne pytamy – dlaczego ja? Nie robimy tego rodząc dziecko piękne i zdolne. To powiedziała matka nieuleczalnie chorego syna. Chyba w filmie „Przebudzenie” na podstawie książki Oliviera Sacks’a. Niby naturalne zachowanie. Sprawy powinny układać się pomyślnie. A jednak tak nie jest. I chyba powinniśmy być wdzięczni, kiedy spotyka nas coś dobrego.
Jak tu już wspominałam, pracowałam jako biegły sądowy. Zajmowałam się między innymi przestępczością nieletnich. Zapewniam Cię, to z czym się stykałam było straszne.
Nie mamy też na ogół pojęcia ile osób spotykamy na codzień, które noszą w sobie bezmiar cierpienia. Cierpienia, od którego nie ma odwołania, i z którym trzeba żyć. Każdego dnia od nowa.
Nie piszę tego żeby pomniejszać Twój problem. W żadnym wypadku. Nikt nie ma prawa oceniać czyj problem jest większy lub mniejszy. Ja również nie daję sobie do tego prawa. Piszę o tym, bo wiem, że czasem dobrze jest spojrzeć na własne sprawy z szerszej perspektywy. Przepraszam jeżeli zabrzmi to zbyt przemądrzale. Wymądrzanie się nie jest w żadnym wypadku moja intencją. Po prostu chciałam do Ciebie zagadać.
Córci gratuluję.
Ciasto upieczone. Zmagam sie tu z różnymi sprawami służbowymi, ale mam nadzieje uporać sie z nimi do wieczora.
Wczoraj coś „wlazło” Włodkowi w kolano. Kuleje i boli go. Mam nadzieję, że nie przeszkodzi nam to jutro rano pojechać na zjazd.
Wsadziłam dzika do piekarnika 😯
Pogoda się statkuje na słoneczną stronę, przynajmniej nad jeziorem Bucierz. Jerzor spożywa cokolwiek i niedługo wybiera się na swoim mercedesie do Żabich Błot, czujcie się ostrzeżeni!
Ja z Tereską dojadę mniej więcej o 17-tej. Pospiskujemy trochę i na noc wrócimy tutaj, a jutro już całą gębą będziemy zjazdować.
Swoją drogą w Żabich coś cicho, nawet Cichal nie nadaje 😯
Dajcie głos! A, Jerzor pyta o pogodę!
a cappella,
w jakim chórze spiewałaś/spiewasz?
Jotko, śpiewałam intensywnie w kilku; obecnie podśpiewuję jeśli mam czas… też w więcej, niż jednym gronie… Najwięcej wspomnień (w tym wyjazdowych) mam z towarzystwem skupionym formalnie i emocjonalnie wokół tego obiektu… 🙂
Stanisławie,
można też zabawić się w detektywa i skojarzyć nicki jednej osoby pisującej na różnych blogach 😉 Ja mam co najmniej 6, ale „nemo” u Daniela P. to ktoś inny 😉 Nie protestuję, bo nie przynosi wstydu 😉
Jotko, dzięki 🙂 oczywiście,że ze zrozumieniem przyjmuję Twoje słowa i z szerszej perespektywy patrzę na swoje sprawy( albo mi się tak wydaje) 🙂
A cappello,
agrowłóknina (u nas po prostu Vlies) wiosną do przykrycia zasiewów i teraz jesienią – przykryłam cebulki i czosnek, aby koty nie rozgrzebały, bo świeżo wzruszona ziemia bardzo je przyciąga 😉
Pod truskawki – wełna drzewna albo słoma na podściółkę. Chłop, u którego zbieraliśmy truskawki w lipcu (pisałam o tym) też podściela słomą.
Nemo, wówczas tam widywałam w truskawkowych rzędach głównie tworzywa sztuczne: od czarnej folii poprzez kolorową (ciemną) po jakieś tekstylia agrowłókninopodobne… nie wiem, co to było…
Koty mojej Mamy lubią ten ‚muślin’ i do harców i do wylegiwania się (wysypiania) na wiosennym słoneczku…
Jotko – Noszę w sobie bezmiar cierpienia.
Na zjeżdzie powinna powstać specjalna sekcja dla obolałych – nieograniczony szampan podawany przez Alicję i najlepsze kąski serwowane prosto do ust.
Nie wiem czy pogoda pozwoli na to by w częsci artystycznej był taniec brzucha, ale tak już sobie wyobrażam wyjątkową troskę o Cichala i męża Jotki 🙂
Ludziie – Co Wy robicie ? Czy to epidemia ?
Kreteńskie drzewo oliwne w Ano Vouves żyje już od ponad 3000-5000 lat, a nadal statecznie rodzi oliwki. Jest jest podobno najstarsze, ale nie chciałbym by naukowcy policzyli słoje.
Każdy pień jest najlepszy, lubię też pienie platanów.
Poważnie zastanawiam się nad odwiedzinami blogu pana P, na przykład jako Placek. Chciałbym tam zadać tylko jedno pytanie;
– Czy u Pana jest coś do zjedzenia i się napicia, barokowe koty w pąkach azalii i kalarepy wielkości glówek kapusty ?
Nie będzie to napaść a jedynie żądza wiedzy. A propos żądzy – gdybym to ja rządził, każdy kandydat na członka sejmu, senatu a nawet potencjalny kontroler biletów musiałby wypić szklanicę oliwy i zagryżć gołąbkiem, bo chcę mieć Święty Pokój.
😎
A cappello,
ta czarna folia jest stosowana na większą skalę do przyspieszenia wzrostu roślin poprzez podgrzewanie gleby i blokowanie chwastów, ale w małych ogrodach mało się tego stosuje, przynajmniej w mojej okolicy. W sklepach jest całe mnóstwo różnych folii i wynalazków drenujących kieszenie działkowiczów 😉
Muślin do wylegiwania się i zabawy lubią chyba wszystkie koty. W ubiegłym roku młode koty Geologa zrobiły sobie dziurę we włókninie przykrywającej świeżo obsianą grządkę, wlazły pod nią i dopiero odchodziły tam harce, bo Osobisty zawsze bardzo starannie przyciska brzegi przykrycia kamieniami 🙄
Jako dziecko bardzo lubiłam wchodzić do wnętrza tzw. koperty czyli poszwy na kołdrze z rombowym otworem na środku. W środku panowała taka niesamowita poświata (jedna kołdra była złocistożółta, druga – turkusowa) i można się było w towarzystwie młodszej siostry bawić w podmorską podróż lub lot samolotem 😉 Otwór koperty był zawsze ponadrywany w rogach, przez te nasze szybkie wejścia i wyjścia 🙄
Ależ to działa. Powtarzam wpis:
Nemo, wiem, jaki jest Twój Nick w sąsiedztwie. Innych blogów, poza Bobikiem jeszcze, nie odwiedzam. Czasami czytam, co u Pani Paradowskiej, a jeszcze rzadziej Pas sen ta. Ale Paradowską wysłuchuje 1-2 razy w tygodniu po drodze do pracy.
Napisałem Pas sen ta bez spacji i poszło z dymem.
Kupiłam kurki! Były też inne grzyby!
Kolegiata brzmi fantastycznie. Zazdroszczę a capelli.
Placku, ja długo nie trafiłem osoby nie tolerowanej na tym blogu. Jednak potem przeczytałem co nieco na temat uwarunkowań jej zachowania w stanie wojennym i odpuściłem. Uważam, że nie ma prawa oceniać, kto podobnych rzeczy nie przeżył. Teraz wydaje mi się, że pisze całkiem do rzeczy.
Wiem od koleżanki, że jeszcze w latach 70-tych na spotkaniu autorskim wyrażał obawę, że okoliczności mogą skłonić go do ześwinienia się jako dziennikarza. Sam użył takiego sformułowania. Ja to poczytuję na plus. Większość powiada „Ja? – nigdy”. A potem bywa różnie.
Zrobiłem, co dzisiaj do mnie należało, i jadę próbować naprawić samochód.
Nemo – w Polsce (części, którą znam) też się od dawna* stosuje te wszystkie tricki czarnofoliowe… 20 lat temu zauważyłam je po raz pierwszy właśnie w CH… na wzgórzu nad Jez. Zurychskim, z pogodą ‚cesarską’ końca czerwca i perspektywami całego szwajcarsko-włosko-austriackiego tournee przed nami… jako te świetliste i wyniosłe Alpy na południu… 🙄 😀
Numer z kołderką kopertową? – znamy, znamy (jeszcze koronki, mereżki, itp. dobrze robią przeżyciu typu światło-dźwięk…** )
___
*~ dobrze ponad dekady ~
** głos Mamy, przywołujący do porządku, przestrzegający przed mimowolnym dziełem zniszczenia… 🙄
Errata – Gdybym to ja rządził, byłbym namaszczony oliwą i balsamem, a mój portret (z galązką oliwną w nieimylnej dłoni i klawiaturą w drugiej) wisiałby z przodu i tyłu każdego obywatela.
