Rumunia do ponownego odkrycia

 

Byłem tam wiele, wiele lat temu. W najgorszych dla Rumunii czasach. I niechętnie te wyprawę wspominam. Także kulinarnie. Z tym większą radością przeczytałem w najnowszym numerze „Czasu Wina” tekst o dzisiejszej Rumunii.  Autor – Wojciech Giebuta, napisał tak smaczną choć krótką relację a Agnieszka Lasota opatrzyła ją tłumaczeniami przepisów, że ślinka cieknie i już myślę o podróży tym tropem. Tymczasem i wam proponuję lekturę tego tekstu, choć warto przeczytać i o winach argentyńskich oraz… chińskich.

„W karcie dań znajdziesz tureckie ciorby, austriackie sznycle, serbskie ćevapćići i turecko-grecką musakę. Na deser możesz zamówić palacsinta, apfelstrudel lub baklavę. Zapytany kelner zapewnia, ze wszystkie te dania to typowe lokalne potrawy -i w dodatku ma rację, Taka jest tutejsza kuchnia,
 Ten położony między Bałkanami, basenem Morza Śródziemnego a środkową Europą kraj to multikulturowy tygiel. Począwszy od historii, terytorium, a na kuchni i języku skończywszy. Nie ma drugiego takiego narodu, w którego ojczystej mowie słowo „tak” będzie brzmiało identycznie jak rosyjskie da, a równocześnie dziękując komuś, mówi się merci, a „dobry wieczór” to buna seara.
Tutejsza kuchnia to zlepek tradycji kulinarnych z polowy Europy. Do dziś wyraźny jest wpływ kuch?ni tureckiej, rosyjskiej, austro-węgierskiej i śródziemnomorskiej.

Supa to nie zupa, a sałata to nie sałata

Na przystawkę często jada się tutejsze sery. Niezwykle popularna jest telemea – przypominający nieco fetę ser wytwarzany z mleka krowiego, koziego i owczego jednocześnie. Jako przekąskę podaje się też sałata de vinete – sałatkę z bakłażanów, która właściwie bardziej przypomina pastę kanapkową. To proste danie można przygotować, grillując bakłażany w piekarniku, jednak zdecydowanie lepiej smakuje, jeżeli warzywa opieczemy na ruszcie opalanym drewnem.
W Rumunii jada się wiele zup. Supa to nasza wersja rosołu z różnych rodzajów mięs, podawana z makaronem lub kluseczkami. W menu znajdziemy też warzywne kremy, ale najważniejsza jest ciorba, czyli syta zupa z dużą ilością warzyw oraz kawałkami mięs lub ryb.
Nazwa pochodzi od tureckiej corba (zaś ta od arabskiego – szorba) i jest ona żywą pamiątką panowania Złotej Ordy na tych terenach.
Najczęściej spotykanymi odmianami tej potrawy są ciorba de burta (z wołowymi flakami), ciorba vacata (z kawałkami cielęciny), ciorba de legume (z sezonowych warzyw gotowana na wywarze mięsnym).

Tylko nie mamałyga

Dania główne to mięsa na rozmaite sposoby. Od cielęcych i wieprzowych sznycli przez smażone pulpeciki z mielonej wołowiny aż po pieczoną na ruszcie baraninę. Dodatkiem do mięs zazwyczaj są ziemniaki (cartofi). Wszyscy, którzy kulinarnie chcą cofnąć się w świat głębokiego dzieciństwa, mogą zamówić mamałygę – papkę z kaszy kukurydzianej jadaną na ciepło z mlekiem, śmietaną i jajami.
Przysmaku tego powinna spróbować każda niania, która faszeruje kukurydzianymi kleikami maluchy, dziwiąc się, że nie chcą zjeść ani jednej łyżeczki. Jak taka mądra, to niech sama spróbuje mamałygi – za karę.
Bliskość szerokiego na ponad kilometr Dunaju zachęca do przyrządzana na wiele rozmaitych sposobów ryb. Częstym gościem na tutejszych stołach jest sum i karp – i to nie tylko od święta.
Desery to przede wszystkim niezwykle słodkie ciasta i ciasteczka smażone na oleju lub smalcu z ogromną ilością bakalii i miodu – to także turecko-arabskie wpływy. Na południu kraju typowym domowym deserem są ciastka przypominające nasze pączki – papanap.
Przytoczone poniżej przepisy ułożą się w klasyczną kolację z okolic Opriszoru. Wystarczy tylko otworzyć odpowiednie wina i gotowe.
Fojta bund – smacznego!?

Warto było taki  kąsek przedrukować!