Krótki raport znad jeziora Omulew i okolic
Podróży po własnym kraju nigdy za dużo. Opowiedzieli mi przyjaciele, że w Wiknie, niedaleko Nidzicy, jest Zajazd Myśliwski, w którym kucharka jest po prostu poetką piekarnika i patelni. Co miało znaczyć, że gotuje oraz piecze tak wspaniale, iż nawet rozpieszczeni smakosze padają przed nią na kolana. Słysząc takie opinie i to z ust znawców tematu, postanowiłem zrobić małą wycieczkę przez kawałek Mazowsza, Kurpi i Warmii.
Wybraliśmy się po śniadaniu, by tzw. rzemiennym dyszlem czyli niespiesznie, dotrzeć do Wikna koło południa.
Przejechaliśmy przez Maków Mazowiecki, Przasnysz, Chorzele, Wielbark, by za Czarnym Piecem skręcić na Nidzicę. We wszystkich wsiach i miasteczkach zmiany widoczne gołym okiem. Nowe domy, rozbudowywane fabryczki, żadnych ruin. No i drogi, o których nikt nie powinien mówić z przekąsem. No, nie są to autostrady ani trasy szybkiego ruchu ale z niezłą nawierzchnią, dobrze wyprofilowane, z zatokami na przystanki autobusowe i miejscami do zatrzymywania. Słowem jazda po polsku, to znaczy jazda całkiem wygodna. Bez łamania przepisów dotarliśmy na miejsce w samo południe. Wyjechaliśmy zaś po śniadaniu, zrobieniu porządku w domu czyli o wpół do dziesiątej. Pokonaliśmy odległość 144 km. Zatrzymując się raz w lesie, by obejrzeć kozaki czerwonogłowe, kurki i jagody sprzedawane przez młodocianych zbieraczy.
Wikno to maleńka miejscowość ale pięknie położona pośród wielkich borów nad jeziorem Omulew (600 hektarów powierzchni pięknej, czystej zielonkawej wody).
Zajazd Myśliwski stoi na skarpie nad samą wodą. Może tam znaleźć nocleg nieco ponad 20 osób. Pokoje są eleganckie i każdy z łazienką. Pod domem ogród-restauracja ulokowana na kilku poziomach, pośród krzewów i kwiatów. Kto chce może, łowić ryby, kto chce – żeglować lub kąpać się. A że nazwa zobowiązuje, to można też wybrać się z właścicielem na polowanie.
Nas najbardziej interesowała kuchnia. Jedliśmy oczywiście w ogrodzie. A z obfitej i nieźle prezentującej się karty wybraliśmy zaledwie trzy potrawy. Wiemy bowiem, że to nasza nie ostatnia podróż do Wikna.
Powstrzymaliśmy się od zamówienia uchy, choć kusiła nas bardzo, nie wzięliśmy też smażonego węgorza, mimo iż go uwielbiamy. Ponieważ dawno nie jedliśmy dziczyzny poprosiliśmy o polędwicę z jelenia z prawdziwkami w śmietanie oraz o nieznane nam danie czyli medalion szlachecki w cieście ziemniaczanym z serem. Oba dania były po prostu fantastyczne. Polędwica krucha, soczysta i dobrze wcześniej (lekko) marynowana. Medalion podobnie. A ziemniaczane ciasto z serem żółtym na wierzchu to pomysł doskonały. Do tego różne sałaty i cały obiad gotów. Kosztował równo 80 zł. Całość!
Na deser wzięliśmy jedna porcję na dwoje pierogów ze śmietana i czarnymi jagodami. I tu mieliśmy jedną małą uwagę krytyczną: zbędnym a wręcz przeszkadzającym dodatkiem zapachowo-smakowym był cukier waniliowy. Zabija on bowiem i aromat i smak czarnych jagód. I tylko żałowaliśmy, że jedynym napojem jaki towarzyszył daniom była zimna woda mineralna. Ale przecież czekała nas droga powrotna.
Wino i sery czekały na nas w naszym wiejskim domu.
Komentarze
Podejrzewam, ze takich poetek i poetow kuchni poukrywanych w miejscach dla przecietnego Kowalskiego niedostepnych jest duzo wiecej, moze nie zatrzesienie ale sporo.
Bardzo mnie zaciekawilo to ciasto ziemniaczane – cos mi sie wydaje, ze podobne robie.
No i obiad na swiezym powietrzu to zupelnie inna bajka.
WIKNO – trzeba zapiamietac te nazwe.