Nie mogę zrozumieć dlaczego ojczyzna gałązki nie może się uspokoić. W ogrodzie Getsemani ochlapałem wapnem parę pni drzew oliwnych i było mi tak dobrze jak w ogrodzie Ojca, w czasie przymusowych robót. Pamiętam te chwile z rozrzewnieniem – jak ty kopiesz ? co ty tu uciąłeś ? czego cię tam uczą ? nie martw się.
Już od czasów Noego mam ogromną słabość do rzeczy oliwnych. Oliwne stopnie schodów prowadzących do świątyni, cherubiny wyrzeżbione w drewnie oliwnym, sałata z Przyjaciólmi, to wszystko jest wspaniałe. Koi.
Getsemani – Tłocznia Oliwek u stóp Góry Oliwnej.
Myślę o śledziach Pyry, tych w oleju 🙂
Jerzor wyruszył w kierunku Żabich jakieś 20 minut temu. Może po drodze się rozmyśli i wróci, zanim wyjedziemy, pogoda jednak jakaś taka nierówna. Ale z drugiej strony on nie z cukru, i takich rzeczy się nie boi. Idę po piwo do sklepu. Niby za róg, ale ten róg jest odległy o jakieś 150 metrów 😯
Naprzeciwko żandarmerii wojskowej zresztą. Tylko nie wiem, po co ta żandarmeria, skoro woja nie ma 🙄
Dawniej switem bladym budził człowieka apel i takie tam, a teraz nic, nawet żaden kogut 🙁
Placek: „myślę o śledziach Pyry”
a ja – o puszce tuńczyka do oliwek – tych dzisiejszych… mam akurat czarne, niezłe (do sałatki: + ryż, kukurydza, czosnek, papryka czerwona (świeża, ostatecznie marynowana), kwaśne ogórki, sól, pieprz, połączyć majonezem najlepiej własnego mixu 😉 )
…proste jedzonko imprezowe (i nie tylko), kolorowe, ulubione ze strasznie pracowitych czasów londyńskich…
…się mi napisało, bo widzę w menu Zjazdowiczów zatrważający (jak na mój smak-potrzeby) brak sałatek /surówek… 😉 😳 😀
Marzena,
🙂
Placku,
taniec brzucha powiadasz? A ja myslę, że jak się spotkają dwaj żeglarze kochający muzykę, to tak bardzo pochłonie ich rozmowa, że o bólu zdołają zapomnieć. Taką mam nadzieję 😆
a cappella,
życzę radosnego i pełnego wzruszeń śpiewania, oj serce chciałoby do Krakowa, do Lublina też 🙄
Pyra chciała żebym przywiozła dużo ciasta. Tymczasem, mimo, że zrobiłam z takiej samej ilości produktów, ciasta jest optycznie mniej niż zwykle. A to dlatego, że większe blachy ‚wybyły” i musiałam piec na mniejszych. Ciasto jest krótsze, ale wyższe. mam nadzieję, że wystarczy, bo jest tak kaloryczne, że niewiele osób może je jeść bezkarnie. Zobaczymy 😯
Stanisławie – Rozumiem co napisałeś, ale nie wiem w związku z kim i czym. Przyznaję, że się w tym zgubiłem, ale to nieważne, napraw i dojedź do tych śledzi na czas, może z jakąś surówką 🙂
a cappella,
sądzę, że podawano spis tych dań, które będą przyrządzane z wyprzedzeniem i że sałtaki będą robione tuż przed jedzeniem. Tak domniemywam. Jak będzie? Uprzejmie doniosę 😎
Ja też nie rozumiem, kogo Stanisław długo nie trafił na tym blogu i to jeszcze osoby nietolerowanej?! 😯
Może źle celował? 🙄 Ale w końcu trafił?
Żabie Błota realizują moje marzenia o wsi, koniach i przyjaciołach! Żivot je cudo!
Pomagam jak mogę w przygotowaniach, ale plecy dalej nie tak jak trzeba. Ewa z Haneczką na grzybach a Alan za chwilę bierze mnie na ryby. Żaba od rana (mojego) nieuchwytna. Dojście do internetu dzięki Sylwii, prawej ręki Żaby. Jedni na grzyby, my na ryby, to może Żaba na lwyby…?
Nemo – Tobie niezrozumienie dodaje jeszcze więcej uroku, ale dla mnie to klapa 🙂
Nadal poważnie – Nie uważam ześwinienia się za plus, a jeśli robię to ja, uważam to za kolejne świństwo w mej kolekcji, a kolekcję za duży minus.
Zdanie to podzielają ci którzy przez moje świństwa cierpieli. Tak mi się na starość porobiło, ale świętym za zasługi nie zostanę, nawet gdybym zdrowo się odżywiał i żył dłużej niż gaj oliwny.
Mam nadzieję, że huragan Earl się kompletnie nie ześwini i że Nowy będzie OK.
Cichalu – Ubierz się w anty-lumbagowy strój rybacki, a jeśli złowisz lwa morskiego, wypuść go, niech sobie biedak żyje 🙂
z grubsza bylo tak:
http://picasaweb.google.com/slawek1412/NewAlbum0309101421?pli=1#5512662110041863698
potem wsiadlem do metra, lektura mnie wciagnela, jak rzut mlotem, kiedy mnie ocklo, to sie okazalo, ze pojechalem odwrotnie, dalej juz bylo z gorki, ten po Chinczyku juz znal adres
Zjazdowicze laczcie sie, 1,2 mln, damy rade ! 🙂
Gratulacje dla Gospodarza i blogu! A teraz do poczytania.
Cichal,
Ty tam siedź na czterech i jakiś komitet powitalny zmajstruj, cyklista zajedzie 😉
Poszłam do sklepu, to nawet nie jest 150 metrów. Ponarzekałyśmy z panią sklepową, jak to drzewiej bywało, Że jak wojo było, to i kasyno było, i ruch w interesie, i w ogóle, i w szczególe, i pod każdem innem względem. Wojo teoretycznie jest, ale go nie ma, tylko jak NATO manewruje, bo to w końcu łolbrzymi poligon.
Wyciągnęłam dzika z piekarnika. Już mówiłam – wielka improwizacja, co wyjdzie, to wyjdzie, mam nadzieję, że dobrze wyjdzie. W razie czego zwalę na „ja tam się nie znam”, bo dziczyznę robię drugi raz w życiu. Z przepisów nie korzystam, ale to wszystko blogowiska wina, bo jak się naczytam, jak mi się namięsza, to ho-ho!
Della a jaki to poligon jeśli wolono spytać ?
Poligon pewnie w Drawsku
Podrzucilo koda 3131. Czyzby oznaczalo to, ze mój dekoder ma trzy letnia gwarancje. Jesli tak, to Vaterland geretet ist. Jesli nie to, trzeba bedzie podjac jakas kolektywna decyzje gospodarcza w szerokim kontekscie.
Na podwieczorek byly kurpiowskie nalesniki. Prosto od Misia i brzoskwiniowa konfitura która usmazyl,
Pan Lulek
Ze zdjec Slawka wynika, ze Nisia pieknie zaczela paryski etap, wyglada na szczesliwa i rozmarzona…
Zjazdowcom zycze radosci ze spotkania i przyjemnych kulinarnych niespodzianek.
Gratulacje dla Gospodarza za ten przekroczony milion i za Blog, to mile miejsce spotkan i pogawedek.
Marzeno, brawo dla corki, felicitations!
Jolinku, znow nas witasz z samego poranka. Tak trzymaj 🙂
Czarne oliwki, dobrze przyprawione , kupuje na tutejszym targu. Wybieram sie tam jutro rano. Mamy targ w kazda sobote.
Zapisek z historii Narodu.
Na terenach PTWK (panstwowe tory wyscigów konnych) na Sluzewcu odbyla sie przed kilkunastu laty gonitwa dwu skladów.
Jaruzelski na Bujaku a
Walesa na Siwaku.
