Już po wakacjach

Wróciliśmy w nocy i od razu zajrzałem do blogu. Nie przeczytałem oczywiście wszystkiego ale nie dopatrzyłem się też ani próby przewrotu, ani też żadnej rewolucji. Wszystko w normie. No, prawie wszystko (to zastrzeżenie w celu zapobieżenia  jakiejś klątwie).

Grecka świątynia w Paestum robi wrażenie!

Zanim zacznę regularne relacje z podróży musze nieco odsapnąć i posegregować wspominki. Dziś więc tylko kilka zdjęć z różnych miejsc  i momentów oraz podziękowania za rady przed wyjazdem. Dziękuję zwłaszcza Stanisławowi za przypomnienie o butach do kąpieli. Wprawdzie rybek z kolcami zaczajonych pod piaskiem dna nie było ale bez butów chodzenie po piasku plaży rozgrzanej niebotyczną  temperaturą było by niemożliwe. Stopy się smażą. Dzień w dzień bowiem temperatura powietrza sięgała do 40 st. C a wody do 28 st. Czyli nad wodą  było wręcz bosko! Nawiasem mówiąc piasek na naszej plaży był złoty a nie czarny (jak mieliśmy w Bazilicacie) wulkaniczny. Widać do Wezuwiusza za daleko (ok. 100 km).

 

Również zwiedzanie świątyń greckich nie było niczym utrudnione, co dokumentujemy na zdjęciach. A te ruiny domostw i ocalałe gigantyczne kolumny świątyń to widok zapierający dech.

Śniadania jadaliśmy w domu, który widać niżej

Domek, w którym mieszkaliśmy był więcej niż przyzwoity. Do plaży trzy minuty wolnego spacerku.
Dobrze też wybraliśmy restaurację, którą parę razy szczegółowo opiszę, bo warta gwiazdek Micheline’a.

Cozze i najpyszniejsze małże w kształcie długich rurek – fasolara cannolicchi

Aby nie było tak cudownie to przyznam się, że w drodze powrotnej zabłądziłem (mimo GPS, którego rady zlekceważyłem i mapy, do której zajrzałem zbyt późno) pod Ołomuńcem. I dokładając ponad dwie godziny krążyliśmy po Morawach podziwiając piękne krajobrazy i śliczne, czyste wsie oraz miasteczka. Ale co ja się nasłuchałem od pasażerek!!!?
I to tyle na początek.