Pozdrawiam
Dobrze, że przybywa nam informacji o delicjach na kulinarnej mapie Polski. Posiłek w takiej scenerii musiał smakować, a jeszcze kiedy kucharka natchniona… Cena tego obiadu bardzo umiarkowana. W okolicach Poznania cena posiku z dziczyzną dla jednej osoby nie schodzi poniżej 75 – 80 złotych.Mnie zawsze przeszkadzają „sztuczne” zapachy, hojnie dodawane do óżnych ciast i przetworów. Wczoraj Ryba kupiła nam po bułeczce – jagodziance i wszystko byłoby pięknie, gdyby nie upiorny posmaczek landrynkowy w tle nadzienia. Ten sam smak landrynkowy jest w krojonych jabłkach w słoiku przeznaczonych na szarlotkę i w syropach owocowych do wody. I jak tu nie robić swoich przetworów, żeby takich smaczków uniknąć?
ORCA – zasługujesz na medal, za propagowanie sztuki, kultury i obyczaju śwojego kraju. Szklany Most już kiedyś pokazywałaś. Bardzo podoba mi się dekoracja sądu. Pomyślałam, że sąd przejął rolę katedry. Szklane rzeźby w ogrodzie botanicznym niektóre b. piękne, chociaż jest ich dużo; trochę, jakby chciały konkurować z roślinami.
Bo, Piotrze miły, drogi w tamtych rejonach przeszły gruntowną renowację. Lecz podczas przeprowadzania takowej jazda była koszmarem. Doświadczyliśmy tego w ubiegłym roku. Do pewnego punktu nasza trasa była podobna.
Miła wiadomość, że już gotowe.
Medalion w cieście ziemniaczanym brzmi interesującą. A z czego ów medalion był?
Ja robię medalion z ciasta ziemniaczanego z dodatkiem ostrego sera. Do tego sosy – głównie pieczarkowy. Też bardzo dobre.
Pozdrowiątka od zwierzątka
Echidna
O ile się nie mylę, to w tym Zajeździe Myśliwskim spożywaliście dary B. przygotowane przez poetkę piekarnika i patelni.
http://www.zajazdmysliwski.com/index.php?option=com_content&view=article&id=50&Itemid=37&lang=pl
E.
Ha, z tego, co pokazała Echidna wynika, że kucharka nie daje talerzy upstrzonych r4óżnościami, co mnie odbiera natychmiast apetyt. Dobrze to o niej świadczy.
Teraz pora na jedzenie pod golym niebem, ale w cieniu. Jestem wielbicielem slonecznej pogody, ale mozliwie w cieniu. Taki moj punkt siedzenia. To ciasto kartoflanne tez by mnie interesowalo, chociazby juz dla tego, ze moja LP stara sie ostatnio jesc bezglutenowo.
Przygoda amsterdamska trwala niestety krotko, ale wystarczylo dla przypomnienia mi tego niezwyklego miasta i objecania sobie powtorki. Jest tego raptem 4 lub 5 godzin jazdy.
W sobote o 16.00 przygoda szczegolnego rodzaju. Tego dnia program krecil sie dla mnie wylacznie wokol jednego tematu: cwiercfinalowy mecz Niemcow z Argentyna. Aby miec dojscie do telewizora wyruszylismy z Wlodkiem juz dwie godziny wczesniej rozejzec sie za odpowiednim lokalem. Nie mialo to byc daleko, aby moc tam ze zrozumialych wzgledow wygodnie dojsc piechota. Nie szukalismy dlugo, zapytalismy wlasciciela, co stal akurat przed lokalem: nie ma sprawy, transmisja przewidziana. W odpowiednim czasie wyruszylismy we czworo, tzn z dziecmi, ale bez Jotki. Wolala wypoczac i poczytac. Bedac ponownie przed lokalem uderzylo nas to, czego nie zauwazylismy przedtem, mianowicie szyld: RESTAURACIJA GRILL ARGENTINA. Zastanawialismy sie przez chwile, czy nie poszukac czegos innego, stosowniejszego na taka okazje. Ale czas naglil, a mysmy przedtem nie sprawdzali, czy sa inne mozliwosci. Postanowilismy wiec mimo to wejsc do jaskini lwa z pobozna nadzieja, ze nie przyjdzie nam tego zalowac. W przejsciu, rzut oka do kuchni. Przy olbrzymim grilu usmiechniete, sniade twarze czystych potomkow Inkow i Mayow. Siedlismy i porozumielismy sie co do tego, ze bedziemy na piano. Dzieci tez cos poczuly, bo lokal zapelnial sie gwaltownie, a my siedzielismy w srodku. Kacperek pyta co to za jezyk, moja Laura prosi: Opa, ale badz cicho! Rozmawialismy po polsku i przyrzekalismy sobie umiarkowane zachowanie, ale zamawialem przeciez juz po niemiecku, wiec i tak bylem juz zoutowany. Nasze przyrzeczenie trwalo jednak krotko, bo zaraz padla bramka i ja podskoczylem z wyciagnieta piescia. Za nami najpierw cisza, a potem wrzawa, ale wszystko sie jakos uspokoilo, a przed przerwa kelnerzy wniesli gory grilowanych zeberek, stekow, kielbasek, kukurydzy, wiec zapadla zarloczna cisza. Jak padla druga bramka wszyscy podniesli glosy, a przy trzeciej slychac bylo nawet: Maradona finita! Okazalo sie bowiem, ze to byli Hiszpanie, a po czesci Wlosi i nie za bardzo przejmowali sie losem druzyny argentynskiej. Smutni byli tylko gospodarze.