W perspektywie historycznej wygral jednak Jerzor. Jak wiadomo bowiem
Jedzie Jerzor na rowerze
marmolade w kuble wiezie,
a ludziska sie raduja, ze se chlebek posmaruja.
w Kanadzie
Pan Lulek
Znowu jestem w bąblach i podrapana na dodatek 🙁 Wyrywałam pokrzywy z malin i wycinałam dziko rosnące jeżyny, a wszystko na dodatek splątane powojami 🙄
Kolacja dopiero po zapadnięciu ciemności: reszta spaghetti al pesto i kurki w białym winie i śmietanie, do tego sałata strzępiasta zielona i czerwone cicorino. Kurki jak na tym filmie od Aliny – delikatne i soczyste. Ważne, by nie myć ich przed smażeniem.
O, a na trzeci dodatek zebrałam garść malin i niechcący wysypałam w chaszcze 🙁
Ale zachód słońca był piękny i w ogóle ciepło jakoś…
Wygląda na to, że jesteśmy gotowi do jutrzejszego wyjazdu na zjazd. Zapakować samochód. Rano nakarmić zwierzęta, się oporządzić, bo do ludzi jedziemy i przed siebie.
Dobranoc 🙂
W szybkim tempie znikają Pana Lulkowe zapasy. Tym razem trzeba będzie przywieść dużą wałówkę z Polski. Jak za okupacji ze wsi do miasta. Lub odwrotnie. Tym razem będzie lepiej. Przygotowania do wyjazdu rozpocznę z tygodniowym wyprzedzeniem. To niewybaczalne ale nie przywiozłem pierniczków z biedronki. Zapiszę na ścianie to może nie zapomnę. Na razie idę do Matek Boskich. Prawie jak Henryk Szlachet.
Dobrej nocy a potem udanego Zjazdu zycze.
Pan Lulek
Żeby było wszystko jasne :
W ktorymś z filmow byla przewidywana strzelanina w kościele, w trakcie której kule w święty obraz trafiają- wiedomo parę razy – duble!
Więc Heniu :
-„haloo Veritas?”
-” tak czym możemy…?’
_”Tu Szlachet z Filmu- zamawiam dziesięć matek bosek do strzelania!!!”
No i najslynniejszy okrzyk Henia przy ocenie materiałów dla kostiumów;
„Jak ten szmat jest flanel- to kukurydz nie jest zbórz
Haloo, tu Szlachet z filmu, czy to ZOO?”
-” Tak, a o co …”
-” Jak to o co , potrzebuje wirówkę, macie!!”
-„Co ooo?”
-” No wirówkę do zdjęć filmowych – macie ???”
-„Panie Szlachet tu jest ZOO, a nie …”
_” Musicie mieć to, to takie rude i z ogonem co po drzewach skika”
Nadam, a co mi tam 😉
Pojechaliśmy do Żabich mniej więcej po 16-tej. Po drodze drobne zakupy.
Zanim co, Jerzor już wyjechał z Żabich, bo rower, bo to, bo cholera wie, co 🙄
Pościskałam się ze starymi znajomymi, tych wiele, Pyra nadal kopci, Haneczka przybrała na wadze 3 dekagramy, no, może w porywach ze cztery, na Cichalów patrzeć nie mogę, bo przecież widuję ich co rusz i co kontynent (oni też powiedzieli – wystarczy!).
Jak zwykle, stół zastawiony. Tu się dziabnęło, tam ktoś coś polecił, też się skubnęło. A to dopiero miłe złego początki!
Zapisuję, że od Pepegora pożyczyłam dresiczek, jutro (dzisiaj) odwiozę!
Idę w kimonko, dobranoc!
p.s.
Fotorelacja będzie jak zwykle, ale nie teraz jeszcze!
Poczytałam do góry – Marzeno, poligon w Drawsku Pomorskim, nawet, psiakostka, żadna tajemnica wojskowa 🙁
Sprawę zdam, jak co roku ze zjazdów i wizyt w Kraju.
Ściskam Cię serdecznie, bo jesteś dzielną kobietą, radzisz sobie naprzeciw przeciwnościom.
A teraz padam na pyszczydło i zasypiam natychmiast!
Dzień dobry Wszystkim,
Placek o 15:08 swoim wpisem spowodował, że Earl odwrócił się do nas tyłem i pognał w stronę oceanu, ocean za to pogroził tylko palcem i pokazał co zrobić może, gdy tylko zechce. Pogróżki wyglądają poważnie.
http://picasaweb.google.pl/takrzy/Sztorm#slideshow/5512861994749509346
Lało cały dzień strasznie, ale jutro ma być piękna pogoda. Zobaczymy.
Zdjęcia robiłem przy bardzo silnym zachmurzeniu, więc bez światła. Krystyna i tak obejrzy, bo lubi morskie klimaty.
Wszystkim Zjazdowiczom jeszcze raz – najlepszych wrażeń i pogawędek.
Pyra prosiła o jutrzejszy toast. Do jutra daleko, więc już dzisiaj – za Blog, Zjazd, Gospodarza i spotkanych na Blogu Ludzi.
Jutro będzie powtórka, jak zawsze o późnej porze.
oliwkowa noc
Stanisławie (14:11) – tylko wówczas brzmi fantastycznie, gdy się naumie i napotrafi… – inaczej średnio lub poniżej… 😉 😀
Jotko (14:34) – dziękuję… – w ‚blokach startowych’ po letniej przerwie 🙂
Owszem, bardzo lubię moje miasto 🙂 Z banalnych uroków: właśnie Sukiennice otwarli z fanfarami, po prawie czteroletniej niedostępności)… a pewien poseł i rektor chodzi do proboszczów po kolędzie (by nie rzec – po prośbie 😈 )
(14:39): Donieś koniecznie! 😎 Wczoraj o poranku mnie ‚uderzyło’, że nie pamiętałam relacji i fotek sałatkowych* w echach ze Zjazdu 2009. Poszłam do wpisu (łatwe, przez nową super-stronkę Żabich Błot) – i rzeczywiście – nie bardzo widać 😮
Ale imprezy składkowe rządzą się nieco innymi prawami, to oczywiste… 🙂
Relację z najbardziej typowej z moich majowo-czerwcowych ‚przygód nadmiarowych’ nawet zapisałam… mini dedykacją niech będzie – z dedykacji typu ‚na drugą nóżkę’ 😉 – rano jeszcze (chyba) wolno, bo wieczorem to tylko brylanty, perfumy, fraki, toasty… i oczywiście: jedenaste – nie mieszaj 😉 😀
To teraz wstępnie:
Kolektywnej mądrości zjazdowej, owocnych obrad i wiążących uchwał… pięknej pogody, ogólnego ciepła i baaaaardzo smaaaaacznego wszystkiego – Wszystkim!!!
🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂
___
*a uderzyło mnie chyba dlatego, że miałam rodzaj snu-koszmarka: ludzie (znajomi realowi i nie tylko) obdarowują mnie ‚lawinowo’ mięsiwami, jakie najbardziej lubię… cielęcina, indycze, schab kurczęcy ‚wolnego chowu’, już gotowe kotlety z owego schabu (naczosnkowane i naimbirowane, zaprawione po tajsku, że aż czułam ten zapach…) …i sarnina…
…a ja nawet przyjmować nie nadążam, wyjmować z oryginalnych naczyń gdzie się to było prażyło… i zgroza – uświadamiam sobie, że mam całą zamrażarkę załadowaną truskawkami, malinami i wegierkami… i jeszcze te sosiki uratować… pojemniczków brak, miejsca w zamrażalnikach brak…
…czy Blog Łasuchów mógł być inspiracją koszmarku onego, czy tylko lekka angina (co przyszła z ostatnią falą powodziową i coś odejść nie chce 😉 ) – ocenią lub domniemają 😉 Państwo sami 😆
dzień dobry .. 🙂
gratuluje Piotrze ciekawego blogu i blogowiczom ciekawości .. 🙂
Niusiu Sławek Cię zauroczył i masz radośniaki w oczach … 🙂
Małgosi a po ile kurki kupiłaś … ? … może ja dzisiaj bym zakurkowała …
nemo jak to nie myć kurek .. przecież w nich piach ..
marzeno gratulacje dla córci … 🙂
Misiek masz dobry wpływ na Pana Lulka .. je i pisze jak zdrowy … 🙂
Alino dzisiaj słonko w Warszawie o poranku to i świat wydaje się piękny … 🙂
Zjazdowicze czuj czuj czuwaj … 🙂
Jolu
Wystarczy Pana Lulka napromieniować. Wielokrotnie zauważyłem ,że po mojej wizycie Lulek staje się promienny ( popromienny?).
Ja mam ręce które leczą 🙂 To proste.
Adin , dwa , tri , czetyri…
Witam słonecznie 🙂 i oddalam się w stronę Pilicy (z żalem, bo bez dostępu do internetu), ale póki co – wszystkiego naj-naj-najlepszego dla Zjazdowiczów i Tych co zostają na straży 😀
Jolinku, tak miło Cię widzieć z nami, pogodną jak ten dzisiejszy poranek w Warszawie!
Barbaro .. 🙂 .. czy tam koło Twoich krzaków masz grzyby? …
Misiek na Ciebie Pan Lulek też dobrze działa … 🙂
idę zobaczyć co z tymi kurkami …
Dzien dobry,
U mnie tez slonecznie od rana i tak ma byc jeszcze jutro.
Wybieram sie na targ, kupie troche oliwek i poszukam mirabelek. Spod na tarte juz czeka w lodowce (robie ciasto bez jajka, tylko maka, maslo i troche wody).
Nowy 3:45, grozny ten ocean, ja tez lubie morskie klimaty 🙂
Zajrze tu pozniej.
Wedle mojego zegarka godzina 10ta rano nastała w Żabich Błotach.
Zatem „GOTUJ(CIE) SIĘ”!
A coby sentymentalną nutką podręczyć tych co byli i tych co niestety ino śledzić mogli co to się w Żabich Błotach w roku ubiegłym wyrabiało:
http://www.youtube.com/user/echidnaozzi
Pozdrowiątka od zwierzątka
Echidna
Jolinku, kupiłam wczoraj kurki po 20 zł/kg.
wspanialej blogozabawy i samych smasznych doznan 😆
przyjaciel i arkadius
naturalnie dla tych w zabich blotach
.. i na reszcie planety tez 😆
Witam z obecnego polskiego bieguna zimna (tak myśli mój zmarznięty mały rozumek). :evill:
Mam tylko nadzieję, że Wy macie dużo, dużo cieplej. 😆
Mnie dzisiaj obudził straszny hałas i harmider i to z bardzo daleka dochodzący. Jakieś okrzyki powitań, śmiechy, hi-hy, czyżbym to były odgłosy z Żabich Błot ?? 😉
Zjazdowicze bawcie się cudownie przez cały czas przy pięknej pogodzie. 😆
Gospodarzu I Wspaniały, gratuluję talentów wszelkich ale najbardziej, talentu przyciągania na blog ludzi pogodnych, dobrych i życzliwych.
Po wyniku widać, że zaczyna dominować wśród rodaków tęsknota za życzliwością, której nawet, gdyby była rozdawana na kartki, trudno by było dostać. 😉
Marzeno – wielkie gratulacje dla Ciebie i Twojej córki !
Nowy, dziękuję za hipnotyzująco-groźny ocean.
Jolinku, pomyślnego polowania na kurki. 😀
Echidno, sznureczek do Twojej kolekcji żabio-błotnej (na You Tubie) już rozesłałam do rodzinki. Piękne – ale z Ciebie utalentowane „zwierzątko”.
😀
Misiu, może byś otworzył firmę „uzdrawiającą”, połowa komercyjna a połowa „pro publico bono” ? 😉 Tylko podejrzewam, że nie miałbyś zbyt wiele czasu na sen. 😯
Ja już gotowa na Zjazd cz.oficjalna i najważniejsza, a Jerzor poleciał biegać 👿
Zawsze się wyłamuje! Wczoraj stał pod drzwiami i czekał na nas, zziębnięty, i dobrze mu tak, było się zachowywać jak ludzie, a nie cyklista skubany!
U nas cesarska, mam nadzieję, że po sąsiedzku w Żabich tak samo.
Wdziałam kiecę i lecę 🙂
Nie lecę, bo ten biegający się musi wyprać 🙄
Rysiek,
a czemu Przyjaciel i Ty nie jesteście z nami? Przecież to *żabi* skok z Berlina…
Della-Bella
Ino niech się w suszarce elektrycznej nie suszy. Bo urwie.
E.
145 i na dodatek „c” – tak ładny kod.
Zapomniawszy dodać iż link
http://www.youtube.com/user/echidnaozzi
jest suplementem do strony Żabich Błot, jaką przygotował (i nadal dopieszcza) paOlOre, a ja Mu w tym dzielnie sekunduję, przyprawiając o ból głowy i zadręczając coraz to dziwniejszymi pomysłami. A On to cierpliwie „wysłuchuje” i w prowadza w życie.
Zjazdowiczom – udanej pogody, bawcie się dobrze także i w naszym imieniu.
Sekundującym z boku – udanego „łykendu” i cierpliwości w zapokojeniu ciekawości w oczekiwaniu na doniesienia z Żabich Błot.
Starej Żabie – by Blogowo-Zjazdowe towarzystwo pogoniła do kucharzenia, a sama spoczęła odsapnąć odrobinkę.
Pozdrowiątka od zwierzątka
Echidna
Jestem myslami w Zabich Blotach.
Echidno 10:04, bardzo ladnie skomponowaliscie z paOlOre ten filmik, brawo!
Kupilam mirabelki (2,5O E), prosto z Lotaryngii, ktora jest stolica tej sliweczki. Po tarcie nie ma juz sladu, naprawde rozplywala sie w ustach 🙂
Wlasnie przeczytalam, ze kilka najbardziej znanych francuskich piosenek skomponowal Norbert Glanzberg, urodzony w Polsce w 1910 (zmarl w 2001). Spiewali je Piaf, Dalida, Montand i inni (m.in. Petula Clark). Komponowal pod roznymi pseudonimami. W jednym z paryskich teatrow spiewane sa teraz wszystkie te znane piosenki, zeby oddac mu nalezny hold. A tu jedna z tych bardziej znanych.
W nadziei, ze was nie zanudzam, jeszcze jedna
Alino, wcale nie zanudzasz. Już wieki całe YM nie słuchałam.
http://www.dailymotion.pl/video/x1mtki_yves-montand-a-paris_music
Rety, jak ten czas leci. 🙁
Jak się jutro nie odezwę znaczy odleciałam, tak straszliwie wieje. Zapowiadali silne wiatry i duże opady deszczu lecz nie oczekiwałam aż TAKIEJ wichury.
Idę się bać gdzieś w zaciszny kącik. Może mnie nie porwie.
E.
Echidno, nie porwie, blogowisko nie pozwala, trzymamy Cię mocno !!!!! 😆 😆
Melduje, ze Pawel czyli paOlOre przywrócil mnie do zycia czyli zdalnie uruchomil komputer abym mógl obserwowac na biezaca obrada Zjazdu.
Pytania moje brzmia nastepujaco:
…” Czy dokonano wniesienia sztandaru i gdzie beda opublikowane Materialy Zjazdowe”…
Przydalby sie jakis wewnetrzny Monitor Blogowy w porównaniu z którym dokumenty rzadowe beda zwykla…
Z odzysku ale jednak.
Pan Lulek
Panie Lulku, cieszę się razem z panem. Materiały zjazdowe z całą pewnością zaczną być publikowane od poniedziałku a jak dobrze przytrzymamy „zwierzątko” (żeby Jej wietrzysko nie porwało), to z PaOlOre przygotują nawet piękny filmik. 😆 😆
Odrobine jestem zaskoczony. Liczylem na sprawozdanie na zywczyka. W którym ukazany bylby fakt wniesienia Sztandaru, przemówienie Gospodarza, dlugotrwale burzliwe oklaski a potem dlugotrwala Owacje na stojaco.
Zeby przynajmniej pokazano rozciagliwy stól pelen jadla i napitków.
Moze i doczekam tych czasów.
…” obym dozyl tej pociechy, kiedy mysli moje trafia pod strzechy „…
Pelen najlepszych nadziei.
Pan Lulek
Nooo, to wzniosłam 27 razy toast za każdego z uczestników IV Zjazdu Blogowiska + 2 nieprzewidzianych gości, mam nadzieję, że będą skuteczne, bo nadwyrężyłam cenny francuski dar ; „Deau Cognac XO nr 8″. :shock” 😆 😆
Oj, oj, miało być : 😯 😆 😆
Czyżbym była …….. ?
Czyzby uroczystosci rozwijaly sie w tak monumentalnym tempie. Nic dziwnego, tyle, ze do rana Uczestnicy maja wiele godzin pracowitego balowania przed soba. Niechaj im idzie na zdrowie i dobre humory a i pogoda niech im dopisuje.