Cieszmy sie dalej pieknym latem,
pepegor
Ten raport Gospodarza wywołał u mnie nagłą tęsknotę za jakimś wyjazdem w nieznane. Jednak wyjazdy planowane są trochę póżniej. Ale obmyślam jakąś krótką wycieczkę jednodniową.
Pepegor, bardzo emocjonujące było to kibicowanie. Ja generalnie nie kibicuję, to znaczy nie oglądam meczów, ale drużynie niemieckiej sprzyjam. Może obejrzę finał.Jestem za tym, żeby grali Niemcy z Holendrami, czego i Tobie życzę. 🙂
Pepegor – świetna, zabawna historia. P.B. widać czuwa nad kibicami. A Laura naiwna – czy którykolwiek Opa będzie siedział cicho, kiedy dla jego drużyny pada gol? Życiem zaryzykuje, a wrzeszczeć będzie.
Pepegor- piękna ta Twoja opowieść 😀
Raport jest czystym miodem dla duszy. Trudno uwierzyc, ze jeszcze 14 lat temu ten raj na ziemi byl malym wiejskim sklepikiem na zapuszczonej dzialce. Wioletta i Eugeniusz Bieliccy dokonali prawdziwego cudu gospodarczego. Po wygraniu przetargu, litujac sie nad turystami, otworzyli maly bar z jedzeniem, pracowali jak przyslowiowe woly, poczatkowo bez niczyjej pomocy finansowej, by w koncu stworzyc swoje mini-imperium.
Bardzo mnie to cieszy. Pomyslec, ze wszystko zaczelo sie od poszukiwania pracy dla pani Wioletty i ogloszenia w gazecie przypadkowo znalezione przez jej meza. Obojgu nalezy sie ogromny medalion.
Plecek,
zapodaj skad masz tak dokladne dane. Znasz z autopsji?
Placek – dzięki za przybliżenie sylwetek dwojga dzielnych ludzi. To dzięki takim postaciom zmienia się przaśna rzeczywistość
Już od wielu lat mam ‚chrapkę’, by się wybrać wreszcie w tamte okolice (znam dość dobrze Suwalszczyznę; Warmii i Mazur wcale… (!))
Ale to wymaga parudniowej podróży… i to bez możliwości południowej ulgi termicznej, jaką to perspektywę daje ‚wyskoczenie’ na górskie południe.
…Bo w wydartych tak zwanemu „życiu” pojedynczych dniach udało mi się ostatnio odwiedzić… cztery jeziora (słowacko-zachodnio-tatrzańskie)*
___
*plus Chochołów, Ludźmierz, Łopuszną, Frydman, Przełęcz Krośnicką, Szczawę, Przełęcz Lubomierz (Przysłop)…
… a po trzech dniach obejrzeć je sobie z góry (= z Rakonia i Wołowca)… delektując się pogodą, owocami, jakością dróg, takoż pokonywanych w skwarze i zmęczeniu górskich kilometrów… 😀 😀 😀
Pepegor – Z autopsji pamietam tylko pare wykladow a weterynarii. Informacja pochodzi z bazy danych Agrinpol, o alternatywnej dzialalnosci gospodarczej rolnikow w Polsce. Insomnia no nie zarty. Na marginesie pragne przypomniec o potrzebie umiaru w jedzeniu. Dawno temu, w pobliskim Wielbarku (Willenberg) mieszkal
najciezszy mezczyzna Europy. Tak, bylem tam, ale jeszcze przed Gierkiem. Widzialem tam fortyfikacje przeroznych „turystow”, z wyjatkiem tatarskich. Tym sie zawsze spieszylo; lyk kumysu, jasyr i w droge. Prastarych debow, sosen i kopcow do licha i troche. Mam nadzieje, ze Krzyzacy i Jacwingowie zostawia Wikno w spokoju.
A Cappella – dzięki za kawałek urodziwego świata. Ktoś, kto jak ja, liczy nagniotki na siedzeniu od siedzenia, wdzięczny jest za takie przyjemności.