Pan Lulek
Panie Lulku,
Od jakiegoś czasu słychać na blogu, że u Żaby są trudności z internetem, pewnie dlatego nic nie nadają. Nie wierzę, żeby o nas, niezjazdowiczach, zupełnie zapomnieli. Sprawozdania sypną się w poniedziałek, no, może jutro wieczorem. Cierpliwości, niech się Pan nie denerwuje.
Nowy, to nie „u Żaby są” tylko „Żaba ma” trudności z internetem. Na komputerze Sylwii, żabiej prawej ręki, internet podobno działa.
Ponieważ zarówno Delicja jak i Cichal mają ze sobą mobilne komputerki, to jakiś sygnał prosto z jaskini lwa by nie zawadził. No, ale w obliczu tych wszystkich delikatesów na stole, oraz intensywnych pogawędek kuluarowych, spróbujmy ich rozgrzeszyć.
Apeluję jednak do wszystkich fotografujących, żeby możliwie bez ociągania wrzucali zdjęcia na swoje Picasy i podali ich adresy oraz pozwoleństwo z błogosławieństwem na wykorzytanie obrazków na stronie internetowej Żabich Błot, która właśnie została lekko poprawiona:
http://zabieblota.info
Bardzo ładnie, ale wyrzućcie to „c” na końcu wiersza Iwaszkiewicza, bo jest:
„Na Sycylii w Piazza Armerinac”
paOlOre – To też, na końcu filmiku Ucichł smiech, gwar, rwetest, tylko lekko i delikatnie 🙂
Dzięki za spostrzegawczość.
Zaraz zajmę się „c”. Ale tak lekko i delikatnie z filmem się nie obejdę, jak potrafi to nasz Ozzi-Animal, na kilka godzin trzeba się pewnie ucierpliwić 😉
paOlOre – A może byś tak pospał ?:)
chętnie Placku pospałbym, ale „der innere Schweinehund” mi nie daje 😐
poza tym napchałem się o północy jakichś keksów popijając litrami herbaty i teraz muszę poczekać z zalegnięciem, bo Mama zawsze mi powtarzała, żebym nie najadał się tuż przed snem. Nie wiedząc, ile to jest tuż, wolę odczekać, żeby potem móc paść „na pewniaka” 😉
Ogladalem robote paOlOre. Piekna. Teraz zadanie nas, blogowiczów i nie tylko szukac kolejnych klientów i tematów.
Jeden z moich przyjaciól mawia zawsze tak.
…” jest idea, teraz trzeba zobaczyc jak zrobic z tego pieniadze „…
Dalej niepoprawny ale wyspany i z uruchomiona glowa.
Pan Lulek
Nadam wam, a co tam!
Tylko bez fotek jeszcze, bo nie wiem, jak wrzucać stąd. Czwarta nad ranem, ja mam nos w książce „Czy go jeszcze pamiętasz?”. Cześka, oczywiście. Pamiętam ten dzień….
Nie było wnoszenia sztandaru, Panie Lulku, nie odśpiewaliśmy hymnu („Zaproście mnie do stołu”), było cudnie, jak zwykle.
A ja, Torba Jedna, odebrałam swoje skarby zostawione w Warszawie (coś mi się wydaje, że tych książek przybyło!), a u Żaby zostawiłam na parapecie inną torbę, po którą udamy się około południa do Żabich. Czyli nadal jestem Torbą Jedną, a może nawet drugą 🙄
Cumujemy u Szwagrostwa nieopodal, drobne 40 km czy coś koło tego.
Jak wiadomo powszechnie, to nie był zjazd żarłoków, tylko Łasuchów. Czego tam nie było 🙄
Starałam się wszystko uwiecznić na fotkach, bo przecież nie sposób spamiętać! Ja, niesłodka przecież, skusiłam się na ciasto z wiśniami 😯
PYSZNE!
Wszystko było wspaniałe, a nasz polski Francuz, Alain Danuścyn, jak zwykle znakomicie przyrządził pstrągi. Nie jestem pewna, czy je z Cichalem osobiście złowili (tak zapodawali), kupili czy wręcz ukradli, ale było mniam-mniam. Dopiszę, teraz muszę doczytać, potem chyba dośpię trochę.
Żivot je cudo!
wrocilem z grzybow;
rydza w tym roku jeszcze nie spotkalem,
chociaz bardzo chcialem;
lukullicznym rajdowcom zycze smacznego!
dzień dobry .. 🙂
zjazdowicze mają dużo jedzenia i dużo spraw do obgadania to się nie dziwmy, że czasu im brak na pisanie .. 🙂
książki Alicji dotarły tzn.Piotr dotarł również jak trzeba w tym roku na zjazd .. 🙂
my w przyszłym tygodniu na grzyby jedziemy i mam nadzieję, że będą … ja tylko podgrzybki zbieram i prawdziwki bo się mało znam ..
Jesien juz na calego. Wstaje sie po ciemku. Kiedy jednak czlowiek sie wypluska, zje sniadanie to i nastrój poprawia sie automatycznie. Na sniadanka byl polski chleb oraz oscypek z Beskidów a do tego zielona herbata. Mgla niska na calego jak nozem kroic. Chlodno, typowy klimat Pannoni. Trudno powiedziec jak ulozy sie dzien. Nie watpie, ze dobrze.
W oczekiwaniu relacji ze Zjazdu, pozostaje
Pan Lulek
Ja też się na grzybach nie znam, za nic nie mogę rozróżnić starego piernika od starego grzyba. No chyba ,że jest to rydzyk.
Obiad zjadłem na śniadanie i mogę wrócić do malowania. Od kilku dni palę w piecu. I tak będzie do maja. Czego serdecznie państwu nie życzę.
dobrze Misiek, że odróżniasz starą pierniczkę od starej grzybiarki .. 🙂 ..
ręce mi zmarzły przy komputerze a pieca niet …
Jolinku51 –
Podpowiadam sposoby na rozgrzewkę:
? rękawiczki
? rękawiczki i szalik
? kielonek
? kielonek i zakąska
? dwa kielonki
? dwa kielonki i trzeci na rozgrzewkę
Pozdrowiątka od zwierzątka
Echidna
Dzien dobry,
A ja na grzybach zupelnie sie nie znam wiec mnie nie ciagnie, zeby zbierac. Jesc je lubie, oj tak.
Jolinku, mam nadzieje, ze znajdziesz duzo tych, ktore rozpoznajesz 🙂
Zjazdowicze przy obiadowym sniadaniu, jak Mis 2 🙂
U mnie sloneczny dzien sie zaczal, ma sie pogorszyc od jutra.
Zycze milego dnia.
Echidno, dobrze ze Cie wiatr wczoraj nie porwal! A jak z okiem? Mam nadzieje, ze juz po bolu 🙂
grzybowa:
200 gr boczku posiekac, przyrumienic na ogniu,
dodac 2 posiekane cebule(zabek czosnku)
i poszatkowany funt(albo i dwa) grzybow(obojetnie jakich, ale swiezych), przyrumienic,
wywarem (najlepiej rosolem) ugasic,
dodac marchew, ziemniaki, kminek, pieprz,
dusic na wolnym ogniu nie za dlugo;
podawac z zielona pietruszka, koperkiem, gesta smietana i grzankami.
smacznego
Misiu2, starego grzyba od starego piernika odróżnić bardzo łatwo. Te ostatnie pier..czą w kółko o rydzykach.
Alino –
Oko doszło do normy. Dziękuję.
Porwać nie porwało (na szczęście) ale com się nabała to moje!
byk –
Ty „mnie nie mów obojętnie jakich” grzybów. Bo po tych co wyrosły nam w ogródku, w tempie polki-galopki przenicowałabym się na tę drugą stronę, co to jej nikt nie zna.
E.
@echidna:
ach. przepraszam, zapomnialem, ze ten blog czytaja
takze pani wnuczki..
„ty mnie nie mow”, co za piekny zwrot, jakze poetycki…
Witam „osieroconą” część Blogowiska (zjazdowiczów oczywiście też) i życzę wszystkim pięknej, polskiej, złotej jesieni – sobie oczywiście też, bo niedługo zmienię jednak swój nick na „mrożonka”. 🙁 Zimno w domu, jak w przysłowiowej, psiarni. A na dodatek wczoraj, od prezesa wspólnoty, dowiedziałam się, że nie mamy co marzyć o ogrzewaniu, bo OPEC sobie za wcześniejsze podłączenie tyle życzy, że bardziej się opłaca kupić grzejniki i płacić za prąd, a ponoć „siedzimy na węglu”. 👿
Misiu nie masz pojęcia jak ja marzę o piecyku, choćby typu „koza”. Jednym słowem wracają lata „80”. 👿
Alinko, ja też się nie znam na grzybach a uwielbiam. Lubię też zbierać ale tylko w towarzystwie znawców. 😉
Byku, do Twojej zupy grzybowej boczek świeży ? Czy wędzony ?