Cała przyjemność po mojej stronie – psze Pani Generał… (melduję posłusznie, ma się rozumieć 😉 )! 🙂 🙂 🙂
A Cappella – spocznij!
Pyro,
chwilowo spoczywam… arkadyjskie komentarze pod Blogiem Pana Adamczewskiego czytajęcy…
… Ale pędzić muszę w ten-tak-zwany wir… za chwileczkę… 😉 😀
Witam Blog.
Zofija chyba zabkuje, bo mi od paru dni do wiwatu dawala. Dzisja daje do wiwatu niani, wiec luz. Przygotowania do polfinalu Holandia – Urugwaj w toku.
Pepegorze, jak Cie znowu zaniesie do A’damu i chcialbyc popelnic „kulinarna zbrodnie” i zabrac dzieci na hamburgery, to polecam jeden z 4 przybytkow o nazwie Burgermeester. Z McDonaldem ma to niewiele wspolnego. Chyba tylko to, ze alkoholu nie serwuja i jest to swego rodzaju fast food. Roznica polega na tym, ze jest to jedzenie swieze, pomyslowe i dobrej jakosci.
Odkrylismy to w czasie naszego pobytu u rodziny w marcu. Z. spala sobie na krzesle a my wsuwalismy mini hamburgerki.
Biedna Zofija. Swędzi ją, jak diabli, pobolewa i ona ma mieć dobry humor? Nirrod, daj jej w łapkę coś bezpiecznego do „gryzienia”, skórkę od chleba albo co. To jej pomoże, bo z jednej strony odwróci uwagę, z drugiej przyniesie ulgę. Koszulka będzie po tym nie do doprania, ale co tam koszulka.
Dzisiaj na obiad pasta na wzór środkowo europejski. Makaron – świderki, mięso – hojnie, czosnek – w ilościach bałkańskich, sera – gruba warstwa. Jem.
pepegor –
chcesz przepis na medaliony ziemniaczane?
E.
Echidno, dałaś adres właściwy. A Placek musi znać i okolicę , i właścicieli. Ten medalion to schab wieprzowy zawinięty w ciasto ziemniaczane i dodatkowo posypany żółtym serem, który się rozpuścił. Jeszcze mam smak na języku.
Dzień dobry Szampaństwu.
Cichaly z Florydy uciekli w maju na północ, żeby było chłodniej. Dzisiaj w ich okolicach północnych ma być w okolicach 40C (nie mówiąc o temperaturze odczuwalnej!), a u mnie na dalekiej północy (Great White North według Yankesów)) będzie jakieś 34C. Temperatura odczuwalna pewnie dobrze ponad 40C. I sauna… Na przyjazd Szampaństwa nie przewiduje się zmian 🙄
Na ogródku lis – piękny rudzielec, spóźnił się na porzeczki, chyba kwiatki przyszedł wąchać czy co? Wychodzi na to, że powinnam zmienić hasło z „fotoaparat noś i przy pogodzie” na „fotoaparat noś przy sobie zawsze i wszędzie”.
Pyro dzieki za rade. Sprobujemy ze skorka, poki co ulubionym obiektem gryzienia byla traba slonia i ucho krowy.
Alicjo- toż myślałam,że nosisz !
Nie dosyć,że aparat to chyba jeszcze kamerę,by trzeba było nosić,
albo inny nagrywacz.Ptactwo we włościach tak nadaje z rana oraz
z wieczora,że wszelkie as-dury z filharmonii mogą się schować !
Nisia płynie i nie czyta blogu (póki co ),to nie będzie mi miała za złe 😀
„Atlas ptaków” już kupiłam,co by przyrodę ożywioną nauczyć się rozpoznawać. Z powodu pasji Osobistego do wycinania niepotrzebnego
krzakostanu zniszczyliśmy niestety srocze gniazdo.Były 3 jaja –
błękitne,wielkości jaj przepiórczych.Bardzo szkoda nam było nie
wyklutego potomstwa 🙁 Może coś jednak już wcześniej przyszło
na świat,bo sroka podobno wysiaduje najczęściej 6 jaj.
Danuśko,
noszę, ale o świcie bladym idąc z sypialni do kuchni (z której okno i drzwi na ogródek) do głowy mi nie przyszło 🙄
U nas przyroda ożywiona to wild life, czyli dzikie życie 😉
A propos tych moich sroko-skrzeczących niebieskich blue jays, one też składają turkusowo-niebieskie jajka wielkości przepiórczych. Składają najwyżej cztery – pięć. Wrzaskliwe to-to bardzo. Ale muszę powiedzieć, że kulturalnie zbierały opadłe na ziemię porzeczki, tych z krzaka nie ruszały. Pewnie bały się zgranych dysków (nie dało się udziobać?) i folii nad krzakami.