Echidno, cieszę się, że dobrześmy Cię trzymali. 😉 😆
Echidno, Twoja recepta na zimno jest oczywiście słuszna, tylko jak ubiorę swój kożuch z kapturem a do tego poprawię „napojami rozgrzewającymi” 😉 , to już będzie chrapanko a co robić w nocy? Wprawdzie jestem śpioch, ale nie aż takim. 😆
@zgaga:
swiezy tez moze byc, ale najlepszy do tego uwedzony na jalowcu.
Zgago, na rozgrzewkę dobrze też robi szybki marsz.U nas też jak w psiarni, więc się wybieram na dłuższa wędrówkę. Dobrze, że przynajmniej słońce się pokazuje.
Pozdrawiam i Wszystkim życzę pięknej niedzieli!
byk –
Ty „mnię” Łaskawco nie przepraszaj. U nas wczoraj bardzo wiało i tej wnuczki nie rozumiem. Widocznie coś z wiatrem uleciało … tylko nie wiem co. A może nie pamiętam … Bo te- wywiało ,,,
Zgago –
Jak to co? Powtórzyć zabieg.
E.
Zgago, zrob sobie na rozgrzewke herbaty, moze takiej ? Ma tyle zalet.Tylko nie zaparzaj dluzej niz 3 minuty i nie zalewaj wrzatkiem. Smacznego!
Powiem Wam w sekrecie, ze ta dzisiejsz mlodziez ma i taleni i fantazje. Moja dzisiejsza panienka z Caritasu wpadla z rozmyslem nieco wczesniej. Postanowili z jej chlopakiem zrobic sobie wypad w plener. Nastepne zajecia ma ona póznym popoludniem.
Spaghetti w jej wykonaniu do podania na kazdym stole. Potem byla kilkuminutowa drzemka i oto jestem.
…” silny, zwarty, gotowy „…
Pan Lulek
Byku, wielkie dzięki. Przyznam, że nie słyszałam od grzybowych łasuchów o zupie grzybowej z dodatkiem boczku wędzonego, dlatego mnie tak zaciekawił Twój przepis. Jak się tylko pojawią (oby jak najwcześniej) grzyby na targu, to sobie wypróbuję Twój przepis. 😀
A’propos nowych przepisów, to na piątkowy obiad, po raz pierwszy w życiu zrobiłam ratatoulle i bardzo mi smakuje. Już wiem, że moja a’la chińszczyzna sobie odpocznie. 😀
Mój wpis z 12:20 miał „polecieć” ponad godzinę temu ale zadzwoniła moja Młodsza i jak tylko skończyłyśmy, to zaraz wysłałam. 😆
Alinko, a czy tę herbatkę też można potraktować „prundem” ? Młodsza też ma ciepełko i słoneczko, obiecała dmuchnąć w moją stronę – ciekawa jestem, czy skutecznie. 😉
Oj, zgubiłam „i” w ratatuille. 🙁
Kochani, zapraszam na Mazury. Pogoda piękna, słoneczko świeci, grzybów multum. W razie draki jest piec kaflowy, można napalić i grzać się do woli.
Zgago, dmucham jak moge 🙂
Gosiu, moge sobie tylko wyobrazic, ze jestem na Mazurach ale zaproszenie sympatyczne 🙂
Alino, wielkie dzięki !! Nie ma to jak dmuchanie 2 Alinek z Francji – słońce się pokazało. 😯
Powietrza wprawdzie jeszcze nie zdążyło nagrzać, ale już świeci i zaraz się ludzikowi robi cieplej – na razie na sercu, ale może i reszta zmarzniętego ciała się doczeka ? 😆 😆
najlepsze na głupie myślenie to ciężka robota .. no i się zabrałam .. i nie wiem kiedy skończę .. ale dzisiaj jestem skłonna wyrzucić parę rzeczy co „zawsze się przydadzą” a to już pozytywna sprawa … 🙂 .. i rozgrzałam się też przy tych porządkach … i nie czytam i nie słucham wiadomości … czyli mam same korzyści .. 🙂
ja z własnej woli to grzybowej nie gotuję .. lubię grzyby duszone, smażone i marynowane …
u nas też słonko to pościel na balkon wyrzuciłam …
teraz chwila na papieroska … 😉
a i postanowiłam przeczytać stare gazety … tam nic nie ma o polityce .. 🙂 .. i poszukam przepisów bo kiedyś tak się nie interesowałam gotowanie 🙂
Jolinku, przypomniałaś mi, że też się powinnam zabrać za rzeczy, które „zawsze się przydadzą”. Wprawdzie 3 lata temu wywaliłam 50% „tych” rzeczy (potem niektórych żałowałam) ale znowu mi się ich trochę nazbierało
a muszę zrobić „gdzieś” miejsce na książki. Przydałby mi się jeszcze trzeci pokoik, żeby w nim urządzić bibliotekę. Możecie sobie wyobrazić pokój z półkami pełnymi książek, wielkim, wygodnym fotelem, stolikiem i lampą ? Niektóre marzenia są cudowne – mimo, że niemożliwe do spełnienia. 😀
Zjazd się ma ku końcowi. Kolejno wyjeżdżają kochani ludkowie. My jeszcze troche zostajemy. Przestraszyłem Żabę, że tu zostaniemy na zawsze i się tu rozmnożymy. Jak nie będzie chciała to się przyspawam! Nawet Alicjerzory wyjechały. Byli u nas w lecie. My u nich z końcem lata. Tutaj też byli. Boję się otworzyć lodówkę…
Zdjęcia dam za tydzień, bo tutaj korzystam z modemu Sylwii. Nie chcę obciążać Jej rachunku. Pozostający w nieutulonym żalu po Zjeździe
Cichal
Stoje na zyciowym rozdrozu gdzie jak wiadomo na dwoje babka wrózyla. Albo umrze albo bedzie zyla. Telefonowal syn i pytal jak idzie. Rutynowo odpowiedzialem. Wszyscy zdrowi a ja przy pracy. Nieco sfrustrowany powiedzial mi, ze dre z niego lacha. A ja nic nie dre i pogoda znowu cesarska.
Na wszelki wypadek jednak kropnalem sobie ziolowa herbatke
Pan Lulek
I co ja takiego napisalam, ze nie przeszlo?
Jolinku 13:30, ja tez uciekam sie do sprzatania i porzadkow, zeby oddalic glupie mysli ale rowniez wtedy, kiedy zmartwienie i niepokoj o bliskich nie daja mi spokoju. Tak bylo kilka dni temu. Zagladalam tez do naszej „blogowej kawiarenki” (zapozyczone u echidny…) i pomagalo.
Zgago, zycze jak najwiecej sloneczka 🙂
Panie Lulku 🙂
Ja tylko tak zazdraszczam i tyle. Jak mawial mój znajomy z hotelu Belgrad w Moskwie:
…” nie ze mna takie numery Brunner „…
Naturalnie chodzilo o kapitana Klossa który wtedy byl tam barmanem.
To jest jednak opowiesc na inna okazje. Tymczasem zas zalesnikowalem pod moim wlasnym portretem namalowanym na Arbacie przez malarza z Paderborn w Niemcach. Teraz jest zupelnie inna technika dlatego spokojnie oczekuje wraz ze wszystkimi nowego Dziela pod roboczym tytulem na przyklad:
…” Na blogu bez owijania w cokolwiek „…
Pan Lulek
A ja tam prosto z satelity obejrzałem goszczących się Piotra i Barbarę Adamczewskich. Popijali winko przed domem z panią Reginą i Tadeuszem. Wspomnień czar prosto z PRLu. Baba z cielęciną w redakcji też się pojawiła.
Jednym słowem , nagroda pocieszenia. Pewnie trzeba będzie poczekać do maja , żeby na żywo zobaczyć ponownie .
Chyba pójdę do sklepu po coś słodkiego. A ty Lulek nie drzyj łacha.
Misiek sam upiecz drożdżowe .. 🙂
Zjazdowicze wracaja do domow. Jeszcze troche i poczytamy jak bylo. A zanim wzniesiemy toast, moze posluchamy tego ?
Alino, a znasz to ?
http://www.youtube.com/watch?v=xSGM3ZTP2nw&feature=related
Byłam na tym filmie kilka razy, dla samych strojów i ….. Luis Jordan. Przez kilka miesięcy był obiektem moich westchnień. 😉
Wznoszę toast za szczęśliwe powroty. 😆
Zgago, nie , nie widzialam a teraz obejrzalam z przyjemnoscia. I ten francuski akcent M.Chevalier!
Lubie, jak mnie nazywasz Alinka, tak jak moi rodzice i polscy przyjaciele 🙂
Zjazd zakonczyl sie szczesliwie jak kazde wielkie przezycie i milosc.
Malzenstwem i rozwodem.
Zegnajcie Przyjaciele
Pab Lulek
Alinko, odetchnęłam, bo odruchowo napisałam, tak jak mówię do mojej młodszej i już się wystraszyłam, że może nie lubisz zdrobnień. 😆
Jak będziesz miała możliwość ten film gdzieś wypożyczyć, to mogę go polecić jako typowy „odstresacz”. 😀 Fabuła jak to w musicalach – typowa rozrywka a stroje ładne, no i …. tych 2 uroczych dżentelmenów. 😉
Witam pozjazdowo . Jestem już w domu od kilku godzin. Poprzedni zjazd był bardzo udany, ale ten był jeszcze wspanialszy. Było nas więcej i większość osób już poznałam wcześniej. Do domu Żaby wchodziłam jak do doskonale znanego miejsca. To co teraz napiszę zabrzmi banalnie, ale największą wartością jest to, że w jednym miejscu mogło spotkać się tyle sympatycznych, życzliwych sobie osób,ciekawych siebie wzajemnie. Takie bezpośrednie spotkania są bezcenne. Wszyscy czuliśmy to samo, bo przecież nikt nie jechałby nieraz po kilkaset kilometrów/ nie mówiąc o osobach zza oceanu/ ot tak sobie. Było to niezapomniane przeżycie. Wybaczcie nadmiar emfazy, ale minie jeszcze sporo czasu nim ochłonę z takiej ilości wrażeń.
Pogoda nam dopisała o tyle, że nie padał deszcz, ale było dość chłodno. Przezornie zabrane kurtki bardzo się przydały. Tylko Alicja w sobotę przybyła w swojej pięknej sukni, ale potem musiała się przebrać.
Wiem, że interesuje Was najbardziej strona kulinarna. Rzeczywistość przerosła moje wyobrażenia. Było mnóstwo ciekawych potraw, a wszystkie pyszne, bo i Żaba z pomocnicami stanęła na wysokości zadania i zjazdowicze, którzy przywieżli swoje wyroby.
A calelli od razu odpowiadam, że sałatek nie było. Po pierwsze było za zimno na sałatki, a poza tym to była okazja do zaprezentowania oryginalnych potraw. Ale były bardzo dobre pomidory malinowe i ogórki, o których napiszę jeszcze potem, bo są warte osobnego opisania/ tzn. były/.Ponieważ nie był to konkurs kulinarny nie było potraw lepszych i gorszych, bo wszystkie były doskonałe. No dobrze, wymienię wreszcie choć niektóre : chyba wszyscy po raz pierwszy jedli gulasz z dzikich kaczek z grzybami moon / tak się pisze ?/ przywieziony przez Gospodarza i p. Barbarę. Uprzedzam zaniepokojonych – nikt z biesiadników nie znalazł śrutu. Dalej – terryna rybna wykonana przez Danuśkę, łopatka/ dwie/ z dzika w wykonaniu Alicji – także bardzo udana.
Pasztet żony Stanisława, śledzie Pyry, kurczęta faszerowane Haneczki. Wszystko to były delicje. Na razie skończę, bo jeśli wpis mi nie przejdzie, to się zapłaczę.
Panie Lulku, jakie „żegnajcie”, znowu chce Pan zmartwić Misia ?
Proszę mi lepiej napisać, co to znaczy „drzeć łacha” ? Pierwszy raz to określenie przeczytałam ale zupełnie się (mój mały rozumek) nie potrafi domyślić.
oj nie, nie placz krystyno. niech placza ci, ktorych tam nie bylo. niech im bedzie 🙁 i pozostana 😕
cichalu 🙄
naklepales tak, ze wyczuwam smak lekkiego niedosytu plynacy z tego co klepiesz i…
…i jak zwykle nie na temat 😉
wszak dzis mowa jeszcze o olivkach. a olivki jak to olivki, sa jak najbardziej wskaznikiem erotycznym. a jakze nie?
zjadajac je ulegaja zniszczeniu. jest nieswieza? naduzywa zaufania w wiadomych relacjach. a te kupne 😆 to to tylko przygoda, za ktora niekiedy zbyt duzo nalezy zaplacic 🙁
pozostaje jak zwykle 😐 i robie 🙄 zanim wpadne do wyrka
Krystyno, że zjazd będzie wspaniały pod każdym względem, chyba nikt nie miał co do tego wątpliwości. 😀
Natomiast, śrut powinien był ktoś znaleźć, bo śrut znaleziony w potrawie z dziczyzny, wróży dobry rok – tak mi mówiła pewna leśniczyna.
grzyby moon?ho,ho…
a ja, cham, o rydzach…
(nic dziwneego ze @echjaktam sie obrazila)
cd.
Były różne sery. Cichalom bardzo smakował polski lazur. Tradycyjnie / no, dopiero drugi raz/ były twarogi wiejskie Eski, pieczenie z dzika i jelenia, gulasz z dzika z wdzięcznością przyjmowany przez wyjeżdżających do domu. Oczywiście były pieczone nad ogniem w folii małe pstrągi/ lub pstrągopodobne/ – wykonawca – Alain , mąż Danuśki.
Ze słodkości było ciasto Jotki/ taką właśnie nosi nazwę/, a koleżanka Pyry – Inka dwa razy przygotowała tiramisu. Był też mój skromny keks.
Jedzenia było dużo, ale osób także sporo, część jeszcze została. Nikt nikogo nie zmuszał do jedzenia. Każdy jadł to na co miał ochotę i tyle, ile uważał za właściwe. Na pewno coś pominęłam, ale nie umiem pisać sprawozdań, zresztą zrobią to inni. Dodam, że wśród trunków królowały wina.
Właściwie chyba tylko jedna osoba solidnie zapracowała na te smakołyki – Pan Mąż Haneczkowy , który naprawiał Żabie „elektrykę”, a jutro jeszcze ma zaplanowane dalsze prace. Reszta używała sobie bez żadnych uprzednich zasług.
O dalszą relację poproszę pozostałych zjazdowiczów.
ja lubie rude byku 😆
klep o ich ksztaltach i smaku. juz pracjue moja wyobraznia
Byku,
żaden cham, żaden cham. Zapomniałam o rydzach, bo były tylko dwa i Inka po usmażeniu ich ,podzieliła na małe kawałeczki i wszyscy mogli spróbować. Były też uduszone grzyby mieszane, bo Inka i Ewa Cichalowa były na grzybobraniu.
Oliwki były także, choć powodzenia największego nie miały. Chwilowo.
Krystyno,
Dzięki za relacje.
Pękam z zazdrości.
Rychu, Byku,
nie jest zle
Rude owszem
lecz nie dwie
poza tym
pozdrawiam
Korzystam z chwilowej aktywności internetu 😀
bardzo było miło, właściwie wręcz wspaniale na IV Zjeździe. Pogoda nieco chłodna, ale bezdeszczowa, popadało dopiero dzisiaj po południu.
Na szybko wyjaśnię, że tiramisu było autorstwa dwóch twórczyń niezależnych, czyli sobotnie dorotola a niedzielne Inki. Oba doskonałe i natychmiast pochłonięte, do wylizania misek włącznie (jest udokumentowane);
Pstrągi osobiście łowili Alain z cichalem, bo tegoroczne takie chytroty, ze nie chcą się dać łapać siatką, ale na wędkę to i owszem. Zdaje się, że ledwo nadążali je ściągać z haczyków, bo złapanie 18 ryb zajeło im podobno 14 minut. Chyba tak i było, bo szybko wrócili. Nawet nas nabierali, że z połowu nici, bo ryby nie brały.
Gulasz był jelenio-dziczy, część wcześniej wyjeżdżający zabrali w słoikach, a ci co zostali zjedli dzisiaj z kopytkami.
Część zjazdowiczów zadomowiła się na dłużej i będzie przejadać co jeszcze zostało. Aktualnie są: cichałowie, Haneczka z Jerzym, Pyra, Inka z Lucjanem, który dzisiaj dojechał, no i pisząca te słowa oraz niezrzeszona Sylwia. Wieczorem miała być Eska, ale chyba juz nie dotrze.
ach, kopytka!
a kapusta byla?