Echidno,
bardzo proszę, ale opisz dokładniej, bo mnie o ciastach trzeba łopatą!
Nirrod,
jak długo jeszcze będziesz w tej Ugandzie? Nasz Geolog wybiera się tam w styczniu na pół roku. Będzie projektował jakieś urządzenia hydrologiczne, aby ludność w górskich wioskach mogła gromadzić wodę deszczową na swoje potrzeby. Ta praca ma być w ramach służby cywilnej, która jest u nas ekwiwalentem służby wojskowej.
Tutejszym ząbkującym dzieciom dawane są gryzaczki z korzenia fiołka, korale bursztynowe, skórka od chleba i nie wiem co jeszcze. Ja nie dawałam nic, a zęby się pojawiły niezauważone tj. poczułam je w pewnym momencie na własnej skórze 😉
Witam o świcie. Przed wyjazdem przygotowujemu furaż i spyżę nader pieczołowicie. Oczywiście piekę chleb, bo czy tam w Kanadzie?…Dla Alicji czosnkowy a dla Jerzora na słodko ciasto drożdżowe. Dla innych (Ottawa i Montreal) psinco, bo i tak się nie znają.
Pomocy! Kiedy chleb smaruje się jajkiem, żeby się świcił? Przed rośnięciem, po, czy na końcu pieczenia? Gdzieś czytałem, ale zapomniałem… a taka starość miała być przyjemna!
pepegor –
Zrobię to jutro. I bardzo dokładnie.
E.
Cichal,
którą drogą jedziesz na Great White North?
Jak od Was prosto do nas, to oczywiście 81 i Thousand Islands Bridge przejście graniczne. Przygotuj się – jest to granica „przyjaźni” typu między dawnym PRL a ZSRR i od kiedy tu mieszkam, zawsze tak było, a po 9/11 jeszcze bardziej „przyjacielsko”. Mysz musi okazać paszport!
WandaTX, Pyra, Echidna
Ciesze sie, ze Chihuly zrobil na Was wrazenie. Pododa mi sie porownanie lobby sadu do katedry. Tam jedni dostaja rozgrzeszenie, a inni odprawiaja pokute.
Pyra – medal przyjmuje.
Alicjo, oczywiście 81. Ostatnie tankowanie w Axandria Bay. Jedziemy już dzisiaj, bo po drodze wstępujemy do znajomych w Binghampton a więc, jak pisał Gospodarz, jedziemy rzemiennym dyszlem. Czy na granicy liczą alkohole?
George’s Sausage and Deli to polski sklep w centrum Seattle.
Sklep jest mniejszy od garazu na jeden samochod. Tlum w sklepie przewala sie przez caly dzien. W czasie lunchu pracownicy okolicznych biznesow czekaja cierpliwie w kolejce na kanapke. Slep, jego produkty i przede wszystkim kanapki sa niezwykle popularne i tanie w porownaniu do innych miejsc. DJ z miejscowej stacji radiowej twierdzi, ze to najlepsze kanapki w miescie.
Oprocz kanapek chwala salatke z ziemniakow, a o faszerowanej kaczce mowia, ze francuskie pasztety moga sie zawstydzic.
Czekajacy w kolejce wiedza, ze warto cierpliwie stac i wachac zapachy Polish kobasa. Trzeba tylko przyniesc ze soba duzy apetyt.
Sklep jest prowadzony od lat przez Polke i jej rodzine. Musze zaznaczyc, ze tu nie ma polskiej dzielnicy. Jedyna etniczna dzielnica jest Chinatown.
Ten sklep to dowod, ze jakosc nie potrzebuje reklamy, wykwintnych dekoracji i stolikow. W sklepie nie ma stolikow, bo po prostu nie ma na to miejsca. Sciany sa pokryte polkami ze sloikami ogorkow, musztardy ustawionych obok cukierkow czekoladowanych. Wystroj jest bardzo skromny, a drzwi nigdy sie nie zamykaja.
Jedyna uwaga to krotkie godziny otwarcia. Ale wlascicielka mowi, ze juz nie ma sily otwierac sklepu w niedziele.
Zalaczam komentarze przypadkowych klientow, ktorzy regularnie jedza kanapki w George’s Sausage and Deli
http://www.yelp.com/biz/georges-sausage-and-delicatessen-seattle
Cichal –
Ja tam smaruję tuż przed pieczeniem.
Dobranoc.
E.