Żaba ma świętą cierpliwość. Znieść taki zjazd, a właściwie zajazd za Żabie Błota nie każdy by potrafił. A ona ani razu się nie skrzywiła, jak tyle osób panoszyło się w jej kuchni. Ale przysłowie ” Gdzie kucharek 6, tam nie ma co jeść” tym razem zupełnie się nie sprawdziło. Policzyłam, że czasami było w kuchni nawet więcej osób.
A ja Dorotolowego tiramisu nie spróbowałam…
NOWY,
zdjęcia oczywiście obejrzałam .Nie bardzo potrafię wyobrazić sobie ogrom fal oceanicznych. Widywałam sztormy w portach Łeby i Ustki, a więc nad pełnym morzem, ale to chyba zupełnie co innego niż zwykłe fale nad oceanem. No i szum fal jest chyba o wiele silniejszy.
Myślę, że nadejdzie czas, że i Ty będziesz wśród zjazdowiczów.
Wrocilam,ale zal bylo wracac do domu 🙁
Siedze i opisuje zdjecia.Mam nadzieje,ze jeszcze dzisiaj uda mi sie
je zamiescic.
Miejsce piekne,Zaba tak goscinna,ze az strach wyjezdzac,towarzystwo
znakomite,jedzenie i trunki bezkonkurencyjne.W sumie jest jeden plus
tego, ze juz nie siedzimy ani przy ognisku ani przy wielkim stole
u Zaby- moze jednak uda sie dopiac te za duze,jeszcze do wczoraj
spodnie 😀
Wspomniałam o winach, a przecież były też doskonałe nalewki np. Pepegor przywiózł tarninówkę i dereniówkę. Degustatorzy nie potrafili ustalić, która jest lepsza. Także Jotka przywiozła pięknie ozdobioną butelkę z nalewką.
Mąż pyta mnie, czy ja już na pewno wróciłam ze zjazdu. Zatem do jutra.
Krystyno-dusza jeszcze jestes w Zabich Blotach,tak jak ja !
Jak maz przyjedzie na Zjazd za rok razem z Toba,to bedzie Cie
doskonale rozumial:)
I oto moja fotorelacja.Wyjasnie tylko,ze my z Osobistym nocowalismy
w pobliskim Toporzyku i stad te pierwsze zdjecia.
http://picasaweb.google.fr/114074952162449807788/ZjazdWZabichBlotach2010?authkey=Gv1sRgCPSQreb8vtmIDg&feat=email#
Cosmy sie naprobowali tej dereniowki i tarninowki Pepegora,
zeby nareszcie stwierdzic,ktora lepsza. I nadal nie wiemy 🙁
A wytrawna nalewka ziolowa Jotki swietnie dziala na trawienie,
jest rozgrzewajaca i oczywiscie rozweselajaca 😀
Dzięki Danuśka. Jesteś Pierwsza! 🙂
IV Zjazd okiem Danuśki
dzień dobry .. 🙂
pospałam trochę a deszcz leje jak z cebra ..
3 razy już się wpisuje i jakaś reklama mnie wycina ..
Krystyno bardzo ładnie opisałaś a Danuśka zdjęciami nas przybliżyła do atmosfery zjazdowej.. 🙂 … chyba wszyscy dojechali .. a żarełko pychota … 🙂
Witam tez juz z domowych pieleszy, moge tylko powtorzyc za Krystyna, iz tyle zyczliwych ludzi pod jednym kasztanem to bardzo cenne doswiadczenie.
Tu dorzucam moje fotki:
http://picasaweb.google.com/100200631489841242724/ZabieBlotaWrzesien2010#
Dorota, załapałaś się na podium! 😉
Tylko popraw sobie datę w aparacie, bo Picasa twierdzi, że IV Zjazd Łasuchów odbył się w roku 2009.
W ramach czynu pozjazdowego (osobiste postanowienie poprawy: o poranku, na czczo, nawet jeszcze przed gimnastyką — co najmniej 10 kliknięć ważkich DLA Blogu Red. Adamczewskiego*) obejrzałam fotki Nisi w paryskiej restauracji, ocean Nowego… Żabie Błota oczywiście… – wszystkie pod tym wpisem… i pod następnym — wszystkie z ogromną przyjemnością ❗ ❗ ❗
Mam nadzieję, że 10 kliknięć już jest (a nawet więcej 😉 ), teraz do adremu:
Króluje postać Złotej Żaby – mój zachwyt nad jej osobowością liczy sobie wiele lat… gdy pamiętać relację z 2009, dodać 2010 – po prostu jeden wielki szacun… że się wyrażę po staroziomalsku, by tym bardziej podkreślić międzypokoleniowy uniwersalizm zagadnienia 😀
Haneczka. Między początkiem września 09 a lipcem 10 nie miałam prawie wcale czasu na zaglądanie do komentarzy pod tym blogiem. Z czytania o tamtym zjeździe pozostało mi ogólne wrażenie pracochłonnych potraw i wiotkiej, pracowitej (=wciąż zapracowanej) Haneczki. Jako że co-nieco wiem, jak bywa w takich dużych grupach z ‚socjalistycznym podziałem pracy’ – bywają też tacy, co zawsze ‚zakonferowani’, tokujący, brylujący… co najwyżej zapytają efektownie, czy nie trzeba pomóc…
A teraz jeszcze pomoc Pyrze w domu… i Pan Haneczkowy, działający w Żabich Błotach…
I jeszcze ta niesamowita relacja Haneczki spod kolejnego wpisu… 😀
Nad PP Redaktorstwem się ‚rozpływałam’ przy okazji spotkania realowego… Niektórych Znaczących Innych też byłoby fajnie kiedyś spotkać… Tylko czy akurat na takim wydarzeniu? – mam pewne wątpliwości, bo wolę kameralniejsze okazje… 😀
___
*Naszym celem są dwa miliony… zresztą co tam dwa – pięć milionów kliknięć!!! 😉 😀
Toasty
– za tych, których imię Delegacja Zjazdowa 😀
– i za tych, których imię Legion (Legia Cudzoziemska bojowników o pomysłowe – jakościowe jedzonko tudzież poszukiwaczy-odkrywców wszelkich smaków życia 😉 😀 )
– tudzież za tych, których imię Milion (kliknięcia – wyszykuwarki wszelkich perswazji łączcie się, klikacze wolnoczasowi wszelkich maści – do broni! — naszym celem cyfra „5” (5,000,000) 😀
…wzniosłam o (mojej) toastowej porze (21:30 – 22:00) w ‚klimatycznym’ podhalańskim domku znajomych. Wylądowałam tamże mimo brzydkiej pogody (a też – z powodu… nic lepszego nie dało się przedsiewziąć): drewienko pamiętające połowę XIX w, ciepełko kominkowe, muzyka*, nawet taniec**, poezja, pogaduszki długonocne, jedzonko domowe proste i przepyszne (króluje bigos, działając rewelacyjnie z powodu chłodu i wilgoci ‚nadwornej’… 😀 )
Zanim zmierzch zapadł zrobiliśmy z 5 km spaceru… to nic, że częściowo w deszczu, skoro otwarły się widoki na Pasmo Polic i Babią – legendarne dla tego mca! 🙂
___
*nasza własna: pani jest amatorską specjalistką od tradycyjnej strofiki, do czego małżonek dopisuje aranżacje… na miejscu klawisze, gitary… mój wokal 🙄 …plus inne muzykalne osoby i ich umiejętności, np. skrzypce – legenda pierwszego seansu tego typu liczy sobie już 15 lat
**wpierw ja w roli wymuszonej instruktorki jakiegoś elementu jive i cha-cha dla czwórki dwudziestolatków z sąsiedztwa… ach ta moda na tańce standardowe! – potem pełny spontan ośmiu muzykalnych osób… rrrewelacjaaa! 😀
Przeczytałam pańskiego bloga prawie w całości . Jest Pan nie tylko świetnym kucharzem , ale też wspaniale pan opowiada o jedzeniu . Aż ślinka leci .
Szanowny Panie, zwracam się z głupim pytaniem, które męczy mnie i nie daje spokoju, czy jest jakaś inna polska nazwa groszku ptysiowego, wiem że moja ś.p. Babcia jej używała (stara kuchnia austryjacko-kresowa perfekcyjnie gotowała, z sercem i smakiem i talentem), dziękuję i pozdrawiam, Naemesis