Ja mam słabość do szkła i wszystko mi się tam podoba. Kiedyś dostałam od znajomej z Australii kalendarz na rok 1998 – An Australian Spiryt. Oglądając zdjęcia Orcy, od razu mi się skojarzyło…To malowidła, ale podobnie bardzo kolorowe i sporo wątków oceanicznych. Kalendarz na papierze mam – miałam ochote wykorzystać niektóre wątki w moich robotach drucianych, ale jakoś się nie złożyło. To się prosi o jaskrawą, lekką bawełnę, ewentualnie jedwab.
Pracochłonne, nawet po zaadaptowaniu wzoru. Wyciagnęłam z półki ten kalendarz i zamiast wywiesić pranie… 🙄
http://www.slide.com/r/AM0TUP9_vD-6EH7EKHvn6x-W9YcL4Mwv?map=2&cy=bb
Alicja,
Wyobraz sobie taki sufit w lazience, jak ‚Bridge of Glass’
Wywiesiłam pranie.
Pytać pytają z obowiązku o alkohol i fajki, legalnie litr na twarz i karton fajek, ale nas nigdy nie przetrzepywali, pokazywaliśmy zakup w duty free i na tym koniec. Dawno nie przejeżdżaliśmy granicy, ostatnio przefruwaliśmy. Marne z nas smugglers 🙁
Orca – wyobrażam sobie! Tylko trzeba mieć odpowiednią łazienkę 😉
Ale pomarzyc mozna, mozna, mozna.
Wprawdzie wpis nie na temat, ale z informacja dla sympatykow YYC.
Wczoraj przylecieli do mnie z Calgary YYC z nowo poslubiona malzonka. Poniewaz w Toronto panuja teraz straszne upaly to ugoscilem ich lekkim, wloskim posilkiem. Zaczelismy od mojego ulubionego szampana (Laurent Perrier, no to akurat francuskie) i ontaryjskich swiezych malin i porzeczek, potem salatka caprese z chlodnym alzackim Pinot Gris, na glowne danie szybko usmazona cielecina w sosie z czerwonego wina, tagliatelle i butelka czerwonego bordeaux (Chateau de Laurets 2006). Na deser mielismy lekki polski piernik kupiony w polskim sklepie.
Mloda para przebywa wlasnie nad jeziorami, a potem jada nad Niagare zgodnie z tradycja, zobaczyc wodospad i odwiedzic lokalne winnice. Mam nadzieje, ze YYC sie nie obrazi, ze o nim pisze, ale wiem, ze kilka osob jest co nieco zainteresowanych tematem.
Cichalu – To ze zapomniales kiedy chleb smarowac jest dowodem na to, ze jestes jeszcze bardzo mlody. Zacznij sie martwic gdy bedziesz pamietal czym, ale zapomnisz co. Skorka chleba nie blyszczy dlatego, ze byla smarowana jajkiem, ale dzieki wodzie w nim zawartym. Dlatego zawodowi piekarze uzywaja zwyklej wody, a dla olsniewajacego efektu dodaja do niej odrobine maki zytniej lub ziemniaczanej. Skrobia w mace kleikuje, stad efekt. Smaruje sie juz po upieczeniu chleba. Jesli piecze sie w zwyklym piekarniku, nalezy wwstawic na jego gorna polke naczynie z pol szklanki goracej wody. Chleb nie bedzie wtedy zbyt suchy. Paradoksem jest fakt, ze to Ty umiesz piec chleb, nie ja.
Spojrzalem na swoj wpis i doznalem olsnienia – sadzac po mej polszczyznie, jestem z Polski C.
Chciałam się zdrzemnąć po obiedzie. Dobre Dziecko troskliwie otuliło mnie kocykiem. W rezultacie przespałam calutkie popołudnie. A w nocy? Przecież nie pójdę na tańce; inne swawole też jakoś poza możliwościami. I co będzie?
Wsrod ciszy i oczekiwania na jutrzejszy mecz, strzelilam dzisiaj, sadzac po owacjach, chyba 10:0.
Mezczyzni nie maja „letko”, spotkalam dzisiaj znajomka w okolicach parku nad jeziorkiem, musialam zabrac auto-grata, gdyz trzeba bylo pdwiezc, wywiezsc, przewiesc (jak to tutaj sie robi) dziecko. Znajomek stwierdzil, ze sie przejedzie kawalek i usiadl za kierownica, podjechal do nastepnego skrzyzowania, stanal i nie wiem co mial dalej za pomysly, bieg mu nie wchodzil ale to nic, naciskal na gaz az wylo i to nie jeden raz, Daga musiala mnie wydostac z tylnego siedzenia, otworzyc mnie blokade na dzieci, kazalam mu wysiasc i wlozylam bieg, nacisnelam delikatnie na gaz i samochod bez podrygiwania ruszyl. A tu nagle z okolicznych ogrodkow kawiarnianych, pelnych ludzi przy tej pogodzie: owacje, krzyki, buczenie, kelnerzy walili w metalowe tace, wyszscy, zarowno kobiety jak i mezczyzni brali w tym udzial. Zajeta tym co facet z samochodem wyrabial, nie spodziewalam sie takiej publicznosci.
Brawo Dorotol! Gratuluję Dagny zakończenia etapu edukacji. Uściskaj panienkę od Babci – Pyry.
Daga swierdzila dzisiaj, iz nie jest juz „Unterstufe” tylko przeszla na etap szkoly sredniej.
ROMek,
przekaż gratulacje Młodej Parze i wszystkiego dobrego na nowej drodze życia!
p.s.
U nas też upały 🙁
Pozdrowienia dla Ciebie, kiedyś jeszcze wpadniemy do ROM, bo było mało, mało!
ROM-ek, – najlepszego dla Młodej Pary.
Sauna. Za 10 minut szklaneczka zimnego piwa – za pomyślność Młodych 🙂
Nemo. W Ugandzie do lata 2012. W ktorych wioskach on ma zamiar to budowac?
Byl Pawel z Widnia i wyleczyl mój komputer. Biedny dostal zadyszki a ja jak nie przymierzajac ten jolop skasowalem kilka obrazków z prawej strony ekranu. Nic dziwnego, daj chlopu zegarek to go spróbuje nakrecic klonica.
Zniwa w pelni i drogi pozapychane kombajnami miejscowych Kólek Rolniczych.
Zniwa w pelni i zapowiadaja sie dobre zbiory do przerobienia na paliwa biologiczne.
Chyba powoli przychodzi czas na przygotowania do Balu w Operze.
Jeszcze letni ale myslacy o przyszlosci
Pan Lulek
Po wysluchaniu pilkarskich wersji hymnow narodowych jestem juz pewien; Urugwaj 2 Holandia 1.
Upal nie do wytrzymania. Szkoda, ze nie jestem w Chinach.
Ło matko z córkami… to już lepiej tu być, jak myślisz, Placek?
Ja za *cholindrami*, jak mawia Ana z Krainy Wiatraków 🙂
Nirrod,
nie wiem jeszcze dokładnie, ale gdzieś niedaleko granicy z Ruandą, 2 godziny jazdy od goryli (tak mu powiedziano 😯 )
A propos błyszczącego chleba, to kiedyś gdzieś usłyszałam, że piekarze smarują chleb przed pieczeniem roztworem dekstryny czyli po prostu krochmalem.
To pewnie gdzies w gorach Rwenzori. A chleb, zeby blyszczal smaruje sie roztworem wody z sola.
Minął ciężki tydzień wraz z nim presja dokonywania tego właściwego wyboru, te nieustanne wahania, niepokoje, śmiem nawet przyznać że były również sytuacje krytyczne, na granicy awantury, płacze nawet!!
Wybory, kto rozdaje karty, kto ma iść czy nie iść, a jak tak to gdzie, na prawo czy lewo, ulec czy dać kontrę, wygrać, czy dla dobra sprawy odpuścić i przegrać, dać upust populizmu, naobiecywać i udać głupa?
Achhh, te spory, stresy, ale i oczekiwanie poparcia, ale i troska o przyszłość.
Wszystko wczoraj szczęśliwie zakończone.
Ciężko było przetwać te zmienne nastroje…ten czy tamten?, lubię, nie lubię?
nie dać się sprowokować do dyskusji np. o sytuacji w oświacie przedszkolnej, trzymać się swego zdania nawet wtedy gdy serce krwawiło, zaciskać zęby, nie pozwolić na okazanie słabości, nie obiecywać za wiele. Politycznie była zgoda, trudniej było dogadać szczegóły, zrealizować obietnice. Kiedy? jak szybko?
częściowo, czy na 100 procent?
Taka tygodniowa, nieustająca debata. Spokój był nocą.
Zresztą wiecie że tak się gra, na ile pozwala przeciwnik. A ten był sprytny, wygadany, uparty, potrafiący zmanipulować, zagrać na emocjach i uczuciach.
Nawet stosunek do kota potrafił poróżnić. Do psa zresztą też.
Może i u Was ten czas minął podobnie?
U nas, powtórzę jeszcze raz, nie było łatwo.
Przez miniony tydzień opiekowaliśmy się wnuczką.
Tydzień z wnuczką może być cudowny i męczący nad podziw. Takie stworzonko ma z reguły tyle energii, co średnia elektrownia. Zawsze zastanawiam się, czy nie należałoby kilku pięciolatków podłączyć do sieci; toż energia najczystsza pod słońcem. Wiem coś o tym – dzisiaj mój rodzinny Igor kończy 5 lat.
Wole jednak upaly, zrobilo ie strasznie zimno 16 stopni, owinieta jestem w koldre, jutro tylko 24, toz to Antarktyda
Dorotol – ngdzie jesteś? W Ośnie?
No to Igorowi wszystkiego najlepszego, a co dostal z tej okazji?
Nie mam pojęcia co dostał, to Ania załatwiała, bo ja na saksach.
Pyro jak nas system szkolnictwa nerwowo wykoczyl i przez 1/4 lata w miescie trzymal, to juz mi sie nie chce nigdzie jechac, juz i tak najladniejszy okres minal, okres kiedy sie wszystko rozwijalo. Wszystkie zasiane roslinki pewnie wyschly, owocy nie bedzie bo za sucho, te pyszne renklody pewnie adieu, grzyby to pewnie innego lata. Mam jechac na wies aby jesc pomarancze z importu.
Dorotol,
darmo i bez żalu daję 10C. Tylko pomyśl, jak to skompresować i przesłać.
trzeba sie popytac o technologie u Chinczykow, oni buduja teraz nowy wodny chinski mur
Historia lubi się powtarzać.
http://picasaweb.google.de/pegorek/Amsterdam?authkey=Gv1sRgCKv6vsaKls2gNg#5490901882180155186
W kuchni placu campingowego w Amstelveen były przyrządy na łańcuszkach. Dla dokumentacji poświęcił się Włodek.
Pepegor 😀
Pepegor – widać muszą te łańcuszki być, a zabieranie różnego wyposażenia nie jest polską specjalnością wyłącznie. Swoją drogą bardzo mnie zawsze dziwili złodzieje żarówek w windach i korytarzach piwnicznych. Komu się chciało? Zamontowane wysoko, słabe, na półłce w samie leży ich od metra po 1,20 złotego, a ginęły co kilka tygodni. Ostatnio jakoś nie giną.
Kochani, pozno jest, jakos mi nie wychodzi wiec, reszta przy lepszej okazji.
Dobranoc.
Nirrod, Ana, gratulacje. Ponoć mecz był piękny.
A, fakt!
Gratulacje dla Nirroda. Jotro sie okaze, czy Oranje przeciw Rzeszy.
W każdym wypadku ja za Rzeszą.
A nie. Ja w finale za pomaraczowymi. Rzeszy nie zaszkodzi trochę lania.
Rzesza ma 2 biliony długu, finansuje Unię i jeszcze ją lać?! Za co? 😯
Nemo – za piłkę nożną.
Jak już wszyscy śpią i nawet Żaba nie kumka z błota, to i8 ja sobie pójdę.
Do jutra
U mnie jeszcze widno, a i lampka się jeszcze będzie palić. Wróciłam z zakupów jedzeniowych. Potrzebna mi kapusta włoska – oczywiście jak potrzebna, to nie ma 🙄
Dalej mi się nie chciało poszukiwać, za gorąco. Tym za Wielką Wodą – przyjemnych snów!
Dzisiaj nie czytałam, tylko wpis Gospodarza. Cały dzień na dole o poza domem też. Przyjechała Haneczka z Jurkiem. Przywieźli agrest. Właśnie skończyłam przerabiać pierwszą ćwierć i chyba pójdę spać. Za oknem już jasno. Wczoraj trochę popadało, ale tylko od rana do południa. Deszcz ranny, płacz panny, taniec starej baby (Żaby?), długo nie trwa. Szczera prawda. Gaszę!!!!!!
Dzisiaj sroda czyli Dzien Czystosci. Genieralne sprzatanie z myciem podlóg i okien od zewnatrz. Wydaje mi sie, ze zgubilem jedna karitasówke. Jada z mezem na urlop w okolice Dubrownika. Para wspaniala bo on policjant a ona wprawiona w opiece polamanców. Cos mi wyglada na otwarcie nowej placówki.
Dnia pieknego, letniego zyczy równiez sobie
Pan Lulek
Zaliczyłam smętne skutki przespanego popołudnia – poszłam spać o 3-ej w nocy, wstałam o 4.30, przeczytałam wpis Żaby i poszłam dospać do 6.30. W rezultacie spałam niespełna 4 godziny i grozi mi znowu spanie w dzień. Jak niemowlę rozregulowałam sobie rytm snu i czuwania. Widzę, że niektóre kwiaty różane trzeba już poobcinać, bo przekwitły i dostały ulewnego deszczu, co im urody nie dodało. Może mi Córka pozwoli wziąć nożyce? Cholera z tą troskliwością